1
0
forked from kubapok/lalka-lm
This commit is contained in:
kubapok 2021-05-24 12:34:02 +02:00
commit fdf03fd960
7 changed files with 11118 additions and 0 deletions

3
.gitignore vendored Normal file
View File

@ -0,0 +1,3 @@
*~
*.swp
*.o

57
README.md Normal file
View File

@ -0,0 +1,57 @@
Guess a word in a gap
=======================================
Give a probability distribution for a word in a gap in a corpus of
book "Lalka". This is a challenge for
language models.
The metric is log-loss calculated on 10-bit fingerprints generated
with MurmurHash3 hash function.
Example
-------
For instance, you are expected guess the word in the
gap marked with <MASK> token here:
> Wokulski słuchał go uważnie do Pruszkowa .
> Za Pruszkowem zmęczony i jednostajny głos pana
> Tomasza zaczął go męczyć . Za to coraz
> wyraźniej wpadała mu w ucho rozmowa panny
> Izabeli ze <MASK> , prowadzona po angielsku .
> Usłyszał nawet kilka zdań , które go zainteresowały ,
> i zadał sobie pytanie : czy nie należałoby ostrzec
> ich , że on rozumie po angielsku ?
(And the correct expected word here is *rolnej*.)
Directory structure
-------------------
* `README.md` — this file
* `config.txt` — GEval configuration file
* `train/` — directory with training data
* `dev-0/` — directory with dev (test) data
* `dev-0/in.tsv` — input data for the dev set
* `dev-0/expected.tsv` — expected (reference) data for the dev set
* `test-A` — directory with test data
* `test-A/in.tsv` — input data for the test set
* `test-A/expected.tsv` — expected (reference) data for the test set (hidden)
Format of the output files
--------------------------
For each input line, a probability distribution for words in a gap
must be given:
word1:logprob1 word2:logprob2 ... wordN:logprobN :logprob0
where *logprobi* is the logarithm of the probability for *wordi* and
*logprob0* is the logarithm of the probability mass for all the other
words (it will be spread between all 1024 fingerprint values). If the
respective probabilities do not sum up to 1, they will be normalised with
softmax.

1
config.txt Normal file
View File

@ -0,0 +1 @@
--metric LogLossHashed10 --precision 8

471
dev-0/expected.tsv Normal file
View File

@ -0,0 +1,471 @@
tymczasem
Starskim
Izabeli
tej
słowo
,
,
zanadto
?
i
z
go
M.
się
i
wagonu
?
tysięcy
.
szukaliśmy
zaszły
pomyślał
skakać
siłę
może
zdobyłby
Wokulski
naszego
przez
drogach
mi
lewą
szacunku
być
kiedy
,
się
jechać
aby
twarzy
pan
?
odpowiedziała
zatoczył
uczuł
z
z
panna
nie
dadzą
wyglądała
.
,
do
panu
przed
pana
i
pana
go
Wokulski
Izabela
Mój
szepnął
tym
,
Wolę
chwili
!
oczach
który
wpatrując
pociągnął
zapałce
,
tłumem
kobiety
,
rzekł
raz
!
pan
Starskiego
Stanisławie
świsnął
farewell
naprzeciw
siebie
i
niekiedy
zaczęły
to
ogromnej
widzenie
tu
skrzydłami
i
każdy
Wy
wymykały
przeżegnał
ja
o
słychać
?
chciał
Ja
kwadranse
Człowiek
do
niej
mu
,
.
ich
ciężyć
mógł
ptak
drgającą
samodzielność
znaczący
sam
zdołały
człowiekiem
,
czuć
w
tym
człowiek
znajdował
,
daje
nerwy
wąsach
i
,
;
jedzie
.
zbolałe
,
popiołem
człowiek
pochwycił
ty
Wokulski
i
cokolwiek
dziecka
mógł
piersi
wsunął
śmiele
zdawał
,
,
?
pół
sturublówek
,
w
jaśnie
majątku
złość
do
powiem
?
Pamiętnik
.
roku
nie
bo
bo
niedoświadczony
jest
ażeby
,
wypolitykujemy
w
To
polityczna
linii
tak
bo
?
i
przez
,
nawet
kilku
sam
sobie
znowu
reszty
romantyk
Szumanem
z
jest
równość
to
się
bo
zmęczony
wody
ażeby
,
,
ażeby
u
palnie
my
pieniędzy
masz
jak
Szlangbauma
!
a
go
?
chełpi
depcze
coraz
poznał
zrobić
.
Wirski
kufer
przez
to
go
Żydami
Bóg
a
.
studentom
więc
?
Stróż
dziwniej
wynajęcia
baron
na
pan
ja
go
zrobimy
przerwał
do
z
Maruszewicz
Nikt
hultaje
Żonie
osób
jeżeli
,
ale
bardziej
ażebym
boi
i
na
,
ze
mieszka
,
,
pomyślałem
,
ażeby
i
wzruszył
w
odezwałem
Strach
znajdujemy
wyraźnie
brała
od
interes
,
to
wrócił
panną
jestem
,
podobno
mówić
,
piękna
mylę
,
?
wiem
zatrzeszczało
,
dawniej
rozbeczała
w
głaz
głowę
jedźmy
Warszawsko-Wiedeńskim
ze
dzień
w
Dusza
,
tudzież
z
sposobem
Wszedłszy
zaś
Gdy
następnej
się
fotelu
to
puls
,
mu
rzekł
znowu
kurację
Rzecki
Uważaj
kochany
I
cię
z
rzekł
i
daj
ci
mnie
po
otwartość
mierze
walkę
w
budzenie
potem
wzmagał
jak
obrazów
?
dowierzając
ulgi
tam
przeglądaniu
coraz
który
Dopiero
spoza
mu
które
nigdy
z
,
ażeby
licha
wziął
którym
który
wyglądałby
przypomniał
błędu
Rzeccy
Dawny
dotykają
choć
jego
,
i
pokój
usunięcia
wspólnikom
piętnasty
pieniędzy
święty
warunkiem
,
.
bardzo
jeszcze
chwili
zadziera
z
się
jaka
którym
szczęściem
nieszczęśliwych
jeszcze
częściej
w
,
spokój
dawały
samego
modna
,
tak
rachubę
do
się
miałem
z
dyrektora
no
w
nie
się
nimi
lubię
teraz
ich
zbyt
muszę
się
i
mówić
nie
na
tak
1 tymczasem
2 Starskim
3 Izabeli
4 tej
5 słowo
6 ,
7 ,
8 zanadto
9 ?
10 i
11 z
12 go
13 M.
14 się
15
16 i
17 wagonu
18 ?
19
20 tysięcy
21 .
22 szukaliśmy
23 zaszły
24 pomyślał
25 skakać
26
27 siłę
28 może
29 zdobyłby
30 Wokulski
31 naszego
32 przez
33 drogach
34 mi
35 lewą
36 szacunku
37 być
38 kiedy
39 ,
40 się
41 jechać
42
43 aby
44 twarzy
45
46 pan
47 ?
48 odpowiedziała
49 zatoczył
50
51 uczuł
52 z
53 z
54 panna
55 nie
56 dadzą
57 wyglądała
58 .
59 ,
60 do
61 panu
62 przed
63 pana
64 i
65 pana
66
67 go
68
69 Wokulski
70 Izabela
71 Mój
72 szepnął
73 tym
74
75 ,
76
77 Wolę
78 chwili
79 !
80 oczach
81
82 który
83 wpatrując
84 pociągnął
85 zapałce
86 ,
87 tłumem
88 kobiety
89 ,
90 rzekł
91 raz
92 !
93 pan
94 Starskiego
95 Stanisławie
96
97 świsnął
98 farewell
99 naprzeciw
100 siebie
101 i
102 niekiedy
103 zaczęły
104 to
105 ogromnej
106 widzenie
107
108 tu
109 skrzydłami
110 i
111 każdy
112 Wy
113 wymykały
114 przeżegnał
115 ja
116 o
117 słychać
118 ?
119 chciał
120
121 Ja
122 kwadranse
123 Człowiek
124 do
125 niej
126 mu
127 ,
128 .
129 ich
130 ciężyć
131 mógł
132 ptak
133 drgającą
134 samodzielność
135 znaczący
136 sam
137 zdołały
138 człowiekiem
139
140 ,
141 czuć
142 w
143
144 tym
145
146 człowiek
147 znajdował
148
149 ,
150 daje
151 nerwy
152 wąsach
153 i
154 ,
155 ;
156 jedzie
157 .
158 zbolałe
159 ,
160
161 popiołem
162 człowiek
163 pochwycił
164 ty
165
166 Wokulski
167
168 i
169 cokolwiek
170 dziecka
171
172 mógł
173
174 piersi
175
176 wsunął
177 śmiele
178 zdawał
179 ,
180 ,
181 ?
182 pół
183 sturublówek
184 ,
185 w
186 jaśnie
187 majątku
188 złość
189 do
190
191 powiem
192 ?
193 Pamiętnik
194 .
195 roku
196 nie
197 bo
198 bo
199 niedoświadczony
200 jest
201 ażeby
202 ,
203 wypolitykujemy
204 w
205 To
206 polityczna
207 linii
208 tak
209 bo
210 ?
211
212 i
213 przez
214 ,
215 nawet
216 kilku
217 sam
218 sobie
219 znowu
220 reszty
221 romantyk
222 Szumanem
223 z
224
225
226 jest
227 równość
228 to
229 się
230 bo
231 zmęczony
232 wody
233 ażeby
234 ,
235 ,
236 ażeby
237 u
238 palnie
239 my
240 pieniędzy
241 masz
242 jak
243
244 Szlangbauma
245 !
246 a
247 go
248 ?
249 chełpi
250 depcze
251 coraz
252 poznał
253 zrobić
254 .
255 Wirski
256
257 kufer
258 przez
259 to
260 go
261 Żydami
262 Bóg
263 a
264 .
265 studentom
266 więc
267
268 ?
269 Stróż
270 dziwniej
271 wynajęcia
272
273 baron
274 na
275 pan
276 ja
277 go
278 zrobimy
279 przerwał
280 do
281 z
282 Maruszewicz
283 Nikt
284 hultaje
285 Żonie
286 osób
287 jeżeli
288 ,
289 ale
290 bardziej
291 ażebym
292 boi
293 i
294 na
295 ,
296 ze
297 mieszka
298
299 ,
300
301 ,
302 pomyślałem
303 ,
304 ażeby
305
306
307 i
308 wzruszył
309 w
310 odezwałem
311 Strach
312 znajdujemy
313 wyraźnie
314 brała
315 od
316 interes
317
318 ,
319 to
320 wrócił
321 panną
322 jestem
323 ,
324 podobno
325 mówić
326
327 ,
328 piękna
329 mylę
330 ,
331 ?
332 wiem
333 zatrzeszczało
334 ,
335 dawniej
336 rozbeczała
337 w
338 głaz
339 głowę
340 jedźmy
341 Warszawsko-Wiedeńskim
342 ze
343 dzień
344 w
345 Dusza
346 ,
347 tudzież
348 z
349 sposobem
350 Wszedłszy
351 zaś
352 Gdy
353 następnej
354 się
355 fotelu
356 to
357 puls
358 ,
359 mu
360 rzekł
361 znowu
362 kurację
363 Rzecki
364 Uważaj
365 kochany
366 I
367 cię
368 z
369 rzekł
370 i
371 daj
372 ci
373 mnie
374 po
375 otwartość
376 mierze
377 walkę
378 w
379 budzenie
380 potem
381 wzmagał
382
383 jak
384 obrazów
385 ?
386 dowierzając
387
388 ulgi
389 tam
390 przeglądaniu
391 coraz
392 który
393
394 Dopiero
395 spoza
396 mu
397 które
398 nigdy
399 z
400 ,
401 ażeby
402 licha
403 wziął
404 którym
405 który
406 wyglądałby
407 przypomniał
408 błędu
409 Rzeccy
410
411 Dawny
412 dotykają
413 choć
414 jego
415 ,
416 i
417 pokój
418
419 usunięcia
420 wspólnikom
421 piętnasty
422 pieniędzy
423 święty
424 warunkiem
425 ,
426 .
427 bardzo
428 jeszcze
429
430 chwili
431 zadziera
432 z
433 się
434 jaka
435 którym
436 szczęściem
437 nieszczęśliwych
438 jeszcze
439 częściej
440 w
441 ,
442 spokój
443 dawały
444 samego
445 modna
446 ,
447 tak
448 rachubę
449 do
450
451 się
452 miałem
453 z
454 dyrektora
455 no
456 w
457 nie
458 się
459 nimi
460 lubię
461 teraz
462 ich
463 zbyt
464 muszę
465 się
466 i
467 mówić
468 nie
469 na
470 tak
471

471
dev-0/in.tsv Normal file
View File

@ -0,0 +1,471 @@
Pan Łęcki , trochę niezdrów , odział się w hawelok , w pled i jeszcze położył kołdrę na nogach . Kazał pozamykać wszystkie okna w wagonie i przyćmić latarnie , które go raziły . Obiecywał sobie , że zaśnie , nawet czuł , że go sen morzy ; <MASK> wdał się w rozmowę z Wokulskim i szeroko zaczął mu opowiadać o siostrze Hortensji , która za młodu była do niego bardzo przywiązana , o dworze Napoleona III , który z nim kilka razy rozmawiał , o uprzejmości i miłostkach Wiktora Emanuela i o mnóstwie innych rzeczy .
Wokulski słuchał go uważnie do Pruszkowa . Za Pruszkowem zmęczony i jednostajny głos pana Tomasza zaczął go męczyć . Za to coraz wyraźniej wpadała mu w ucho rozmowa panny Izabeli ze <MASK> , prowadzona po angielsku . Usłyszał nawet kilka zdań , które go zainteresowały , i zadał sobie pytanie : czy nie należałoby ostrzec ich , że on rozumie po angielsku ?
Już chciał powstać z siedzenia , kiedy wypadkiem spojrzał w przeciwległą szybę wagonu i zobaczył w niej jak w lustrze słabe odbicie panny <MASK> i Starskiego . Siedzieli bardzo blisko siebie , oboje zarumienieni , choć rozmawiali tonem tak lekkim , jakby chodziło o rzeczy obojętne .
Wokulski jednakże spostrzegł , że obojętny ton nie odpowiada treści rozmowy ; czuł nawet , że tym swobodnym tonem chcą kogoś w błąd wprowadzić . I w <MASK> chwili , pierwszy raz od czasu jak znał pannę Izabelę , przeleciały mu przez myśl straszne wyrazy : „ fałsz ! … fałsz ! … ”
Przycisnął się do ławki wagonu , patrzył w szybę i — słuchał . Zdawało mu się , że każde <MASK> Starskiego i panny Izabeli pada mu na twarz , na głowę , na piersi jak krople ołowianego deszczu …
Już nie myślał ich ostrzegać , że rozumie <MASK> co mówią , tylko słuchał i słuchał …
Właśnie pociąg wyjechał z Radziwiłłowa , a pierwszy frazes <MASK> który zwrócił uwagę Wokulskiego , był ten :
— Wszystko możesz mu zarzucić — mówiła panna Izabela po angielsku . — Nie jest młody ani dystyngowany ; jest <MASK> sentymentalny i czasami nudny , ale chciwy ? … Już dosyć , kiedy nawet papo nazywa go zbyt hojnym …
— A sprawa z panem K <MASK> … — wtrącił Starski .
— O klacz wyścigową ? … Jak to zaraz znać , że wracasz z prowincji . Niedawno był u nas baron <MASK> powiedział , że jeżeli kiedy , to w tej sprawie pan , o którym mówimy , postąpił jak dżentelmen .
— Żaden dżentelmen nie uwolniłby fałszerza , gdyby nie miał <MASK> nim jakichś zakulisowych interesów — odparł z uśmiechem Starski .
— A baron ile razy uwalniał <MASK> ? — spytała panna Izabela .
— I akurat baron ma rozmaite grzeszki , o których wie pan <MASK> Źle bronisz swoich protegowanych , kuzynko — mówił drwiącym tonem Starski .
Wokulski przycisnął się do ławki wagonu , ażeby nie zerwać <MASK> i nie uderzyć Starskiego . Ale pohamował się .
„ Każdy ma prawo sądzić innych — myślał . <MASK> Zresztą zobaczymy , co będzie dalej ! … ”
Przez kilka chwil słyszał tylko turkot kół <MASK> zauważył , że wagon się chwieje .
„ Nigdy nie czułem takiego chwiania się <MASK> ” — rzekł do siebie .
— I ten medalion — drwił Starski — jest całym prezentem przedślubnym <MASK> … Niezbyt hojny narzeczony : kocha jak trubadur , ale …
— Zapewniam cię — przerwała panna Izabela <MASK> że oddałby mi cały majątek …
— Bierzże go , kuzynko , i mnie pożycz ze sto <MASK> … A cóż , znalazła się ta cudowna blaszka ? …
— Właśnie że nie , i jestem bardzo zmartwiona <MASK> Boże , gdyby on się kiedy dowiedział …
— Czy o tym , że zgubiliśmy jego blaszkę , czy że <MASK> medalionu ? — szepnął Starski przytulając się do jej ramienia .
Wokulskiemu mgłą <MASK> oczy .
„ Tracę przytomność ? … ” — <MASK> chwytając za pas przy oknie .
Zdawało mu się , że wagon zaczyna <MASK> i lada moment nastąpi wykolejenie .
— Wiesz , że jesteś zuchwały ! <MASK> — mówiła przyciszonym głosem panna Izabela .
— To właśnie stanowi moją <MASK> — odparł Starski .
— Zlituj się … Ależ on <MASK> spojrzeć ! … Znienawidzę cię …
— Będziesz szaleć za mną , bo nikt nie <MASK> się na to … Kobiety lubią demonów …
Panna Izabela przysunęła się do ojca . <MASK> patrzył w przeciwległą szybę i słuchał .
— Oświadczam ci — mówiła zirytowana — że nie wejdziesz za próg <MASK> domu … A gdybyś ośmielił się … powiem mu wszystko …
— Nie wejdę , kuzynko , dopóki sama mnie nie wezwiesz ; jestem zaś pewny , że nastąpi to bardzo prędko . W tydzień znudzi cię ten ubóstwiający mąż i zapragniesz weselszego towarzystwa . Przypomnisz sobie łobuza kuzynka , który ani <MASK> jedną chwilę w życiu nie był poważnym , zawsze dowcipnym , a niekiedy bezczelnie śmiałym … i pożałujesz tego , który zawsze gotów do uwielbiania cię , nigdy nie był zazdrosnym , umiał ustępować innym , szanował twoje kaprysy …
— Wynagradzając sobie na innych <MASK> — wtrąciła panna Izabela .
— Właśnie ! … Gdybym tak nie robił , nie miałabyś <MASK> czego przebaczać i mogłabyś lękać się wymówek z mojej strony …
Nie zmieniając pozycji objął ją prawą ręką , a <MASK> ściskał jej rączkę , ukrytą pod płaszczykiem .
— Tak , kuzynko — mówił . — Takiej jak ty kobiecie nie wystarczy powszedni chleb <MASK> ani pierniczki uwielbień … Tobie niekiedy potrzeba szampana , ciebie musi ktoś odurzyć choćby cynizmem .
— Cynikiem <MASK> łatwo …
— Ale nie każdy ośmieli się być nim . Zapytaj tego pana , czy on wpadłby <MASK> na myśl , że jego miłosne modlitwy są mniej warte od moich bluźnierstw ? …
Wokulski już nie słyszał dalszej rozmowy ; uwagę jego pochłonął inny fakt : zmiana , która szybko poczęła odbywać się w nim samym . Gdyby wczoraj powiedziano mu , że będzie niemym świadkiem podobnej rozmowy <MASK> nie uwierzyłby ; myślałby , że każdy wyraz zabije go albo przyprawi o szaleństwo . Kiedy się to jednak stało , musiał przyznać , że od zdrady , rozczarowania i upokorzeń jest coś gorszego .
Ale co ? … Oto — jazda koleją . Jak ten wagon drży … jak on pędzi ! … Drżenie pociągu udziela <MASK> jego nogom , płucom , sercu , mózgowi ; w nim samym wszystko drży , każda kosteczka , każde włókno nerwowe …
A ten pęd przez pole nie ograniczone niczym , pod ogromnym sklepieniem nieba ! … I on musi <MASK> , nie wiadomo jak jeszcze daleko … może z pięć , może z dziesięć minut ! …
Co tam Starski albo i panna Izabela … Jedno warte drugiego ! <MASK> Ale ta kolej , ach , ta kolej … to drżenie …
Zdawało mu się , że się rozpłacze , że zacznie krzyczeć , że wybije okno i wyskoczy z wagonu … Gorzej . Zdawało mu się , że będzie błagać Starskiego , <MASK> go ratował … Przed czym ? … Była chwila , że chciał schować się pod ławkę , prosić obecnych , ażeby na nim usiedli , i tak dojechać do stacji …
Zamknął oczy , zaciął zęby , schwycił się rękoma za frędzle obicia ; pot wystąpił mu na czoło i spływał po <MASK> , a pociąg drżał i pędził … Nareszcie rozległ się świst jeden … drugi i pociąg zatrzymał się na stacji .
„ Jestem ocalony ” <MASK> pomyślał Wokulski .
Jednocześnie obudził się <MASK> Łęcki .
— Co to za stacja <MASK> — spytał Wokulskiego .
— Skierniewice — <MASK> panna Izabela .
Konduktor otworzył drzwi . Wokulski zerwał się z siedzenia . Potrącił pana Tomasza , <MASK> się na przeciwną ławkę , potknął się na stopniu i wbiegł do bufetu .
— Wódki ! <MASK> — zawołał .
Zdziwiona bufetowa podała mu kieliszek . Podniósł go do ust , ale <MASK> ściskanie w gardle i nudności i postawił kieliszek nie tknięty .
W wagonie Starski rozmawiał <MASK> panną Izabelą .
— No , już daruj , kuzynko — rzekł — ale <MASK> takim pośpiechem nie wychodzi się z wagonu przy damach .
— Może chory ? — odpowiedziała <MASK> Izabela czując jakiś niepokój .
— W każdym razie jest to choroba nie tyle niebezpieczna , ile <MASK> cierpiąca zwłoki … Czy każesz sobie co podać , kuzynko ?
— Niech mi <MASK> wody sodowej .
Starski poszedł do bufetu ; panna Izabela <MASK> oknem . Jej nieokreślony niepokój wzrastał .
„ W tym coś jest … — myślała <MASK> — Jak on dziwnie wyglądał … ”
Wokulski z bufetu poszedł na koniec peronu . Kilka razy odetchnął głęboko , napił się wody z beczki <MASK> przy której stała jakaś uboga kobieta i paru Żydków . Powoli oprzytomniał , a spostrzegłszy nadkonduktora rzekł :
— Kochany panie , weź <MASK> rąk jaki papier …
— Co to <MASK> ? …
— Nic . Weź pan z biura jaki papier i <MASK> naszym wagonem powiedz , że jest telegram do Wokulskiego .
— Do <MASK> ? …
Nadkonduktor mocno się zdziwił , ale poszedł do telegrafu . W parę minut wyszedł z biura <MASK> zbliżywszy się do wagonu , w którym siedział pan Łęcki z córką , zawołał :
— Telegram do <MASK> Wokulskiego ! …
— Co to znaczy ? … pokaż pan <MASK> — odezwał się zaniepokojony pan Tomasz .
Ale w tej chwili obok nadkonduktora stanął Wokulski , odebrał papier , spokojnie otworzył <MASK> i choć w tym miejscu było zupełnie ciemno , udał , że czyta .
— Co to za telegram ? <MASK> — zapytał go pan Tomasz .
— Z Warszawy — odparł <MASK> . — Muszę wracać .
— Wraca pan ? … — zawołała panna <MASK> . — Czy jakie nieszczęście ? …
— Nie , pani . <MASK> wspólnik wzywa mnie .
— Zysk czy strata ? … — <MASK> pan Tomasz wychylając się przez okno .
— Ogromny zysk — odparł <MASK> samym tonem Wokulski .
— A … to jedź … <MASK> poradził mu pan Tomasz .
— Ale po cóż ma pan tu zostawać ? — zawołała panna Izabela . — Musi pan czekać na pociąg <MASK> a w takim razie lepiej niech pan jedzie z nami naprzeciw niego . Będziemy jeszcze parę godzin razem …
— Bela wybornie radzi <MASK> wtrącił pan Tomasz .
— Nie , panie — odpowiedział Wokulski . — <MASK> stąd pojechać na lokomotywie aniżeli tracić parę godzin .
Panna Izabela przypatrywała mu się szeroko otwartymi oczyma . W tej <MASK> spostrzegła w nim coś zupełnie nowego i — zainteresował ją .
„ Jaka to bogata natura <MASK> ” — pomyślała .
W ciągu paru minut Wokulski bez powodu spotężniał w jej <MASK> , a Starski wydał się małym i zabawnym .
„ Ale dlaczego on zostaje ? … Skąd się tu wziął telegram ? <MASK> ” — mówiła w sobie i po nieokreślonym niepokoju ogarnęła ją trwoga .
Wokulski znowu zwrócił się ku bufetowi , aby znaleźć posługacza , <MASK> wyjąłby mu rzeczy , i zetknął się ze Starskim .
— Co panu jest ! … — zawołał Starski <MASK> się w niego przy świetle padającym z sali .
Wokulski wziął go pod ramię i <MASK> za sobą wzdłuż peronu .
— Niech pana to nie gniewa , panie Starski , co powiem — rzekł głuchym głosem . — Pan myli się co do siebie … W panu jest tyle demona , ile trucizny w <MASK> … I wcale pan nie posiada szampańskich własności … Pan ma raczej własności starego sera , co to podnieca chore żołądki , ale prosty smak może pobudzić do wymiotów … Przepraszam pana …
Starski słuchał oszołomiony . Nic nie rozumiał , a jednak zdawało mu się <MASK> że coś rozumie . Zaczął przypuszczać , że ma przed sobą wariata .
Odezwał się drugi dzwonek , podróżni <MASK> wybiegli z bufetu do wagonów .
— I jeszcze dam panu radę , panie Starski . Przy korzystaniu ze względów płci pięknej lepszą jest tradycyjna ostrożność aniżeli więcej lub mniej demoniczna śmiałość . Pańska śmiałość demaskuje <MASK> . A że kobiety nie lubią być demaskowane , więc możesz pan stracić u nich kredyt , co byłoby nieszczęściem i dla pana , i dla pańskich pupilek .
Starski wciąż nie rozumiał <MASK> o co chodzi .
— Jeżeli pana czym obraziłem — <MASK> — gotów jestem dać satysfakcję …
Zadzwoniono po <MASK> trzeci .
— Panowie , proszę siadać <MASK> … — wołali konduktorzy .
— Nie , panie — mówił Wokulski zwracając się z nim do wagonu państwa Łęckich . — Gdybym czuł potrzebę satysfakcji od pana , już byś nie żył , bez dodatkowych formalności . To raczej <MASK> masz prawo żądać ode mnie satysfakcji , że ośmieliłem się wejść do tego ogródka , gdzie pielęgnujesz swoje kwiaty … Będę w każdym czasie do dyspozycji … Pan wie , gdzie mieszkam ? …
Zbliżyli się do wagonu , przy którym już stał konduktor . Wokulski siłą wprowadził <MASK> na stopnie , popchnął go do saloniku , a konduktor zatrzasnął drzwi .
— Cóż to , nie żegnasz się , panie <MASK> ? … — zapytał zdziwiony pan Tomasz .
— Przyjemnej podróży ! … <MASK> odparł kłaniając się .
W oknie stanęła panna Izabela . Nadkonduktor <MASK> , odpowiedziano mu z lokomotywy .
— Farewell , miss Iza , <MASK> ! — zawołał Wokulski .
Pociąg ruszył . Panna Izabela rzuciła się na ławkę <MASK> ojca ; Starski odszedł w drugi kąt saloniku .
„ No … no … no ! … — mruknął do <MASK> Wokulski . — Zbliżycie wy się jeszcze przed Piotrkowem … ”
Patrzył na odchodzący pociąg <MASK> śmiał się .
Został na peronie sam i przysłuchiwał się szumowi odlatującego pociągu ; szum <MASK> słabnął , czasem milknął , znowu potężniał i nareszcie ucichł .
Potem słyszał stąpanie rozchodzącej się służby , przesuwanie stołków w bufecie ; potem w bufecie <MASK> gasnąć światła i ziewający kelner zamknął szklane drzwi , które wyskrzypiały jakiś wyraz .
„ Zgubili moją blaszkę szukając medalionu ! … — myślał Wokulski . — Ja jestem sentymentalny i nudny … Ona oprócz powszedniego chleba szacunku i pierniczków uwielbień jeszcze musi mieć szampana … Pierniczki uwielbień <MASK> dobry dowcip ! … Ale jakiego to ona lubi szampana ? … Ach , cynizmu ! … Szampan cynizmu — także dobry dowcip … No , przynajmniej opłaciła mi się nauka angielskiego … ”
Błąkając się bez celu , wszedł między dwa sznury zapasowych wagonów . Przez chwilę nie wiedział : dokąd iść ? — i nagle doznał halucynacji . Zdawało mu się , że stoi we wnętrzu <MASK> wieży , która zawaliła się nie wydawszy łoskotu . Nie zabiła go , ale otoczyła ze wszystkich stron wałem gruzów , spośród których nie mógł się wydostać . Nie było wyjścia ! …
Otrząsnął się i <MASK> znikło .
„ Oczywiście , morzy mnie senność — myślał . — Właściwie mówiąc nie spotkała mnie żadna niespodzianka ; wszystko można było z góry przewidzieć , ja nawet wszystko to widziałem … Jakie ona ze mną płaskie rozmowy prowadziła ! … Co ją zajmowało ? … Bale , rauty , koncerta , stroje … Co ona kochała ? … Siebie . Zdawało jej się , że cały świat jest dla niej , a ona po to , ażeby się bawić . Kokietowała … ależ tak , najbezwstydniej kokietowała wszystkich mężczyzn ; ze wszystkimi kobietami walczyła o piękność , hołdy i toalety <MASK> Co robiła ? … Nic . Przyozdabiała salony . Jedyną rzeczą , za pomocą której mogła zdobyć sobie byt materialny , była jej miłość , fałszywy towar ! … A ten Starski … Cóż Starski ? Taki pasożyt jak i ona … Był zaledwie epizodem w jej życiu pełnym doświadczeń . Do niego przecież nie mogę mieć pretensji : znalazł swój swoją . Ani do niej … Tak , to Mesalina przez imaginację ! … Ściskał ją i szukał medalionu , kto chciał , nawet ten Starski , biedak , który z powodu braku zajęcia musiał zostać uwodzicielem …
Niegdyś wierzyłem , że są <MASK> , na ziemi ,
Białe anioły z <MASK> jasnemi …
Piękne anioły ! … jasne skrzydła ! … Pan Molinari , pan Starski <MASK> Bóg wie ilu ich jeszcze … Oto skutki znajomości kobiet z poezji !
Trzeba było poznawać kobiety nie przez okulary Mickiewiczów , Krasińskich albo Słowackich , ale ze statystyki , która uczy , że <MASK> biały anioł jest w dziesiątej części prostytutką ; no i jeżeli spotkałoby cię rozczarowanie , to choć przyjemne … ”
W tej chwili rozległ się jakiś ryk : nalewano wody do kotła czy do rezerwuaru . Wokulski przystanął . Zdawało mu się , że w tym przeciągłym i melancholijnym dźwięku słyszy całą orkiestrę wygrywającą inwokację z Roberta Diabła . „ <MASK> , co spoczywacie tu , pod zimnym śmierci głazem … ” Śmiech , płacz , żal , pisk , niesforne okrzyki , wszystko to odzywało się razem , a nad wszystkim unosił się głos potężny , pełen beznadziejnego smutku .
Byłby przysiągł , że słyszy taką orkiestrę , i znowu uległ halucynacji . Zdawało mu się , że jest na cmentarzu , pośród otwartych grobów , z których <MASK> się wstrętne cienie . Po chwili każdy cień stawał się piękną kobietą , między którymi ostrożnie przesuwała się panna Izabela , wabiąc go ręką i spojrzeniem …
Ogarnęła go taka trwoga , że <MASK> się , i widma znikły .
„ Basta ! — pomyślał — <MASK> tu rozum stracę … ”
I postanowił zapomnieć <MASK> pannie Izabeli .
Była już druga po północy . W biurze telegrafu paliła się lampa z zielonym daszkiem i <MASK> było pukanie aparatu . Obok dworca przechadzał się jakiś człowiek , który zdjął czapkę .
— Kiedy jedzie pociąg do Warszawy <MASK> — spytał go Wokulski .
— O piątej , wielmożny panie — odparł człowiek robiąc ruch , jakby <MASK> pocałować go w rękę . — Ja , wielmożny panie , jestem …
— Dopiero o piątej ! … — powtórzył Wokulski . <MASK> Koni można … A z Warszawy o której ?
— Za trzy kwadranse . <MASK> , wielmożny panie …
— Za trzy kwadranse … — szepnął Wokulski . — Kwadranse … <MASK> … — powtarzał czując , że niedokładnie wymawia literę r .
Odwrócił się od nieznajomego i wzdłuż plantu poszedł w kierunku Warszawy . <MASK> patrzył za nim , kręcił głową i zniknął w ciemnościach .
„ Kwadranse … kwadranse … — mruczał Wokulski . — Język mi kołowacieje ? … Jaka dziwna plątanina wypadków ; uczyłem się , ażeby zdobyć pannę Izabelę , a nauczyłem się , aby ją stracić … Albo i Geist . Po to zrobił wielki wynalazek , po to powierzył mi święty depozyt , ażeby pan Starski miał jeden więcej powód <MASK> swoich poszukiwań … Wszystkiego mnie pozbawiła , nawet ostatniej nadziei … Gdyby w tej chwili zapytano mnie : czy ja istotnie znałem Geista ? czym widział jego dziwny metal ? nie umiałbym odpowiedzieć i już sam nie wiem , czy to nie było złudzeniem … Ach , gdybym mógł o niej nie myśleć … Choćby przez kilkanaście minut …
Otóż nie będę o <MASK> myślał … ”
Noc była gwiaździsta , pola ciemne , wzdłuż kolei w wielkich odstępach paliły się sygnałowe latarnie . Wokulski idąc rowem potknął się o spory kamień i w jednej chwili stanęły <MASK> przed oczyma ruiny zamku w Zasławiu , kamień , na którym siedziała panna Izabela , i jej łzy . Ale tym razem poza łzami błysnęło spojrzenie pełne fałszu .
„ Otóż nie będę o niej myślał … Pojadę do Geista , będę pracował od szóstej rano do jedynastej w nocy <MASK> będę musiał uważać na każdą zmianę ciśnienia , temperatury , natężenia prądu … Nie zostanie mi ani jednej chwili … ”
Zdawało mu się , że ktoś za nim idzie . Odwrócił się , ale nie dojrzał nic <MASK> Natomiast spostrzegł , że lewym okiem widzi gorzej niż prawym , co niewymownie zaczęło go drażnić .
Chciał wrócić się do ludzi , ale uczuł , że nie zniósłby <MASK> widoku . Już samo nawet myślenie męczyło go , prawie bolało .
„ Nie wiedziałem , że człowiekowi może <MASK> własna dusza … ” — mruknął .
„ Ach , gdybym <MASK> nie myśleć … ”
Daleko na wschodzie zamajaczył blask i ukazał się wąski sierp księżyca oblewając krajobraz niewymownie ponurym światłem . I nagle ukazało się Wokulskiemu nowe widzenie . Był w cichym i pustym lesie ; pnie sosen rosły pochylone w dziwaczny sposób , nie odzywał się żaden <MASK> , wiatr nie poruszał najmniejszej gałązki . Nie było nawet światła , tylko smutny półmrok . Wokulski czuł , że ten mrok , żal i smutek wypływał z jego serca i że to wszystko zakończy się chyba z życiem , jeżeli się zakończy …
Spomiędzy sosen , gdziekolwiek spojrzał , przeglądały płaty szarego nieba ; każdy zamieniał się w <MASK> szybę wagonu , w której widać było blady obraz panny Izabeli w uścisku Starskiego .
Wokulski już nie mógł oprzeć się widzeniom : opanowały go , pożarły mu wolę , skrzywiły myśl i zatruły serce . Duch jego stracił wszelką <MASK> : rządziło nim lada wrażenie , odbijające się w tysiącznych , coraz posępniejszych , coraz boleśniejszych formach , jak echa w pustej budowli .
Znowu potknął się o kamień i ten nie <MASK> fakt obudził w nim straszliwe medytacje .
Zdawało mu się , że kiedyś , kiedyś on <MASK> był kamieniem , zimnym , ślepym , nieczułym .
A gdy leżał pyszny w swojej martwocie , której największe ziemskie kataklizmy nie <MASK> ożywić , w nim czy nad nim odezwał się głos zapytujący :
„ Chcesz zostać <MASK> ? ”
„ Co to jest człowiek ? <MASK> ” — odparł kamień .
„ Chcesz widzieć , słyszeć <MASK> czuć ? … ”
„ Co to jest <MASK> ? … ”
„ Więc czy chcesz zaznać coś zupełnie nowego ? Czy chcesz istnienia , które <MASK> jednej chwili doświadcza więcej aniżeli wszystkie kamienie w ciągu miliona wieków ? ”
„ Nie rozumiem — odparł kamień <MASK> ale mogę być wszystkim . ”
„ A jeżeli — pytał głos nadnaturalny — po <MASK> nowym bycie pozostanie ci wieczny żal ? … ”
„ Co to jest żal ? <MASK> Mogę być wszystkim . ”
„ Więc niech się stanie <MASK> ” — odpowiedziano .
I stał się człowiek . Żył kilkadziesiąt lat , a w ciągu nich tyle pragnął i tyle cierpiał , że martwy świat nie zaznałby tego przez całą wieczność . Goniąc za jednym pragnieniem <MASK> tysiące innych , uciekając przed jednym cierpieniem wpadł w morze cierpień i tyle odczuł , tyle przemyślał , tyle pochłonął sił bezświadomych , że w końcu obudził przeciw sobie całą naturę .
„ Dosyć ! … — poczęto wołać ze wszystkich stron . <MASK> Dosyć ! … ustąp innym miejsca w tym widowisku … ”
„ Dosyć ! … dosyć ! … już dosyć ! … — wołały kamienie , drzewa , powietrze <MASK> ziemia i niebo … — Ustąp innym ! … niech i oni poznają ten nowy byt … ”
Dosyć ! … Więc znowu ma zostać niczym i to w chwili kiedy ów wyższy byt jako ostatnią pamiątkę <MASK> mu tylko rozpacz po tym , co stracił , i żal za tym , czego nie dosięgnął ! …
„ Ach , gdyby już słońce weszło ! — szepnął Wokulski . — Wracam do Warszawy … zabiorę się do jakiejkolwiek roboty i skończę z tymi głupstwami , które mi rozstrajają <MASK> … Chce Starskiego ? niech ma Starskiego ! … Przegrałem na niej ? … Dobrze ! … Za to wygrałem na innych rzeczach … Wszystkiego nie można posiadać … ”
Od kilku chwil czuł na <MASK> jakąś gęstą wilgoć .
„ Krew ? ” — pomyślał . Otarł usta <MASK> przy świetle zapałki zobaczył na chustce pianę .
„ Wściekam się czy co <MASK> u diabła ? … ”
Wtem z daleka zobaczył dwa światła , powoli zbliżające się w jego stronę <MASK> za nimi majaczyła ciemna masa , za którą ciągnął gęsty snop iskier .
„ Pociąg ? … ” — rzekł do siebie , i przywidziało mu się , że jest to ten sam pociąg , którym <MASK> panna Izabela . Znowu zobaczył salonik oświetlony latarnią przysłoniętą niebieskim kamlotem , a w kącie dostrzegł pannę Izabelę w objęciach Starskiego …
„ Tak kocham … tak kocham … — szepnął <MASK> — I nie mogę zapomnieć ! … ”
W tej chwili opanowało go cierpienie , na które w ludzkim języku już nie ma nazwiska . Dręczyła go zmęczona myśl , <MASK> uczucie , zdruzgotana wola , całe istnienie … I nagle uczuł już nie pragnienie , ale głód i żądzę śmierci .
Pociąg z wolna zbliżał się . Wokulski nie zdając sobie sprawy z tego , co robi , upadł na szyny . Drżał , zęby mu szczękały <MASK> schwycił się oburącz podkładów , miał usta pełne piasku … Na drogę padł blask latarń , szyny zaczęły cicho dźwięczeć pod toczącą się lokomotywą …
„ Boże , bądź miłościw … <MASK> — szepnął i zamknął oczy .
Nagle uczuł ciepło i gwałtowne szarpnięcie , które strąciło go z szyn … Pociąg przeleciał o kilka cali od głowy obryzgując go parą i gorącym <MASK> . Na chwilę stracił przytomność , a gdy ocknął się , zobaczył jakiegoś człowieka , który siedział mu na piersiach i trzymał za ręce .
— Co wielmożny pan robi najlepszego ? … — mówił <MASK> . — Kto słyszał takie rzeczy … Przecie Bóg …
Nie dokończył . Wokulski zepchnął go z siebie , <MASK> za kołnierz i jednym szarpnięciem rzucił na ziemię .
— Czego chcesz ode mnie , <MASK> podły ! … — zawołał .
— Panie … wielmożny panie <MASK> ja przecie jestem Wysocki …
— Wysocki ? … Wysocki ? … — powtórzył <MASK> . — Kłamiesz , Wysocki jest w Warszawie …
— Ale ja jego brat , dróżnik . Przecie mi wielmożny pan sam miejsce tu wyrobił jeszcze w przeszłym roku , po Wielkanocy <MASK> I gdzieżbym ja mógł patrzeć na takie nieszczęście pana ? … Zresztą , panie , na kolei nie wolno włazić pod maszynę …
Wokulski zamyślił się <MASK> puścił go .
„ Wszystko zwraca się przeciw mnie , <MASK> zrobiłem dobrego ” — szepnął .
Był bardzo zmęczony , więc usiadł na ziemi , obok dzikiej gruszki , co w tym miejscu rosła , nie większa od <MASK> . W tym czasie wiał wiatr i poruszał listkami drzewa wywołując szelesty , które nie wiadomo skąd przypomniały Wokulskiemu dawne lata .
„ Gdzie moje szczęście ! <MASK> ” — pomyślał .
Uczuł ściskanie w piersiach , które stopniowo doszło do gardła . Chciał odetchnąć , lecz nie <MASK> ; myślał , że się dusi , i objął rękoma drzewko , które wciąż szeleściło .
„ Umieram ! … <MASK> — zawołał .
Zdawało mu się , że go krew zalewa , że mu pękają <MASK> , wił się z bólu i nagle zaniósł się od płaczu .
„ Boże miłosierny … Boże miłosierny ! <MASK> ” — powtarzał wśród łkań .
Dróżnik przypełznął do niego i ostrożnie <MASK> mu rękę pod głowę .
— Płacz , wielmożny panie ! … — mówił nachylając się nad nim . — Płacz , wielmożny panie , i wzywaj boskiego imienia … Nie będziesz go wzywał nadaremnie … „ Kto się w opiekę poda Panu swemu , a całym sercem szczerze ufa jemu , <MASK> rzec może , mam obrońcę Boga , nie spadnie na mnie żadna straszna trwoga … Ciebie on z sideł zdradzieckich wyzuje … ” Co tam , wielmożny panie , dostatki , co największe skarby ! … Wszystko człowieka zawodzi , tylko jeden Bóg nie zawiedzie …
Wokulski przytulił twarz do ziemi . Zdawało mu się , że z każdą łzą spada mu z serca jakiś ból , jakiś zawód i rozpacz . Wykolejona myśl poczęła układać się do równowagi . Już <MASK> sobie sprawę z tego , co robił , i już zrozumiał , że w chwili nieszczęścia , kiedy go wszystko zdradziło , jeszcze pozostała mu wierną — ziemia , prosty człowiek i Bóg …
Powoli uspokajał się , łkania coraz rzadziej rozdzierały mu piersi <MASK> uczuł niemoc w całym ciele i twardo zasnął .
Świtało , kiedy się obudził ; usiadł , przetarł oczy <MASK> zobaczył obok siebie Wysockiego i wszystko sobie przypomniał .
— Długo spałem <MASK> — zapytał .
— Może kwadrans … może <MASK> godziny — odparł dróżnik .
Wokulski wyjął pugilares , wydobył kilka <MASK> i podając je Wysockiemu rzekł :
— Uważasz … Wczoraj byłem pijany … Nie mówże nic i nikomu <MASK> co się tu stało . A oto masz … dla dzieci …
Dróżnik pocałował go <MASK> nogi .
— Myślałem — rzekł — że <MASK> pan stracił wszystko i dlatego …
— Masz rację ! — odparł w zamyśleniu Wokulski — straciłem wszystko … oprócz <MASK> . Nie zapomnę o tobie , chociaż … Wolałbym już nie żyć .
— Ja też zaraz mówiłem , że taki pan nie szukałby nieszczęścia , choćby stracił wszystkie pieniądze . Zrobiła to <MASK> ludzka … Ale i na nią przyjdzie koniec . Bóg nierychliwy , ale sprawiedliwy , przekona się pan …
Wokulski podniósł się z ziemi i zaczął iść <MASK> stacji . Nagle zwrócił się do Wysockiego .
— Jak będziesz w Warszawie — rzekł — wstąp do mnie <MASK> Ale ani słowa o tym , co się tu stało …
— Tak mi Boże dopomóż , że nie <MASK> — odparł Wysocki i zdjął czapkę .
— A na drugi raz … — dodał Wokulski kładąc mu rękę na ramieniu — na drugi raz … Gdybyś spotkał takiego człowieka … rozumiesz <MASK> … gdybyś spotkał , nie ratuj go … Kiedy kto chce dobrowolnie stanąć ze swoją krzywdą przed boskim sądem , nie zatrzymuj go …
XV . <MASK> starego subiekta
Sytuacja polityczna zarysowuje się coraz wyraźniej . Mamy już dwie koalicje . Z jednej strony Rosja z Turcją , z drugiej strony Niemcy , Austria i Anglia <MASK> A jeżeli tak jest , więc znaczy , że lada chwilę może wybuchnąć wojna , w której zostaną rozstrzygnięte bardzo , ale to bardzo ważne sprawy .
Czy tylko będzie wojna ? bo my zawsze lubimy się łudzić . Otóż będzie , tym razem niezawodnie . Mówił mi Lisiecki , że ja co <MASK> zapowiadałem wojnę i nigdy się nie sprawdziło . Głupi on , uczciwszy uszy … Co innego było w tamtych latach , a co innego dziś .
Czytam na przykład w gazetach , że Garibaldi agituje we Włoszech przeciw Austrii . Dlaczegóż on agituje ? … Bo spodziewa się wielkiej wojny . I <MASK> na tym koniec , gdyż w kilka dni później słyszę , że jenerał Türr na wszystkie świętości zaklina Garibaldiego ażeby nie robił kłopotu Włochom …
Co to znaczy ? … To znaczy , przetłomaczone na ludzki język , że : „ wy , Włosi , nie ruszajcie się , <MASK> i bez tego Austria da wam Triest , jeśli wygra . Gdyby zaś z waszej winy przegrała , nie dostaniecie nic … ”
To są ważne zapowiedzi te agitacje Józia Garibaldiego i uspakajania Türra . Józio agituje , <MASK> widzi wojnę na długość ręki , a Türr uspakaja , bo widzi dalsze interesa .
Ale czy zaraz wybuchnie wojna ? w końcu czerwca czy w lipcu ? … Tak by myślał <MASK> polityk , ale nie ja . Niemcy bowiem nie rozpoczęłyby wojny nie zabezpieczywszy się od Francji .
Jakże się zaś zabezpieczą ? … Szprot mówi , że na to nie ma sposobu , ale ja widzę , że <MASK> , i jeszcze bardzo prosty . O , Bismarck to sprytny ptaszek , zaczynam się do niego przekonywać ! …
Bo i po co Niemcy i Austria wciągnęły do związku Anglię ? … Rozumie się po to , <MASK> mieć plaster na Francję i ją namówić do przymierza . Zrobi się to w następujący sposób :
W wojsku angielskim służy młody Napoleonek , Lulu , i bije się z Zulusami w Afryce jak jego dziadek <MASK> Napoleon Wielki . Kiedy zaś Anglicy skończą wojnę , mianują Napoleonka jenerałem i powiedzą do Francuzów te słowa :
— Moi kochani ! Macie tu Bonapartego , który wojował w Afryce i okrył się tam nieśmiertelną chwałą jak jego dziad . Zróbcie go więc waszym cesarzem jak dziada , a my za to <MASK> u Niemców Alzację i Lotaryngię . Zapłacicie im kilka miliardów , no , ale to lepsze aniżeli przeprowadzić nową wojnę , która będzie kosztowała z dziesięć miliardów i jest dla was wątpliwa …
Francuzi , naturalnie , zrobią Lulu cesarzem , odbiorą swoją ziemię , zapłacą , wejdą <MASK> przymierze z Niemcami , a wtedy Bismarck mając tyle pieniędzy pokaże swoją sztukę ! …
O , Bismarck mądra ryba i jeżeli kto , to tylko on może taki plan przeprowadzić . Ja już od dawna czułem , że to frant szpakami karmiony , i miałem do niego słabość , chociaż się z nią taiłem … <MASK> , panie , ziółko ! … Jest on ożeniony z Puttkamerówną ; wiadomo zaś , że Puttkamerowie są spokrewnieni z Mickiewiczem . Przy tym podobno pasjami lubi Polaków , a nawet synowi następcy tronu niemieckiego radził uczyć się po polsku …
No , jeżeli w tym roku nie będzie wojny … Dopieroż to Lisieckiemu powiem bajkę o kpie ! On , biedak , myśli , że <MASK> mądrość polega na tym , ażeby w nic nie wierzyć . Głupstwo ! … Polityka polega na kombinacjach , które wynikają z porządku rzeczy .
A więc niech żyje Napoleon IV ! … Bo chociaż dzisiaj nikt o nim nie myśli , ja przecie jestem pewny , że w tym rozgardiaszu on główną odegra rolę . A jeżeli potrafi się wziąć do rzeczy , to nie tylko odzyska Alzację i Lotaryngię darmo , ale jeszcze granice Francji może posunąć do Renu na całej <MASK> . Byle Bismarck nie spostrzegł się za wcześnie i nie zmiarkował , że posługiwać się Bonapartym znaczy to samo , co lwa zaprzęgać do taczek . Zdaje mi się nawet , że w tej jednej kwestii Bismarck przerachuje się . I powiem prawdę , że nie będę go żałował , bo nigdy nie miałem do niego zaufania .
Jakoś z moim zdrowiem nie jest dobrze . Nie powiem , ażeby mi coś dolegało , ale ot <MASK> … Chodzić wiele nie mogę , apetyt straciłem , nawet nie bardzo chce mi się pisać .
W sklepie prawie nie mam zajęcia , już tam bowiem rządzi Szlangbaum , a ja — tylko na przyprzążkę załatwiam interesa Stacha . Przed październikiem ma nas Szlangbaum spłacić zupełnie . Biedy nie zaznam , <MASK> poczciwy Stach zapewnił mi półtora tysiąca rubli dożywotniej pensji ; ale jak sobie człowiek pomyśli , że niedługo już nic nie będzie znaczył w sklepie , do niczego nie będzie miał już prawa …
Nie warto żyć … Gdyby nie Stach i nie Napoleonek , to czasem jest mi tak ciężko na świecie , że zrobiłbym sobie co … Kto wie , stary kolego Katz , czy nie najmądrzej postąpiłeś <MASK> Nie masz wprawdzie żadnych nadziei , ale też i nie boisz się zawodów … Nie twierdzę , ażebym się ich lękał , bo przecie ani Wokulski , ani Bonaparte … Ale zawsze … tak coś …
Jaki ja jestem zmęczony ; już nawet ciężko mi pisać . Tak bym gdzie pojechał … Mój Boże , dwadzieścia lat nie wyjrzałem za warszawskie rogatki ! … A tak mi czasami tęskno , ażeby jeszcze choć raz przed śmiercią spojrzeć na Węgry <MASK> Może na dawnych polach bitew znalazłbym bodaj kości kamratów … Ej , Katz , ej , Katz ! … pamiętasz ty ten dym , ten świst , te sygnały ? … Jaka wtedy była zielona trawa i jak świeciło nam słońce ? …
Nic nie pomoże , muszę wybrać się w podróż , spojrzeć na góry i lasy , wykąpać się w słońcu i w powietrzu szerokich równin <MASK> zacząć nowe życie . Może nawet wyniosę się gdzie na prowincję , w sąsiedztwo pani Stawskiej , bo i cóż więcej pozostaje emerytowi ? …
Ten Szlangbaum dziwny człowiek ; anibym myślał znając go biedakiem , że on tak potrafi zadzierać nosa . Już widzę , zapoznał się przez Maruszewicza z baronami , <MASK> baronów z hrabiami , a tylko jeszcze nie może dostać się do księcia , który z Żydami jest bardzo grzeczny , ale i bardzo z daleka .
I kiedy tak Szlangbaum zadziera nosa , w mieście na Żydów krzyk . Ile razy wstąpię na piwo , zawsze ktoś napada mnie i wymyśla , że Stach sprzedał sklep Żydom . Radca narzeka <MASK> że Żydzi zabierają mu trzecią część emerytury ; Szprot utyskuje , że Żydzi popsuli mu interesa ; Lisiecki płacze , że mu Szlangbaum wymówił miejsce od świętego Jana , a Klejn milczy .
Już i w gazetach zaczynają pisać przeciw Żydom , ale co dziwniejsze , że <MASK> doktór Szuman , choć sam starozakonny , miał raz ze mną taką rozmowę :
— Zobaczysz pan , że przed upływem <MASK> lat z Żydami będzie jakaś awantura .
— Za pozwoleniem — mówię — przecie <MASK> doktór niedawno chwaliłeś ich ! …
— Chwaliłem , bo to genialna rasa , ale podłe charaktery . Wyobraź pan <MASK> , że Szlangbaumy , stary i młody , mnie chcieli okpić , mnie …
„ Aha ! — myślę sobie — zaczynasz się <MASK> nawracać , kiedy cię połaskotali za kieszeń … ”
I mówiąc prawdę , do <MASK> straciłem serce dla Szumana .
A co oni wygadują na Wokulskiego ! … Marzyciel , idealista , <MASK> … Może za to , że nigdy nie zrobił świństwa .
Kiedy Klejnowi opowiedziałem moją rozmowę z <MASK> , nasz mizerny kolega odparł :
— On mówi , że dopiero za kilka lat będzie awantura <MASK> Żydami ? … Uspokój go pan , będzie wcześniej …
— Rany Chrystusowe ! — mówię <MASK> dlaczego ma być ? …
— Bo * my * dobrze ich znamy , choć się i do * nas * umizgają … — odpowiedział Klejn . <MASK> To migdały ! ale przerachowali się … * My * wiemy , do czego oni są zdolni , gdyby mieli siłę .
Uważałem Klejna za człowieka bardzo postępowego , może nawet zanadto postępowego , ale teraz myślę , że to <MASK> wielki zacofaniec . Zresztą , co znaczą owe : * my * — * nas * ? …
I to ma być wiek , który nastąpił po XVIII , po tym XVIII wieku , co napisał na swoich sztandarach : wolność , <MASK> , braterstwo ? … Za cóż ja się , u diabła , biłem z Austriakami ? … Za co ginęli moi kamraci ? …
Facecje ! przywidzenia ! wszystko <MASK> odrobi cesarz Napoleon IV .
Wówczas i Szlangbaum przestanie być arogantem , i Szuman przestanie chełpić <MASK> swoim żydostwem , i Klejn nie będzie im groził .
A niedalekie to czasy , <MASK> nawet Stach Wokulski …
Ach , jaki ja jestem <MASK> … Muszę gdzieś wyjechać .
Nie jestem przecie taki stary , ażebym miał myśleć o śmierci ; ale , mój Boże , kiedy z <MASK> wyjmą rybę , choćby najmłodszą i najzdrowszą , musi zdychać , gdyż nie ma właściwego sobie żywiołu …
Bodaj czy ja nie stałem się taką rybą wyciąganą z wody ; w sklepie już rozpanoszył się Szlangbaum i <MASK> zamanifestować swoją władzę , wypędził szwajcara i inkasenta za to tylko , że nie okazywali mu dosyć szacunku .
Kiedy prosiłem za biedakami <MASK> odparł z gniewem :
— Patrz pan , jak oni mnie traktują , a jak Wokulskiego ! … Jemu nie kłaniali się tak nisko <MASK> ale w każdym ruchu , w każdym spojrzeniu było widać , że by za nim poszli w ogień …
— Więc i pan , panie Szlangbaumie , chcesz , <MASK> za tobą szli w ogień ? — spytałem .
— Naturalnie . Przecie jedzą mój chleb , mają <MASK> mnie zarobki ! ja im płacę pensję …
Myślałem , że Lisiecki , który posiniał słuchając tych bredni , <MASK> go w ucho . Pohamował się jednak i tylko spytał :
— A czy wiesz pan , dlaczego <MASK> za Wokulskim poszlibyśmy w ogień ? …
— Bo on ma więcej <MASK> — odparł Szlangbaum .
— Nie , panie . Bo on ma to , czego pan nie <MASK> i mieć nie będziesz — rzekł Lisiecki bijąc się w piersi .
Szlangbaum zaczerwienił się <MASK> upiór .
— Co to jest ? … — zawołał . — Czego ja nie mam ? <MASK> My nie możemy razem pracować , panie Lisiecki … pan obrażasz moje obrządki religijne …
Schwyciłem Lisieckiego za rękę i odciągnąłem za szafy . Śmieli się wszyscy panowie z tej obrazy <MASK> … Tylko Zięba ( on jeden zostaje przy sklepie ) zaperzył się i zawołał :
— Pryncypał ma rację … nie można drwić z wyznania , bo wyznanie to święta rzecz <MASK> … Gdzież wolność sumienia ? … gdzie postęp ? … cywilizacja ? … emancypacja ? …
— Lizus bestia — mruknął Klejn , <MASK> potem rzekł mi do ucha :
— Czy nie ma Szuman racji , że oni muszą się doczekać awantury ? … Widziałeś <MASK> pan , jaki był , kiedy do nas nastał , a jaki jest dzisiaj ? …
Naturalnie , że zgromiłem Klejna , bo i co on ma za prawo straszyć swoich współobywateli awanturami <MASK> Nie mogę jednak ukryć przed sobą , że Szlangbaum mocno zmienił się w ciągu roku .
Dawniej był potulny , dziś arogant i pogardliwy ; dawniej milczał , kiedy go krzywdzono , dziś sam rozbija się bez powodu . Dawniej mianował się Polakiem , dziś <MASK> się ze swego żydostwa . Dawniej nawet wierzył w szlachetność i bezinteresowność , a teraz mówi tylko o swoich pieniądzach i stosunkach . Może być źle ! …
Za to wobec gości jest uniżony , a hrabiom , a nawet baronom właziłby pod podeszwy . Ale wobec swoich podwładnych istny hipopotam : ciągle parska i <MASK> ludzi po nogach . To nawet nie jest pięknie … Swoją drogą radca , Szprot , Klejn i Lisiecki nie mają racji grozić mu jakimiś awanturami .
Cóż więc ja dziś znaczę w sklepie przy takim smoku ? Gdy chcę zrobić rachunek , on zagląda mi przez ramię ; wydam jaką dyspozycję , on ją zaraz głośno powtarza . Ze sklepu usuwa mnie <MASK> bardziej , przy znajomych gościach ciągle mówi : „ Mój przyjaciel Wokulski … mój znajomy baron Krzeszowski … mój subiekt Rzecki … ” Gdy zaś jesteśmy sami , nazywa mnie „ kochanym Rzesiem ” …
Parę razy w najdelikatniejszy sposób dałem mu do zrozumienia , że te pieszczotliwe nazwiska nie robią mi przyjemności . Ale on , biedak , nawet nie <MASK> się na tym ; ja zaś mam zwyczaj długo czekać , nim komu nawymyślam . Lisiecki robi to z miejsca , więc Szlangbaum szanuje go .
Swoją drogą Szuman miał rację mówiąc wtedy , że my , z dziada pradziada , myślimy : jak trwonić pieniądze ? a oni : jakby je <MASK> ? Pod tym względem byliby już dziś pierwszymi na świecie , gdyby ludzka wartość zasadzała się tylko na pieniądzach . Ale co mi tam ! …
Ponieważ w sklepie nie mam wiele zajęcia , więc coraz częściej myślę o podróży do Węgier <MASK> Przez dwadzieścia lat nie widzieć ani zboża , ani lasu … To strach ! …
Zacząłem się już starać o paszport ; myślałem , że mi zejdzie z miesiąc . Tymczasem wziął się do tego <MASK> i paf ! … traf ! … wyrobił mi paszport w ciągu czterech dni . Ażem się przestraszył …
Nie ma co , trzeba wyjechać choćby na kilka tygodni . Zdawało się , że przygotowania do wyjazdu zabiorą mi trochę czasu … Gdzie tam ! <MASK> Znowu wmieszał się Wirski , jednego dnia kupił mi podróżny kufer , drugiego dnia spakował mi rzeczy i mówi : „ Jedź ! … ”
Ażem się rozgniewał . Czego oni , u diabła , chcą mnie się pozbyć ? … Kazałem im na złość rozpakować rzeczy i <MASK> nakryć dywanem , bo mnie to już drażni . Ale swoją drogą , tak bym gdzieś pojechał … tak bym jechał …
Muszę jednak pierwej trochę sił nabrać . Wciąż brak mi apetytu , chudnę , źle sypiam , choć <MASK> cały dzień jestem senny ; miewam jakieś zawroty , bicia serca … Ech ! wszystko to przejdzie …
Klejn także zaczyna się zaniedbywać . Spóźnia się do sklepu , znosi jakieś książeczki , chodzi na sesje nie wiadomo z kim ? … Ale <MASK> najgorsze , że z sumy przeznaczonej mu przez Wokulskiego wziął już tysiąc rubli i wydał w ciągu jednego dnia . Na co ? …
Pomimo to wszystko dobry chłopak ! A najlepszą miarą jego poczciwości jest fakt , że nawet baronowa Krzeszowska nie wyrzuciła <MASK> ze swego domu , gdzie po dawnemu mieszka na trzecim piętrze , zawsze cichutki , nikomu nie mącąc wody .
Gdyby tylko wydobył się z tych niepotrzebnych stosunków ; bo z <MASK> może nie być awantury , ale z nim ! …
Niech go tam Pan <MASK> oświeca i chroni .
Zabawną historię i pouczającą opowiedział mi Klejn . Uśmiałem się do łez , <MASK> zarazem przybył mi jeden więcej dowód sprawiedliwości boskiej nawet w drobiazgowych rzeczach .
„ Krótki jest triumf bezbożników ” — mówi , zdaje mi się , Pismo święte czy może jaki ojciec Kościoła <MASK> Ktokolwiek zresztą powiedział , jest niezawodnym , że zdanie to sprawdziło się i na baronowej , i na Maruszewiczu .
Wiadomo , że baronowa raz pozbywszy się Maleskiego i Patkiewicza zapowiedziała stróżowi , ażeby pod żadnym pozorem nie wynajmował mieszkania na trzecim piętrze <MASK> , choćby miało stać pustką . Rzeczywiście , pokój studencki przez parę miesięcy był nie zajęty , ale pani miała przynajmniej satysfakcję .
Tymczasem wrócił do niej mąż , baron , i naturalnie objął zarząd kamienicy . A ponieważ baron ciągle potrzebuje pieniędzy , <MASK> mocno korcił go i ów pusty pokój , i zakaz baronowej , który zmniejszał dochody o sto dwadzieścia rubli rocznie .
Nade wszystko jednak buntował go Maruszewicz ( już się pogodzili ! <MASK> ) , który znowu ciągle od Krzeszowskiego pożycza pieniędzy .
— Co baron — mówił mu nieraz — masz sprawdzać , czy kandydat na lokatora jest czy nie jest studentem ? Na co ten kłopot <MASK> Byle nie przyszedł w mundurze , to już nie student ; a jak z góry za miesiąc zapłaci , to brać , i kwita .
Baron mocno wziął do serca te rady ; nakazał nawet stróżowi , ażeby gdy trafi się lokator , nie pytając przysłał go na górę . <MASK> , rozumie się , powiedział o tym swej żonie , a żona Klejnowi , któremu znowu chciało się mieć sąsiadów najlepiej odpowiadających jego gustowi .
Więc w parę dni po owej dyspozycji zjawia się u barona jakiś elegant z dziwną fizjognomią , a jeszcze <MASK> ubrany : jego spodnie nie pasowały do kamizelki , kamizelka do surduta , a krawat do wszystkiego .
— W domu pana barona jest kawalerski pokój do <MASK> — mówił elegant — za dziesięć rubli miesięcznie ?
— A tak — mówi baron <MASK> może go pan obejrzy .
— O , to zbyteczne ! Jestem pewny , że pan <MASK> nie wynajmowałby złego mieszkania . Czy mogę dać zadatek ?
— Proszę — odpowiada baron . — A ponieważ pan ufasz mi <MASK> słowo , więc i ja nie będę żądał bliższych informacyj …
— O , jeżeli <MASK> baron życzy sobie …
— Między ludźmi dobrze wychowanymi wystarcza wzajemne zaufanie — odparł baron . — Mam więc nadzieję , że ani <MASK> , ani moja żona , a nade wszystko moja żona nie będzie miała powodu skarżyć się na panów …
Młody człowiek gorąco ścisnął <MASK> za rękę .
— Daję panu słowo — rzekł — że nigdy nie <MASK> przykrości pańskiej żonie , która może niesłusznie uprzedziła się …
— Dość ! dość ! … panie — <MASK> baron . Wziął zadatek i wydał kwit .
Po wyjściu młodzieńca wezwał <MASK> siebie Maruszewicza .
— Nie wiem — rzekł strapiony baron — czy nie palnąłem głupstwa … bo lokatora już mam , ale sądząc <MASK> opisu obawiam się , czy nie będzie nim jeden z tych młodych ludzi , których właśnie wypędziła moja żona …
— Wszystko jedno ! — odparł <MASK> — byle z góry płacili .
Na drugi dzień z rana wprowadzili się do pokoiku trzej młodzi ludzie , ale tak cicho , że nikt ich nawet nie widział . <MASK> nawet nie uważał , że wieczorami sesjonują z Klejnem . Zaś w kilka dni później wpadł do barona mocno zirytowany Maruszewicz wołając :
— A wie baron , że to istotnie są ci <MASK> , których wyrzuciła baronowa . Maleski , Patkiewicz …
— Wszystko jedno — odpowiada baron . — <MASK> mojej nie dokuczają , więc byle płacili …
— Ale mnie dokuczają ! — wybuchnął Maruszewicz . — Jeżeli okno otworzę , jeden z nich strzela do mnie grochem przez świstułę , co wcale nie jest przyjemne . Gdy się zaś zejdzie u mnie parę <MASK> albo któraś z dam ( dodał ciszej ) , bębnią mi grochem w okna tak , że wysiedzieć nie można … To mi przeszkadza … to mnie kompromituje . Ja pójdę na skargę do cyrkułu ! …
Baron naturalnie opowiedział o tym swoim lokatorom prosząc ich , aby nie strzelali do okien Maruszewicza . Ci przestali strzelać , ale za to , <MASK> Maruszewicz przyjmuje u siebie jaką damę , co trafia mu się dosyć często , zaraz jeden z chłopaków wychyla się przez okno i wrzeszczy :
— Stróżu ! stróżu ! … a nie wiecie <MASK> jaka to pani poszła do pana Maruszewicza ?
Naturalnie , stróż nie wie nawet , czy jaka poszła , <MASK> po podobnym zapytaniu dowiaduje się o tym cała kamienica .
Maruszewicz jest wściekły na nich , tym <MASK> że baron na jego skargi odpowiada :
— Sam mi radziłeś , <MASK> nie trzymał pustego lokalu …
I baronowa spokorniała , bo z jednej strony <MASK> się męża , a z drugiej studentów .
Takim sposobem baronowa za swoją złość i mściwość , a Maruszewicz za intrygi , z jednej <MASK> tej samej ręki ponoszą karę ; uczciwy zaś Klejn ma towarzystwo , jakiego pragnął .
O , jest sprawiedliwość <MASK> świecie ! …
Ten Maruszewicz , dalibóg <MASK> jest bezwstydny !
Przyleciał dziś do Szlangbauma <MASK> skargą na Klejna .
— Panie — mówił — jeden z pańskich oficjalistów , który <MASK> w domu baronowej Krzeszowskiej , po prostu kompromituje mnie …
— Jak on pana kompromituje ? <MASK> zapytał Szlangbaum otwierając oczy .
— On bywa u tych studentów , których okno wychodzi na podwórze . A oni , panie , zaglądają w moje okna <MASK> strzelają do mnie grochem , a jeżeli zbierze się kilka osób , wrzeszczą , że u mnie jest szulernia ! …
— Pan Klejn już nie będzie u mnie służył od lipca — odparł Szlangbaum . <MASK> Więc niech pan rozmówi się z panem Rzeckim , oni znają się dawniej .
Maruszewicz z kolei wpadł na mnie i znowu opowiedział historię studentów <MASK> którzy nazywają go szulerem albo kompromitują damy bywające u niego .
„ Porządne damy ! ” — <MASK> , głośno zaś odparłem :
— Pan Klejn cały dzień siedzi w sklepie <MASK> więc nie może odpowiadać za swoich sąsiadów .
— Tak , ale pan Klejn ma z nimi jakieś konszachty , namówił ich , <MASK> znowu sprowadzili się do kamienicy , bywa u nich , przyjmuje ich u siebie .
— Młody chłopak — odparłem <MASK> woli przestawać z młodymi .
— Ale ja z tego powodu nie chcę cierpieć ! <MASK> Niech więc ich uspokoi albo … wszystkim wytoczę proces .
Dzika pretensja , ażeby Klejn uspakajał studentów , a może jednał u nich sympatię dla Maruszewicza ! Swoją drogą , ostrzegłem Klejna <MASK> dodałen , że byłby to bardzo przykry wypadek , gdyby on , subiekt Wokulskiego , miał proces o jakieś studenckie awantury .
Klejn wysłuchał i <MASK> ramionami .
— Co mnie to obchodzi ! — odparł . — Ja może powiesiłbym takiego nicponia , ale mu <MASK> okna grochu nie rzucam i nie nazywam go szulerem . Co mnie do jego szulerki ? …
Ma rację ! Toteż nie <MASK> się ani słowa więcej .
Trzeba jechać … trzeba jechać ! … Żeby tylko Klejn nie wdeptał się w jakie głupstwo . <MASK> , co to za dzieciaki : chcieliby świat przebudować , a jednocześnie robią tak płaskie figle .
Albo jestem w grubym błędzie , albo <MASK> się w przededniu nadzwyczajnych wypadków .
W maju jednego dnia pojechał Wokulski z panną Łęcką i z panem Łęckim do Krakowa i <MASK> mi zapowiedział , że nie wie , kiedy wróci , może dopiero za miesiąc .
Tymczasem wrócił nie za miesiąc , ale na drugi dzień , taki sponiewierany , że litość <MASK> patrzeć na niego . Okropność , co się zrobiło z tym człowiekiem przez jedną dobę !
Kiedym go pytał : co się stało ? dlaczego wrócił ? z początku wahał się , a potem powiedział , że otrzymał telegram <MASK> Suzina i że pojedzie do Moskwy . Lecz znowu po upływie doby rozmyślił się i oświadczył , że do Moskwy nie pojedzie .
— A jeżeli to ważny <MASK> ? … — spytałem .
— Pal diabli interesa ! <MASK> mruknął i machnął ręką .
Teraz po całych dniach nie wychodzi z domu i po większej części leży . Byłem u niego <MASK> ale przyjął mnie rozdrażniony ; od lokaja zaś dowiedziałem się , że nikogo nie każe przyjmować .
Posłałem mu Szumana , ale Stach i z Szumanem nie chciał gadać , tylko powiedział mu , że nie potrzebuje doktorów . Szumanowi <MASK> jednak nie wystarczyło ; a że jest trochę wścibski , więc zaczął śledztwo na własną rękę i dowiedział się dziwacznych rzeczy .
Mówił , że Wokulski wysiadł z pociągu około północy w Skierniewicach , udając , że otrzymał telegram , że potem zniknął sprzed stacji i <MASK> dopiero nad ranem powalany ziemią i jakby pijany . Na stacji myślą , że on naprawdę podchmielił sobie i zasnął gdzieś w polu .
Wyjaśnienie to nie trafiło do przekonania ani mnie , ani Szumanowi . Doktór twierdzi , że Stach musiał zerwać z <MASK> Łęcką i może nawet próbował jakiej niedorzeczności … Ale ja myślę , że on naprawdę miał telegram od Suzina .
W każdym razie trzeba jechać , dla zdrowia . Jeszcze nie <MASK> inwalidem i dla chwilowego osłabienia nie mogę się wyrzekać przyszłości .
Jest tu Mraczewski i mieszka u mnie . Wygląda chłopak jak bernardyński prowincjał , zmężniał <MASK> opalił się , utył . A ile on świata obleciał przez parę ostatnich miesięcy …
Był w Paryżu , potem w Lyonie ; z Lyonu wpadł pod Częstochowę do pani Stawskiej i z nią przyjechał do Warszawy . Potem odwiózł ją pod Częstochowę , siedział z tydzień i <MASK> pomógł jej do urządzenia sklepu . Następnie poleciał aż do Moskwy , stamtąd znowu wrócił pod Częstochowę , do pani Stawskiej , znowu u niej siedział trochę i obecnie jest u mnie .
Mraczewski twierdzi , że Suzin wcale nie telegrafował do Wokulskiego , a przy tym jest pewny , że Wokulski zerwał z panną Łęcką . Musiał nawet coś <MASK> pani Stawskiej , gdyż ten anioł , nie kobieta , będąc przed paroma tygodniami w Warszawie raczyła mnie odwiedzić i mocno wypytywała się o Stacha .
„ A czy zdrów ? … a czy bardzo zmieniony i smutny ? <MASK> a czy już nigdy nie wydobędzie się ze swej rozpaczy ? … ”
Z jakiej rozpaczy ? … Gdyby nawet zerwał z panną Łęcką , to jeszcze , dzięki Bogu <MASK> nie brak kobiet i jeżeli Stach zechce , może się ożenić choćby z panią Stawską .
Złote , diamentowe kobiecisko , jak ona go kochała i kto wie , czy teraz nie kocha ? … Dalibóg , śmiałbym się , żeby Stach powrócił do niej . Taka <MASK> , taka szlachetna , tyle w niej poświęcenia … Jeżeli jest ład na świecie ( o czym niekiedy wątpię ) , to Wokulski powinien by się ożenić ze Stawską .
Ale musi się spieszyć , bo jeżeli się nie <MASK> , naprawdę zaczyna o niej myśleć Mraczewski .
— Panie ! — mówi nieraz do mnie załamując ręce . — Panie , co to za kobieta <MASK> co to za kobieta … Gdyby nie ten nieszczęsny jej mąż , już bym się jej oświadczył .
— A przyjęłaby cię <MASK> — pytam .
— Otóż nie <MASK> — westchnął .
Padł na krzesło , aż <MASK> , i mówił :
— Kiedy ją spotkałem pierwszy raz po jej wyjeździe z Warszawy <MASK> jakby we mnie piorun trzasł , tak mi się podobała …
— No , ona i <MASK> robiła na tobie wrażenie .
— Ale nie takie . Po przyjechaniu z Paryża do Częstochowy byłem rozmarzony , a ona taka blada , z takimi smutnymi oczyma , że zaraz pomyślałem : nuż mi się uda ? … i dalejże w umizgi . Tymczasem ona po pierwszych słowach odpycha mnie , a gdym upadł przed nią na kolana i przysiągłem , że ją kocham … <MASK> się ! … Ach , panie Ignacy , te łzy … Zupełnie straciłem głowę , zupełnie … Gdyby raz tego jej męża diabli wzięli albo gdybym miał pieniądze na rozwód … Panie Ignacy ! … po tygodniu życia z tą kobietą albo umarłbym , albo jeździłbym wózkiem … Tak , panie … Dziś dopiero czuję , jak ją kocham .
— A gdyby ona kochała się <MASK> innym ? — pytam .
— W kim ? … Może w Wokulskim ? … Cha ! cha ! … Kto w tym mruku może się kochać ? … Kobiecie potrzeba okazywać uczucie , namiętność , mówić jej o miłości , ściskać za ręce , a jeżeli można , to i … A czy ten <MASK> potrafiłby coś podobnego ? … Wystawał do panny Izabeli jak wyżeł do kaczki , bo mu się zdawało , że wejdzie w stosunki z arystokracją i że panna ma posag . Ale gdy poznał stan rzeczy , uciekł ze Skierniewic . O panie , z kobietami tak nie można …
Wyznaję , że nie podobają mi się zapały Mraczewskiego . Jak zacznie padać do nóg , skomleć , płakać , to w końcu zawróci <MASK> pani Stawskiej . A Wokulski może tego żałować , bo , na mój honor oficerski , była to jedyna kobieta dla niego .
Ale zaczekajmy , a tymczasem <MASK> … jedźmy ! …
Brr ! … Otóż i pojechałem … Kupiłem bilet do Krakowa , na Dworcu <MASK> siadłem do wagonu i kiedy już było po trzecim dzwonku , wyskoczyłem …
Nie mogę ani na chwilę rozstać się z Warszawą i <MASK> sklepem … Żyć bym bez nich nie potrafił …
Rzeczy odebrałem z kolei dopiero na drugi <MASK> , gdyż zajechały aż do Piotrkowa .
Jeżeli wszystkie moje plany spełnią się <MASK> taki sposób , to winszuję …
XVI . <MASK> w letargu
Leżąc albo siedząc w swoim pokoju Wokulski machinalnie przypominał sobie <MASK> w jaki sposób ze Skierniewic powrócił do Warszawy .
Około piątej rano kupił na dworcu bilet pierwszej klasy , nie był jednak pewny , czy takiego żądał , czy dano mu go bez żądania . Następnie wsiadł do przedziału drugiej klasy i zastał tam księdza , który przez cały czas podróży wyglądał oknem , <MASK> rudego Niemca , który zdjął kamasze i oparłszy nogi w brudnych skarpetkach na przeciwległej ławce , spał jak zarżnięty . Wreszcie naprzeciw siebie miał jakąś starą damę , którą tak bolały zęby , że nawet nie obrażała się na postępowanie swego sąsiada w skarpetkach .
Wokulski chciał porachować liczbę osób jadących w przedziale i z wielkim trudem zmiarkował , że bez niego jest ich trzy , a <MASK> nim cztery . Potem zaczął rozmyślać : dlaczego trzy osoby i jedna osoba stanowią razem cztery osoby — i zasnął .
W Warszawie opamiętał się dopiero w Alejach Jerozolimskich , już jadąc dorożką . Kto mu jednak wyniósł walizkę , jakim <MASK> on sam znalazł się w dorożce ? o tym nie wiedział i nawet nic go to nie obchodziło .
Do swego mieszkania dostał się ledwie po półgodzinnym dzwonieniu , choć była blisko ósma rano . Otworzył mu służący zaspany , rozebrany , przerażony jego nagłym powrotem . <MASK> zaś do sypialni Wokulski przekonał się , że wierny sługa spał na jego własnym łóżku . Nie robił mu jednak wymówek , lecz kazał podać samowar .
Służący , otrzeźwiony , ale i zakłopotany , szybko zmienił prześcieradła i poszewki , Wokulski <MASK> zobaczywszy świeżo posłane łóżko nie pił herbaty , ale rozebrał się i legł spać .
Spał do piątej po południu , a potem , umywszy się i ubrawszy jak do wyjścia , całkiem mimo woli usiadł na fotelu w salonie i drzemał do wieczora . <MASK> zaś na ulicach zapłonęły latarnie , kazał podać światło i przynieść befsztyk z restauracji . Zjadł go z apetytem , popił winem i około północy znowu poszedł spać .
Na drugi dzień odwiedził go Rzecki , ale jak długo siedział i o czym rozmawiali , nie pamięta . Tylko <MASK> nocy , kiedy obudził się na chwilę , zdawało mu się , że widzi Rzeckiego z twarzą bardzo zafrasowaną .
Potem zupełnie stracił rachubę czasu , nie spostrzegał różnic pomiędzy dniem i nocą , nie uważał , ażeby godziny mijały za prędko albo za wolno . W ogóle nie zajmował <MASK> czasem , który dla niego jakby nie istniał . Czuł tylko pustkę w sobie i naokoło siebie i nie był pewny , czy nie powiększyło się jego mieszkanie .
Raz przywidziało mu się , że leży na wysokim katafalku , i zaczął myśleć o śmierci . Zdawało mu się , że musi umrzeć koniecznie na paraliż serca ; ale ani przerażało go to , ani cieszyło . Niekiedy z ciągłego siedzenia na <MASK> cierpły mu nogi , a wówczas myślał , że idzie śmierć i z obojętną ciekawością uważał , jak szybko owo cierpnięcie posuwa się do serca ? Obserwacje te chwilowo robiły mu jakby cień przyjemności , ale i one rozpływały się w apatii .
Służącemu nakazał nie przyjmować nikogo ; pomimo <MASK> kilka razy odwiedził go doktór Szuman .
Na pierwszej wizycie wziął go za <MASK> i kazał pokazać język .
— Może angielski ? … — spytał Wokulski <MASK> lecz wnet opamiętał się i wyrwał rękę .
Szuman bystro popatrzył <MASK> w oczy .
— Nie jesteś zdrów — <MASK> — co ci dolega ?
— Nic . Czy <MASK> zajmujesz się praktyką ?
— Spodziewam się ! — zawołał Szuman — a pierwszą <MASK> zrobiłem na samym sobie : uleczyłem się z marzycielstwa .
— Bardzo pięknie — odparł Wokulski . — <MASK> wspominał mi coś o twoim wyleczeniu .
— Rzecki jest półgłówek … stary romantyk … To rasa już ginąca ! Kto chce żyć , musi trzeźwo patrzeć na świat … <MASK> no i po kolei zamykaj oczy . Kiedy ci powiem : lewe … prawe … prawe … Załóż nogę na nogę …
— Co ty robisz , mój <MASK> ? … — zapytał Wokulski .
— O ! … <MASK> masz nadzieję zbadać ?
— Będę <MASK> leczył .
— Nie , <MASK> neurastenii .
Wokulski uśmiechnął się i <MASK> po chwili :
— Czy możesz wyjąć człowiekowi jego mózg <MASK> włożyć na to miejsce inny ?
— No , to <MASK> spokój leczeniu .
— Mogę podsunąć <MASK> nowe pragnienia …
— Już je mam . Chciałbym zapaść się pod ziemię , choć tak głęboko jak … studnia w zasławskim zamku … I jeszcze chciałbym , ażeby <MASK> zasypały gruzy , mnie i mój majątek , i nawet ślad tego , że kiedykolwiek istniałem . Oto moje pragnienia , owoc wszystkich poprzednich .
— Romantyzm ! … — zawołał Szuman klepiąc go <MASK> ramieniu . — Ale i to przejdzie .
Wokulski już nic nie odpowiedział . Gniewał się za swoje ostatnie wyrazy i dziwił się : skąd nagle przyszła mu taka otwartość ? … Głupia <MASK> ! … Co komu do jego pragnień ? … Po co on to mówił ? … Po co jak bezwstydny żebrak odsłonił swoje rany ?
Po wyjściu doktora spostrzegł , że coś się w nim zmieniło ; oto na tle dotychczas bezwzględnej apatii pojawiło się jakieś uczucie . Był to bezimienny ból , z początku bardzo mały , który szybko powiększył się i stanął w <MASK> . W pierwszej chwili można go było porównać do delikatnego ukłucia szpilką , a później do jakiejś zawady w sercu , nie większej od laskowego orzecha . Już żałował apatii , kiedy przyszło mu na myśl zdanie Feuchterslebena :
„ Radowałem się w mojej boleści ; bo zdawało mi się , żem spostrzegł w sobie tę płodną <MASK> , która tworzyła i tworzy wszystko na tym świecie , gdzie bez przerwy walczą nieskończone siły . ”
„ Jednakże co to jest ? ” — spytał siebie czując , że <MASK> jego duszy miejsce apatii zajmuje głucha boleść . I wnet odparł :
„ Aha , jest to <MASK> się świadomości … ”
Powoli w jego umyśle , dotychczas jakby zasnutym mgłą , począł zarysowywać się obraz . Wokulski ciekawie wpatrywał się w niego i dostrzegł — sylwetkę kobiety w objęciach mężczyzny … Obraz ten miał z początku słaby blask fosforycznego światła , <MASK> stał się różowym … żółtawym . , zielonawym … błękitnym … wreszcie zupełnie czarnym jak aksamit . Potem zniknął na kilka chwil i znowu zaczął ukazywać się kolejno we wszystkich barwach , począwszy od fosforycznej , kończąc na czarnej .
Jednocześnie ból <MASK> się .
„ Cierpię , więc jestem ! … <MASK> — pomyślał śmiejąc się Wokulski .
Tak upłynęło kilka dni na wpatrywaniu się już to w ów obraz zmieniający barwę , już to w ból , który zmieniał natężenie . Czasami zupełnie ginął , pojawiał się drobny <MASK> atom , rósł , wypełniał serce , całą istotę , cały świat … I w chwili kiedy już przekroczył wszelką miarę , znowu niknął ustępując miejsca absolutnemu spokojowi i zdziwieniu .
Z wolna zaczęło się rodzić w duszy coś nowego : pragnienie pozbycia się i tych bólów , i tych <MASK> . Było to podobne do iskry zapalającej się na tle nocy . Jakaś słaba otucha błysnęła Wokulskiemu .
„ Czy tylko aby potrafię jeszcze myśleć <MASK> ” — rzekł do siebie .
Ażeby sprawdzić to , zaczął przypominać sobie tabliczkę mnożenia , potem mnożyć liczby dwucyfrowe przez jednocyfrowe i dwucyfrowe przez dwucyfrowe . Nie <MASK> sobie zapisywał rezultaty działań , a potem sprawdzał je … Mnożenia na papierze zgadzały się z pamięciowymi i Wokulski odetchnął .
„ Jeszcze nie straciłem rozumu ! <MASK> — pomyślał z radością .
Zaczął wyobrażać sobie rozkład własnego mieszkania , ulice Warszawy , Paryż … Otucha rosła ; spostrzegł bowiem , że nie tylko dokładnie pamięta , ale że jeszcze ćwiczenia te przynoszą mu pewien rodzaj <MASK> . Im więcej myślał o Paryżu , im żywiej przedstawiały mu się tamtejszy ruch , budowle , targi , muzea , tym mocniej zacierała się sylwetka kobiety spoczywającej w objęciach mężczyzny …
Już zaczął spacerować po mieszkaniu i oczy jego przypadkowo zatrzymały się na stosie ilustracyj . Były <MASK> kopie z galerii drezdeńskiej i monachijskiej , Don Quichot z rysunkami Dobrego , Hogart …
Przypomniał sobie , że skazani na gilotynę najznośniej przepędzają czas oglądając rysunki … I odtąd całe dnie schodziły mu na <MASK> rysunków . Skończywszy jedną książkę , brał się do drugiej , trzeciej … i znowu powracał do pierwszej .
Ból głuchnął ; widziadła ukazywały się <MASK> rzadziej , otucha rosła …
Najczęściej jednak przeglądał Don Quichota , <MASK> robił na nim potężne wrażenie .
Przypomniał sobie tę dziwną historię człowieka , przez kilkanaście lat żyjącego w sferze poezji — tak jak on , który rzucał się na wiatraki — jak on , był druzgotany <MASK> jak on , który zmarnował życie uganiając się za ideałem kobiety — jak on , i zamiast królewny znalazł brudną dziewkę od krów — znowu jak on ! …
„ A jednakże ten don Quichot był szczęśliwszy ode mnie ! — myślał . — <MASK> nad grobem zaczął budzić się ze swych złudzeń … A ja ? … ”
Im dłużej przypatrywał się rysunkom , im bardziej oswajał się z nimi , tym mniej pochłaniały jego uwagę . Spoza don Quichota , Sancho Pansy i mulników Dorégo , <MASK> Walki kogutów i Ulicy pijackiej Hogarta , coraz częściej pokazywało mu się wnętrze wagonu , drgająca szyba , a w niej niewyraźny obraz Starskiego i panny Izabeli …
Wtedy odrzucił ilustracje i zaczął czytać książki znane mu jeszcze z epoki dzieciństwa albo z piwnicy Hopfera . Z niewymownym wzruszeniem odświeżał w pamięci : Żywot św . Genowefy , Różę z Tannenburgu , Rinaldiniego , Robinsona Kruzoe , a nareszcie — Tysiąc i jedną nocy . Znowu zdawało <MASK> się , że już nie istnieje czas ani rzeczywistość i że jego raniona dusza uciekłszy z ziemi błądzi po jakichś czarodziejskich krainach , gdzie biją tylko szlachetne serca , gdzie podłość nie stroi się w maskę obłudy , gdzie rządzi wieczna sprawiedliwość kojąca bóle i nagradzająca krzywdy …
I tu uderzył go jeden dziwny szczegół . Kiedy z własnej literatury wyniósł złudzenia , <MASK> zakończyły się rozkładem jego duszy — ukojenie i spokój znajdował tylko w literaturach obcych .
„ Czy my naprawdę — myślał z trwogą — jesteśmy narodem marzycieli i czy już <MASK> nie zejdzie anioł , który by poruszył betsedejską sadzawkę obłożoną tylu chorymi ? … ”
Pewnego dnia przyniesiono mu <MASK> poczty gruby pakiet .
„ Z Paryża ? … — rzekł . — Tak <MASK> z Paryża . Ciekawym , co to ? … ”
Ale ciekawość jego nie była dość silną , <MASK> zachęcić go do otworzenia i przeczytania listu .
„ Taki gruby list ! … Komu , u <MASK> , chce się dziś tyle pisać ? ”
Rzucił pakiet na biurko i w dalszym ciągu <MASK> się do czytania Tysiąca i jednej nocy .
Co to za rozkosz dla zmęczonego umysłu te pałace z drogich kamieni , drzewa , których owocami były klejnoty ! … Te kabalistyczne słowa , przed którymi ustępowały mury , te cudowne lampy , dzięki <MASK> można było zwalczać nieprzyjaciół , przenosić się w mgnieniu oka o setki mil … A ci potężni czarodzieje ! … Co za szkoda , że taka władza dostawała się ludziom złośliwym i nikczemnym ! …
Odkładał książkę i śmiejąc się sam z siebie marzył , że on jest czarodziejem , <MASK> posiada dwie bagatelki : władzę nad siłami natury i zdolność stawania się niewidzialnym …
„ Myślę — rzekł — że po kilku latach mojej gospodarki świat <MASK> inaczej … Najwięksi hultaje zmieniliby się na Sokratesów i Platonów . ”
Wtem spojrzał na list paryski i <MASK> sobie Geista i jego słowa :
„ Ludzkość składa się z gadów i tygrysów , między którymi ledwie jeden na całą gromadę znajdzie się człowiek … Dzisiejsze niedole pochodzą stąd , że wielkie wynalazki dostawały się bez różnicy ludziom i potworom … Ja nie popełnię tego <MASK> i jeżeli ostatecznie znajdę metal lżejszy od powietrza , oddam go tylko prawdziwym ludziom . Niech oni choć raz zaopatrzą się w broń na swój wyłączny użytek , niechaj ich rasa mnoży się i rośnie w potęgę … ”
„ Niezawodnie byłoby lepiej — mruknął — gdyby tacy Ochoccy i <MASK> mieli siłę , a nie Starscy i Maruszewicze … ”
„ To jest cel ! … — myślał w dalszym ciągu . — Gdybym był młodszy <MASK> Chociaż … No i tutaj bywają ludzie , i tu jest niemało do zrobienia … ”
Zaczął znowu czytać historię z Tysiąca nocy , lecz spostrzegł , że i ona już nie absorbuje go . <MASK> ból zaczął nurtować serce , a przed oczyma coraz wyraźniej rysowała się sylwetka panny Izabeli i Starskiego .
Przypomniał sobie Geista w drewnianych sandałach , później jego dziwny dom otoczony murem … I nagle przywidziało mu się , że ten dom jest pierwszym stopniem olbrzymich schodów , na szczycie których stoi posąg niknący w obłokach . Przedstawiał on kobietę , której nie było widać głowy ani piersi , tylko spiżowe fałdy sukni . Zdawało mu się , że na stopniu , którego <MASK> jej nogi , czerni się napis : „ Niezmienna i czysta . ” Nie rozumiał , co to jest , ale czuł , że od stóp posągu napływa mu w serce jakaś wielkość pełna spokoju . I dziwił się , że on , który był zdolnym doświadczać podobnego uczucia , mógł kochać czy gniewać się na pannę Izabelę albo zazdrościć jej Starskiemu ! …
Wstyd uderzył mu na twarz , <MASK> nikogo nie było w pokoju .
Widzenie znikło , Wokulski ocknął się . Był znowu tylko człowiekiem zbolałym i słabym ; ale w <MASK> duszy huczał jakiś potężny głos niby echo kwietniowej burzy , grzmotami zapowiadającej wiosnę i zmartwychwstanie .
Pierwszego czerwca odwiedził go Szlangbaum . Wszedł zakłopotany <MASK> ale przypatrzywszy się Wokulskiemu nabrał otuchy .
— Nie odwiedzałem cię do tej pory — zaczął — bo wiem , żeś był niezdrów <MASK> nie chciałeś nikogo widywać . No , ale dzięki Bogu , już wszystko przeszło …
Kręcił się na krześle i spod oka rzucał spojrzenia na <MASK> ; może spodziewał się znaleźć w nim więcej nieładu .
— Masz jaki interes ? <MASK> zapytał go Wokulski .
— Nie tyle interes , ile propozycję … Właśnie kiedy dowiedziałem się , żeś chory , przyszło mi na myśl … Uważasz … tobie potrzeba dłuższego wypoczynku , <MASK> się od wszelkich zajęć , więc przyszło mi na myśl , czybyś nie zostawił u mnie tych stu dwudziestu tysięcy rubli … Miałbyś bez kłopotu dziesiąty procent .
— Aha ! … — wtrącił Wokulski . — Ja moim <MASK> bez kłopotu , nawet dla siebie , płaciłem piętnaście .
— Ale teraz cięższe czasy … Zresztą chętnie dam <MASK> procent , jeżeli mi zostawisz swoją firmę …
— Ani firmy , ani pieniędzy — odparł niecierpliwie Wokulski . — Firma bodajby nigdy nie istniała , a co do <MASK> … Tyle ich mam , że mi wystarczy procent , jaki dają papiery . Aaa … i tego za dużo .
— Więc chcesz odebrać swój kapitał na <MASK> Jan ? — spytał Szlangbaum .
— Mogę ci go zostawić do października , nawet bez procentu , pod <MASK> , że zatrzymasz przy sklepie tych ludzi , którzy zechcą zostać .
— Ciężki warunek <MASK> ale …
— Cóż myślisz robić ze spółką do handlu z cesarstwem ? — zapytał Szlangbaum <MASK> — Bo mówisz tak , jakbyś się i z niej chciał wycofać …
— Jest to <MASK> prawdopodobne .
Szlangbaum zarumienił się , chciał coś powiedzieć , ale dał spokój . Pogadali <MASK> o rzeczach obojętnych i Szlangbaum wyszedł żegnając się z nim bardzo serdecznie .
„ On , widzę , ma zamiar wszystko odziedziczyć po mnie — myślał Wokulski . <MASK> Ha ! niech dziedziczy … świat należy do tych , którzy go biorą . ”
Swoją drogą Szlangbaum rozmawiający z nim w tej <MASK> o swoich interesach wydał mu się zabawny .
„ Wszyscy w sklepie skarżą się na niego — myślał — mówią , że głowę <MASK> , że wyzyskuje … Co prawda , o mnie mówili to samo … ”
Spojrzenie jego znowu padło na biurko , gdzie od kilku dni leżał list <MASK> Paryża . Wziął go do rąk , ziewnął , ale nareszcie odpieczętował .
Była to korespondencja od baronowej , mającej dyplomatyczne stosunki , tudzież kilka urzędowych aktów . Przejrzał je i przekonał <MASK> , że są to dowody śmierci Ernesta Waltera , inaczej Ludwika Stawskiego , który zmarł w Algierze .
„ Gdybym przed trzema miesiącami dostał te papiery , kto wie , co by dziś było ? … Stawska — piękna , a nade wszystko jaka szlachetna … <MASK> szlachetna ! … Czy ja wiem , może ona naprawdę mnie kochała ? … Stawska mnie , a ja tamtą … Co za ironia losu ! … ”
Rzucił papiery na biurko i przypomniał sobie ten mały , czysty salonik , w <MASK> tyle wieczorów przepędził z panią Stawską , gdzie czuł się tak spokojny .
„ No — mówił — i odrzuciłem szczęście , które samo wpadło mi w ręce … Ale czy może być <MASK> to , czego nie pragniemy ? … I jeżeli ona choć przez jeden dzień tyle cierpiała co ja ? …
Okrutne jest to urządzenie świata , na którym dwoje ludzi <MASK> z tego samego powodu nie mogą sobie pomóc … ”
Dokumenta o śmierci Stawskiego leżały kilka dni , a Wokulski <MASK> nie zdecydował się , co z nimi zrobić ?
Z początku wcale o nich nie myślał , potem , gdy mu coraz <MASK> wpadały w oczy lub pod rękę , zaczął doświadczać wyrzutów sumienia .
„ Ostatecznie — mówił — sprowadziłem je dla pani Stawskiej , więc trzeba to oddać pani Stawskiej ; ale gdzie ona jest ? … Nie wiem … Zabawna byłaby historia , gdybym się z nią ożenił … Miałbym towarzystwo , Helunia miłe dziecko … miałbym cel <MASK> życiu . No , ale ona sama nie zrobiłaby interesu … Cóż bym jej wreszcie powiedział ? Jestem chory , potrzebuję dozorczyni i dlatego ofiaruję pani kilkanaście tysięcy rubli rocznie … Nawet pozwolę się pani kochać , chociaż sam … Mam już dosyć miłości … ”
Dzień schodził za dniem , a Wokulski nie wymyślił sposobu odesłania papierów pani Stawskiej . Trzeba by dowiedzieć się , gdzie mieszka , napisać list rekomendowany , oddać go na pocztę … W końcu przypomniał sobie <MASK> że najprostszą rzeczą będzie wezwać Rzeckiego ( z którym nie widział się od kilku tygodni ) i jemu oddać dokumenta . Lecz chcąc wezwać Rzeckiego , trzeba dzwonić na lokaja , posłać go do sklepu …
„ Aaa … dajcież mi <MASK> ! ” — mruknął .
Wziął się znowu do czytania , tym razem podróży . Zwiedził Stany Zjednoczone , Chiny , ale papiery pani Stawskiej nie <MASK> mu spokoju . Rozumiał , że coś trzeba zrobić z nimi , a czuł , że on nic nie zrobi .
Taki stan ducha jego <MASK> zaczął dziwić .
„ Myślę przecież prawidłowo — mówił — no , o ile nie przeszkadzają mi wspomnienia … Czuję prawidłowo … ach , nawet zanadto prawidłowo ! Tylko … nie chce mi się załatwić tego interesu i zresztą żadnego … Jest to więc <MASK> dzisiaj choroba woli … Pyszny wynalazek ! … Ależ ja , u diabła , nigdy nie stosowałem się do mody … W końcu , co mi tam moda czy nie moda ; jest mi z nią dobrze , zatem … ”
Właśnie kończył podróż do Chin , kiedy przyszło mu na myśl , że gdyby on miał wolę <MASK> to mógłby prędzej czy później zapomnieć i o pewnych wypadkach , i o pewnych osobach .
„ A tak mnie to dręczy … <MASK> dręczy ! … ” — szepnął .
Już zupełnie stracił <MASK> czasu .
Pewnego dnia gwałtem wszedł <MASK> niego Szuman .
— No , jakże tam ? — spytał . — Czytamy , widzę … powieści , dobrze … podróże , doskonale <MASK> Nie miałbyś ochoty wyjść na spacer ? Ładny dzień , a przez pięć tygodni chyba nacieszyłeś się swoim mieszkaniem …
— Ty z dziesięć lat cieszyłeś <MASK> swoim — odparł Wokulski .
— Racja ! Ale ja miałem zajęcie , badałem ludzkie włosy i myślałem o sławie . Nade wszystko zaś nie <MASK> na karku interesów cudzych i swoich . Przecież za kilka tygodni będzie sesja tej spółki do handlu z cesarstwem …
— Wycofuję się <MASK> niej …
— Proszę … Dobra myśl — mówił z ironią Szuman . — I jeszcze , ażeby cię lepiej ocenili , pozwól im wziąć na <MASK> Szlangbauma . On ich urządzi ! … tak jak mnie … Genialna rasa te Żydki , ale cóż to za łajdaki ! …
— No , <MASK> , no …
— Tylkoż ty ich nie broń przede mną — zawołał gniewnie Szuman — bo ja ich nie tylko znam , ale i odczuwam … Dałbym gardło , że już <MASK> tej chwili Szlangbaum kopie pod tobą doły w owej spółce i jestem pewny , że się tam wkręci , bo jakżeby polska szlachta mogła obejść się bez Żyda …
— Widzę , że <MASK> lubisz Szlangbauma ?
— Owszem , nawet podziwiam go i chciałbym naśladować , ale nie potrafię ! A właśnie teraz zaczyna się budzić we mnie instynkt przodków : skłonność do geszefciarstwa … O naturo ! jakżebym chciał mieć z milion rubli , ażeby zrobić drugi milion , trzeci … i stać <MASK> młodszym bratem Rotszylda . Tymczasem nawet Szlangbaum wyprowadza mnie w pole … Tak długo kręciłem się w waszym świecie , żem w końcu utracił najcenniejsze przymioty mojej rasy … Ale to wielka rasa : oni świat zdobędą , i nawet nie rozumem , tylko szachrajstwem i bezczelnością …
— Więc zerwij z <MASK> , ochrzcij się …
— Ani myślę . Naprzód , nie zerwę z nimi , choćbym się ochrzcił , a jestem znowu taki fenomenalny Żydziak , że nie <MASK> blagować . Po wtóre — jeżeli nie zerwałem z nimi , kiedy byli słabi , nie zerwę dziś , kiedy są potężni .
— Mnie się zdaje , że właśnie <MASK> są słabsi — wtrącił Wokulski .
— Czy dlatego , że <MASK> zaczynają nienawidzieć ? …
— No , nienawiść <MASK> silne słowo .
— Dajże spokój , nie jestem ślepy ani głupi … Wiem , co mówi się o Żydach w warsztatach , szynkach , sklepach , nawet w gazetach … I jestem pewny , że lada rok wybuchnie nowe prześladowanie , z którego moi bracia w Izraelu wyjdą jeszcze mędrsi , jeszcze silniejsi i jeszcze solidarniejsi … A jak oni wam kiedyś zapłacą ! … Szelmy spod ciemnej gwiazdy , ale <MASK> uznać ich geniusz i nie mogę wyprzeć się sympatii … Czuję , że dla mnie brudny Żydziak jest milszym od umytego panicza ; a kiedy po dwudziestu latach pierwszy raz zajrzałem do synagogi i usłyszałem śpiewy , na honor , łzy mi w oczach stanęły … Co tu gadać … Pięknym jest Izrael triumfujący i miło pomyśleć , że w tym triumfie uciśnionych jest cząstka mojej pracy ! …
— Szuman , zdaje mi <MASK> , że masz gorączkę …
— Wokulski , jestem pewny , że masz bielmo , <MASK> to nie na oczach , ale na mózgu …
— Jakże możesz wobec mnie <MASK> o takich rzeczach ? …
— Mówię , bo naprzód , nie chcę być gadem , który kąsa podstępnie , a po wtóre … ty , Stachu , już <MASK> będziesz z nami walczył … Jesteś złamany , i to złamany przez swoich … Sklep sprzedałeś , spółkę porzucasz … Kariera twoja skończona .
Wokulski spuścił głowę <MASK> piersi .
— Pomyśl zresztą — ciągnął Szuman — kto dziś jest przy tobie ? … Ja , Żyd , <MASK> pogardzany i tak skrzywdzony jak ty … I przez tych samych ludzi … przez wielkich panów …
— Robisz się sentymentalny <MASK> wtrącił Wokulski .
1 Pan Łęcki , trochę niezdrów , odział się w hawelok , w pled i jeszcze położył kołdrę na nogach . Kazał pozamykać wszystkie okna w wagonie i przyćmić latarnie , które go raziły . Obiecywał sobie , że zaśnie , nawet czuł , że go sen morzy ; <MASK> wdał się w rozmowę z Wokulskim i szeroko zaczął mu opowiadać o siostrze Hortensji , która za młodu była do niego bardzo przywiązana , o dworze Napoleona III , który z nim kilka razy rozmawiał , o uprzejmości i miłostkach Wiktora Emanuela i o mnóstwie innych rzeczy .
2 Wokulski słuchał go uważnie do Pruszkowa . Za Pruszkowem zmęczony i jednostajny głos pana Tomasza zaczął go męczyć . Za to coraz wyraźniej wpadała mu w ucho rozmowa panny Izabeli ze <MASK> , prowadzona po angielsku . Usłyszał nawet kilka zdań , które go zainteresowały , i zadał sobie pytanie : czy nie należałoby ostrzec ich , że on rozumie po angielsku ?
3 Już chciał powstać z siedzenia , kiedy wypadkiem spojrzał w przeciwległą szybę wagonu i zobaczył w niej jak w lustrze słabe odbicie panny <MASK> i Starskiego . Siedzieli bardzo blisko siebie , oboje zarumienieni , choć rozmawiali tonem tak lekkim , jakby chodziło o rzeczy obojętne .
4 Wokulski jednakże spostrzegł , że obojętny ton nie odpowiada treści rozmowy ; czuł nawet , że tym swobodnym tonem chcą kogoś w błąd wprowadzić . I w <MASK> chwili , pierwszy raz od czasu jak znał pannę Izabelę , przeleciały mu przez myśl straszne wyrazy : „ fałsz ! … fałsz ! … ”
5 Przycisnął się do ławki wagonu , patrzył w szybę i — słuchał . Zdawało mu się , że każde <MASK> Starskiego i panny Izabeli pada mu na twarz , na głowę , na piersi jak krople ołowianego deszczu …
6 Już nie myślał ich ostrzegać , że rozumie <MASK> co mówią , tylko słuchał i słuchał …
7 Właśnie pociąg wyjechał z Radziwiłłowa , a pierwszy frazes <MASK> który zwrócił uwagę Wokulskiego , był ten :
8 — Wszystko możesz mu zarzucić — mówiła panna Izabela po angielsku . — Nie jest młody ani dystyngowany ; jest <MASK> sentymentalny i czasami nudny , ale chciwy ? … Już dosyć , kiedy nawet papo nazywa go zbyt hojnym …
9 — A sprawa z panem K <MASK> … — wtrącił Starski .
10 — O klacz wyścigową ? … Jak to zaraz znać , że wracasz z prowincji . Niedawno był u nas baron <MASK> powiedział , że jeżeli kiedy , to w tej sprawie pan , o którym mówimy , postąpił jak dżentelmen .
11 — Żaden dżentelmen nie uwolniłby fałszerza , gdyby nie miał <MASK> nim jakichś zakulisowych interesów — odparł z uśmiechem Starski .
12 — A baron ile razy uwalniał <MASK> ? — spytała panna Izabela .
13 — I akurat baron ma rozmaite grzeszki , o których wie pan <MASK> Źle bronisz swoich protegowanych , kuzynko — mówił drwiącym tonem Starski .
14 Wokulski przycisnął się do ławki wagonu , ażeby nie zerwać <MASK> i nie uderzyć Starskiego . Ale pohamował się .
15 „ Każdy ma prawo sądzić innych — myślał . <MASK> Zresztą zobaczymy , co będzie dalej ! … ”
16 Przez kilka chwil słyszał tylko turkot kół <MASK> zauważył , że wagon się chwieje .
17 „ Nigdy nie czułem takiego chwiania się <MASK> ” — rzekł do siebie .
18 — I ten medalion — drwił Starski — jest całym prezentem przedślubnym <MASK> … Niezbyt hojny narzeczony : kocha jak trubadur , ale …
19 — Zapewniam cię — przerwała panna Izabela <MASK> że oddałby mi cały majątek …
20 — Bierzże go , kuzynko , i mnie pożycz ze sto <MASK> … A cóż , znalazła się ta cudowna blaszka ? …
21 — Właśnie że nie , i jestem bardzo zmartwiona <MASK> Boże , gdyby on się kiedy dowiedział …
22 — Czy o tym , że zgubiliśmy jego blaszkę , czy że <MASK> medalionu ? — szepnął Starski przytulając się do jej ramienia .
23 Wokulskiemu mgłą <MASK> oczy .
24 „ Tracę przytomność ? … ” — <MASK> chwytając za pas przy oknie .
25 Zdawało mu się , że wagon zaczyna <MASK> i lada moment nastąpi wykolejenie .
26 — Wiesz , że jesteś zuchwały ! <MASK> — mówiła przyciszonym głosem panna Izabela .
27 — To właśnie stanowi moją <MASK> — odparł Starski .
28 — Zlituj się … Ależ on <MASK> spojrzeć ! … Znienawidzę cię …
29 — Będziesz szaleć za mną , bo nikt nie <MASK> się na to … Kobiety lubią demonów …
30 Panna Izabela przysunęła się do ojca . <MASK> patrzył w przeciwległą szybę i słuchał .
31 — Oświadczam ci — mówiła zirytowana — że nie wejdziesz za próg <MASK> domu … A gdybyś ośmielił się … powiem mu wszystko …
32 — Nie wejdę , kuzynko , dopóki sama mnie nie wezwiesz ; jestem zaś pewny , że nastąpi to bardzo prędko . W tydzień znudzi cię ten ubóstwiający mąż i zapragniesz weselszego towarzystwa . Przypomnisz sobie łobuza kuzynka , który ani <MASK> jedną chwilę w życiu nie był poważnym , zawsze dowcipnym , a niekiedy bezczelnie śmiałym … i pożałujesz tego , który zawsze gotów do uwielbiania cię , nigdy nie był zazdrosnym , umiał ustępować innym , szanował twoje kaprysy …
33 — Wynagradzając sobie na innych <MASK> — wtrąciła panna Izabela .
34 — Właśnie ! … Gdybym tak nie robił , nie miałabyś <MASK> czego przebaczać i mogłabyś lękać się wymówek z mojej strony …
35 Nie zmieniając pozycji objął ją prawą ręką , a <MASK> ściskał jej rączkę , ukrytą pod płaszczykiem .
36 — Tak , kuzynko — mówił . — Takiej jak ty kobiecie nie wystarczy powszedni chleb <MASK> ani pierniczki uwielbień … Tobie niekiedy potrzeba szampana , ciebie musi ktoś odurzyć choćby cynizmem .
37 — Cynikiem <MASK> łatwo …
38 — Ale nie każdy ośmieli się być nim . Zapytaj tego pana , czy on wpadłby <MASK> na myśl , że jego miłosne modlitwy są mniej warte od moich bluźnierstw ? …
39 Wokulski już nie słyszał dalszej rozmowy ; uwagę jego pochłonął inny fakt : zmiana , która szybko poczęła odbywać się w nim samym . Gdyby wczoraj powiedziano mu , że będzie niemym świadkiem podobnej rozmowy <MASK> nie uwierzyłby ; myślałby , że każdy wyraz zabije go albo przyprawi o szaleństwo . Kiedy się to jednak stało , musiał przyznać , że od zdrady , rozczarowania i upokorzeń jest coś gorszego .
40 Ale co ? … Oto — jazda koleją . Jak ten wagon drży … jak on pędzi ! … Drżenie pociągu udziela <MASK> jego nogom , płucom , sercu , mózgowi ; w nim samym wszystko drży , każda kosteczka , każde włókno nerwowe …
41 A ten pęd przez pole nie ograniczone niczym , pod ogromnym sklepieniem nieba ! … I on musi <MASK> , nie wiadomo jak jeszcze daleko … może z pięć , może z dziesięć minut ! …
42 Co tam Starski albo i panna Izabela … Jedno warte drugiego ! <MASK> Ale ta kolej , ach , ta kolej … to drżenie …
43 Zdawało mu się , że się rozpłacze , że zacznie krzyczeć , że wybije okno i wyskoczy z wagonu … Gorzej . Zdawało mu się , że będzie błagać Starskiego , <MASK> go ratował … Przed czym ? … Była chwila , że chciał schować się pod ławkę , prosić obecnych , ażeby na nim usiedli , i tak dojechać do stacji …
44 Zamknął oczy , zaciął zęby , schwycił się rękoma za frędzle obicia ; pot wystąpił mu na czoło i spływał po <MASK> , a pociąg drżał i pędził … Nareszcie rozległ się świst jeden … drugi i pociąg zatrzymał się na stacji .
45 „ Jestem ocalony ” <MASK> pomyślał Wokulski .
46 Jednocześnie obudził się <MASK> Łęcki .
47 — Co to za stacja <MASK> — spytał Wokulskiego .
48 — Skierniewice — <MASK> panna Izabela .
49 Konduktor otworzył drzwi . Wokulski zerwał się z siedzenia . Potrącił pana Tomasza , <MASK> się na przeciwną ławkę , potknął się na stopniu i wbiegł do bufetu .
50 — Wódki ! <MASK> — zawołał .
51 Zdziwiona bufetowa podała mu kieliszek . Podniósł go do ust , ale <MASK> ściskanie w gardle i nudności i postawił kieliszek nie tknięty .
52 W wagonie Starski rozmawiał <MASK> panną Izabelą .
53 — No , już daruj , kuzynko — rzekł — ale <MASK> takim pośpiechem nie wychodzi się z wagonu przy damach .
54 — Może chory ? — odpowiedziała <MASK> Izabela czując jakiś niepokój .
55 — W każdym razie jest to choroba nie tyle niebezpieczna , ile <MASK> cierpiąca zwłoki … Czy każesz sobie co podać , kuzynko ?
56 — Niech mi <MASK> wody sodowej .
57 Starski poszedł do bufetu ; panna Izabela <MASK> oknem . Jej nieokreślony niepokój wzrastał .
58 „ W tym coś jest … — myślała <MASK> — Jak on dziwnie wyglądał … ”
59 Wokulski z bufetu poszedł na koniec peronu . Kilka razy odetchnął głęboko , napił się wody z beczki <MASK> przy której stała jakaś uboga kobieta i paru Żydków . Powoli oprzytomniał , a spostrzegłszy nadkonduktora rzekł :
60 — Kochany panie , weź <MASK> rąk jaki papier …
61 — Co to <MASK> ? …
62 — Nic . Weź pan z biura jaki papier i <MASK> naszym wagonem powiedz , że jest telegram do Wokulskiego .
63 — Do <MASK> ? …
64 Nadkonduktor mocno się zdziwił , ale poszedł do telegrafu . W parę minut wyszedł z biura <MASK> zbliżywszy się do wagonu , w którym siedział pan Łęcki z córką , zawołał :
65 — Telegram do <MASK> Wokulskiego ! …
66 — Co to znaczy ? … pokaż pan <MASK> — odezwał się zaniepokojony pan Tomasz .
67 Ale w tej chwili obok nadkonduktora stanął Wokulski , odebrał papier , spokojnie otworzył <MASK> i choć w tym miejscu było zupełnie ciemno , udał , że czyta .
68 — Co to za telegram ? <MASK> — zapytał go pan Tomasz .
69 — Z Warszawy — odparł <MASK> . — Muszę wracać .
70 — Wraca pan ? … — zawołała panna <MASK> . — Czy jakie nieszczęście ? …
71 — Nie , pani . <MASK> wspólnik wzywa mnie .
72 — Zysk czy strata ? … — <MASK> pan Tomasz wychylając się przez okno .
73 — Ogromny zysk — odparł <MASK> samym tonem Wokulski .
74 — A … to jedź … <MASK> poradził mu pan Tomasz .
75 — Ale po cóż ma pan tu zostawać ? — zawołała panna Izabela . — Musi pan czekać na pociąg <MASK> a w takim razie lepiej niech pan jedzie z nami naprzeciw niego . Będziemy jeszcze parę godzin razem …
76 — Bela wybornie radzi <MASK> wtrącił pan Tomasz .
77 — Nie , panie — odpowiedział Wokulski . — <MASK> stąd pojechać na lokomotywie aniżeli tracić parę godzin .
78 Panna Izabela przypatrywała mu się szeroko otwartymi oczyma . W tej <MASK> spostrzegła w nim coś zupełnie nowego i — zainteresował ją .
79 „ Jaka to bogata natura <MASK> ” — pomyślała .
80 W ciągu paru minut Wokulski bez powodu spotężniał w jej <MASK> , a Starski wydał się małym i zabawnym .
81 „ Ale dlaczego on zostaje ? … Skąd się tu wziął telegram ? <MASK> ” — mówiła w sobie i po nieokreślonym niepokoju ogarnęła ją trwoga .
82 Wokulski znowu zwrócił się ku bufetowi , aby znaleźć posługacza , <MASK> wyjąłby mu rzeczy , i zetknął się ze Starskim .
83 — Co panu jest ! … — zawołał Starski <MASK> się w niego przy świetle padającym z sali .
84 Wokulski wziął go pod ramię i <MASK> za sobą wzdłuż peronu .
85 — Niech pana to nie gniewa , panie Starski , co powiem — rzekł głuchym głosem . — Pan myli się co do siebie … W panu jest tyle demona , ile trucizny w <MASK> … I wcale pan nie posiada szampańskich własności … Pan ma raczej własności starego sera , co to podnieca chore żołądki , ale prosty smak może pobudzić do wymiotów … Przepraszam pana …
86 Starski słuchał oszołomiony . Nic nie rozumiał , a jednak zdawało mu się <MASK> że coś rozumie . Zaczął przypuszczać , że ma przed sobą wariata .
87 Odezwał się drugi dzwonek , podróżni <MASK> wybiegli z bufetu do wagonów .
88 — I jeszcze dam panu radę , panie Starski . Przy korzystaniu ze względów płci pięknej lepszą jest tradycyjna ostrożność aniżeli więcej lub mniej demoniczna śmiałość . Pańska śmiałość demaskuje <MASK> . A że kobiety nie lubią być demaskowane , więc możesz pan stracić u nich kredyt , co byłoby nieszczęściem i dla pana , i dla pańskich pupilek .
89 Starski wciąż nie rozumiał <MASK> o co chodzi .
90 — Jeżeli pana czym obraziłem — <MASK> — gotów jestem dać satysfakcję …
91 Zadzwoniono po <MASK> trzeci .
92 — Panowie , proszę siadać <MASK> … — wołali konduktorzy .
93 — Nie , panie — mówił Wokulski zwracając się z nim do wagonu państwa Łęckich . — Gdybym czuł potrzebę satysfakcji od pana , już byś nie żył , bez dodatkowych formalności . To raczej <MASK> masz prawo żądać ode mnie satysfakcji , że ośmieliłem się wejść do tego ogródka , gdzie pielęgnujesz swoje kwiaty … Będę w każdym czasie do dyspozycji … Pan wie , gdzie mieszkam ? …
94 Zbliżyli się do wagonu , przy którym już stał konduktor . Wokulski siłą wprowadził <MASK> na stopnie , popchnął go do saloniku , a konduktor zatrzasnął drzwi .
95 — Cóż to , nie żegnasz się , panie <MASK> ? … — zapytał zdziwiony pan Tomasz .
96 — Przyjemnej podróży ! … <MASK> odparł kłaniając się .
97 W oknie stanęła panna Izabela . Nadkonduktor <MASK> , odpowiedziano mu z lokomotywy .
98 — Farewell , miss Iza , <MASK> ! — zawołał Wokulski .
99 Pociąg ruszył . Panna Izabela rzuciła się na ławkę <MASK> ojca ; Starski odszedł w drugi kąt saloniku .
100 „ No … no … no ! … — mruknął do <MASK> Wokulski . — Zbliżycie wy się jeszcze przed Piotrkowem … ”
101 Patrzył na odchodzący pociąg <MASK> śmiał się .
102 Został na peronie sam i przysłuchiwał się szumowi odlatującego pociągu ; szum <MASK> słabnął , czasem milknął , znowu potężniał i nareszcie ucichł .
103 Potem słyszał stąpanie rozchodzącej się służby , przesuwanie stołków w bufecie ; potem w bufecie <MASK> gasnąć światła i ziewający kelner zamknął szklane drzwi , które wyskrzypiały jakiś wyraz .
104 „ Zgubili moją blaszkę szukając medalionu ! … — myślał Wokulski . — Ja jestem sentymentalny i nudny … Ona oprócz powszedniego chleba szacunku i pierniczków uwielbień jeszcze musi mieć szampana … Pierniczki uwielbień <MASK> dobry dowcip ! … Ale jakiego to ona lubi szampana ? … Ach , cynizmu ! … Szampan cynizmu — także dobry dowcip … No , przynajmniej opłaciła mi się nauka angielskiego … ”
105 Błąkając się bez celu , wszedł między dwa sznury zapasowych wagonów . Przez chwilę nie wiedział : dokąd iść ? — i nagle doznał halucynacji . Zdawało mu się , że stoi we wnętrzu <MASK> wieży , która zawaliła się nie wydawszy łoskotu . Nie zabiła go , ale otoczyła ze wszystkich stron wałem gruzów , spośród których nie mógł się wydostać . Nie było wyjścia ! …
106 Otrząsnął się i <MASK> znikło .
107 „ Oczywiście , morzy mnie senność — myślał . — Właściwie mówiąc nie spotkała mnie żadna niespodzianka ; wszystko można było z góry przewidzieć , ja nawet wszystko to widziałem … Jakie ona ze mną płaskie rozmowy prowadziła ! … Co ją zajmowało ? … Bale , rauty , koncerta , stroje … Co ona kochała ? … Siebie . Zdawało jej się , że cały świat jest dla niej , a ona po to , ażeby się bawić . Kokietowała … ależ tak , najbezwstydniej kokietowała wszystkich mężczyzn ; ze wszystkimi kobietami walczyła o piękność , hołdy i toalety <MASK> Co robiła ? … Nic . Przyozdabiała salony . Jedyną rzeczą , za pomocą której mogła zdobyć sobie byt materialny , była jej miłość , fałszywy towar ! … A ten Starski … Cóż Starski ? Taki pasożyt jak i ona … Był zaledwie epizodem w jej życiu pełnym doświadczeń . Do niego przecież nie mogę mieć pretensji : znalazł swój swoją . Ani do niej … Tak , to Mesalina przez imaginację ! … Ściskał ją i szukał medalionu , kto chciał , nawet ten Starski , biedak , który z powodu braku zajęcia musiał zostać uwodzicielem …
108 Niegdyś wierzyłem , że są <MASK> , na ziemi ,
109 Białe anioły z <MASK> jasnemi …
110 Piękne anioły ! … jasne skrzydła ! … Pan Molinari , pan Starski <MASK> Bóg wie ilu ich jeszcze … Oto skutki znajomości kobiet z poezji !
111 Trzeba było poznawać kobiety nie przez okulary Mickiewiczów , Krasińskich albo Słowackich , ale ze statystyki , która uczy , że <MASK> biały anioł jest w dziesiątej części prostytutką ; no i jeżeli spotkałoby cię rozczarowanie , to choć przyjemne … ”
112 W tej chwili rozległ się jakiś ryk : nalewano wody do kotła czy do rezerwuaru . Wokulski przystanął . Zdawało mu się , że w tym przeciągłym i melancholijnym dźwięku słyszy całą orkiestrę wygrywającą inwokację z Roberta Diabła . „ <MASK> , co spoczywacie tu , pod zimnym śmierci głazem … ” Śmiech , płacz , żal , pisk , niesforne okrzyki , wszystko to odzywało się razem , a nad wszystkim unosił się głos potężny , pełen beznadziejnego smutku .
113 Byłby przysiągł , że słyszy taką orkiestrę , i znowu uległ halucynacji . Zdawało mu się , że jest na cmentarzu , pośród otwartych grobów , z których <MASK> się wstrętne cienie . Po chwili każdy cień stawał się piękną kobietą , między którymi ostrożnie przesuwała się panna Izabela , wabiąc go ręką i spojrzeniem …
114 Ogarnęła go taka trwoga , że <MASK> się , i widma znikły .
115 „ Basta ! — pomyślał — <MASK> tu rozum stracę … ”
116 I postanowił zapomnieć <MASK> pannie Izabeli .
117 Była już druga po północy . W biurze telegrafu paliła się lampa z zielonym daszkiem i <MASK> było pukanie aparatu . Obok dworca przechadzał się jakiś człowiek , który zdjął czapkę .
118 — Kiedy jedzie pociąg do Warszawy <MASK> — spytał go Wokulski .
119 — O piątej , wielmożny panie — odparł człowiek robiąc ruch , jakby <MASK> pocałować go w rękę . — Ja , wielmożny panie , jestem …
120 — Dopiero o piątej ! … — powtórzył Wokulski . <MASK> Koni można … A z Warszawy o której ?
121 — Za trzy kwadranse . <MASK> , wielmożny panie …
122 — Za trzy kwadranse … — szepnął Wokulski . — Kwadranse … <MASK> … — powtarzał czując , że niedokładnie wymawia literę r .
123 Odwrócił się od nieznajomego i wzdłuż plantu poszedł w kierunku Warszawy . <MASK> patrzył za nim , kręcił głową i zniknął w ciemnościach .
124 „ Kwadranse … kwadranse … — mruczał Wokulski . — Język mi kołowacieje ? … Jaka dziwna plątanina wypadków ; uczyłem się , ażeby zdobyć pannę Izabelę , a nauczyłem się , aby ją stracić … Albo i Geist . Po to zrobił wielki wynalazek , po to powierzył mi święty depozyt , ażeby pan Starski miał jeden więcej powód <MASK> swoich poszukiwań … Wszystkiego mnie pozbawiła , nawet ostatniej nadziei … Gdyby w tej chwili zapytano mnie : czy ja istotnie znałem Geista ? czym widział jego dziwny metal ? nie umiałbym odpowiedzieć i już sam nie wiem , czy to nie było złudzeniem … Ach , gdybym mógł o niej nie myśleć … Choćby przez kilkanaście minut …
125 Otóż nie będę o <MASK> myślał … ”
126 Noc była gwiaździsta , pola ciemne , wzdłuż kolei w wielkich odstępach paliły się sygnałowe latarnie . Wokulski idąc rowem potknął się o spory kamień i w jednej chwili stanęły <MASK> przed oczyma ruiny zamku w Zasławiu , kamień , na którym siedziała panna Izabela , i jej łzy . Ale tym razem poza łzami błysnęło spojrzenie pełne fałszu .
127 „ Otóż nie będę o niej myślał … Pojadę do Geista , będę pracował od szóstej rano do jedynastej w nocy <MASK> będę musiał uważać na każdą zmianę ciśnienia , temperatury , natężenia prądu … Nie zostanie mi ani jednej chwili … ”
128 Zdawało mu się , że ktoś za nim idzie . Odwrócił się , ale nie dojrzał nic <MASK> Natomiast spostrzegł , że lewym okiem widzi gorzej niż prawym , co niewymownie zaczęło go drażnić .
129 Chciał wrócić się do ludzi , ale uczuł , że nie zniósłby <MASK> widoku . Już samo nawet myślenie męczyło go , prawie bolało .
130 „ Nie wiedziałem , że człowiekowi może <MASK> własna dusza … ” — mruknął .
131 „ Ach , gdybym <MASK> nie myśleć … ”
132 Daleko na wschodzie zamajaczył blask i ukazał się wąski sierp księżyca oblewając krajobraz niewymownie ponurym światłem . I nagle ukazało się Wokulskiemu nowe widzenie . Był w cichym i pustym lesie ; pnie sosen rosły pochylone w dziwaczny sposób , nie odzywał się żaden <MASK> , wiatr nie poruszał najmniejszej gałązki . Nie było nawet światła , tylko smutny półmrok . Wokulski czuł , że ten mrok , żal i smutek wypływał z jego serca i że to wszystko zakończy się chyba z życiem , jeżeli się zakończy …
133 Spomiędzy sosen , gdziekolwiek spojrzał , przeglądały płaty szarego nieba ; każdy zamieniał się w <MASK> szybę wagonu , w której widać było blady obraz panny Izabeli w uścisku Starskiego .
134 Wokulski już nie mógł oprzeć się widzeniom : opanowały go , pożarły mu wolę , skrzywiły myśl i zatruły serce . Duch jego stracił wszelką <MASK> : rządziło nim lada wrażenie , odbijające się w tysiącznych , coraz posępniejszych , coraz boleśniejszych formach , jak echa w pustej budowli .
135 Znowu potknął się o kamień i ten nie <MASK> fakt obudził w nim straszliwe medytacje .
136 Zdawało mu się , że kiedyś , kiedyś on <MASK> był kamieniem , zimnym , ślepym , nieczułym .
137 A gdy leżał pyszny w swojej martwocie , której największe ziemskie kataklizmy nie <MASK> ożywić , w nim czy nad nim odezwał się głos zapytujący :
138 „ Chcesz zostać <MASK> ? ”
139 „ Co to jest człowiek ? <MASK> ” — odparł kamień .
140 „ Chcesz widzieć , słyszeć <MASK> czuć ? … ”
141 „ Co to jest <MASK> ? … ”
142 „ Więc czy chcesz zaznać coś zupełnie nowego ? Czy chcesz istnienia , które <MASK> jednej chwili doświadcza więcej aniżeli wszystkie kamienie w ciągu miliona wieków ? ”
143 „ Nie rozumiem — odparł kamień <MASK> ale mogę być wszystkim . ”
144 „ A jeżeli — pytał głos nadnaturalny — po <MASK> nowym bycie pozostanie ci wieczny żal ? … ”
145 „ Co to jest żal ? <MASK> Mogę być wszystkim . ”
146 „ Więc niech się stanie <MASK> ” — odpowiedziano .
147 I stał się człowiek . Żył kilkadziesiąt lat , a w ciągu nich tyle pragnął i tyle cierpiał , że martwy świat nie zaznałby tego przez całą wieczność . Goniąc za jednym pragnieniem <MASK> tysiące innych , uciekając przed jednym cierpieniem wpadł w morze cierpień i tyle odczuł , tyle przemyślał , tyle pochłonął sił bezświadomych , że w końcu obudził przeciw sobie całą naturę .
148 „ Dosyć ! … — poczęto wołać ze wszystkich stron . <MASK> Dosyć ! … ustąp innym miejsca w tym widowisku … ”
149 „ Dosyć ! … dosyć ! … już dosyć ! … — wołały kamienie , drzewa , powietrze <MASK> ziemia i niebo … — Ustąp innym ! … niech i oni poznają ten nowy byt … ”
150 Dosyć ! … Więc znowu ma zostać niczym i to w chwili kiedy ów wyższy byt jako ostatnią pamiątkę <MASK> mu tylko rozpacz po tym , co stracił , i żal za tym , czego nie dosięgnął ! …
151 „ Ach , gdyby już słońce weszło ! — szepnął Wokulski . — Wracam do Warszawy … zabiorę się do jakiejkolwiek roboty i skończę z tymi głupstwami , które mi rozstrajają <MASK> … Chce Starskiego ? niech ma Starskiego ! … Przegrałem na niej ? … Dobrze ! … Za to wygrałem na innych rzeczach … Wszystkiego nie można posiadać … ”
152 Od kilku chwil czuł na <MASK> jakąś gęstą wilgoć .
153 „ Krew ? ” — pomyślał . Otarł usta <MASK> przy świetle zapałki zobaczył na chustce pianę .
154 „ Wściekam się czy co <MASK> u diabła ? … ”
155 Wtem z daleka zobaczył dwa światła , powoli zbliżające się w jego stronę <MASK> za nimi majaczyła ciemna masa , za którą ciągnął gęsty snop iskier .
156 „ Pociąg ? … ” — rzekł do siebie , i przywidziało mu się , że jest to ten sam pociąg , którym <MASK> panna Izabela . Znowu zobaczył salonik oświetlony latarnią przysłoniętą niebieskim kamlotem , a w kącie dostrzegł pannę Izabelę w objęciach Starskiego …
157 „ Tak kocham … tak kocham … — szepnął <MASK> — I nie mogę zapomnieć ! … ”
158 W tej chwili opanowało go cierpienie , na które w ludzkim języku już nie ma nazwiska . Dręczyła go zmęczona myśl , <MASK> uczucie , zdruzgotana wola , całe istnienie … I nagle uczuł już nie pragnienie , ale głód i żądzę śmierci .
159 Pociąg z wolna zbliżał się . Wokulski nie zdając sobie sprawy z tego , co robi , upadł na szyny . Drżał , zęby mu szczękały <MASK> schwycił się oburącz podkładów , miał usta pełne piasku … Na drogę padł blask latarń , szyny zaczęły cicho dźwięczeć pod toczącą się lokomotywą …
160 „ Boże , bądź miłościw … <MASK> — szepnął i zamknął oczy .
161 Nagle uczuł ciepło i gwałtowne szarpnięcie , które strąciło go z szyn … Pociąg przeleciał o kilka cali od głowy obryzgując go parą i gorącym <MASK> . Na chwilę stracił przytomność , a gdy ocknął się , zobaczył jakiegoś człowieka , który siedział mu na piersiach i trzymał za ręce .
162 — Co wielmożny pan robi najlepszego ? … — mówił <MASK> . — Kto słyszał takie rzeczy … Przecie Bóg …
163 Nie dokończył . Wokulski zepchnął go z siebie , <MASK> za kołnierz i jednym szarpnięciem rzucił na ziemię .
164 — Czego chcesz ode mnie , <MASK> podły ! … — zawołał .
165 — Panie … wielmożny panie <MASK> ja przecie jestem Wysocki …
166 — Wysocki ? … Wysocki ? … — powtórzył <MASK> . — Kłamiesz , Wysocki jest w Warszawie …
167 — Ale ja jego brat , dróżnik . Przecie mi wielmożny pan sam miejsce tu wyrobił jeszcze w przeszłym roku , po Wielkanocy <MASK> I gdzieżbym ja mógł patrzeć na takie nieszczęście pana ? … Zresztą , panie , na kolei nie wolno włazić pod maszynę …
168 Wokulski zamyślił się <MASK> puścił go .
169 „ Wszystko zwraca się przeciw mnie , <MASK> zrobiłem dobrego ” — szepnął .
170 Był bardzo zmęczony , więc usiadł na ziemi , obok dzikiej gruszki , co w tym miejscu rosła , nie większa od <MASK> . W tym czasie wiał wiatr i poruszał listkami drzewa wywołując szelesty , które nie wiadomo skąd przypomniały Wokulskiemu dawne lata .
171 „ Gdzie moje szczęście ! <MASK> ” — pomyślał .
172 Uczuł ściskanie w piersiach , które stopniowo doszło do gardła . Chciał odetchnąć , lecz nie <MASK> ; myślał , że się dusi , i objął rękoma drzewko , które wciąż szeleściło .
173 „ Umieram ! … <MASK> — zawołał .
174 Zdawało mu się , że go krew zalewa , że mu pękają <MASK> , wił się z bólu i nagle zaniósł się od płaczu .
175 „ Boże miłosierny … Boże miłosierny ! <MASK> ” — powtarzał wśród łkań .
176 Dróżnik przypełznął do niego i ostrożnie <MASK> mu rękę pod głowę .
177 — Płacz , wielmożny panie ! … — mówił nachylając się nad nim . — Płacz , wielmożny panie , i wzywaj boskiego imienia … Nie będziesz go wzywał nadaremnie … „ Kto się w opiekę poda Panu swemu , a całym sercem szczerze ufa jemu , <MASK> rzec może , mam obrońcę Boga , nie spadnie na mnie żadna straszna trwoga … Ciebie on z sideł zdradzieckich wyzuje … ” Co tam , wielmożny panie , dostatki , co największe skarby ! … Wszystko człowieka zawodzi , tylko jeden Bóg nie zawiedzie …
178 Wokulski przytulił twarz do ziemi . Zdawało mu się , że z każdą łzą spada mu z serca jakiś ból , jakiś zawód i rozpacz . Wykolejona myśl poczęła układać się do równowagi . Już <MASK> sobie sprawę z tego , co robił , i już zrozumiał , że w chwili nieszczęścia , kiedy go wszystko zdradziło , jeszcze pozostała mu wierną — ziemia , prosty człowiek i Bóg …
179 Powoli uspokajał się , łkania coraz rzadziej rozdzierały mu piersi <MASK> uczuł niemoc w całym ciele i twardo zasnął .
180 Świtało , kiedy się obudził ; usiadł , przetarł oczy <MASK> zobaczył obok siebie Wysockiego i wszystko sobie przypomniał .
181 — Długo spałem <MASK> — zapytał .
182 — Może kwadrans … może <MASK> godziny — odparł dróżnik .
183 Wokulski wyjął pugilares , wydobył kilka <MASK> i podając je Wysockiemu rzekł :
184 — Uważasz … Wczoraj byłem pijany … Nie mówże nic i nikomu <MASK> co się tu stało . A oto masz … dla dzieci …
185 Dróżnik pocałował go <MASK> nogi .
186 — Myślałem — rzekł — że <MASK> pan stracił wszystko i dlatego …
187 — Masz rację ! — odparł w zamyśleniu Wokulski — straciłem wszystko … oprócz <MASK> . Nie zapomnę o tobie , chociaż … Wolałbym już nie żyć .
188 — Ja też zaraz mówiłem , że taki pan nie szukałby nieszczęścia , choćby stracił wszystkie pieniądze . Zrobiła to <MASK> ludzka … Ale i na nią przyjdzie koniec . Bóg nierychliwy , ale sprawiedliwy , przekona się pan …
189 Wokulski podniósł się z ziemi i zaczął iść <MASK> stacji . Nagle zwrócił się do Wysockiego .
190 — Jak będziesz w Warszawie — rzekł — wstąp do mnie <MASK> Ale ani słowa o tym , co się tu stało …
191 — Tak mi Boże dopomóż , że nie <MASK> — odparł Wysocki i zdjął czapkę .
192 — A na drugi raz … — dodał Wokulski kładąc mu rękę na ramieniu — na drugi raz … Gdybyś spotkał takiego człowieka … rozumiesz <MASK> … gdybyś spotkał , nie ratuj go … Kiedy kto chce dobrowolnie stanąć ze swoją krzywdą przed boskim sądem , nie zatrzymuj go …
193 XV . <MASK> starego subiekta
194 Sytuacja polityczna zarysowuje się coraz wyraźniej . Mamy już dwie koalicje . Z jednej strony Rosja z Turcją , z drugiej strony Niemcy , Austria i Anglia <MASK> A jeżeli tak jest , więc znaczy , że lada chwilę może wybuchnąć wojna , w której zostaną rozstrzygnięte bardzo , ale to bardzo ważne sprawy .
195 Czy tylko będzie wojna ? bo my zawsze lubimy się łudzić . Otóż będzie , tym razem niezawodnie . Mówił mi Lisiecki , że ja co <MASK> zapowiadałem wojnę i nigdy się nie sprawdziło . Głupi on , uczciwszy uszy … Co innego było w tamtych latach , a co innego dziś .
196 Czytam na przykład w gazetach , że Garibaldi agituje we Włoszech przeciw Austrii . Dlaczegóż on agituje ? … Bo spodziewa się wielkiej wojny . I <MASK> na tym koniec , gdyż w kilka dni później słyszę , że jenerał Türr na wszystkie świętości zaklina Garibaldiego ażeby nie robił kłopotu Włochom …
197 Co to znaczy ? … To znaczy , przetłomaczone na ludzki język , że : „ wy , Włosi , nie ruszajcie się , <MASK> i bez tego Austria da wam Triest , jeśli wygra . Gdyby zaś z waszej winy przegrała , nie dostaniecie nic … ”
198 To są ważne zapowiedzi te agitacje Józia Garibaldiego i uspakajania Türra . Józio agituje , <MASK> widzi wojnę na długość ręki , a Türr uspakaja , bo widzi dalsze interesa .
199 Ale czy zaraz wybuchnie wojna ? w końcu czerwca czy w lipcu ? … Tak by myślał <MASK> polityk , ale nie ja . Niemcy bowiem nie rozpoczęłyby wojny nie zabezpieczywszy się od Francji .
200 Jakże się zaś zabezpieczą ? … Szprot mówi , że na to nie ma sposobu , ale ja widzę , że <MASK> , i jeszcze bardzo prosty . O , Bismarck to sprytny ptaszek , zaczynam się do niego przekonywać ! …
201 Bo i po co Niemcy i Austria wciągnęły do związku Anglię ? … Rozumie się po to , <MASK> mieć plaster na Francję i ją namówić do przymierza . Zrobi się to w następujący sposób :
202 W wojsku angielskim służy młody Napoleonek , Lulu , i bije się z Zulusami w Afryce jak jego dziadek <MASK> Napoleon Wielki . Kiedy zaś Anglicy skończą wojnę , mianują Napoleonka jenerałem i powiedzą do Francuzów te słowa :
203 — Moi kochani ! Macie tu Bonapartego , który wojował w Afryce i okrył się tam nieśmiertelną chwałą jak jego dziad . Zróbcie go więc waszym cesarzem jak dziada , a my za to <MASK> u Niemców Alzację i Lotaryngię . Zapłacicie im kilka miliardów , no , ale to lepsze aniżeli przeprowadzić nową wojnę , która będzie kosztowała z dziesięć miliardów i jest dla was wątpliwa …
204 Francuzi , naturalnie , zrobią Lulu cesarzem , odbiorą swoją ziemię , zapłacą , wejdą <MASK> przymierze z Niemcami , a wtedy Bismarck mając tyle pieniędzy pokaże swoją sztukę ! …
205 O , Bismarck mądra ryba i jeżeli kto , to tylko on może taki plan przeprowadzić . Ja już od dawna czułem , że to frant szpakami karmiony , i miałem do niego słabość , chociaż się z nią taiłem … <MASK> , panie , ziółko ! … Jest on ożeniony z Puttkamerówną ; wiadomo zaś , że Puttkamerowie są spokrewnieni z Mickiewiczem . Przy tym podobno pasjami lubi Polaków , a nawet synowi następcy tronu niemieckiego radził uczyć się po polsku …
206 No , jeżeli w tym roku nie będzie wojny … Dopieroż to Lisieckiemu powiem bajkę o kpie ! On , biedak , myśli , że <MASK> mądrość polega na tym , ażeby w nic nie wierzyć . Głupstwo ! … Polityka polega na kombinacjach , które wynikają z porządku rzeczy .
207 A więc niech żyje Napoleon IV ! … Bo chociaż dzisiaj nikt o nim nie myśli , ja przecie jestem pewny , że w tym rozgardiaszu on główną odegra rolę . A jeżeli potrafi się wziąć do rzeczy , to nie tylko odzyska Alzację i Lotaryngię darmo , ale jeszcze granice Francji może posunąć do Renu na całej <MASK> . Byle Bismarck nie spostrzegł się za wcześnie i nie zmiarkował , że posługiwać się Bonapartym znaczy to samo , co lwa zaprzęgać do taczek . Zdaje mi się nawet , że w tej jednej kwestii Bismarck przerachuje się . I powiem prawdę , że nie będę go żałował , bo nigdy nie miałem do niego zaufania .
208 Jakoś z moim zdrowiem nie jest dobrze . Nie powiem , ażeby mi coś dolegało , ale ot <MASK> … Chodzić wiele nie mogę , apetyt straciłem , nawet nie bardzo chce mi się pisać .
209 W sklepie prawie nie mam zajęcia , już tam bowiem rządzi Szlangbaum , a ja — tylko na przyprzążkę załatwiam interesa Stacha . Przed październikiem ma nas Szlangbaum spłacić zupełnie . Biedy nie zaznam , <MASK> poczciwy Stach zapewnił mi półtora tysiąca rubli dożywotniej pensji ; ale jak sobie człowiek pomyśli , że niedługo już nic nie będzie znaczył w sklepie , do niczego nie będzie miał już prawa …
210 Nie warto żyć … Gdyby nie Stach i nie Napoleonek , to czasem jest mi tak ciężko na świecie , że zrobiłbym sobie co … Kto wie , stary kolego Katz , czy nie najmądrzej postąpiłeś <MASK> Nie masz wprawdzie żadnych nadziei , ale też i nie boisz się zawodów … Nie twierdzę , ażebym się ich lękał , bo przecie ani Wokulski , ani Bonaparte … Ale zawsze … tak coś …
211 Jaki ja jestem zmęczony ; już nawet ciężko mi pisać . Tak bym gdzie pojechał … Mój Boże , dwadzieścia lat nie wyjrzałem za warszawskie rogatki ! … A tak mi czasami tęskno , ażeby jeszcze choć raz przed śmiercią spojrzeć na Węgry <MASK> Może na dawnych polach bitew znalazłbym bodaj kości kamratów … Ej , Katz , ej , Katz ! … pamiętasz ty ten dym , ten świst , te sygnały ? … Jaka wtedy była zielona trawa i jak świeciło nam słońce ? …
212 Nic nie pomoże , muszę wybrać się w podróż , spojrzeć na góry i lasy , wykąpać się w słońcu i w powietrzu szerokich równin <MASK> zacząć nowe życie . Może nawet wyniosę się gdzie na prowincję , w sąsiedztwo pani Stawskiej , bo i cóż więcej pozostaje emerytowi ? …
213 Ten Szlangbaum dziwny człowiek ; anibym myślał znając go biedakiem , że on tak potrafi zadzierać nosa . Już widzę , zapoznał się przez Maruszewicza z baronami , <MASK> baronów z hrabiami , a tylko jeszcze nie może dostać się do księcia , który z Żydami jest bardzo grzeczny , ale i bardzo z daleka .
214 I kiedy tak Szlangbaum zadziera nosa , w mieście na Żydów krzyk . Ile razy wstąpię na piwo , zawsze ktoś napada mnie i wymyśla , że Stach sprzedał sklep Żydom . Radca narzeka <MASK> że Żydzi zabierają mu trzecią część emerytury ; Szprot utyskuje , że Żydzi popsuli mu interesa ; Lisiecki płacze , że mu Szlangbaum wymówił miejsce od świętego Jana , a Klejn milczy .
215 Już i w gazetach zaczynają pisać przeciw Żydom , ale co dziwniejsze , że <MASK> doktór Szuman , choć sam starozakonny , miał raz ze mną taką rozmowę :
216 — Zobaczysz pan , że przed upływem <MASK> lat z Żydami będzie jakaś awantura .
217 — Za pozwoleniem — mówię — przecie <MASK> doktór niedawno chwaliłeś ich ! …
218 — Chwaliłem , bo to genialna rasa , ale podłe charaktery . Wyobraź pan <MASK> , że Szlangbaumy , stary i młody , mnie chcieli okpić , mnie …
219 „ Aha ! — myślę sobie — zaczynasz się <MASK> nawracać , kiedy cię połaskotali za kieszeń … ”
220 I mówiąc prawdę , do <MASK> straciłem serce dla Szumana .
221 A co oni wygadują na Wokulskiego ! … Marzyciel , idealista , <MASK> … Może za to , że nigdy nie zrobił świństwa .
222 Kiedy Klejnowi opowiedziałem moją rozmowę z <MASK> , nasz mizerny kolega odparł :
223 — On mówi , że dopiero za kilka lat będzie awantura <MASK> Żydami ? … Uspokój go pan , będzie wcześniej …
224 — Rany Chrystusowe ! — mówię <MASK> dlaczego ma być ? …
225 — Bo * my * dobrze ich znamy , choć się i do * nas * umizgają … — odpowiedział Klejn . <MASK> To migdały ! ale przerachowali się … * My * wiemy , do czego oni są zdolni , gdyby mieli siłę .
226 Uważałem Klejna za człowieka bardzo postępowego , może nawet zanadto postępowego , ale teraz myślę , że to <MASK> wielki zacofaniec . Zresztą , co znaczą owe : * my * — * nas * ? …
227 I to ma być wiek , który nastąpił po XVIII , po tym XVIII wieku , co napisał na swoich sztandarach : wolność , <MASK> , braterstwo ? … Za cóż ja się , u diabła , biłem z Austriakami ? … Za co ginęli moi kamraci ? …
228 Facecje ! przywidzenia ! wszystko <MASK> odrobi cesarz Napoleon IV .
229 Wówczas i Szlangbaum przestanie być arogantem , i Szuman przestanie chełpić <MASK> swoim żydostwem , i Klejn nie będzie im groził .
230 A niedalekie to czasy , <MASK> nawet Stach Wokulski …
231 Ach , jaki ja jestem <MASK> … Muszę gdzieś wyjechać .
232 Nie jestem przecie taki stary , ażebym miał myśleć o śmierci ; ale , mój Boże , kiedy z <MASK> wyjmą rybę , choćby najmłodszą i najzdrowszą , musi zdychać , gdyż nie ma właściwego sobie żywiołu …
233 Bodaj czy ja nie stałem się taką rybą wyciąganą z wody ; w sklepie już rozpanoszył się Szlangbaum i <MASK> zamanifestować swoją władzę , wypędził szwajcara i inkasenta za to tylko , że nie okazywali mu dosyć szacunku .
234 Kiedy prosiłem za biedakami <MASK> odparł z gniewem :
235 — Patrz pan , jak oni mnie traktują , a jak Wokulskiego ! … Jemu nie kłaniali się tak nisko <MASK> ale w każdym ruchu , w każdym spojrzeniu było widać , że by za nim poszli w ogień …
236 — Więc i pan , panie Szlangbaumie , chcesz , <MASK> za tobą szli w ogień ? — spytałem .
237 — Naturalnie . Przecie jedzą mój chleb , mają <MASK> mnie zarobki ! ja im płacę pensję …
238 Myślałem , że Lisiecki , który posiniał słuchając tych bredni , <MASK> go w ucho . Pohamował się jednak i tylko spytał :
239 — A czy wiesz pan , dlaczego <MASK> za Wokulskim poszlibyśmy w ogień ? …
240 — Bo on ma więcej <MASK> — odparł Szlangbaum .
241 — Nie , panie . Bo on ma to , czego pan nie <MASK> i mieć nie będziesz — rzekł Lisiecki bijąc się w piersi .
242 Szlangbaum zaczerwienił się <MASK> upiór .
243 — Co to jest ? … — zawołał . — Czego ja nie mam ? <MASK> My nie możemy razem pracować , panie Lisiecki … pan obrażasz moje obrządki religijne …
244 Schwyciłem Lisieckiego za rękę i odciągnąłem za szafy . Śmieli się wszyscy panowie z tej obrazy <MASK> … Tylko Zięba ( on jeden zostaje przy sklepie ) zaperzył się i zawołał :
245 — Pryncypał ma rację … nie można drwić z wyznania , bo wyznanie to święta rzecz <MASK> … Gdzież wolność sumienia ? … gdzie postęp ? … cywilizacja ? … emancypacja ? …
246 — Lizus bestia — mruknął Klejn , <MASK> potem rzekł mi do ucha :
247 — Czy nie ma Szuman racji , że oni muszą się doczekać awantury ? … Widziałeś <MASK> pan , jaki był , kiedy do nas nastał , a jaki jest dzisiaj ? …
248 Naturalnie , że zgromiłem Klejna , bo i co on ma za prawo straszyć swoich współobywateli awanturami <MASK> Nie mogę jednak ukryć przed sobą , że Szlangbaum mocno zmienił się w ciągu roku .
249 Dawniej był potulny , dziś arogant i pogardliwy ; dawniej milczał , kiedy go krzywdzono , dziś sam rozbija się bez powodu . Dawniej mianował się Polakiem , dziś <MASK> się ze swego żydostwa . Dawniej nawet wierzył w szlachetność i bezinteresowność , a teraz mówi tylko o swoich pieniądzach i stosunkach . Może być źle ! …
250 Za to wobec gości jest uniżony , a hrabiom , a nawet baronom właziłby pod podeszwy . Ale wobec swoich podwładnych istny hipopotam : ciągle parska i <MASK> ludzi po nogach . To nawet nie jest pięknie … Swoją drogą radca , Szprot , Klejn i Lisiecki nie mają racji grozić mu jakimiś awanturami .
251 Cóż więc ja dziś znaczę w sklepie przy takim smoku ? Gdy chcę zrobić rachunek , on zagląda mi przez ramię ; wydam jaką dyspozycję , on ją zaraz głośno powtarza . Ze sklepu usuwa mnie <MASK> bardziej , przy znajomych gościach ciągle mówi : „ Mój przyjaciel Wokulski … mój znajomy baron Krzeszowski … mój subiekt Rzecki … ” Gdy zaś jesteśmy sami , nazywa mnie „ kochanym Rzesiem ” …
252 Parę razy w najdelikatniejszy sposób dałem mu do zrozumienia , że te pieszczotliwe nazwiska nie robią mi przyjemności . Ale on , biedak , nawet nie <MASK> się na tym ; ja zaś mam zwyczaj długo czekać , nim komu nawymyślam . Lisiecki robi to z miejsca , więc Szlangbaum szanuje go .
253 Swoją drogą Szuman miał rację mówiąc wtedy , że my , z dziada pradziada , myślimy : jak trwonić pieniądze ? a oni : jakby je <MASK> ? Pod tym względem byliby już dziś pierwszymi na świecie , gdyby ludzka wartość zasadzała się tylko na pieniądzach . Ale co mi tam ! …
254 Ponieważ w sklepie nie mam wiele zajęcia , więc coraz częściej myślę o podróży do Węgier <MASK> Przez dwadzieścia lat nie widzieć ani zboża , ani lasu … To strach ! …
255 Zacząłem się już starać o paszport ; myślałem , że mi zejdzie z miesiąc . Tymczasem wziął się do tego <MASK> i paf ! … traf ! … wyrobił mi paszport w ciągu czterech dni . Ażem się przestraszył …
256 Nie ma co , trzeba wyjechać choćby na kilka tygodni . Zdawało się , że przygotowania do wyjazdu zabiorą mi trochę czasu … Gdzie tam ! <MASK> Znowu wmieszał się Wirski , jednego dnia kupił mi podróżny kufer , drugiego dnia spakował mi rzeczy i mówi : „ Jedź ! … ”
257 Ażem się rozgniewał . Czego oni , u diabła , chcą mnie się pozbyć ? … Kazałem im na złość rozpakować rzeczy i <MASK> nakryć dywanem , bo mnie to już drażni . Ale swoją drogą , tak bym gdzieś pojechał … tak bym jechał …
258 Muszę jednak pierwej trochę sił nabrać . Wciąż brak mi apetytu , chudnę , źle sypiam , choć <MASK> cały dzień jestem senny ; miewam jakieś zawroty , bicia serca … Ech ! wszystko to przejdzie …
259 Klejn także zaczyna się zaniedbywać . Spóźnia się do sklepu , znosi jakieś książeczki , chodzi na sesje nie wiadomo z kim ? … Ale <MASK> najgorsze , że z sumy przeznaczonej mu przez Wokulskiego wziął już tysiąc rubli i wydał w ciągu jednego dnia . Na co ? …
260 Pomimo to wszystko dobry chłopak ! A najlepszą miarą jego poczciwości jest fakt , że nawet baronowa Krzeszowska nie wyrzuciła <MASK> ze swego domu , gdzie po dawnemu mieszka na trzecim piętrze , zawsze cichutki , nikomu nie mącąc wody .
261 Gdyby tylko wydobył się z tych niepotrzebnych stosunków ; bo z <MASK> może nie być awantury , ale z nim ! …
262 Niech go tam Pan <MASK> oświeca i chroni .
263 Zabawną historię i pouczającą opowiedział mi Klejn . Uśmiałem się do łez , <MASK> zarazem przybył mi jeden więcej dowód sprawiedliwości boskiej nawet w drobiazgowych rzeczach .
264 „ Krótki jest triumf bezbożników ” — mówi , zdaje mi się , Pismo święte czy może jaki ojciec Kościoła <MASK> Ktokolwiek zresztą powiedział , jest niezawodnym , że zdanie to sprawdziło się i na baronowej , i na Maruszewiczu .
265 Wiadomo , że baronowa raz pozbywszy się Maleskiego i Patkiewicza zapowiedziała stróżowi , ażeby pod żadnym pozorem nie wynajmował mieszkania na trzecim piętrze <MASK> , choćby miało stać pustką . Rzeczywiście , pokój studencki przez parę miesięcy był nie zajęty , ale pani miała przynajmniej satysfakcję .
266 Tymczasem wrócił do niej mąż , baron , i naturalnie objął zarząd kamienicy . A ponieważ baron ciągle potrzebuje pieniędzy , <MASK> mocno korcił go i ów pusty pokój , i zakaz baronowej , który zmniejszał dochody o sto dwadzieścia rubli rocznie .
267 Nade wszystko jednak buntował go Maruszewicz ( już się pogodzili ! <MASK> ) , który znowu ciągle od Krzeszowskiego pożycza pieniędzy .
268 — Co baron — mówił mu nieraz — masz sprawdzać , czy kandydat na lokatora jest czy nie jest studentem ? Na co ten kłopot <MASK> Byle nie przyszedł w mundurze , to już nie student ; a jak z góry za miesiąc zapłaci , to brać , i kwita .
269 Baron mocno wziął do serca te rady ; nakazał nawet stróżowi , ażeby gdy trafi się lokator , nie pytając przysłał go na górę . <MASK> , rozumie się , powiedział o tym swej żonie , a żona Klejnowi , któremu znowu chciało się mieć sąsiadów najlepiej odpowiadających jego gustowi .
270 Więc w parę dni po owej dyspozycji zjawia się u barona jakiś elegant z dziwną fizjognomią , a jeszcze <MASK> ubrany : jego spodnie nie pasowały do kamizelki , kamizelka do surduta , a krawat do wszystkiego .
271 — W domu pana barona jest kawalerski pokój do <MASK> — mówił elegant — za dziesięć rubli miesięcznie ?
272 — A tak — mówi baron <MASK> może go pan obejrzy .
273 — O , to zbyteczne ! Jestem pewny , że pan <MASK> nie wynajmowałby złego mieszkania . Czy mogę dać zadatek ?
274 — Proszę — odpowiada baron . — A ponieważ pan ufasz mi <MASK> słowo , więc i ja nie będę żądał bliższych informacyj …
275 — O , jeżeli <MASK> baron życzy sobie …
276 — Między ludźmi dobrze wychowanymi wystarcza wzajemne zaufanie — odparł baron . — Mam więc nadzieję , że ani <MASK> , ani moja żona , a nade wszystko moja żona nie będzie miała powodu skarżyć się na panów …
277 Młody człowiek gorąco ścisnął <MASK> za rękę .
278 — Daję panu słowo — rzekł — że nigdy nie <MASK> przykrości pańskiej żonie , która może niesłusznie uprzedziła się …
279 — Dość ! dość ! … panie — <MASK> baron . Wziął zadatek i wydał kwit .
280 Po wyjściu młodzieńca wezwał <MASK> siebie Maruszewicza .
281 — Nie wiem — rzekł strapiony baron — czy nie palnąłem głupstwa … bo lokatora już mam , ale sądząc <MASK> opisu obawiam się , czy nie będzie nim jeden z tych młodych ludzi , których właśnie wypędziła moja żona …
282 — Wszystko jedno ! — odparł <MASK> — byle z góry płacili .
283 Na drugi dzień z rana wprowadzili się do pokoiku trzej młodzi ludzie , ale tak cicho , że nikt ich nawet nie widział . <MASK> nawet nie uważał , że wieczorami sesjonują z Klejnem . Zaś w kilka dni później wpadł do barona mocno zirytowany Maruszewicz wołając :
284 — A wie baron , że to istotnie są ci <MASK> , których wyrzuciła baronowa . Maleski , Patkiewicz …
285 — Wszystko jedno — odpowiada baron . — <MASK> mojej nie dokuczają , więc byle płacili …
286 — Ale mnie dokuczają ! — wybuchnął Maruszewicz . — Jeżeli okno otworzę , jeden z nich strzela do mnie grochem przez świstułę , co wcale nie jest przyjemne . Gdy się zaś zejdzie u mnie parę <MASK> albo któraś z dam ( dodał ciszej ) , bębnią mi grochem w okna tak , że wysiedzieć nie można … To mi przeszkadza … to mnie kompromituje . Ja pójdę na skargę do cyrkułu ! …
287 Baron naturalnie opowiedział o tym swoim lokatorom prosząc ich , aby nie strzelali do okien Maruszewicza . Ci przestali strzelać , ale za to , <MASK> Maruszewicz przyjmuje u siebie jaką damę , co trafia mu się dosyć często , zaraz jeden z chłopaków wychyla się przez okno i wrzeszczy :
288 — Stróżu ! stróżu ! … a nie wiecie <MASK> jaka to pani poszła do pana Maruszewicza ?
289 Naturalnie , stróż nie wie nawet , czy jaka poszła , <MASK> po podobnym zapytaniu dowiaduje się o tym cała kamienica .
290 Maruszewicz jest wściekły na nich , tym <MASK> że baron na jego skargi odpowiada :
291 — Sam mi radziłeś , <MASK> nie trzymał pustego lokalu …
292 I baronowa spokorniała , bo z jednej strony <MASK> się męża , a z drugiej studentów .
293 Takim sposobem baronowa za swoją złość i mściwość , a Maruszewicz za intrygi , z jednej <MASK> tej samej ręki ponoszą karę ; uczciwy zaś Klejn ma towarzystwo , jakiego pragnął .
294 O , jest sprawiedliwość <MASK> świecie ! …
295 Ten Maruszewicz , dalibóg <MASK> jest bezwstydny !
296 Przyleciał dziś do Szlangbauma <MASK> skargą na Klejna .
297 — Panie — mówił — jeden z pańskich oficjalistów , który <MASK> w domu baronowej Krzeszowskiej , po prostu kompromituje mnie …
298 — Jak on pana kompromituje ? <MASK> zapytał Szlangbaum otwierając oczy .
299 — On bywa u tych studentów , których okno wychodzi na podwórze . A oni , panie , zaglądają w moje okna <MASK> strzelają do mnie grochem , a jeżeli zbierze się kilka osób , wrzeszczą , że u mnie jest szulernia ! …
300 — Pan Klejn już nie będzie u mnie służył od lipca — odparł Szlangbaum . <MASK> Więc niech pan rozmówi się z panem Rzeckim , oni znają się dawniej .
301 Maruszewicz z kolei wpadł na mnie i znowu opowiedział historię studentów <MASK> którzy nazywają go szulerem albo kompromitują damy bywające u niego .
302 „ Porządne damy ! ” — <MASK> , głośno zaś odparłem :
303 — Pan Klejn cały dzień siedzi w sklepie <MASK> więc nie może odpowiadać za swoich sąsiadów .
304 — Tak , ale pan Klejn ma z nimi jakieś konszachty , namówił ich , <MASK> znowu sprowadzili się do kamienicy , bywa u nich , przyjmuje ich u siebie .
305 — Młody chłopak — odparłem <MASK> woli przestawać z młodymi .
306 — Ale ja z tego powodu nie chcę cierpieć ! <MASK> Niech więc ich uspokoi albo … wszystkim wytoczę proces .
307 Dzika pretensja , ażeby Klejn uspakajał studentów , a może jednał u nich sympatię dla Maruszewicza ! Swoją drogą , ostrzegłem Klejna <MASK> dodałen , że byłby to bardzo przykry wypadek , gdyby on , subiekt Wokulskiego , miał proces o jakieś studenckie awantury .
308 Klejn wysłuchał i <MASK> ramionami .
309 — Co mnie to obchodzi ! — odparł . — Ja może powiesiłbym takiego nicponia , ale mu <MASK> okna grochu nie rzucam i nie nazywam go szulerem . Co mnie do jego szulerki ? …
310 Ma rację ! Toteż nie <MASK> się ani słowa więcej .
311 Trzeba jechać … trzeba jechać ! … Żeby tylko Klejn nie wdeptał się w jakie głupstwo . <MASK> , co to za dzieciaki : chcieliby świat przebudować , a jednocześnie robią tak płaskie figle .
312 Albo jestem w grubym błędzie , albo <MASK> się w przededniu nadzwyczajnych wypadków .
313 W maju jednego dnia pojechał Wokulski z panną Łęcką i z panem Łęckim do Krakowa i <MASK> mi zapowiedział , że nie wie , kiedy wróci , może dopiero za miesiąc .
314 Tymczasem wrócił nie za miesiąc , ale na drugi dzień , taki sponiewierany , że litość <MASK> patrzeć na niego . Okropność , co się zrobiło z tym człowiekiem przez jedną dobę !
315 Kiedym go pytał : co się stało ? dlaczego wrócił ? z początku wahał się , a potem powiedział , że otrzymał telegram <MASK> Suzina i że pojedzie do Moskwy . Lecz znowu po upływie doby rozmyślił się i oświadczył , że do Moskwy nie pojedzie .
316 — A jeżeli to ważny <MASK> ? … — spytałem .
317 — Pal diabli interesa ! <MASK> mruknął i machnął ręką .
318 Teraz po całych dniach nie wychodzi z domu i po większej części leży . Byłem u niego <MASK> ale przyjął mnie rozdrażniony ; od lokaja zaś dowiedziałem się , że nikogo nie każe przyjmować .
319 Posłałem mu Szumana , ale Stach i z Szumanem nie chciał gadać , tylko powiedział mu , że nie potrzebuje doktorów . Szumanowi <MASK> jednak nie wystarczyło ; a że jest trochę wścibski , więc zaczął śledztwo na własną rękę i dowiedział się dziwacznych rzeczy .
320 Mówił , że Wokulski wysiadł z pociągu około północy w Skierniewicach , udając , że otrzymał telegram , że potem zniknął sprzed stacji i <MASK> dopiero nad ranem powalany ziemią i jakby pijany . Na stacji myślą , że on naprawdę podchmielił sobie i zasnął gdzieś w polu .
321 Wyjaśnienie to nie trafiło do przekonania ani mnie , ani Szumanowi . Doktór twierdzi , że Stach musiał zerwać z <MASK> Łęcką i może nawet próbował jakiej niedorzeczności … Ale ja myślę , że on naprawdę miał telegram od Suzina .
322 W każdym razie trzeba jechać , dla zdrowia . Jeszcze nie <MASK> inwalidem i dla chwilowego osłabienia nie mogę się wyrzekać przyszłości .
323 Jest tu Mraczewski i mieszka u mnie . Wygląda chłopak jak bernardyński prowincjał , zmężniał <MASK> opalił się , utył . A ile on świata obleciał przez parę ostatnich miesięcy …
324 Był w Paryżu , potem w Lyonie ; z Lyonu wpadł pod Częstochowę do pani Stawskiej i z nią przyjechał do Warszawy . Potem odwiózł ją pod Częstochowę , siedział z tydzień i <MASK> pomógł jej do urządzenia sklepu . Następnie poleciał aż do Moskwy , stamtąd znowu wrócił pod Częstochowę , do pani Stawskiej , znowu u niej siedział trochę i obecnie jest u mnie .
325 Mraczewski twierdzi , że Suzin wcale nie telegrafował do Wokulskiego , a przy tym jest pewny , że Wokulski zerwał z panną Łęcką . Musiał nawet coś <MASK> pani Stawskiej , gdyż ten anioł , nie kobieta , będąc przed paroma tygodniami w Warszawie raczyła mnie odwiedzić i mocno wypytywała się o Stacha .
326 „ A czy zdrów ? … a czy bardzo zmieniony i smutny ? <MASK> a czy już nigdy nie wydobędzie się ze swej rozpaczy ? … ”
327 Z jakiej rozpaczy ? … Gdyby nawet zerwał z panną Łęcką , to jeszcze , dzięki Bogu <MASK> nie brak kobiet i jeżeli Stach zechce , może się ożenić choćby z panią Stawską .
328 Złote , diamentowe kobiecisko , jak ona go kochała i kto wie , czy teraz nie kocha ? … Dalibóg , śmiałbym się , żeby Stach powrócił do niej . Taka <MASK> , taka szlachetna , tyle w niej poświęcenia … Jeżeli jest ład na świecie ( o czym niekiedy wątpię ) , to Wokulski powinien by się ożenić ze Stawską .
329 Ale musi się spieszyć , bo jeżeli się nie <MASK> , naprawdę zaczyna o niej myśleć Mraczewski .
330 — Panie ! — mówi nieraz do mnie załamując ręce . — Panie , co to za kobieta <MASK> co to za kobieta … Gdyby nie ten nieszczęsny jej mąż , już bym się jej oświadczył .
331 — A przyjęłaby cię <MASK> — pytam .
332 — Otóż nie <MASK> — westchnął .
333 Padł na krzesło , aż <MASK> , i mówił :
334 — Kiedy ją spotkałem pierwszy raz po jej wyjeździe z Warszawy <MASK> jakby we mnie piorun trzasł , tak mi się podobała …
335 — No , ona i <MASK> robiła na tobie wrażenie .
336 — Ale nie takie . Po przyjechaniu z Paryża do Częstochowy byłem rozmarzony , a ona taka blada , z takimi smutnymi oczyma , że zaraz pomyślałem : nuż mi się uda ? … i dalejże w umizgi . Tymczasem ona po pierwszych słowach odpycha mnie , a gdym upadł przed nią na kolana i przysiągłem , że ją kocham … <MASK> się ! … Ach , panie Ignacy , te łzy … Zupełnie straciłem głowę , zupełnie … Gdyby raz tego jej męża diabli wzięli albo gdybym miał pieniądze na rozwód … Panie Ignacy ! … po tygodniu życia z tą kobietą albo umarłbym , albo jeździłbym wózkiem … Tak , panie … Dziś dopiero czuję , jak ją kocham .
337 — A gdyby ona kochała się <MASK> innym ? — pytam .
338 — W kim ? … Może w Wokulskim ? … Cha ! cha ! … Kto w tym mruku może się kochać ? … Kobiecie potrzeba okazywać uczucie , namiętność , mówić jej o miłości , ściskać za ręce , a jeżeli można , to i … A czy ten <MASK> potrafiłby coś podobnego ? … Wystawał do panny Izabeli jak wyżeł do kaczki , bo mu się zdawało , że wejdzie w stosunki z arystokracją i że panna ma posag . Ale gdy poznał stan rzeczy , uciekł ze Skierniewic . O panie , z kobietami tak nie można …
339 Wyznaję , że nie podobają mi się zapały Mraczewskiego . Jak zacznie padać do nóg , skomleć , płakać , to w końcu zawróci <MASK> pani Stawskiej . A Wokulski może tego żałować , bo , na mój honor oficerski , była to jedyna kobieta dla niego .
340 Ale zaczekajmy , a tymczasem <MASK> … jedźmy ! …
341 Brr ! … Otóż i pojechałem … Kupiłem bilet do Krakowa , na Dworcu <MASK> siadłem do wagonu i kiedy już było po trzecim dzwonku , wyskoczyłem …
342 Nie mogę ani na chwilę rozstać się z Warszawą i <MASK> sklepem … Żyć bym bez nich nie potrafił …
343 Rzeczy odebrałem z kolei dopiero na drugi <MASK> , gdyż zajechały aż do Piotrkowa .
344 Jeżeli wszystkie moje plany spełnią się <MASK> taki sposób , to winszuję …
345 XVI . <MASK> w letargu
346 Leżąc albo siedząc w swoim pokoju Wokulski machinalnie przypominał sobie <MASK> w jaki sposób ze Skierniewic powrócił do Warszawy .
347 Około piątej rano kupił na dworcu bilet pierwszej klasy , nie był jednak pewny , czy takiego żądał , czy dano mu go bez żądania . Następnie wsiadł do przedziału drugiej klasy i zastał tam księdza , który przez cały czas podróży wyglądał oknem , <MASK> rudego Niemca , który zdjął kamasze i oparłszy nogi w brudnych skarpetkach na przeciwległej ławce , spał jak zarżnięty . Wreszcie naprzeciw siebie miał jakąś starą damę , którą tak bolały zęby , że nawet nie obrażała się na postępowanie swego sąsiada w skarpetkach .
348 Wokulski chciał porachować liczbę osób jadących w przedziale i z wielkim trudem zmiarkował , że bez niego jest ich trzy , a <MASK> nim cztery . Potem zaczął rozmyślać : dlaczego trzy osoby i jedna osoba stanowią razem cztery osoby — i zasnął .
349 W Warszawie opamiętał się dopiero w Alejach Jerozolimskich , już jadąc dorożką . Kto mu jednak wyniósł walizkę , jakim <MASK> on sam znalazł się w dorożce ? o tym nie wiedział i nawet nic go to nie obchodziło .
350 Do swego mieszkania dostał się ledwie po półgodzinnym dzwonieniu , choć była blisko ósma rano . Otworzył mu służący zaspany , rozebrany , przerażony jego nagłym powrotem . <MASK> zaś do sypialni Wokulski przekonał się , że wierny sługa spał na jego własnym łóżku . Nie robił mu jednak wymówek , lecz kazał podać samowar .
351 Służący , otrzeźwiony , ale i zakłopotany , szybko zmienił prześcieradła i poszewki , Wokulski <MASK> zobaczywszy świeżo posłane łóżko nie pił herbaty , ale rozebrał się i legł spać .
352 Spał do piątej po południu , a potem , umywszy się i ubrawszy jak do wyjścia , całkiem mimo woli usiadł na fotelu w salonie i drzemał do wieczora . <MASK> zaś na ulicach zapłonęły latarnie , kazał podać światło i przynieść befsztyk z restauracji . Zjadł go z apetytem , popił winem i około północy znowu poszedł spać .
353 Na drugi dzień odwiedził go Rzecki , ale jak długo siedział i o czym rozmawiali , nie pamięta . Tylko <MASK> nocy , kiedy obudził się na chwilę , zdawało mu się , że widzi Rzeckiego z twarzą bardzo zafrasowaną .
354 Potem zupełnie stracił rachubę czasu , nie spostrzegał różnic pomiędzy dniem i nocą , nie uważał , ażeby godziny mijały za prędko albo za wolno . W ogóle nie zajmował <MASK> czasem , który dla niego jakby nie istniał . Czuł tylko pustkę w sobie i naokoło siebie i nie był pewny , czy nie powiększyło się jego mieszkanie .
355 Raz przywidziało mu się , że leży na wysokim katafalku , i zaczął myśleć o śmierci . Zdawało mu się , że musi umrzeć koniecznie na paraliż serca ; ale ani przerażało go to , ani cieszyło . Niekiedy z ciągłego siedzenia na <MASK> cierpły mu nogi , a wówczas myślał , że idzie śmierć i z obojętną ciekawością uważał , jak szybko owo cierpnięcie posuwa się do serca ? Obserwacje te chwilowo robiły mu jakby cień przyjemności , ale i one rozpływały się w apatii .
356 Służącemu nakazał nie przyjmować nikogo ; pomimo <MASK> kilka razy odwiedził go doktór Szuman .
357 Na pierwszej wizycie wziął go za <MASK> i kazał pokazać język .
358 — Może angielski ? … — spytał Wokulski <MASK> lecz wnet opamiętał się i wyrwał rękę .
359 Szuman bystro popatrzył <MASK> w oczy .
360 — Nie jesteś zdrów — <MASK> — co ci dolega ?
361 — Nic . Czy <MASK> zajmujesz się praktyką ?
362 — Spodziewam się ! — zawołał Szuman — a pierwszą <MASK> zrobiłem na samym sobie : uleczyłem się z marzycielstwa .
363 — Bardzo pięknie — odparł Wokulski . — <MASK> wspominał mi coś o twoim wyleczeniu .
364 — Rzecki jest półgłówek … stary romantyk … To rasa już ginąca ! Kto chce żyć , musi trzeźwo patrzeć na świat … <MASK> no i po kolei zamykaj oczy . Kiedy ci powiem : lewe … prawe … prawe … Załóż nogę na nogę …
365 — Co ty robisz , mój <MASK> ? … — zapytał Wokulski .
366 — O ! … <MASK> masz nadzieję zbadać ?
367 — Będę <MASK> leczył .
368 — Nie , <MASK> neurastenii .
369 Wokulski uśmiechnął się i <MASK> po chwili :
370 — Czy możesz wyjąć człowiekowi jego mózg <MASK> włożyć na to miejsce inny ?
371 — No , to <MASK> spokój leczeniu .
372 — Mogę podsunąć <MASK> nowe pragnienia …
373 — Już je mam . Chciałbym zapaść się pod ziemię , choć tak głęboko jak … studnia w zasławskim zamku … I jeszcze chciałbym , ażeby <MASK> zasypały gruzy , mnie i mój majątek , i nawet ślad tego , że kiedykolwiek istniałem . Oto moje pragnienia , owoc wszystkich poprzednich .
374 — Romantyzm ! … — zawołał Szuman klepiąc go <MASK> ramieniu . — Ale i to przejdzie .
375 Wokulski już nic nie odpowiedział . Gniewał się za swoje ostatnie wyrazy i dziwił się : skąd nagle przyszła mu taka otwartość ? … Głupia <MASK> ! … Co komu do jego pragnień ? … Po co on to mówił ? … Po co jak bezwstydny żebrak odsłonił swoje rany ?
376 Po wyjściu doktora spostrzegł , że coś się w nim zmieniło ; oto na tle dotychczas bezwzględnej apatii pojawiło się jakieś uczucie . Był to bezimienny ból , z początku bardzo mały , który szybko powiększył się i stanął w <MASK> . W pierwszej chwili można go było porównać do delikatnego ukłucia szpilką , a później do jakiejś zawady w sercu , nie większej od laskowego orzecha . Już żałował apatii , kiedy przyszło mu na myśl zdanie Feuchterslebena :
377 „ Radowałem się w mojej boleści ; bo zdawało mi się , żem spostrzegł w sobie tę płodną <MASK> , która tworzyła i tworzy wszystko na tym świecie , gdzie bez przerwy walczą nieskończone siły . ”
378 „ Jednakże co to jest ? ” — spytał siebie czując , że <MASK> jego duszy miejsce apatii zajmuje głucha boleść . I wnet odparł :
379 „ Aha , jest to <MASK> się świadomości … ”
380 Powoli w jego umyśle , dotychczas jakby zasnutym mgłą , począł zarysowywać się obraz . Wokulski ciekawie wpatrywał się w niego i dostrzegł — sylwetkę kobiety w objęciach mężczyzny … Obraz ten miał z początku słaby blask fosforycznego światła , <MASK> stał się różowym … żółtawym . , zielonawym … błękitnym … wreszcie zupełnie czarnym jak aksamit . Potem zniknął na kilka chwil i znowu zaczął ukazywać się kolejno we wszystkich barwach , począwszy od fosforycznej , kończąc na czarnej .
381 Jednocześnie ból <MASK> się .
382 „ Cierpię , więc jestem ! … <MASK> — pomyślał śmiejąc się Wokulski .
383 Tak upłynęło kilka dni na wpatrywaniu się już to w ów obraz zmieniający barwę , już to w ból , który zmieniał natężenie . Czasami zupełnie ginął , pojawiał się drobny <MASK> atom , rósł , wypełniał serce , całą istotę , cały świat … I w chwili kiedy już przekroczył wszelką miarę , znowu niknął ustępując miejsca absolutnemu spokojowi i zdziwieniu .
384 Z wolna zaczęło się rodzić w duszy coś nowego : pragnienie pozbycia się i tych bólów , i tych <MASK> . Było to podobne do iskry zapalającej się na tle nocy . Jakaś słaba otucha błysnęła Wokulskiemu .
385 „ Czy tylko aby potrafię jeszcze myśleć <MASK> ” — rzekł do siebie .
386 Ażeby sprawdzić to , zaczął przypominać sobie tabliczkę mnożenia , potem mnożyć liczby dwucyfrowe przez jednocyfrowe i dwucyfrowe przez dwucyfrowe . Nie <MASK> sobie zapisywał rezultaty działań , a potem sprawdzał je … Mnożenia na papierze zgadzały się z pamięciowymi i Wokulski odetchnął .
387 „ Jeszcze nie straciłem rozumu ! <MASK> — pomyślał z radością .
388 Zaczął wyobrażać sobie rozkład własnego mieszkania , ulice Warszawy , Paryż … Otucha rosła ; spostrzegł bowiem , że nie tylko dokładnie pamięta , ale że jeszcze ćwiczenia te przynoszą mu pewien rodzaj <MASK> . Im więcej myślał o Paryżu , im żywiej przedstawiały mu się tamtejszy ruch , budowle , targi , muzea , tym mocniej zacierała się sylwetka kobiety spoczywającej w objęciach mężczyzny …
389 Już zaczął spacerować po mieszkaniu i oczy jego przypadkowo zatrzymały się na stosie ilustracyj . Były <MASK> kopie z galerii drezdeńskiej i monachijskiej , Don Quichot z rysunkami Dobrego , Hogart …
390 Przypomniał sobie , że skazani na gilotynę najznośniej przepędzają czas oglądając rysunki … I odtąd całe dnie schodziły mu na <MASK> rysunków . Skończywszy jedną książkę , brał się do drugiej , trzeciej … i znowu powracał do pierwszej .
391 Ból głuchnął ; widziadła ukazywały się <MASK> rzadziej , otucha rosła …
392 Najczęściej jednak przeglądał Don Quichota , <MASK> robił na nim potężne wrażenie .
393 Przypomniał sobie tę dziwną historię człowieka , przez kilkanaście lat żyjącego w sferze poezji — tak jak on , który rzucał się na wiatraki — jak on , był druzgotany <MASK> jak on , który zmarnował życie uganiając się za ideałem kobiety — jak on , i zamiast królewny znalazł brudną dziewkę od krów — znowu jak on ! …
394 „ A jednakże ten don Quichot był szczęśliwszy ode mnie ! — myślał . — <MASK> nad grobem zaczął budzić się ze swych złudzeń … A ja ? … ”
395 Im dłużej przypatrywał się rysunkom , im bardziej oswajał się z nimi , tym mniej pochłaniały jego uwagę . Spoza don Quichota , Sancho Pansy i mulników Dorégo , <MASK> Walki kogutów i Ulicy pijackiej Hogarta , coraz częściej pokazywało mu się wnętrze wagonu , drgająca szyba , a w niej niewyraźny obraz Starskiego i panny Izabeli …
396 Wtedy odrzucił ilustracje i zaczął czytać książki znane mu jeszcze z epoki dzieciństwa albo z piwnicy Hopfera . Z niewymownym wzruszeniem odświeżał w pamięci : Żywot św . Genowefy , Różę z Tannenburgu , Rinaldiniego , Robinsona Kruzoe , a nareszcie — Tysiąc i jedną nocy . Znowu zdawało <MASK> się , że już nie istnieje czas ani rzeczywistość i że jego raniona dusza uciekłszy z ziemi błądzi po jakichś czarodziejskich krainach , gdzie biją tylko szlachetne serca , gdzie podłość nie stroi się w maskę obłudy , gdzie rządzi wieczna sprawiedliwość kojąca bóle i nagradzająca krzywdy …
397 I tu uderzył go jeden dziwny szczegół . Kiedy z własnej literatury wyniósł złudzenia , <MASK> zakończyły się rozkładem jego duszy — ukojenie i spokój znajdował tylko w literaturach obcych .
398 „ Czy my naprawdę — myślał z trwogą — jesteśmy narodem marzycieli i czy już <MASK> nie zejdzie anioł , który by poruszył betsedejską sadzawkę obłożoną tylu chorymi ? … ”
399 Pewnego dnia przyniesiono mu <MASK> poczty gruby pakiet .
400 „ Z Paryża ? … — rzekł . — Tak <MASK> z Paryża . Ciekawym , co to ? … ”
401 Ale ciekawość jego nie była dość silną , <MASK> zachęcić go do otworzenia i przeczytania listu .
402 „ Taki gruby list ! … Komu , u <MASK> , chce się dziś tyle pisać ? ”
403 Rzucił pakiet na biurko i w dalszym ciągu <MASK> się do czytania Tysiąca i jednej nocy .
404 Co to za rozkosz dla zmęczonego umysłu te pałace z drogich kamieni , drzewa , których owocami były klejnoty ! … Te kabalistyczne słowa , przed którymi ustępowały mury , te cudowne lampy , dzięki <MASK> można było zwalczać nieprzyjaciół , przenosić się w mgnieniu oka o setki mil … A ci potężni czarodzieje ! … Co za szkoda , że taka władza dostawała się ludziom złośliwym i nikczemnym ! …
405 Odkładał książkę i śmiejąc się sam z siebie marzył , że on jest czarodziejem , <MASK> posiada dwie bagatelki : władzę nad siłami natury i zdolność stawania się niewidzialnym …
406 „ Myślę — rzekł — że po kilku latach mojej gospodarki świat <MASK> inaczej … Najwięksi hultaje zmieniliby się na Sokratesów i Platonów . ”
407 Wtem spojrzał na list paryski i <MASK> sobie Geista i jego słowa :
408 „ Ludzkość składa się z gadów i tygrysów , między którymi ledwie jeden na całą gromadę znajdzie się człowiek … Dzisiejsze niedole pochodzą stąd , że wielkie wynalazki dostawały się bez różnicy ludziom i potworom … Ja nie popełnię tego <MASK> i jeżeli ostatecznie znajdę metal lżejszy od powietrza , oddam go tylko prawdziwym ludziom . Niech oni choć raz zaopatrzą się w broń na swój wyłączny użytek , niechaj ich rasa mnoży się i rośnie w potęgę … ”
409 „ Niezawodnie byłoby lepiej — mruknął — gdyby tacy Ochoccy i <MASK> mieli siłę , a nie Starscy i Maruszewicze … ”
410 „ To jest cel ! … — myślał w dalszym ciągu . — Gdybym był młodszy <MASK> Chociaż … No i tutaj bywają ludzie , i tu jest niemało do zrobienia … ”
411 Zaczął znowu czytać historię z Tysiąca nocy , lecz spostrzegł , że i ona już nie absorbuje go . <MASK> ból zaczął nurtować serce , a przed oczyma coraz wyraźniej rysowała się sylwetka panny Izabeli i Starskiego .
412 Przypomniał sobie Geista w drewnianych sandałach , później jego dziwny dom otoczony murem … I nagle przywidziało mu się , że ten dom jest pierwszym stopniem olbrzymich schodów , na szczycie których stoi posąg niknący w obłokach . Przedstawiał on kobietę , której nie było widać głowy ani piersi , tylko spiżowe fałdy sukni . Zdawało mu się , że na stopniu , którego <MASK> jej nogi , czerni się napis : „ Niezmienna i czysta . ” Nie rozumiał , co to jest , ale czuł , że od stóp posągu napływa mu w serce jakaś wielkość pełna spokoju . I dziwił się , że on , który był zdolnym doświadczać podobnego uczucia , mógł kochać czy gniewać się na pannę Izabelę albo zazdrościć jej Starskiemu ! …
413 Wstyd uderzył mu na twarz , <MASK> nikogo nie było w pokoju .
414 Widzenie znikło , Wokulski ocknął się . Był znowu tylko człowiekiem zbolałym i słabym ; ale w <MASK> duszy huczał jakiś potężny głos niby echo kwietniowej burzy , grzmotami zapowiadającej wiosnę i zmartwychwstanie .
415 Pierwszego czerwca odwiedził go Szlangbaum . Wszedł zakłopotany <MASK> ale przypatrzywszy się Wokulskiemu nabrał otuchy .
416 — Nie odwiedzałem cię do tej pory — zaczął — bo wiem , żeś był niezdrów <MASK> nie chciałeś nikogo widywać . No , ale dzięki Bogu , już wszystko przeszło …
417 Kręcił się na krześle i spod oka rzucał spojrzenia na <MASK> ; może spodziewał się znaleźć w nim więcej nieładu .
418 — Masz jaki interes ? <MASK> zapytał go Wokulski .
419 — Nie tyle interes , ile propozycję … Właśnie kiedy dowiedziałem się , żeś chory , przyszło mi na myśl … Uważasz … tobie potrzeba dłuższego wypoczynku , <MASK> się od wszelkich zajęć , więc przyszło mi na myśl , czybyś nie zostawił u mnie tych stu dwudziestu tysięcy rubli … Miałbyś bez kłopotu dziesiąty procent .
420 — Aha ! … — wtrącił Wokulski . — Ja moim <MASK> bez kłopotu , nawet dla siebie , płaciłem piętnaście .
421 — Ale teraz cięższe czasy … Zresztą chętnie dam <MASK> procent , jeżeli mi zostawisz swoją firmę …
422 — Ani firmy , ani pieniędzy — odparł niecierpliwie Wokulski . — Firma bodajby nigdy nie istniała , a co do <MASK> … Tyle ich mam , że mi wystarczy procent , jaki dają papiery . Aaa … i tego za dużo .
423 — Więc chcesz odebrać swój kapitał na <MASK> Jan ? — spytał Szlangbaum .
424 — Mogę ci go zostawić do października , nawet bez procentu , pod <MASK> , że zatrzymasz przy sklepie tych ludzi , którzy zechcą zostać .
425 — Ciężki warunek <MASK> ale …
426 — Cóż myślisz robić ze spółką do handlu z cesarstwem ? — zapytał Szlangbaum <MASK> — Bo mówisz tak , jakbyś się i z niej chciał wycofać …
427 — Jest to <MASK> prawdopodobne .
428 Szlangbaum zarumienił się , chciał coś powiedzieć , ale dał spokój . Pogadali <MASK> o rzeczach obojętnych i Szlangbaum wyszedł żegnając się z nim bardzo serdecznie .
429 „ On , widzę , ma zamiar wszystko odziedziczyć po mnie — myślał Wokulski . <MASK> Ha ! niech dziedziczy … świat należy do tych , którzy go biorą . ”
430 Swoją drogą Szlangbaum rozmawiający z nim w tej <MASK> o swoich interesach wydał mu się zabawny .
431 „ Wszyscy w sklepie skarżą się na niego — myślał — mówią , że głowę <MASK> , że wyzyskuje … Co prawda , o mnie mówili to samo … ”
432 Spojrzenie jego znowu padło na biurko , gdzie od kilku dni leżał list <MASK> Paryża . Wziął go do rąk , ziewnął , ale nareszcie odpieczętował .
433 Była to korespondencja od baronowej , mającej dyplomatyczne stosunki , tudzież kilka urzędowych aktów . Przejrzał je i przekonał <MASK> , że są to dowody śmierci Ernesta Waltera , inaczej Ludwika Stawskiego , który zmarł w Algierze .
434 „ Gdybym przed trzema miesiącami dostał te papiery , kto wie , co by dziś było ? … Stawska — piękna , a nade wszystko jaka szlachetna … <MASK> szlachetna ! … Czy ja wiem , może ona naprawdę mnie kochała ? … Stawska mnie , a ja tamtą … Co za ironia losu ! … ”
435 Rzucił papiery na biurko i przypomniał sobie ten mały , czysty salonik , w <MASK> tyle wieczorów przepędził z panią Stawską , gdzie czuł się tak spokojny .
436 „ No — mówił — i odrzuciłem szczęście , które samo wpadło mi w ręce … Ale czy może być <MASK> to , czego nie pragniemy ? … I jeżeli ona choć przez jeden dzień tyle cierpiała co ja ? …
437 Okrutne jest to urządzenie świata , na którym dwoje ludzi <MASK> z tego samego powodu nie mogą sobie pomóc … ”
438 Dokumenta o śmierci Stawskiego leżały kilka dni , a Wokulski <MASK> nie zdecydował się , co z nimi zrobić ?
439 Z początku wcale o nich nie myślał , potem , gdy mu coraz <MASK> wpadały w oczy lub pod rękę , zaczął doświadczać wyrzutów sumienia .
440 „ Ostatecznie — mówił — sprowadziłem je dla pani Stawskiej , więc trzeba to oddać pani Stawskiej ; ale gdzie ona jest ? … Nie wiem … Zabawna byłaby historia , gdybym się z nią ożenił … Miałbym towarzystwo , Helunia miłe dziecko … miałbym cel <MASK> życiu . No , ale ona sama nie zrobiłaby interesu … Cóż bym jej wreszcie powiedział ? Jestem chory , potrzebuję dozorczyni i dlatego ofiaruję pani kilkanaście tysięcy rubli rocznie … Nawet pozwolę się pani kochać , chociaż sam … Mam już dosyć miłości … ”
441 Dzień schodził za dniem , a Wokulski nie wymyślił sposobu odesłania papierów pani Stawskiej . Trzeba by dowiedzieć się , gdzie mieszka , napisać list rekomendowany , oddać go na pocztę … W końcu przypomniał sobie <MASK> że najprostszą rzeczą będzie wezwać Rzeckiego ( z którym nie widział się od kilku tygodni ) i jemu oddać dokumenta . Lecz chcąc wezwać Rzeckiego , trzeba dzwonić na lokaja , posłać go do sklepu …
442 „ Aaa … dajcież mi <MASK> ! ” — mruknął .
443 Wziął się znowu do czytania , tym razem podróży . Zwiedził Stany Zjednoczone , Chiny , ale papiery pani Stawskiej nie <MASK> mu spokoju . Rozumiał , że coś trzeba zrobić z nimi , a czuł , że on nic nie zrobi .
444 Taki stan ducha jego <MASK> zaczął dziwić .
445 „ Myślę przecież prawidłowo — mówił — no , o ile nie przeszkadzają mi wspomnienia … Czuję prawidłowo … ach , nawet zanadto prawidłowo ! Tylko … nie chce mi się załatwić tego interesu i zresztą żadnego … Jest to więc <MASK> dzisiaj choroba woli … Pyszny wynalazek ! … Ależ ja , u diabła , nigdy nie stosowałem się do mody … W końcu , co mi tam moda czy nie moda ; jest mi z nią dobrze , zatem … ”
446 Właśnie kończył podróż do Chin , kiedy przyszło mu na myśl , że gdyby on miał wolę <MASK> to mógłby prędzej czy później zapomnieć i o pewnych wypadkach , i o pewnych osobach .
447 „ A tak mnie to dręczy … <MASK> dręczy ! … ” — szepnął .
448 Już zupełnie stracił <MASK> czasu .
449 Pewnego dnia gwałtem wszedł <MASK> niego Szuman .
450 — No , jakże tam ? — spytał . — Czytamy , widzę … powieści , dobrze … podróże , doskonale <MASK> Nie miałbyś ochoty wyjść na spacer ? Ładny dzień , a przez pięć tygodni chyba nacieszyłeś się swoim mieszkaniem …
451 — Ty z dziesięć lat cieszyłeś <MASK> swoim — odparł Wokulski .
452 — Racja ! Ale ja miałem zajęcie , badałem ludzkie włosy i myślałem o sławie . Nade wszystko zaś nie <MASK> na karku interesów cudzych i swoich . Przecież za kilka tygodni będzie sesja tej spółki do handlu z cesarstwem …
453 — Wycofuję się <MASK> niej …
454 — Proszę … Dobra myśl — mówił z ironią Szuman . — I jeszcze , ażeby cię lepiej ocenili , pozwól im wziąć na <MASK> Szlangbauma . On ich urządzi ! … tak jak mnie … Genialna rasa te Żydki , ale cóż to za łajdaki ! …
455 — No , <MASK> , no …
456 — Tylkoż ty ich nie broń przede mną — zawołał gniewnie Szuman — bo ja ich nie tylko znam , ale i odczuwam … Dałbym gardło , że już <MASK> tej chwili Szlangbaum kopie pod tobą doły w owej spółce i jestem pewny , że się tam wkręci , bo jakżeby polska szlachta mogła obejść się bez Żyda …
457 — Widzę , że <MASK> lubisz Szlangbauma ?
458 — Owszem , nawet podziwiam go i chciałbym naśladować , ale nie potrafię ! A właśnie teraz zaczyna się budzić we mnie instynkt przodków : skłonność do geszefciarstwa … O naturo ! jakżebym chciał mieć z milion rubli , ażeby zrobić drugi milion , trzeci … i stać <MASK> młodszym bratem Rotszylda . Tymczasem nawet Szlangbaum wyprowadza mnie w pole … Tak długo kręciłem się w waszym świecie , żem w końcu utracił najcenniejsze przymioty mojej rasy … Ale to wielka rasa : oni świat zdobędą , i nawet nie rozumem , tylko szachrajstwem i bezczelnością …
459 — Więc zerwij z <MASK> , ochrzcij się …
460 — Ani myślę . Naprzód , nie zerwę z nimi , choćbym się ochrzcił , a jestem znowu taki fenomenalny Żydziak , że nie <MASK> blagować . Po wtóre — jeżeli nie zerwałem z nimi , kiedy byli słabi , nie zerwę dziś , kiedy są potężni .
461 — Mnie się zdaje , że właśnie <MASK> są słabsi — wtrącił Wokulski .
462 — Czy dlatego , że <MASK> zaczynają nienawidzieć ? …
463 — No , nienawiść <MASK> silne słowo .
464 — Dajże spokój , nie jestem ślepy ani głupi … Wiem , co mówi się o Żydach w warsztatach , szynkach , sklepach , nawet w gazetach … I jestem pewny , że lada rok wybuchnie nowe prześladowanie , z którego moi bracia w Izraelu wyjdą jeszcze mędrsi , jeszcze silniejsi i jeszcze solidarniejsi … A jak oni wam kiedyś zapłacą ! … Szelmy spod ciemnej gwiazdy , ale <MASK> uznać ich geniusz i nie mogę wyprzeć się sympatii … Czuję , że dla mnie brudny Żydziak jest milszym od umytego panicza ; a kiedy po dwudziestu latach pierwszy raz zajrzałem do synagogi i usłyszałem śpiewy , na honor , łzy mi w oczach stanęły … Co tu gadać … Pięknym jest Izrael triumfujący i miło pomyśleć , że w tym triumfie uciśnionych jest cząstka mojej pracy ! …
465 — Szuman , zdaje mi <MASK> , że masz gorączkę …
466 — Wokulski , jestem pewny , że masz bielmo , <MASK> to nie na oczach , ale na mózgu …
467 — Jakże możesz wobec mnie <MASK> o takich rzeczach ? …
468 — Mówię , bo naprzód , nie chcę być gadem , który kąsa podstępnie , a po wtóre … ty , Stachu , już <MASK> będziesz z nami walczył … Jesteś złamany , i to złamany przez swoich … Sklep sprzedałeś , spółkę porzucasz … Kariera twoja skończona .
469 Wokulski spuścił głowę <MASK> piersi .
470 — Pomyśl zresztą — ciągnął Szuman — kto dziś jest przy tobie ? … Ja , Żyd , <MASK> pogardzany i tak skrzywdzony jak ty … I przez tych samych ludzi … przez wielkich panów …
471 — Robisz się sentymentalny <MASK> wtrącił Wokulski .

1154
test-A/in.tsv Normal file

File diff suppressed because it is too large Load Diff

8961
train/train.tsv Normal file

File diff suppressed because it is too large Load Diff