Pan Łęcki , trochę niezdrów , odział się w hawelok , w pled i jeszcze położył kołdrę na nogach . Kazał pozamykać wszystkie okna w wagonie i przyćmić latarnie , które go raziły . Obiecywał sobie , że zaśnie , nawet czuł , że go sen morzy ; wdał się w rozmowę z Wokulskim i szeroko zaczął mu opowiadać o siostrze Hortensji , która za młodu była do niego bardzo przywiązana , o dworze Napoleona III , który z nim kilka razy rozmawiał , o uprzejmości i miłostkach Wiktora Emanuela i o mnóstwie innych rzeczy . Wokulski słuchał go uważnie do Pruszkowa . Za Pruszkowem zmęczony i jednostajny głos pana Tomasza zaczął go męczyć . Za to coraz wyraźniej wpadała mu w ucho rozmowa panny Izabeli ze , prowadzona po angielsku . Usłyszał nawet kilka zdań , które go zainteresowały , i zadał sobie pytanie : czy nie należałoby ostrzec ich , że on rozumie po angielsku ? Już chciał powstać z siedzenia , kiedy wypadkiem spojrzał w przeciwległą szybę wagonu i zobaczył w niej jak w lustrze słabe odbicie panny i Starskiego . Siedzieli bardzo blisko siebie , oboje zarumienieni , choć rozmawiali tonem tak lekkim , jakby chodziło o rzeczy obojętne . Wokulski jednakże spostrzegł , że obojętny ton nie odpowiada treści rozmowy ; czuł nawet , że tym swobodnym tonem chcą kogoś w błąd wprowadzić . I w chwili , pierwszy raz od czasu jak znał pannę Izabelę , przeleciały mu przez myśl straszne wyrazy : „ fałsz ! … fałsz ! … ” Przycisnął się do ławki wagonu , patrzył w szybę i — słuchał . Zdawało mu się , że każde Starskiego i panny Izabeli pada mu na twarz , na głowę , na piersi jak krople ołowianego deszczu … Już nie myślał ich ostrzegać , że rozumie co mówią , tylko słuchał i słuchał … Właśnie pociąg wyjechał z Radziwiłłowa , a pierwszy frazes który zwrócił uwagę Wokulskiego , był ten : — Wszystko możesz mu zarzucić — mówiła panna Izabela po angielsku . — Nie jest młody ani dystyngowany ; jest sentymentalny i czasami nudny , ale chciwy ? … Już dosyć , kiedy nawet papo nazywa go zbyt hojnym … — A sprawa z panem K … — wtrącił Starski . — O klacz wyścigową ? … Jak to zaraz znać , że wracasz z prowincji . Niedawno był u nas baron powiedział , że jeżeli kiedy , to w tej sprawie pan , o którym mówimy , postąpił jak dżentelmen . — Żaden dżentelmen nie uwolniłby fałszerza , gdyby nie miał nim jakichś zakulisowych interesów — odparł z uśmiechem Starski . — A baron ile razy uwalniał ? — spytała panna Izabela . — I akurat baron ma rozmaite grzeszki , o których wie pan Źle bronisz swoich protegowanych , kuzynko — mówił drwiącym tonem Starski . Wokulski przycisnął się do ławki wagonu , ażeby nie zerwać i nie uderzyć Starskiego . Ale pohamował się . „ Każdy ma prawo sądzić innych — myślał . Zresztą zobaczymy , co będzie dalej ! … ” Przez kilka chwil słyszał tylko turkot kół zauważył , że wagon się chwieje . „ Nigdy nie czułem takiego chwiania się ” — rzekł do siebie . — I ten medalion — drwił Starski — jest całym prezentem przedślubnym … Niezbyt hojny narzeczony : kocha jak trubadur , ale … — Zapewniam cię — przerwała panna Izabela że oddałby mi cały majątek … — Bierzże go , kuzynko , i mnie pożycz ze sto … A cóż , znalazła się ta cudowna blaszka ? … — Właśnie że nie , i jestem bardzo zmartwiona Boże , gdyby on się kiedy dowiedział … — Czy o tym , że zgubiliśmy jego blaszkę , czy że medalionu ? — szepnął Starski przytulając się do jej ramienia . Wokulskiemu mgłą oczy . „ Tracę przytomność ? … ” — chwytając za pas przy oknie . Zdawało mu się , że wagon zaczyna i lada moment nastąpi wykolejenie . — Wiesz , że jesteś zuchwały ! — mówiła przyciszonym głosem panna Izabela . — To właśnie stanowi moją — odparł Starski . — Zlituj się … Ależ on spojrzeć ! … Znienawidzę cię … — Będziesz szaleć za mną , bo nikt nie się na to … Kobiety lubią demonów … Panna Izabela przysunęła się do ojca . patrzył w przeciwległą szybę i słuchał . — Oświadczam ci — mówiła zirytowana — że nie wejdziesz za próg domu … A gdybyś ośmielił się … powiem mu wszystko … — Nie wejdę , kuzynko , dopóki sama mnie nie wezwiesz ; jestem zaś pewny , że nastąpi to bardzo prędko . W tydzień znudzi cię ten ubóstwiający mąż i zapragniesz weselszego towarzystwa . Przypomnisz sobie łobuza kuzynka , który ani jedną chwilę w życiu nie był poważnym , zawsze dowcipnym , a niekiedy bezczelnie śmiałym … i pożałujesz tego , który zawsze gotów do uwielbiania cię , nigdy nie był zazdrosnym , umiał ustępować innym , szanował twoje kaprysy … — Wynagradzając sobie na innych — wtrąciła panna Izabela . — Właśnie ! … Gdybym tak nie robił , nie miałabyś czego przebaczać i mogłabyś lękać się wymówek z mojej strony … Nie zmieniając pozycji objął ją prawą ręką , a ściskał jej rączkę , ukrytą pod płaszczykiem . — Tak , kuzynko — mówił . — Takiej jak ty kobiecie nie wystarczy powszedni chleb ani pierniczki uwielbień … Tobie niekiedy potrzeba szampana , ciebie musi ktoś odurzyć choćby cynizmem . — Cynikiem łatwo … — Ale nie każdy ośmieli się być nim . Zapytaj tego pana , czy on wpadłby na myśl , że jego miłosne modlitwy są mniej warte od moich bluźnierstw ? … Wokulski już nie słyszał dalszej rozmowy ; uwagę jego pochłonął inny fakt : zmiana , która szybko poczęła odbywać się w nim samym . Gdyby wczoraj powiedziano mu , że będzie niemym świadkiem podobnej rozmowy nie uwierzyłby ; myślałby , że każdy wyraz zabije go albo przyprawi o szaleństwo . Kiedy się to jednak stało , musiał przyznać , że od zdrady , rozczarowania i upokorzeń jest coś gorszego . Ale co ? … Oto — jazda koleją . Jak ten wagon drży … jak on pędzi ! … Drżenie pociągu udziela jego nogom , płucom , sercu , mózgowi ; w nim samym wszystko drży , każda kosteczka , każde włókno nerwowe … A ten pęd przez pole nie ograniczone niczym , pod ogromnym sklepieniem nieba ! … I on musi , nie wiadomo jak jeszcze daleko … może z pięć , może z dziesięć minut ! … Co tam Starski albo i panna Izabela … Jedno warte drugiego ! Ale ta kolej , ach , ta kolej … to drżenie … Zdawało mu się , że się rozpłacze , że zacznie krzyczeć , że wybije okno i wyskoczy z wagonu … Gorzej . Zdawało mu się , że będzie błagać Starskiego , go ratował … Przed czym ? … Była chwila , że chciał schować się pod ławkę , prosić obecnych , ażeby na nim usiedli , i tak dojechać do stacji … Zamknął oczy , zaciął zęby , schwycił się rękoma za frędzle obicia ; pot wystąpił mu na czoło i spływał po , a pociąg drżał i pędził … Nareszcie rozległ się świst jeden … drugi i pociąg zatrzymał się na stacji . „ Jestem ocalony ” pomyślał Wokulski . Jednocześnie obudził się Łęcki . — Co to za stacja — spytał Wokulskiego . — Skierniewice — panna Izabela . Konduktor otworzył drzwi . Wokulski zerwał się z siedzenia . Potrącił pana Tomasza , się na przeciwną ławkę , potknął się na stopniu i wbiegł do bufetu . — Wódki ! — zawołał . Zdziwiona bufetowa podała mu kieliszek . Podniósł go do ust , ale ściskanie w gardle i nudności i postawił kieliszek nie tknięty . W wagonie Starski rozmawiał panną Izabelą . — No , już daruj , kuzynko — rzekł — ale takim pośpiechem nie wychodzi się z wagonu przy damach . — Może chory ? — odpowiedziała Izabela czując jakiś niepokój . — W każdym razie jest to choroba nie tyle niebezpieczna , ile cierpiąca zwłoki … Czy każesz sobie co podać , kuzynko ? — Niech mi wody sodowej . Starski poszedł do bufetu ; panna Izabela oknem . Jej nieokreślony niepokój wzrastał . „ W tym coś jest … — myślała — Jak on dziwnie wyglądał … ” Wokulski z bufetu poszedł na koniec peronu . Kilka razy odetchnął głęboko , napił się wody z beczki przy której stała jakaś uboga kobieta i paru Żydków . Powoli oprzytomniał , a spostrzegłszy nadkonduktora rzekł : — Kochany panie , weź rąk jaki papier … — Co to ? … — Nic . Weź pan z biura jaki papier i naszym wagonem powiedz , że jest telegram do Wokulskiego . — Do ? … Nadkonduktor mocno się zdziwił , ale poszedł do telegrafu . W parę minut wyszedł z biura zbliżywszy się do wagonu , w którym siedział pan Łęcki z córką , zawołał : — Telegram do Wokulskiego ! … — Co to znaczy ? … pokaż pan — odezwał się zaniepokojony pan Tomasz . Ale w tej chwili obok nadkonduktora stanął Wokulski , odebrał papier , spokojnie otworzył i choć w tym miejscu było zupełnie ciemno , udał , że czyta . — Co to za telegram ? — zapytał go pan Tomasz . — Z Warszawy — odparł . — Muszę wracać . — Wraca pan ? … — zawołała panna . — Czy jakie nieszczęście ? … — Nie , pani . wspólnik wzywa mnie . — Zysk czy strata ? … — pan Tomasz wychylając się przez okno . — Ogromny zysk — odparł samym tonem Wokulski . — A … to jedź … poradził mu pan Tomasz . — Ale po cóż ma pan tu zostawać ? — zawołała panna Izabela . — Musi pan czekać na pociąg a w takim razie lepiej niech pan jedzie z nami naprzeciw niego . Będziemy jeszcze parę godzin razem … — Bela wybornie radzi wtrącił pan Tomasz . — Nie , panie — odpowiedział Wokulski . — stąd pojechać na lokomotywie aniżeli tracić parę godzin . Panna Izabela przypatrywała mu się szeroko otwartymi oczyma . W tej spostrzegła w nim coś zupełnie nowego i — zainteresował ją . „ Jaka to bogata natura ” — pomyślała . W ciągu paru minut Wokulski bez powodu spotężniał w jej , a Starski wydał się małym i zabawnym . „ Ale dlaczego on zostaje ? … Skąd się tu wziął telegram ? ” — mówiła w sobie i po nieokreślonym niepokoju ogarnęła ją trwoga . Wokulski znowu zwrócił się ku bufetowi , aby znaleźć posługacza , wyjąłby mu rzeczy , i zetknął się ze Starskim . — Co panu jest ! … — zawołał Starski się w niego przy świetle padającym z sali . Wokulski wziął go pod ramię i za sobą wzdłuż peronu . — Niech pana to nie gniewa , panie Starski , co powiem — rzekł głuchym głosem . — Pan myli się co do siebie … W panu jest tyle demona , ile trucizny w … I wcale pan nie posiada szampańskich własności … Pan ma raczej własności starego sera , co to podnieca chore żołądki , ale prosty smak może pobudzić do wymiotów … Przepraszam pana … Starski słuchał oszołomiony . Nic nie rozumiał , a jednak zdawało mu się że coś rozumie . Zaczął przypuszczać , że ma przed sobą wariata . Odezwał się drugi dzwonek , podróżni wybiegli z bufetu do wagonów . — I jeszcze dam panu radę , panie Starski . Przy korzystaniu ze względów płci pięknej lepszą jest tradycyjna ostrożność aniżeli więcej lub mniej demoniczna śmiałość . Pańska śmiałość demaskuje . A że kobiety nie lubią być demaskowane , więc możesz pan stracić u nich kredyt , co byłoby nieszczęściem i dla pana , i dla pańskich pupilek . Starski wciąż nie rozumiał o co chodzi . — Jeżeli pana czym obraziłem — — gotów jestem dać satysfakcję … Zadzwoniono po trzeci . — Panowie , proszę siadać … — wołali konduktorzy . — Nie , panie — mówił Wokulski zwracając się z nim do wagonu państwa Łęckich . — Gdybym czuł potrzebę satysfakcji od pana , już byś nie żył , bez dodatkowych formalności . To raczej masz prawo żądać ode mnie satysfakcji , że ośmieliłem się wejść do tego ogródka , gdzie pielęgnujesz swoje kwiaty … Będę w każdym czasie do dyspozycji … Pan wie , gdzie mieszkam ? … Zbliżyli się do wagonu , przy którym już stał konduktor . Wokulski siłą wprowadził na stopnie , popchnął go do saloniku , a konduktor zatrzasnął drzwi . — Cóż to , nie żegnasz się , panie ? … — zapytał zdziwiony pan Tomasz . — Przyjemnej podróży ! … odparł kłaniając się . W oknie stanęła panna Izabela . Nadkonduktor , odpowiedziano mu z lokomotywy . — Farewell , miss Iza , ! — zawołał Wokulski . Pociąg ruszył . Panna Izabela rzuciła się na ławkę ojca ; Starski odszedł w drugi kąt saloniku . „ No … no … no ! … — mruknął do Wokulski . — Zbliżycie wy się jeszcze przed Piotrkowem … ” Patrzył na odchodzący pociąg śmiał się . Został na peronie sam i przysłuchiwał się szumowi odlatującego pociągu ; szum słabnął , czasem milknął , znowu potężniał i nareszcie ucichł . Potem słyszał stąpanie rozchodzącej się służby , przesuwanie stołków w bufecie ; potem w bufecie gasnąć światła i ziewający kelner zamknął szklane drzwi , które wyskrzypiały jakiś wyraz . „ Zgubili moją blaszkę szukając medalionu ! … — myślał Wokulski . — Ja jestem sentymentalny i nudny … Ona oprócz powszedniego chleba szacunku i pierniczków uwielbień jeszcze musi mieć szampana … Pierniczki uwielbień dobry dowcip ! … Ale jakiego to ona lubi szampana ? … Ach , cynizmu ! … Szampan cynizmu — także dobry dowcip … No , przynajmniej opłaciła mi się nauka angielskiego … ” Błąkając się bez celu , wszedł między dwa sznury zapasowych wagonów . Przez chwilę nie wiedział : dokąd iść ? — i nagle doznał halucynacji . Zdawało mu się , że stoi we wnętrzu wieży , która zawaliła się nie wydawszy łoskotu . Nie zabiła go , ale otoczyła ze wszystkich stron wałem gruzów , spośród których nie mógł się wydostać . Nie było wyjścia ! … Otrząsnął się i znikło . „ Oczywiście , morzy mnie senność — myślał . — Właściwie mówiąc nie spotkała mnie żadna niespodzianka ; wszystko można było z góry przewidzieć , ja nawet wszystko to widziałem … Jakie ona ze mną płaskie rozmowy prowadziła ! … Co ją zajmowało ? … Bale , rauty , koncerta , stroje … Co ona kochała ? … Siebie . Zdawało jej się , że cały świat jest dla niej , a ona po to , ażeby się bawić . Kokietowała … ależ tak , najbezwstydniej kokietowała wszystkich mężczyzn ; ze wszystkimi kobietami walczyła o piękność , hołdy i toalety Co robiła ? … Nic . Przyozdabiała salony . Jedyną rzeczą , za pomocą której mogła zdobyć sobie byt materialny , była jej miłość , fałszywy towar ! … A ten Starski … Cóż Starski ? Taki pasożyt jak i ona … Był zaledwie epizodem w jej życiu pełnym doświadczeń . Do niego przecież nie mogę mieć pretensji : znalazł swój swoją . Ani do niej … Tak , to Mesalina przez imaginację ! … Ściskał ją i szukał medalionu , kto chciał , nawet ten Starski , biedak , który z powodu braku zajęcia musiał zostać uwodzicielem … Niegdyś wierzyłem , że są , na ziemi , Białe anioły z jasnemi … Piękne anioły ! … jasne skrzydła ! … Pan Molinari , pan Starski Bóg wie ilu ich jeszcze … Oto skutki znajomości kobiet z poezji ! Trzeba było poznawać kobiety nie przez okulary Mickiewiczów , Krasińskich albo Słowackich , ale ze statystyki , która uczy , że biały anioł jest w dziesiątej części prostytutką ; no i jeżeli spotkałoby cię rozczarowanie , to choć przyjemne … ” W tej chwili rozległ się jakiś ryk : nalewano wody do kotła czy do rezerwuaru . Wokulski przystanął . Zdawało mu się , że w tym przeciągłym i melancholijnym dźwięku słyszy całą orkiestrę wygrywającą inwokację z Roberta Diabła . „ , co spoczywacie tu , pod zimnym śmierci głazem … ” Śmiech , płacz , żal , pisk , niesforne okrzyki , wszystko to odzywało się razem , a nad wszystkim unosił się głos potężny , pełen beznadziejnego smutku . Byłby przysiągł , że słyszy taką orkiestrę , i znowu uległ halucynacji . Zdawało mu się , że jest na cmentarzu , pośród otwartych grobów , z których się wstrętne cienie . Po chwili każdy cień stawał się piękną kobietą , między którymi ostrożnie przesuwała się panna Izabela , wabiąc go ręką i spojrzeniem … Ogarnęła go taka trwoga , że się , i widma znikły . „ Basta ! — pomyślał — tu rozum stracę … ” I postanowił zapomnieć pannie Izabeli . Była już druga po północy . W biurze telegrafu paliła się lampa z zielonym daszkiem i było pukanie aparatu . Obok dworca przechadzał się jakiś człowiek , który zdjął czapkę . — Kiedy jedzie pociąg do Warszawy — spytał go Wokulski . — O piątej , wielmożny panie — odparł człowiek robiąc ruch , jakby pocałować go w rękę . — Ja , wielmożny panie , jestem … — Dopiero o piątej ! … — powtórzył Wokulski . Koni można … A z Warszawy o której ? — Za trzy kwadranse . , wielmożny panie … — Za trzy kwadranse … — szepnął Wokulski . — Kwadranse … … — powtarzał czując , że niedokładnie wymawia literę r . Odwrócił się od nieznajomego i wzdłuż plantu poszedł w kierunku Warszawy . patrzył za nim , kręcił głową i zniknął w ciemnościach . „ Kwadranse … kwadranse … — mruczał Wokulski . — Język mi kołowacieje ? … Jaka dziwna plątanina wypadków ; uczyłem się , ażeby zdobyć pannę Izabelę , a nauczyłem się , aby ją stracić … Albo i Geist . Po to zrobił wielki wynalazek , po to powierzył mi święty depozyt , ażeby pan Starski miał jeden więcej powód swoich poszukiwań … Wszystkiego mnie pozbawiła , nawet ostatniej nadziei … Gdyby w tej chwili zapytano mnie : czy ja istotnie znałem Geista ? czym widział jego dziwny metal ? nie umiałbym odpowiedzieć i już sam nie wiem , czy to nie było złudzeniem … Ach , gdybym mógł o niej nie myśleć … Choćby przez kilkanaście minut … Otóż nie będę o myślał … ” Noc była gwiaździsta , pola ciemne , wzdłuż kolei w wielkich odstępach paliły się sygnałowe latarnie . Wokulski idąc rowem potknął się o spory kamień i w jednej chwili stanęły przed oczyma ruiny zamku w Zasławiu , kamień , na którym siedziała panna Izabela , i jej łzy . Ale tym razem poza łzami błysnęło spojrzenie pełne fałszu . „ Otóż nie będę o niej myślał … Pojadę do Geista , będę pracował od szóstej rano do jedynastej w nocy będę musiał uważać na każdą zmianę ciśnienia , temperatury , natężenia prądu … Nie zostanie mi ani jednej chwili … ” Zdawało mu się , że ktoś za nim idzie . Odwrócił się , ale nie dojrzał nic Natomiast spostrzegł , że lewym okiem widzi gorzej niż prawym , co niewymownie zaczęło go drażnić . Chciał wrócić się do ludzi , ale uczuł , że nie zniósłby widoku . Już samo nawet myślenie męczyło go , prawie bolało . „ Nie wiedziałem , że człowiekowi może własna dusza … ” — mruknął . „ Ach , gdybym nie myśleć … ” Daleko na wschodzie zamajaczył blask i ukazał się wąski sierp księżyca oblewając krajobraz niewymownie ponurym światłem . I nagle ukazało się Wokulskiemu nowe widzenie . Był w cichym i pustym lesie ; pnie sosen rosły pochylone w dziwaczny sposób , nie odzywał się żaden , wiatr nie poruszał najmniejszej gałązki . Nie było nawet światła , tylko smutny półmrok . Wokulski czuł , że ten mrok , żal i smutek wypływał z jego serca i że to wszystko zakończy się chyba z życiem , jeżeli się zakończy … Spomiędzy sosen , gdziekolwiek spojrzał , przeglądały płaty szarego nieba ; każdy zamieniał się w szybę wagonu , w której widać było blady obraz panny Izabeli w uścisku Starskiego . Wokulski już nie mógł oprzeć się widzeniom : opanowały go , pożarły mu wolę , skrzywiły myśl i zatruły serce . Duch jego stracił wszelką : rządziło nim lada wrażenie , odbijające się w tysiącznych , coraz posępniejszych , coraz boleśniejszych formach , jak echa w pustej budowli . Znowu potknął się o kamień i ten nie fakt obudził w nim straszliwe medytacje . Zdawało mu się , że kiedyś , kiedyś on był kamieniem , zimnym , ślepym , nieczułym . A gdy leżał pyszny w swojej martwocie , której największe ziemskie kataklizmy nie ożywić , w nim czy nad nim odezwał się głos zapytujący : „ Chcesz zostać ? ” „ Co to jest człowiek ? ” — odparł kamień . „ Chcesz widzieć , słyszeć czuć ? … ” „ Co to jest ? … ” „ Więc czy chcesz zaznać coś zupełnie nowego ? Czy chcesz istnienia , które jednej chwili doświadcza więcej aniżeli wszystkie kamienie w ciągu miliona wieków ? ” „ Nie rozumiem — odparł kamień ale mogę być wszystkim . ” „ A jeżeli — pytał głos nadnaturalny — po nowym bycie pozostanie ci wieczny żal ? … ” „ Co to jest żal ? Mogę być wszystkim . ” „ Więc niech się stanie ” — odpowiedziano . I stał się człowiek . Żył kilkadziesiąt lat , a w ciągu nich tyle pragnął i tyle cierpiał , że martwy świat nie zaznałby tego przez całą wieczność . Goniąc za jednym pragnieniem tysiące innych , uciekając przed jednym cierpieniem wpadł w morze cierpień i tyle odczuł , tyle przemyślał , tyle pochłonął sił bezświadomych , że w końcu obudził przeciw sobie całą naturę . „ Dosyć ! … — poczęto wołać ze wszystkich stron . Dosyć ! … ustąp innym miejsca w tym widowisku … ” „ Dosyć ! … dosyć ! … już dosyć ! … — wołały kamienie , drzewa , powietrze ziemia i niebo … — Ustąp innym ! … niech i oni poznają ten nowy byt … ” Dosyć ! … Więc znowu ma zostać niczym i to w chwili kiedy ów wyższy byt jako ostatnią pamiątkę mu tylko rozpacz po tym , co stracił , i żal za tym , czego nie dosięgnął ! … „ Ach , gdyby już słońce weszło ! — szepnął Wokulski . — Wracam do Warszawy … zabiorę się do jakiejkolwiek roboty i skończę z tymi głupstwami , które mi rozstrajają … Chce Starskiego ? niech ma Starskiego ! … Przegrałem na niej ? … Dobrze ! … Za to wygrałem na innych rzeczach … Wszystkiego nie można posiadać … ” Od kilku chwil czuł na jakąś gęstą wilgoć . „ Krew ? ” — pomyślał . Otarł usta przy świetle zapałki zobaczył na chustce pianę . „ Wściekam się czy co u diabła ? … ” Wtem z daleka zobaczył dwa światła , powoli zbliżające się w jego stronę za nimi majaczyła ciemna masa , za którą ciągnął gęsty snop iskier . „ Pociąg ? … ” — rzekł do siebie , i przywidziało mu się , że jest to ten sam pociąg , którym panna Izabela . Znowu zobaczył salonik oświetlony latarnią przysłoniętą niebieskim kamlotem , a w kącie dostrzegł pannę Izabelę w objęciach Starskiego … „ Tak kocham … tak kocham … — szepnął — I nie mogę zapomnieć ! … ” W tej chwili opanowało go cierpienie , na które w ludzkim języku już nie ma nazwiska . Dręczyła go zmęczona myśl , uczucie , zdruzgotana wola , całe istnienie … I nagle uczuł już nie pragnienie , ale głód i żądzę śmierci . Pociąg z wolna zbliżał się . Wokulski nie zdając sobie sprawy z tego , co robi , upadł na szyny . Drżał , zęby mu szczękały schwycił się oburącz podkładów , miał usta pełne piasku … Na drogę padł blask latarń , szyny zaczęły cicho dźwięczeć pod toczącą się lokomotywą … „ Boże , bądź miłościw … — szepnął i zamknął oczy . Nagle uczuł ciepło i gwałtowne szarpnięcie , które strąciło go z szyn … Pociąg przeleciał o kilka cali od głowy obryzgując go parą i gorącym . Na chwilę stracił przytomność , a gdy ocknął się , zobaczył jakiegoś człowieka , który siedział mu na piersiach i trzymał za ręce . — Co wielmożny pan robi najlepszego ? … — mówił . — Kto słyszał takie rzeczy … Przecie Bóg … Nie dokończył . Wokulski zepchnął go z siebie , za kołnierz i jednym szarpnięciem rzucił na ziemię . — Czego chcesz ode mnie , podły ! … — zawołał . — Panie … wielmożny panie ja przecie jestem Wysocki … — Wysocki ? … Wysocki ? … — powtórzył . — Kłamiesz , Wysocki jest w Warszawie … — Ale ja jego brat , dróżnik . Przecie mi wielmożny pan sam miejsce tu wyrobił jeszcze w przeszłym roku , po Wielkanocy I gdzieżbym ja mógł patrzeć na takie nieszczęście pana ? … Zresztą , panie , na kolei nie wolno włazić pod maszynę … Wokulski zamyślił się puścił go . „ Wszystko zwraca się przeciw mnie , zrobiłem dobrego ” — szepnął . Był bardzo zmęczony , więc usiadł na ziemi , obok dzikiej gruszki , co w tym miejscu rosła , nie większa od . W tym czasie wiał wiatr i poruszał listkami drzewa wywołując szelesty , które nie wiadomo skąd przypomniały Wokulskiemu dawne lata . „ Gdzie moje szczęście ! ” — pomyślał . Uczuł ściskanie w piersiach , które stopniowo doszło do gardła . Chciał odetchnąć , lecz nie ; myślał , że się dusi , i objął rękoma drzewko , które wciąż szeleściło . „ Umieram ! … — zawołał . Zdawało mu się , że go krew zalewa , że mu pękają , wił się z bólu i nagle zaniósł się od płaczu . „ Boże miłosierny … Boże miłosierny ! ” — powtarzał wśród łkań . Dróżnik przypełznął do niego i ostrożnie mu rękę pod głowę . — Płacz , wielmożny panie ! … — mówił nachylając się nad nim . — Płacz , wielmożny panie , i wzywaj boskiego imienia … Nie będziesz go wzywał nadaremnie … „ Kto się w opiekę poda Panu swemu , a całym sercem szczerze ufa jemu , rzec może , mam obrońcę Boga , nie spadnie na mnie żadna straszna trwoga … Ciebie on z sideł zdradzieckich wyzuje … ” Co tam , wielmożny panie , dostatki , co największe skarby ! … Wszystko człowieka zawodzi , tylko jeden Bóg nie zawiedzie … Wokulski przytulił twarz do ziemi . Zdawało mu się , że z każdą łzą spada mu z serca jakiś ból , jakiś zawód i rozpacz . Wykolejona myśl poczęła układać się do równowagi . Już sobie sprawę z tego , co robił , i już zrozumiał , że w chwili nieszczęścia , kiedy go wszystko zdradziło , jeszcze pozostała mu wierną — ziemia , prosty człowiek i Bóg … Powoli uspokajał się , łkania coraz rzadziej rozdzierały mu piersi uczuł niemoc w całym ciele i twardo zasnął . Świtało , kiedy się obudził ; usiadł , przetarł oczy zobaczył obok siebie Wysockiego i wszystko sobie przypomniał . — Długo spałem — zapytał . — Może kwadrans … może godziny — odparł dróżnik . Wokulski wyjął pugilares , wydobył kilka i podając je Wysockiemu rzekł : — Uważasz … Wczoraj byłem pijany … Nie mówże nic i nikomu co się tu stało . A oto masz … dla dzieci … Dróżnik pocałował go nogi . — Myślałem — rzekł — że pan stracił wszystko i dlatego … — Masz rację ! — odparł w zamyśleniu Wokulski — straciłem wszystko … oprócz . Nie zapomnę o tobie , chociaż … Wolałbym już nie żyć . — Ja też zaraz mówiłem , że taki pan nie szukałby nieszczęścia , choćby stracił wszystkie pieniądze . Zrobiła to ludzka … Ale i na nią przyjdzie koniec . Bóg nierychliwy , ale sprawiedliwy , przekona się pan … Wokulski podniósł się z ziemi i zaczął iść stacji . Nagle zwrócił się do Wysockiego . — Jak będziesz w Warszawie — rzekł — wstąp do mnie Ale ani słowa o tym , co się tu stało … — Tak mi Boże dopomóż , że nie — odparł Wysocki i zdjął czapkę . — A na drugi raz … — dodał Wokulski kładąc mu rękę na ramieniu — na drugi raz … Gdybyś spotkał takiego człowieka … rozumiesz … gdybyś spotkał , nie ratuj go … Kiedy kto chce dobrowolnie stanąć ze swoją krzywdą przed boskim sądem , nie zatrzymuj go … XV . starego subiekta Sytuacja polityczna zarysowuje się coraz wyraźniej . Mamy już dwie koalicje . Z jednej strony Rosja z Turcją , z drugiej strony Niemcy , Austria i Anglia A jeżeli tak jest , więc znaczy , że lada chwilę może wybuchnąć wojna , w której zostaną rozstrzygnięte bardzo , ale to bardzo ważne sprawy . Czy tylko będzie wojna ? bo my zawsze lubimy się łudzić . Otóż będzie , tym razem niezawodnie . Mówił mi Lisiecki , że ja co zapowiadałem wojnę i nigdy się nie sprawdziło . Głupi on , uczciwszy uszy … Co innego było w tamtych latach , a co innego dziś . Czytam na przykład w gazetach , że Garibaldi agituje we Włoszech przeciw Austrii . Dlaczegóż on agituje ? … Bo spodziewa się wielkiej wojny . I na tym koniec , gdyż w kilka dni później słyszę , że jenerał Türr na wszystkie świętości zaklina Garibaldiego ażeby nie robił kłopotu Włochom … Co to znaczy ? … To znaczy , przetłomaczone na ludzki język , że : „ wy , Włosi , nie ruszajcie się , i bez tego Austria da wam Triest , jeśli wygra . Gdyby zaś z waszej winy przegrała , nie dostaniecie nic … ” To są ważne zapowiedzi te agitacje Józia Garibaldiego i uspakajania Türra . Józio agituje , widzi wojnę na długość ręki , a Türr uspakaja , bo widzi dalsze interesa . Ale czy zaraz wybuchnie wojna ? w końcu czerwca czy w lipcu ? … Tak by myślał polityk , ale nie ja . Niemcy bowiem nie rozpoczęłyby wojny nie zabezpieczywszy się od Francji . Jakże się zaś zabezpieczą ? … Szprot mówi , że na to nie ma sposobu , ale ja widzę , że , i jeszcze bardzo prosty . O , Bismarck to sprytny ptaszek , zaczynam się do niego przekonywać ! … Bo i po co Niemcy i Austria wciągnęły do związku Anglię ? … Rozumie się po to , mieć plaster na Francję i ją namówić do przymierza . Zrobi się to w następujący sposób : W wojsku angielskim służy młody Napoleonek , Lulu , i bije się z Zulusami w Afryce jak jego dziadek Napoleon Wielki . Kiedy zaś Anglicy skończą wojnę , mianują Napoleonka jenerałem i powiedzą do Francuzów te słowa : — Moi kochani ! Macie tu Bonapartego , który wojował w Afryce i okrył się tam nieśmiertelną chwałą jak jego dziad . Zróbcie go więc waszym cesarzem jak dziada , a my za to u Niemców Alzację i Lotaryngię . Zapłacicie im kilka miliardów , no , ale to lepsze aniżeli przeprowadzić nową wojnę , która będzie kosztowała z dziesięć miliardów i jest dla was wątpliwa … Francuzi , naturalnie , zrobią Lulu cesarzem , odbiorą swoją ziemię , zapłacą , wejdą przymierze z Niemcami , a wtedy Bismarck mając tyle pieniędzy pokaże swoją sztukę ! … O , Bismarck mądra ryba i jeżeli kto , to tylko on może taki plan przeprowadzić . Ja już od dawna czułem , że to frant szpakami karmiony , i miałem do niego słabość , chociaż się z nią taiłem … , panie , ziółko ! … Jest on ożeniony z Puttkamerówną ; wiadomo zaś , że Puttkamerowie są spokrewnieni z Mickiewiczem . Przy tym podobno pasjami lubi Polaków , a nawet synowi następcy tronu niemieckiego radził uczyć się po polsku … No , jeżeli w tym roku nie będzie wojny … Dopieroż to Lisieckiemu powiem bajkę o kpie ! On , biedak , myśli , że mądrość polega na tym , ażeby w nic nie wierzyć . Głupstwo ! … Polityka polega na kombinacjach , które wynikają z porządku rzeczy . A więc niech żyje Napoleon IV ! … Bo chociaż dzisiaj nikt o nim nie myśli , ja przecie jestem pewny , że w tym rozgardiaszu on główną odegra rolę . A jeżeli potrafi się wziąć do rzeczy , to nie tylko odzyska Alzację i Lotaryngię darmo , ale jeszcze granice Francji może posunąć do Renu na całej . Byle Bismarck nie spostrzegł się za wcześnie i nie zmiarkował , że posługiwać się Bonapartym znaczy to samo , co lwa zaprzęgać do taczek . Zdaje mi się nawet , że w tej jednej kwestii Bismarck przerachuje się . I powiem prawdę , że nie będę go żałował , bo nigdy nie miałem do niego zaufania . Jakoś z moim zdrowiem nie jest dobrze . Nie powiem , ażeby mi coś dolegało , ale ot … Chodzić wiele nie mogę , apetyt straciłem , nawet nie bardzo chce mi się pisać . W sklepie prawie nie mam zajęcia , już tam bowiem rządzi Szlangbaum , a ja — tylko na przyprzążkę załatwiam interesa Stacha . Przed październikiem ma nas Szlangbaum spłacić zupełnie . Biedy nie zaznam , poczciwy Stach zapewnił mi półtora tysiąca rubli dożywotniej pensji ; ale jak sobie człowiek pomyśli , że niedługo już nic nie będzie znaczył w sklepie , do niczego nie będzie miał już prawa … Nie warto żyć … Gdyby nie Stach i nie Napoleonek , to czasem jest mi tak ciężko na świecie , że zrobiłbym sobie co … Kto wie , stary kolego Katz , czy nie najmądrzej postąpiłeś Nie masz wprawdzie żadnych nadziei , ale też i nie boisz się zawodów … Nie twierdzę , ażebym się ich lękał , bo przecie ani Wokulski , ani Bonaparte … Ale zawsze … tak coś … Jaki ja jestem zmęczony ; już nawet ciężko mi pisać . Tak bym gdzie pojechał … Mój Boże , dwadzieścia lat nie wyjrzałem za warszawskie rogatki ! … A tak mi czasami tęskno , ażeby jeszcze choć raz przed śmiercią spojrzeć na Węgry Może na dawnych polach bitew znalazłbym bodaj kości kamratów … Ej , Katz , ej , Katz ! … pamiętasz ty ten dym , ten świst , te sygnały ? … Jaka wtedy była zielona trawa i jak świeciło nam słońce ? … Nic nie pomoże , muszę wybrać się w podróż , spojrzeć na góry i lasy , wykąpać się w słońcu i w powietrzu szerokich równin zacząć nowe życie . Może nawet wyniosę się gdzie na prowincję , w sąsiedztwo pani Stawskiej , bo i cóż więcej pozostaje emerytowi ? … Ten Szlangbaum dziwny człowiek ; anibym myślał znając go biedakiem , że on tak potrafi zadzierać nosa . Już widzę , zapoznał się przez Maruszewicza z baronami , baronów z hrabiami , a tylko jeszcze nie może dostać się do księcia , który z Żydami jest bardzo grzeczny , ale i bardzo z daleka . I kiedy tak Szlangbaum zadziera nosa , w mieście na Żydów krzyk . Ile razy wstąpię na piwo , zawsze ktoś napada mnie i wymyśla , że Stach sprzedał sklep Żydom . Radca narzeka że Żydzi zabierają mu trzecią część emerytury ; Szprot utyskuje , że Żydzi popsuli mu interesa ; Lisiecki płacze , że mu Szlangbaum wymówił miejsce od świętego Jana , a Klejn milczy . Już i w gazetach zaczynają pisać przeciw Żydom , ale co dziwniejsze , że doktór Szuman , choć sam starozakonny , miał raz ze mną taką rozmowę : — Zobaczysz pan , że przed upływem lat z Żydami będzie jakaś awantura . — Za pozwoleniem — mówię — przecie doktór niedawno chwaliłeś ich ! … — Chwaliłem , bo to genialna rasa , ale podłe charaktery . Wyobraź pan , że Szlangbaumy , stary i młody , mnie chcieli okpić , mnie … „ Aha ! — myślę sobie — zaczynasz się nawracać , kiedy cię połaskotali za kieszeń … ” I mówiąc prawdę , do straciłem serce dla Szumana . A co oni wygadują na Wokulskiego ! … Marzyciel , idealista , … Może za to , że nigdy nie zrobił świństwa . Kiedy Klejnowi opowiedziałem moją rozmowę z , nasz mizerny kolega odparł : — On mówi , że dopiero za kilka lat będzie awantura Żydami ? … Uspokój go pan , będzie wcześniej … — Rany Chrystusowe ! — mówię dlaczego ma być ? … — Bo * my * dobrze ich znamy , choć się i do * nas * umizgają … — odpowiedział Klejn . To migdały ! ale przerachowali się … * My * wiemy , do czego oni są zdolni , gdyby mieli siłę . Uważałem Klejna za człowieka bardzo postępowego , może nawet zanadto postępowego , ale teraz myślę , że to wielki zacofaniec . Zresztą , co znaczą owe : * my * — * nas * ? … I to ma być wiek , który nastąpił po XVIII , po tym XVIII wieku , co napisał na swoich sztandarach : wolność , , braterstwo ? … Za cóż ja się , u diabła , biłem z Austriakami ? … Za co ginęli moi kamraci ? … Facecje ! przywidzenia ! wszystko odrobi cesarz Napoleon IV . Wówczas i Szlangbaum przestanie być arogantem , i Szuman przestanie chełpić swoim żydostwem , i Klejn nie będzie im groził . A niedalekie to czasy , nawet Stach Wokulski … Ach , jaki ja jestem … Muszę gdzieś wyjechać . Nie jestem przecie taki stary , ażebym miał myśleć o śmierci ; ale , mój Boże , kiedy z wyjmą rybę , choćby najmłodszą i najzdrowszą , musi zdychać , gdyż nie ma właściwego sobie żywiołu … Bodaj czy ja nie stałem się taką rybą wyciąganą z wody ; w sklepie już rozpanoszył się Szlangbaum i zamanifestować swoją władzę , wypędził szwajcara i inkasenta za to tylko , że nie okazywali mu dosyć szacunku . Kiedy prosiłem za biedakami odparł z gniewem : — Patrz pan , jak oni mnie traktują , a jak Wokulskiego ! … Jemu nie kłaniali się tak nisko ale w każdym ruchu , w każdym spojrzeniu było widać , że by za nim poszli w ogień … — Więc i pan , panie Szlangbaumie , chcesz , za tobą szli w ogień ? — spytałem . — Naturalnie . Przecie jedzą mój chleb , mają mnie zarobki ! ja im płacę pensję … Myślałem , że Lisiecki , który posiniał słuchając tych bredni , go w ucho . Pohamował się jednak i tylko spytał : — A czy wiesz pan , dlaczego za Wokulskim poszlibyśmy w ogień ? … — Bo on ma więcej — odparł Szlangbaum . — Nie , panie . Bo on ma to , czego pan nie i mieć nie będziesz — rzekł Lisiecki bijąc się w piersi . Szlangbaum zaczerwienił się upiór . — Co to jest ? … — zawołał . — Czego ja nie mam ? My nie możemy razem pracować , panie Lisiecki … pan obrażasz moje obrządki religijne … Schwyciłem Lisieckiego za rękę i odciągnąłem za szafy . Śmieli się wszyscy panowie z tej obrazy … Tylko Zięba ( on jeden zostaje przy sklepie ) zaperzył się i zawołał : — Pryncypał ma rację … nie można drwić z wyznania , bo wyznanie to święta rzecz … Gdzież wolność sumienia ? … gdzie postęp ? … cywilizacja ? … emancypacja ? … — Lizus bestia — mruknął Klejn , potem rzekł mi do ucha : — Czy nie ma Szuman racji , że oni muszą się doczekać awantury ? … Widziałeś pan , jaki był , kiedy do nas nastał , a jaki jest dzisiaj ? … Naturalnie , że zgromiłem Klejna , bo i co on ma za prawo straszyć swoich współobywateli awanturami Nie mogę jednak ukryć przed sobą , że Szlangbaum mocno zmienił się w ciągu roku . Dawniej był potulny , dziś arogant i pogardliwy ; dawniej milczał , kiedy go krzywdzono , dziś sam rozbija się bez powodu . Dawniej mianował się Polakiem , dziś się ze swego żydostwa . Dawniej nawet wierzył w szlachetność i bezinteresowność , a teraz mówi tylko o swoich pieniądzach i stosunkach . Może być źle ! … Za to wobec gości jest uniżony , a hrabiom , a nawet baronom właziłby pod podeszwy . Ale wobec swoich podwładnych istny hipopotam : ciągle parska i ludzi po nogach . To nawet nie jest pięknie … Swoją drogą radca , Szprot , Klejn i Lisiecki nie mają racji grozić mu jakimiś awanturami . Cóż więc ja dziś znaczę w sklepie przy takim smoku ? Gdy chcę zrobić rachunek , on zagląda mi przez ramię ; wydam jaką dyspozycję , on ją zaraz głośno powtarza . Ze sklepu usuwa mnie bardziej , przy znajomych gościach ciągle mówi : „ Mój przyjaciel Wokulski … mój znajomy baron Krzeszowski … mój subiekt Rzecki … ” Gdy zaś jesteśmy sami , nazywa mnie „ kochanym Rzesiem ” … Parę razy w najdelikatniejszy sposób dałem mu do zrozumienia , że te pieszczotliwe nazwiska nie robią mi przyjemności . Ale on , biedak , nawet nie się na tym ; ja zaś mam zwyczaj długo czekać , nim komu nawymyślam . Lisiecki robi to z miejsca , więc Szlangbaum szanuje go . Swoją drogą Szuman miał rację mówiąc wtedy , że my , z dziada pradziada , myślimy : jak trwonić pieniądze ? a oni : jakby je ? Pod tym względem byliby już dziś pierwszymi na świecie , gdyby ludzka wartość zasadzała się tylko na pieniądzach . Ale co mi tam ! … Ponieważ w sklepie nie mam wiele zajęcia , więc coraz częściej myślę o podróży do Węgier Przez dwadzieścia lat nie widzieć ani zboża , ani lasu … To strach ! … Zacząłem się już starać o paszport ; myślałem , że mi zejdzie z miesiąc . Tymczasem wziął się do tego i paf ! … traf ! … wyrobił mi paszport w ciągu czterech dni . Ażem się przestraszył … Nie ma co , trzeba wyjechać choćby na kilka tygodni . Zdawało się , że przygotowania do wyjazdu zabiorą mi trochę czasu … Gdzie tam ! Znowu wmieszał się Wirski , jednego dnia kupił mi podróżny kufer , drugiego dnia spakował mi rzeczy i mówi : „ Jedź ! … ” Ażem się rozgniewał . Czego oni , u diabła , chcą mnie się pozbyć ? … Kazałem im na złość rozpakować rzeczy i nakryć dywanem , bo mnie to już drażni . Ale swoją drogą , tak bym gdzieś pojechał … tak bym jechał … Muszę jednak pierwej trochę sił nabrać . Wciąż brak mi apetytu , chudnę , źle sypiam , choć cały dzień jestem senny ; miewam jakieś zawroty , bicia serca … Ech ! wszystko to przejdzie … Klejn także zaczyna się zaniedbywać . Spóźnia się do sklepu , znosi jakieś książeczki , chodzi na sesje nie wiadomo z kim ? … Ale najgorsze , że z sumy przeznaczonej mu przez Wokulskiego wziął już tysiąc rubli i wydał w ciągu jednego dnia . Na co ? … Pomimo to wszystko dobry chłopak ! A najlepszą miarą jego poczciwości jest fakt , że nawet baronowa Krzeszowska nie wyrzuciła ze swego domu , gdzie po dawnemu mieszka na trzecim piętrze , zawsze cichutki , nikomu nie mącąc wody . Gdyby tylko wydobył się z tych niepotrzebnych stosunków ; bo z może nie być awantury , ale z nim ! … Niech go tam Pan oświeca i chroni . Zabawną historię i pouczającą opowiedział mi Klejn . Uśmiałem się do łez , zarazem przybył mi jeden więcej dowód sprawiedliwości boskiej nawet w drobiazgowych rzeczach . „ Krótki jest triumf bezbożników ” — mówi , zdaje mi się , Pismo święte czy może jaki ojciec Kościoła Ktokolwiek zresztą powiedział , jest niezawodnym , że zdanie to sprawdziło się i na baronowej , i na Maruszewiczu . Wiadomo , że baronowa raz pozbywszy się Maleskiego i Patkiewicza zapowiedziała stróżowi , ażeby pod żadnym pozorem nie wynajmował mieszkania na trzecim piętrze , choćby miało stać pustką . Rzeczywiście , pokój studencki przez parę miesięcy był nie zajęty , ale pani miała przynajmniej satysfakcję . Tymczasem wrócił do niej mąż , baron , i naturalnie objął zarząd kamienicy . A ponieważ baron ciągle potrzebuje pieniędzy , mocno korcił go i ów pusty pokój , i zakaz baronowej , który zmniejszał dochody o sto dwadzieścia rubli rocznie . Nade wszystko jednak buntował go Maruszewicz ( już się pogodzili ! ) , który znowu ciągle od Krzeszowskiego pożycza pieniędzy . — Co baron — mówił mu nieraz — masz sprawdzać , czy kandydat na lokatora jest czy nie jest studentem ? Na co ten kłopot Byle nie przyszedł w mundurze , to już nie student ; a jak z góry za miesiąc zapłaci , to brać , i kwita . Baron mocno wziął do serca te rady ; nakazał nawet stróżowi , ażeby gdy trafi się lokator , nie pytając przysłał go na górę . , rozumie się , powiedział o tym swej żonie , a żona Klejnowi , któremu znowu chciało się mieć sąsiadów najlepiej odpowiadających jego gustowi . Więc w parę dni po owej dyspozycji zjawia się u barona jakiś elegant z dziwną fizjognomią , a jeszcze ubrany : jego spodnie nie pasowały do kamizelki , kamizelka do surduta , a krawat do wszystkiego . — W domu pana barona jest kawalerski pokój do — mówił elegant — za dziesięć rubli miesięcznie ? — A tak — mówi baron może go pan obejrzy . — O , to zbyteczne ! Jestem pewny , że pan nie wynajmowałby złego mieszkania . Czy mogę dać zadatek ? — Proszę — odpowiada baron . — A ponieważ pan ufasz mi słowo , więc i ja nie będę żądał bliższych informacyj … — O , jeżeli baron życzy sobie … — Między ludźmi dobrze wychowanymi wystarcza wzajemne zaufanie — odparł baron . — Mam więc nadzieję , że ani , ani moja żona , a nade wszystko moja żona nie będzie miała powodu skarżyć się na panów … Młody człowiek gorąco ścisnął za rękę . — Daję panu słowo — rzekł — że nigdy nie przykrości pańskiej żonie , która może niesłusznie uprzedziła się … — Dość ! dość ! … panie — baron . Wziął zadatek i wydał kwit . Po wyjściu młodzieńca wezwał siebie Maruszewicza . — Nie wiem — rzekł strapiony baron — czy nie palnąłem głupstwa … bo lokatora już mam , ale sądząc opisu obawiam się , czy nie będzie nim jeden z tych młodych ludzi , których właśnie wypędziła moja żona … — Wszystko jedno ! — odparł — byle z góry płacili . Na drugi dzień z rana wprowadzili się do pokoiku trzej młodzi ludzie , ale tak cicho , że nikt ich nawet nie widział . nawet nie uważał , że wieczorami sesjonują z Klejnem . Zaś w kilka dni później wpadł do barona mocno zirytowany Maruszewicz wołając : — A wie baron , że to istotnie są ci , których wyrzuciła baronowa . Maleski , Patkiewicz … — Wszystko jedno — odpowiada baron . — mojej nie dokuczają , więc byle płacili … — Ale mnie dokuczają ! — wybuchnął Maruszewicz . — Jeżeli okno otworzę , jeden z nich strzela do mnie grochem przez świstułę , co wcale nie jest przyjemne . Gdy się zaś zejdzie u mnie parę albo któraś z dam ( dodał ciszej ) , bębnią mi grochem w okna tak , że wysiedzieć nie można … To mi przeszkadza … to mnie kompromituje . Ja pójdę na skargę do cyrkułu ! … Baron naturalnie opowiedział o tym swoim lokatorom prosząc ich , aby nie strzelali do okien Maruszewicza . Ci przestali strzelać , ale za to , Maruszewicz przyjmuje u siebie jaką damę , co trafia mu się dosyć często , zaraz jeden z chłopaków wychyla się przez okno i wrzeszczy : — Stróżu ! stróżu ! … a nie wiecie jaka to pani poszła do pana Maruszewicza ? Naturalnie , stróż nie wie nawet , czy jaka poszła , po podobnym zapytaniu dowiaduje się o tym cała kamienica . Maruszewicz jest wściekły na nich , tym że baron na jego skargi odpowiada : — Sam mi radziłeś , nie trzymał pustego lokalu … I baronowa spokorniała , bo z jednej strony się męża , a z drugiej studentów . Takim sposobem baronowa za swoją złość i mściwość , a Maruszewicz za intrygi , z jednej tej samej ręki ponoszą karę ; uczciwy zaś Klejn ma towarzystwo , jakiego pragnął . O , jest sprawiedliwość świecie ! … Ten Maruszewicz , dalibóg jest bezwstydny ! Przyleciał dziś do Szlangbauma skargą na Klejna . — Panie — mówił — jeden z pańskich oficjalistów , który w domu baronowej Krzeszowskiej , po prostu kompromituje mnie … — Jak on pana kompromituje ? zapytał Szlangbaum otwierając oczy . — On bywa u tych studentów , których okno wychodzi na podwórze . A oni , panie , zaglądają w moje okna strzelają do mnie grochem , a jeżeli zbierze się kilka osób , wrzeszczą , że u mnie jest szulernia ! … — Pan Klejn już nie będzie u mnie służył od lipca — odparł Szlangbaum . Więc niech pan rozmówi się z panem Rzeckim , oni znają się dawniej . Maruszewicz z kolei wpadł na mnie i znowu opowiedział historię studentów którzy nazywają go szulerem albo kompromitują damy bywające u niego . „ Porządne damy ! ” — , głośno zaś odparłem : — Pan Klejn cały dzień siedzi w sklepie więc nie może odpowiadać za swoich sąsiadów . — Tak , ale pan Klejn ma z nimi jakieś konszachty , namówił ich , znowu sprowadzili się do kamienicy , bywa u nich , przyjmuje ich u siebie . — Młody chłopak — odparłem woli przestawać z młodymi . — Ale ja z tego powodu nie chcę cierpieć ! Niech więc ich uspokoi albo … wszystkim wytoczę proces . Dzika pretensja , ażeby Klejn uspakajał studentów , a może jednał u nich sympatię dla Maruszewicza ! Swoją drogą , ostrzegłem Klejna dodałen , że byłby to bardzo przykry wypadek , gdyby on , subiekt Wokulskiego , miał proces o jakieś studenckie awantury . Klejn wysłuchał i ramionami . — Co mnie to obchodzi ! — odparł . — Ja może powiesiłbym takiego nicponia , ale mu okna grochu nie rzucam i nie nazywam go szulerem . Co mnie do jego szulerki ? … Ma rację ! Toteż nie się ani słowa więcej . Trzeba jechać … trzeba jechać ! … Żeby tylko Klejn nie wdeptał się w jakie głupstwo . , co to za dzieciaki : chcieliby świat przebudować , a jednocześnie robią tak płaskie figle . Albo jestem w grubym błędzie , albo się w przededniu nadzwyczajnych wypadków . W maju jednego dnia pojechał Wokulski z panną Łęcką i z panem Łęckim do Krakowa i mi zapowiedział , że nie wie , kiedy wróci , może dopiero za miesiąc . Tymczasem wrócił nie za miesiąc , ale na drugi dzień , taki sponiewierany , że litość patrzeć na niego . Okropność , co się zrobiło z tym człowiekiem przez jedną dobę ! Kiedym go pytał : co się stało ? dlaczego wrócił ? z początku wahał się , a potem powiedział , że otrzymał telegram Suzina i że pojedzie do Moskwy . Lecz znowu po upływie doby rozmyślił się i oświadczył , że do Moskwy nie pojedzie . — A jeżeli to ważny ? … — spytałem . — Pal diabli interesa ! mruknął i machnął ręką . Teraz po całych dniach nie wychodzi z domu i po większej części leży . Byłem u niego ale przyjął mnie rozdrażniony ; od lokaja zaś dowiedziałem się , że nikogo nie każe przyjmować . Posłałem mu Szumana , ale Stach i z Szumanem nie chciał gadać , tylko powiedział mu , że nie potrzebuje doktorów . Szumanowi jednak nie wystarczyło ; a że jest trochę wścibski , więc zaczął śledztwo na własną rękę i dowiedział się dziwacznych rzeczy . Mówił , że Wokulski wysiadł z pociągu około północy w Skierniewicach , udając , że otrzymał telegram , że potem zniknął sprzed stacji i dopiero nad ranem powalany ziemią i jakby pijany . Na stacji myślą , że on naprawdę podchmielił sobie i zasnął gdzieś w polu . Wyjaśnienie to nie trafiło do przekonania ani mnie , ani Szumanowi . Doktór twierdzi , że Stach musiał zerwać z Łęcką i może nawet próbował jakiej niedorzeczności … Ale ja myślę , że on naprawdę miał telegram od Suzina . W każdym razie trzeba jechać , dla zdrowia . Jeszcze nie inwalidem i dla chwilowego osłabienia nie mogę się wyrzekać przyszłości . Jest tu Mraczewski i mieszka u mnie . Wygląda chłopak jak bernardyński prowincjał , zmężniał opalił się , utył . A ile on świata obleciał przez parę ostatnich miesięcy … Był w Paryżu , potem w Lyonie ; z Lyonu wpadł pod Częstochowę do pani Stawskiej i z nią przyjechał do Warszawy . Potem odwiózł ją pod Częstochowę , siedział z tydzień i pomógł jej do urządzenia sklepu . Następnie poleciał aż do Moskwy , stamtąd znowu wrócił pod Częstochowę , do pani Stawskiej , znowu u niej siedział trochę i obecnie jest u mnie . Mraczewski twierdzi , że Suzin wcale nie telegrafował do Wokulskiego , a przy tym jest pewny , że Wokulski zerwał z panną Łęcką . Musiał nawet coś pani Stawskiej , gdyż ten anioł , nie kobieta , będąc przed paroma tygodniami w Warszawie raczyła mnie odwiedzić i mocno wypytywała się o Stacha . „ A czy zdrów ? … a czy bardzo zmieniony i smutny ? a czy już nigdy nie wydobędzie się ze swej rozpaczy ? … ” Z jakiej rozpaczy ? … Gdyby nawet zerwał z panną Łęcką , to jeszcze , dzięki Bogu nie brak kobiet i jeżeli Stach zechce , może się ożenić choćby z panią Stawską . Złote , diamentowe kobiecisko , jak ona go kochała i kto wie , czy teraz nie kocha ? … Dalibóg , śmiałbym się , żeby Stach powrócił do niej . Taka , taka szlachetna , tyle w niej poświęcenia … Jeżeli jest ład na świecie ( o czym niekiedy wątpię ) , to Wokulski powinien by się ożenić ze Stawską . Ale musi się spieszyć , bo jeżeli się nie , naprawdę zaczyna o niej myśleć Mraczewski . — Panie ! — mówi nieraz do mnie załamując ręce . — Panie , co to za kobieta co to za kobieta … Gdyby nie ten nieszczęsny jej mąż , już bym się jej oświadczył . — A przyjęłaby cię — pytam . — Otóż nie — westchnął . Padł na krzesło , aż , i mówił : — Kiedy ją spotkałem pierwszy raz po jej wyjeździe z Warszawy jakby we mnie piorun trzasł , tak mi się podobała … — No , ona i robiła na tobie wrażenie . — Ale nie takie . Po przyjechaniu z Paryża do Częstochowy byłem rozmarzony , a ona taka blada , z takimi smutnymi oczyma , że zaraz pomyślałem : nuż mi się uda ? … i dalejże w umizgi . Tymczasem ona po pierwszych słowach odpycha mnie , a gdym upadł przed nią na kolana i przysiągłem , że ją kocham … się ! … Ach , panie Ignacy , te łzy … Zupełnie straciłem głowę , zupełnie … Gdyby raz tego jej męża diabli wzięli albo gdybym miał pieniądze na rozwód … Panie Ignacy ! … po tygodniu życia z tą kobietą albo umarłbym , albo jeździłbym wózkiem … Tak , panie … Dziś dopiero czuję , jak ją kocham . — A gdyby ona kochała się innym ? — pytam . — W kim ? … Może w Wokulskim ? … Cha ! cha ! … Kto w tym mruku może się kochać ? … Kobiecie potrzeba okazywać uczucie , namiętność , mówić jej o miłości , ściskać za ręce , a jeżeli można , to i … A czy ten potrafiłby coś podobnego ? … Wystawał do panny Izabeli jak wyżeł do kaczki , bo mu się zdawało , że wejdzie w stosunki z arystokracją i że panna ma posag . Ale gdy poznał stan rzeczy , uciekł ze Skierniewic . O panie , z kobietami tak nie można … Wyznaję , że nie podobają mi się zapały Mraczewskiego . Jak zacznie padać do nóg , skomleć , płakać , to w końcu zawróci pani Stawskiej . A Wokulski może tego żałować , bo , na mój honor oficerski , była to jedyna kobieta dla niego . Ale zaczekajmy , a tymczasem … jedźmy ! … Brr ! … Otóż i pojechałem … Kupiłem bilet do Krakowa , na Dworcu siadłem do wagonu i kiedy już było po trzecim dzwonku , wyskoczyłem … Nie mogę ani na chwilę rozstać się z Warszawą i sklepem … Żyć bym bez nich nie potrafił … Rzeczy odebrałem z kolei dopiero na drugi , gdyż zajechały aż do Piotrkowa . Jeżeli wszystkie moje plany spełnią się taki sposób , to winszuję … XVI . w letargu Leżąc albo siedząc w swoim pokoju Wokulski machinalnie przypominał sobie w jaki sposób ze Skierniewic powrócił do Warszawy . Około piątej rano kupił na dworcu bilet pierwszej klasy , nie był jednak pewny , czy takiego żądał , czy dano mu go bez żądania . Następnie wsiadł do przedziału drugiej klasy i zastał tam księdza , który przez cały czas podróży wyglądał oknem , rudego Niemca , który zdjął kamasze i oparłszy nogi w brudnych skarpetkach na przeciwległej ławce , spał jak zarżnięty . Wreszcie naprzeciw siebie miał jakąś starą damę , którą tak bolały zęby , że nawet nie obrażała się na postępowanie swego sąsiada w skarpetkach . Wokulski chciał porachować liczbę osób jadących w przedziale i z wielkim trudem zmiarkował , że bez niego jest ich trzy , a nim cztery . Potem zaczął rozmyślać : dlaczego trzy osoby i jedna osoba stanowią razem cztery osoby — i zasnął . W Warszawie opamiętał się dopiero w Alejach Jerozolimskich , już jadąc dorożką . Kto mu jednak wyniósł walizkę , jakim on sam znalazł się w dorożce ? o tym nie wiedział i nawet nic go to nie obchodziło . Do swego mieszkania dostał się ledwie po półgodzinnym dzwonieniu , choć była blisko ósma rano . Otworzył mu służący zaspany , rozebrany , przerażony jego nagłym powrotem . zaś do sypialni Wokulski przekonał się , że wierny sługa spał na jego własnym łóżku . Nie robił mu jednak wymówek , lecz kazał podać samowar . Służący , otrzeźwiony , ale i zakłopotany , szybko zmienił prześcieradła i poszewki , Wokulski zobaczywszy świeżo posłane łóżko nie pił herbaty , ale rozebrał się i legł spać . Spał do piątej po południu , a potem , umywszy się i ubrawszy jak do wyjścia , całkiem mimo woli usiadł na fotelu w salonie i drzemał do wieczora . zaś na ulicach zapłonęły latarnie , kazał podać światło i przynieść befsztyk z restauracji . Zjadł go z apetytem , popił winem i około północy znowu poszedł spać . Na drugi dzień odwiedził go Rzecki , ale jak długo siedział i o czym rozmawiali , nie pamięta . Tylko nocy , kiedy obudził się na chwilę , zdawało mu się , że widzi Rzeckiego z twarzą bardzo zafrasowaną . Potem zupełnie stracił rachubę czasu , nie spostrzegał różnic pomiędzy dniem i nocą , nie uważał , ażeby godziny mijały za prędko albo za wolno . W ogóle nie zajmował czasem , który dla niego jakby nie istniał . Czuł tylko pustkę w sobie i naokoło siebie i nie był pewny , czy nie powiększyło się jego mieszkanie . Raz przywidziało mu się , że leży na wysokim katafalku , i zaczął myśleć o śmierci . Zdawało mu się , że musi umrzeć koniecznie na paraliż serca ; ale ani przerażało go to , ani cieszyło . Niekiedy z ciągłego siedzenia na cierpły mu nogi , a wówczas myślał , że idzie śmierć i z obojętną ciekawością uważał , jak szybko owo cierpnięcie posuwa się do serca ? Obserwacje te chwilowo robiły mu jakby cień przyjemności , ale i one rozpływały się w apatii . Służącemu nakazał nie przyjmować nikogo ; pomimo kilka razy odwiedził go doktór Szuman . Na pierwszej wizycie wziął go za i kazał pokazać język . — Może angielski ? … — spytał Wokulski lecz wnet opamiętał się i wyrwał rękę . Szuman bystro popatrzył w oczy . — Nie jesteś zdrów — — co ci dolega ? — Nic . Czy zajmujesz się praktyką ? — Spodziewam się ! — zawołał Szuman — a pierwszą zrobiłem na samym sobie : uleczyłem się z marzycielstwa . — Bardzo pięknie — odparł Wokulski . — wspominał mi coś o twoim wyleczeniu . — Rzecki jest półgłówek … stary romantyk … To rasa już ginąca ! Kto chce żyć , musi trzeźwo patrzeć na świat … no i po kolei zamykaj oczy . Kiedy ci powiem : lewe … prawe … prawe … Załóż nogę na nogę … — Co ty robisz , mój ? … — zapytał Wokulski . — O ! … masz nadzieję zbadać ? — Będę leczył . — Nie , neurastenii . Wokulski uśmiechnął się i po chwili : — Czy możesz wyjąć człowiekowi jego mózg włożyć na to miejsce inny ? — No , to spokój leczeniu . — Mogę podsunąć nowe pragnienia … — Już je mam . Chciałbym zapaść się pod ziemię , choć tak głęboko jak … studnia w zasławskim zamku … I jeszcze chciałbym , ażeby zasypały gruzy , mnie i mój majątek , i nawet ślad tego , że kiedykolwiek istniałem . Oto moje pragnienia , owoc wszystkich poprzednich . — Romantyzm ! … — zawołał Szuman klepiąc go ramieniu . — Ale i to przejdzie . Wokulski już nic nie odpowiedział . Gniewał się za swoje ostatnie wyrazy i dziwił się : skąd nagle przyszła mu taka otwartość ? … Głupia ! … Co komu do jego pragnień ? … Po co on to mówił ? … Po co jak bezwstydny żebrak odsłonił swoje rany ? Po wyjściu doktora spostrzegł , że coś się w nim zmieniło ; oto na tle dotychczas bezwzględnej apatii pojawiło się jakieś uczucie . Był to bezimienny ból , z początku bardzo mały , który szybko powiększył się i stanął w . W pierwszej chwili można go było porównać do delikatnego ukłucia szpilką , a później do jakiejś zawady w sercu , nie większej od laskowego orzecha . Już żałował apatii , kiedy przyszło mu na myśl zdanie Feuchterslebena : „ Radowałem się w mojej boleści ; bo zdawało mi się , żem spostrzegł w sobie tę płodną , która tworzyła i tworzy wszystko na tym świecie , gdzie bez przerwy walczą nieskończone siły . ” „ Jednakże co to jest ? ” — spytał siebie czując , że jego duszy miejsce apatii zajmuje głucha boleść . I wnet odparł : „ Aha , jest to się świadomości … ” Powoli w jego umyśle , dotychczas jakby zasnutym mgłą , począł zarysowywać się obraz . Wokulski ciekawie wpatrywał się w niego i dostrzegł — sylwetkę kobiety w objęciach mężczyzny … Obraz ten miał z początku słaby blask fosforycznego światła , stał się różowym … żółtawym . , zielonawym … błękitnym … wreszcie zupełnie czarnym jak aksamit . Potem zniknął na kilka chwil i znowu zaczął ukazywać się kolejno we wszystkich barwach , począwszy od fosforycznej , kończąc na czarnej . Jednocześnie ból się . „ Cierpię , więc jestem ! … — pomyślał śmiejąc się Wokulski . Tak upłynęło kilka dni na wpatrywaniu się już to w ów obraz zmieniający barwę , już to w ból , który zmieniał natężenie . Czasami zupełnie ginął , pojawiał się drobny atom , rósł , wypełniał serce , całą istotę , cały świat … I w chwili kiedy już przekroczył wszelką miarę , znowu niknął ustępując miejsca absolutnemu spokojowi i zdziwieniu . Z wolna zaczęło się rodzić w duszy coś nowego : pragnienie pozbycia się i tych bólów , i tych . Było to podobne do iskry zapalającej się na tle nocy . Jakaś słaba otucha błysnęła Wokulskiemu . „ Czy tylko aby potrafię jeszcze myśleć ” — rzekł do siebie . Ażeby sprawdzić to , zaczął przypominać sobie tabliczkę mnożenia , potem mnożyć liczby dwucyfrowe przez jednocyfrowe i dwucyfrowe przez dwucyfrowe . Nie sobie zapisywał rezultaty działań , a potem sprawdzał je … Mnożenia na papierze zgadzały się z pamięciowymi i Wokulski odetchnął . „ Jeszcze nie straciłem rozumu ! — pomyślał z radością . Zaczął wyobrażać sobie rozkład własnego mieszkania , ulice Warszawy , Paryż … Otucha rosła ; spostrzegł bowiem , że nie tylko dokładnie pamięta , ale że jeszcze ćwiczenia te przynoszą mu pewien rodzaj . Im więcej myślał o Paryżu , im żywiej przedstawiały mu się tamtejszy ruch , budowle , targi , muzea , tym mocniej zacierała się sylwetka kobiety spoczywającej w objęciach mężczyzny … Już zaczął spacerować po mieszkaniu i oczy jego przypadkowo zatrzymały się na stosie ilustracyj . Były kopie z galerii drezdeńskiej i monachijskiej , Don Quichot z rysunkami Dobrego , Hogart … Przypomniał sobie , że skazani na gilotynę najznośniej przepędzają czas oglądając rysunki … I odtąd całe dnie schodziły mu na rysunków . Skończywszy jedną książkę , brał się do drugiej , trzeciej … i znowu powracał do pierwszej . Ból głuchnął ; widziadła ukazywały się rzadziej , otucha rosła … Najczęściej jednak przeglądał Don Quichota , robił na nim potężne wrażenie . Przypomniał sobie tę dziwną historię człowieka , przez kilkanaście lat żyjącego w sferze poezji — tak jak on , który rzucał się na wiatraki — jak on , był druzgotany jak on , który zmarnował życie uganiając się za ideałem kobiety — jak on , i zamiast królewny znalazł brudną dziewkę od krów — znowu jak on ! … „ A jednakże ten don Quichot był szczęśliwszy ode mnie ! — myślał . — nad grobem zaczął budzić się ze swych złudzeń … A ja ? … ” Im dłużej przypatrywał się rysunkom , im bardziej oswajał się z nimi , tym mniej pochłaniały jego uwagę . Spoza don Quichota , Sancho Pansy i mulników Dorégo , Walki kogutów i Ulicy pijackiej Hogarta , coraz częściej pokazywało mu się wnętrze wagonu , drgająca szyba , a w niej niewyraźny obraz Starskiego i panny Izabeli … Wtedy odrzucił ilustracje i zaczął czytać książki znane mu jeszcze z epoki dzieciństwa albo z piwnicy Hopfera . Z niewymownym wzruszeniem odświeżał w pamięci : Żywot św . Genowefy , Różę z Tannenburgu , Rinaldiniego , Robinsona Kruzoe , a nareszcie — Tysiąc i jedną nocy . Znowu zdawało się , że już nie istnieje czas ani rzeczywistość i że jego raniona dusza uciekłszy z ziemi błądzi po jakichś czarodziejskich krainach , gdzie biją tylko szlachetne serca , gdzie podłość nie stroi się w maskę obłudy , gdzie rządzi wieczna sprawiedliwość kojąca bóle i nagradzająca krzywdy … I tu uderzył go jeden dziwny szczegół . Kiedy z własnej literatury wyniósł złudzenia , zakończyły się rozkładem jego duszy — ukojenie i spokój znajdował tylko w literaturach obcych . „ Czy my naprawdę — myślał z trwogą — jesteśmy narodem marzycieli i czy już nie zejdzie anioł , który by poruszył betsedejską sadzawkę obłożoną tylu chorymi ? … ” Pewnego dnia przyniesiono mu poczty gruby pakiet . „ Z Paryża ? … — rzekł . — Tak z Paryża . Ciekawym , co to ? … ” Ale ciekawość jego nie była dość silną , zachęcić go do otworzenia i przeczytania listu . „ Taki gruby list ! … Komu , u , chce się dziś tyle pisać ? ” Rzucił pakiet na biurko i w dalszym ciągu się do czytania Tysiąca i jednej nocy . Co to za rozkosz dla zmęczonego umysłu te pałace z drogich kamieni , drzewa , których owocami były klejnoty ! … Te kabalistyczne słowa , przed którymi ustępowały mury , te cudowne lampy , dzięki można było zwalczać nieprzyjaciół , przenosić się w mgnieniu oka o setki mil … A ci potężni czarodzieje ! … Co za szkoda , że taka władza dostawała się ludziom złośliwym i nikczemnym ! … Odkładał książkę i śmiejąc się sam z siebie marzył , że on jest czarodziejem , posiada dwie bagatelki : władzę nad siłami natury i zdolność stawania się niewidzialnym … „ Myślę — rzekł — że po kilku latach mojej gospodarki świat inaczej … Najwięksi hultaje zmieniliby się na Sokratesów i Platonów . ” Wtem spojrzał na list paryski i sobie Geista i jego słowa : „ Ludzkość składa się z gadów i tygrysów , między którymi ledwie jeden na całą gromadę znajdzie się człowiek … Dzisiejsze niedole pochodzą stąd , że wielkie wynalazki dostawały się bez różnicy ludziom i potworom … Ja nie popełnię tego i jeżeli ostatecznie znajdę metal lżejszy od powietrza , oddam go tylko prawdziwym ludziom . Niech oni choć raz zaopatrzą się w broń na swój wyłączny użytek , niechaj ich rasa mnoży się i rośnie w potęgę … ” „ Niezawodnie byłoby lepiej — mruknął — gdyby tacy Ochoccy i mieli siłę , a nie Starscy i Maruszewicze … ” „ To jest cel ! … — myślał w dalszym ciągu . — Gdybym był młodszy Chociaż … No i tutaj bywają ludzie , i tu jest niemało do zrobienia … ” Zaczął znowu czytać historię z Tysiąca nocy , lecz spostrzegł , że i ona już nie absorbuje go . ból zaczął nurtować serce , a przed oczyma coraz wyraźniej rysowała się sylwetka panny Izabeli i Starskiego . Przypomniał sobie Geista w drewnianych sandałach , później jego dziwny dom otoczony murem … I nagle przywidziało mu się , że ten dom jest pierwszym stopniem olbrzymich schodów , na szczycie których stoi posąg niknący w obłokach . Przedstawiał on kobietę , której nie było widać głowy ani piersi , tylko spiżowe fałdy sukni . Zdawało mu się , że na stopniu , którego jej nogi , czerni się napis : „ Niezmienna i czysta . ” Nie rozumiał , co to jest , ale czuł , że od stóp posągu napływa mu w serce jakaś wielkość pełna spokoju . I dziwił się , że on , który był zdolnym doświadczać podobnego uczucia , mógł kochać czy gniewać się na pannę Izabelę albo zazdrościć jej Starskiemu ! … Wstyd uderzył mu na twarz , nikogo nie było w pokoju . Widzenie znikło , Wokulski ocknął się . Był znowu tylko człowiekiem zbolałym i słabym ; ale w duszy huczał jakiś potężny głos niby echo kwietniowej burzy , grzmotami zapowiadającej wiosnę i zmartwychwstanie . Pierwszego czerwca odwiedził go Szlangbaum . Wszedł zakłopotany ale przypatrzywszy się Wokulskiemu nabrał otuchy . — Nie odwiedzałem cię do tej pory — zaczął — bo wiem , żeś był niezdrów nie chciałeś nikogo widywać . No , ale dzięki Bogu , już wszystko przeszło … Kręcił się na krześle i spod oka rzucał spojrzenia na ; może spodziewał się znaleźć w nim więcej nieładu . — Masz jaki interes ? zapytał go Wokulski . — Nie tyle interes , ile propozycję … Właśnie kiedy dowiedziałem się , żeś chory , przyszło mi na myśl … Uważasz … tobie potrzeba dłuższego wypoczynku , się od wszelkich zajęć , więc przyszło mi na myśl , czybyś nie zostawił u mnie tych stu dwudziestu tysięcy rubli … Miałbyś bez kłopotu dziesiąty procent . — Aha ! … — wtrącił Wokulski . — Ja moim bez kłopotu , nawet dla siebie , płaciłem piętnaście . — Ale teraz cięższe czasy … Zresztą chętnie dam procent , jeżeli mi zostawisz swoją firmę … — Ani firmy , ani pieniędzy — odparł niecierpliwie Wokulski . — Firma bodajby nigdy nie istniała , a co do … Tyle ich mam , że mi wystarczy procent , jaki dają papiery . Aaa … i tego za dużo . — Więc chcesz odebrać swój kapitał na Jan ? — spytał Szlangbaum . — Mogę ci go zostawić do października , nawet bez procentu , pod , że zatrzymasz przy sklepie tych ludzi , którzy zechcą zostać . — Ciężki warunek ale … — Cóż myślisz robić ze spółką do handlu z cesarstwem ? — zapytał Szlangbaum — Bo mówisz tak , jakbyś się i z niej chciał wycofać … — Jest to prawdopodobne . Szlangbaum zarumienił się , chciał coś powiedzieć , ale dał spokój . Pogadali o rzeczach obojętnych i Szlangbaum wyszedł żegnając się z nim bardzo serdecznie . „ On , widzę , ma zamiar wszystko odziedziczyć po mnie — myślał Wokulski . Ha ! niech dziedziczy … świat należy do tych , którzy go biorą . ” Swoją drogą Szlangbaum rozmawiający z nim w tej o swoich interesach wydał mu się zabawny . „ Wszyscy w sklepie skarżą się na niego — myślał — mówią , że głowę , że wyzyskuje … Co prawda , o mnie mówili to samo … ” Spojrzenie jego znowu padło na biurko , gdzie od kilku dni leżał list Paryża . Wziął go do rąk , ziewnął , ale nareszcie odpieczętował . Była to korespondencja od baronowej , mającej dyplomatyczne stosunki , tudzież kilka urzędowych aktów . Przejrzał je i przekonał , że są to dowody śmierci Ernesta Waltera , inaczej Ludwika Stawskiego , który zmarł w Algierze . „ Gdybym przed trzema miesiącami dostał te papiery , kto wie , co by dziś było ? … Stawska — piękna , a nade wszystko jaka szlachetna … szlachetna ! … Czy ja wiem , może ona naprawdę mnie kochała ? … Stawska mnie , a ja tamtą … Co za ironia losu ! … ” Rzucił papiery na biurko i przypomniał sobie ten mały , czysty salonik , w tyle wieczorów przepędził z panią Stawską , gdzie czuł się tak spokojny . „ No — mówił — i odrzuciłem szczęście , które samo wpadło mi w ręce … Ale czy może być to , czego nie pragniemy ? … I jeżeli ona choć przez jeden dzień tyle cierpiała co ja ? … Okrutne jest to urządzenie świata , na którym dwoje ludzi z tego samego powodu nie mogą sobie pomóc … ” Dokumenta o śmierci Stawskiego leżały kilka dni , a Wokulski nie zdecydował się , co z nimi zrobić ? Z początku wcale o nich nie myślał , potem , gdy mu coraz wpadały w oczy lub pod rękę , zaczął doświadczać wyrzutów sumienia . „ Ostatecznie — mówił — sprowadziłem je dla pani Stawskiej , więc trzeba to oddać pani Stawskiej ; ale gdzie ona jest ? … Nie wiem … Zabawna byłaby historia , gdybym się z nią ożenił … Miałbym towarzystwo , Helunia miłe dziecko … miałbym cel życiu . No , ale ona sama nie zrobiłaby interesu … Cóż bym jej wreszcie powiedział ? Jestem chory , potrzebuję dozorczyni i dlatego ofiaruję pani kilkanaście tysięcy rubli rocznie … Nawet pozwolę się pani kochać , chociaż sam … Mam już dosyć miłości … ” Dzień schodził za dniem , a Wokulski nie wymyślił sposobu odesłania papierów pani Stawskiej . Trzeba by dowiedzieć się , gdzie mieszka , napisać list rekomendowany , oddać go na pocztę … W końcu przypomniał sobie że najprostszą rzeczą będzie wezwać Rzeckiego ( z którym nie widział się od kilku tygodni ) i jemu oddać dokumenta . Lecz chcąc wezwać Rzeckiego , trzeba dzwonić na lokaja , posłać go do sklepu … „ Aaa … dajcież mi ! ” — mruknął . Wziął się znowu do czytania , tym razem podróży . Zwiedził Stany Zjednoczone , Chiny , ale papiery pani Stawskiej nie mu spokoju . Rozumiał , że coś trzeba zrobić z nimi , a czuł , że on nic nie zrobi . Taki stan ducha jego zaczął dziwić . „ Myślę przecież prawidłowo — mówił — no , o ile nie przeszkadzają mi wspomnienia … Czuję prawidłowo … ach , nawet zanadto prawidłowo ! Tylko … nie chce mi się załatwić tego interesu i zresztą żadnego … Jest to więc dzisiaj choroba woli … Pyszny wynalazek ! … Ależ ja , u diabła , nigdy nie stosowałem się do mody … W końcu , co mi tam moda czy nie moda ; jest mi z nią dobrze , zatem … ” Właśnie kończył podróż do Chin , kiedy przyszło mu na myśl , że gdyby on miał wolę to mógłby prędzej czy później zapomnieć i o pewnych wypadkach , i o pewnych osobach . „ A tak mnie to dręczy … dręczy ! … ” — szepnął . Już zupełnie stracił czasu . Pewnego dnia gwałtem wszedł niego Szuman . — No , jakże tam ? — spytał . — Czytamy , widzę … powieści , dobrze … podróże , doskonale Nie miałbyś ochoty wyjść na spacer ? Ładny dzień , a przez pięć tygodni chyba nacieszyłeś się swoim mieszkaniem … — Ty z dziesięć lat cieszyłeś swoim — odparł Wokulski . — Racja ! Ale ja miałem zajęcie , badałem ludzkie włosy i myślałem o sławie . Nade wszystko zaś nie na karku interesów cudzych i swoich . Przecież za kilka tygodni będzie sesja tej spółki do handlu z cesarstwem … — Wycofuję się niej … — Proszę … Dobra myśl — mówił z ironią Szuman . — I jeszcze , ażeby cię lepiej ocenili , pozwól im wziąć na Szlangbauma . On ich urządzi ! … tak jak mnie … Genialna rasa te Żydki , ale cóż to za łajdaki ! … — No , , no … — Tylkoż ty ich nie broń przede mną — zawołał gniewnie Szuman — bo ja ich nie tylko znam , ale i odczuwam … Dałbym gardło , że już tej chwili Szlangbaum kopie pod tobą doły w owej spółce i jestem pewny , że się tam wkręci , bo jakżeby polska szlachta mogła obejść się bez Żyda … — Widzę , że lubisz Szlangbauma ? — Owszem , nawet podziwiam go i chciałbym naśladować , ale nie potrafię ! A właśnie teraz zaczyna się budzić we mnie instynkt przodków : skłonność do geszefciarstwa … O naturo ! jakżebym chciał mieć z milion rubli , ażeby zrobić drugi milion , trzeci … i stać młodszym bratem Rotszylda . Tymczasem nawet Szlangbaum wyprowadza mnie w pole … Tak długo kręciłem się w waszym świecie , żem w końcu utracił najcenniejsze przymioty mojej rasy … Ale to wielka rasa : oni świat zdobędą , i nawet nie rozumem , tylko szachrajstwem i bezczelnością … — Więc zerwij z , ochrzcij się … — Ani myślę . Naprzód , nie zerwę z nimi , choćbym się ochrzcił , a jestem znowu taki fenomenalny Żydziak , że nie blagować . Po wtóre — jeżeli nie zerwałem z nimi , kiedy byli słabi , nie zerwę dziś , kiedy są potężni . — Mnie się zdaje , że właśnie są słabsi — wtrącił Wokulski . — Czy dlatego , że zaczynają nienawidzieć ? … — No , nienawiść silne słowo . — Dajże spokój , nie jestem ślepy ani głupi … Wiem , co mówi się o Żydach w warsztatach , szynkach , sklepach , nawet w gazetach … I jestem pewny , że lada rok wybuchnie nowe prześladowanie , z którego moi bracia w Izraelu wyjdą jeszcze mędrsi , jeszcze silniejsi i jeszcze solidarniejsi … A jak oni wam kiedyś zapłacą ! … Szelmy spod ciemnej gwiazdy , ale uznać ich geniusz i nie mogę wyprzeć się sympatii … Czuję , że dla mnie brudny Żydziak jest milszym od umytego panicza ; a kiedy po dwudziestu latach pierwszy raz zajrzałem do synagogi i usłyszałem śpiewy , na honor , łzy mi w oczach stanęły … Co tu gadać … Pięknym jest Izrael triumfujący i miło pomyśleć , że w tym triumfie uciśnionych jest cząstka mojej pracy ! … — Szuman , zdaje mi , że masz gorączkę … — Wokulski , jestem pewny , że masz bielmo , to nie na oczach , ale na mózgu … — Jakże możesz wobec mnie o takich rzeczach ? … — Mówię , bo naprzód , nie chcę być gadem , który kąsa podstępnie , a po wtóre … ty , Stachu , już będziesz z nami walczył … Jesteś złamany , i to złamany przez swoich … Sklep sprzedałeś , spółkę porzucasz … Kariera twoja skończona . Wokulski spuścił głowę piersi . — Pomyśl zresztą — ciągnął Szuman — kto dziś jest przy tobie ? … Ja , Żyd , pogardzany i tak skrzywdzony jak ty … I przez tych samych ludzi … przez wielkich panów … — Robisz się sentymentalny wtrącił Wokulski .