71 lines
2.9 KiB
Plaintext
71 lines
2.9 KiB
Plaintext
# tekst pochodzi z https://wolnelektury.pl/media/book/txt/baczynski-orfeusz-w-lesie.txt
|
||
Pod tym dębem, pod stuletnim, wśród gałęzi skrył się,
|
||
a deszcz pierzchnął, siedmiobarwnym łukiem nad nim wzbił się.
|
||
Ledwie okiem w nim utonął, w barwnej brodząc nucie,
|
||
blady błękit tęczę wchłonął, dąb zawołał: «Zbudź się.
|
||
Czas na ciebie, czeka lira, nowej pieśni głodna,
|
||
wdrąż się w ziemię, bij o niebo, serca przepal do dna.
|
||
Ze mną, boski Orfeuszu, zmierz muzyczną siłę,
|
||
mnie pokonasz — śmierć przemożesz, którą zwyciężyłem.
|
||
Popatrz: uschnie młoda łoza, runie smukła jodła,
|
||
patrz: topole śmierć podcięła, ale mnie nie zmogła.
|
||
W niebo śpiewem rosnę, w ziemię korzeniami wrastam,
|
||
me milczenie jest strumieniem, a ma pieśń liściasta!»
|
||
|
||
Więc Orfeusz chwycił lirę rozmodloną dłonią,
|
||
strunę trącił, już obłoki przebudzone dzwonią.
|
||
Jeszcze głosu nie wydobył, już na wargi drżące,
|
||
jak na liście, promieniście wbiega młode słońce.
|
||
I pieśń począł.
|
||
Wrył się w ziemię takim jasnym tonem,
|
||
że wzleciały ponad drzewa krety uskrzydlone,
|
||
że strumienie, co pod ziemią ciemno się poczęły,
|
||
nad brzegami, co je więżą, w lirę się wygięły.
|
||
Wzniósł się w górę, ręką jeno ciężar strun odmierzał,
|
||
a już wiatrem swego głosu w żołędzie uderzał,
|
||
a żołędzie melodyjnie trącając się wzajem,
|
||
rozdzwoniły włosy wierzby nad leśnym ruczajem,
|
||
a w tych włosach smutek nagły wylągł się tak cicho,
|
||
że nie będąc jeszcze szeptem, szeptał: «Eurydyko…»
|
||
Jeno woda pochwyciła to czułe wezwanie,
|
||
a już w kwiaty je wkropliła na leśnej polanie,
|
||
a tam trawy zielonawe w korzenie wszeptały
|
||
i już drzewa jej imieniem szumieć poczynały.
|
||
Targnął strunę, bo nie szeptem śmierć miał głuchą przemóc,
|
||
lecz wołaniem tak wysokim, jak gwiazda nad ziemią:
|
||
«Chcecie? Rozpacz wam wyśpiewam: płomieniste góry
|
||
rosną we mnie, burza wraża w ziemię kły wichury.
|
||
Chcecie? Błyskawicą chłostam, serca gryzę gromem,
|
||
w ręku piorun mam i rozpacz w oku nieruchomem,
|
||
a ta rozpacz w gniew urasta, a ten gniew jest burzą
|
||
przeciw tobie, której kształty czarno się marmurzą».
|
||
|
||
Już nie słowem, ale głosem w twardą korę nieba
|
||
tłukł Orfeusz, aż sypnęła ciężkich gwiazd ulewa…
|
||
Wtedy przerwał, bowiem uczuł, że mu głos uwięźnie
|
||
w niebie drżącym jeszcze…
|
||
Ale dąb milczał potężniej.
|
||
|
||
|
||
|
||
6. Porażka
|
||
|
||
«Eurydyko, porażka jest słodka.
|
||
Chwała tobie, któryś mnie zwyciężył!»
|
||
|
||
Mijał strumień. Trzcina wiała wiotka.
|
||
Las się kończył i zaczynał księżyc.
|
||
|
||
A te skały, co wyrosły ostre,
|
||
zdały mu się czułym zapewnieniem.
|
||
|
||
A tę noc obejmował jak siostrę,
|
||
nazywał najczulszym imieniem.
|
||
|
||
I przemierzał strunami śpiącemi
|
||
oddalenie nie objęte słowem,
|
||
i jak klucz do zamkniętych podziemi
|
||
niósł na wargach milczenie dębowe.
|
||
|
||
9–10 luty 1942
|