— To nie sentymentalizm ! … Bryzgali nam w oczy swoją wielkością , reklamowali swoje cnoty , kazali nam mieć ich ideały … A dziś , powiedz sam : co warte są te ideały i cnoty , gdzie ich wielkość , która musiała czerpać z twojej kieszeni ? … Rok tylko żyłeś z nimi , niby na równej stopie , i co z ciebie zrobili ? … Więc pomyśl co musieli zrobić z nami , których gnietli i kopali przez całe wieki ? … I dlatego radzę ci : połącz się z Żydami . Zdublujesz majątek i jak mówi Stary Testament , zobaczysz nieprzyjacioły twoje u podnóżka nóg twoich … Za firmę i dobre słowo oddamy ci Łęckich , Starskiego i nawet jeszcze kogo na przykładkę … Szlangbaum to nie dla ciebie wspólnik , to błazen . — A jak zagryziecie owych wielkich , to co ? … — Z konieczności połączymy się z waszym ludem , będziemy jego inteligencją , której dziś nie posiada … Nauczymy go naszej filozofii , naszej , naszej ekonomii i z pewnością lepiej wyjdzie na nas aniżeli na swoich dotychczasowych przewodnikach … Przewodnikach ! … — dodał ze śmiechem . — Mnie się zdaje — rzekł — że ty , chcesz wszystkich leczyć na marzycielstwo , sam jesteś marzycielem . — A toż znowu ? — zapytał Szuman . — Tak … Nie macie gruntu pod nogami , a chcecie innych brać za łeb … Myślcie wy lepiej o uczciwej równości z innymi , nie o zdobywaniu świata , i nie cudzych wad przed uleczeniem własnych , które mnożą wam nieprzyjaciół . Zresztą ty sam nie wiesz , czego się trzymać : raz gardzisz Żydami , drugi raz oceniasz ich zbyt wysoko … — Gardzę jednostkami , siłę gromady . — Wprost przeciwnie aniżeli ja , który gromadami , a niekiedy szanuję jednostki . — Rób , jak chcesz — rzekł biorąc za kapelusz . — Faktem jest jednak , że jeżeli ty wyjdziesz ze swojej spółki , to ona wpadnie w ręce i całej zgrai parszywych Żydziaków . Tymczasem gdybyś został , mógłbyś tam wprowadzić ludzi uczciwych i przyzwoitych , którzy mają niewiele wad , a wszystkie żydowskie stosunki . — Tak czy owak spółkę opanują Żydzi . — Ale bez twej pomocy zrobią to Żydzi , a z tobą zrobiliby uniwersyteccy . — Czy to nie wszystko jedno — odparł Wokulski wzruszając ramionami . — Nie wszystko . Nas z nimi łączy rasa i wspólne położenie , ale dzielą poglądy . My mamy naukę , oni Talmud , my rozum , oni spryt ; my jesteśmy trochę kosmopolici , oni partykularyści , którzy nie widzą dalej poza swoją synagogę i gminę . Gdy chodzi o wspólnych nieprzyjaciół są wybornymi sprzymierzeńcami , ale gdy o postęp judaizmu … wówczas są dla nas nieznośnym ciężarem ! Dlatego w interesie cywilizacji leży , ażeby kierunek spraw był w naszych rękach . Tamci mogą tylko zaplugawić świat chałatami i cebulą , ale nie posunąć go naprzód … Pomyśl o tym , Stachu ! … Uściskał Wokulskiego i wyszedł pogwizdując arię : „ , kiedy Pan w dobroci niepojęty … ” „ Tak tedy — myślał Wokulski — zanosi się na walkę między Żydami postępowymi i zacofanymi o naszą skórę , a ja mam w niej udział jako sprzymierzeniec tych albo tamtych … Piękna rola ! … Ach , jak mnie to nudzi i nuży … ” Zaczął marzyć i znowu zobaczył odrapany mur domu Geista i nieskończoną ilość schodów , na szczycie których siedział posąg bogini , z głową w chmurach i z zagadkowym napisem u stóp : „ Niezmienna i czysta … ” Przez chwilę , kiedy patrzył na fałdy jej sukni , śmiać mu się chciało i panny Izabeli , i z jej triumfującego wielbiciela , i z własnych cierpień . „ Czy to podobna ? … czy to podobna … — szepnął . — Ażebym ja … ” Ale posąg wnet zniknął , a ból powrócił i rozsiadł się jego sercu jak wielki pan , któremu nikt nie sprosta . W parę dni po wizycie Szumana się u Wokulskiego Rzecki . Był bardzo mizerny , podpierał się laską i tak zmęczył się wejściem na piętro , że zadyszany upadł na krzesło i z trudnością mówił . — Co tobie , Ignacy … — zawołał . — Et , nic ! … Trochę starość trochę … Ot , nic ! … — Ależ ty lecz się , drogi , wyjedź gdzie … — Powiem ci , że próbowałem wyjeżdżać … Już nawet byłem na kolei . Ale ogarnęła mnie taka tęsknota za Warszawą i za naszym sklepem — dodał ciszej — że … Iii … co tam ! … Przepraszam cię , żem tu przyszedł … — Ty mnie przepraszasz , kochany stary ? … myślałem , że gniewasz się na mnie . — Ja na ciebie ? … — odparł Rzecki wpatrując się w niego z przywiązaniem . — Ja ciebie ? … — Ale co tam ! … Przypędziły mnie tu interesa i ciężki kłopot … — Wyobraź sobie , Klejn aresztowany … Wokulski cofnął się krzesłem . — Klejn i ci dwaj … pamiętasz … Ten Maleski i Patkiewicz … — Oni mieszkali w domu baronowej Krzeszowskiej , no i trochę , co prawda , szykanowali tego … tego Maruszewicza … On groził , a jeszcze lepiej … W końcu poleciał na skargę do cyrkułu … Zeszła policja , zrobił się jakiś skandal i wszystkich trzech wzięto do kozy . — Dzieciaki … dzieciaki ! — szepnął Wokulski . — Ja to samo mówiłem — ciągnął Rzecki . — Naturalnie , nic im się nie stanie , ale zawsze niemiła historia . Ten osioł Maruszewicz sam przestraszony … Wpadł do mnie , przysięgał , że on temu nie winien … Nie mogłem już wytrzymać i odpowiedziałem mu : „ Żeś pan nie winien , jestem pewny ; ale i pewne , że w naszych czasach Pan Bóg opiekuje się hultajami … Bo naprawdę , to pan powinieneś siedzieć dziś pod kluczem za fałszowanie podpisów , ale nie te lekkoduchy … ” Aż rozpłakał się . Przysiągł , że odtąd wejdzie na dobrą drogę i że jeżeli dotychczas nie wszedł na nią , to tylko z twojej winy . „ Byłem pełen najszlachetniejszych zamiarów — mówił — ale pan Wokulski , zamiast podać rękę , zamiast utwierdzić w zacnych intencjach , zbył mnie lekceważeniem … ” — Poczciwa dusza ! — rozśmiał Wokulski . — Cóż więcej ? — W mieście gadają — mówił — że opuszczasz spółkę … — I że ją Żydom . — No , przecież moi wspólnicy nie są starą garderobą , ażebym mógł ich odstępować — wybuchnął Wokulski — Mają pieniądze , mają głowy na karkach … Niech znajdą ludzi i niech sobie radzą . — Kogo oni tam znajdą , a choćby znaleźli , komu zaufają , jeżeli nie Żydom ! … A Żydzi na serio myślą o tym . Nie ma dnia , ażeby nie odwiedził mnie Szuman albo Szlangbaum , a każdy namawia , ażebym ja po tobie prowadził spółkę … — Właściwie ty dziś prowadzisz . — Twoimi pomysłami i pieniędzmi ! — odparł . — Ale mniejsza … Z tego widzę , że Szuman należy do jednej partii , a Szlangbaum drugiej i że potrzebują sztromanów … Przede mną jeden na drugiego wiesza psy , ale wczoraj słyszałem , że obie partie już mają się porozumieć . — Mądrzy ! szepnął Wokulski . — Ale ja do nich straciłem serce — odparł Rzecki . — Jestem przecie stary kupiec mówię ci , że u nich wszystko stoi na bladze , szacherce i tandecie . — Nie bardzo im wymyślaj — wtrącił Wokulski boć to przecie my ich wyhodowaliśmy … — Nie my ! … — zawołał gniewnie Rzecki — oni wszędzie tacy … Gdziekolwiek ich spotkałem : w Peszcie , Konstantynopolu , w Paryżu i w Londynie , widziałem jedną zasadę : dawać jak najmniej , a brać jak najwięcej , tak we względzie materialnym , jak i w moralnym … Blichtr … zawsze blichtr ! … Wokulski zaczął chodzić pokoju . — Szuman miał rację — rzekł — że do nich niechęć , kiedy nawet ty … — Ja nie jestem niechętny … ja już schodzę z pola … Ale spojrzyj tylko , co się tu dzieje ? … Gdzie oni nie włażą , gdzie nie otwierają sklepów , do czego nie wyciągają rąk ? … A każdy , byle zajął jakie stanowisko , prowadzi za cały legion swoich , bynajmniej nie lepszych od nas , nawet gorszych . Zobaczysz , co zrobią z naszym sklepem : jacy to tam będą subiekci , jakie towary … I ledwie zagarnęli sklep , już wkręcają się między arystokrację , już biorą się do twojej spółki … — Nasza wina … Nasza wina ! … — powtarzał Wokulski . — możemy odmawiać ludziom prawa do zdobywania stanowisk , ale możemy bronić własnych . — Ty sam stanowisko . — Nie przez nich ; ze mną uczciwie wychodzili . — Boś był im potrzebny . Z i twoich stosunków zrobili szczebel … — No , co tam — przerwał Wokulski — obaj nie przekonamy się Ale , ale … Mam tu urzędowe papiery o śmierci Ludwika Stawskiego . Rzecki zerwał się fotelu . — Męża pani Heleny ? … Gdzie ? … — mówił . — Ależ to ocalenie dla nas wszystkich ! … Wokulski podał dokumenta , które schwycił drżącymi rękoma . — Wieczny odpoczynek i … chwała Bogu ! … — prawił czytając . — No , kochany Stachu , dziś nie ma już żadnej przeszkody … Żeń się z nią … Ach , gdybyś wiedział , jak ona cię kocha … Zaraz doniosę o tym biedaczce , a ty sam zawieź i … oświadcz się z miejsca … Już widzę , że spółka będzie uratowana , a może i sklep … Paruset ludzi , których uchronisz od nędzy , pobłogosławi was … Co to za kobieta ! … Przy niej dopiero znajdziesz spokój i szczęście … Wokulski stanął przed nim pokiwał głową . — A ona ze mną szczęście ? — spytał . — Szalenie cię kocha … nawet nie domyślasz się … — A wie ona : co kocha ? … Czy ty nie widzisz , że ja już jestem tylko ruiną , najgorszą , bo moralną … Zatruć komu szczęście potrafię ale dać ! … I jeżeli mógłbym dać coś światu , to chyba pieniądze i pracę , ale … nie dla dzisiejszych ludzi i jak najdalej od nich . — Eh , przestań ! … — zawołał Rzecki . Ożeń się z nią , a zaraz inaczej spojrzysz … Wokulski śmiał smutno . — Tak … ożenić się ! … Spętać dobrą i niewinną istotę , wyzyskiwać najszlachetniejsze uczucia , a myślą gdzie indziej … I może jeszcze za rok lub dwa wymawiać , że dla niej porzuciłem wielkie zamiary … — Polityka ? … szepnął tajemniczo Rzecki . — Co tam polityka ! … już miałem czas i okazję się do niej … Jest coś ważniejszego od polityki … — Może wynalazek tego Geista … — pytał Rzecki . — A ty wiesz ? — Ach prawda ! … Zapomniałem , że Szuman wiedzieć o wszystkim . To także talent … — I bardzo pomocny . Swoją drogą , radzę : pomyśl o pani Stawskiej , bo … — Ty mi ją odbijesz ? … — uśmiechnął się Wokulski . — , odbij ! … Gwarantuję wam , że nie zaznacie biedy . — Tfy ! dajże spokój ! … Ziemia by się zapadła , gdyby taki stary grat jak ja myślał o podobnej kobiecie . Ale jest tu niebezpieczniejszy … Mraczewski … Szaleje za nią , mówię ci , i już pojechał do niej trzeci czy czwarty raz … Serce kobiety nie kamień … — O ! … Mraczewski ? … nie bawi się w socjalizm ? — Ale skąd ! on mówi , że byle człowiek odłożył pierwszy tysiąc rubli , jeszcze poznał taką piękną kobietę jak Stawska , zaraz polityka wywietrzeje mu z głowy . — Biedny Klejn był innego — rzekł Wokulski . — Co tam Klejn , narwaniec ! … Dobry chłopak , ale żaden subiekt … Mraczewski , oto była perła ! … Piękny , paplał po francusku a jak on spoglądał na klientki , jak podkręcał wąsy ! … Ten zrobi interes na świecie i zdmuchnie ci panią Stawską … Zobaczysz ! … Zabrał się do wyjścia , jeszcze stanął i rzekł : — Żeń się z nią , Stachu , żeń … Uszczęśliwisz kobietę , uratujesz spółkę , a może i sklep ocalisz . Co tam wynalazki ! … Rozumiałbym cele polityczne w tych czasach , kiedy mogą zajść najdonioślejsze wypadki . Ale te machiny latające … Chociaż może i one przydałyby się ? — dodał po . — Ha ! zresztą rób , jak chcesz , ale prędko decyduj się co do Stawskiej , bo czuję , że Mraczewski nie zaśpi gruszek w popiele . To frant ! Machiny latające … Phy ! czy ja wiem ? … Może i to … może i to na coś się przyda . „ Paryż czy Warszawa ? … — myślał . — Tam wielki cel , ale niepewny tu paruset ludzi … Na których nie mogę patrzeć … ” — dodał po chwili . Zbliżył się do okna i jakiś czas wyglądał na ulicę , po prostu ażeby się przemóc . Ale wszystko drażniło go : ruch powozów , bieganina , ich zafrasowane lub uśmiechnięte twarze . Najbardziej zaś rozstrajał go widok kobiet . Zdawało mu się , że każda jest uosobieniem głupoty i fałszu . „ Każda znajdzie swego Starskiego , prędzej lub później myślał . — Każda go szuka . ” Wkrótce znowu odwiedził Szuman . — Mój drogi — zawołał od progu śmiejąc się — choćbyś mnie wyrzucić za drzwi , będę cię prześladował wizytami … — Ale owszem , przychodź najczęściej — odparł Wokulski . — Więc zgadzasz się ? … Wybornie ! … To połowa kuracji … Co znaczy jednakże silny mózg ! … Po niecałych siedmiu tygodniach ciężkiej mizantropii już zaczynasz tolerować człowieczy , i to jeszcze w mojej osobie … Cha ! cha ! cha ! … Cóż by było , gdyby wpuścić do twej klatki jakąś szykowną kobietkę … — No , no … wiem , że jeszcze za wcześnie … Choć już pora , ażebyś zaczął ukazywać się między ludźmi . To uleczyłoby cię do reszty . Bo weź za przykład mnie — prawił Szuman . — Dopóki siedziałem w czterech ścianach , nudziłem się jak diabeł w dzwonnicy ; a ledwiem pokazał się w świecie , już mam tysiące rozrywek . Szlangbaum chce mnie okpić i z jednego zdziwienia wpada w drugie , dzień po dniu przekonywając się , że choć mam tak naiwną minę , przecież z góry przewidziałem wszystkie jego cugi . To nawet zjednało mi u niego szacunek … — Dosyć skromna zabawa wtrącił Wokulski . — Zaczekaj ! Drugą uciechę sprawiają mi moi współwyznawcy ze sfer finansowych , ponieważ zdaje im się , że ja mam nadzwyczajny spryt do interesów i że pomimo to będą mną mogli kierować , im się podoba … Wyobrażam sobie ich bolesne rozczarowanie , kiedy przekonają się , że ani jestem dość sprytnym do interesów , ani dość głupim , ażeby stać się pionkiem w ich rękach … — A tak namawiałeś mnie do w spółkę z nimi ? … — To co innego . Ja i dziś jeszcze cię namawiam . Na ostrożnej spółce z rozumnymi Żydami nikt nigdy nie stracił , przynajmniej finansowo . Ale co być wspólnikiem , a co innego pionkiem , jakim mnie chcą zrobić … Ach , te Żydziaki ! … zawsze szelmy , w chałatach czy we frakach … — Co ci jednak nie przeszkadza uwielbiać ich a nawet łączyć się ze Szlangbaumem ? … — To znowu co innego — odparł Szuman . — Żydzi , moim zdaniem , są najgenialniejszą rasą w świecie , a przy tym moją rasą , więc ich podziwiam i w gromadzie kocham . A co do porozumienia ze Szlangbaumem … Bój się Boga , Stachu ! czyby to była rzecz rozsądna naszej strony , gdybyśmy się żarli między sobą wówczas , kiedy idzie o uratowanie tak świetnego interesu jak spółka do handlu z cesarstwem ? … Ty ją rzucasz , więc albo runie , albo złapią ją Niemcy i w każdym razie kraj straci . A tak i kraj zyska , i my … — Coraz mniej rozumiem cię — wtrącił Wokulski . — Żydzi są wielcy i Żydzi są szelmy … Szlangbauma trzeba wyrzucić ze i trzeba go znowu przyjąć … Raz Żydzi na tym zyskują , to znowu kraj zyska … Kompletny chaos ! … — Masz , Stachu , mózg przewrócony … To żaden chaos , to najjaśniejsza prawda … W tym kraju tylko Żydzi tworzą ruch przemysłowy i handlowy , a więc każde ich ekonomiczne zwycięstwo jest czystym zyskiem dla kraju … Nie mam racji ? … — Muszę się nad tym zastanowić — odparł Wokulski . No , a jaką jeszcze masz uciechę ? … — Największą . Wyobraź sobie , że na pierwszą wieść o moich przyszłych sukcesach finansowych chcą mnie żenić ! … Mnie , z moją żydowską mordą i łysiną ! … — Kto ? … kim ? … — Naturalnie że nasi znajomi , z kim ? … Z kim zechcą . z chrześcijanką , i to z pięknej familii , bylem się ochrzcił … — Wiesz co , że gotówem to zrobić przez ciekawość . Po prostu dla dowiedzenia się w jaki sposób przekona mnie o swej miłości chrześcijanka piękna , młoda , dobrze wychowana , a nade wszystko z porządnej familii ? … Tu już miałbym miliony zabaw . Bawiłbym się widząc jej konkury o moją rękę i serce . się słysząc , jak mówi o swej wielkiej ofierze dla dobra rodziny , a może nawet ojczyzny . Bawiłbym się w końcu śledząc , w jaki sposób powetowałaby sobie swoją ofiarę : czy oszukiwałaby mnie starą metodą , to jest potajemnie , czy nową , to jest jawnie , i może nawet żądając mego przyzwolenia ? … Wokulski schwycił się głowę . — Okropność … szepnął . Szuman patrzył na spod oka . — Stary romantyku ! … stary romantyku ! … — mówił . — Chwytasz się za głowę , bo w twojej chorej wyobraźni ciągle jeszcze pokutuje chimera idealnej miłości , kobiety z anielską duszą … Takich jest ledwie jedna na dziesięć , więc masz dziewięć przeciw jednemu , że na taką nie trafisz . A chcesz poznać normę ? … więc rozejrzyj się w stosunkach ludzkich . Albo mężczyzna jak kogut uwija się między kurami , albo kobieta , jak wilczyca w lutym , wabi za sobą całą zgraję ogłupiałych wilków czy psów … I powiadam ci , że nie ma nic bardziej upadlającego jak ściganie się w takiej gromadzie , jak zależność od wilczycy … W tym stosunku traci się majątek , zdrowie , serce , energię , a w końcu i rozum … Hańba temu , kto nie potrafi wydobyć się z podobnego błota ! Wokulski siedział milczący , z szeroko otwartymi . Wreszcie rzekł cichym głosem : Doktór pochwycił go za rękę i targając nią , zawołał : — Mam rację ? … ty to powiedziałeś ? … A więc — jesteś ocalony ! … Tak , jeszcze będą z ciebie ludzie … Pluń na wszystko , co minęło : na własną boleść i na cudzą nikczemność … Wybierz sobie jaki cel , jakikolwiek , i zacznij nowe życie . Rób dalej majątek czy cudowne wynalazki , żeń się ze Stawską czy zawiąż drugą spółkę , czegoś pragnął i coś robił . Rozumiesz ? I nigdy nie pozwól nakrywać się spódnicą … rozumiesz ? Ludzie twojej energii rozkazują , nie słuchają , prowadzą , nie zaś są prowadzeni … Kto mając do wyboru ciebie i Starskiego wybrał Starskiego , ten dowiódł , że niewart nawet Starskiego … Oto moja recepta , pojmujesz ? … A teraz bądź zdrów i zostań z własnymi myślami . Wokulski nie go . — Gniewasz się ? — rzekł Szuman . — Nie dziwię się , wypaliłem ci raka ; a to , co jeszcze zostało , samo zginie . Bywaj zdrów . Po odejściu doktora Wokulski otworzył okno i rozpiął koszulę . Było mu duszno , gorąco i zdawało mu się , że go krew zaleje Przypomniał sobie Zasławek i oszukiwanego barona , przy którym on sam odgrywał wówczas prawie taką rolę , jak dzisiaj przy nim Szuman … Zaczął marzyć i obok wizerunku panny Izabeli w objęciach Starskiego ukazała mu się teraz gromada zziajanych uganiających się po śniegu za wilczycą … A on był jednym z nich ! … Znowu ogarnął go ból , a zarazem i obrzydzenie do samego siebie . „ Jakim ja nikczemny i głupi ! … — zawołał uderzając się w czoło . — Żeby tyle widzieć , tyle słyszeć jednakże dojść do podobnego upodlenia … Ja … ja … ścigałem się ze Starskim i Bóg wie z kim jeszcze . ” Tym razem śmiało wywołał z pamięci obraz panny Izabeli ; śmiało przypatrywał się jej posągowym rysom , popielatym włosom , oczom mieniącym się wszystkimi barwami , od do czarnej . I zdawało mu się , że na jej twarzy , szyi , ramionach i piersiach widzi jak piętna , ślady pocałunków Starskiego … „ Miał rację Szuman — pomyślał jestem naprawdę uleczony … ” Powoli jednak gniew ostygł w nim , a miejsce znowu zajął żal i smutek . Przez kilka następnych dni Wokulski już nic nie czytał Prowadził ożywioną korespondencję z Suzinem i dużo rozmyślał . Myślał , że w obecnym położeniu , prawie od dwu miesięcy zamknięty w swoim gabinecie , już przestał być człowiekiem i zaczyna robić się podobnym do ostrygi , która , siedząc na jednym miejscu , bez wyboru przyjmuje od świata to , co jej rzuci przypadek . A jemu co przypadek ? Najpierw podsunął książki , z których jedne oświeciły go , że jest don Quichotem , a inne w nim pociąg do cudownego świata , w którym ludzie posiadają władzę nad wszelkimi siłami natury . Więc chciał już nie być don Quichotem zapragnął posiadać władzę nad siłami natury . Potem kolejno wpadali do niego Szlangbaum i Szuman , od których dowiedział się , że dwie partie żydowskie walczą między sobą o odziedziczenie po nim kierunku spółką … W całym kraju nie było nikogo , kto by mógł rozwijać jego pomysły ; nikogo , prócz Żydów , którzy występowali z całą kastową arogancją , przebiegłością , bezwzględnością i jeszcze kazali mu wierzyć , że jego upadek , a ich triumf — będzie korzystnym dla kraju … Wobec tego poczuł taki wstręt do handlu , spółek i wszystkich zysków , że dziwił się samemu : jakim sposobem on mógł , prawie przez dwa lata , mieszać się do podobnych rzeczy ? „ Zdobywałem majątek dla niej ! … — pomyślał . — Handel … ja i handel ! … I to ja zgromadziłem przeszło pół miliona rubli w ciągu dwu lat , ja zmieszałem się z ekonomicznymi szulerami , stawiałem na kartę pracę i życie , no … i wygrałem … Ja — idealista , — uczony , ja , który przecie rozumiem , że pół miliona rubli człowiek nie mógłby wypracować przez całe życie , nawet przez trzy życia … A jedyną pociechą , jaką jeszcze wyniosłem z tej szulerki , jest pewność , żem nie kradł i nie oszukiwał … Widocznie Bóg opiekuje się głupcami … ” Potem znowu wypadek przyniósł mu wiadomość o śmierci Stawskiego w liście z Paryża i tej chwili kolejno budziły się w nim wspomnienia pani Stawskiej i Geista . „ Mówiąc prawdę — myślał — powinien bym ten wyszulerowany majątek zwrócić ogółowi . Biedy i ciemnoty u nas pełno , a ci ludzie biedni i ciemni są jednocześnie najczcigodniejszym materiałem … Jedyny zaś na sposób byłby ożenić się ze Stawską . Ona z pewnością nie tylko nie paraliżowałaby moich zamiarów , ale byłaby najwierniejszą pomocnicą . Ona przecież zna pracę i biedę , i jest taka szlachetna ! … Tak rozumował , ale czuł co innego : pogardę dla ludzi , których chciał uszczęśliwić . Czuł , że pesymizm Szumana nie tylko poderwał w nim namiętność dla panny Izabeli , ale jeszcze zatruł jego samego . Trudno mu było opędzić się przed słów , że rodzaj ludzki albo składa się z kur kokietujących koguta , albo z wilków uganiających się za wilczycą . I że gdziekolwiek zwróci się , ma dziewięć razy więcej szans , że trafi na zwierzę aniżeli na człowieka ! … „ Niech go diabli wezmą z kuracją ” — szepnął . Teraz począł zastanawiać nad Szumanem . Trzej ludzie upatrywali w człowieczym gatunku cechy mocno zwierzęce : on sam , Geist i Szuman . Ale on sądził , że zwierzęta w ludzkiej postaci są wyjątkami , ogół zaś składa się z dobrych jednostek . Geist twierdził , przeciwnie , że ludzki jest bydlęcym , a jednostki dobre są wyjątkami ; ale Geist wierzył , że z czasem rozmnożą się ci dobrzy ludzie , że opanują całą ziemię — i od kilkudziesięciu lat pracował nad wynalazkiem , który by umożliwił ten triumf . Szuman także twierdził , że ogromna większość ludzi są zwierzętami , lecz ani wierzył w lepszą przyszłość , ani w nikim nie budził tej . Dla niego ludzki rodzaj był już skazany na wiekuiste bydlęctwo , wśród którego odróżniali się tylko Żydzi , jak szczupaki między karasiami . „ Piękna filozofia ! — myślał Wokulski . Czuł jednak , że w jego zranionej duszy , jak w świeżo zaoranym polu , pesymizm Szumana bystro się pleni . Czuł , że gaśnie w nim nie tylko miłość , ale nawet żal do panny Izabeli . Bo cały świat składa się z bydląt , to nie ma dobrej racji ani szaleć za jednym z nich , ani gniewać się za to , że jest zwierzęciem , nie lepszym i zapewne nie gorszym od innych . „ Piekielna jego kuracja ! — powtarzał . — Ale kto wie , czy nie słuszna ? … Ja fatalnie zbankrutowałem na moich poglądach ; kto mi zaręczy , że i Geist nie myli się w swoich albo że nie ma racji Szuman ? … Rzecki bydlę , Stawska bydlę , Geist bydlę , ja sam bydlę … Ideały — to malowane , w których jest malowana trawa , niezdolna nikogo nasycić ! … Więc co się poświęcać dla jednych albo uganiać za drugimi ? … Po prostu trzeba się wyleczyć , a potem na odmianę jadać polędwicę albo ładne kobiety i popijać to dobrym winem … Czasami coś przeczytać , czasami gdzie wyjechać , wysłuchać koncertu i tak doczekać starości ! ” Na tydzień przed sesją , która miała zdecydować o losach spółki , wizyty u Wokulskiego stały się coraz częstszymi . Przychodzili kupcy , arystokracja , adwokaci zaklinając go , ażeby nie opuszczał stanowiska i nie narażał instytucji która przecież jest jego dziełem . Wokulski przyjmował interesantów z tak lodowatą obojętnością , że nawet nie mieli ochoty wypowiedzieć mu swoich argumentów ; mówił , że jest znużony i chory i że musi się wycofać . Interesanci odchodzili bez nadziei ; każdy jednak przyznawał , że Wokulski musi być ciężko chory Wychudł , odpowiadał krótko i cierpko , a w oczach paliła mu się gorączka . — Zabił się chciwością — mówili kupcy . Na parę dni przed ostatecznym terminem Wokulski wezwał swego adwokata i prosił go o zawiadomienie wspólników , że stosownie zawartej z nimi umowy , wycofuje kapitał i usuwa się ze spółki . Inni mogą zrobić to samo . — A pieniądze ? spytał adwokat . — Dla nich już są gotowe w banku ja zaś mam rachunki z Suzinem . Adwokat pożegnał go strapiony . Tegoż przyjechał do Wokulskiego książę . — Słyszę nieprawdopodobne rzeczy ! — zaczął książę ściskając go za rękę . — pański zachowuje się tak , jakby pan naprawdę miał zamiar nas opuścić … — Czy książę myślał że żartuję ? … — No , nie … Ja myślę , że spostrzegł jakieś niedogodności w naszej umowie i … — I targuję się , ażeby zmusić was do podpisania innej , która zmniejszy wasze procenta , a moje dochody … — pochwycił Wokulski . — Nie , książę , usuwam się zupełnie na serio . — Więc robi pan swoim wspólnikom … — Jaki ? Panowie sami zawiązaliście ze mną spółkę tylko na rok i sami żądaliście takiego prowadzenia interesów , ażeby w ciągu miesiąca po rozwiązaniu umowy każdy wspólnik mógł wycofać wkład . To było wasze wyraźne żądanie . Ja zaś przekroczyłem je o tyle , że zwrócę pieniądze nie w miesiąc dopiero , ale w godzinę po rozwiązaniu spółki . Książę upadł fotel . — Spółka zostanie — rzekł cicho — ale miejsce pana wejdą do niej starozakonni . — To już wyboru panów . — Żydowszczyzna w naszej spółce ! … — westchnął książę . — Oni nawet posiedzeniach gotowi rozmawiać po żydowsku … Nieszczęsny kraj ! Nieszczęsny język ! … — Nie ma obawy — wtrącił Wokulski — Większość naszych wspólników ma zwyczaj rozmawiać na sesjach po i językowi nic się nie stało , więc chyba nie zaszkodzi mu kilka frazesów w żargonie . — Ależ starozakonni , panie … obca rasa … jeszcze zaczęła się przeciw nim jakaś niechęć … — Niechęć tłumu niczego nie dowodzi . Lecz któż zresztą broni panom zebrać odpowiednie kapitały , to zrobili Żydzi , i powierzyć je nie Szlangbaumowi , ale któremu z chrześcijańskich kupców ? — Nie znamy takiego , można by zaufać . — A Szlangbauma ? … — Przy tym u nas nie ma ludzi dość zdolnych — książę . — To są subiekci , nie finansiści … — A ja czym byłem ? … Także subiektem , i restauracyjnym chłopcem ; mimo to spółka przyniosła zapowiedziany dochód . — Pan wyjątkiem … — Któż panom zaręczy , że nie znaleźlibyście więcej wyjątków w piwnicach i za kontuarami . Poszukajcie . — Starozakonni sami nas przychodzą … — Otóż to ! … — zawołał Wokulski . — Żydzi przychodzą albo wy do nich , ale chrześcijański parweniusz do was nawet przyjść nie może , bo tyle napotyka zawad po drodze … Wiem coś o tym . Wasze drzwi szczelnie są zamknięte przed kupcem i przemysłowcem , że albo trzeba je zbombardować setkami tysięcy rubli , ażeby się otworzyły , albo wciskać się jak pluskwa … uchylcie trochę tych drzwi , a może będziecie mogli obchodzić się bez Żydów . Książę zasłonił oczy . — O , panie Wokulski , to … bardzo słuszne , co pan mówi , ale i bardzo gorzkie … okrutne … Mniejsza jednak … Rozumiem , pański żal do nas , ależ … są jakieś obowiązki względem ogółu … — No , ja nie uważam tego za pełnienie obowiązków , że od mego kapitału miałem procent rocznie . I nie sądzę , ażebym był gorszym obywatelem poprzestając na pięciu … — Ależ my wydajemy te pieniądze — odparł już książę . — Ludzie żyją około nas … — I ja będę wydawał . Pojadę na lato do Ostendy na jesień do Paryża , na zimę do Nizzy … — Przepraszam ! … Nie tylko za granicą z nas ludzie … Iluż tutejszych rzemieślników … — Czeka na swoje należności po roku i dłużej — pochwycił Wokulski . — My obaj mości książę , znamy takich protektorów krajowego przemysłu , mieliśmy ich nawet w naszej spółce … Książę zerwał się fotelu . — Aaa ! … to się nie godzi , panie Wokulski — mówił zadyszany . — Prawda , są wśród nas wady , są grzechy , ale żadnego z nich nie popełniliśmy względem pana … Miałeś naszą życzliwość … szacunek … — Szacunek ! … — zawołał śmiejąc się Wokulski . — Czy książę sądzi , że nie rozumiałem , na czym on polegał i jakie zapewniał mi stanowisko między wami ? … Pan Szastalski , pan Niwiński , nawet … pan Starski , który nigdy nic nie robił i nie wiadomo , skąd brał pieniądze , o dziesięć pięter stali wyżej ode mnie w waszym szacunku . Co mówię … Lada przybłęda bez trudu dostawał się do waszych salonów , które ja musiałem dopiero zdobywać , choćby … piętnastym procentem od powierzonych mi kapitałów ! … To oni , to ci ludzie , nie ja , posiadali wasz szacunek , ba ! mieli nierównie rozleglejsze przywileje … Choć każdy z tych wyżej oszacowanych mniej jest wart aniżeli mój szwajcar sklepowy , bo on coś robi i przynajmniej nie gnoi ogółu … — Panie Wokulski , krzywdzisz nas . Rozumiem , o czym pan mówisz , i mój honor , wstydzę się … Ależ my nie odpowiadamy za występki jednostek … — Owszem , wy wszyscy odpowiadacie , bo owe jednostki wyrosły pośród was , a to , co nazywasz występkiem , jest tylko owocem waszych poglądów , waszej pogardy dla wszelkiej pracy i wszelkich obowiązków . — Żal mówi przez pana … — odparł książę zabierając się do wyjścia . — Żal , ale może niewłaściwie skierowany … Żegnam pana . Więc zostawiasz nas na pastwę starozakonnym ? — Mam nadzieję , że porozumiecie się z nimi niż z nami — rzekł Wokulski z ironią . Książę miał łzy oczach . — Myślałem — mówił wzruszony — że będziesz pan złotym mostem między a tymi , którzy … coraz więcej odsuwają się od nas … — Chciałem być mostem , ale podpiłowano go i się … — odpowiedział Wokulski kłaniając się . — Wracajmy więc do Świętej Trójcy ! … — To jeszcze nie okopy … dopiero spółka z Żydami . — Pan tak mówisz ? … — zapytał książę blednąc . — A ja … nie należę do tej spółki … Nieszczęsny kraj ! … Kiwnął głową wyszedł . Nareszcie odbyła się sesja rozstrzygająca losy do handlu z cesarstwem . Przede wszystkim zarząd , utworzony przez Wokulskiego , złożył sprawozdanie za rok ubiegły . Okazało się , że obroty przewyższały kilkanaście razy kapitał , który nie piętnaście , ale osiemnaście procent zysku . Wspólnicy słuchając tego byli wzruszeni i na wniosek księcia podziękowali zarządowi i nieobecnemu Wokulskiemu przez powstanie . Potem podniósł się adwokat Wokulskiego i oświadczył , że jego klient z powodu choroby wycofuje się nie tylko od zarządu , nawet od udziału w spółce . Wszyscy od dawna byli przygotowani na tę wiadomość , niemniej zrobiła wrażenie bardzo przygnębiające . Korzystając z przerwy książę poprosił o głos i zawiadomił obecnych , że skutkiem usunięcia się Wokulskiego i on występuje spółki . Co powiedziawszy zaraz opuścił salę obrad ; na odchodne zaś rzekł do któregoś ze swoich przyjaciół : — Nigdy nie miałem zdolności do operacyj handlowych , a Wokulski jest jedynym człowiekiem , któremu mogłem powierzyć mego nazwiska . Dziś nie ma jego , więc i ja nie mam tu co robić . — Ale dywidenda ? — szepnął przyjaciel . Książę spojrzał na z góry . — To , com robił , robiłem nie dla dywidendy , ale dla nieszczęśliwego kraju — odparł . — Chciałem do naszej sfery wlać trochę krwi i świeżych poglądów ; muszę jednak wyznać , żem przegrał , i to nie z winy Wokulskiego … Biedny ten kraj ! … Wyjście księcia , aczkolwiek nieoczekiwane , zrobiło mniejsze wrażenie ; bowiem już byli uprzedzeni , że spółka utrzyma się . Teraz wystąpił jeden z adwokatów i drżącym głosem odczytał bardzo piękną mowę , której treścią było to , że z usunięciem się Wokulskiego spółka traci nie tylko kierownika , i pięć szóstych kapitału . „ Powinna by więc upaść — ciągnął mówca — i gruzami swoimi zasypać cały kraj , tysiące pracowników , setki rodzin … ” Tu przerwał czekając na efekt . Ale obecni zachowywali się , z góry wiedząc , co nastąpi dalej . Adwokat zabrał znowu głos i wezwał obecnych , ażeby nie tracili męstwa . „ Znalazł się bowiem zacny obywatel , człowiek fachowy , nawet przyjaciel i wspólnik Wokulskiego , który jest , jak Atlas niebo , podeprzeć zachwianą spółkę . Mężem tym , który chce obetrzeć łzy tysiącom , ocalić kraj od ruiny , handel popchnąć na nowe drogi … ” W tym miejscu wszyscy obecni zwrócili głowy ku krzesłu na którym siedział spotniały i zarumieniony Szlangbaum . — Mężem tym — zawołał — jest pan … — Mój syn , Henryś … odezwał się głos z kąta . Ponieważ ten efekt nie był oczekiwany , więc sala zatrzęsła się od śmiechu . Swoją drogą zarząd spółki udał radosne zdziwienie , zapytał : czy chcą przyjąć pana Szlangbauma na wspólnika i kierownika ? a otrzymawszy jednomyślne zezwolenie , wezwał nowego kierownika na fotel prezydialny . Tu znowu zrobiło się małe zamieszanie . Natychmiast bowiem zażądał głosu Szlangbaum ojciec i wypowiedziawszy kilka pochwał synowi zarządowi , postawił wniosek , że spółka nie może gwarantować wspólnikom więcej nad dziesięć procent rocznego zysku . Powstał hałas , kilkunastu mówców zabrało głos i po bardzo ożywionych rozprawach uchwalono , że spółka nowych członków , wskazanych przez pana Szlangbauma , a kierunek spraw powierza temuż panu Szlangbaumowi . Ostatnim epizodem było przemówienie doktora Szumana , którego wezwano na członka zarządu , ale który odmawiając tak zaszczytnego stanowiska w szyderczy sposób pozwolił sobie zażartować ze spółki między arystokracją i Żydami . „ Jest to jakby nieślubne małżeństwo — mówił . — Ale ponieważ z takich związków rodzą się genialne dzieci , miejmy więc nadzieję , że i nasza spółka wyda jakieś niezwykłe owoce … ” Zarząd był zaniepokojony , garstka obecnych oburzona ale większość dała doktorowi rzęsiste brawo . Wokulski najdokładniej znał przebieg sesji : przez cały bowiem tydzień odwiedzano go i zasypywano listami lub anonimami . Przy tej sposobności odkrył w sobie nowy i dziwny nastrój duszy . Zdawało mu się , że pękły w nim wszystkie nici łączące go z ludźmi , że są mu obojętni , że go nic nie obchodzi , co ich . Słowem , że jest podobny do aktora , który skończywszy rolę na scenie , gdzie przed chwilą śmiał się , gniewał lub płakał , zasiadł obecnie między widzami i na grę swoich kolegów patrzy jak na zabawę dzieci . „ Czego oni się tak rzucają ? … Co za głupstwa ! … ” — myślał . Zdawało mu się , że spoza świata patrzy na ten świat , a sprawy widzi z jakiejś nowej strony , której dotychczas nie spostrzegał . Przez parę pierwszych dni nachodzili go wspólnicy , pracownicy albo klienci spółki , niezadowoleni z wejścia Szlangbauma , a może zatrwożeni o swoją przyszłość . po największej części namawiali go , ażeby wrócił na porzucone stanowisko , które jeszcze może zająć , gdyż kontrakt ze Szlangbaumem nie podpisany . Niektórzy w tak smutnych barwach przedstawiali swoje położenie , nawet płakali , że Wokulski doznał wzruszenia . Lecz zarazem odkrył w sobie taką obojętność , taki brak dla cudzej niedoli , że sam się zadziwił . „ Coś we mnie umarło ! … ” myślał i odprawił interesantów z niczym . Potem przyszła druga fala odwiedzających , którzy pod pozorem podziękowania mu za oddane usługi chcieli zaspokoić ciekawość i , jak wygląda ten niegdyś silny człowiek , o którym teraz mówiono , że całkiem zniedołężniał ? Ci już nie prosili go , ażeby wszedł znowu do spółki , tylko wychwalali minioną działalność i mówili , że nieprędko znajdzie się działacz podobny do niego . Trzecia fala gości odwiedzała Wokulskiego nie wiadomo po co . Bo nawet już nie mówili komplimentów , ale coraz częściej wspominali o Szlangbaumie , jego energii i zdolnościach . Z gromady wizytujących wyróżnił się furman Wysocki . Przyszedł pożegnać się ze swoim dawnym chlebodawcą ; chciał nawet powiedzieć , lecz nagle rozpłakał się , ucałował go w obie ręce i wybiegł z pokoju . Mniej więcej to samo powtarzało się w listach … W jednych znajomi i nieznajomi zaklinali go , ażeby nie cofał się od interesów , ustąpienie jego bowiem będzie klęską dla kraju . Inni chwalili jego minioną działalność lub żałowali go ; jeszcze inni radzili mu połączyć ze Szlangbaumem , jako z człowiekiem bardzo zdolnym i myślącym o dobru ogółu . Za to w anonimach wymyślano mu bez miłosierdzia , że zgubiwszy rok temu przemysł krajowy przez sprowadzanie obcych wyrobów , dziś zgubił handel sprzedawszy go Żydom . Nawet wymieniano sumę . Wokulski całkiem spokojnie rozmyślał nad tymi rzeczami . Zdawało mu się , że już jest zmarłym człowiekiem , który patrzy na własny pogrzeb . Widział tych , co żałowali go , co go chwalili , co mu złorzeczyli ; widział swego następcę , do którego dziś zaczęły zwracać się sympatie ogółu , a nareszcie zrozumiał , że jest zapomniany i nikomu niepotrzebny Był podobny do rzuconego w wodę kamienia , nad którym w pierwszej chwili powstaje wir i zamęt , a później tylko rozbiegają się fale coraz mniejsze , coraz mniejsze … I w końcu nad miejscem , gdzie upadł , tworzy się gładkie zwierciadło wody , gdzie znowu przebiegają fale , lecz zrodzone już w innych punktach wywołane przez kogo innego . „ No , ale co dalej ? … — mówił do siebie . — nikim nie żyję … nic nie robię … cóż dalej ? … ” Przypomniał sobie , że Szuman radził mu upatrzyć jakiś cel w życiu . Rada dobra , ale … jak ją wykonać , kiedy on sam czuł żadnego pragnienia , nie miał sił ani ochoty ? … Był jak zeschły liść , który tam pójdzie , gdzie nim wiatr rzuci . „ Kiedyś przeczuwałem ten stan — myślał — ale dziś , że nie miałem o nim pojęcia … ” Pewnego dnia usłyszał w przedpokoju głośny spór . Wyjrzał i Węgiełka , którego lokaj nie chciał puścić do pokoju . — Ach , to ty ! — rzekł Wokulski — Chodźże no … Co u was słychać ? Węgiełek z początku przypatrywał mu się z miną niespokojną stopniowo jednak ożywił się i nabrał otuchy . — Mówili — rzekł z uśmiechem — że wielmożny pan już na ostatnich nogach , ale widzę , łgali Zmizerniał pan , bo zmizerniał , ale na księżą oborę to już żadnym sposobem pan nie patrzy … — Co słychać ? powtórzył Wokulski . Węgiełek szeroko opowiedział mu , że już ma dom , lepszy od tamtego , co się spalił , i że mnóstwo roboty . Dlatego właśnie przyjechał do Warszawy , ażeby kupić materiały i zabrać choćby ze dwu pomocników . — Fabrykę mógłbym założyć , mówię wielmożnemu ! … — zakończył Węgiełek . Wokulski słuchał go milcząc Nagle zapytał : — A z jesteś szczęśliwy ? Cień przeleciał po Węgiełka . — Dobra kobieta , wielmożny panie , ale … Wreszcie przed panem powiem jak przed Bogiem … Trochę nam już nie … Zawsze to prawda , że czego oczy nie widzą , tego sercu nie żal ; ale jak raz zobaczą … — Co to znaczy ! — zdziwił się Wokulski . — Ot , nic . Wiem przecie , kogo wziąłem , alem był spokojny , bo kobieta dobra , cicha , pracowita i przywiązana do mnie ten pies . No , ale co z tego ? … Dopótym był spokojny , dopókim nie zobaczył jej dawnego gacha czy jak tam … — W Zasławiu , panie — ciągnął Węgiełek . — Jednej niedzieli poszliśmy z Marysią na zamek ; chciałem jej pokazać ten potok , gdzie zginął kowal , i ten , co na nim wielmożny pan kazał mi wyciąć napis . Wtem patrzę , jest powóz pana barona Dalskiego , co ożenił się z wnuczką nieboszczki pani Zasławskiej … Dobra to była pani , niech Bóg da wieczne odpocznienie ! … — Znasz barona ? spytał Wokulski . — Ojej ! — odparł Węgiełek — przecie pan baron gospodaruje teraz dobrami po nieboszczce , dopóki się tam coś nie zrobi A ja już za jego rządów wyklejałem pokoje i poprawiałem okna . Znam go ! … rzetelny pan i hojny … — Więc mówię wielmożnemu panu , stoimy w zamku z Marysią i patrzymy na potok , aż ci jeden raz włażą między gruzy : pani baronowa , niby wnuczka nieboszczki , i ten psubrat Starszczak … Wokulski rzucił się krześle . — Kto ? — szepnął . — Ten pan Starski , także wnuk po nieboszczce pani Zasławskiej , co się podlizywał jej za życia , teraz chce zwalić testament , bo mówi , że babka przed śmiercią zwariowała … Taki to on ! Odpoczął i dalej : — Wzięli się z panią baronową pod ręce , patrzyli na nasz kamień , ale więcej gadali ze sobą i chichotali . Starszczak ogląda się . Zobaczył moją żonę i roześmiał się do niej nieznacznie , a ona tak zbielała jak chusta … „ Co ci to , Maryś ? … ” — mówię . A ona : „ Nic mi … ” A tymczasem pani baronowa i ten bisurman zbiegli z górki zamkowej i poszli między leszczynę . „ Co ci to ? … — mówię jeszcze do Marysi . — Ino mi gadaj prawdę , bom zmiarkował , że się z tym cholerą znasz … ” A ona siadła na ziemi i w płacz : „ Żeby go Bóg skarał ! — mówi — przecie on najpierwszy mnie zgubił … ” Wokulski przymknął oczy , zirytowanym głosem opowiadał : — Jakem to usłyszał , wielmożny panie , myślałem , że polecę za nim i choć przy pani baronowej , nogami go zabiję na miejscu . Taki mnie żal zdjął . Ale wnet przyszło mi do głowy : „ Po cóżeś się , durny , z nią ożenił ? Wiedziałeś przecie , co za jedna … ” I w tym momencie serce mi zemdlało , żem się nawet bał zejść z górki , a na żonę wcalem nie spojrzał . Ona mówi : „ Gniewasz się ? … ” A ja : „ Pewnieście tu spotykali ? … ” „ Bogiem się świadczę — ona odpowiada — żem go tylko wtedy widziała … ” „ I dobrzeście się sobie przypatrzyli ! … — ja mówię . — Bodajem był pierwej oślepł , nimem na cię spojrzał ; bodajem zdechł , niżem się z tobą poznał … ” A ona pyta się z płaczem : „ Za co się gniewasz ? … ” Ja jej wtedy powiedziałem , pierwszy i ostatni raz : „ Świnia jesteś , i tyle … ” — bom już nie mógł wytrzymać . Wtem patrzę , leci sam pan baron , zakaszlany , aż posiniał , i pyta : „ Nie widziałeś , Węgiełek , mojej żony ? … ” Mnie coś wtedy do łba strzeliło , żem mu odpowiedział : „ Widziałem jaśnie panie , poszła w krzaki z panem Starskim . Już mu zabrakło pieniędzy na kupowanie dziewcząt , to teraz chwyta się mężatek … ” No , jak on na mnie wtedy spojrzał , choć i pan baron ! … Węgiełek ukradkiem oczy . — Ot , takie jest moje życie , wielmożny panie . Byłem spokojny , dopókim nie zobaczył jednego gacha ; ale teraz na kogo spojrzę , wydaje mi się , że i on mój szwagier … A od żony , choć jej o tym nie gadam , to tak mnie odpycha … tak mnie odpycha , jakby co między mną i nią stało … Nawet pocałować jej nie po dawnemu i żeby nie święta przysięga , to mówię panu , już bym porzucił dom i leciał gdzie na cztery strony … A wszystko tylko z tego idzie , żem do niej przywiązany . Bo żebym ja jej nie lubił , to co mi tam ! … Gospodyni staranna , dobrze gotuje , pięknie szyje i w domu cichutka jak pajęczyna . Niechby tam miała gachów . Ale żem ją lubił , więc przez to taki mam żal złość , że się we mnie wszystko pali na popiół … Węgiełek drżał gniewu . — Z początku , wielmożny panie , jakeśmy się pobrali , tom ino wyglądał dzieci . Ale dziś to mnie strach bierze , ażebym zamiast mojego dziecka nie zobaczył gachowego . przecie wiadomo , że jak wyżlica ma raz szczenięta z kundlem , to później żebyś jej dawał wyżły najlepsze , zawsze się odezwie kundel w pomiocie , widać przez zapatrzenie … — Muszę wyjść — rzekł nagle Wokulski — więc bądź … A przed wyjazdem wstąp jeszcze do mnie … Węgiełek pożegnał go bardzo serdecznie , przedpokoju zaś rzekł do lokaja : — Coś waszemu panu dolega … Zrazu tom myślał , że zdrów , choć źle wygląda ale on , widać , nietęgi … Niech się wami Pan Bóg opiekuje ! … — A widzisz , mówiłem ci , żebyś tam nie właził i nie gadał — odparł pochmurnie lokaj wypychając go do sieni . Po odejściu Węgiełka Wokulski w głęboką zadumę . „ Stali naprzeciw mego kamienia i śmieli się ! … — . — Nawet kamień musiał zbezcześcić , niewinny kamień . ” Przez chwilę zdawało mu się , że znalazł nowy cel , chodziło tylko o wybór : czy wypalić w łeb Starskiemu wymieniwszy mu pierwej osób , którym zrujnował szczęście , czyli też — zostawić go przy życiu , lecz doprowadzić do ostatecznej nędzy i upodlenia ? … Ale wnet przyszedł rozmysł i wydało mu się rzeczą dziecinną , a nawet niesmaczną , on miał poświęcać majątek , pracę i spokojność dla zemsty nad tego rodzaju człowiekiem . „ Wolałbym zastanawiać się nad tępieniem myszy polnych albo karaluchów , bo one są rzeczywistą klęską , a taki Starski … licho wie , co to jest … Zresztą niepodobna , ażeby człowiek tak ograniczony mógł być wyłączną przyczyną tylu nieszczęść . On jest tylko iskrą , która podpala już gotowe materiały … ” Położył się na i myślał : „ Mnie urządził — dlaczego ? … Miał wspólniczkę najzupełniej godną siebie , no i drugą wspólniczkę : moją głupotę . Jak można było od razu nie poznać się na tej kobiecie i zrobić ją bożyszczem dlatego tylko , że pozowała na istotę wyższą ? … Urządził też Dalskiego , ale kto winien Dalskiemu , że oszalał na starość dla osoby , której wartość moralna leżała jak na półmisku … Przyczyną klęsk świata nie są ani im podobni , ale przede wszystkim głupota ich ofiar . A znowu ani Starski , ani panna Izabela , ani pani Ewelina nie spadli z księżyca , tylko wyhodowali się w pewnej sferze , epoce i wśród pewnych pojęć . Oni są jak wysypka , która sama przez się nie stanowi choroby , ale jest objawem zakażenia społecznych soków . Co się tu mścić nad nimi , po co ich tępić … ” Tego wieczora Wokulski pierwszy raz wyszedł na ulicę i przekonał się , jak jest osłabiony . Kręciło mu się w głowie od turkotu dorożek i ruchu przechodniów , i po prostu bał się zbyt daleko odchodzić mieszkania . Zdawało mu się , że nie dojdzie do Nowego Światu , że nie trafi z powrotem albo że mimo woli zrobi jakiś śmieszny skandal . Nade wszystko zaś lękał się spotkania znajomej twarzy . Wrócił zmęczony i wzburzony , tej nocy spał dobrze . W tydzień po odwiedzinach Węgiełka wpadł Ochocki . Zmężniał opalił się i wyglądał na młodego szlachcica . — A pan skąd ? zapytał go Wokulski . — Prosto z Zasławka , gdzie siedzę prawie od dwu miesięcy — odparł Ochocki . A niechże ich w końcu diabli wezmą , w jakie wpadłem awantury ! … — Ja , ja , panie , i w dodatku winy . Włosy panu powstaną na głowie ! … Zapalił papierosa prawił : — Nie wiem , czyś pan słyszał , że nieboszczka prezesowa , oprócz drobnej części , cały swój majątek zapisała na cele dobroczynne . Szpitale , domy podrzutków , szkółki , sklepy wiejskie et caetera … A książę , Dalski i ja należymy do grona wykonawców jej woli … Bardzo dobrze ! … Już zaczynamy wykonywać , a raczej starać się o zatwierdzenie testamentu , gdy wtem będzie z miesiąc ) wraca z Krakowa Starski i oświadcza nam , że w imieniu pokrzywdzonej rodziny wytoczy proces o zwalenie testamentu . Naturalnie , książę ani ja nie chcemy o tym słyszeć ; ale baron , którego podburzyła żona , zbuntowana przez Starskiego , otóż baron zaczyna mięknąć … Nawet z tej racji przemówiliśmy się parę razy , a książę wprost zerwał z nim stosunki … Tymczasem co się dzieje — mówił Ochocki zniżając głos . — Pewnej niedzieli baron z żoną i ze Starskim pojechali do Zasławia na spacer . Co tam zaszło ? … nie wiem , dość , że rezultat jest następujący . Baron jak najenergicznej oświadczył , że testamentu obalić nie pozwoli , ale to jeszcze nic … Bo tenże baron stanowczo rozwodzi się ze swoją ubóstwianą małżonką ( słyszałeś pan ? … ) . Ale i to jeszcze nic : gdyż baron przed dziesięcioma dniami strzelał się Starskim i dostał kulą po wierzchu żeber … Mówię panu , jakby mu kto hakiem rozdarł skórę od prawej do lewej strony piersi … Zły stary , wrzeszczy , wymyśla , gorączkuje , ale żonie kazał natychmiast wyjechać do familii i jestem pewny , że jej nie przyjmie … To twarda sztuka ! … A tak się bestia zawziął , że na łożu boleści kazał felczerowi , ażeby mu , na złość żonie , ufarbował łeb i zarost i dziś wygląda na dwudziestoletniego trupa . — Z panią dobrze zrobił — — ale ufarbował się niepotrzebnie . — No i po żebrach dostał niepotrzebnie — wtrącił Ochocki . — A niewiele brakowało , ażeby mózgownicę Starskiemu ! … Kule zawsze ślepe . Mówię panu , żem przechorował ten wypadek . — I gdzież teraz jest ten ? — spytał Wokulski . — Starski ? … Dmuchnął za granicę , i nie tyle przed impertynencjami , które go zaczęły spotykać , przed wierzycielami . Panie ! co to za majster … Przecież on ma ze sto tysięcy rubli długów . Nastało długie milczenie . Wokulski siedział tyłem do okna spuszczoną głową . Ochocki cicho pogwizdując rozmyślał . Nagle ocknął się i zaczął jakby do siebie : — Co to za dziwna plątanina — życie ludzkie ! Kto by się spodziewał , że cymbał Starski może zrobić tyle dobrego … I właśnie z racji , że jest cymbałem … Wokulski podniósł głowę i spojrzał na Ochockiego . — Prawda , że dziwne ? … — ciągnął Ochocki — a przecież tak jest . Gdyby Starski był człowiekiem przyzwoitym i nie awanturował się z młodą panią baronową , Dalski niezawodnie poparłby jego pretensje do testamentu , ba ! dałby mu nawet pieniędzy na , gdyż zyskałaby na tym i jego żona . Ale że Starski jest cymbał , więc naraził się baronowi i … uratował zapisy . Tym sposobem nawet nie urodzone jeszcze pokolenia chłopów zasławskich powinny błogosławić Starskiego za to , że umizgał się do baronowej … — Paradoks ! … wtrącił Wokulski . — Paradoks ! … To są przecie fakta . A cóż pan sądzisz , czy Starski nie ma zasługi , że uwolnił barona od takiej żony ? … Mówiąc między nami , to żaba , nie kobieta . Myślała tylko o strojach , zabawach i kokietowaniu , ja nawet nie wiem , czy ona co kiedy czytała , czy na co patrzyła uwagą … Istny kawał mięsa przy kości , który udawał , że ma duszę , a miał zaledwie żołądek … Pan jej nie znałeś , pan nie wyobrażasz sobie , co to jest za automat i jak tam pod wszelkimi pozorami człowieczeństwa nie było nic ludzkiego … Że baron nareszcie poznał się na niej , toż to jakby wygrał wielki los … — Boże miłosierny ! szepnął Wokulski . — Co pan mówi — zapytał Ochocki . — Ale ocalenie zapisów nieboszczki prezesowej i uwolnienie barona takiej żony to dopiero cząstka zasług Starskiego … Wokulski przeciągnął się krześle . — Bo wyobraź pan sobie , że ten cymbał swoimi umizgami może przyczynić się do faktu rzeczywiście doniosłego — mówił Ochocki . — Rzecz jest taka . Ja nieraz napomykałem Dalskiemu ( i zresztą wszystkim , którzy mają pieniądze ) , że warto by założyć w Warszawie gabinet doświadczalny do technologii chemicznej i mechanicznej . Bo pojmujesz pan , u nas nie ma wynalazków przede wszystkim dlatego , że nie ma ich gdzie robić … Naturalnie , baron słuchał moich wywodów jednym uchem , a drugim je wypuszczał . Coś mu z tego jednak ugrzęzło w mózgu , bo dziś , kiedy Starski połaskotał go po sercu i po żebrach , mój baron , rozmyślając nad sposobami wydziedziczenia żony , gadał ze mną po całych dniach o pracowni technologicznej . A na się to zda ? … A czy ludzie istotnie zrobią się mądrzejsi i lepsi , gdyby im ufundować pracownię ? … A ile by kosztowała i czy ja podjąłbym się urządzenia podobnej instytucji ? … Kiedym zaś wyjeżdżał , rzeczy tak stanęły , że baron wezwał do siebie rejenta i spisali jakiś akt , który , o ile mogę wnosić z półsłówek , dotyczy właśnie pracowni . Zresztą Dalski prosił mnie , ażeby mu wskazać facetów zdolnych do dyrygowania tym interesem . No i patrz pan , czy to nie ironia losu , ażeby takie zero jak Starski , taki gatunek publicznego mężczyzny na pociechę nudzących się mężatek , ażeby ten frant był zarodkiem technologicznej pracowni ! … I niechże mi teraz dowodzą , że na świecie jest coś niepotrzebnego . Wokulski otarł pot z twarzy , która białej chustce wydawała się prawie popielatą . — Ale może ja pana męczę … — zapytał Ochocki . — Owszem , niech pan mówi … Chociaż … zdaje mi się , że trochę przecenia zasługi tego … pana , a już całkiem zapomina pan … — O ? … — O tym , że pracownia technologiczna wyrośnie z cierpień , z gruzów ludzkiego szczęścia . I nawet nie pan sobie pytania , jaką drogę przeszedł baron od miłości dla swojej żony do … pracowni technologicznej ! … — A cóż mnie to obchodzi ! — zawołał Ochocki wyrzucając rękoma . — Kupić społeczny za cierpienia , choćby najokropniejsze , jednostki , to dalibóg ! tanie kupno … — A czy pan przynajmniej wiesz , jakie cierpienia jednostek ? — spytał Wokulski . — Wiem ! wiem ! … Wyrywali mi przecież bez paznokieć u nogi i jeszcze u wielkiego palca … — Paznokieć ? — powtórzył w zamyśleniu Wokulski . — A czy pan zna ten dawny aforyzm : „ Niekiedy duch ludzki rozdziera się i z samym sobą ? … ” Kto wie , czy to nie gorsze od wyrywania paznokcia , a może od zdarcia całej skóry ? — Iii … to jakaś niemęska dolegliwość ! — odparł krzywiąc się Ochocki — To może kobiety doświadczają czegoś podobnego przy porodach … Ale mężczyzna … Wokulski roześmiał głośno . — Śmiejesz się pan ze mnie … — ofuknął Ochocki . — Nie , tylko z barona … A dlaczego nie podjąłeś się zorganizować pracowni technologicznej ? — Dajże mi pan spokój ! Wolę pojechać do gotowej pracowni , a nie dopiero tworzyć nową , z której bym nie doczekał owoców i sam zmarniał . Na to trzeba mieć zdolności administracyjne i pedagogiczne , a już bynajmniej nie myśleć o machinach latających … — Więc ? … spytał Wokulski . — Jakie więc ? … Bylem odebrał mój kapitalik , jaki jeszcze mam na hipotece , a o który od trzech lat nie mogę się , zmykam za granicę i na serio biorę się do roboty . Tutaj można nie tylko rozpróżniaczyć się , ale zgłupieć i skwaśnieć … — Pracować można . — Facecje ! … — odparł Ochocki . — Bo nawet , pominąwszy brak pracowni , tu przede wszystkim nie ma naukowego klimatu . Tu jest miasto karierowiczów , między którymi istotny badacz uchodzi za gbura albo wariata . Ludzie uczą się nie dla wiedzy , ale dla posady ; a posadę i rozgłos zdobywają przez stosunki , przez baby , przez rauty , czy ja wiem wreszcie przez co ! … Skąpałem się w tej sadzawce . Znam prawdziwie uczonych , nawet ludzi z geniuszem , którzy nagle zatrzymani w swym rozwoju wzięli się do dawania lekcyj albo do pisania artykułów popularnych , których nikt nie czyta , a choćby czytał , nie rozumie . Rozmawiałem z wielkimi przemysłowcami myśląc , że ich do popierania nauki , choćby dla praktycznych wynalazków . I wiesz pan , com poznał ? … Oto oni mają takie wyobrażenie o nauce jak gęsi o logarytmach . A wiesz pan , jakie wynalazki zainteresowałyby ich ? … Tylko dwa : jeden , który by wpłynął na zwiększenie dywidend , a drugi , który by nauczył ich pisać takie kontrakty obstalunkowe , żeby na nich można było okpić kundmana bądź na cenie , bądź na towarze . Przecież oni , dopóki myśleli , że pan zrobisz szwindel na tej spółce do handlu z cesarstwem , nazywali pana geniuszem ; a dziś mówią , że pan masz rozmiękczenie mózgu , ponieważ dałeś swoim wspólnikom o trzy procent więcej , aniżeli obiecałeś . — Wiem o tym odparł Wokulski . — No , więc spróbujże pan między takimi ludźmi pracować dla nauki . Zdechniesz z głodu albo zidiociejesz ! … Ale za to jeżeli będziesz pan umiał tańczyć , grać na jakim instrumencie , występować w teatrze amatorskim , a nade wszystko bawić damy , aaa … to zrobisz pan karierę . Natychmiast ogłoszą pana za znakomitość i takie stanowisko , na którym dochody dziesięć razy przeniosą wartość pańskiej pracy . Rauty i damy , damy i rauty ! … A ponieważ ja nie jestem lokajem , ażebym miał fatygować się na rautach , a damy uważam za bardzo pożyteczne , ale tylko do rodzenia dzieci , więc umknę stąd , chociażby do Zurychu . — A do Geista nie pojechałbyś ? — spytał Wokulski . — Tam trzeba setek tysięcy rubli , których ja nie mam — odparł . — Zresztą , choćbym je miał , pierwej przekonać się , co to jest naprawdę ? … Bo owe zmniejszanie ciężaru gatunkowego ciał wygląda mi na bajkę . — Przecież pokazywałem panu — rzekł Wokulski . — Aha , prawda … Niech no ją pokaże ! … — zawołał Ochocki . Wokulskiemu wystąpił na twarz chorobliwy i szybko zniknął . — Już jej nie mam ! — rzekł stłumionym głosem . — Cóż się z nią stało — zdziwił się Ochocki . — Mniejsza ! … Przypuść pan , że upadła gdzieś w kanał Ale czy do Geista pojechałbyś pan mając na przykład pieniądze ? … — Owszem , pojechałbym , ale najpierwej dla sprawdzenia faktu . Bo to , co ja wiem o chemicznych , wybacz pan , ale nie godzi się z teorią zmienności ciężarów gatunkowych poza pewną granicą . Obaj umilkli , a wkrótce Ochocki opuścił Wokulskiego . Ochockiego zbudziła w Wokulskim nowy prąd myśli . Poczuł nie tylko chęć , ale żądzę przypomnienia sobie doświadczeń chemicznych i tego samego dnia na miasto , ażeby kupić retort , rurek , epruwetek tudzież rozmaitych preparatów . Pod wpływem tej myśli wyszedł śmiało na ulicę , nawet wsiadł w dorożkę ; na ludzi patrzył obojętnie i nie doznawał przykrości widząc że jedni ciekawie przypatrują mu się , inni go nie poznają , a inni nawet uśmiechają się złośliwie na jego widok . Ale już w magazynie szkieł , a jeszcze bardziej w składzie materiałów aptecznych przyszło mu na myśl , jak dalece osłabła w nim nie energia , ale wprost ludzka samodzielność , jeżeli rozmowa z Ochockim przypomniała mu chemię , którą nie zajmował się od kilku lat ! … „ Wszystko jedno — mruknął — mi to czas zapełni . ” Na drugi dzień zakupił wagę precyzyjną i kilka bardziej skomplikowanych narzędzi i się do roboty jak uczeń , który dopiero zaczyna studia . Na początek otrzymał wodór , co przypomniało mu czasy akademickie , kiedy to wyrabiało się wodór we flaszce owiniętej ręcznikiem , przy pomocy puszek od szuwaksu . Jakie to szczęśliwe czasy ! … Potem przyszły mu na myśl balony jego pomysłu , a potem Geist , który utrzymywał , że chemia związków wodoru zmieni dzieje ludzkości … „ No , a gdybym tak ja za parę lat trafił na ów metal , którego Geist poszukuje ? — rzekł do siebie . — Geist twierdzi , że odkrycie od wypróbowania kilku tysięcy kombinacji ; jest to więc loteria , a ja mam szczęście … Gdybym zaś znalazł taki metal , co wówczas powiedziałaby panna Izabela ? … ” Gniew zakipiał w nim to wspomnienie . „ Ach — szepnął — chciałbym być sławnym i potężnym ażebym mógł jej dowieść , jak nią gardzę … ” Potem przyszło mu na myśl , że pogarda nie objawia się ani gniewem ani chęcią upokorzenia kogoś , i znowu zabrał się do roboty . Elementarne doświadczenia z wodorem sprawiały mu najwięcej , toteż powtarzał je najczęściej . Jednego dnia zrobił sobie harmonijkę fizyczną i tak głośno na niej wygrywał , że nazajutrz odwiedził go sam domu zapytując z całą uprzejmością , czy nie zgodziłby się na odstąpienie swojego mieszkania od kwartału ? — A ma pan kandydata — spytał Wokulski . — To jest … tak jakby … mam — odpowiedział zakłopotany gospodarz . — W takim odstąpię . Gospodarz trochę się zdziwił gotowości Wokulskiego , ale go bardzo zadowolony . Wokulski śmiał się . „ Oczywiście — myślał — uważa mnie za bzika albo za bankruta … Tym lepiej … Prawdę bowiem powiedziawszy , mogę doskonale mieszkać w dwu pokojach zamiast ośmiu . ” Potem przychodziły chwile , że nie wiadomo dlaczego żałował pośpiechu w mieszkania . Ale wówczas przypomniał sobie barona i Węgiełka . „ Baron — mówił — rozwodzi się z żoną , która romansowała z innym ; Węgiełek stracił serce do swojej dlatego , że na własne oczy zobaczył jednego z jej gachów … Cóż bym więc ja powinien zrobić ? … ” I znowu zabierał się do analiz , z widząc , że nie bardzo stracił wprawę . Zajęcia te wybornie go pochłaniały . Niekiedy przez kilka godzin z rzędu nie myślał o pannie Izabeli , a wtedy czuł , że zmęczony mózg naprawdę wypoczywa . Nawet przygasła w nim obawa ludzi i ulic , i zaczął coraz częściej wychodzić na miasto . Jednego dnia pojechał aż do Łazienek ; zrobił więcej , gdyż spojrzał w aleję , po której niegdyś spacerował z panną Izabelą . Wtem zwabione przez kogoś łabędzie rozpuściły skrzydła i uderzając nimi o wodę przyleciały brzegu . Zwykły ten widok straszne zrobił wrażenie na Wokulskim : przypomniał mu odjazd panny Izabeli z Zasławka … Jak szalony uciekł z parku , wpadł do dorożki i z zamkniętymi oczyma zajechał do domu . Tego dnia nie zajmował się niczym , w nocy miał dziwny sen . Śniło mu się , że stanęła przed nim panna Izabela i ze łzami w oczach zapytywała go : czemu ją porzucił ? … owa podróż do Skierniewic , rozmowa ze Starskim i jego umizgi były tylko snem . Wszakże jemu się to tylko śniło … Wokulski zerwał się z i zapalił światło . „ Co tu jest snem ? … — pytał się . — podróż do Skierniewic , czy jej żal i wyrzuty ? … ” Do rana nie mógł zasnąć , trapiły kwestie i wątpliwości największej wagi . „ Czy osoby , siedzące w słabo oświetlonym wagonie , mogły odbić się w szybie — myślał — i czy to , co widziałem wówczas , nie było halucynacją ? … Czy posiadam w tym stopniu język angielski , ażebym nie mógł przesłyszeć się do znaczenia niektórych wyrazów ? … Jak ja wyglądam wobec niej , jeżelim zrobił tak straszny afront bez powodu ? … Przecież kuzyni , i jeszcze znający się od dziecka , mogą prowadzić nawet dość drastyczne rozmowy nie zdradzając niczyjego zaufania ? … Co ja zrobiłem , nieszczęśliwy , jeżelim się omylił tylko pod wpływem nieusprawiedliwionej zazdrości ! … Wszakże ten Starski kochał w baronowej , panna Izabela wiedziała o tym i już chyba nie miałaby wstydu romansując z cudzym kochankiem … ” Potem przypomniał sobie swoje życie obecne , tak puste , tak okropnie puste ! … Zerwał z dotychczasowymi zajęciami , zerwał z ludźmi i już nie miał przed sobą nic , no — nic . Co dalej pocznie ? … Czy czytać fantastyczne książki ? Czy robić bezcelowe doświadczenia ? Czy jechać gdzie ? Czy ożenić się ze Stawską ? … Ależ cokolwiek z tego wybierze , gdziekolwiek pójdzie , nigdy nie pozbędzie się ani żalu , ani uczucia samotności ! „ No , a baron ? … — rzekł do siebie . — Ożenił się ze swoją panną Eweliną i co … Myśli dziś o założeniu pracowni technologicznej , on , który może nawet nie rozumie , co znaczy technologia … ” Dzień i kąpiel pod prysznicem nadała inny kierunek myślom Wokulskiego . „ Mam , co najmniej , trzydzieści do czterdziestu tysięcy rubli rocznie ; wydam na siebie dwa do trzech tysięcy , cóż zrobię z resztą , co z majątkiem , który mnie wprost przytłacza ? … taką sumę mógłbym ustalić byt tysiącowi rodzin ; ale co mi z tego , jeżeli jedne z nich będą nieszczęśliwymi jak Węgiełek , a inne odwdzięczą mi się tak jak dróżnik Wysocki ? … ” Znowu przypomniał sobie Geista i jego tajemniczy warsztat , w którym wykluwał się zarodek nowej cywilizacji . Tam włożony majątek i praca opłaciłaby się milion milionów razy . Tam był i cel kolosalny , sposób zapełnienia czasu , a w perspektywie sława i potęga , jakiej nie widziano na świecie … Pancerniki unoszące się w powietrzu ! … czy mogło być coś niezmierniejszego w skutkach ? … „ A jeżeli nie ja znajdę ów metal , tylko ktoś inny co jest bardzo prawdopodobne ? … ” — pytał sam siebie . „ No to i cóż ? — odpowiadał . — W najgorszym razie należałbym do tych kilku , którzy wynalazek posunęli naprzód . Taka sprawa warta przecie ofiary bezużytecznego majątku i bezcelowego życia . Więc lepiej tu zmarnować się w czterech ścianach albo zgłupieć przy preferansie aniżeli tam sięgać po bezprzykładną chwałę ? … ” Stopniowo w duszy Wokulskiego coraz wyraźniej począł zarysowywać się jakiś zamiar ; lecz im dokładniej pojmował go , im więcej w nim zalet , tym lepiej czuł , że do wykonania brakuje mu energii , a nawet pobudki . Wola jego była zupełnie sparaliżowana ; ocucić ją mogło tylko silne wstrząśnienie . Tymczasem nie przychodziło , a codzienny bieg wypadków pogrążał Wokulskiego w coraz głębszej apatii . „ Już nie ginę , ale ” — mówił do siebie . Rzecki , który odwiedzał go coraz rzadziej patrzył na niego z przerażeniem . — Źle robisz , Stachu — odzywał się nieraz . — Źle źle , źle ! … Lepiej nie żyć aniżeli tak żyć … Pewnego dnia służący oddał Wokulskiemu zaadresowany kobiecą ręką . Otworzył go przeczytał : „ Muszę się z panem widzieć , dziś o trzeciej po południu . „ Czego ona może chcieć ode mnie … ” — zapytał zdumiony . Ale przed pojechał . Punkt o trzeciej Wokulski znalazł się w przedpokoju Wąsowskiej . Lokaj , nawet nie pytając , jest , otworzył drzwi do salonu , po którym szybkimi krokami spacerowała piękna wdowa . Była w ciemnej sukni , doskonale uwydatniającej jej posągową figurę ; rude włosy , jak zwykle , zebrane w ogromny węzeł , ale zamiast szpilki tkwił w nich wąski sztylecik ze złotą rękojeścią . Na jej widok ogarnęło Wokulskiego osobliwe uczucie radości i rozrzewnienia podbiegł do niej i gorąco ucałował jej rękę . — Nie powinna bym mówić z panem ! — rzekła pani Wąsowska wydzierając mu rękę . — W takim razie po cóż mnie pani wezwała ? — odparł zdziwiony Zdawało mu się , że go na wstępie oblano zimną wodą . — Niech siada . Wokulski siadł milcząc ; pani wciąż chodziła po salonie . — Doskonale się pan popisuje , nie ma co mówić ! … — zaczęła po chwili wzburzonym głosem . — Naraził pan osobę z towarzystwa na plotki , jej ojca na chorobę , całą rodzinę na przykrości … Zamyka się pan po miesięcy w domu , robi pan zawód kilkunastu ludziom , którzy mu nieograniczenie ufali , a potem nawet poczciwy książę wszystkie pańskie dziwactwa nazywa „ przyczynkiem do działalności kobiet … ” Winszuję panu … Gdybyż to jeszcze zrobił jaki student … Nagle umilkła … Wokulski strasznie zmieniony . — Ach , cóż znowu , przecież mi pan chyba nie zemdlejesz … — rzekła przestraszona . — Dam panu wody albo wina … — Dziękuję pani — odparł . Jego twarz bardzo szybko odzyskała naturalną barwę spokojny wyraz . — Widzi pani , że naprawdę nie jestem zdrów . Pani Wąsowska zaczęła mu pilnie przypatrywać . — Tak — mówiła — trochę pan zeszczuplał , ale z tą brodą jest wcale nieźle . Nie powinien pan jej golić … Wygląda pan interesująco … Wokulski rumienił się jak dzieciak . Słuchał pani Wąsowskiej i dziwił czując , że jest wobec niej nieśmiały , prawie zawstydzony . „ Co się ze mną ? ” — pomyślał . — W każdym razie powinien pan zaraz wyjechać na wieś — ciągnęła dalej . — Kto słyszał siedzieć w mieście na początku sierpnia ? … O , basta , mój panie ! … Pojutrze zabieram pana do siebie , inaczej cień nieboszczki prezesowej nie dałby mi spokoju … Od dzisiejszego dnia przychodzi pan do mnie na obiady i kolacje ; po obiedzie jedziemy na spacer , a pojutrze … bądź zdrowa , Warszawo ! … Dosyć tego … Wokulski był tak zahukany , że nie umiał zdobyć się na odpowiedź . Nie wiedział co zrobić z rękoma , i czuł , że na twarz biją mu ognie . Zadzwoniła . lokaj . — Proszę podać wina — rzekła pani Wąsowska . — Wiesz tego maślacza … Panie Wokulski , niech pan zapali papierosa . Wokulski natychmiast zapalił papierosa modląc się w duszy , żeby mógł zapanować nad drżeniem . Lokaj przyniósł wino i dwa kieliszki ; pani Wąsowska nalała oba . — Pij pan rzekła . — O tak , to lubię ! … Za pańskie zdrowie ! dodała pijąc . — A teraz musi pan wypić za moje … Wokulski wypił kieliszek . — A teraz wypije pan za spełnienie moich … Proszę … proszę … tylko natychmiast … — Za pozwoleniem pani — odparł — ja nie chcę upić się . — Więc pan nie mi spełnienia zamiarów ? — Owszem , ale je pierwej poznać . — Doprawdy ? … — zawołała pani Wąsowska . — A coś zupełnie nowego … Dobrze , niech pan nie pije . Zaczęła patrzeć w okno uderzając nogą w podłogę . Wokulski zamyślił . Milczenie trwało parę minut , nareszcie przerwała je pani . — Słyszałeś pan , co zrobił baron ? Jak się to panu podoba ? … — Dobrze zrobił — odparł już zupełnie spokojnym tonem . Pani Wąsowska zerwała z fotelu . — Co ? ! … — zawołała . — Pan bronisz człowieka , który okrył hańbą kobietę … Brutala , egoistę , który dla dogodzenia zemście nie cofnął się przed najniższymi środkami … — Cóż zrobił ? — Ach , więc pan nic nie wiesz … Wyobraź pan sobie , że zażądał z żoną i ażeby skandal zrobić jeszcze głośniejszym , strzelał się ze Starskim … — To prawda — rzekł Wokulski po namyśle . — Bo przecież , nie nikomu , mógł był tylko sobie w łeb strzelić zapisawszy pierwej żonie majątek . Pani Wąsowska gniewem . — Z pewnością — rzekła — tak by zrobił każdy mężczyzna mający iskrę szlachetności i poczucia honoru … Wolałby się sam zabić aniżeli ciągnąć pod pręgierz biedną kobietę , słabą istotę , nad którą tak łatwa jest zemsta , kiedy się ma za sobą majątek stanowisko i przesądy publiczne ! … Ale po panu nie spodziewałam się tego … Cha ! cha ! cha ! … I to jest ten nowy człowiek , ten bohater , który cierpi i milczy … O , wy wszyscy jesteście jednakowi ! … — Przepraszam , ale … o co ma pani pretensję do barona ? Z oczu pani Wąsowskiej się błyskawice . — Kochał baron Ewelinę czy ? … — zapytała . — Wariował nią ! — Otóż nieprawda , on udawał , że ją kocha , kłamał , że ubóstwia … Ale przy najpierwszej sposobności dowiódł , że nawet nie traktował jej jak równego sobie człowieka , ale jak niewolnicę , której za chwilę słabości można założyć powróz na szyję , wyciągnąć na rynek , okryć sromotą … O , wy panowie świata , obłudnicy ! … Dopóki was zaślepia zwierzęcy instynkt , się u nóg , gotowiście spełnić podłość , kłamiecie : ty najdroższa … ty ubóstwiana … za ciebie oddałbym życie … Kiedy zaś biedna ofiara uwierzy waszym krzywoprzysięstwom , zaczynacie się nudzić , a jeżeli i w niej odezwie się ludzka , ułomna natura , depczecie ją nogami … Ach , jakie to oburzające , jakie to nikczemne … Czy mi pan co nareszcie odpowiesz ? … — Czy pani baronowa nie romansowała z Starskim ? — zapytał Wokulski . — O ! … zaraz romansowała . Flirtowała , zresztą miała do niego feblik … — Feblik ? … Nie znałem tego wyrazu . Więc jeżeli feblik do Starskiego , to po cóż wyszła za barona ? — Bo ją o to błagał na klęczkach groził , że odbierze sobie życie … — Przepraszam , ale … Czy on ją błagał tylko o to , ażeby raczyła przyjąć jego nazwisko majątek , czy też i o to , ażeby nie miała feblika do innych mężczyzn ? … — A wy ? … a mężczyźni ? … co przed ślubem i po ślubie ? … Więc kobieta … — Proszę pani , nam jeszcze kiedy jesteśmy dziećmi , tłomaczą , żeśmy zwierzęta i że jedynym sposobem uczłowieczenia się jest miłość dla kobiety , której szlachetność , niewinność i trochę powściągają świat od zupełnego zbydlęcenia . No , i my wierzymy w tę szlachetność , niewinność et caetera , ubóstwiamy ją , padamy przed nią na kolana … — I słusznie , bo jesteście mniej warci od kobiet . — Uznajemy to na tysiące sposobów i twierdzimy , że wprawdzie mężczyzna tworzy cywilizację , ale dopiero kobieta uświęca ją i wyciska na niej idealniejsze piętno … Jeżeli kobiety mają nas naśladować pod względem owej zwierzęcości , to niby czymże będą lepsze od nas , a nade wszystko : za co mamy je ubóstwiać ? … — I to piękna rzecz ! Ale jeżeli pan Starski otrzymuje miłość za swoje wąsiki i spojrzenia to znowu inny pan nie ma racji dawać za nią nazwiska , majątku i swobody . — Ja pana coraz mniej rozumiem — rzekła pani Wąsowska . — pan , że kobiety są równe mężczyznom czy nie ? … — W sumie są równe , w szczegółach nie ! Umysłem i pracą przeciętna kobieta jest niższą od mężczyzny ; ale obyczajami i uczuciem ma być od niego o tyle wyższą , że kompensuje tamte nierówności . Przynajmniej tak nam to ciągle mówią , my w to wierzymy i wielu niższości kobiet stawiamy je wyżej od nas … Jeżeli zaś pani baronowa zrzekła się swoich zalet , a że się ich od dawna zrzekła , tośmy widzieli wszyscy , więc nie może dziwić się , że straciła i przywileje . Mąż pozbył się jej jako nieuczciwego wspólnika . — Ależ baron to starzec ! … — Po cóż za niego wyszła , co nawet słuchała jego miłosnych paroksyzmów ? — Więc pan nie pojmujesz tego , że kobieta może być zmuszoną do się ? … — zapytała pani Wąsowska blednąc i rumieniąc się . — Pojmuję , pani , bo … ja sam kiedyś sprzedałem , tylko nie dla zyskania majątku , ale z nędzy … — Ale żona moja przede wszystkim z góry nie posądzała mnie o niewinność , a ja jej , co prawda , nie obiecywałem miłości . Byłem bardzo lichym mężem , ale za to jak człowiek kupiony , byłem najlepszym subiektem i najwierniejszym jej sługą . Chodziłem z nią po kościołach , koncertach , teatrach , bawiłem jej gości i faktycznie potroiłem dochody ze sklepu . — I nie pan kochanek ? — Nie , pani . Tak gorzko odczuwałem moją niewolę , żem po prostu nie śmiał patrzeć na inne kobiety . Niech więc pani , że mam prawo być surowym sędzią pani baronowej , która sprzedając się wiedziała , że nie kupowano od niej … jej pracy . — Okropność ! — szepnęła Wąsowska patrząc w ziemię . — Tak , pani . Handel ludźmi jest rzeczą okropną , a jeszcze okropniejszą handel samym sobą . Ale dopiero transakcje zawierane złej wierze są rzeczą haniebną . Gdy się taka sprawa wykryje , następstwa muszą być bardzo przykre dla strony zdemaskowanej . Jakiś czas oboje siedzieli milcząc . Pani była zirytowana , Wokulski sposępniał . — Nie ! … — zawołała nagle — muszę z pana wydobyć zdanie stanowcze … — O różnych kwestiach , na które pan odpowie jasno i wyraźnie . — Czy to być egzamin ? — Coś na tego . Można było myśleć , że się waha przemogła się jednak i zapytała : — Więc utrzymuje pan , że baron prawo odepchnąć i zniesławić kobietę ? … — Która go oszukała … Miał . — Co pan oszustwem ? — Przyjmowanie uwielbień barona pomimo feblika , pani mówi , do pana Starskiego . Pani Wąsowska usta . — A baron ile takich feblików ? … — Zapewne tyle , na ile mu starczyło ochoty i okazji — odparł Wokulski . — Ale baron nie pozował na niewinność , nie nosił tytułu specjalisty od czystości obyczajów , nie był za otaczany hołdami … Gdyby baron zdobył czyjeś serce twierdząc , że nigdy nie miał kochanek , a miał je , byłby także oszustem . Co prawda , nie tego w nim szukano . Pani Wąsowska się . — Wyborny pan jesteś ! … A któraż kobieta twierdzi zapewnia was , że nie miała kochanków ? … — Ach , więc ich miała … — Mój panie ! … wybuchnęła wdówka zrywając się . Wnet jednak opamiętała się rzekła chłodno : — Zastrzegam sobie u pana względność w wyborze argumentów . — Na co to ? … Przecież oboje mamy równe prawa , a ja się nie obrażę , jeżeli pani zapyta mnie o liczbę moich kochanek . Zaczęła chodzić po salonie . W Wokulskim gniew , ale go opanował . — Tak , przyznaję panu — mówiła — że nie jestem wolną od przesądów . No , ale ja jestem tylko kobietą , mam mózg lżejszy , jak utrzymują wasi antropologowie ; zresztą jestem spętana stosunkami , nałogami i Bóg czym ! … Gdybym , jednak była rozumnym mężczyzną jak pan i wierzyła w postęp jak pan , umiałabym otrząsnąć się z tych naleciałości , a choćby tylko uznać , że prędzej lub później kobiety muszą być równouprawnione . — Niby pod względem feblików ? … — Niby … niby … — przedrzeźniała go — Właśnie mówię o tych feblikach … — O ! … to po cóż mamy czekać na wątpliwe rezultaty postępu ? Już dziś jest bardzo wiele kobiet równouprawnionych pod tym względem . nawet potężne stronnictwo , nazywające się kokotami … Ale dziwna rzecz : posiadając względy mężczyzn , panie te nie cieszą się życzliwością kobiet … — Z panem nie można rozmawiać , Wokulski — upomniała go wdówka . — Nie można ze mną o równouprawnieniu kobiet ? Pani Wąsowskiej zapłonęły oczy i krew uderzyła na twarz . Usiadła na fotelu i uderzywszy ręką w stół , zawołała : — Dobrze ! … otóż wytrzymam pański cynizm i będę mówiła nawet o kokotach … Dowiedzże się pan , że trzeba mieć bardzo niski , ażeby zestawiać te damy , które sprzedają się za pieniądze , z kobietami uczciwymi i szlachetnymi , które oddają się z miłości … — Ciągle pozując niewinność … — I po kolei oszukując , którzy temu wierzą . — A co im szkodzi oszustwo ? … zapytała , zuchwale patrząc mu w oczy . Wokulski zaciął zęby , ale się i mówił spokojnie : — Proszę pani , co by też powiedzieli o mnie moi wspólnicy , gdybym ja zamiast sześciukroć stu tysięcy rubli majątku jak to ogłoszono , miał sześć tysięcy i nie protestował przeciw pogłoskom ? … Chodzi przecież tylko o dwa zera … — Wyłączmy kwestie pieniężne przerwała pani Wąsowska . — Aha ! … A więc co sama pani powiedziałaby o mnie , gdybym ja na przykład nazywał się nie Wokulski , ale — Wolkuski i za pomocą tak małego przestawienia liter życzliwość nieboszczki prezesowej , wcisnął się do jej domu i tam miał honor poznać panią ? … Jak by pani nazwała ten sposób robienia znajomości i pozyskiwania ludzkich względów ? … Na ruchliwej twarzy pani Wąsowskiej się uczucie wstrętu . — Jakiż to znowu ma związek ze sprawą i jego żony ? … — odparła . — Ma , proszę pani , ten związek , że na świecie nie wolno przywłaszczać sobie tytułów . Kokota może być zresztą użyteczną kobietą i nikt nie prawa robić jej wymówek za specjalność ; ale kokota maskująca się pozorami tak zwanej nieskazitelności jest oszustką . A za to już można robić wymówki . — Okropność ! … — wybuchnęła pani Wąsowska . — Ale mniejsza … mi pan jednak , co świat traci na podobnej mistyfikacji ? … Wokulskiemu zaczęło szumieć uszach . — Świat niekiedy zyskuje , jeżeli jakiś naiwny prostak wpada w obłęd zwany miłością idealną i za cenę największych niebezpieczeństw zdobywa majątek , aby go złożyć u stóp swego ideału … Ale świat czasem traci , jeżeli ten wariat odkrywszy mistyfikację upada złamany , do niczego … Albo … nie rozporządziwszy majątkiem rzuca się … To jest : strzela się z panem Starskim i dostaje kulą po żebrach … Świat traci , pani , jedno zabite szczęście , jeden zwichnięty umysł , a może i człowieka , który mógł coś zrobić … — Ten człowiek sobie winien … — Ma pani rację : byłby winien , gdyby spostrzegłszy się nie jak baron i nie zerwał ze swoim ogłupieniem i hańbą … — Krótko mówiąc — rzekła pani Wąsowska — mężczyźni zrzekną się dobrowolnie swoich dzikich przywilejów wobec kobiet … — To jest : uznają przywileju zwodzenia … — Kto zaś odrzuca układy — mówiła uniesieniem — ten rozpoczyna walkę … — Walkę ? … — śmiejąc się Wokulski . — Tak , walkę , w której strona silniejsza zwycięży … A silniejszy , to dopiero zobaczymy ! … — zawołała potrząsając ręką . W tej chwili stała się rzecz dziwna . Wokulski nagle schwycił panią za obie ręce i umieścił je między trzema palcami swojej . — Cóż to znaczy ? — zapytała blednąc . — Próbujemy , kto — odparł . — No … dosyć żartów … — Nie , pani , to nie są żarty … To tylko mały dowód , że z , jako reprezentantką walki , mogę zrobić , co mi się podoba . Tak czy nie ? — Puść mnie pan — zawołała szarpiąc — bo zawołam na służbę … Wokulski puścił ręce . — Ach , więc będziecie panie walczyć z nami przy pomocy służby ? … , jakiego wynagrodzenia zażądaliby ci sprzymierzeńcy i czy pozwoliliby nie dotrzymywać zobowiązań ? Pani Wąsowska przypatrywała mu się naprzód z lekką trwogą potem z oburzeniem , w końcu wzruszyła ramionami . — Wie pan , co na myśl przyszło ? — Coś na tego . — Wobec tak pięknej kobiety i przy dyskusji byłoby to rzeczą naturalną . — Ach , jakiż płaski kompliment ! … — zawołała z grymasem . — W każdym razie muszę wyznać , żeś mi trochę zaimponował . Trochę … Ale nie wytrzymałeś pan w roli , puściłeś mi ręce , i to mnie rozczarowało … — O , ja nie puścić rąk . — A ja potrafiłabym na służbę … — A ja , przepraszam , potrafiłbym zakneblować usta … — Co ? co ? … — To , powiedziałem . Pani Wąsowska znowu zadziwiła . — Wie pan — rzekła zakładając po napoleońsku ręce — że jest albo bardzo oryginalny , albo … bardzo źle wychowany … — Wcale nie wychowany … — Więc istotnie oryginalny — szepnęła . — Szkoda , z tej strony nie dałeś się pan poznać Beli … Wokulski osłupiał . Nie na dźwięk tego imienia , ale z powodu zmiany , jaką uczuł w . Panna Izabela wydała mu się całkiem obojętna , a natomiast zaczęła go interesować pani Wąsowska . — Trzeba jej było — ciągnęła — od razu wyłożyć swoje tak jak mnie , a nie wynikłyby między wami nieporozumienia . — Nieporozumienia ? … — Wokulski szeroko otwierając oczy . — Tak , bo o ile , ona panu gotowa przebaczyć . — Jesteś pan , widzę , jeszcze bardzo … osłabiony — mówiła obojętnym tonem — jeżeli nie , że postępek pański był brutalny … Wobec pańskich ekscentryczności nawet baron wygląda na eleganckiego człowieka . Wokulski roześmiał się tak szczerze , iż jego to zaniepokoiło . Pani Wąsowska mówiła dalej : — Śmiejesz się pan ? … Wybaczam , ponieważ taki śmiech … Jest to najwyższy stopień cierpienia … — Przysięgam pani , że od dziesięciu tygodni nie czułem się tak swobodnym … Boże mój ! … nawet od paru lat … Zdaje mi się , że cały ten czas szarpała mi mózg jakaś straszna zmora i przed chwilą znikła … Teraz dopiero czuję , że jestem ocalony , i to dzięki pani … Głos mu drżał . Wziął ją za obie ręce i całował prawie namiętnie . Wąsowskiej zdawało się , że dostrzegła w jego oczach coś na kształt łez . — Ocalony ! … Uwolniony … — powtarzał . — Posłuchaj mnie pan — mówiła zimno , cofając ręce . — Wszystko wiem , co między wami zaszło … pan niegodziwie podsłuchując rozmowę , którą znam w najdrobniejszych szczegółach , a nawet więcej … Była to najzwyklejsza flirtacja … — Ach , więc to jest flirtacja ? … — przerwał . — To , co robi kobietę podobną do serwetki , którą każdy może obcierać usta i palce ? … To jest flirtacja , bardzo dobrze ! … — Milcz pan ! … — zawołała pani Wąsowska . — Nie przeczę , że Bela źle , ale … osądź pan sam siebie , jeżeli powiem , że ona pana … — Kocha , czy tak ? — Wokulski bawiąc się swoją brodą . — O , kocha ! … Dopiero żałuje pana … Nie chcę się wdawać w szczegóły , dość , jeżeli powiem , że widywałam ją przez dwa miesiące prawie co dzień … Że przez ten czas mówiła tylko o panu i najulubieńszym miejscem jej przejażdżek jest … zamek zasławski ! … Ile razy siadała na tym wielkim kamieniu z napisem , ile razy widziałam łzy w jej oczach … A nawet raz rozpłakała się na dobre , powtarzając wyryty tam dwuwiersz : Wszędzie i zawsze będę przy tobie , Bom wszędzie cząstkę duszy zostawił … Cóż pan na ? … — Co ja na to ? … — powtórzył Wokulski . — Przysięgam , że jedynym moim życzeniem w tej chwili jest ażeby zaginął najdrobniejszy ślad mojej znajomości z panną Łęcką … A przede wszystkim ten nieszczęśliwy kamień , który ją tak roztkliwia . — Gdyby to była prawda , piękny dowód męskiej stałości … — Nie , miałaby pani tylko dowód cudownej kuracji — mówił wzruszony . — O Boże ! … zdaje mi się , mnie ktoś na parę lat zamagnetyzował , że przed dziesięcioma tygodniami zbudzono mnie nieumiejętnie i że dopiero dziś ocknąłem się naprawdę … — Pan to mówisz serio ? … — Czyliż pani nie widzi , jaki jestem szczęśliwy ? … Odzyskałem siebie i znowu należę do siebie … Niech mi pani wierzy , że to cud , którego najzupełniej nie rozumiem , ale który porównać można tylko z przebudzeniem z letargu człowieka , który już leżał w trumnie . — I czemu pan to przypisuje … — zapytała spuszczając oczy . — Przede wszystkim pani … A następnie temu , że nareszcie zdobyłem się na jasne sformułowanie przed kimś rzeczy , którąm od dawna rozumiał alem nie miał odwagi uznać . Panna Izabela to kobieta innego gatunku aniżeli ja i tylko jakieś obłąkanie mogło mnie przykuć do niej . — I co pan zrobi tym ciekawym odkryciu ? — Nie znalazł pan czasem swego gatunku ? … — Zapewne jest nią ta pani pani Sta … Sta … — Stawska ? … Nie Prędzej byłaby nią pani . Pani Wąsowska podniosła się z z miną bardzo uroczystą . — Rozumiem — rzekł Wokulski — Mam już odejść ? — Jak uważa . — I na wieś pojedziemy razem ? — O , to z pewnością … Chociaż … nie panu przyjechać tam … Zapewne będzie u mnie Bela … — W takim nie przyjadę . — Nie twierdzę że będzie . — I zastałbym samą panią ? — I rozmawialibyśmy tak jak dzisiaj ? Jeździlibyśmy na spacer jak wówczas ? … — I naprawdę rozpoczęłaby się między wojna — odparła pani Wąsowska . — Ostrzegam , że ją wygrał . — Doprawdy ? … I może mnie pan swoją niewolnicą ? … — Tak . Przekonałbym , że potrafię mieć władzę , a później nóg pani błagałbym , ażebyś przyjęła mnie za swego niewolnika … Pani Wąsowska odwróciła się i wyszła z salonu . Na zatrzymała się chwilę i z lekka odwracając głowę rzekła : — Do widzenia … wsi ! … Wokulski opuścił jej mieszkanie jak pijany Znalazłszy się na ulicy szepnął : „ Oczywiście , . ” Spojrzał za siebie i zobaczył w oknie Wąsowską , która wyglądała spoza firanki . „ Do licha ! — pomyślał . — Czy znowu nie wlazłem w jaką awanturę ? … ” Idąc ulicą Wokulski wciąż zastanawiał się nad , jaka w nim zaszła . Zdawało mu się , że z otchłani , w której panuje noc i obłęd , wydobył się na jasny dzień . Pulsa biły mu silniej oddychał szerzej , myśli toczyły się z niezwykłą swobodą ; czuł jakąś rześkość w całym organizmie i nie dający się opisać spokój w sercu . Już nie drażnił go ruch uliczny , a cieszyły tłumy . Niebo miało ciemniejszą , domy wyglądały zdrowiej , a nawet kurz nasycony potokami światła był piękny . Największą jednak przyjemność robił mu widok młodych kobiet , ich giętkich ruchów , uśmiechających się ust i wabiących spojrzeń . Kilka z nich spojrzało mu w oczy z wyrazem słodkiej tkliwości i kokieterii ; Wokulskiemu serce uderzyło śpieszniej , jakiś prąd drażniący przeleciał po nim od stóp do głów . „ Ładne ! … — pomyślał . Wnet jednak przypomniał sobie panią Wąsowską i musiał przyznać , że spomiędzy tych ładnych ona jest najładniejsza , a co lepiej , najponętniejsza … Co to za figura , jaki wspaniały kontur nogi , a płeć , oczy mające w sobie coś z brylantów i aksamitu … Byłby przysiągł , że czuje zapach jej ciała , że słyszy spazmatyczny śmiech , i w głowie zaszumiało mu na samą myśl zbliżenia się do niej . „ Co to musi być za wściekła kobieta ! — szepnął . — Kąsałbym ją … ” Widmo pani Wąsowskiej tak go prześladowało i drażniło , że przyszedł mu projekt odwiedzić ją jeszcze dziś wieczorem . „ Przecież zaprosiła mnie na obiady i kolacje — mówił do siebie , czując , że w nim coś kipi . — Wyrzuci mnie za drzwi ? … Po cóż by mnie . Że nie ma do mnie wstrętu , wiem nie od dzisiaj , no , a ja , dalibóg , mam na nią apetyt , który także coś wart … ” Wtem przeszła obok niego jakaś szatynka z fiołkowymi oczyma i twarzą dziecka , Wokulski spostrzegł ze zdziwieniem , że i ta mu się podoba . O kilkanaście kroków od domu usłyszał wołanie : — Hej ! … hej … Stachu ! … Wokulski odwrócił głowę i pod werendą cukierni zobaczył Szumana . Doktór zostawił nie porcję lodów , rzucił na stół srebrną czterdziestówkę i wybiegł do niego . — Idę do ciebie — mówił Szuman biorąc go pod rękę . — Wiesz co , że dawno już nie miałeś tak byczej miny … Założę , że wrócisz do spółki i porozpędzasz tych parchów … Co za fizjognomia … co za oko … Dziś dopiero poznaję dawnego Stacha ! … Minęli bramę , schody weszli do mieszkania . — A ja w tej chwili myślałem , że grozi mi jakaś choroba … — rzekł Wokulski ze śmiechem . — Chcesz cygaro ? — Wyobraź sobie , że może od godziny ogromne robią na mnie kobiety … Jestem przestraszony … Szuman roześmiał się cały głos . — Pyszny jesteś … Zamiast wydać obiad na znak radości , to ten się boi … A cóż ty myślisz , że wówczas byłeś zdrów , kiedyś wariował za jedną ? Dziś jesteś zdrów , kiedy ci się wszystkie podobają , i nie masz nic pilniejszego jak postarać się o względy tej , która ci najlepiej przypadnie do gustu . — Bah ! … A gdyby była wielka dama ? … — Tym lepiej … tym lepiej … Wielkie damy są daleko smaczniejsze od pokojówek . Kobiecość ogromnie zyskuje na szyku i inteligencji , a nade wszystko dumie . Jakie czekają cię idealne rozmowy , jakie miny pełne godności … Ach , powiadam ci , to ze trzy razy więcej warte … Po twarzy Wokulskiego cień . — Oho ! — zawołał Szuman — już widzę obok ciebie długie ucho tego patrona , na którym Chrystus wjeżdżał do . Czego się krzywisz ? … Właśnie umizgaj się tylko do wielkich dam , bo one mają ciekawość do demokracji . W przedpokoju rozległ się dzwonek i wszedł Ochocki Spojrzał na zacietrzewionego doktora i zapytał : — Nie — odparł Szuman — możesz pan nawet być pomocny . Bo właśnie radzę w tej Stachowi , ażeby leczył się romansem , ale … nie idealnym . Z ideałami już dosyć … — A wie pan , że tego wykładu i ja jestem posłuchać — rzekł Ochocki zapalając podane cygaro . — Awantura ! mruknął Wokulski . — Żadna awantura — prawił Szuman . — Człowiek z twoim majątkiem może być kompletnie szczęśliwy , do rozsądnego bowiem szczęścia : co dzień jadać inne potrawy i brać czystą bieliznę , a co kwartał zmieniać miejsce pobytu i kochanki . — Zabraknie kobiet wtrącił Ochocki . — Zostaw pan to kobietom , a już one postarają się , ażeby ich nie zabrakło odparł szyderczo doktór . — Przecież ta sama dieta stosuje się i do kobiet . — Ta kwartalna dieta ? — spytał Ochocki . — Naturalnie . Dlaczegóż one być gorsze od nas ? — Nieciekawa to jednak służba dziesiątym lub dwudziestym kwartale . — Przesąd ! … przesąd ! … — mówił Szuman . — Ani się pan spostrzeżesz , ani się domyślisz , szczególniej jeżeli cię zapewnią , że jesteś dopiero drugim lub czwartym , i to tym prawdziwie kochanym , tym od dawna przeczuwanym … — Nie byłeś u Rzeckiego — spytał Szumana Wokulski . — No , jemu już nie zapiszę recepty na — odparł doktór . — Stary kapcanieje … — Istotnie , źle — dorzucił Ochocki . Rozmowa przeszła na stan zdrowia Rzeckiego , potem politykę , w końcu Szuman pożegnał ich . — Bestia cynik ! — mruknął Ochocki . — Nie lubi kobiet — dodał Wokulski — a dodatku miewa gorzkie dnie i wtedy wygaduje herezje . — Czasami nie bez racji — rzekł Ochocki — Ale też dobrze trafił ze swymi poglądami … Bo akurat przed godziną miałem uroczystą rozmowę z , która koniecznie namawia mnie , abym się ożenił , i dowodzi , że nic tak nie uszlachetnia człowieka jak miłość zacnej kobiety … — On nie radził , tylko mnie . — Ja też właśnie , gdym słuchał jego wywodów , myślałem o panu . Wyobrażam sobie , jakbyś pan wyglądał zmieniając co kwartał kochanki , gdyby kiedy stanęli przed panem ci wszyscy ludzie , którzy dziś pracują pańskie dochody , i zapytali : „ Czym się wywdzięczasz nam za nasze trudy , nędzę i krótsze życie , którego część tobie oddajemy ? … Czy pracą , czy radą , czy przykładem ? … ” — Jacyż dziś ludzie pracują na moje dochody ? — spytał Wokulski — Wycofałem się z interesów i zamieniam majątek na papiery . — Jeżeli na listy zastawne ziemskie , to przecież kupony od nich płacą parobcy ; a jeżeli na jakieś akcje to znowu ich dywidendy pokrywają robotnicy kolejowi , cukrowniani , tkaccy , czy ja zresztą wiem jacy ? … Wokulski jeszcze spochmurniał . — Proszę pana — rzekł — czy ja potrzebuję myśleć o tym … Tysiące żyją z procentów i nie troszczą się podobnymi pytaniami . — Ale ba — mruknął Ochocki . — Inni to nie pan … Ja mam wszystkiego półtora tysiąca rubli rocznie , a jednak bardzo często przychodzi mi na myśl że taka suma stanowi utrzymanie trzech albo czterech ludzi i że jacyś faceci ustępują dla mnie ze świata albo muszą ograniczać swoje , już i tak ograniczone potrzeby … Wokulski przeszedł się pokoju . — Kiedy pan jedziesz za ? — nagle zapytał . — I tego nie wiem — odparł kwaśno Ochocki . — Mój dłużnik nie zwróci mi pieniędzy jak za rok . Spłaci mnie dopiero nową pożyczką , a tej dziś niełatwo zaciągnąć . — Duży procent ? — A pewna lokacja ? — Pierwszy numer Towarzystwie Kredytowym . — A gdybym ja panu dał gotówkę i wszedł pańskie prawa , wyjechałbyś pan za granicę ? — Jednej chwili ! … — zawołał Ochocki zrywając się . — Cóż ja tu wysiedzę ? Chyba z desperacji ożenię się bogato , a później będę robił tak , jak radzi Szuman . — Cóż by to było złego się ? — rzekł półgłosem . — Dajże mi pan spokój ! … Ubogiej żony nie wykarmię , bogata wciągnęłaby mnie w sybarytyzm , a każda byłaby grobem moich . Dla mnie trzeba jakiejś dziwnej kobiety , która by razem ze mną pracowała w laboratorium ; a gdzież znajdę taką ? … Ochocki zdawał się być mocno rozstrojony zabrał się do wyjścia . — Więc , kochany panie — mówił żegnając się z nim Wokulski sprawę pańskiego kapitału obgadamy . Ja gotów jestem spłacić pana . — Jak pan chce … Nie proszę to , ale byłbym bardzo wdzięczny . — Kiedy pan do Zasławka ? — Jutro , właśnie pożegnać pana . — A więc interes gotów — zakończył ściskając go . — W październiku możesz pan mieć pieniądze . Po wyjściu Ochockiego Wokulski położył się spać . Doznał dziś tylu silnych i sprzecznych wrażeń , że nie umiał ich uporządkować . Zdawało mu się , że od chwili zerwania z panną Izabelą na jakąś straszną wysokość , otoczoną przepaściami , i dopiero dziś dosięgnął jej szczytów , a nawet zeszedł na drugi skłon , gdzie ujrzał jeszcze niewyraźne , lecz całkiem nowe horyzonty . Jakiś czas snuły mu się przed oczyma roje kobiet , a między nimi najczęściej pani Wąsowska ; to znowu gromady parobków i robotników , którzy zapytywali go : co im dał w zamian za swoje dochody ? Obudził się o szóstej rano , a wrażeniem było uczucie swobody i rześkości . Wprawdzie nie chciało mu się wstawać , lecz nie doznawał żadnego cierpienia i nie myślał o pannie Izabeli . To jest , ale mógł nie myśleć ; w każdym razie wspomnienie jej nie nurtowało go w sposób jak dotychczas bolesny . Ten brak cierpień zatrwożył go . „ Czy to nie przywidzenie ” — pomyślał . Przypomniał sobie historię dnia wczorajszego ; i logika dopisywały mu . „ Może i wolę odzyskam ” — szepnął . Na próbę postanowił , że wstanie za pięć minut , wykąpie się , ubierze i natychmiast pójdzie na spacer do Łazienek . Patrzył posuwającą się skazówkę zegarka i z niepokojem zapytał : „ A może ja się nawet na to nie zdobędę ? … ” Skazówka dosięgła pięciu minut i Wokulski wstał bez pośpiechu , ale też i bez wahania . Sam nalał sobie do wanny , wykąpał się , wytarł , ubrał i już w pół godziny szedł do Łazienek . Uderzyło go , że przez cały ten czas nie myślał o pannie Izabeli , tylko o pani Wąsowskiej . Oczywiście , coś się nim wczoraj zmieniło : może zaczęły działać jakieś sparaliżowane komórki w mózgu ? … Myśl o pannie Izabeli straciła nad nim władzę . „ Co to za dziwna plątanina — mówił . — Tamtą wyrugowała pani Wąsowska , a Wąsowską może zastąpić każda inna kobieta . Jestem więc naprawdę uleczony z obłędu … ” Przeszedł nad stawem i obojętnie przypatrywał się czółnom i łabędziom . Potem skręcił w aleję ku Pomarańczarni , na której byli wtedy oboje , i powiedział sobie , że zje śniadanie z apetytem . Ale gdy wracał tą samą drogą , opanował go gniew i z dziką radością złośliwego dzieciaka poprzednie ślady własnych stóp zacierał nogą . „ Gdybym mógł wszystko tak zetrzeć … I tamten , i ruiny … Wszystko ! … ” W tej chwili uczuł , że budzi się w nim niepokonany instynkt niszczenia pewnych rzeczy ; lecz zarazem zdawał sobie sprawę , że jest to chorobliwy . Wielką też robiło mu satysfakcję , że nie tylko spokojnie może myśleć o pannie Izabeli , ale nawet oddawać jej sprawiedliwość . „ O co ja się irytowałem ? — mówił do siebie . — Gdyby nie ona , nie zdobyłbym majątku … Gdyby nie ona i nie Starski , za pierwszym razem nie wyjechałbym do Paryża i nie zbliżyłbym się z Geistem , a Skierniewicami nie uleczyłbym się z głupoty … Wszakże to moi dobrodzieje , ci państwo … Nawet powinien bym wyswatać tę dobraną parę , a przynajmniej ułatwiać im schadzki … I pomyśleć , że z takiej mierzwy kiedyś wykwitnie metal Geista ! … ” W Ogrodzie Botanicznym było cicho i prawie pusto , Wokulski wyminął studnię i z wolna począł wstępować na ocieniony pagórek , na którym przeszło rok temu po raz pierwszy rozmawiał z Ochockim . Zdawało mu się , że wzgórze jest podwaliną tych ogromnych schodów , na szczycie których ukazywał mu się posąg tajemniczej bogini . Ujrzał ją i teraz i ze wzruszeniem spostrzegł że chmury otaczające jej głowę rozsunęły się na chwilę . Zobaczył surową twarz , rozwiane włosy , a pod spiżowym czołem żywe , lwie oczy , które wpatrywały się w niego z wyrazem przygniatającej potęgi . Wytrzymał to spojrzenie i nagle uczuł , że rośnie … rośnie … że już przenosi głową najwyższe drzewa parku i sięga prawie do obnażonych stóp bogini . Teraz zrozumiał , że tą czystą i wieczną pięknością jest * Sława * że na jej szczytach nie ma innej uciechy nad pracę i niebezpieczeństwa . Wrócił do domu smutniejszy , ale wciąż spokojny . Zdawało mu się , że podczas tej przechadzki nawiązał się jakiś węzeł między jego przyszłością a ową odległą epoką kiedy jeszcze jako subiekt i student budował machiny o wiecznym ruchu albo dające się kierować balony . Kilkanaście zaś ostatnich lat były tylko przerwą i stratą czasu . „ Muszę gdzieś wyjechać — rzekł do siebie — odpocząć , a później … zobaczymy … ” Po południu wysłał długą depeszę Suzina do Moskwy . Na drugi dzień , około pierwszej , kiedy Wokulski jadł śniadanie , wszedł lokaj pani Wąsowskiej i oświadczył że pani czeka w powozie . Gdy wybiegł na ulicę , pani Wąsowska kazała mu wsiąść . — Zabieram pana rzekła . — Czy na ? … — O nie , tylko do Łazienek . Bezpieczniej mi rozmawiać z panem przy świadkach i na wolnym powietrzu . Ale Wokulski był i milczał . W Łazienkach wysiedli z powozu , minęli pałacowy i zaczęli spacerować po alei dotykającej amfiteatru . — Musi pan wejść między ludzi , panie Wokulski — zaczęła pani Wąsowska . — ocknąć się pan ze swej apatii , bo inaczej minie pana słodka nagroda … — Och ? aż tak … — Niezawodnie . Wszystkie damy są zainteresowane pańskimi cierpieniami i się , że niejedna chciałaby odegrać rolę pocieszycielki . — Albo pobawić się moim rzekomym cierpieniem jak kot poranioną myszą ? … Nie , pani , nie potrzebuję pocieszycielek , ponieważ wcale nie cierpię , a już najmniej z winy dam … — Proszę ? … — zawołała pani Wąsowska . — Myślałby , że naprawdę nie otrzymałeś pan ciosu z małych rączek … — I dobrze by myślał — odparł Wokulski . — Jeżeli zadał mi kto ciosy , bynajmniej nie płeć piękna , ale … czy ja wiem co ? … może fatalność . — Zawsze jednak pośrednictwem kobiety … — A nade wszystko mojej własnej naiwności . Prawie od dzieciństwa szukałem jakiejś rzeczy wielkiej i nieznanej ; a ponieważ kobiety widywałem tylko przez okulary poetów , którzy im przesadnie pochlebiają , myślałem , że kobieta jest ową rzeczą wielką i nieznaną . Omyliłem się i w tym leży sekret mego chwilowego zachwiania , na którym zresztą udało mi się zrobić majątek . Pani Wąsowska zatrzymała w alei . — No , wie pan co , że jestem zdumiona ! … Nie widzieliśmy się od onegdaj , a przedstawia mi się pan jako całkiem inny człowiek , coś w rodzaju starego dziada , który lekceważy kobiety … — To nie lekceważenie to spostrzeżenie . — Mianowicie ? … zapytała pani Wąsowska . — Że jest gatunek kobiet , które po to tylko żyją na świecie , ażeby drażnić i podniecać namiętności mężczyzn . Tym sposobem ogłupiają ludzi rozumnych , upadlają uczciwych i utrzymują w równowadze głupców . Mają licznych wielbicieli dzięki temu wywierają na nas taki wpływ jak haremy na Turcję . Widzi więc pani , że damy nie mają powodu roztkliwiać się nad moimi cierpieniami ani prawa bawić się mną . Nie należę do ich referatu . — I nawet zrywasz pan z miłością … — zapytała ironicznie pani Wąsowska . W Wokulskim gniew … — Nie , pani — odparł — tylko mam przyjaciela pesymistę , który mi wytłomaczył , że nierównie korzystniej jest miłość za cztery tysiące rubli rocznie , a wierność za pięć tysięcy aniżeli za to , co nazywamy uczuciem . — Piękna wierność ! … szepnęła pani Wąsowska . — Przynajmniej z góry zapowiada , się mamy od niej spodziewać . Pani Wąsowska przygryzła wargi i w stronę powozu . — Powinien by pan zacząć swoje nowe poglądy . — Ja myślę , proszę pani , że na to szkoda czasu , bo nigdy ich nie zrozumieją , a inni nie uwierzą bez osobistego doświadczenia . — Dziękuję panu za prelekcję — rzekła po chwili . — Zrobiła na mnie tak silne wrażenie , że nawet nie proszę pana , ażebyś mnie odwiózł do domu … Jesteś pan dziś w wyjątkowo złym humorze , sądzę jednak , że to minie … Ale … ale … Oto list — dodała wsuwając mu rękę kopertę — który niech pan przeczyta . Popełniam niedyskrecję , ale wiem , że mnie pan nie zdradzi , a postanowiłam sobie ostatecznie rozwikłać nieporozumienie między panem i Belą . Jeżeli mi się zamiar uda , niech pan spali , jeżeli nie … niech mi pan ten list przywiezie na wieś … Adieu ! Siadła do powozu i zostawiła na ogrodowej szosie . „ Do licha , czyżbym ją obraził ? … — rzekł do . — A szkoda , bo warta grzechu ! … ” Szedł powoli w stronę Alei Ujazdowskiej myślał o pani Wąsowskiej . „ Głupstwo ! … przecież jej nie oświadczę , że mam na nią apetyt … A zresztą , choćbym trafił na chwilę , co bym dał jej w zamian ? … Nawet nie mógłbym powiedzieć , że ją kocham . ” Dopiero w domu Wokulski list panny Izabeli . Na widok drogiego niegdyś pisma przeleciała po nim błyskawica żalu ; ale zapach papieru przypomniał mu dawne , bardzo dawne czasy , kiedy jeszcze zachęcała go do urządzania owacyj Rossiemu . „ To był jeden paciorek z różańca , na którym panna odprawiała nabożeństwo ! .. ” — szepnął z uśmiechem . „ Moja droga Kaziu ! Jestem tak zniechęcona do wszystkiego i tak jeszcze nie mogę zebrać myśli , dziś dopiero zdobywam się na opowiedzenie ci wydarzeń , jakie u nas zaszły od twego wyjazdu . Już wiem , ile mi zapisała ciotka Hortensja : oto sześćdziesiąt tysięcy rubli ; razem więc mamy dziewięćdziesiąt tysięcy rubli , które poczciwy obiecuje umieścić na siedem procent , co wyniesie około sześciu tysięcy rubli rocznie . Ale trudno , trzeba nauczyć się oszczędności . Nie umiem ci opowiedzieć , jak się nudzę , a może tylko tęsknię … Ale i to przejdzie . Ten młody inżynier ciągle u nas bywa , co parę dni . Z początku bawił mnie rozmową o mostach żelaznych , a obecnie opowiada , jak się kochał w osobie , która wyszła za innego , jak za nią rozpaczał , jak stracił zakochania się po raz drugi i jakby pragnął uzdrowić się przez nową , lepszą miłość . Wyznał mi jeszcze , że niekiedy pisuje wiersze , w których jednak opiewa tylko wdzięki natury … Czasami płakać mi się chce z nudów , ale że bez towarzystwa umarłabym , więc udaję , że słucham , i niekiedy pozwalam mu ucałować moją rączkę … ” Wokulskiemu żyły nabrzmiały na czole Odpoczął i czytał dalej : „ Papo coraz słabszy . Płacze po kilka razy na dzień i byleśmy porozmawiali pięć minut sami robi mi wymówki , wiesz za kogo ! … Nie uwierzysz , jak mnie to rozstraja . W ruinach zasławskich bywam co parę dni . Coś mnie tam ciągnie , nie wiem — piękna natura czy samotność . Kiedy jestem bardzo , piszę różne rzeczy ołówkiem na spękanych ścianach i z radością myślę : jak dobrze , że to wszystko pierwszy deszcz zmyje . Ale , ale … Zapomniałam o najważniejszym ! Wiesz : marszałek napisał do ojca list , w którym najnormalniej oświadcza się o moją rękę Całą noc płakałam , nie dlatego , że mogę zostać marszałkowa , ale … że się to tak łatwo stać może ! … Pióro wypada mi z ręki . Bądź zdrowa wspomnij czasami o twej nieszczęśliwej Beli . ” „ Tak pogardzam i … jeszcze kocham ! ” — szepnął . Głowa mu pałała . Chodził tam i na powrót zaciśniętymi pięściami i uśmiechał się do własnych marzeń . Nad wieczorem otrzymał telegram z Moskwy , po którym natychmiast wysłał depeszę do Paryża . Następny dzień , od rana do późnej nocy , spędził ze swym adwokatem i rejentem . Kładąc się pomyślał : „ Czy tylko ja nie zrobię głupstwa ? … No , przecież zbadam rzeczy na miejscu … Czy może istnieć metal lżejszy od powietrza , to inna kwestia , ale że coś w tym jest nie ma wątpliwości … Zresztą szukając kamienia filozoficznego znaleziono chemię ; kto zatem wie , co się napotka teraz ? … W rezultacie wszystko mi jedno , byle wydobyć się z tego błota … ” Dopiero nazajutrz w południe przyszła odpowiedź z Paryża , którą Wokulski parę razy odczytał . W chwilę później oddano list od pani Wąsowskiej , gdzie na kopercie , w miejsce pieczątki , znajdował się wizerunek Sfinksa . „ Tak — mruknął z uśmiechem Wokulski — twarz ludzka i zwierzęcia : nasza zaś imaginacja dodaje wam skrzydeł . ” „ Niech pan do mnie wpadnie na kilka minut — pisała pani Wąsowska gdyż mam bardzo ważny interes , a dzisiaj chciałabym jechać . ” „ Zobaczymy ten ważny interes ! — rzekł do siebie . W pół godziny później był u pani Wąsowskiej ; w przedpokoju stały już gotowe do drogi kufry . przyjęła go w swoim gabinecie do pracy , w którym przecie ani jeden szczegół nie przypominał pracy . — A , pan bardzo jest grzeczny ! — zaczęła obrażonym tonem pani Wąsowska — Wczoraj cały dzień czekałam na pana , a pan ani się pokazał … — Przecież zabroniła mi pani przychodzić siebie — odparł zdziwiony Wokulski . — Jak to ? … Czyliż wyraźnie nie zaprosiłam pana na wieś ? … Ale mniejsza , policzę to na karb pańskiej ekscentryczności … Drogi panie , mam pana bardzo ważny interes . Chcę niedługo wyjechać za granicę i chcę poradzić się pana : kiedy najlepiej kupić franki , teraz czy przed wyjazdem ? … — Kiedyż jedzie ? — Tak … w listopadzie … w … — odparła rumieniąc się . — Lepiej przed wyjazdem . — Tak sądzi ? — Przynajmniej tak robią . — Ja właśnie nie chcę robić jak ! — zawołała pani Wąsowska . — To niech kupi teraz . — A jeżeli do franki stanieją ? — To niech pani kupno do grudnia . — No , wie pan co — mówiła drąc jakiś papier — że jesteś pan jedyny do rady … Czarno to czarno , biało to biało … Cóż pana za mężczyzna ? Mężczyzna w każdej chwili powinien być stanowczy , a przynajmniej wiedzieć , czego chce . Cóż , odniósł mi pan list Beli ? Wokulski milcząc list . — Doprawdy ? — zawołała ożywiona . — Więc pan jej nie kochasz ? … A w takim razie rozmowa o niej nie powinna panu robić przykrości . Bo ja muszę … pogodzić was albo … się już biedna dziewczyna nie dręczy … Pan się do niej uprzedziłeś … pan wyrządzasz jej krzywdę … To nieuczciwie … tak nie postępuje człowiek honorowy , aby zbałamuciwszy kogoś rzucał jak zwiędły bukiet … — Nieuczciwie ! — powtórzył Wokulski . — Niech mi pani z łaski swej powie , jaka może pozostać w człowieku , którego wykarmiono albo cierpieniem i upokorzeniem , albo upokorzeniem i cierpieniem ? — Ale obok tego miałeś i inne chwile . — O tak , parę życzliwych spojrzeń i kilka dobrych słówek , które mają w moich oczach tę jedną wadę , że były … mistyfikacją . — Ale ona dziś tego żałuje gdybyś pan zwrócił się … — Ażeby pozyskać jej i rękę . — Zostawiając drugą dla znanych i nieznanych wielbicieli ? … Nie , pani , już mam dosyć tych wyścigów , w których byłem bity przez panów Starskich , i licho nie wie jakich jeszcze ! … Nie mogę odgrywać roli eunucha przy moim ideale i upatrywać w każdym mężczyźnie szczęśliwego rywala czy niepożądanego kuzyna … — Jakież to niskie ! … — zawołała pani Wąsowska . — Więc jeden błąd , zresztą niewinny , poniewierasz pan niegdyś ukochaną kobietę ? … — Co do liczby owych błędów , to pozwoli pani , ażebym miał własną opinię ; a co do niewinności Boże miłosierny ! w jak nędznym jestem położeniu , skoro nawet nie mam pojęcia , dokąd sięgała ich niewinność . — Pan przypuszczasz ? … — zapytała go pani Wąsowska . — Ja już nic nie przypuszczam — odparł chłodno Wokulski . — Wiem tylko , że w moich oczach , pod pozorami obojętnej życzliwości , toczył się najzwyklejszy romans i — to mi wystarcza . Rozumiem żonę , która oszukuje męża ; bo ona może się tłomaczyć pętami , jakie wkłada na nią małżeństwo . Ale ażeby kobieta wolna oszukiwała obcego sobie człowieka … Cha ! … cha ! … cha ! … to już jest , dalibóg , zamiłowanie do sportu … Przecież miała prawo przenosić nade mnie Starskiego — i ich wszystkich … nie ! Jej jeszcze było potrzeba mieć w swoim orszaku błazna , który ją naprawdę kochał , który dla niej wszystko był gotów poświęcić … I dla ostatecznego zhańbienia natury ludzkiej właśnie z mojej piersi chciała zrobić parawan dla siebie i adoratorów … Czy pani domyśla się , jak musieli drwić ze mnie ci ludzie , tak tanio obsypywani względami ? … I czy pani czuje , co to za piekło być tak śmiesznym jak ja , a zarazem tak nieszczęśliwym , tak oceniać swój upadek i tak rozumieć , że jest niezasłużony ? … Pani Wąsowskiej drżały usta ; z powstrzymywała się od łez . — Czy to nie jest ? — wtrąciła . — Eh , nie , pani … ludzka godność to nie imaginacja . — A ? … — Cóż być może ? — odparł Wokulski . — Spostrzegłem się , odzyskałem siebie , a dziś tę tylko satysfakcję , że triumf moich współzawodników , przynajmniej co do mnie , nie był zupełny . — I to nieodwołalne ? … — Proszę pani , rozumiem kobietę , która oddaje się z miłości albo sprzedaje się z nędzy . Ale na zrozumienie tej duchowej , którą prowadzi się bez potrzeby , na zimno , przy zachowaniu pozorów cnoty , na to już brakuje mi zmysłu . — Więc są rzeczy , których się przebacza ? — spytała cicho . — Kto i komu ma przebaczać ? … Pan Starski chyba nigdy nie obrazi się o takie rzeczy , a nawet będzie rekomendował swoich przyjaciół . O resztę zaś można nie dbać mając liczne i tak dobrane towarzystwo . — Jeszcze słówko — rzekła pani Wąsowska powstając . Wolno wiedzieć , jakie pan ma zamiary ? … — Gdybyżem ja wiedział ! … — Życzę szczęścia … — O ! … — westchnęła szybko weszła do następnego pokoju . „ Zdaje mi się — myślał Wokulski schodząc ze schodów — że w tej chwili dwa interesa … Kto wie , czy Szuman nie ma racji ? … ” Od pani Wąsowskiej pojechał do mieszkania Rzeckiego . Stary subiekt był bardzo mizerny ledwie podniósł się z fotelu . Wokulskiego głęboko poruszył jego widok . — Czy ty się gniewasz , stary , że tak dawno byłem u ciebie ? — rzekł ściskając go za rękę . Rzecki smutnie głową . — Alboż ja nie wiem , co się z tobą dzieje ? … odparł . — Bieda … bieda na świecie ! … Coraz gorzej … Wokulski usiadł zamyślony , począł mówić : — Widzisz , Stachu , ja już miarkuję , że mi czas iść do Katza i do moich piechurów , co tam gdzieś wyszczerzają na mnie zęby , żem maruder … Wiem że cokolwiek postanowisz ze sobą , będzie mądre i dobre , ale … Czy nie byłoby praktycznie , gdybyś się ożenił ze Stawską ? … Przecież to jakby twoja ofiara … Wokulski schwycił się głowę . — Boże miłosierny ! — zawołał — a kiedyż ja się wyplączę z tych babskich stosunków ? … Jedna pochlebia sobie , że ja stałem się jej ofiarą , druga jest moją ofiarą , trzecia chciała zostać moją ofiarą , jeszcze znalazłby się z dziesiątek takich , z których każda przyjęłaby mnie i mój majątek w ofierze … Zabawny kraj , gdzie baby trzymają pierwsze skrzypce i gdzie nie ma żadnych innych interesów , tylko szczęśliwa albo nieszczęśliwa miłość ! — No , no , no … — odrzekł Rzecki — ja cię przecież za kark nie ! … Tylko , widzisz , mówił mi Szuman , że tobie na gwałt potrzeba romansu … — Iii … nie ! … Mnie bardziej potrzeba klimatu i to lekarstwo już sobie zapisałem . — Najdalej pojutrze do Moskwy , potem … gdzie Bóg przeznaczy … — Masz co na myśli — spytał tajemniczo Rzecki . — Jeszcze nic nie wiem ; waham się , jakbym siedział na dziesięciopiętrowej . Czasami zdaje mi się , że coś zrobię dla świata … — Oj , … to … — Ale chwilami ogarnia mnie taka desperacja , że chciałbym , mnie ziemia pochłonęła i wszystko , czegom tylko dotknął … — To nierozsądne … nierozsądne — wtrącił Rzecki . — Wiem … Toteż nie dziwiłbym się ani temu , gdybym kiedy hałasu , ani temu , gdybym skończył wszelkie rachunki ze światem … Siedzieli obaj do wieczora . W kilka dni rozeszła się wieść , że gdzieś wyjechał nagle i może na zawsze . Wszystkie jego ruchomości , począwszy od sprzętów , skończywszy na powozie koniach , nabył hurtem Szlangbaum za dosyć niską cenę . XVII . starego subiekta Od kilku miesięcy utrzymuje się pogłoska , że w dniu 26 czerwca bieżącego roku zginął w Afryce książę Ludwik Napoleon , syn cesarza . I to jeszcze zginął w bitwie dzikim narodem , o którym nie wiadomo , ani gdzie mieszka , ani jak się nazywa ? bo przecie * Zulusami * nie może nazywać się żaden naród . Tak wszyscy mówią . Nawet miała tam pojechać cesarzowa Eugenia i przywieźć zwłoki syna do Anglii . Czy tak jest rzeczy samej , nie wiem , bo już od lipca nie czytuję gazet i nie lubię rozmawiać o polityce . Głupia jest polityka ! Dawniej nie było telegramów i artykułów wstępnych , a przecie świat posuwał się naprzód i każdy człowiek rozsądny mógł zorientować w sytuacji politycznej . Dziś zaś są telegramy , artykuły wstępne i ostatnie wiadomości , ale wszystko służy do bałamucenia w głowach . Gorzej nawet , niż bałamucą , bo odejmują serca ludziom . I gdyby nie Kenig albo poczciwy Sulicki to człowiek przestałby wierzyć w sprawiedliwość boską . Takie się dziś rzeczy wypisują w gazetach ! … Co zaś do księcia Ludwika Napoleona , to mógł on zginąć , ale może się i ukrył gdzie przed ajentami Gambetty . Ja tam do pogłosek nie przywiązuję wagi . Klejna wciąż nie ma , a Lisiecki przeniósł się do Astrachania nad Wołgę . Na powiedział mi , że tu niedługo zostaną tylko Żydzi , a reszta zżydzieje . Lisiecki zawsze gorączka . Moje zdrowie jakoś nietęgie . Męczę się tak łatwo , że już bez laski nie wychodzę na ulicę . W ogóle nic mi nie jest , tylko czasem napada mnie dziwny ból w ramionach i . Ale to przejdzie , a nie przejdzie , to wszystko mi jedno . Tak się jakoś zmienia świat na złe , że niedługo nie będę mógł z nikim gadać i w nic wierzyć . W końcu lipca Henryk Szlangbaum wyprawiał urodziny jako właściciel sklepu i naczelnik naszej spółki . A choć i w połowie nie wystąpił tak Stach w roku zeszłym , jednakże zbiegli się wszyscy przyjaciele i nieprzyjaciele Wokulskiego i pili zdrowie Szlangbauma … aż okna się trzęsły . Oj , ludzie , ludzie ! … Za pełnym talerzem i butelką wleźliby kanału , a za rublem to już nawet nie wiem gdzie . Fiu ! fiu ! … Pokazano mi dzisiaj kurierek , w którym pani baronowa Krzeszowska nazywa się jedną z najzacniejszych i najlitościwszych naszych niewiast to , że dała dwieście rubli na jakiś przytułek . Widocznie zapomniano o jej procesie z panią Stawską i awanturach z lokatorami . Czyby mąż tak ujeździł ? … Przeciw Żydom ciągle rosną kwasy . Nie brak nawet pogłosek o , że Żydzi chwytają chrześcijańskie dzieci i zabijają na mace . Kiedy słyszę takie historie , dalibóg ! że przecieram oczy i zapytuję samego siebie : ja teraz majaczę w gorączce , czyli też cała moja młodość była snem ? … Ale najbardziej gniewa mnie uciecha Szumana z tego fermentu . — Dobrze tak parchom ! … — mówi . — Niech im zrobią awanturę , niech ich nauczą . To genialna rasa , ale takie szelmy , że nie ujeździsz ich bez bata i ostrogi … — Mój doktorze — odpowiedziałem , bo już mi zbrakło cierpliwości — jeżeli Żydzi są gałgany , jak pan mówisz , to im nawet i ostrogi nie pomogą . — Może ich nie poprawią , ale napędzą im nową porcję rozumu i nauczą silniej trzymać za ręce — odparł . — A gdyby Żydzi byli solidarniejsi … no ! … Dziwny człowiek z tego doktora . Uczciwy to on jest , a nade wszystko rozumny ; ale jego uczciwość nie wypływa z uczucia , tylko — albo ja wiem ? — może z nałogu ; a rozum ma tego gatunku , że łatwiej mu rzeczy wyśmiać i zepsuć aniżeli jedną zbudować . Kiedy z nim rozmawiam , czasami przychodzi mi na myśl , że jego dusza jest jak tafla lodu : nawet ogień może się w niej odbić , ale ona sama nigdy się nie rozgrzeje . Stach wyjechał do Moskwy , zdaje mi się po to , ażeby uregulować rachunki z Suzinem . Ma u niego z pół miliona rubli kto mógł przypuścić coś podobnego przed dwoma laty ! ) , ale co zrobi z taką masą pieniędzy , ani się domyślam . Już to Stach był zawsze oryginał i robił niespodzianki . Czy teraz jakiej nie przygotowuje ? … aż się lękam . A tymczasem Mraczewski oświadczył się pani Stawskiej i po krótkim wahaniu został przyjęty . Gdyby , jak projektuje sobie Mraczewski , otworzyli sklep w Warszawie , wszedłbym do i przy nich bym zamieszkał . I mój Boże ! niańczyłbym dzieci Mraczewskiego , choć myślałem , że podobny urząd mógłbym pełnić tylko przy dzieciach Stacha . Życie jest ciężkie … Wczoraj dałem pięć rubli na nabożeństwo na intencję księcia Ludwika Napoleona . Tylko na intencję , bo może nie zginął , choć tak wszyscy gadają … Gdyby zaś … Nie znam ja się na teologii , ale zawsze bezpieczniej wyrobić mu stosunki na tamtym świecie . Bo nużby … Naprawdę jestem niezdrów , choć Szuman mówi , że wszystko idzie dobrze . Zabronił mi : piwa , kawy , wina , prędkiego chodzenia , irytacji … Wyborny sobie ! … Taką receptę to i ja potrafię zapisać ; ale potraf ty ją sam wykonać … On mówi ze mną tak , jakby podejrzewał , że ja niepokoję się losem Stacha . Zabawny człowiek ! … A cóż to Stach nie pełnoletni albo czy ja go już nie żegnałem na siedem lat ? Lata minęły , Stach wrócił i znowu puścił się na awanturę . Teraz będzie to samo ; jak zniknął , tak nagle powróci … A jednakże ciężko żyć na świecie . I nieraz myślę sobie : czy naprawdę jest jaki plan , wedle którego cała ludzkość posuwa się ku lepszemu , czyli też wszystko jest dziełem przypadku , a ludzkość czy nie idzie tam gdzie ją popchnie większa siła ? … Jeżeli dobrzy mają górę , wówczas świat toczy się ku dobremu , a jeżeli gałgany są mocniejsi , to idzie ku złemu . Zaś ostatecznym kresem złych i dobrych jest garść popiołu . Jeżeli jest tak , nie dziwię się Stachowi , który nieraz mówił , że chciałby jak najprędzej zginąć i zniszczyć wszelki ślad po sobie . Ale mam przeczucie , że tak nie jest . Chociaż … Czy to ja nie miałem przeczuć , że książę Ludwik Napoleon zostanie cesarzem Francuzów ? … Ha ! zaczekajmy , bo mi ta jego śmierć , w bitwie z gołymi Murzynami , jakoś dziwnie wygląda … ” XVIII . ? … Pan Rzecki istotnie niedomagał ; według własnej opinii z powodu braku zajęcia , według Szumana z powodu choroby , która nagle rozwinęła się w nim i szła dosyć szybko pod wpływem jakichś zmartwień . Zajęć miał niewiele . Z rana przychodził do sklepu niegdyś Wokulskiego , obecnie Szlangbauma , lecz bawił tam , dopóki nie zaczęli się schodzić subiekci , a nade wszystko goście . Goście bowiem , nie wiadomo nawet dlaczego przypatrywali mu się ze zdziwieniem , a subiekci , dziś z wyjątkiem pana Zięby starozakonni , nie tylko nie okazywali mu szacunku , do którego przywykł , ale nawet wbrew upomnieniom Szlangbauma traktowali go w sposób lekceważący . W tym stanie rzeczy pan Ignacy coraz częściej myślał o Wokulskim . Nie racji , ażeby lękał się jakiegoś nieszczęścia , ale ot tak sobie . Z rana około szóstej myślał : czy Wokulski wstaje , czy śpi o tej porze i gdzie jest ? W Moskwie czy może już wyjechał z Moskwy i dąży do Warszawy ? południe przypominał sobie te czasy , kiedy prawie nie było dnia , ażeby Stach nie jadł z nim obiadu , wieczorem zaś , szczególniej kładąc się do łóżka , mówił : „ Zapewne Stach jest u Suzina … To dopiero używają ! … A może wraca tej chwili do Warszawy i w wagonie zabiera się do spania ? … ” Ilekroć zaś wszedł do sklepu , a robił to po kilka razy na dzień , mimo niechęci i drażniącej grzeczności Szlangbauma , zawsze myślał , że jednak za czasów Wokulskiego było tu inaczej . Martwiło go , ale tylko trochę , że Wokulski nie dawał o sobie . Uważał to przecież za zwykłe dziwactwo . „ Nie bardzo rwał się on do pisania , kiedy był zdrów , więc cóż dopiero teraz , jest tak rozbity — myślał . — Oj , te baby , te baby ! … ” W dniu nabycia przez Szlangbauma sprzętów i powozu Wokulskiego pan Ignacy położył się do łóżka . Nie dlatego , ażeby miało mu to robić przykrość bo przecie powóz i zbytkowne sprzęty były rzeczami wcale niepotrzebnymi , ale dlatego , że podobne sprawunki robią się tylko po ludziach już umarłych . „ No , a Stach , dzięki Bogu , zdrów ! … ” — mówił do siebie . Pewnego wieczora , kiedy pan Ignacy siedząc w szlafroku rozmyślał : jak to on urządzi sklep , ażeby zakasować Szlangbauma , usłyszał gwałtowne dzwonienie do przedpokoju i szczególny hałas w sieni . Służący , który już zabierał się spania , otworzył drzwi . — Jest pan ? — głos znany Rzeckiemu . — Co to chory ! Kryje się przed ludźmi . — Może , panie radco , zrobimy … — odezwał się inny głos . — Co to subiekcję ! … Kto nie chce subiekcji w domu , niech przychodzi do knajpy … Rzecki podniósł się z fotelu , a jednocześnie ukazał się we drzwiach jego sypialni radca Węgrowicz ajent Szprot … Spoza nich wychylała się jakaś kudłata głowa i oblicze nie pierwszej czystości . — Nie chciała przyjść góra do Mahometów , więc Mahomeci przyszli do góry ! … — zawołał radca . — Panie Rzecki … panie Ignacy ! … co acan najlepszego wyrabiasz ? Przecież od czasu , jakeśmy pana ostatni raz widzieli , odkryliśmy nowy gatunek piwa … Postaw tu , kochanku , i zgłoś się jutro — dodał zwracając się do zasmolonego kudłacza . Na to wezwanie kudłaty człowiek , ubrany w wielki fartuch , postawił na umywalni kosz wysmukłych butelek i trzy kufle Potem zniknął , jak gdyby był istotą złożoną ze mgły i powietrza , nie zaś z dwustu funtów ciała . Pan Ignacy zdziwił się na widok wysmukłych butelek ; to jednak nie łączyło się z żadną przykrością . — Na miłość boską , cóż się z panem dzieje ? — zaczął znowu radca rozkładając ręce , jakby cały świat chciał ogarnąć w jednym uścisku . — Tak dawno byłeś pan między nami , że Szprot nawet zapomniał , jak wyglądasz , a ja pomyślałem , że zaraziłeś się od swego przyjaciela , co to ma bzika … — Więc właśnie dziś — prawił radca — kiedy na pańskim przyjacielu wygrałem od Deklewskiego kosz piwa nowej marki , mówię do Szprota : wiesz pan , zabierzmy piwo i chodźmy do starego , a może się chłop rozrusza … Cóż to , nawet nie prosisz nas , ażebyśmy usiedli ? … — Ależ bardzo proszę odpowiedział Rzecki . — I stolik jest … — mówił radca oglądając się po pokoju — i miejsce , widzę , zaciszne . Ehe , he ! … my tu będziem mogli się do chorego na partyjkę co wieczór … Szprot , dobądź , synu , trybuszonik i zabierz się do szkliwa … Niech poczciwiec zaznajomi się z nową marką … — Jakiż to zakład wygrał radca ? — zapytał , któremu znowu fizjognomia zaczęła się wyjaśniać . — Zakład o Wokulskiego . Widzisz pan , było tak . Jeszcze w styczniu roku zeszłego , kiedy to Wokulski awanturował się po Bułgarii , ja powiedziałem do Szprota , że pan Stanisław jest wariat , że zbankrutuje źle skończy … Tymczasem dzisiaj , wyobraź sobie , Deklewski utrzymuje , że to on to powiedział ! … Naturalnie , założyliśmy się o kosz piwa , Szprot rozstrzygnął na moją stronę i jesteśmy u ciebie … W ciągu tego wyjaśnienia pan Szprot ustawił na trzy kufle i odkorkował trzy butelki . — No , tylko spojrzyj , panie Ignacy — mówił radca podnosząc napełniony kufel . — Kolor starego miodu , piana jak śmietana , a smak szesnastoletniej dziewczyny . Skosztujże … Co to za smak i co to za posmak … Gdybyś zamknął oczy , przysiągłbyś , że to jest * ale * … O ! … uważasz ? … Ja powiadam , że przed takim piwem należałoby płukać usta . Powiedzże sam : piłeś kiedy coś podobnego ? … Rzecki wypił kufla . — Dobre — rzekł . — Skądże jednak radcy do głowy , że Wokulski zbankrutował ? — Bo nikt w mieście nie mówi inaczej . Przecież człowiek , który ma pieniądze , w głowie i nikogo nie zarwał , nie ucieka z miasta Bóg wie gdzie … — Wokulski wyjechał Moskwy . — Tere , fere ! … Tak wam powiedział , ażeby zmylić ślady Ale sam się złapał , skoro wyrzekł się nawet swoich pieniędzy … — Czego się wyrzekł ? … spytał już rozgniewany pan Ignacy . — Tych pieniędzy , które ma w banku , a nade wszystko u Szlangbauma … Przecież to razem wyniesie ze dwakroć sto tysięcy rubli … Kto więc taką sumę zostawia bez dyspozycji , po prostu rzuca ją w błoto ten jest albo wariat , albo … zmajstrował coś takiego , że już nie czeka na wypłatę … W całym mieście rozlega się tylko jeden głos oburzenia przeciw temu … temu … że go nie nazwę właściwym imieniem … — Radco , zapominasz się … — zawołał Rzecki . — Rozum tracisz , panie Ignacy , ujmując się za takim człowiekiem — odparł gwałtownie radca . — Bo tylko pomyśl . Pojechał po majątek , gdzie ? … na wojnę turecką … wojnę turecką ! … czy rozumiesz doniosłość tych słów ? … Tam zrobił majątek , ale w jaki sposób ? … Jakim sposobem można w pół roku zrobić pół miliona rubli ? … — Bo obracał dziesięcioma milionami rubli — odparł Rzecki więc nawet zrobił mniej , niżby mógł … — Ale czyje były miliony ? — Suzina … kupca jego przyjaciela . — Otóż to ! … Ale mniejsza ; przypuśćmy , że w tym razie nie zrobił żadnego świństwa … Co to jednakże za interesa prowadził on w Paryżu , a później w Moskwie , na czym również grubo zarobił ? … A godziło się to zabijać krajowy przemysł , ażeby dać osiemnaście procent dywidendy kilku arystokratom dla wkręcenia się pomiędzy nich ? … pięknie to sprzedawać całą spółkę Żydom i nareszcie uciekać zostawiając setki ludzi w nędzy lub w niepewności ? … To tak robi dobry obywatel i człowiek uczciwy ? … No , pijże , panie Ignacy ! … — zawołał trącając jego kufel swoim . — Nasze kawalerskie ! … Panie Szprot , pokaż , co umiesz … nie kompromituj się przy chorym … — Hola ! … — odezwał się doktór Szuman , który od kilku chwil stał na progu nie zdejmując kapelusza z głowy . — Hola ! … A cóż to wy , moi panowie , jesteście ajentami domu pogrzebowego , że mi w taki sposób urządzacie pacjenta ? … Kazimierz ! — zawołał na służącego — wyrzuć mi te butelki do sieni … A panów proszę , ażebyście pożegnali chorego Szpital , choćby na jedną osobę , nie jest knajpą … To pan tak wykonywasz moje zlecenia ? … — zwrócił się do Rzeckiego . — To pan mając wadę serca będziesz mi urządzał pijatyki ? … Może jeszcze zaprosicie sobie dziewczęta ? … Dobrej nocy panom — rzekł do radcy i Szprota — a na drugi raz nie otwierajcie mi tu piwiarni , bo was zaskarżę o zabójstwo … Panowie radca Węgrowicz i ajent Szprot wynieśli się tak szybko , że gdyby nie gęsty ich cygar , można by myśleć , że nikogo nie było w pokoju . — Otwórz okno ! … — mówił doktór do służącego . — Oj , to ! to ! … — dodał ironicznie na Rzeckiego . — Twarz w płomieniach , oczy szkliste , pulsa biją tak , że słychać na ulicy … — Słyszałeś pan , co on mówił Stachu ? … — spytał Rzecki . — Ma rację — odparł Szuman . — Całe miasto mówi to samo , chociaż myli się tytułując bankrutem , bo on jest tylko półgłówkiem z tego typu , który ja nazywam polskimi romantykami . Rzecki patrzył na prawie wylękniony . — Nie patrz pan tak na mnie — ciągnął spokojnym głosem Szuman — raczej zastanów się , czy nie mam racji ? Wszakże ten człowiek ani razu w życiu nie działał przytomnie … Kiedy był subiektem , myślał o wynalazkach i o uniwersytecie ; kiedy wszedł do uniwersytetu , zaczął bawić się polityką . Później zamiast robić pieniądze , został uczonym i wrócił tu tak goły , że gdyby nie Minclowa , umarłby z głodu … Nareszcie zaczął robić majątek ale nie jako kupiec , tylko jako wielbiciel panny , która od wielu lat ma ustaloną reputację kokietki . Nie koniec na tym , już bowiem mając w ręku i pannę , i majątek , rzucił oboje , a dzisiaj co robi i gdzie jest ? … Powiedz pan , jeżeliś mądry ? … Półgłówek , skończony półgłówek ! — mówił Szuman machając ręką . — Czystej krwi polski romantyk , co to wiecznie szuka czegoś poza rzeczywistością … — Czy doktór powtórzy to Wokulskiemu , wróci ? … — spytał Rzecki . — Sto razy mu tak mówiłem , a jeżeli teraz powiem , to tylko dlatego , że nie wróci … — Co nie ma wrócić — szepnął Rzecki blednąc . — Nie wróci , bo albo sobie gdzieś łeb rozbije , jeżeli odzyska rozsądek , albo weźmie się jakiejś nowej utopii … Choćby do wynalazków tego mitycznego Geista , który także musi być patentowanym wariatem . — A doktór nie uganiałeś nigdy za utopiami ? — Tak , ale robiłem to odurzywszy się w waszej atmosferze . Opatrzyłem się jednak w porę i ta okoliczność pozwala mi stawiać najdokładniejsze diagnozy podobnych chorób … No , zdejmij pan szlafrok , zobaczymy , jakie skutki wywołał wieczór spędzony w wesołym towarzystwie … Zbadał Rzeckiego , kazał mu natychmiast iść do łóżka , na przyszłość nie robić ze swego mieszkania szynkowni . — Pan to także jesteś okazem romantyka ; tyle tylko , miał mniej sposobności do robienia głupstw — zakończył doktór . Po czym wyszedł zostawiając Rzeckiego bardzo ponurym nastroju . „ Już tam twoje gadanie więcej mi zaszkodzi aniżeli piwo — pomyślał Rzecki , a po chwili dodał półgłosem : „ Mógłby jednakże Stach choć słówko napisać … Bo licho wie jakie domysły snują się człowiekowi po głowie ! … ” Przykuty do łóżka pan nudził się piekielnie . Więc dla zabicia czasu odczytywał , po raz nie wiadomo , historię konsulatu i cesarstwa albo rozmyślał o Wokulskim . Oba te jednak zajęcia , zamiast uspakajać , drażniły go … Historia przypominała mu cudowne dzieje jednego z największych triumfatorów , na którego dynastii Rzecki opierał wiarę w przyszłość świata , a która to dynastia w oczach padła pod oszczepem Zulusa . Rozmyślania zaś o Wokulskim prowadziły go do wniosku , że ukochany przyjaciel , a tak niezwykły człowiek , co najmniej znajdował się na drodze do jakiegoś moralnego bankructwa . — Tyle chciał zrobić , tyle mógł zrobić i nic nie zrobił ! … — powtarzał pan Ignacy ze smutkiem w sercu — Gdybyż choć napisał , gdzie jest i jakie ma zamiary … Gdyby chociaż dał znać , że żyje ! … Od pewnego bowiem czasu trapiły pana Rzeckiego niejasne , ale złowrogie przeczucia . Przychodził mu na myśl jego sen , kiedy po przedstawieniu Rossiego marzyło mu się , że Wokulski skoczył za Izabelą z wieży ratuszowej . To znowu przypominał sobie dziwne , a nic dobrego nie zapowiadające zdania Stacha : „ Chciałbym zginąć sam i zniszczyć wszelkie ślady mego istnienia ! … ” Jak łatwo podobne życzenie może się spełnić u człowieka , który mówił tylko , co czuł , i umiał wykonywać to , co mówił ! … Codziennie odwiedzający go doktór Szuman wcale nie dodawał mu otuchy i prawie znudził go powtarzaniem jednej i tej samej zwrotki : — Doprawdy , że trzeba być albo kompletnym bankrutem , albo wariatem , ażeby zostawiwszy tyle pieniędzy Warszawie , nie wydać żadnej dyspozycji , a nawet nie donieść , gdzie jest ! … Rzecki kłócił się z nim , w duszy przyznawał mu rację . Pewnego dnia doktór wpadł do niego w porze niezwykłej , bo godzinie dziesiątej rano . Cisnął kapelusz na stół i zawołał : — A co , nie miałem racji że to jest półgłówek ! … — Cóż się stało ? … — zapytał pan , z góry wiedząc , o kim mowa . — Stało się , że już przed tygodniem ten wariat z Moskwy i … zgadnij pan dokąd ? … — Do ? … — Ale gdzie zaś ! … Wyjechał do Odessy , stamtąd ma zamiar udać się do Indyj , z Indyj do Chin i Japonii , a później przez Ocean Spokojny do Ameryki … Rozumiem podróż , nawet naokoło świata , sam mu ją radził . Ale ażeby nie napisać słówka , zostawiając , bądź jak bądź , ludzi życzliwych i ze dwakroć sto tysięcy rubli w Warszawie , na to , dalibóg ! trzeba mieć w wysokim stopniu rozwiniętą psychozę … — Skądże te wiadomości — spytał Rzecki . — Z najlepszego źródła , bo od Szlangbauma , któremu zbyt wiele zależy na tym , ażeby dowiedzieć się o projektach Wokulskiego . Ma mu przecież w początkach października zapłacić sto dwadzieścia tysięcy rubli … No , a gdyby kochany Stasio w łeb sobie palnął utonął , czy umarł na żółtą febrę … Rozumiesz pan ? … Wówczas moglibyśmy albo całemu kapitałowi ukręcić szyję , albo przynajmniej obracać nim z pół roku bez procentu … Pan już chyba poznałeś Szlangbauma ? On przecież mnie … mnie chciał okpić ! Doktór biegał po pokoju i gestykulował rękoma w taki sposób , jak gdyby sam był dotknięty początkami . Nagle zatrzymał się przed panem Ignacym , popatrzył mu w oczy i schwycił za rękę . — Co … co … co ? … Puls sto ? … Miałeś pan dziś gorączkę ? … — Jak to : nie … Przecież widzę … — Mniejsza — odparł Rzecki . — jednakże Stach zrobił coś podobnego ? … — Ten nasz dawny Stach , pomimo romantyzmu , może by nie zrobił ; ale ten pan Wokulski , zakochany w jaśnie pannie Łęckiej , może zrobić wszystko … No , i jak pan widzisz , robi , na co go stać … Od tej wizyty doktora pan Ignacy sam zaczął , że jest z nim niedobrze . „ To byłoby zabawne — myślał — gdybym ja tak w tych czasach dał nura … Phy ! trafiało się to lepszym ode mnie Napoleon I … Napoleon III … mały Lulu … Stach … No , cóż Stach ? … przecież jedzie teraz do Indyj … ” Zadumał się , wstał z łóżka , ubrał się jak należy i poszedł do sklepu wielkiemu zgorszeniu Szlangbauma , który wiedział , że panu Ignacemu zabroniono podnosić się . Za to przez następny dzień było mu gorzej ; odleżał dobę i znowu na parę godzin zaszedł do sklepu . — Cóż on sobie myśli , że sklep to trupiarnia ? … — rzekł jeden ze starozakonnych do pana Zięby , który z właściwą sobie szczerością znalazł , że ten koncept jest doskonały . W połowie września odwiedził pana Rzeckiego Ochocki , na kilka dni przyjechał tu z Zasławka . Na jego widok pan odzyskał dobry humor . — Cóż pana tu sprowadza ! … — , gorąco ściskając kochanego przez wszystkich wynalazcę . Ale Ochocki pochmurny . — Cóż by innego , jeżeli nie kłopoty ! — . — Wiesz pan , że umarł Łęcki … — Ojciec tej … tej ? — zdziwił się pan Ignacy . — Tej … tej ! … I bodaj czy nie przez nią … — W imię Ojca i Syna … — przeżegnał się Rzecki . — Iluż ludzi ma zamiar zgubić ta kobieta ? … Bo , o wiem , a zapewne i dla pana nie jest to tajemnicą , że jeżeli Stach wpadł w nieszczęście , to tylko przez nią … — Może mi pan powiedzieć , co się stało Łęckim ? … — ciekawie zapytał pan Ignacy . — Żaden to sekret — odparł Ochocki . — początkach lata oświadczył się o pannę Izabelę marszałek … — Ten … ten ? … Mógł moim ojcem — wtrącił Rzecki . — Może też dlatego panna przyjęła go , a przynajmniej nie odrzuciła . Więc stary zebrał manatki po dwu swoich i przyjechał na wieś do hrabiny … do ciotki panny Izabeli , u której mieszkała wraz z ojcem … — Trafiało się to i mędrszym od niego — ciągnął Ochocki . — Tymczasem , pomimo że marszałek zaczął uważać się za konkurenta , panna Izabela co parę , a później nawet i co dzień jeździła sobie w towarzystwie pewnego inżyniera do ruin starego zamku w Zasławiu … Mówiła , że jej to rozpędza nudy … — I marszałek ? … — Marszałek , naturalnie , milczał , ale kobiety perswadowały pannie , że tak robić nie wypada . Ona zaś ma w tych razach jedną : „ Marszałek powinien być kontent , jeżeli wyjdę za niego , a wyjdę nie po to , aby wyrzekać się moich przyjemności … ” — I pewnie marszałek przydybał ich na czym owych ruinach ? — wtrącił Rzecki . — Ii … nie ! … nawet tam nie zaglądał . A gdyby i zajrzał , przekonałby się , panna Izabela brała z sobą naiwnego inżynierka po to , ażeby w jego asystencji tęsknić za Wokulskim … — Za Wo – – skim ? … — Przynajmniej tak domyślano się — mówił Ochocki . — Tym razem ja sam zwróciłem jej uwagę , że w towarzystwie jednego wielbiciela nie tęsknić za drugim . Ale ona odpowiedziała mi swoim zwyczajem : „ Niech będzie kontent , że pozwalam mu patrzeć na siebie … ” — To osioł inżynier ! … — Nie bardzo , gdyż pomimo całej naiwności spostrzegł się i pewnego dnia , a nawet przez wszystkie dnie następne nie pojechał z panną tęsknić między gruzami . Jednocześnie zaś marszałek , zazdrosny inżyniera , zaprzestał konkurów i wyniósł się na Litwę w sposób tak demonstracyjny , że panna Izabela i hrabina dostały spazmów , a poczciwy Łęcki nawet nie kiwnąwszy palcem umarł na apopleksję … Skończywszy opowiadać Ochocki objął się rękoma głowę i śmiał się . — I pomyśleć tu — dodał — że rodzaju kobieta tylu ludziom głowy zawróciła … — Ależ to potwór ! — zawołał Rzecki . — Nie . Nawet niegłupia i niezła w gruncie rzeczy tylko … taka jak tysiące innych z jej sfery . — Niestety ! … — westchnął Ochocki . — Wyobraź pan sobie klasę ludzi majętnych lub zamożnych , którzy dobrze jedzą , a niewiele robią . Człowiek musi w jakiś sposób zużywać siły ; więc jeżeli nie pracuje , musi wpaść w , a przynajmniej drażnić nerwy … I do rozpusty zaś , i do drażnienia nerwów potrzebne są kobiety piękne , eleganckie , dowcipne , świetnie wychowane , a raczej wytresowane w tym właśnie kierunku … Toż to ich jedyna kariera … — I panna Izabela zaciągnęła w ich szeregi ? … — To jest , właściwie zaciągnęli ją … Przykro mi to mówić , ale mówię , ażebyś wiedział , o jaką to kobietę potknął się Wokulski … Rozmowa urwała się — ją Ochocki pytając : — Kiedyż wraca ? — Wokulski ? … — odparł pan Ignacy . Przecież wyjechał do Indyj , Chin , Ameryki … Ochocki rzucił się krześle . — To niepodobna ! … — zawołał . Chociaż … — dodał po namyśle . — Czy ma pan jakie wskazówki , że tam pojechał ? … — zapytał Rzecki zniżonym głosem . — Żadnych . Tylko dziwię się nagłej decyzji … Kiedym tu ostatnim razem , obiecał mi załatwić pewien interes … Ale … — I niezawodnie załatwiłby go ten dawny Wokulski . Ten nowy zaś nie tylko o pańskich interesach … Przede wszystkim o własnych … — Że on wyjedzie — mówił Ochocki jakby do siebie — tego można było spodziewać , ale nie podoba mi się ta nagłość . Pisał do pana ? … — Ani litery , i do — odparł stary subiekt . — Musiało się tak — mruknął . — Dlaczego musiało się stać ? … — wybuchnął Rzecki . — Cóż to on bankrut czy może nie miał ? … Taki sklep , spółka to fraszki ? A nie mógł ożenić się z kobietą piękną , zacną … — Znalazłoby się więcej takich kobiet — wtrącił Ochocki . — Wszystko to było — mówił ożywiając się — ale nie dla człowieka z jego usposobieniem … — Jak pan to rozumiesz ? — pochwycił Rzecki , któremu rozmowa o Wokulskim sprawiała taką przyjemność jak o kochance . — pan to rozumiesz ? … Poznałeś pan bliżej tego człowieka ? … — pytał natarczywie , a oczy mu błyszczały . — Poznać go łatwo . Był jednym słowem człowiek szerokiej duszy . — Oto właśnie ! … — odezwał się Rzecki wybijając takt palcem i wpatrując się w Ochockiego jak w obraz . Co pan jednak rozumiesz przez tę szerokość ? … Pięknie powiedziane ! … Wytłomacz to pan , a jasno ! … — Widzi pan — rzekł — ludzie małej duszy dbają tylko o swoje interesa , nie sięgają myślą poza dzień dzisiejszy i mają wstręt do rzeczy nieznanych . Byle im było spokojnie i suto … Taki zaś facet jak on troszczy się interesami tysięcy , patrzy nieraz o kilkadziesiąt lat , a każda rzecz nieznana i nierozstrzygnięta pociąga go w sposób nieprzeparty . To nawet nie jest żadna zasługa , tylko mus . Jak żelazo bez namysłu rusza się za magnesem albo pszczoła lepi swoje komórki , tak ten gatunek ludzi rzuca się do wielkich idei i niezwykłych prac … Rzecki ściskał go za obie i drżał ze wzruszenia . — Szuman — rzekł — mądry doktór Szuman mówi że Stach jest wariat , polski romantyk . — Głupi Szuman ze swoim żydowskim klasycyzmem ! … — odparł Ochocki . — On nawet nie domyśla się , że cywilizacji nie stworzyli ani , ani geszefciarze , lecz , właśnie tacy wariaci … Gdyby rozum polegał na myśleniu o dochodach , ludzie do dzisiejszego dnia byliby małpami … — Święte słowa … piękne słowa ! … — powtarzał subiekt . — Wytłomaczże pan jednak jakim sposobem człowiek , podobny Wokulskiemu , mógł … tak oto … zaawanturować się ? … — Proszę pana , ja się dziwię , że to tak późno nastąpiło ! … — odparł Ochocki wzruszając ramionami . — Przecież znam jego życie i wiem , że ten człowiek prawie dusił się tutaj od dzieciństwa . Miał aspiracje , lecz nie było ich czym zaspokoić ; miał szerokie instynkta społeczne , ale czego dotknął się w tym kierunku , wszystko padało … Nawet ta marna spółczyna , którą założył , zwaliła mu na łeb tylko pretensje i nienawiści … — Masz pan rację ! … masz pan rację ! … powtarzał Rzecki . — A teraz ta panna Izabela … — Tak , ona mogła go uspokoić . Mając szczęście osobiste , łatwiej pogodziłby się z otoczeniem zużyłby energię w tych kierunkach , jakie są u nas możliwe . Ale … nietęgo trafił … — A co ? … — Czy ja wiem ? … — szepnął Ochocki . — Dziś jest on podobny do wyrwanego drzewa . Jeżeli znajdzie grunt właściwy , a w Europie może go znaleźć , jeżeli ma jeszcze energię , to wlezie w jakąś robotę i bodaj czy nie zacznie naprawdę żyć … Ale jeżeli wyczerpał się , co także w jego wieku jest możliwe … Rzecki podniósł palec ust . — Cicho ! … cicho ! … — przerwał . — Stach ma … o , ma ! … On jeszcze wypłynie … wypły … Odszedł od okna i oparłszy o futrynę zaczął szlochać . — Taki jestem chory — mówił — taki rozdrażniony … — Bo ja mam podobno wadę serca … to przejdzie … przejdzie … Tylko dlaczego on tak ucieka … kryje się … nie pisze ? … — Ach , jak ja rozumiem — zawołał Ochocki — ten wstręt człowieka rozbitego do rzeczy , które mu przypominają przeszłość ! … Jak ja to znam , choćby z małego doświadczenia … Wyobraź pan sobie , że kiedy zdawałem w egzamin dojrzałości , musiałem w pięć tygodni przejść kursa łaciny i greki z siedmiu klas , bom się tego nigdy nie chciał uczyć . No i jakoś wykręciłem się na egzaminie , ale tak przedtem pracowałem , żem się przepracował . Od tej pory nie tylko nie mogłem patrzeć na książki łacińskie albo greckie , ale nawet myśleć o nich . Nie mogłem patrzeć na gmach szkolny , unikałem kolegów , którzy pracowali razem ze mną , ale nawet musiałem opuścić owe mieszkanie , gdzie uczyłem się dzień i noc . Trwało to parę miesięcy i naprawdę nie pierwej uspokoiłem się , ażem … pan , com zrobił ? Rzuciłem do pieca wszystkie podręczniki greckie i łacińskie i spaliłem bestie ! … Paskudziło się to z godzinę , ale kiedy ostatecznie kazałem popioły wysypać na śmietnik , ozdrawiałem ! … Chociaż i dziś jeszcze dostaję bicia serca na widok greckich liter albo łacińskich wyjątków : panis , piscis , crinis … Aaa … jakie to obrzydliwe … Nie dziwże się pan — kończył Ochocki — że Wokulski umyka stąd aż do … Długie udręczenie może doprowadzić człowieka do wścieklizny … Chociaż i to przechodzi … — A czterdzieści sześć lat , ? … — zapytał Rzecki . — A silny organizm ? … a tęgi mózg ? … , ale zagadałem się … Bywaj mi pan zdrów … — Co , może pan ? … — Aż do Petersburga — odparł Ochocki . — Muszę pilnować testamentu nieboszczki Zasławskiej , chce obalić wdzięczna rodzina . Posiedzę tam , bodaj czy nie do końca października . — Jak tylko będę miał wiadomość od Stacha , panu doniosę . Tylko przyszlij mi pan adres . — I ja panu dam znać , tylko zachwycę … Chociaż wątpię … Do widzenia ! … Rozmowa z Ochockim orzeźwiła pana Ignacego . Zdawało się , że stary subiekt nabrał sił nagadawszy się człowiekiem , który nie tylko rozumiał ukochanego Stacha , ale i przypominał go w wielu punktach . „ On był taki sam — myślał Rzecki . — Energiczny trzeźwy , a mimo to zawsze pełen idealnych popędów … ” Można powiedzieć , że od tego dnia zaczęła się rekonwalescencja pana Ignacego . Opuścił łóżko , potem szlafrok zamienił na surdut , bywał w i nawet często wychodził na ulicę . Szuman zachwycał się trafnością swojej kuracji , dzięki której choroba serca zatrzymała się w rozwoju . — Co będzie dalej — mówił do Szlangbauma — nie wiadomo . Ale fakt , że od kilku dni stary ma lepiej . Odzyskał apetyt i sen , a nade wszystko opuściła go apatia . Z Wokulskim miałem to samo . Naprawdę zaś Rzecki pokrzepiał się nadzieją , że prędzej później będzie miał list od swego Stacha . „ Już może jest w Indiach — myślał — więc w końcu września powinien bym mieć wiadomość No , o spóźnienie w takich razach nietrudno ; ale za październik dam głowę … ” Rzeczywiście , w epokach wskazanych nadeszły wiadomości Wokulskim , lecz bardzo dziwne . W końcu września wieczorem odwiedził pana Szuman i śmiejąc się rzekł : — Tylko uważaj pan , jak ten półgłówek zainteresował ludzi . Pachciarz z Zasławka mówił Szlangbaumowi , że furman nieboszczki widział niedawno Wokulskiego w lesie zasławskim . Opisywał nawet , jak był ubrany i na jakim koniu jechał … — Może być ! … wtrącił ożywiony pan Ignacy . — Farsa ! … Gdzie Krym , gdzie Rzym , gdzie Indie , a gdzie Zasławek ? … — odparł doktór . — Tym bardziej że prawie jednocześnie inny Żydek , handlujący węglami , widział znowu Wokulskiego w … A nawet więcej , bo jakoby dowiedział się , że ów Wokulski kupił od jednego górnika , pijaczyny , dwa naboje dynamitowe … No , już tego głupstwa chyba i pan nie zechcesz bronić ? … — Ale cóż by znaczyło ? … — Nic . Widocznie Szlangbaum musiał między Żydkami ogłosić nagrodę za dowiedzenie się o Wokulskim , więc teraz każdy będzie Wokulskiego bodajby w mysiej jamie … I święty rubel tworzy jasnowidzących ! … — zakończył doktór śmiejąc się ironicznie . Rzecki musiał przyznać , że pogłoski nie miały sensu , a wyjaśnienie ich Szumana było najzupełniej racjonalne . Pomimo to niepokój o Wokulskiego wzmógł się . Niepokój jednak zamienił się w istotną trwogę wobec faktu , nie ulegającego już żadnej wątpliwości . Oto w dniu pierwszym października jeden z rejentów zawezwał do siebie pana Ignacego i pokazał mu akt , zeznany przez przed wyjazdem do Moskwy . Był to formalny testament , w którym Wokulski rozporządził pozostałymi w Warszawie pieniędzmi , z których siedemdziesiąt tysięcy rs. leżały w banku , zaś sto dwadzieścia tysięcy rs. u Szlangbauma . Dla osób obcych rozporządzenie to było dowodem niepoczytalności Wokulskiego ; Rzeckiemu jednak wydało się całkiem logiczne . Testator zapisał : ogromną sumę stu czterdziestu tysięcy rubli Ochockiemu , dwadzieścia pięć tysięcy rs . Rzeckiemu , dwadzieścia tysięcy rs . Helence Stawskiej . Pozostałe zaś pięć tysięcy podzielił między swoją dawną służbę albo biedaków , którzy mieli z nim stosunki . Z tej sumy otrzymali po pięćset rubli : Węgiełek , stolarz z Zasławia , Wysocki , furman z Warszawy , i drugi Wysocki , jego brat , dróżnik ze Skierniewic . Wokulski rzewnymi słowami prosił obdarowanych , ażeby zapisy przyjęli jak od ; rejenta zaś zobowiązał do nieogłaszania aktu przed pierwszym październikiem . Między ludźmi , którzy znali Wokulskiego , zrobił się hałas , posypały się plotki , , obrazy osobiste … Szuman zaś w rozmowie z Rzeckim wypowiedział taki pogląd : — O zapisie dla pana dawno wiedziałem … Ochockiemu dał blisko milion złotych , ponieważ odkrył w nim wariata tego co gatunku … No i prezent dla córeczki pięknej pani Stawskiej rozumiem — dodał z uśmiechem — jedno mnie tylko intryguje … — Cóż mianowicie ? — Rzecki przygryzając wąsy . — Skąd się wziął między obdarowanymi ów Wysocki ? … — zakończył Szuman . Zanotował jego imię i i wyszedł zamyślony . Wielki był niepokój Rzeckiego o to , co mogło się stać z Wokulskim ? dlaczego zrobił zapis i dlaczego przemawiał w nim jak człowiek myślący o śmierci ? … Wnet jednak trafiły się wypadki , które obudziły w panu Ignacym iskrę nadziei lub do pewnego stopnia wyjaśniły dziwne postępowanie Wokulskiego . Przede wszystkim Ochocki , zawiadomiony o darze , nie tylko natychmiast odpowiedział z Petersburga , że zapis przyjmuje i całą gotówkę chce mieć w początkach listopada , ale jeszcze zastrzegł sobie u Szlangbauma procent za miesiąc październik . Nadto zaś napisał do Rzeckiego list z zapytaniem : czy pan Ignacy nie dałby mu ze swego kapitału dwudziestu jeden rubli gotowizną , w zamian za sumę płatną na święty Jan , którą Ochocki miał na hipotece wiejskiego majątku ? „ Bardzo zależy mi na tym — kończył swój list — ażeby wszystko , co posiadam , mieć w , gdyż w listopadzie stanowczo muszę wyjechać za granicę . Objaśnię to panu przy osobistej rozmowie … ” „ Dlaczego on tak nagle wyjeżdża za granicę i dlaczego zbiera wszystkie pieniądze ? … — sam siebie Rzecki . — Dlaczego w końcu odkłada wyjaśnienia do rozmowy osobistej ? … ” Naturalnie , że przyjął propozycję Ochockiego ; zdawało mu się , w tym nagłym wyjeździe i niedomówieniach tkwi jakaś otucha . „ Kto wie — myślał — czy Stach pojechał do Indyj ze swoim półmilionem ? … Może oni obaj z Ochockim zejdą się w Paryżu u tego dziwnego Geista ? … Jakieś metale … jakieś balony ! … Widocznie chodzi im o utrzymanie tajemnicy , przynajmniej do czasu … ” W tym jednak razie pomieszał mu Szuman powiedziawszy przy jakiejś okazji : — Dowiadywałem się w Paryżu o tego sławnego Geista myśląc , że Wokulski może się o niego zechce zaczepić . No , Geist , niegdyś bardzo zdolny chemik , jest dziś skończonym wariatem … Cała Akademia śmieje się z jego pomysłów ! … Drwiny całej Akademii z Geista mocno zachwiały nadziejami Rzeckiego . Jużci , jeżeli kto , to tylko Akademia francuska mogłaby oceniać wartość owych metali balonów … A jeżeli mędrcy zadecydowali , że Geist jest wariatem , to już chyba Wokulski nie miałby co robić u niego . „ Gdzie i po co w takim razie wyjechał ? — myślał Rzecki . — Ha , oczywiście , wyjechał w podróż , bo mu tu było źle … Jeżeli Ochocki musiał opuścić mieszkanie , w którym dokuczyła tylko gramatyka grecka , to Wokulski mógł tym bardziej wynieść się z miasta , gdzie mu tak dokuczyła kobieta … I gdybyż to tylko ona ! … Czy był kiedy człowiek bardziej szkalowany od niego ? … ” „ Ale dlaczego on zrobił prawie testament i jeszcze napomykał w o śmierci ? … ” — dodawał pan Ignacy . Tę wątpliwość rozjaśniła mu wizyta Mraczewskiego . Młody człowiek przyjechał do Warszawy niespodzianie i przyszedł do Rzeckiego z miną zakłopotaną . Rozmawiał urywkowo a w końcu napomknął , że pani Stawska waha się przyjąć darowizny Wokulskiego i że jemu samemu dar ten wydaje się niepokojącym … — Dzieciak jesteś , mój kochany ! … — oburzył się pan Ignacy . — Wokulski zapisał jej czy Helci dwadzieścia tysięcy rubli , bo polubił kobietę a polubił ją , bo w jej domu znajdował spokój w najcięższych czasach dla siebie … Wiesz przecie , że kochał się w pannie Izabeli ? … — To wiem — odparł nieco spokojniej Mraczewski — ale wiem o tym , że pani Stawska miała do Wokulskiego słabość … — Więc i cóż ? … Dziś Wokulski jest dla nas prawie umarłym i Bóg wie , czy go kiedy zobaczymy … Mraczewskiemu twarz się . — To prawda — rzekł — to prawda ! … Pani Stawska może przyjąć od zmarłego , a ja nie potrzebuję się obawiać wspomnień o nim … I wyszedł bardzo kontent z tego , Wokulski może już nie żyje . „ Stach miał rację — myślał pan Ignacy — nadając taką formę swoim zapisom Umniejszył kłopotu obdarowanym , a nade wszystko tej poczciwej pani Helenie … ” W sklepie Rzecki bywał ledwie raz na kilka dni , jedyne zaś jego zajęcie , notabene bezpłatne , polegało na układaniu wystawy w oknach , co zwykle robił w nocy z soboty niedzielę . Stary subiekt bardzo lubił to układanie , a Szlangbaum sam go o nie prosił w nadziei , że pan Ignacy umieści swój kapitał w jego kantorze na niewysoki procent . Ale i te rzadkie odwiedziny wystarczyły panu Ignacemu do zorientowania się , że w sklepie zaszły gruntowne zmiany na gorsze . Towary , lubo pokaźne na oko , były liche , choć zarazem zniżyła trochę ich cena ; subiekci w arogancki sposób traktowali publiczność i dopuszczali się drobnych nadużyć , które nie uszły uwagi Rzeckiego . Nareszcie dwu nowych inkasentów dopuściło się malwersacji na sto kilkadziesiąt rubli . Kiedy pan Ignacy wspomniał o Szlangbaumowi , usłyszał odpowiedź : — Proszę pana , publiczność nie zna się na dobrym towarze , tylko na tanim … co do malwersacji , te się wszędzie trafiają . Skąd zresztą wezmę innych ludzi ? Pomimo tęgiej miny Szlangbaum jednak martwił się , Szuman drwił z niego bez miłosierdzia . — Prawda , panie Szlangbaum — mówił doktór — że gdyby w kraju zostali sami Żydzi , wyszlibyśmy z z interesu ! Bo jedni okpiwaliby nas , a drudzy nie daliby się łapać na nasze sztuki … Mając dużo wolnego czasu pan Ignacy dużo rozmyślał i dziwił się , że teraz po dniach zaprzątały go kwestie , które dawniej nawet nie przeszły mu przez głowę . „ Dlaczego nasz sklep upadł ? … — mówił do siebie . — Bo gospodaruje w nim Szlangbaum , nie Wokulski . A dlaczego nie Wokulski ? … Bo jak to wspomniał Ochocki , Stach dusił się tutaj prawie od dzieciństwa i nareszcie musiał uciec na świeże powietrze … ” I przypomniał sobie najwydatniejsze momenta z życia Wokulskiego . Kiedy chciał uczyć się , jeszcze jako subiekt Hopfera , wszyscy mu dokuczali . Kiedy wstąpił do uniwersytetu , zażądano od niego poświęceń Kiedy wrócił do kraju , nawet pracy mu odmówiono . Kiedy zrobił majątek , obrzucono go podejrzeniami , a kiedy zakochał się , ubóstwiana kobieta zdradziła go w najnikczemniejszy sposób … „ Trzeba przyznać — rzekł pan Ignacy — że takich warunkach zrobił , co mógł najlepszego … ” Ale jeżeli Wokulskiego siła faktów wypchnęła z kraju , dlaczego sklepu po nim odziedziczył bodajby on sam , Rzecki , nie zaś Szlangbaum ? … Bo on , Rzecki , nigdy o tym nie myślał , ażeby posiadać własny sklep . On walczył za interesa Węgrów albo czekał , Napoleonidzi świat przebudują . I cóż się stało ? … Świat nie poprawił się , Napoleonidzi wyginęli , a właścicielem sklepu został Szlangbaum . „ Strach , ile się u nas marnuje uczciwych ludzi — myślał . — Katz palnął sobie w łeb , Wokulski wyjechał Klejn Bóg wie gdzie , a Lisiecki musiał także się wynosić , bo dla niego nie było tu miejsca … ” Wobec tych medytacyj pan Ignacy doznawał wyrzutów sumienia , pod których począł mu się zarysowywać jakiś plan na przyszłość … „ Wejdę — mówił — do spółki z panią Stawską i z Mraczewskim . Oni mają dwadzieścia tysięcy rubli ja dwadzieścia pięć tysięcy , więc za taką sumę możemy otworzyć porządny sklep choćby pod bokiem Szlangbaumowi … ” Projekt ten tak go opanował , że pod jego wpływem czuł się nawet zdrowszym . coraz częściej doznawał bólu w ramionach i duszności , ale nie zważał na to … „ Pojadę na kurację choćby za granicę — myślał — pozbędę się tych głupich duszności i wezmę się roboty naprawdę … Cóż to , czy tylko Szlangbaum ma robić u nas majątek ? … ” Czuł się młodszym i rzeźwiejszym , choć Szuman nie mu wychodzić na ulicę i zalecał unikać wzruszeń . Sam doktór jednakże często o własnym przepisie . Raz wpadł do Rzeckiego z rana , wzburzony , że zapomniał włożyć krawata na szyję . — Wiesz pan — zawołał — pięknych dowiedziałem się o Wokulskim ! … Pan Ignacy położył na stole nóż i widelec ( właśnie befsztyk z borówkami ) i uczuł ból w ramionach . — Cóż się stało ? — zapytał słabym głosem . — Pyszny jest Staś ! … — mówił Szuman . — Odnalazłem tego dróżnika w Skierniewicach , wybadałem go i wiesz pan , com odkrył ? … — Skądże mogę wiedzieć ? … — spytał Rzecki któremu na chwilę zrobiło się ciemno w oczach . — Wyobraź pan sobie — mówił zirytowany Szuman — że … to bydlę … to zwierzę … wtedy w maju kiedy jechał z Łęckimi do Krakowa , rzucił się w Skierniewicach pod pociąg ! … Wysocki go uratował … — Eh ! … mruknął Rzecki . — Nie : eh ! … tylko tak jest . Z czego widzę , że kochany Stasieczek , obok romantyzmu miał jeszcze manię samobójstwa … Założyłbym się o cały mój majątek , że on już nie żyje ! … Nagle umilkł spostrzegłszy straszną zmianę na twarzy pana Ignacego . Zmieszał się niesłychanie , sam prawie go na łóżko i przysiągł sobie , że już nigdy nie będzie zaczepiać tych kwestyj . Ale los inaczej . W końcu października bryftrygier oddał Rzeckiemu rekomendowany pod adresem Wokulskiego . List pochodził z Zasławia pismo było niewprawne . „ Czyby od Węgiełka … ” — pan Ignacy i otworzył kopertę . „ Wielmożny panie ! — pisał Węgiełek . — Najpierwej dziękujemy wielmożnemu panu za pamięć o nas i za te pięćset rubli , którymi nas wielmożny pan znowu obdarzył , i za wszystkie dobrodziejstwa , które otrzymaliśmy z jego szczodrobliwej ręki , dziękujemy : matka moja , żona moja i ja … Po drugie zaś wszyscy troje zapytujemy się zdrowie i życie wielmożnego pana i czy pan szczęśliwie do dom powrócił . Pewno , że tak jest , bo inaczej nie wysłałby nam pan swego wspaniałego daru . Tylko żona moja jest bardzo o wielmożnego pana niespokojna i po nocach nie sypia , a nawet chciała , ażebym sam do Warszawy pojechał , zwyczajnie jak kobieta . Bo to u nas , wielmożny panie , we wrześniu , tego samego dnia kiedy wielmożny pan idąc na zamek spotkał moją matkę przy kartoflach , trafiło się wielkie zdarzenie . Tylko co matka wróciła z i nastawiła wieczerzę , aż tu w zamku dwa razy tak strasznie huknęło , jak pioruny , a w miasteczku szyby się zatrzęsły . Matce garnczek wypadł z rąk i zaraz mówi do mnie : « Leć na zamek , bo tam może bawi się jeszcze pan Wokulski więc żeby go nieszczęście nie spotkało . I ja też zaraz poleciałem . Chryste Panie ! Ledwieżem poznał górę . Z czterech ścian zamku , co się jeszcze mocno trzymały , została tylko jedna , a trzy zmielone prawie na mąkę . Kamień , cośmy na nim rok temu wycięli wiersze , rozbity na jakie dwadzieścia kawałków , a w tym miejscu , gdzie zawalona studnia , zrobił się dół i gruzów nasypało w niego więcej niż na stodołę . Ja myślę , że to mury same zawaliły się ze starości ; ale matka mówi , że to może kowal nieboszczyk , com o nim wielmożnemu państwu rozpowiadał , że on taką psotę zrobił . Nic nie mówiąc nikomu o tym , że wielmożny pan szedł wtedy na zamek , przez cały tydzień grzebałem między gruzami , czy , broń Boże , nie stało się nieszczęście . I dopiero , kiedym śladu nie znalazł , ucieszyłem się tak , że na tym miejscu święty krzyż stawiam cały z drzewa dębowego , nie malowany , ażeby była pamiątka , jako wielmożny pan od nieszczęścia się ocalił . Ale moja żona , kobiecym obyczajem , wciąż się niepokoi … Więc dlatego pokornie upraszam wielmożnego pana ażeby nam dał znać o sobie , że żyje i że zdrów jest … Ksiądz proboszcz jegomość taki poradził wyciąć napis na krzyżu : Ażeby ludzie wiedzieli , że choć stary zamek , pamiątka z czasów dawnych , w gruzy się rozleciał , przecie nie wszystek zginął i jeszcze niemało zostanie po nim do widzenia nawet dla naszych wnuków … ” „ A zatem Wokulski był w kraju ! … ” — zawołał Rzecki i posłał po doktora prosząc go , ażeby przyszedł natychmiast . W niecały kwadrans zjawił się Szuman . Dwa razy przeczytał podany list i ze zdziwieniem przypatrywał się ożywionej fizjognomii pana Ignacego . — Cóż doktór na to ? — zapytał triumfalnie Rzecki . Szuman zdziwił się mocniej . — Co ja na to ? … — powtórzył . — Że stało się , co przepowiadałem Wokulskiemu przed jego wyjazdem do Bułgarii … Przecież to jasne , że Stach zabił się w Zasławiu . — Ależ zastanów się , panie Ignacy — mówił doktór , z trudnością hamując wzruszenie . — Pomyśl tylko : widziano go w Dąbrowie , jak kupował naboje , potem widziano go w okolicach Zasławka , a nareszcie samym Zasławiu . Myślę , że w zamku musiało coś kiedyś zajść między nim a tą … tą potępienicą … Bo nawet mnie raz wspomniał , że chciałby zapaść się pod ziemię tak głęboko jak studnia zasławska … — Gdyby zechciał się zabić , mógłby to zrobić dawniej … i pistolet by wystarczył , nie dynamit — odparł Rzecki . — Toteż zabijał się … Ale że w każdym calu była to wściekła bestia , więc mu pistolet nie … Jemu trzeba było lokomotywy , ażeby zginąć … Samobójcy umieją być wybredni , wiem o tym ! … Rzecki kręcił głową uśmiechał się . — Więc co pan myślisz , u diabła ? … — zniecierpliwiony Szuman . — Czy masz jaką inną hipotezę ? … — Mam . Stacha po prostu dręczyły wspomnienia tego zamku , więc chciał go zniszczyć , jak Ochocki zniszczył grecką gramatykę , kiedy na niej przepracował . Jest to także odpowiedź dana tej pannie , która podobno co dzień jeździła tęsknić do tych gruzów … — Ależ to byłoby dzieciństwo ! … chłop nie może postępować jak uczeń … — Kwestia temperamentu — odparł Rzecki spokojnie . — Jedni odsyłają pamiątki , a on wysadził w powietrze … Szkoda tylko , że tej Dulcynei nie było między gruzami . — Wściekła bestia ! … Ale gdzieżby się podział , jeżeliby żył ? … — Teraz właśnie podróżuje z lekkim sercem . A nie pisze , bośmy mu już widać wszyscy obrzydli — dokończył ciszej pan Ignacy . — Zresztą , gdyby tam zginął , pozostałby jakiś ślad … — Swoją drogą , nie przysiągłbym , że pan nie masz racji chociaż … ja w to nie wierzę — mruknął Szuman . Kiwał smutnie głową mówił : — Romantycy muszą wyginąć , to darmo ; dzisiejszy świat nie dla nich … Powszechna jawność sprawia to , że już nie ani w anielskość kobiet , ani w możliwość ideałów . Kto tego nie rozumie , musi zginąć albo dobrowolnie sam ustąpić … Ale jaki to człowiek stylowy ! … — zakończył . — Umarł przywalony feudalizmu … Zginął , aż ziemia zadrżała … Ciekawy typ , ciekawy … Nagle schwycił kapelusz i z pokoju mrucząc : — Wariaty ! … wariaty ! … świat mogliby zarazić swoim obłędem … Rzecki wciąż się . „ Niech mnie diabli wezmą — mówił do siebie — jeżeli co do Stacha nie mam racji ! … Powiedział : adieu ! i pojechał … Oto cały sekret . Byle wrócił Ochocki , dowiemy się prawdy … ” Był w tak dobrym usposobieniu , że wydobył spod łóżka , naciągnął struny i przy jej akompaniamencie zaczął nucić : Wiosna się budzi całej naturze , Witana rzewnym pieniem … W zielonym gaju ponad strumieniem , Kwitnęły dwie róże … Ostry ból w piersiach przypomniał mu że nie powinien się męczyć . Niemniej czuł w ogromną energię . „ Stach — myślał — wziął się do jakiejś wielkiej roboty , Ochocki jedzie do , więc muszę i ja pokazać , co umiem … Precz z marzeniami ! … Napoleonidzi już nie poprawią świata i nikt go nie poprawi , jeżeli i nadal będziemy postępować jak lunatycy … Zawiążę spółkę z Mraczewskimi , sprowadzę Lisieckiego , znajdę i spróbujemy , panie Szlangbaum , czy tylko ty masz rozum … Do licha , co może być łatwiejszego aniżeli zrobienie pieniędzy , jeżeli chce się tego ? A jeszcze z takim kapitałem takimi ludźmi ! … ” W sobotę po rozejściu się subiektów wieczorem pan Ignacy wziął od Szlangbauma klucz tylnych drzwi sklepu , ażeby na przyszły tydzień ułożyć wystawę w oknach . Zapalił jedną lampę , z głównego okna wydobył przy pomocy Kazimierza żardynierkę i dwa wazony saskie a na ich miejsce ustawił wazony japońskie i starorzymski stolik . Następnie kazał służącemu iść spać miał bowiem zwyczaj własnoręcznie rozkładać przedmioty drobne , a osobliwie mechaniczne zabawki . Nie chciał zresztą , ażeby prosty człowiek wiedział , że on sam najlepiej bawi się sklepowymi zabawkami . Jak zwykle , tak i tym razem wydobył wszystkie , zapełnił nimi cały kontuar i wszystkie jednocześnie nakręcił . Po raz tysiączny w życiu przysłuchiwał się melodiom grających tabakierek i patrzył , niedźwiedź wdrapuje się na słup , jak szklana woda obraca młyńskie koła , jak kot ugania się za myszą , jak tańczą krakowiacy , a na wyciągniętym koniu pędzi dżokej . I przypatrując się ruchowi martwych figur tysiączny raz w życiu powtarzał : „ Marionetki ! … Wszystko marionetki ! … Zdaje im się , że robią , co , a robią tylko , co im każe sprężyna , taka ślepa jak one … ” Kiedy źle kierowany dżokej wywrócił się na parach , pan Ignacy posmutniał . „ Dopomóc do szczęścia jeden drugiemu nie potrafi — myślał — ale cudze życie umieją tak dobrze , jak gdyby byli ludźmi … ” Nagle usłyszał łoskot . Spojrzał w głąb sklepu zobaczył wydobywającą się spod kontuaru ludzką figurę . „ Złodziej ? … ” przeleciało mu przez głowę . — Bardzo przepraszam , panie Rzecki , ale … ja zaraz przyjdę … — odezwała się figura oliwkową twarzą i czarnymi włosami . Pobiegła do drzwi , otworzyła je pośpiesznie i znikła . Pan Ignacy nie mógł podnieść się z fotelu ; ręce mu opadły , nogi odmówiły posłuszeństwa . serce uderzało w nim jak dzwon rozbity , a w oczach zrobiło mu się ciemno . „ Cóż , u diabła , ja się zląkłem ? — szepnął . — Wszakże to jest ten … ten Gutmorgen … tutejszy subiekt … Oczywiście , coś skradł i uciekł … Ale dlaczego ja się zląkłem ? … ” Tymczasem pan Izydor Gutmorgen po dłuższej nieobecności wrócił sklepu , co jeszcze więcej zadziwiło Rzeckiego . — Skądeś się pan tu wziął ? … czego chcesz ? … — zapytał go pan Ignacy . Pan Gutmorgen zdawał się być mocno zakłopotany . Spuścił głowę winowajca i przebierając palcami po kontuarze , mówił : — Przepraszam pana , panie Rzecki , ale pan może myśli że ja co ukradłem ? … Niech mnie pan zrewiduje … — Ale co pan tu robisz ? — zapytał Rzecki Chciał się podnieść z fotelu , lecz nie mógł . — Mnie pan Szlangbaum kazał tu dziś na noc … — Bo , widzi pan , panie Rzecki … z panem przychodzi tu do ustawiania ten Kazimierz … Więc pan Szlangbaum kazał mnie , ażeby on czego nie wyniósł … Ale że mnie się trochę niedobrze zrobiło , więc … ja pana bardzo przepraszam … Rzecki już powstał siedzenia . — Ach , wy kundle ! … — zawołał w najwyższej pasji . — To wy uważacie za złodzieja ? … I za to , że wam darmo pracuję ? … — Przepraszam pana , panie Rzecki — wtrącił z pokorą — ale … po co pan darmo pracuje ? … — Niechże was milion diabłów porwie ! … — krzyknął pan . Wybiegł ze sklepu i starannie zamknął drzwi na klucz . „ Posiedźże sobie do rana , kiedy ci niedobrze ! I zostaw pamiątkę swemu pryncypałowi ” — mruknął . Pan Ignacy nie mógł spać całą noc . A ponieważ jego lokal dzieliła tylko sień od sklepu więc około drugiej usłyszał ciche pukanie wewnątrz sklepu i stłumiony głos Gutmorgena , który mówił : — Panie Rzecki , niech pan … Ja zaraz wrócę … Wkrótce jednak ucichło . „ O , gałgany ! … — myślał Rzecki przewracając się na łóżku — To wy mnie traktujecie jak złodzieja … Poczekajcież ! … ” Około dziewiątej z rana usłyszał , że Szlangbaum uwolnił Gutmorgena , a następnie zaczął kołatać do jego drzwi . odezwał się jednak , a kiedy przyszedł Kazimierz , zapowiedział mu , ażeby nigdy nie puszczał tu Szlangbauma . „ Wyniosę się stąd — mówił — bodaj od Nowego Roku … Żebym miał mieszkać na strychu albo wziąć numer w hotelu Mnie zrobili złodziejem ! … Stach powierzał mi krocie , a ten bestia , lęka się o swoje tandeciarskie towary … ” Przed południem napisał dwa długie listy : jeden do pani Stawskiej proponując , ażeby sprowadziła się do Warszawy i zawiązała nim spółkę ; drugi do Lisieckiego zapytując : czyby nie zechciał powrócić i objąć posady w jego sklepie ? … Przez cały czas pisania i odczytywania listów uśmiech nie schodził mu z twarzy . „ Wyobrażam sobie minę Szlangbauma — myślał — kiedy otworzymy mu przed nosem sklep konkurencyjny … he ! … he ! … he ! On mnie kazał pilnować … Dobrze mi tak , kiedym pozwolił rozpanoszyć się temu filutowi … He ! he ! he ! ” W tej chwili trącił rękawem pióro , które z biurka upadło na podłogę . Rzecki schylił się , ażeby je podnieść , i nagle uczuł dziwny ból w piersiach , jakby przebił płuca wąskim nożykiem . Na chwilę zaćmiło mu się w oczach i doznał lekkich mdłości ; więc nie podnosząc pióra wstał z fotelu i położył się na szezlongu . „ Będę ostatnim cymbałem — myślał — jeżeli za parę lat Szlangbaum nie wyjdzie na Nalewki … Stary głupiec ze mnie ! … troszczyłem się o Bonapartych i o całą Europę , a tymczasem wyrósł pod bokiem tandeciarz , który każe mnie pilnować jak złodzieja … No , ale przynajmniej nabrałem doświadczenia ; wystarczy mi go na całe życie … Przestaniecie wy mnie teraz nazywać romantykiem i marzycielem … ” Coś jakby zawadzało mu lewym płucu . „ Astma ? … — mruknął . — Muszę ja się na serio wziąć do kuracji . Inaczej za , sześć lat zostałbym kompletnym niedołęgą … Ach , gdybym się był spostrzegł dziesięć lat temu ! .. ” Przymknął oczy i zdawało mu się , że widzi całe swoje życie , od chwili obecnej aż do dzieciństwa , rozwinięte na kształt panoramy , wzdłuż której on sam płynął , dziwnie spokojnym ruchem … Uderzało go tylko , że każdy miniony obraz zacierał mu się w pamięci tak nieodwołalnie , iż w żaden nie mógł przypomnieć sobie tego , na co patrzył przed chwilą . Oto obiad w Hotelu Europejskim z powodu otwarcia nowego sklepu … Oto stary sklep , a w nim panna Łęcka rozmawia z Mraczewskim … Oto jego pokój z zakratowanym oknem , gdzie przed chwilą wszedł Wokulski , kiedy powrócił z Bułgarii … „ Zaraz … co to ja widziałem … ” — myślał . Oto piwnica Hopfera , gdzie poznał się z Wokulskim … A oto pole bitwy , gdzie niebieskawy dym unosi się nad granatowych i białych mundurów … A oto stary Mincel siedzi na fotelu i ciągnie za sznurek wiszącego w oknie kozaka … „ Czy ja to wszystko istotnie widziałem , czy mi się śniło ? … Boże miłosierny … ” — szepnął . Teraz zdawało mu się , że jest małym chłopcem i że podczas gdy jego ojciec rozmawiał z panem Raczkiem o cesarzu Napoleonie , on wymknął się na strych i przez dymnik patrzył na Wisłę w stronę … Stopniowo jednak obraz przedmieścia zatarł mu się przed oczyma i został tylko dymnik . Z początku był on wielki jak talerz , później jak spodek , a potem zmalał do rozmiarów srebrnej dziesiątki … Jednocześnie ze wszystkich stron ogarnęła go niepamięć i ciemność , a raczej głęboka czarność wśród której tylko ów dymnik świecił jak gwiazda o nieustannie zmniejszającym się blasku . Nareszcie i ta gwiazda zgasła … Może zobaczył ją znowu , ale nie nad ziemskim horyzontem . Około drugiej w południe przyszedł służący pana Ignacego , Kazimierz , z koszem talerzy . nakrył do stołu , a widząc , że pan nie budzi się , zawołał : — Proszę pana obiad wystygnie … Ponieważ pan Ignacy nie ruszył się i tym razem więc Kazimierz zbliżył się do szezlonga i rzekł : Nagle cofnął się , wybiegł do sieni i zaczął pukać do tylnych drzwi , w którym jeszcze był Szlangbaum i jeden z jego subiektów . — Czego chcesz ? … szorstko zapytał służącego . — Proszę pana … naszemu coś się stało … Szlangbaum ostrożnie wszedł do pokoju , spojrzał szezlong i również cofnął się … — Biegnij po doktora Szumana ! … — . — Ja tu nie chcę wchodzić … W tej samej porze u doktora był Ochocki i opowiadał mu , że wczoraj z rana powrócił z Petersburga a w południe odprowadzał na pociąg wiedeński swoją kuzynkę , pannę Izabelę Łęcką , która wyjechała za granicę . — Wyobraź pan sobie — zakończył że wstępuje do klasztoru ! … — Panna Izabela ? … — zapytał Szuman . — Cóż to , czy ma zamiar nawet Boga kokietować , czy tylko chce po wzruszeniach odpocząć , ażeby pewniejszym krokiem wyjść za mąż ? — Daj jej pan spokój … to kobieta … — szepnął Ochocki . — One wszystkie wydają się nam dziwne — odparł zirytowanym głosem doktór — dopóki nie sprawdzimy że są tylko głupie albo nędzne … O Wokulskim nie słyszałeś pan czego ? … — A właśnie … — odpowiedział . nagle zatrzymał się i umilkł . — Cóż , wiesz pan co o nim ? … Czy robisz z tego tajemnicę stanu ? … — nalegał doktór . W tej chwili Kazimierz wołając : — Panie doktorze , coś się stało panu . Prędzej , panie ! Szuman zerwał się , razem z nim Ochocki . Siedli w i pędem zajechali przed dom , w którym mieszkał Rzecki . W bramie zastąpił im drogę z mocno zafrasowaną miną . — No , wyobraź pan sobie — zawołał do doktora — taki miałem do niego interes … Chodzi przecież o mój honor … a ten tymczasem umarł sobie ! … Doktór i Ochocki w towarzystwie Maruszewicza weszli do mieszkania Rzeckiego . W pokoju był już Szlangbaum , radca Węgrowicz i ajent Szprot . — Gdyby pił * radzika * — mówił — dosięgnąłby stu lat … A tak … Szlangbaum spostrzegłszy Ochockiego schwycił go rękę i zapytał : — Pan nieodwołalnie chce odebrać w tym tygodniu ? … — Dlaczego tak ? … — Na ? … — Może na zawsze — odparł szorstko i wszedł doktorem do pokoju , gdzie leżały zwłoki . Za nim na weszli inni . — Straszna rzecz ! — odezwał się doktór . — Ci , wy wyjeżdżacie … Któż tu w końcu zostanie ? … — My ! … — jednogłośnie Maruszewicz i Szlangbaum . — Ludzi nie zabraknie … dorzucił radca Węgrowicz . — Nie zabraknie … ale tymczasem idźcie stąd ! … — krzyknął doktór . Cała gromada z oznakami oburzenia cofnęła się do . Został tylko Szuman i Ochocki . — Przypatrz mu się pan … — rzekł doktór wskazując na zwłoki . — to romantyk ! … Jak oni się wynoszą … Jak oni się wynoszą … Szarpał wąsy i odwrócił do okna . Ochocki ujął zimną już rękę Rzeckiego i pochylił się , jakby chcąc mu coś szepnąć do ucha . w bocznej kieszeni zmarłego spostrzegł wysunięty do połowy list Węgiełka i machinalnie przeczytał nakreślone wielkimi literami wyrazy : — Masz rację … — jakby do siebie . — Ja mam rację ? … — zapytał . — Wiem o tym od dawna . Prawie w tej samej chwili , kiedy Rzecki studiował licytację domu Łęckich , w jego własnym naradzali się dwaj panowie : jednym z nich był Wokulski , drugim moskiewski kupiec Suzin . Suzin był to niski olbrzym , z potężną głową , potężnymi plecami i jeszcze potężniejszymi rękoma ; robił wrażenie ogniotrwałej szafy odzianej w surdut źle skrojony z bardzo cienkiego sukna . Z całej jego figury przeglądała niezmierna siła , a z czerwonej twarzy o nieregularnych rysach tryskało prawie kompromitujące zdrowie . Nosił długie konopiaste włosy , już gęsto przyprószone siwizną , przy kołnierzu i rozdzielone nad czołem , tudzież wielką brodę , również konopiastą w białe pasy . Na grubych palcach miał kilka pierścieni z ogromnymi brylantami , a na szyi złoty łańcuch , przy którym śmielej można było przyczepić berlinkę niż zegarek . Spod brwi , przypominających krzaki jałowcu , wyglądały mu nieduże siwe oczki , iskrzące się sprytem . Wokulski siedział w fotelu zamyślony , Suzin przeglądał jakieś papiery pił sodową wodę z koniakiem od gorąca i mówił : — Twoje prykaszczyki , Stanisławie Piotrowiczu , to same porządne panowie , polska szlachta … Nu , ale gdzie im do naszych ! … Ten Żyd , jak jego zwą , Szlajmans ? … on wygląda , jakby po tobie miał sklep wziąć . ( Przegnaj Żydów , Piotrowiczu ! a zresztą jak sobie chcesz … ) A ten Klejn , on — nihilist … Mraczewski także nihilist , ale on taki , co za dziewkami lata ; a Klejn chudy nihilist , mizerny i już jak co zmaluje — nie daj Boże ! … Znowu czytał papiery , popijał z koniakiem i ciągnął : — A ja zawsze do swojego , jak ten gubernator rzymski ( nie pomnisz ? ) , co to gadał : zawsze taki zburzyć Kartaginę ! … I ja tobie zawsze będę gadał : jedź ze mną dziś na noc do Paryża . Piętnaście tysięcy rubli gwarantuję tobie od zaraz , a jak mnie się uda jedna sprawa — może i pięćdziesiąt … Aj ! pan Wokulski , szkoda takich pieniędzy … Ulituj nade mną i nad sobą i jedź dzisiaj … Po co tu siedzieć ? co wysiedzisz ? … Ty już zupełnie nie ten , co byłeś ; padło tobie na mózgi , i co ? … Do Moskwy nie zaglądasz , na listy nie odpowiadasz i takimi pieniędzmi gardzisz ! … A już stary Suzin u ciebie gorzej sobaki . Doktorów by zwołał , do Karlsbadu by jechał , ha ? … W tej chwili drzwi ostrożnie uchyliły się i wszedł mizerny Klejn podając Wokulskiemu list w bladoniebieskiej kopercie , z litografowanym pęczkiem . Wokulski szybko chwycił list , pobladł , zarumienił się , rzucił na stół rozerwaną kopertę i począł czytać : „ Wieniec jest prześliczny ; odsyłam go panu na powrót i z góry dziękuję w imieniu Rossiego . Niechże pan , ale to koniecznie , przyjdzie do nas jutro na obiad , bo jeszcze musimy porozmawiać o tej kwestii . Życzliwa — Łęcka ” — Ma czekać na odpowiedź ? spytał cichym głosem Klejn . Klejn zniknął jak teatralny duch między kulisami , a Wokulski wciąż czytał list , drugi raz , trzeci i czwarty . Suzin odsunął papiery i z najwyższym skupieniem począł mu przypatrywać swymi małymi oczkami . Potem wziął do rąk bladoniebieską kopertę , obejrzał i znowu zatopił spojrzenie w Wokulskim , nieznacznie uśmiechając się , z odcieniem łagodnej ironii . Kiedy Wokulski schował list , rozglądając się po pokoju jak dopiero co zbudzony , Suzin wskazał kopertę i rzekł : — Rozumie się , od kobiety list … Czort z tymi babami ! … nie wejdzie do pokoju , a poznasz , że jest … Nosem poznasz . Raz mnie jeden batiuszka mówił , że Adam raju musiał zjeść zakazany owoc , bo drzewo , na którym on wyrósł , pachniało jak kobieta … Czort z tymi babami ! … Ale zawsze taki ona tobie musiała coś zadać , Stanisławie Piotrowiczu … — A ta , co przysłała tę kopertę . Zmieniłeś się tak , żem zdziwił . Prędko z nią kończ , bo popadniesz w jakie nieszczęście … — Gdybyż to można skończyć — westchnął Wokulski . — Ach , ty gołąbku ! … Co nie można ? … Wszystko można … Ja był raz na jednej operze , jakiego to Niemca ( już pozwól , a Niemcy mają rozum ! ) gdzie sam diabeł nie wynalazł na kobietę lepszego sposobu jak brylanty … Zaniósł jej brylantów ( może być na dziesięć , może być na piętnaście tysięcy rubli ) , nu i wszystko dobrze … — Co wygadujesz , Suzin ! … — Wokulski , opierając głowę na ręku . — Ach , ty pan ! ach , ty bezmozgi szlachcic polski ! — śmiał się Suzin . — Ot , co was gubi wszystkich Polaków , u was na wszystko : i na handel , i na politykę , i na kobiety , u was na wszystko — serce i serce … I to jest wasze głupstwo . Na wszystko ty miej kieszeń , a serce tylko dla siebie , ażeby radować się z tego , co kupisz za pieniądze . Osobliwie kobieta jest taki twór , że już u niej za serce nie nic , jak od Żyda za pacierze … Bo ona sobie z serca twojego zrobi umeblowanie , a przyjdzie inny bez serca , i z nim będzie kochać się , całować w twoich oczach … Ty mnie do niej poszlij , Stanisławie Piotrowiczu , a jej powiem krótkie słowo : „ Ot , madamka — ty zadała co to panu szlachcicu Wokulskiemu , a wzięła jemu rozum . Oddaj jego rozum , a ja tobie dam — tuzin tuzinów katarzynek … Może mało ? … Dam dwa razy tyle , i szabasz ! … ” Wokulski wyglądał tak okropnie , że Suzin , a potem zmienił temat rozmowy . — A ty wiesz — ciągnął — co mnie przed wyjazdem mówiła Maria Siergiejewna o swojej córce ? … „ Ot — mówiła — głupia Luboczka ! wciąż tęskni i tęskni za tym padlecem Wokulskim . Ja jej tłomaczę : ty i nie myśl o panu Wokulskim . Pan Wokulski siedzi sobie w Warszawie gra na fortepiano : Jeszcze Polska nie zginęła ! … a o takiej głupiej dziewczynie i nie pomyśli … A Luboczka nic , jak kamień … ” I jeszcze mówi Maria Siergiejewna : „ Czort mnie do ich parszywej Polski , niechaj ona i nie zginęła , ale mnie dziecka żal … ” No , pomyśl tylko , Stanisławie Piotrowiczu : dziewczyna jak malina , Smolny Instytut skończyła , wzięła medal , trzy miliony rubli położy tobie od razu na stół , i tańcuje , i maluje , jeden pułkownik gwardyjski starał się o nią … Żeń się z nią , a będziesz miał pieniądze na trzy tutejsze madamy , byle Bóg dał zdrowie , bo kobiety nie takich Samsonów zjadły … Drzwi pokoju otworzyły się raz drugi . — Pan Łęcki prosi pana — rzekł Klejn ukazując jeden mankiet i wierzch głowy . Wokulski drgnął , Suzin ciężko się z kanapy . — No , Stanisławie Piotrowiczu , to i ja już pójdę przespać się . Rzuć wszystko , radzę tobie i jedź ze mną dziś Paryża ; a nie dziś , to jutro albo pojutrze . Ja jeszcze wstąpię do Berlina popatrzyć na Bismarcka , a ty przyjeżdżaj … Ucałowali się i Suzin kiwając głową . — Gdzie jest pan Łęcki — spytał Wokulski Klejna . Klejn wyszedł , Wokulski szybko zebrał papiery ze i również opuścił mieszkanie pana Ignacego .