lalka-lm/dev-0/in.tsv

472 lines
79 KiB
Plaintext
Raw Permalink Normal View History

2021-06-24 00:27:56 +02:00
Pan Łęcki , trochę niezdrów , odział się w hawelok , w pled i jeszcze położył kołdrę na nogach . Kazał pozamykać wszystkie okna w wagonie i przyćmić latarnie , które go raziły . Obiecywał sobie , że zaśnie , nawet czuł , że go sen morzy ; <MASK> wdał się w rozmowę z Wokulskim i szeroko zaczął mu opowiadać o siostrze Hortensji , która za młodu była do niego bardzo przywiązana , o dworze Napoleona III , który z nim kilka razy rozmawiał , o uprzejmości i miłostkach Wiktora Emanuela i o mnóstwie innych rzeczy .
Wokulski słuchał go uważnie do Pruszkowa . Za Pruszkowem zmęczony i jednostajny głos pana Tomasza zaczął go męczyć . Za to coraz wyraźniej wpadała mu w ucho rozmowa panny Izabeli ze <MASK> , prowadzona po angielsku . Usłyszał nawet kilka zdań , które go zainteresowały , i zadał sobie pytanie : czy nie należałoby ostrzec ich , że on rozumie po angielsku ?
Już chciał powstać z siedzenia , kiedy wypadkiem spojrzał w przeciwległą szybę wagonu i zobaczył w niej jak w lustrze słabe odbicie panny <MASK> i Starskiego . Siedzieli bardzo blisko siebie , oboje zarumienieni , choć rozmawiali tonem tak lekkim , jakby chodziło o rzeczy obojętne .
Wokulski jednakże spostrzegł , że obojętny ton nie odpowiada treści rozmowy ; czuł nawet , że tym swobodnym tonem chcą kogoś w błąd wprowadzić . I w <MASK> chwili , pierwszy raz od czasu jak znał pannę Izabelę , przeleciały mu przez myśl straszne wyrazy : „ fałsz ! … fałsz ! … ”
Przycisnął się do ławki wagonu , patrzył w szybę i — słuchał . Zdawało mu się , że każde <MASK> Starskiego i panny Izabeli pada mu na twarz , na głowę , na piersi jak krople ołowianego deszczu …
Już nie myślał ich ostrzegać , że rozumie <MASK> co mówią , tylko słuchał i słuchał …
Właśnie pociąg wyjechał z Radziwiłłowa , a pierwszy frazes <MASK> który zwrócił uwagę Wokulskiego , był ten :
— Wszystko możesz mu zarzucić — mówiła panna Izabela po angielsku . — Nie jest młody ani dystyngowany ; jest <MASK> sentymentalny i czasami nudny , ale chciwy ? … Już dosyć , kiedy nawet papo nazywa go zbyt hojnym …
— A sprawa z panem K <MASK> … — wtrącił Starski .
— O klacz wyścigową ? … Jak to zaraz znać , że wracasz z prowincji . Niedawno był u nas baron <MASK> powiedział , że jeżeli kiedy , to w tej sprawie pan , o którym mówimy , postąpił jak dżentelmen .
— Żaden dżentelmen nie uwolniłby fałszerza , gdyby nie miał <MASK> nim jakichś zakulisowych interesów — odparł z uśmiechem Starski .
— A baron ile razy uwalniał <MASK> ? — spytała panna Izabela .
— I akurat baron ma rozmaite grzeszki , o których wie pan <MASK> Źle bronisz swoich protegowanych , kuzynko — mówił drwiącym tonem Starski .
Wokulski przycisnął się do ławki wagonu , ażeby nie zerwać <MASK> i nie uderzyć Starskiego . Ale pohamował się .
„ Każdy ma prawo sądzić innych — myślał . <MASK> Zresztą zobaczymy , co będzie dalej ! … ”
Przez kilka chwil słyszał tylko turkot kół <MASK> zauważył , że wagon się chwieje .
„ Nigdy nie czułem takiego chwiania się <MASK> ” — rzekł do siebie .
— I ten medalion — drwił Starski — jest całym prezentem przedślubnym <MASK> … Niezbyt hojny narzeczony : kocha jak trubadur , ale …
— Zapewniam cię — przerwała panna Izabela <MASK> że oddałby mi cały majątek …
— Bierzże go , kuzynko , i mnie pożycz ze sto <MASK> … A cóż , znalazła się ta cudowna blaszka ? …
— Właśnie że nie , i jestem bardzo zmartwiona <MASK> Boże , gdyby on się kiedy dowiedział …
— Czy o tym , że zgubiliśmy jego blaszkę , czy że <MASK> medalionu ? — szepnął Starski przytulając się do jej ramienia .
Wokulskiemu mgłą <MASK> oczy .
„ Tracę przytomność ? … ” — <MASK> chwytając za pas przy oknie .
Zdawało mu się , że wagon zaczyna <MASK> i lada moment nastąpi wykolejenie .
— Wiesz , że jesteś zuchwały ! <MASK> — mówiła przyciszonym głosem panna Izabela .
— To właśnie stanowi moją <MASK> — odparł Starski .
— Zlituj się … Ależ on <MASK> spojrzeć ! … Znienawidzę cię …
— Będziesz szaleć za mną , bo nikt nie <MASK> się na to … Kobiety lubią demonów …
Panna Izabela przysunęła się do ojca . <MASK> patrzył w przeciwległą szybę i słuchał .
— Oświadczam ci — mówiła zirytowana — że nie wejdziesz za próg <MASK> domu … A gdybyś ośmielił się … powiem mu wszystko …
— Nie wejdę , kuzynko , dopóki sama mnie nie wezwiesz ; jestem zaś pewny , że nastąpi to bardzo prędko . W tydzień znudzi cię ten ubóstwiający mąż i zapragniesz weselszego towarzystwa . Przypomnisz sobie łobuza kuzynka , który ani <MASK> jedną chwilę w życiu nie był poważnym , zawsze dowcipnym , a niekiedy bezczelnie śmiałym … i pożałujesz tego , który zawsze gotów do uwielbiania cię , nigdy nie był zazdrosnym , umiał ustępować innym , szanował twoje kaprysy …
— Wynagradzając sobie na innych <MASK> — wtrąciła panna Izabela .
— Właśnie ! … Gdybym tak nie robił , nie miałabyś <MASK> czego przebaczać i mogłabyś lękać się wymówek z mojej strony …
Nie zmieniając pozycji objął ją prawą ręką , a <MASK> ściskał jej rączkę , ukrytą pod płaszczykiem .
— Tak , kuzynko — mówił . — Takiej jak ty kobiecie nie wystarczy powszedni chleb <MASK> ani pierniczki uwielbień … Tobie niekiedy potrzeba szampana , ciebie musi ktoś odurzyć choćby cynizmem .
— Cynikiem <MASK> łatwo …
— Ale nie każdy ośmieli się być nim . Zapytaj tego pana , czy on wpadłby <MASK> na myśl , że jego miłosne modlitwy są mniej warte od moich bluźnierstw ? …
Wokulski już nie słyszał dalszej rozmowy ; uwagę jego pochłonął inny fakt : zmiana , która szybko poczęła odbywać się w nim samym . Gdyby wczoraj powiedziano mu , że będzie niemym świadkiem podobnej rozmowy <MASK> nie uwierzyłby ; myślałby , że każdy wyraz zabije go albo przyprawi o szaleństwo . Kiedy się to jednak stało , musiał przyznać , że od zdrady , rozczarowania i upokorzeń jest coś gorszego .
Ale co ? … Oto — jazda koleją . Jak ten wagon drży … jak on pędzi ! … Drżenie pociągu udziela <MASK> jego nogom , płucom , sercu , mózgowi ; w nim samym wszystko drży , każda kosteczka , każde włókno nerwowe …
A ten pęd przez pole nie ograniczone niczym , pod ogromnym sklepieniem nieba ! … I on musi <MASK> , nie wiadomo jak jeszcze daleko … może z pięć , może z dziesięć minut ! …
Co tam Starski albo i panna Izabela … Jedno warte drugiego ! <MASK> Ale ta kolej , ach , ta kolej … to drżenie …
Zdawało mu się , że się rozpłacze , że zacznie krzyczeć , że wybije okno i wyskoczy z wagonu … Gorzej . Zdawało mu się , że będzie błagać Starskiego , <MASK> go ratował … Przed czym ? … Była chwila , że chciał schować się pod ławkę , prosić obecnych , ażeby na nim usiedli , i tak dojechać do stacji …
Zamknął oczy , zaciął zęby , schwycił się rękoma za frędzle obicia ; pot wystąpił mu na czoło i spływał po <MASK> , a pociąg drżał i pędził … Nareszcie rozległ się świst jeden … drugi i pociąg zatrzymał się na stacji .
„ Jestem ocalony ” <MASK> pomyślał Wokulski .
Jednocześnie obudził się <MASK> Łęcki .
— Co to za stacja <MASK> — spytał Wokulskiego .
— Skierniewice — <MASK> panna Izabela .
Konduktor otworzył drzwi . Wokulski zerwał się z siedzenia . Potrącił pana Tomasza , <MASK> się na przeciwną ławkę , potknął się na stopniu i wbiegł do bufetu .
— Wódki ! <MASK> — zawołał .
Zdziwiona bufetowa podała mu kieliszek . Podniósł go do ust , ale <MASK> ściskanie w gardle i nudności i postawił kieliszek nie tknięty .
W wagonie Starski rozmawiał <MASK> panną Izabelą .
— No , już daruj , kuzynko — rzekł — ale <MASK> takim pośpiechem nie wychodzi się z wagonu przy damach .
— Może chory ? — odpowiedziała <MASK> Izabela czując jakiś niepokój .
— W każdym razie jest to choroba nie tyle niebezpieczna , ile <MASK> cierpiąca zwłoki … Czy każesz sobie co podać , kuzynko ?
— Niech mi <MASK> wody sodowej .
Starski poszedł do bufetu ; panna Izabela <MASK> oknem . Jej nieokreślony niepokój wzrastał .
„ W tym coś jest … — myślała <MASK> — Jak on dziwnie wyglądał … ”
Wokulski z bufetu poszedł na koniec peronu . Kilka razy odetchnął głęboko , napił się wody z beczki <MASK> przy której stała jakaś uboga kobieta i paru Żydków . Powoli oprzytomniał , a spostrzegłszy nadkonduktora rzekł :
— Kochany panie , weź <MASK> rąk jaki papier …
— Co to <MASK> ? …
— Nic . Weź pan z biura jaki papier i <MASK> naszym wagonem powiedz , że jest telegram do Wokulskiego .
— Do <MASK> ? …
Nadkonduktor mocno się zdziwił , ale poszedł do telegrafu . W parę minut wyszedł z biura <MASK> zbliżywszy się do wagonu , w którym siedział pan Łęcki z córką , zawołał :
— Telegram do <MASK> Wokulskiego ! …
— Co to znaczy ? … pokaż pan <MASK> — odezwał się zaniepokojony pan Tomasz .
Ale w tej chwili obok nadkonduktora stanął Wokulski , odebrał papier , spokojnie otworzył <MASK> i choć w tym miejscu było zupełnie ciemno , udał , że czyta .
— Co to za telegram ? <MASK> — zapytał go pan Tomasz .
— Z Warszawy — odparł <MASK> . — Muszę wracać .
— Wraca pan ? … — zawołała panna <MASK> . — Czy jakie nieszczęście ? …
— Nie , pani . <MASK> wspólnik wzywa mnie .
— Zysk czy strata ? … — <MASK> pan Tomasz wychylając się przez okno .
— Ogromny zysk — odparł <MASK> samym tonem Wokulski .
— A … to jedź … <MASK> poradził mu pan Tomasz .
— Ale po cóż ma pan tu zostawać ? — zawołała panna Izabela . — Musi pan czekać na pociąg <MASK> a w takim razie lepiej niech pan jedzie z nami naprzeciw niego . Będziemy jeszcze parę godzin razem …
— Bela wybornie radzi <MASK> wtrącił pan Tomasz .
— Nie , panie — odpowiedział Wokulski . — <MASK> stąd pojechać na lokomotywie aniżeli tracić parę godzin .
Panna Izabela przypatrywała mu się szeroko otwartymi oczyma . W tej <MASK> spostrzegła w nim coś zupełnie nowego i — zainteresował ją .
„ Jaka to bogata natura <MASK> ” — pomyślała .
W ciągu paru minut Wokulski bez powodu spotężniał w jej <MASK> , a Starski wydał się małym i zabawnym .
„ Ale dlaczego on zostaje ? … Skąd się tu wziął telegram ? <MASK> ” — mówiła w sobie i po nieokreślonym niepokoju ogarnęła ją trwoga .
Wokulski znowu zwrócił się ku bufetowi , aby znaleźć posługacza , <MASK> wyjąłby mu rzeczy , i zetknął się ze Starskim .
— Co panu jest ! … — zawołał Starski <MASK> się w niego przy świetle padającym z sali .
Wokulski wziął go pod ramię i <MASK> za sobą wzdłuż peronu .
— Niech pana to nie gniewa , panie Starski , co powiem — rzekł głuchym głosem . — Pan myli się co do siebie … W panu jest tyle demona , ile trucizny w <MASK> … I wcale pan nie posiada szampańskich własności … Pan ma raczej własności starego sera , co to podnieca chore żołądki , ale prosty smak może pobudzić do wymiotów … Przepraszam pana …
Starski słuchał oszołomiony . Nic nie rozumiał , a jednak zdawało mu się <MASK> że coś rozumie . Zaczął przypuszczać , że ma przed sobą wariata .
Odezwał się drugi dzwonek , podróżni <MASK> wybiegli z bufetu do wagonów .
— I jeszcze dam panu radę , panie Starski . Przy korzystaniu ze względów płci pięknej lepszą jest tradycyjna ostrożność aniżeli więcej lub mniej demoniczna śmiałość . Pańska śmiałość demaskuje <MASK> . A że kobiety nie lubią być demaskowane , więc możesz pan stracić u nich kredyt , co byłoby nieszczęściem i dla pana , i dla pańskich pupilek .
Starski wciąż nie rozumiał <MASK> o co chodzi .
— Jeżeli pana czym obraziłem — <MASK> — gotów jestem dać satysfakcję …
Zadzwoniono po <MASK> trzeci .
— Panowie , proszę siadać <MASK> … — wołali konduktorzy .
— Nie , panie — mówił Wokulski zwracając się z nim do wagonu państwa Łęckich . — Gdybym czuł potrzebę satysfakcji od pana , już byś nie żył , bez dodatkowych formalności . To raczej <MASK> masz prawo żądać ode mnie satysfakcji , że ośmieliłem się wejść do tego ogródka , gdzie pielęgnujesz swoje kwiaty … Będę w każdym czasie do dyspozycji … Pan wie , gdzie mieszkam ? …
Zbliżyli się do wagonu , przy którym już stał konduktor . Wokulski siłą wprowadził <MASK> na stopnie , popchnął go do saloniku , a konduktor zatrzasnął drzwi .
— Cóż to , nie żegnasz się , panie <MASK> ? … — zapytał zdziwiony pan Tomasz .
— Przyjemnej podróży ! … <MASK> odparł kłaniając się .
W oknie stanęła panna Izabela . Nadkonduktor <MASK> , odpowiedziano mu z lokomotywy .
— Farewell , miss Iza , <MASK> ! — zawołał Wokulski .
Pociąg ruszył . Panna Izabela rzuciła się na ławkę <MASK> ojca ; Starski odszedł w drugi kąt saloniku .
„ No … no … no ! … — mruknął do <MASK> Wokulski . — Zbliżycie wy się jeszcze przed Piotrkowem … ”
Patrzył na odchodzący pociąg <MASK> śmiał się .
Został na peronie sam i przysłuchiwał się szumowi odlatującego pociągu ; szum <MASK> słabnął , czasem milknął , znowu potężniał i nareszcie ucichł .
Potem słyszał stąpanie rozchodzącej się służby , przesuwanie stołków w bufecie ; potem w bufecie <MASK> gasnąć światła i ziewający kelner zamknął szklane drzwi , które wyskrzypiały jakiś wyraz .
„ Zgubili moją blaszkę szukając medalionu ! … — myślał Wokulski . — Ja jestem sentymentalny i nudny … Ona oprócz powszedniego chleba szacunku i pierniczków uwielbień jeszcze musi mieć szampana … Pierniczki uwielbień <MASK> dobry dowcip ! … Ale jakiego to ona lubi szampana ? … Ach , cynizmu ! … Szampan cynizmu — także dobry dowcip … No , przynajmniej opłaciła mi się nauka angielskiego … ”
Błąkając się bez celu , wszedł między dwa sznury zapasowych wagonów . Przez chwilę nie wiedział : dokąd iść ? — i nagle doznał halucynacji . Zdawało mu się , że stoi we wnętrzu <MASK> wieży , która zawaliła się nie wydawszy łoskotu . Nie zabiła go , ale otoczyła ze wszystkich stron wałem gruzów , spośród których nie mógł się wydostać . Nie było wyjścia ! …
Otrząsnął się i <MASK> znikło .
„ Oczywiście , morzy mnie senność — myślał . — Właściwie mówiąc nie spotkała mnie żadna niespodzianka ; wszystko można było z góry przewidzieć , ja nawet wszystko to widziałem … Jakie ona ze mną płaskie rozmowy prowadziła ! … Co ją zajmowało ? … Bale , rauty , koncerta , stroje … Co ona kochała ? … Siebie . Zdawało jej się , że cały świat jest dla niej , a ona po to , ażeby się bawić . Kokietowała … ależ tak , najbezwstydniej kokietowała wszystkich mężczyzn ; ze wszystkimi kobietami walczyła o piękność , hołdy i toalety <MASK> Co robiła ? … Nic . Przyozdabiała salony . Jedyną rzeczą , za pomocą której mogła zdobyć sobie byt materialny , była jej miłość , fałszywy towar ! … A ten Starski … Cóż Starski ? Taki pasożyt jak i ona … Był zaledwie epizodem w jej życiu pełnym doświadczeń . Do niego przecież nie mogę mieć pretensji : znalazł swój swoją . Ani do niej … Tak , to Mesalina przez imaginację ! … Ściskał ją i szukał medalionu , kto chciał , nawet ten Starski , biedak , który z powodu braku zajęcia musiał zostać uwodzicielem …
Niegdyś wierzyłem , że są <MASK> , na ziemi ,
Białe anioły z <MASK> jasnemi …
Piękne anioły ! … jasne skrzydła ! … Pan Molinari , pan Starski <MASK> Bóg wie ilu ich jeszcze … Oto skutki znajomości kobiet z poezji !
Trzeba było poznawać kobiety nie przez okulary Mickiewiczów , Krasińskich albo Słowackich , ale ze statystyki , która uczy , że <MASK> biały anioł jest w dziesiątej części prostytutką ; no i jeżeli spotkałoby cię rozczarowanie , to choć przyjemne … ”
W tej chwili rozległ się jakiś ryk : nalewano wody do kotła czy do rezerwuaru . Wokulski przystanął . Zdawało mu się , że w tym przeciągłym i melancholijnym dźwięku słyszy całą orkiestrę wygrywającą inwokację z Roberta Diabła . „ <MASK> , co spoczywacie tu , pod zimnym śmierci głazem … ” Śmiech , płacz , żal , pisk , niesforne okrzyki , wszystko to odzywało się razem , a nad wszystkim unosił się głos potężny , pełen beznadziejnego smutku .
Byłby przysiągł , że słyszy taką orkiestrę , i znowu uległ halucynacji . Zdawało mu się , że jest na cmentarzu , pośród otwartych grobów , z których <MASK> się wstrętne cienie . Po chwili każdy cień stawał się piękną kobietą , między którymi ostrożnie przesuwała się panna Izabela , wabiąc go ręką i spojrzeniem …
Ogarnęła go taka trwoga , że <MASK> się , i widma znikły .
„ Basta ! — pomyślał — <MASK> tu rozum stracę … ”
I postanowił zapomnieć <MASK> pannie Izabeli .
Była już druga po północy . W biurze telegrafu paliła się lampa z zielonym daszkiem i <MASK> było pukanie aparatu . Obok dworca przechadzał się jakiś człowiek , który zdjął czapkę .
— Kiedy jedzie pociąg do Warszawy <MASK> — spytał go Wokulski .
— O piątej , wielmożny panie — odparł człowiek robiąc ruch , jakby <MASK> pocałować go w rękę . — Ja , wielmożny panie , jestem …
— Dopiero o piątej ! … — powtórzył Wokulski . <MASK> Koni można … A z Warszawy o której ?
— Za trzy kwadranse . <MASK> , wielmożny panie …
— Za trzy kwadranse … — szepnął Wokulski . — Kwadranse … <MASK> … — powtarzał czując , że niedokładnie wymawia literę r .
Odwrócił się od nieznajomego i wzdłuż plantu poszedł w kierunku Warszawy . <MASK> patrzył za nim , kręcił głową i zniknął w ciemnościach .
„ Kwadranse … kwadranse … — mruczał Wokulski . — Język mi kołowacieje ? … Jaka dziwna plątanina wypadków ; uczyłem się , ażeby zdobyć pannę Izabelę , a nauczyłem się , aby ją stracić … Albo i Geist . Po to zrobił wielki wynalazek , po to powierzył mi święty depozyt , ażeby pan Starski miał jeden więcej powód <MASK> swoich poszukiwań … Wszystkiego mnie pozbawiła , nawet ostatniej nadziei … Gdyby w tej chwili zapytano mnie : czy ja istotnie znałem Geista ? czym widział jego dziwny metal ? nie umiałbym odpowiedzieć i już sam nie wiem , czy to nie było złudzeniem … Ach , gdybym mógł o niej nie myśleć … Choćby przez kilkanaście minut …
Otóż nie będę o <MASK> myślał … ”
Noc była gwiaździsta , pola ciemne , wzdłuż kolei w wielkich odstępach paliły się sygnałowe latarnie . Wokulski idąc rowem potknął się o spory kamień i w jednej chwili stanęły <MASK> przed oczyma ruiny zamku w Zasławiu , kamień , na którym siedziała panna Izabela , i jej łzy . Ale tym razem poza łzami błysnęło spojrzenie pełne fałszu .
„ Otóż nie będę o niej myślał … Pojadę do Geista , będę pracował od szóstej rano do jedynastej w nocy <MASK> będę musiał uważać na każdą zmianę ciśnienia , temperatury , natężenia prądu … Nie zostanie mi ani jednej chwili … ”
Zdawało mu się , że ktoś za nim idzie . Odwrócił się , ale nie dojrzał nic <MASK> Natomiast spostrzegł , że lewym okiem widzi gorzej niż prawym , co niewymownie zaczęło go drażnić .
Chciał wrócić się do ludzi , ale uczuł , że nie zniósłby <MASK> widoku . Już samo nawet myślenie męczyło go , prawie bolało .
„ Nie wiedziałem , że człowiekowi może <MASK> własna dusza … ” — mruknął .
„ Ach , gdybym <MASK> nie myśleć … ”
Daleko na wschodzie zamajaczył blask i ukazał się wąski sierp księżyca oblewając krajobraz niewymownie ponurym światłem . I nagle ukazało się Wokulskiemu nowe widzenie . Był w cichym i pustym lesie ; pnie sosen rosły pochylone w dziwaczny sposób , nie odzywał się żaden <MASK> , wiatr nie poruszał najmniejszej gałązki . Nie było nawet światła , tylko smutny półmrok . Wokulski czuł , że ten mrok , żal i smutek wypływał z jego serca i że to wszystko zakończy się chyba z życiem , jeżeli się zakończy …
Spomiędzy sosen , gdziekolwiek spojrzał , przeglądały płaty szarego nieba ; każdy zamieniał się w <MASK> szybę wagonu , w której widać było blady obraz panny Izabeli w uścisku Starskiego .
Wokulski już nie mógł oprzeć się widzeniom : opanowały go , pożarły mu wolę , skrzywiły myśl i zatruły serce . Duch jego stracił wszelką <MASK> : rządziło nim lada wrażenie , odbijające się w tysiącznych , coraz posępniejszych , coraz boleśniejszych formach , jak echa w pustej budowli .
Znowu potknął się o kamień i ten nie <MASK> fakt obudził w nim straszliwe medytacje .
Zdawało mu się , że kiedyś , kiedyś on <MASK> był kamieniem , zimnym , ślepym , nieczułym .
A gdy leżał pyszny w swojej martwocie , której największe ziemskie kataklizmy nie <MASK> ożywić , w nim czy nad nim odezwał się głos zapytujący :
„ Chcesz zostać <MASK> ? ”
„ Co to jest człowiek ? <MASK> ” — odparł kamień .
„ Chcesz widzieć , słyszeć <MASK> czuć ? … ”
„ Co to jest <MASK> ? … ”
„ Więc czy chcesz zaznać coś zupełnie nowego ? Czy chcesz istnienia , które <MASK> jednej chwili doświadcza więcej aniżeli wszystkie kamienie w ciągu miliona wieków ? ”
„ Nie rozumiem — odparł kamień <MASK> ale mogę być wszystkim . ”
„ A jeżeli — pytał głos nadnaturalny — po <MASK> nowym bycie pozostanie ci wieczny żal ? … ”
„ Co to jest żal ? <MASK> Mogę być wszystkim . ”
„ Więc niech się stanie <MASK> ” — odpowiedziano .
I stał się człowiek . Żył kilkadziesiąt lat , a w ciągu nich tyle pragnął i tyle cierpiał , że martwy świat nie zaznałby tego przez całą wieczność . Goniąc za jednym pragnieniem <MASK> tysiące innych , uciekając przed jednym cierpieniem wpadł w morze cierpień i tyle odczuł , tyle przemyślał , tyle pochłonął sił bezświadomych , że w końcu obudził przeciw sobie całą naturę .
„ Dosyć ! … — poczęto wołać ze wszystkich stron . <MASK> Dosyć ! … ustąp innym miejsca w tym widowisku … ”
„ Dosyć ! … dosyć ! … już dosyć ! … — wołały kamienie , drzewa , powietrze <MASK> ziemia i niebo … — Ustąp innym ! … niech i oni poznają ten nowy byt … ”
Dosyć ! … Więc znowu ma zostać niczym i to w chwili kiedy ów wyższy byt jako ostatnią pamiątkę <MASK> mu tylko rozpacz po tym , co stracił , i żal za tym , czego nie dosięgnął ! …
„ Ach , gdyby już słońce weszło ! — szepnął Wokulski . — Wracam do Warszawy … zabiorę się do jakiejkolwiek roboty i skończę z tymi głupstwami , które mi rozstrajają <MASK> … Chce Starskiego ? niech ma Starskiego ! … Przegrałem na niej ? … Dobrze ! … Za to wygrałem na innych rzeczach … Wszystkiego nie można posiadać … ”
Od kilku chwil czuł na <MASK> jakąś gęstą wilgoć .
„ Krew ? ” — pomyślał . Otarł usta <MASK> przy świetle zapałki zobaczył na chustce pianę .
„ Wściekam się czy co <MASK> u diabła ? … ”
Wtem z daleka zobaczył dwa światła , powoli zbliżające się w jego stronę <MASK> za nimi majaczyła ciemna masa , za którą ciągnął gęsty snop iskier .
„ Pociąg ? … ” — rzekł do siebie , i przywidziało mu się , że jest to ten sam pociąg , którym <MASK> panna Izabela . Znowu zobaczył salonik oświetlony latarnią przysłoniętą niebieskim kamlotem , a w kącie dostrzegł pannę Izabelę w objęciach Starskiego …
„ Tak kocham … tak kocham … — szepnął <MASK> — I nie mogę zapomnieć ! … ”
W tej chwili opanowało go cierpienie , na które w ludzkim języku już nie ma nazwiska . Dręczyła go zmęczona myśl , <MASK> uczucie , zdruzgotana wola , całe istnienie … I nagle uczuł już nie pragnienie , ale głód i żądzę śmierci .
Pociąg z wolna zbliżał się . Wokulski nie zdając sobie sprawy z tego , co robi , upadł na szyny . Drżał , zęby mu szczękały <MASK> schwycił się oburącz podkładów , miał usta pełne piasku … Na drogę padł blask latarń , szyny zaczęły cicho dźwięczeć pod toczącą się lokomotywą …
„ Boże , bądź miłościw … <MASK> — szepnął i zamknął oczy .
Nagle uczuł ciepło i gwałtowne szarpnięcie , które strąciło go z szyn … Pociąg przeleciał o kilka cali od głowy obryzgując go parą i gorącym <MASK> . Na chwilę stracił przytomność , a gdy ocknął się , zobaczył jakiegoś człowieka , który siedział mu na piersiach i trzymał za ręce .
— Co wielmożny pan robi najlepszego ? … — mówił <MASK> . — Kto słyszał takie rzeczy … Przecie Bóg …
Nie dokończył . Wokulski zepchnął go z siebie , <MASK> za kołnierz i jednym szarpnięciem rzucił na ziemię .
— Czego chcesz ode mnie , <MASK> podły ! … — zawołał .
— Panie … wielmożny panie <MASK> ja przecie jestem Wysocki …
— Wysocki ? … Wysocki ? … — powtórzył <MASK> . — Kłamiesz , Wysocki jest w Warszawie …
— Ale ja jego brat , dróżnik . Przecie mi wielmożny pan sam miejsce tu wyrobił jeszcze w przeszłym roku , po Wielkanocy <MASK> I gdzieżbym ja mógł patrzeć na takie nieszczęście pana ? … Zresztą , panie , na kolei nie wolno włazić pod maszynę …
Wokulski zamyślił się <MASK> puścił go .
„ Wszystko zwraca się przeciw mnie , <MASK> zrobiłem dobrego ” — szepnął .
Był bardzo zmęczony , więc usiadł na ziemi , obok dzikiej gruszki , co w tym miejscu rosła , nie większa od <MASK> . W tym czasie wiał wiatr i poruszał listkami drzewa wywołując szelesty , które nie wiadomo skąd przypomniały Wokulskiemu dawne lata .
„ Gdzie moje szczęście ! <MASK> ” — pomyślał .
Uczuł ściskanie w piersiach , które stopniowo doszło do gardła . Chciał odetchnąć , lecz nie <MASK> ; myślał , że się dusi , i objął rękoma drzewko , które wciąż szeleściło .
„ Umieram ! … <MASK> — zawołał .
Zdawało mu się , że go krew zalewa , że mu pękają <MASK> , wił się z bólu i nagle zaniósł się od płaczu .
„ Boże miłosierny … Boże miłosierny ! <MASK> ” — powtarzał wśród łkań .
Dróżnik przypełznął do niego i ostrożnie <MASK> mu rękę pod głowę .
— Płacz , wielmożny panie ! … — mówił nachylając się nad nim . — Płacz , wielmożny panie , i wzywaj boskiego imienia … Nie będziesz go wzywał nadaremnie … „ Kto się w opiekę poda Panu swemu , a całym sercem szczerze ufa jemu , <MASK> rzec może , mam obrońcę Boga , nie spadnie na mnie żadna straszna trwoga … Ciebie on z sideł zdradzieckich wyzuje … ” Co tam , wielmożny panie , dostatki , co największe skarby ! … Wszystko człowieka zawodzi , tylko jeden Bóg nie zawiedzie …
Wokulski przytulił twarz do ziemi . Zdawało mu się , że z każdą łzą spada mu z serca jakiś ból , jakiś zawód i rozpacz . Wykolejona myśl poczęła układać się do równowagi . Już <MASK> sobie sprawę z tego , co robił , i już zrozumiał , że w chwili nieszczęścia , kiedy go wszystko zdradziło , jeszcze pozostała mu wierną — ziemia , prosty człowiek i Bóg …
Powoli uspokajał się , łkania coraz rzadziej rozdzierały mu piersi <MASK> uczuł niemoc w całym ciele i twardo zasnął .
Świtało , kiedy się obudził ; usiadł , przetarł oczy <MASK> zobaczył obok siebie Wysockiego i wszystko sobie przypomniał .
— Długo spałem <MASK> — zapytał .
— Może kwadrans … może <MASK> godziny — odparł dróżnik .
Wokulski wyjął pugilares , wydobył kilka <MASK> i podając je Wysockiemu rzekł :
— Uważasz … Wczoraj byłem pijany … Nie mówże nic i nikomu <MASK> co się tu stało . A oto masz … dla dzieci …
Dróżnik pocałował go <MASK> nogi .
— Myślałem — rzekł — że <MASK> pan stracił wszystko i dlatego …
— Masz rację ! — odparł w zamyśleniu Wokulski — straciłem wszystko … oprócz <MASK> . Nie zapomnę o tobie , chociaż … Wolałbym już nie żyć .
— Ja też zaraz mówiłem , że taki pan nie szukałby nieszczęścia , choćby stracił wszystkie pieniądze . Zrobiła to <MASK> ludzka … Ale i na nią przyjdzie koniec . Bóg nierychliwy , ale sprawiedliwy , przekona się pan …
Wokulski podniósł się z ziemi i zaczął iść <MASK> stacji . Nagle zwrócił się do Wysockiego .
— Jak będziesz w Warszawie — rzekł — wstąp do mnie <MASK> Ale ani słowa o tym , co się tu stało …
— Tak mi Boże dopomóż , że nie <MASK> — odparł Wysocki i zdjął czapkę .
— A na drugi raz … — dodał Wokulski kładąc mu rękę na ramieniu — na drugi raz … Gdybyś spotkał takiego człowieka … rozumiesz <MASK> … gdybyś spotkał , nie ratuj go … Kiedy kto chce dobrowolnie stanąć ze swoją krzywdą przed boskim sądem , nie zatrzymuj go …
XV . <MASK> starego subiekta
Sytuacja polityczna zarysowuje się coraz wyraźniej . Mamy już dwie koalicje . Z jednej strony Rosja z Turcją , z drugiej strony Niemcy , Austria i Anglia <MASK> A jeżeli tak jest , więc znaczy , że lada chwilę może wybuchnąć wojna , w której zostaną rozstrzygnięte bardzo , ale to bardzo ważne sprawy .
Czy tylko będzie wojna ? bo my zawsze lubimy się łudzić . Otóż będzie , tym razem niezawodnie . Mówił mi Lisiecki , że ja co <MASK> zapowiadałem wojnę i nigdy się nie sprawdziło . Głupi on , uczciwszy uszy … Co innego było w tamtych latach , a co innego dziś .
Czytam na przykład w gazetach , że Garibaldi agituje we Włoszech przeciw Austrii . Dlaczegóż on agituje ? … Bo spodziewa się wielkiej wojny . I <MASK> na tym koniec , gdyż w kilka dni później słyszę , że jenerał Türr na wszystkie świętości zaklina Garibaldiego ażeby nie robił kłopotu Włochom …
Co to znaczy ? … To znaczy , przetłomaczone na ludzki język , że : „ wy , Włosi , nie ruszajcie się , <MASK> i bez tego Austria da wam Triest , jeśli wygra . Gdyby zaś z waszej winy przegrała , nie dostaniecie nic … ”
To są ważne zapowiedzi te agitacje Józia Garibaldiego i uspakajania Türra . Józio agituje , <MASK> widzi wojnę na długość ręki , a Türr uspakaja , bo widzi dalsze interesa .
Ale czy zaraz wybuchnie wojna ? w końcu czerwca czy w lipcu ? … Tak by myślał <MASK> polityk , ale nie ja . Niemcy bowiem nie rozpoczęłyby wojny nie zabezpieczywszy się od Francji .
Jakże się zaś zabezpieczą ? … Szprot mówi , że na to nie ma sposobu , ale ja widzę , że <MASK> , i jeszcze bardzo prosty . O , Bismarck to sprytny ptaszek , zaczynam się do niego przekonywać ! …
Bo i po co Niemcy i Austria wciągnęły do związku Anglię ? … Rozumie się po to , <MASK> mieć plaster na Francję i ją namówić do przymierza . Zrobi się to w następujący sposób :
W wojsku angielskim służy młody Napoleonek , Lulu , i bije się z Zulusami w Afryce jak jego dziadek <MASK> Napoleon Wielki . Kiedy zaś Anglicy skończą wojnę , mianują Napoleonka jenerałem i powiedzą do Francuzów te słowa :
— Moi kochani ! Macie tu Bonapartego , który wojował w Afryce i okrył się tam nieśmiertelną chwałą jak jego dziad . Zróbcie go więc waszym cesarzem jak dziada , a my za to <MASK> u Niemców Alzację i Lotaryngię . Zapłacicie im kilka miliardów , no , ale to lepsze aniżeli przeprowadzić nową wojnę , która będzie kosztowała z dziesięć miliardów i jest dla was wątpliwa …
Francuzi , naturalnie , zrobią Lulu cesarzem , odbiorą swoją ziemię , zapłacą , wejdą <MASK> przymierze z Niemcami , a wtedy Bismarck mając tyle pieniędzy pokaże swoją sztukę ! …
O , Bismarck mądra ryba i jeżeli kto , to tylko on może taki plan przeprowadzić . Ja już od dawna czułem , że to frant szpakami karmiony , i miałem do niego słabość , chociaż się z nią taiłem … <MASK> , panie , ziółko ! … Jest on ożeniony z Puttkamerówną ; wiadomo zaś , że Puttkamerowie są spokrewnieni z Mickiewiczem . Przy tym podobno pasjami lubi Polaków , a nawet synowi następcy tronu niemieckiego radził uczyć się po polsku …
No , jeżeli w tym roku nie będzie wojny … Dopieroż to Lisieckiemu powiem bajkę o kpie ! On , biedak , myśli , że <MASK> mądrość polega na tym , ażeby w nic nie wierzyć . Głupstwo ! … Polityka polega na kombinacjach , które wynikają z porządku rzeczy .
A więc niech żyje Napoleon IV ! … Bo chociaż dzisiaj nikt o nim nie myśli , ja przecie jestem pewny , że w tym rozgardiaszu on główną odegra rolę . A jeżeli potrafi się wziąć do rzeczy , to nie tylko odzyska Alzację i Lotaryngię darmo , ale jeszcze granice Francji może posunąć do Renu na całej <MASK> . Byle Bismarck nie spostrzegł się za wcześnie i nie zmiarkował , że posługiwać się Bonapartym znaczy to samo , co lwa zaprzęgać do taczek . Zdaje mi się nawet , że w tej jednej kwestii Bismarck przerachuje się . I powiem prawdę , że nie będę go żałował , bo nigdy nie miałem do niego zaufania .
Jakoś z moim zdrowiem nie jest dobrze . Nie powiem , ażeby mi coś dolegało , ale ot <MASK> … Chodzić wiele nie mogę , apetyt straciłem , nawet nie bardzo chce mi się pisać .
W sklepie prawie nie mam zajęcia , już tam bowiem rządzi Szlangbaum , a ja — tylko na przyprzążkę załatwiam interesa Stacha . Przed październikiem ma nas Szlangbaum spłacić zupełnie . Biedy nie zaznam , <MASK> poczciwy Stach zapewnił mi półtora tysiąca rubli dożywotniej pensji ; ale jak sobie człowiek pomyśli , że niedługo już nic nie będzie znaczył w sklepie , do niczego nie będzie miał już prawa …
Nie warto żyć … Gdyby nie Stach i nie Napoleonek , to czasem jest mi tak ciężko na świecie , że zrobiłbym sobie co … Kto wie , stary kolego Katz , czy nie najmądrzej postąpiłeś <MASK> Nie masz wprawdzie żadnych nadziei , ale też i nie boisz się zawodów … Nie twierdzę , ażebym się ich lękał , bo przecie ani Wokulski , ani Bonaparte … Ale zawsze … tak coś …
Jaki ja jestem zmęczony ; już nawet ciężko mi pisać . Tak bym gdzie pojechał … Mój Boże , dwadzieścia lat nie wyjrzałem za warszawskie rogatki ! … A tak mi czasami tęskno , ażeby jeszcze choć raz przed śmiercią spojrzeć na Węgry <MASK> Może na dawnych polach bitew znalazłbym bodaj kości kamratów … Ej , Katz , ej , Katz ! … pamiętasz ty ten dym , ten świst , te sygnały ? … Jaka wtedy była zielona trawa i jak świeciło nam słońce ? …
Nic nie pomoże , muszę wybrać się w podróż , spojrzeć na góry i lasy , wykąpać się w słońcu i w powietrzu szerokich równin <MASK> zacząć nowe życie . Może nawet wyniosę się gdzie na prowincję , w sąsiedztwo pani Stawskiej , bo i cóż więcej pozostaje emerytowi ? …
Ten Szlangbaum dziwny człowiek ; anibym myślał znając go biedakiem , że on tak potrafi zadzierać nosa . Już widzę , zapoznał się przez Maruszewicza z baronami , <MASK> baronów z hrabiami , a tylko jeszcze nie może dostać się do księcia , który z Żydami jest bardzo grzeczny , ale i bardzo z daleka .
I kiedy tak Szlangbaum zadziera nosa , w mieście na Żydów krzyk . Ile razy wstąpię na piwo , zawsze ktoś napada mnie i wymyśla , że Stach sprzedał sklep Żydom . Radca narzeka <MASK> że Żydzi zabierają mu trzecią część emerytury ; Szprot utyskuje , że Żydzi popsuli mu interesa ; Lisiecki płacze , że mu Szlangbaum wymówił miejsce od świętego Jana , a Klejn milczy .
Już i w gazetach zaczynają pisać przeciw Żydom , ale co dziwniejsze , że <MASK> doktór Szuman , choć sam starozakonny , miał raz ze mną taką rozmowę :
— Zobaczysz pan , że przed upływem <MASK> lat z Żydami będzie jakaś awantura .
— Za pozwoleniem — mówię — przecie <MASK> doktór niedawno chwaliłeś ich ! …
— Chwaliłem , bo to genialna rasa , ale podłe charaktery . Wyobraź pan <MASK> , że Szlangbaumy , stary i młody , mnie chcieli okpić , mnie …
„ Aha ! — myślę sobie — zaczynasz się <MASK> nawracać , kiedy cię połaskotali za kieszeń … ”
I mówiąc prawdę , do <MASK> straciłem serce dla Szumana .
A co oni wygadują na Wokulskiego ! … Marzyciel , idealista , <MASK> … Może za to , że nigdy nie zrobił świństwa .
Kiedy Klejnowi opowiedziałem moją rozmowę z <MASK> , nasz mizerny kolega odparł :
— On mówi , że dopiero za kilka lat będzie awantura <MASK> Żydami ? … Uspokój go pan , będzie wcześniej …
— Rany Chrystusowe ! — mówię <MASK> dlaczego ma być ? …
— Bo * my * dobrze ich znamy , choć się i do * nas * umizgają … — odpowiedział Klejn . <MASK> To migdały ! ale przerachowali się … * My * wiemy , do czego oni są zdolni , gdyby mieli siłę .
Uważałem Klejna za człowieka bardzo postępowego , może nawet zanadto postępowego , ale teraz myślę , że to <MASK> wielki zacofaniec . Zresztą , co znaczą owe : * my * — * nas * ? …
I to ma być wiek , który nastąpił po XVIII , po tym XVIII wieku , co napisał na swoich sztandarach : wolność , <MASK> , braterstwo ? … Za cóż ja się , u diabła , biłem z Austriakami ? … Za co ginęli moi kamraci ? …
Facecje ! przywidzenia ! wszystko <MASK> odrobi cesarz Napoleon IV .
Wówczas i Szlangbaum przestanie być arogantem , i Szuman przestanie chełpić <MASK> swoim żydostwem , i Klejn nie będzie im groził .
A niedalekie to czasy , <MASK> nawet Stach Wokulski …
Ach , jaki ja jestem <MASK> … Muszę gdzieś wyjechać .
Nie jestem przecie taki stary , ażebym miał myśleć o śmierci ; ale , mój Boże , kiedy z <MASK> wyjmą rybę , choćby najmłodszą i najzdrowszą , musi zdychać , gdyż nie ma właściwego sobie żywiołu …
Bodaj czy ja nie stałem się taką rybą wyciąganą z wody ; w sklepie już rozpanoszył się Szlangbaum i <MASK> zamanifestować swoją władzę , wypędził szwajcara i inkasenta za to tylko , że nie okazywali mu dosyć szacunku .
Kiedy prosiłem za biedakami <MASK> odparł z gniewem :
— Patrz pan , jak oni mnie traktują , a jak Wokulskiego ! … Jemu nie kłaniali się tak nisko <MASK> ale w każdym ruchu , w każdym spojrzeniu było widać , że by za nim poszli w ogień …
— Więc i pan , panie Szlangbaumie , chcesz , <MASK> za tobą szli w ogień ? — spytałem .
— Naturalnie . Przecie jedzą mój chleb , mają <MASK> mnie zarobki ! ja im płacę pensję …
Myślałem , że Lisiecki , który posiniał słuchając tych bredni , <MASK> go w ucho . Pohamował się jednak i tylko spytał :
— A czy wiesz pan , dlaczego <MASK> za Wokulskim poszlibyśmy w ogień ? …
— Bo on ma więcej <MASK> — odparł Szlangbaum .
— Nie , panie . Bo on ma to , czego pan nie <MASK> i mieć nie będziesz — rzekł Lisiecki bijąc się w piersi .
Szlangbaum zaczerwienił się <MASK> upiór .
— Co to jest ? … — zawołał . — Czego ja nie mam ? <MASK> My nie możemy razem pracować , panie Lisiecki … pan obrażasz moje obrządki religijne …
Schwyciłem Lisieckiego za rękę i odciągnąłem za szafy . Śmieli się wszyscy panowie z tej obrazy <MASK> … Tylko Zięba ( on jeden zostaje przy sklepie ) zaperzył się i zawołał :
— Pryncypał ma rację … nie można drwić z wyznania , bo wyznanie to święta rzecz <MASK> … Gdzież wolność sumienia ? … gdzie postęp ? … cywilizacja ? … emancypacja ? …
— Lizus bestia — mruknął Klejn , <MASK> potem rzekł mi do ucha :
— Czy nie ma Szuman racji , że oni muszą się doczekać awantury ? … Widziałeś <MASK> pan , jaki był , kiedy do nas nastał , a jaki jest dzisiaj ? …
Naturalnie , że zgromiłem Klejna , bo i co on ma za prawo straszyć swoich współobywateli awanturami <MASK> Nie mogę jednak ukryć przed sobą , że Szlangbaum mocno zmienił się w ciągu roku .
Dawniej był potulny , dziś arogant i pogardliwy ; dawniej milczał , kiedy go krzywdzono , dziś sam rozbija się bez powodu . Dawniej mianował się Polakiem , dziś <MASK> się ze swego żydostwa . Dawniej nawet wierzył w szlachetność i bezinteresowność , a teraz mówi tylko o swoich pieniądzach i stosunkach . Może być źle ! …
Za to wobec gości jest uniżony , a hrabiom , a nawet baronom właziłby pod podeszwy . Ale wobec swoich podwładnych istny hipopotam : ciągle parska i <MASK> ludzi po nogach . To nawet nie jest pięknie … Swoją drogą radca , Szprot , Klejn i Lisiecki nie mają racji grozić mu jakimiś awanturami .
Cóż więc ja dziś znaczę w sklepie przy takim smoku ? Gdy chcę zrobić rachunek , on zagląda mi przez ramię ; wydam jaką dyspozycję , on ją zaraz głośno powtarza . Ze sklepu usuwa mnie <MASK> bardziej , przy znajomych gościach ciągle mówi : „ Mój przyjaciel Wokulski … mój znajomy baron Krzeszowski … mój subiekt Rzecki … ” Gdy zaś jesteśmy sami , nazywa mnie „ kochanym Rzesiem ” …
Parę razy w najdelikatniejszy sposób dałem mu do zrozumienia , że te pieszczotliwe nazwiska nie robią mi przyjemności . Ale on , biedak , nawet nie <MASK> się na tym ; ja zaś mam zwyczaj długo czekać , nim komu nawymyślam . Lisiecki robi to z miejsca , więc Szlangbaum szanuje go .
Swoją drogą Szuman miał rację mówiąc wtedy , że my , z dziada pradziada , myślimy : jak trwonić pieniądze ? a oni : jakby je <MASK> ? Pod tym względem byliby już dziś pierwszymi na świecie , gdyby ludzka wartość zasadzała się tylko na pieniądzach . Ale co mi tam ! …
Ponieważ w sklepie nie mam wiele zajęcia , więc coraz częściej myślę o podróży do Węgier <MASK> Przez dwadzieścia lat nie widzieć ani zboża , ani lasu … To strach ! …
Zacząłem się już starać o paszport ; myślałem , że mi zejdzie z miesiąc . Tymczasem wziął się do tego <MASK> i paf ! … traf ! … wyrobił mi paszport w ciągu czterech dni . Ażem się przestraszył …
Nie ma co , trzeba wyjechać choćby na kilka tygodni . Zdawało się , że przygotowania do wyjazdu zabiorą mi trochę czasu … Gdzie tam ! <MASK> Znowu wmieszał się Wirski , jednego dnia kupił mi podróżny kufer , drugiego dnia spakował mi rzeczy i mówi : „ Jedź ! … ”
Ażem się rozgniewał . Czego oni , u diabła , chcą mnie się pozbyć ? … Kazałem im na złość rozpakować rzeczy i <MASK> nakryć dywanem , bo mnie to już drażni . Ale swoją drogą , tak bym gdzieś pojechał … tak bym jechał …
Muszę jednak pierwej trochę sił nabrać . Wciąż brak mi apetytu , chudnę , źle sypiam , choć <MASK> cały dzień jestem senny ; miewam jakieś zawroty , bicia serca … Ech ! wszystko to przejdzie …
Klejn także zaczyna się zaniedbywać . Spóźnia się do sklepu , znosi jakieś książeczki , chodzi na sesje nie wiadomo z kim ? … Ale <MASK> najgorsze , że z sumy przeznaczonej mu przez Wokulskiego wziął już tysiąc rubli i wydał w ciągu jednego dnia . Na co ? …
Pomimo to wszystko dobry chłopak ! A najlepszą miarą jego poczciwości jest fakt , że nawet baronowa Krzeszowska nie wyrzuciła <MASK> ze swego domu , gdzie po dawnemu mieszka na trzecim piętrze , zawsze cichutki , nikomu nie mącąc wody .
Gdyby tylko wydobył się z tych niepotrzebnych stosunków ; bo z <MASK> może nie być awantury , ale z nim ! …
Niech go tam Pan <MASK> oświeca i chroni .
Zabawną historię i pouczającą opowiedział mi Klejn . Uśmiałem się do łez , <MASK> zarazem przybył mi jeden więcej dowód sprawiedliwości boskiej nawet w drobiazgowych rzeczach .
„ Krótki jest triumf bezbożników ” — mówi , zdaje mi się , Pismo święte czy może jaki ojciec Kościoła <MASK> Ktokolwiek zresztą powiedział , jest niezawodnym , że zdanie to sprawdziło się i na baronowej , i na Maruszewiczu .
Wiadomo , że baronowa raz pozbywszy się Maleskiego i Patkiewicza zapowiedziała stróżowi , ażeby pod żadnym pozorem nie wynajmował mieszkania na trzecim piętrze <MASK> , choćby miało stać pustką . Rzeczywiście , pokój studencki przez parę miesięcy był nie zajęty , ale pani miała przynajmniej satysfakcję .
Tymczasem wrócił do niej mąż , baron , i naturalnie objął zarząd kamienicy . A ponieważ baron ciągle potrzebuje pieniędzy , <MASK> mocno korcił go i ów pusty pokój , i zakaz baronowej , który zmniejszał dochody o sto dwadzieścia rubli rocznie .
Nade wszystko jednak buntował go Maruszewicz ( już się pogodzili ! <MASK> ) , który znowu ciągle od Krzeszowskiego pożycza pieniędzy .
— Co baron — mówił mu nieraz — masz sprawdzać , czy kandydat na lokatora jest czy nie jest studentem ? Na co ten kłopot <MASK> Byle nie przyszedł w mundurze , to już nie student ; a jak z góry za miesiąc zapłaci , to brać , i kwita .
Baron mocno wziął do serca te rady ; nakazał nawet stróżowi , ażeby gdy trafi się lokator , nie pytając przysłał go na górę . <MASK> , rozumie się , powiedział o tym swej żonie , a żona Klejnowi , któremu znowu chciało się mieć sąsiadów najlepiej odpowiadających jego gustowi .
Więc w parę dni po owej dyspozycji zjawia się u barona jakiś elegant z dziwną fizjognomią , a jeszcze <MASK> ubrany : jego spodnie nie pasowały do kamizelki , kamizelka do surduta , a krawat do wszystkiego .
— W domu pana barona jest kawalerski pokój do <MASK> — mówił elegant — za dziesięć rubli miesięcznie ?
— A tak — mówi baron <MASK> może go pan obejrzy .
— O , to zbyteczne ! Jestem pewny , że pan <MASK> nie wynajmowałby złego mieszkania . Czy mogę dać zadatek ?
— Proszę — odpowiada baron . — A ponieważ pan ufasz mi <MASK> słowo , więc i ja nie będę żądał bliższych informacyj …
— O , jeżeli <MASK> baron życzy sobie …
— Między ludźmi dobrze wychowanymi wystarcza wzajemne zaufanie — odparł baron . — Mam więc nadzieję , że ani <MASK> , ani moja żona , a nade wszystko moja żona nie będzie miała powodu skarżyć się na panów …
Młody człowiek gorąco ścisnął <MASK> za rękę .
— Daję panu słowo — rzekł — że nigdy nie <MASK> przykrości pańskiej żonie , która może niesłusznie uprzedziła się …
— Dość ! dość ! … panie — <MASK> baron . Wziął zadatek i wydał kwit .
Po wyjściu młodzieńca wezwał <MASK> siebie Maruszewicza .
— Nie wiem — rzekł strapiony baron — czy nie palnąłem głupstwa … bo lokatora już mam , ale sądząc <MASK> opisu obawiam się , czy nie będzie nim jeden z tych młodych ludzi , których właśnie wypędziła moja żona …
— Wszystko jedno ! — odparł <MASK> — byle z góry płacili .
Na drugi dzień z rana wprowadzili się do pokoiku trzej młodzi ludzie , ale tak cicho , że nikt ich nawet nie widział . <MASK> nawet nie uważał , że wieczorami sesjonują z Klejnem . Zaś w kilka dni później wpadł do barona mocno zirytowany Maruszewicz wołając :
— A wie baron , że to istotnie są ci <MASK> , których wyrzuciła baronowa . Maleski , Patkiewicz …
— Wszystko jedno — odpowiada baron . — <MASK> mojej nie dokuczają , więc byle płacili …
— Ale mnie dokuczają ! — wybuchnął Maruszewicz . — Jeżeli okno otworzę , jeden z nich strzela do mnie grochem przez świstułę , co wcale nie jest przyjemne . Gdy się zaś zejdzie u mnie parę <MASK> albo któraś z dam ( dodał ciszej ) , bębnią mi grochem w okna tak , że wysiedzieć nie można … To mi przeszkadza … to mnie kompromituje . Ja pójdę na skargę do cyrkułu ! …
Baron naturalnie opowiedział o tym swoim lokatorom prosząc ich , aby nie strzelali do okien Maruszewicza . Ci przestali strzelać , ale za to , <MASK> Maruszewicz przyjmuje u siebie jaką damę , co trafia mu się dosyć często , zaraz jeden z chłopaków wychyla się przez okno i wrzeszczy :
— Stróżu ! stróżu ! … a nie wiecie <MASK> jaka to pani poszła do pana Maruszewicza ?
Naturalnie , stróż nie wie nawet , czy jaka poszła , <MASK> po podobnym zapytaniu dowiaduje się o tym cała kamienica .
Maruszewicz jest wściekły na nich , tym <MASK> że baron na jego skargi odpowiada :
— Sam mi radziłeś , <MASK> nie trzymał pustego lokalu …
I baronowa spokorniała , bo z jednej strony <MASK> się męża , a z drugiej studentów .
Takim sposobem baronowa za swoją złość i mściwość , a Maruszewicz za intrygi , z jednej <MASK> tej samej ręki ponoszą karę ; uczciwy zaś Klejn ma towarzystwo , jakiego pragnął .
O , jest sprawiedliwość <MASK> świecie ! …
Ten Maruszewicz , dalibóg <MASK> jest bezwstydny !
Przyleciał dziś do Szlangbauma <MASK> skargą na Klejna .
— Panie — mówił — jeden z pańskich oficjalistów , który <MASK> w domu baronowej Krzeszowskiej , po prostu kompromituje mnie …
— Jak on pana kompromituje ? <MASK> zapytał Szlangbaum otwierając oczy .
— On bywa u tych studentów , których okno wychodzi na podwórze . A oni , panie , zaglądają w moje okna <MASK> strzelają do mnie grochem , a jeżeli zbierze się kilka osób , wrzeszczą , że u mnie jest szulernia ! …
— Pan Klejn już nie będzie u mnie służył od lipca — odparł Szlangbaum . <MASK> Więc niech pan rozmówi się z panem Rzeckim , oni znają się dawniej .
Maruszewicz z kolei wpadł na mnie i znowu opowiedział historię studentów <MASK> którzy nazywają go szulerem albo kompromitują damy bywające u niego .
„ Porządne damy ! ” — <MASK> , głośno zaś odparłem :
— Pan Klejn cały dzień siedzi w sklepie <MASK> więc nie może odpowiadać za swoich sąsiadów .
— Tak , ale pan Klejn ma z nimi jakieś konszachty , namówił ich , <MASK> znowu sprowadzili się do kamienicy , bywa u nich , przyjmuje ich u siebie .
— Młody chłopak — odparłem <MASK> woli przestawać z młodymi .
— Ale ja z tego powodu nie chcę cierpieć ! <MASK> Niech więc ich uspokoi albo … wszystkim wytoczę proces .
Dzika pretensja , ażeby Klejn uspakajał studentów , a może jednał u nich sympatię dla Maruszewicza ! Swoją drogą , ostrzegłem Klejna <MASK> dodałen , że byłby to bardzo przykry wypadek , gdyby on , subiekt Wokulskiego , miał proces o jakieś studenckie awantury .
Klejn wysłuchał i <MASK> ramionami .
— Co mnie to obchodzi ! — odparł . — Ja może powiesiłbym takiego nicponia , ale mu <MASK> okna grochu nie rzucam i nie nazywam go szulerem . Co mnie do jego szulerki ? …
Ma rację ! Toteż nie <MASK> się ani słowa więcej .
Trzeba jechać … trzeba jechać ! … Żeby tylko Klejn nie wdeptał się w jakie głupstwo . <MASK> , co to za dzieciaki : chcieliby świat przebudować , a jednocześnie robią tak płaskie figle .
Albo jestem w grubym błędzie , albo <MASK> się w przededniu nadzwyczajnych wypadków .
W maju jednego dnia pojechał Wokulski z panną Łęcką i z panem Łęckim do Krakowa i <MASK> mi zapowiedział , że nie wie , kiedy wróci , może dopiero za miesiąc .
Tymczasem wrócił nie za miesiąc , ale na drugi dzień , taki sponiewierany , że litość <MASK> patrzeć na niego . Okropność , co się zrobiło z tym człowiekiem przez jedną dobę !
Kiedym go pytał : co się stało ? dlaczego wrócił ? z początku wahał się , a potem powiedział , że otrzymał telegram <MASK> Suzina i że pojedzie do Moskwy . Lecz znowu po upływie doby rozmyślił się i oświadczył , że do Moskwy nie pojedzie .
— A jeżeli to ważny <MASK> ? … — spytałem .
— Pal diabli interesa ! <MASK> mruknął i machnął ręką .
Teraz po całych dniach nie wychodzi z domu i po większej części leży . Byłem u niego <MASK> ale przyjął mnie rozdrażniony ; od lokaja zaś dowiedziałem się , że nikogo nie każe przyjmować .
Posłałem mu Szumana , ale Stach i z Szumanem nie chciał gadać , tylko powiedział mu , że nie potrzebuje doktorów . Szumanowi <MASK> jednak nie wystarczyło ; a że jest trochę wścibski , więc zaczął śledztwo na własną rękę i dowiedział się dziwacznych rzeczy .
Mówił , że Wokulski wysiadł z pociągu około północy w Skierniewicach , udając , że otrzymał telegram , że potem zniknął sprzed stacji i <MASK> dopiero nad ranem powalany ziemią i jakby pijany . Na stacji myślą , że on naprawdę podchmielił sobie i zasnął gdzieś w polu .
Wyjaśnienie to nie trafiło do przekonania ani mnie , ani Szumanowi . Doktór twierdzi , że Stach musiał zerwać z <MASK> Łęcką i może nawet próbował jakiej niedorzeczności … Ale ja myślę , że on naprawdę miał telegram od Suzina .
W każdym razie trzeba jechać , dla zdrowia . Jeszcze nie <MASK> inwalidem i dla chwilowego osłabienia nie mogę się wyrzekać przyszłości .
Jest tu Mraczewski i mieszka u mnie . Wygląda chłopak jak bernardyński prowincjał , zmężniał <MASK> opalił się , utył . A ile on świata obleciał przez parę ostatnich miesięcy …
Był w Paryżu , potem w Lyonie ; z Lyonu wpadł pod Częstochowę do pani Stawskiej i z nią przyjechał do Warszawy . Potem odwiózł ją pod Częstochowę , siedział z tydzień i <MASK> pomógł jej do urządzenia sklepu . Następnie poleciał aż do Moskwy , stamtąd znowu wrócił pod Częstochowę , do pani Stawskiej , znowu u niej siedział trochę i obecnie jest u mnie .
Mraczewski twierdzi , że Suzin wcale nie telegrafował do Wokulskiego , a przy tym jest pewny , że Wokulski zerwał z panną Łęcką . Musiał nawet coś <MASK> pani Stawskiej , gdyż ten anioł , nie kobieta , będąc przed paroma tygodniami w Warszawie raczyła mnie odwiedzić i mocno wypytywała się o Stacha .
„ A czy zdrów ? … a czy bardzo zmieniony i smutny ? <MASK> a czy już nigdy nie wydobędzie się ze swej rozpaczy ? … ”
Z jakiej rozpaczy ? … Gdyby nawet zerwał z panną Łęcką , to jeszcze , dzięki Bogu <MASK> nie brak kobiet i jeżeli Stach zechce , może się ożenić choćby z panią Stawską .
Złote , diamentowe kobiecisko , jak ona go kochała i kto wie , czy teraz nie kocha ? … Dalibóg , śmiałbym się , żeby Stach powrócił do niej . Taka <MASK> , taka szlachetna , tyle w niej poświęcenia … Jeżeli jest ład na świecie ( o czym niekiedy wątpię ) , to Wokulski powinien by się ożenić ze Stawską .
Ale musi się spieszyć , bo jeżeli się nie <MASK> , naprawdę zaczyna o niej myśleć Mraczewski .
— Panie ! — mówi nieraz do mnie załamując ręce . — Panie , co to za kobieta <MASK> co to za kobieta … Gdyby nie ten nieszczęsny jej mąż , już bym się jej oświadczył .
— A przyjęłaby cię <MASK> — pytam .
— Otóż nie <MASK> — westchnął .
Padł na krzesło , aż <MASK> , i mówił :
— Kiedy ją spotkałem pierwszy raz po jej wyjeździe z Warszawy <MASK> jakby we mnie piorun trzasł , tak mi się podobała …
— No , ona i <MASK> robiła na tobie wrażenie .
— Ale nie takie . Po przyjechaniu z Paryża do Częstochowy byłem rozmarzony , a ona taka blada , z takimi smutnymi oczyma , że zaraz pomyślałem : nuż mi się uda ? … i dalejże w umizgi . Tymczasem ona po pierwszych słowach odpycha mnie , a gdym upadł przed nią na kolana i przysiągłem , że ją kocham … <MASK> się ! … Ach , panie Ignacy , te łzy … Zupełnie straciłem głowę , zupełnie … Gdyby raz tego jej męża diabli wzięli albo gdybym miał pieniądze na rozwód … Panie Ignacy ! … po tygodniu życia z tą kobietą albo umarłbym , albo jeździłbym wózkiem … Tak , panie … Dziś dopiero czuję , jak ją kocham .
— A gdyby ona kochała się <MASK> innym ? — pytam .
— W kim ? … Może w Wokulskim ? … Cha ! cha ! … Kto w tym mruku może się kochać ? … Kobiecie potrzeba okazywać uczucie , namiętność , mówić jej o miłości , ściskać za ręce , a jeżeli można , to i … A czy ten <MASK> potrafiłby coś podobnego ? … Wystawał do panny Izabeli jak wyżeł do kaczki , bo mu się zdawało , że wejdzie w stosunki z arystokracją i że panna ma posag . Ale gdy poznał stan rzeczy , uciekł ze Skierniewic . O panie , z kobietami tak nie można …
Wyznaję , że nie podobają mi się zapały Mraczewskiego . Jak zacznie padać do nóg , skomleć , płakać , to w końcu zawróci <MASK> pani Stawskiej . A Wokulski może tego żałować , bo , na mój honor oficerski , była to jedyna kobieta dla niego .
Ale zaczekajmy , a tymczasem <MASK> … jedźmy ! …
Brr ! … Otóż i pojechałem … Kupiłem bilet do Krakowa , na Dworcu <MASK> siadłem do wagonu i kiedy już było po trzecim dzwonku , wyskoczyłem …
Nie mogę ani na chwilę rozstać się z Warszawą i <MASK> sklepem … Żyć bym bez nich nie potrafił …
Rzeczy odebrałem z kolei dopiero na drugi <MASK> , gdyż zajechały aż do Piotrkowa .
Jeżeli wszystkie moje plany spełnią się <MASK> taki sposób , to winszuję …
XVI . <MASK> w letargu
Leżąc albo siedząc w swoim pokoju Wokulski machinalnie przypominał sobie <MASK> w jaki sposób ze Skierniewic powrócił do Warszawy .
Około piątej rano kupił na dworcu bilet pierwszej klasy , nie był jednak pewny , czy takiego żądał , czy dano mu go bez żądania . Następnie wsiadł do przedziału drugiej klasy i zastał tam księdza , który przez cały czas podróży wyglądał oknem , <MASK> rudego Niemca , który zdjął kamasze i oparłszy nogi w brudnych skarpetkach na przeciwległej ławce , spał jak zarżnięty . Wreszcie naprzeciw siebie miał jakąś starą damę , którą tak bolały zęby , że nawet nie obrażała się na postępowanie swego sąsiada w skarpetkach .
Wokulski chciał porachować liczbę osób jadących w przedziale i z wielkim trudem zmiarkował , że bez niego jest ich trzy , a <MASK> nim cztery . Potem zaczął rozmyślać : dlaczego trzy osoby i jedna osoba stanowią razem cztery osoby — i zasnął .
W Warszawie opamiętał się dopiero w Alejach Jerozolimskich , już jadąc dorożką . Kto mu jednak wyniósł walizkę , jakim <MASK> on sam znalazł się w dorożce ? o tym nie wiedział i nawet nic go to nie obchodziło .
Do swego mieszkania dostał się ledwie po półgodzinnym dzwonieniu , choć była blisko ósma rano . Otworzył mu służący zaspany , rozebrany , przerażony jego nagłym powrotem . <MASK> zaś do sypialni Wokulski przekonał się , że wierny sługa spał na jego własnym łóżku . Nie robił mu jednak wymówek , lecz kazał podać samowar .
Służący , otrzeźwiony , ale i zakłopotany , szybko zmienił prześcieradła i poszewki , Wokulski <MASK> zobaczywszy świeżo posłane łóżko nie pił herbaty , ale rozebrał się i legł spać .
Spał do piątej po południu , a potem , umywszy się i ubrawszy jak do wyjścia , całkiem mimo woli usiadł na fotelu w salonie i drzemał do wieczora . <MASK> zaś na ulicach zapłonęły latarnie , kazał podać światło i przynieść befsztyk z restauracji . Zjadł go z apetytem , popił winem i około północy znowu poszedł spać .
Na drugi dzień odwiedził go Rzecki , ale jak długo siedział i o czym rozmawiali , nie pamięta . Tylko <MASK> nocy , kiedy obudził się na chwilę , zdawało mu się , że widzi Rzeckiego z twarzą bardzo zafrasowaną .
Potem zupełnie stracił rachubę czasu , nie spostrzegał różnic pomiędzy dniem i nocą , nie uważał , ażeby godziny mijały za prędko albo za wolno . W ogóle nie zajmował <MASK> czasem , który dla niego jakby nie istniał . Czuł tylko pustkę w sobie i naokoło siebie i nie był pewny , czy nie powiększyło się jego mieszkanie .
Raz przywidziało mu się , że leży na wysokim katafalku , i zaczął myśleć o śmierci . Zdawało mu się , że musi umrzeć koniecznie na paraliż serca ; ale ani przerażało go to , ani cieszyło . Niekiedy z ciągłego siedzenia na <MASK> cierpły mu nogi , a wówczas myślał , że idzie śmierć i z obojętną ciekawością uważał , jak szybko owo cierpnięcie posuwa się do serca ? Obserwacje te chwilowo robiły mu jakby cień przyjemności , ale i one rozpływały się w apatii .
Służącemu nakazał nie przyjmować nikogo ; pomimo <MASK> kilka razy odwiedził go doktór Szuman .
Na pierwszej wizycie wziął go za <MASK> i kazał pokazać język .
— Może angielski ? … — spytał Wokulski <MASK> lecz wnet opamiętał się i wyrwał rękę .
Szuman bystro popatrzył <MASK> w oczy .
— Nie jesteś zdrów — <MASK> — co ci dolega ?
— Nic . Czy <MASK> zajmujesz się praktyką ?
— Spodziewam się ! — zawołał Szuman — a pierwszą <MASK> zrobiłem na samym sobie : uleczyłem się z marzycielstwa .
— Bardzo pięknie — odparł Wokulski . — <MASK> wspominał mi coś o twoim wyleczeniu .
— Rzecki jest półgłówek … stary romantyk … To rasa już ginąca ! Kto chce żyć , musi trzeźwo patrzeć na świat … <MASK> no i po kolei zamykaj oczy . Kiedy ci powiem : lewe … prawe … prawe … Załóż nogę na nogę …
— Co ty robisz , mój <MASK> ? … — zapytał Wokulski .
— O ! … <MASK> masz nadzieję zbadać ?
— Będę <MASK> leczył .
— Nie , <MASK> neurastenii .
Wokulski uśmiechnął się i <MASK> po chwili :
— Czy możesz wyjąć człowiekowi jego mózg <MASK> włożyć na to miejsce inny ?
— No , to <MASK> spokój leczeniu .
— Mogę podsunąć <MASK> nowe pragnienia …
— Już je mam . Chciałbym zapaść się pod ziemię , choć tak głęboko jak … studnia w zasławskim zamku … I jeszcze chciałbym , ażeby <MASK> zasypały gruzy , mnie i mój majątek , i nawet ślad tego , że kiedykolwiek istniałem . Oto moje pragnienia , owoc wszystkich poprzednich .
— Romantyzm ! … — zawołał Szuman klepiąc go <MASK> ramieniu . — Ale i to przejdzie .
Wokulski już nic nie odpowiedział . Gniewał się za swoje ostatnie wyrazy i dziwił się : skąd nagle przyszła mu taka otwartość ? … Głupia <MASK> ! … Co komu do jego pragnień ? … Po co on to mówił ? … Po co jak bezwstydny żebrak odsłonił swoje rany ?
Po wyjściu doktora spostrzegł , że coś się w nim zmieniło ; oto na tle dotychczas bezwzględnej apatii pojawiło się jakieś uczucie . Był to bezimienny ból , z początku bardzo mały , który szybko powiększył się i stanął w <MASK> . W pierwszej chwili można go było porównać do delikatnego ukłucia szpilką , a później do jakiejś zawady w sercu , nie większej od laskowego orzecha . Już żałował apatii , kiedy przyszło mu na myśl zdanie Feuchterslebena :
„ Radowałem się w mojej boleści ; bo zdawało mi się , żem spostrzegł w sobie tę płodną <MASK> , która tworzyła i tworzy wszystko na tym świecie , gdzie bez przerwy walczą nieskończone siły . ”
„ Jednakże co to jest ? ” — spytał siebie czując , że <MASK> jego duszy miejsce apatii zajmuje głucha boleść . I wnet odparł :
„ Aha , jest to <MASK> się świadomości … ”
Powoli w jego umyśle , dotychczas jakby zasnutym mgłą , począł zarysowywać się obraz . Wokulski ciekawie wpatrywał się w niego i dostrzegł — sylwetkę kobiety w objęciach mężczyzny … Obraz ten miał z początku słaby blask fosforycznego światła , <MASK> stał się różowym … żółtawym . , zielonawym … błękitnym … wreszcie zupełnie czarnym jak aksamit . Potem zniknął na kilka chwil i znowu zaczął ukazywać się kolejno we wszystkich barwach , począwszy od fosforycznej , kończąc na czarnej .
Jednocześnie ból <MASK> się .
„ Cierpię , więc jestem ! … <MASK> — pomyślał śmiejąc się Wokulski .
Tak upłynęło kilka dni na wpatrywaniu się już to w ów obraz zmieniający barwę , już to w ból , który zmieniał natężenie . Czasami zupełnie ginął , pojawiał się drobny <MASK> atom , rósł , wypełniał serce , całą istotę , cały świat … I w chwili kiedy już przekroczył wszelką miarę , znowu niknął ustępując miejsca absolutnemu spokojowi i zdziwieniu .
Z wolna zaczęło się rodzić w duszy coś nowego : pragnienie pozbycia się i tych bólów , i tych <MASK> . Było to podobne do iskry zapalającej się na tle nocy . Jakaś słaba otucha błysnęła Wokulskiemu .
„ Czy tylko aby potrafię jeszcze myśleć <MASK> ” — rzekł do siebie .
Ażeby sprawdzić to , zaczął przypominać sobie tabliczkę mnożenia , potem mnożyć liczby dwucyfrowe przez jednocyfrowe i dwucyfrowe przez dwucyfrowe . Nie <MASK> sobie zapisywał rezultaty działań , a potem sprawdzał je … Mnożenia na papierze zgadzały się z pamięciowymi i Wokulski odetchnął .
„ Jeszcze nie straciłem rozumu ! <MASK> — pomyślał z radością .
Zaczął wyobrażać sobie rozkład własnego mieszkania , ulice Warszawy , Paryż … Otucha rosła ; spostrzegł bowiem , że nie tylko dokładnie pamięta , ale że jeszcze ćwiczenia te przynoszą mu pewien rodzaj <MASK> . Im więcej myślał o Paryżu , im żywiej przedstawiały mu się tamtejszy ruch , budowle , targi , muzea , tym mocniej zacierała się sylwetka kobiety spoczywającej w objęciach mężczyzny …
Już zaczął spacerować po mieszkaniu i oczy jego przypadkowo zatrzymały się na stosie ilustracyj . Były <MASK> kopie z galerii drezdeńskiej i monachijskiej , Don Quichot z rysunkami Dobrego , Hogart …
Przypomniał sobie , że skazani na gilotynę najznośniej przepędzają czas oglądając rysunki … I odtąd całe dnie schodziły mu na <MASK> rysunków . Skończywszy jedną książkę , brał się do drugiej , trzeciej … i znowu powracał do pierwszej .
Ból głuchnął ; widziadła ukazywały się <MASK> rzadziej , otucha rosła …
Najczęściej jednak przeglądał Don Quichota , <MASK> robił na nim potężne wrażenie .
Przypomniał sobie tę dziwną historię człowieka , przez kilkanaście lat żyjącego w sferze poezji — tak jak on , który rzucał się na wiatraki — jak on , był druzgotany <MASK> jak on , który zmarnował życie uganiając się za ideałem kobiety — jak on , i zamiast królewny znalazł brudną dziewkę od krów — znowu jak on ! …
„ A jednakże ten don Quichot był szczęśliwszy ode mnie ! — myślał . — <MASK> nad grobem zaczął budzić się ze swych złudzeń … A ja ? … ”
Im dłużej przypatrywał się rysunkom , im bardziej oswajał się z nimi , tym mniej pochłaniały jego uwagę . Spoza don Quichota , Sancho Pansy i mulników Dorégo , <MASK> Walki kogutów i Ulicy pijackiej Hogarta , coraz częściej pokazywało mu się wnętrze wagonu , drgająca szyba , a w niej niewyraźny obraz Starskiego i panny Izabeli …
Wtedy odrzucił ilustracje i zaczął czytać książki znane mu jeszcze z epoki dzieciństwa albo z piwnicy Hopfera . Z niewymownym wzruszeniem odświeżał w pamięci : Żywot św . Genowefy , Różę z Tannenburgu , Rinaldiniego , Robinsona Kruzoe , a nareszcie — Tysiąc i jedną nocy . Znowu zdawało <MASK> się , że już nie istnieje czas ani rzeczywistość i że jego raniona dusza uciekłszy z ziemi błądzi po jakichś czarodziejskich krainach , gdzie biją tylko szlachetne serca , gdzie podłość nie stroi się w maskę obłudy , gdzie rządzi wieczna sprawiedliwość kojąca bóle i nagradzająca krzywdy …
I tu uderzył go jeden dziwny szczegół . Kiedy z własnej literatury wyniósł złudzenia , <MASK> zakończyły się rozkładem jego duszy — ukojenie i spokój znajdował tylko w literaturach obcych .
„ Czy my naprawdę — myślał z trwogą — jesteśmy narodem marzycieli i czy już <MASK> nie zejdzie anioł , który by poruszył betsedejską sadzawkę obłożoną tylu chorymi ? … ”
Pewnego dnia przyniesiono mu <MASK> poczty gruby pakiet .
„ Z Paryża ? … — rzekł . — Tak <MASK> z Paryża . Ciekawym , co to ? … ”
Ale ciekawość jego nie była dość silną , <MASK> zachęcić go do otworzenia i przeczytania listu .
„ Taki gruby list ! … Komu , u <MASK> , chce się dziś tyle pisać ? ”
Rzucił pakiet na biurko i w dalszym ciągu <MASK> się do czytania Tysiąca i jednej nocy .
Co to za rozkosz dla zmęczonego umysłu te pałace z drogich kamieni , drzewa , których owocami były klejnoty ! … Te kabalistyczne słowa , przed którymi ustępowały mury , te cudowne lampy , dzięki <MASK> można było zwalczać nieprzyjaciół , przenosić się w mgnieniu oka o setki mil … A ci potężni czarodzieje ! … Co za szkoda , że taka władza dostawała się ludziom złośliwym i nikczemnym ! …
Odkładał książkę i śmiejąc się sam z siebie marzył , że on jest czarodziejem , <MASK> posiada dwie bagatelki : władzę nad siłami natury i zdolność stawania się niewidzialnym …
„ Myślę — rzekł — że po kilku latach mojej gospodarki świat <MASK> inaczej … Najwięksi hultaje zmieniliby się na Sokratesów i Platonów . ”
Wtem spojrzał na list paryski i <MASK> sobie Geista i jego słowa :
„ Ludzkość składa się z gadów i tygrysów , między którymi ledwie jeden na całą gromadę znajdzie się człowiek … Dzisiejsze niedole pochodzą stąd , że wielkie wynalazki dostawały się bez różnicy ludziom i potworom … Ja nie popełnię tego <MASK> i jeżeli ostatecznie znajdę metal lżejszy od powietrza , oddam go tylko prawdziwym ludziom . Niech oni choć raz zaopatrzą się w broń na swój wyłączny użytek , niechaj ich rasa mnoży się i rośnie w potęgę … ”
„ Niezawodnie byłoby lepiej — mruknął — gdyby tacy Ochoccy i <MASK> mieli siłę , a nie Starscy i Maruszewicze … ”
„ To jest cel ! … — myślał w dalszym ciągu . — Gdybym był młodszy <MASK> Chociaż … No i tutaj bywają ludzie , i tu jest niemało do zrobienia … ”
Zaczął znowu czytać historię z Tysiąca nocy , lecz spostrzegł , że i ona już nie absorbuje go . <MASK> ból zaczął nurtować serce , a przed oczyma coraz wyraźniej rysowała się sylwetka panny Izabeli i Starskiego .
Przypomniał sobie Geista w drewnianych sandałach , później jego dziwny dom otoczony murem … I nagle przywidziało mu się , że ten dom jest pierwszym stopniem olbrzymich schodów , na szczycie których stoi posąg niknący w obłokach . Przedstawiał on kobietę , której nie było widać głowy ani piersi , tylko spiżowe fałdy sukni . Zdawało mu się , że na stopniu , którego <MASK> jej nogi , czerni się napis : „ Niezmienna i czysta . ” Nie rozumiał , co to jest , ale czuł , że od stóp posągu napływa mu w serce jakaś wielkość pełna spokoju . I dziwił się , że on , który był zdolnym doświadczać podobnego uczucia , mógł kochać czy gniewać się na pannę Izabelę albo zazdrościć jej Starskiemu ! …
Wstyd uderzył mu na twarz , <MASK> nikogo nie było w pokoju .
Widzenie znikło , Wokulski ocknął się . Był znowu tylko człowiekiem zbolałym i słabym ; ale w <MASK> duszy huczał jakiś potężny głos niby echo kwietniowej burzy , grzmotami zapowiadającej wiosnę i zmartwychwstanie .
Pierwszego czerwca odwiedził go Szlangbaum . Wszedł zakłopotany <MASK> ale przypatrzywszy się Wokulskiemu nabrał otuchy .
— Nie odwiedzałem cię do tej pory — zaczął — bo wiem , żeś był niezdrów <MASK> nie chciałeś nikogo widywać . No , ale dzięki Bogu , już wszystko przeszło …
Kręcił się na krześle i spod oka rzucał spojrzenia na <MASK> ; może spodziewał się znaleźć w nim więcej nieładu .
— Masz jaki interes ? <MASK> zapytał go Wokulski .
— Nie tyle interes , ile propozycję … Właśnie kiedy dowiedziałem się , żeś chory , przyszło mi na myśl … Uważasz … tobie potrzeba dłuższego wypoczynku , <MASK> się od wszelkich zajęć , więc przyszło mi na myśl , czybyś nie zostawił u mnie tych stu dwudziestu tysięcy rubli … Miałbyś bez kłopotu dziesiąty procent .
— Aha ! … — wtrącił Wokulski . — Ja moim <MASK> bez kłopotu , nawet dla siebie , płaciłem piętnaście .
— Ale teraz cięższe czasy … Zresztą chętnie dam <MASK> procent , jeżeli mi zostawisz swoją firmę …
— Ani firmy , ani pieniędzy — odparł niecierpliwie Wokulski . — Firma bodajby nigdy nie istniała , a co do <MASK> … Tyle ich mam , że mi wystarczy procent , jaki dają papiery . Aaa … i tego za dużo .
— Więc chcesz odebrać swój kapitał na <MASK> Jan ? — spytał Szlangbaum .
— Mogę ci go zostawić do października , nawet bez procentu , pod <MASK> , że zatrzymasz przy sklepie tych ludzi , którzy zechcą zostać .
— Ciężki warunek <MASK> ale …
— Cóż myślisz robić ze spółką do handlu z cesarstwem ? — zapytał Szlangbaum <MASK> — Bo mówisz tak , jakbyś się i z niej chciał wycofać …
— Jest to <MASK> prawdopodobne .
Szlangbaum zarumienił się , chciał coś powiedzieć , ale dał spokój . Pogadali <MASK> o rzeczach obojętnych i Szlangbaum wyszedł żegnając się z nim bardzo serdecznie .
„ On , widzę , ma zamiar wszystko odziedziczyć po mnie — myślał Wokulski . <MASK> Ha ! niech dziedziczy … świat należy do tych , którzy go biorą . ”
Swoją drogą Szlangbaum rozmawiający z nim w tej <MASK> o swoich interesach wydał mu się zabawny .
„ Wszyscy w sklepie skarżą się na niego — myślał — mówią , że głowę <MASK> , że wyzyskuje … Co prawda , o mnie mówili to samo … ”
Spojrzenie jego znowu padło na biurko , gdzie od kilku dni leżał list <MASK> Paryża . Wziął go do rąk , ziewnął , ale nareszcie odpieczętował .
Była to korespondencja od baronowej , mającej dyplomatyczne stosunki , tudzież kilka urzędowych aktów . Przejrzał je i przekonał <MASK> , że są to dowody śmierci Ernesta Waltera , inaczej Ludwika Stawskiego , który zmarł w Algierze .
„ Gdybym przed trzema miesiącami dostał te papiery , kto wie , co by dziś było ? … Stawska — piękna , a nade wszystko jaka szlachetna … <MASK> szlachetna ! … Czy ja wiem , może ona naprawdę mnie kochała ? … Stawska mnie , a ja tamtą … Co za ironia losu ! … ”
Rzucił papiery na biurko i przypomniał sobie ten mały , czysty salonik , w <MASK> tyle wieczorów przepędził z panią Stawską , gdzie czuł się tak spokojny .
„ No — mówił — i odrzuciłem szczęście , które samo wpadło mi w ręce … Ale czy może być <MASK> to , czego nie pragniemy ? … I jeżeli ona choć przez jeden dzień tyle cierpiała co ja ? …
Okrutne jest to urządzenie świata , na którym dwoje ludzi <MASK> z tego samego powodu nie mogą sobie pomóc … ”
Dokumenta o śmierci Stawskiego leżały kilka dni , a Wokulski <MASK> nie zdecydował się , co z nimi zrobić ?
Z początku wcale o nich nie myślał , potem , gdy mu coraz <MASK> wpadały w oczy lub pod rękę , zaczął doświadczać wyrzutów sumienia .
„ Ostatecznie — mówił — sprowadziłem je dla pani Stawskiej , więc trzeba to oddać pani Stawskiej ; ale gdzie ona jest ? … Nie wiem … Zabawna byłaby historia , gdybym się z nią ożenił … Miałbym towarzystwo , Helunia miłe dziecko … miałbym cel <MASK> życiu . No , ale ona sama nie zrobiłaby interesu … Cóż bym jej wreszcie powiedział ? Jestem chory , potrzebuję dozorczyni i dlatego ofiaruję pani kilkanaście tysięcy rubli rocznie … Nawet pozwolę się pani kochać , chociaż sam … Mam już dosyć miłości … ”
Dzień schodził za dniem , a Wokulski nie wymyślił sposobu odesłania papierów pani Stawskiej . Trzeba by dowiedzieć się , gdzie mieszka , napisać list rekomendowany , oddać go na pocztę … W końcu przypomniał sobie <MASK> że najprostszą rzeczą będzie wezwać Rzeckiego ( z którym nie widział się od kilku tygodni ) i jemu oddać dokumenta . Lecz chcąc wezwać Rzeckiego , trzeba dzwonić na lokaja , posłać go do sklepu …
„ Aaa … dajcież mi <MASK> ! ” — mruknął .
Wziął się znowu do czytania , tym razem podróży . Zwiedził Stany Zjednoczone , Chiny , ale papiery pani Stawskiej nie <MASK> mu spokoju . Rozumiał , że coś trzeba zrobić z nimi , a czuł , że on nic nie zrobi .
Taki stan ducha jego <MASK> zaczął dziwić .
„ Myślę przecież prawidłowo — mówił — no , o ile nie przeszkadzają mi wspomnienia … Czuję prawidłowo … ach , nawet zanadto prawidłowo ! Tylko … nie chce mi się załatwić tego interesu i zresztą żadnego … Jest to więc <MASK> dzisiaj choroba woli … Pyszny wynalazek ! … Ależ ja , u diabła , nigdy nie stosowałem się do mody … W końcu , co mi tam moda czy nie moda ; jest mi z nią dobrze , zatem … ”
Właśnie kończył podróż do Chin , kiedy przyszło mu na myśl , że gdyby on miał wolę <MASK> to mógłby prędzej czy później zapomnieć i o pewnych wypadkach , i o pewnych osobach .
„ A tak mnie to dręczy … <MASK> dręczy ! … ” — szepnął .
Już zupełnie stracił <MASK> czasu .
Pewnego dnia gwałtem wszedł <MASK> niego Szuman .
— No , jakże tam ? — spytał . — Czytamy , widzę … powieści , dobrze … podróże , doskonale <MASK> Nie miałbyś ochoty wyjść na spacer ? Ładny dzień , a przez pięć tygodni chyba nacieszyłeś się swoim mieszkaniem …
— Ty z dziesięć lat cieszyłeś <MASK> swoim — odparł Wokulski .
— Racja ! Ale ja miałem zajęcie , badałem ludzkie włosy i myślałem o sławie . Nade wszystko zaś nie <MASK> na karku interesów cudzych i swoich . Przecież za kilka tygodni będzie sesja tej spółki do handlu z cesarstwem …
— Wycofuję się <MASK> niej …
— Proszę … Dobra myśl — mówił z ironią Szuman . — I jeszcze , ażeby cię lepiej ocenili , pozwól im wziąć na <MASK> Szlangbauma . On ich urządzi ! … tak jak mnie … Genialna rasa te Żydki , ale cóż to za łajdaki ! …
— No , <MASK> , no …
— Tylkoż ty ich nie broń przede mną — zawołał gniewnie Szuman — bo ja ich nie tylko znam , ale i odczuwam … Dałbym gardło , że już <MASK> tej chwili Szlangbaum kopie pod tobą doły w owej spółce i jestem pewny , że się tam wkręci , bo jakżeby polska szlachta mogła obejść się bez Żyda …
— Widzę , że <MASK> lubisz Szlangbauma ?
— Owszem , nawet podziwiam go i chciałbym naśladować , ale nie potrafię ! A właśnie teraz zaczyna się budzić we mnie instynkt przodków : skłonność do geszefciarstwa … O naturo ! jakżebym chciał mieć z milion rubli , ażeby zrobić drugi milion , trzeci … i stać <MASK> młodszym bratem Rotszylda . Tymczasem nawet Szlangbaum wyprowadza mnie w pole … Tak długo kręciłem się w waszym świecie , żem w końcu utracił najcenniejsze przymioty mojej rasy … Ale to wielka rasa : oni świat zdobędą , i nawet nie rozumem , tylko szachrajstwem i bezczelnością …
— Więc zerwij z <MASK> , ochrzcij się …
— Ani myślę . Naprzód , nie zerwę z nimi , choćbym się ochrzcił , a jestem znowu taki fenomenalny Żydziak , że nie <MASK> blagować . Po wtóre — jeżeli nie zerwałem z nimi , kiedy byli słabi , nie zerwę dziś , kiedy są potężni .
— Mnie się zdaje , że właśnie <MASK> są słabsi — wtrącił Wokulski .
— Czy dlatego , że <MASK> zaczynają nienawidzieć ? …
— No , nienawiść <MASK> silne słowo .
— Dajże spokój , nie jestem ślepy ani głupi … Wiem , co mówi się o Żydach w warsztatach , szynkach , sklepach , nawet w gazetach … I jestem pewny , że lada rok wybuchnie nowe prześladowanie , z którego moi bracia w Izraelu wyjdą jeszcze mędrsi , jeszcze silniejsi i jeszcze solidarniejsi … A jak oni wam kiedyś zapłacą ! … Szelmy spod ciemnej gwiazdy , ale <MASK> uznać ich geniusz i nie mogę wyprzeć się sympatii … Czuję , że dla mnie brudny Żydziak jest milszym od umytego panicza ; a kiedy po dwudziestu latach pierwszy raz zajrzałem do synagogi i usłyszałem śpiewy , na honor , łzy mi w oczach stanęły … Co tu gadać … Pięknym jest Izrael triumfujący i miło pomyśleć , że w tym triumfie uciśnionych jest cząstka mojej pracy ! …
— Szuman , zdaje mi <MASK> , że masz gorączkę …
— Wokulski , jestem pewny , że masz bielmo , <MASK> to nie na oczach , ale na mózgu …
— Jakże możesz wobec mnie <MASK> o takich rzeczach ? …
— Mówię , bo naprzód , nie chcę być gadem , który kąsa podstępnie , a po wtóre … ty , Stachu , już <MASK> będziesz z nami walczył … Jesteś złamany , i to złamany przez swoich … Sklep sprzedałeś , spółkę porzucasz … Kariera twoja skończona .
Wokulski spuścił głowę <MASK> piersi .
— Pomyśl zresztą — ciągnął Szuman — kto dziś jest przy tobie ? … Ja , Żyd , <MASK> pogardzany i tak skrzywdzony jak ty … I przez tych samych ludzi … przez wielkich panów …
— Robisz się sentymentalny <MASK> wtrącił Wokulski .