548 KiB
548 KiB
Znajoma mojego znajomego wracała samochodem ze Śląska. Gdzieś w lesie zobaczyła leżącą na jezdni wielką gałąź. Zatrzymała auto, usunęła przeszkodę i ruszyła dalej. Chwilę potem zobaczyła, że jadący za nią tir miga światłami i trąbi. Przestraszyła się dziwnego zachowania kierowcy, bo była noc. Przyśpieszyła, lecz tir zrobił to samo, cały czas dając dziwne znaki. Kobieta uciekała przez kilka kilometrów. W końcu dojechała do stacji benzynowej i tam się zatrzymała. Wtedy z kabiny wybiegł kierowca ciężarówki i krzyknął: - Gdy w lesie odsuwała pani gałęzie z drogi, na tylnym siedzeniu skrył się bandyta ze sznurem! Otworzyli drzwi do osobówki przerażonej kobiety. Na siedzeniu leżał tylko sznur. Tajemniczy pasażer uciekł, korzystając z chwili zamieszania... Przepraszam,że nie pisałam tak długo :) Jakoś zapomniałam o tym blogu ale już przypomniałam soie i jest oK xD ~~~~~~~~~~~~~~~~~~ Młoda dziewczyna szykowała się w za mąż pojście,więc chodziła po sklepach i szukała ładnej sukni ślubnej,była tak podekscytowana tym wyjątkowym dniem że nie zwrociła uwagi na szyld sklepu do ktorego weszła.Jej wzrok wypatrzył najpiekniejszą suknie w sklepie stwierdziła że ją przymierzy właścicielka sklepu jej dała suknię do przymiarki.Suknia piękna ale coś suwak się zacinał więc poprosiła o pomoc panią ze sklepu aby jej dopieła ekspres,pani owszem chętnie pomogła szarpnęła mocniej za suwak i z całej siły pociągneła do gory aż młoda dziewczyna krzykneła,że ją zabolało i że kawałek skorki na szyji się rozcioł - stwierdziły iż to mała ranka i do wesela się zagoi,Suknia została zakupiona,wesele się udało lecz panna młoda zaczeła sie zle czuć.Była cała obolała wszyscy myśleli ,że to może grypa albo ciąża,wezwali lekarza ale on powiedział ,że nie widzi nic groznego.Mijały tygodnie ,miesiące a dziewczyna strasznie zle się czuła i okropnie wyglądała jej skora zaczeła sinieć dostała konwulsji ,mąż znowu wezwał lekarza ten jak ją zobaczył ręce załamał bo nie wiedział co robić lecz jedna rzecz jego uwagę przykuła był to strasznie duży ślad na szyji ktory wyglądał jak rozkład ciała jakby jej ciało było martwe i się rozkładało a zapach był nie do wytrzmania.Poinformował o tym rodzine,wszyscy zaczeli się wypytywac dziewczyny czy nie pamieta gdzie by się skaleczyła i czym, owszem opowiedziała im ,że jak suknie kupowała to suwak się zacioł i od tego to skaleczenie. Minoł tydzień i dziewczyna zmarła mąż nie mogł się z tą stratą pogodzić i na swoją rękę zaczął szukać sklepu w ktorym suknia była kupowana wypytywał się ludzi ,stragaży ,aż jakiś chłopiec zapamiętał wygląd dziewczyny i pokazał mu sklep.Wszedł do środka i rozejrzał się wisiały rożne suknie balowe ,galowe, stylowe oraz ślubne a w goblocie obok były obrączki,pierścienie ,sygnety łańcuszki i inne rzeczy ze złota jak i ze srebra.Zapytał się sprzedawczyni skąd przyjmuje towar kto jej dostarcza te suknie jaka firma - kobieta zaczeła zię gubić w odpowiedziach więc wezwał policję.Policja przyjechała kobietę przesłuchali i co się okazało cały towar ktory był na sklepie był skradziony z cmętarza ona miała wspolnikow korzy sobie upatrywali zdobycz i w nocy rozkopywali groby i rozbierali z ubrań zmarłych ,zdejmowali biżuterię .Jak poinformowała policja męża dziewczyny to jej suknia też była z grabieży tylko troszkę pozniejszej - oddano suknię do przebadania i co się okazało,że była skażona jadem trupim i od tego zmarła mu żona. Zasłyszane z wiarygodnego źródła. Mam nadzieję, że nikt nie wrzucał wcześniej. W trakcie ślubu u Dominikanów ojciec prowadzący zapomniał jak pan młody ma na imię więc odsunął mikrofon na bok i po cichu pyta: -Jak pan ma na imię? Pan młody zestresowany nic się nie odzywa i patrzy jak na głupka więc Dominikanin powtarza trochę głośniej: -Jak pan ma na imię? Pan młody dalej nic a cały kościół powoli nie wiedząc o co chodzi zaczyna szemrać więc Dominikanin jeszcze głośniej: -Jak pan ma na imię? Pan młody w końcu zebrał się w sobie. Wstał, podszedł do mikrofonu, pochylił się i odpowiada: -Pan ma na imię Jezus. Dodam tylko, że po ogólnym mszy nie dało się normalnie kontynuować. Przeczytaj to : Od niedawna po wielkopolsce jeździ Karetka a za nią czarne BMW.Porywają dzieci dla narządów Ostatnio znaleźli w Lipnicy ośmioletnią dziewczynkę z wyciętą nerką i z przywieszoną kartką :Bez nerki" Proszę Uważaj na siebie Nie wychodź sam idź w grupie Mowiono o tym w Teleskopie Wyślijcie to KAZDEMU na gg Dziekuje Te historie są strraszne.....a jak znalazłam.. (znaczy pamiętam) inną. Młodzi bardzo zakochani w sobie postanowili po ślubie wyprawić bardzo huczne wesele. W tym celu wynajęli od pewnej starszej kobiety starą willę....miała ona obszerną salę na dole by pomieścić wszystkich gości i piękny staroświecki wystrój. Gdy wesele się rozpoczęło po około 5 godzinach troszkę już podpici goście wraz z panem młodym wymyślili zabawę w chowanego. Pan młody szukał. Panna młoda chciała koniecznie dobrze się skryć. W tym celu wbiegła na strych...na środku stała wielka skórzana skrzynia, a że panna młoda była drobna z łatwością się do niej zmieściła, zamknęła wieko i siedząc cicho siedziała i czekała aż ktoś ją znajdzie. W tym czasie pan młody zaczął szukać. Po pół godziny znalazł już wszystkich, tylko nie znalazł jeszcze swojej świeżo poślubionej małżonki..przestraszył się bardzo i w poszukiwaniach zaczęli pomagać mu goście...w tym czasie panna młoda, znudzona czekaniem podjęła próbę wyjścia ze skrzyni, lecz ta nie chciała się otworzyć...krzyczała i waliła w wieko lecz ścianki starej skrzyni były tak grube, że nikt jej nie słyszał.....szukano jej przez 3 dni. Lecz bez rezultatu...pan młody po utraceniu małżonki skoczył z mostu....nie chciał żyć samotnie. Po śmierci właścicielki starej willi wykupiło ją inne młode małżeństwo..kiedy sprzątali tu i ówdzie mężczyzna otworzył skrzynię...gdzie leżały kości ubrane w białą, jakby co dopiero założoną suknię ślubną.... Nie wiem czy to jest prawdziwe....no ale... Studenci na imprezie postanowili udowodnić swojemu koledze, że włożenie żarówki 100W do buzi jest możliwe, ale wyjecie już nie. Przynajmniej nie bez pomocy lekarskiej. Jak najlepiej sprawdzić?? Empirycznie!!! Tak więc, studenci znaleźli żarówkę i włożyli ją jednemu ze swoich kumpli do buzi. Tak jak jeden z nich przewidział, włożyć się dało… ale wyjąć już nie! Co tu robić?? Szczęki się zacisnęły i żarówki nie dało się ruszyć w żadną stronę! Nie było wyjścia. Trzeba jechać do szpitala. Ponieważ chłopaki wcześniej wypili musieli zadzwonić po taksówkę. Taksówka przyjechała. Chłopaki ładują się do samochodu i proszą o kurs do najbliższego szpitala. Kierowca zerka we wsteczne lusterko…i zamiera. We wstecznym lusterku widzi gościa, któremu z buzi wystaje końcówka żarówki. Rusza i pyta się o co chodzi?? Czemu jeden z nich ma żarówkę w buzi?? Pasażerowie tłumaczą mu całe zajście. Taksiarz ze śmiechu mało nie wpadł na latarnie. Ale dowiózł ich. W jakiś tylko lekarzom znany sposób żarówka została usunięta z paszczy, bez uszczerbku na zdrowiu pacjenta i cała paczka już na piechotę wróciła na imprezę. Gdy dotarli wychylili po kilka kielonków jeden z nich zapałał chęcią powtórzenia testu z żarówką. No więc chłopaki niewiele myśląc znaleźli następną żarówkę i wsadzili koledze do buzi. Efekt był ten sam. Nie było wyjścia. Trzeba było znowu jechać do szpitala. Docierają. Wchodzą na ostry dyżur… a tam … Ich TAKSIARZ siedzi na krześle z ŻARÓWKA W BUZI !!!!!!!!! Ostatnio usłyszałem nową legendę miejską, z dreszczykiem na dodatek. Otóż moja matka była na kawce u sąsiadów i sąsiad opowiedział, jak jego kolega jechał sobie autostradą (matka mieszka nieopodal Autostrady Wielkopolskiej) i na tej autostradzie zatrzymywała go zakrwawiona kobieta. Facet nie zatrzymał się i pojechał dalej, kilka kilometrów dalej znów pojawia się ta sama kobieta. On się nie zatrzymuje, jedzie dalej. W końcu kobieta we krwi pojawia się po raz trzeci. Facet się zatrzymuje, kobieta wsiada do auta i mówi: niech pan ratuje moje dzieci. Jadą, a tam kawałek dalej wypadek: auto rozbite, w środku dzieci i ... ciało tej kobiety. Znajomy wyjechał na delegację, zostawił psa pod opieką swojej dziewczyny, niestety pech chciał, że pies zdechł. Biedna nie wiedziała co ma zrobić, żeby się go pozbyć a pies był sporych rozmiarów, wymyśliła w końcu, że spakuje go do dużej walizki i podrzuci do schroniska ;). Jak pomyślała tak zrobiła. Na przystanku ledwo mogła wnieść walizkę do autobusu, bo piesek swoje ważył, na szczęście miły pan jej pomógł. Usiedli obok siebie i spytał co takiego ciężkiego wiezie w tej walizce. Głupio jej było powiedzieć, że zdechłego psa, więc powiedziała, że komputer dla brata ;). Na następnym przystanku facet poderwał się złapał za walizkę i w nogi ;D Reakcja dziewczyny:"Nawet go nie goniłam"...a problem sam się rozwiązał ;D Chciałabym zobaczyć minę faceta, gdy otworzył walizkę i zobaczył świeżo ukradziony "komputer" ;D Nam ksiadz kiedys opowiadal taka straszna historie: Dziewczyna wyjechala do UK. Poznala tam faceta, zaczela sie z nim spotykac. W koncu koles sie jej oswiadczyl. Ona cala szczesliwa, zadzwonila do rodzicow. Slub postanowili brac w Anglii, ona pojechala do Polski załatwić pare spraw. On- jako ze z rodzicami sie jeszcze nie znał, a wypadałoby sie przyszłym teściom przypodobać, zrobił dla nich prezent. Zapakował go w piekne pudełeczko, owinął papierem. Poprosił dziewczyne, zeby tego wczesniej w samolocie nie otwierała, tylko przekazała rodzicom. Kiedy przyjechała do Polski i przekazała paczke rodzicom, zachwyceniu otwarli pudełeczko a tam szczur i kartka: (bardziej skierowana do dziewczyny niz do rodzicow, po angielsku bo facet to był ponoc Turek) : "Zostałaś szcześliwą posiadaczka wirusa HIV" Oczywiscie historia z morałem, od ksiedza, wiec ile w niej prawdy- nie wiem (ale chyba ksiadz nie moglby klamac, prawda?) No a koles sie ulotnil Był kiedys w gazetach opisywany przypadek jakiegos starego grzyba, co to kochał sie z dziewczynami zeby je celowo HIVem zarazac.... Znam historię, że panna młoda zmarła na weselu, bo kupiła używaną suknię, a nie nową. I okazało się, że ową sukienkę łowcy cmentarni zdarli z jakiegoś trupa po uprzednim rozkopaniu grobu, później sprzedali tą sukienkę właśnie do sklepu z odzieżą używaną. Ale nie doprali jej dokładnie i w ząbkach zamka błyskawicznego zostały kawałeczki skóry. Panna młoda po kilkugodzinnym kontakcie właśnie na weselu z tą skórą z zamku - zmarła XD No cóż u nas w największym makśmieciu po badaniu szejka jaki wypiła klientka okazało się, że zawierał 7 rodzajów nasienia ... smacznego. Historyjka może nie przerażająca, ale za to prawdziwa... Pewnego dnia Nastolatek założył się z kolegami, że o 12 w nocy pójdzie na cmentarz. Żeby udowodnić, iż rzeczywiście tam był miał wziąć ze sobą młotek i karteczkę. Ustalili, że przybije ją wtedy na wybranym przez nich grobie. Cóż... 12 w nocy... chłopiec powoli zbliża się do grobu... cisza świszcze mu niebezpiecznie w uszach, drzewa rzucają na ścieżkę długie cienie... momentami słychać tylko szmer liści na trawie. Nastolatek przybija karteczkę do grobu. Boi się coraz bardziej. Serce wali mu w piersi, jakby miało zaraz wyskoczyć. Odwraca się z zamiarem szybkiego powrotu do domu. W tym momencie coś ciągnie go z tyłu za koszulę. Nastolatek umiera ze strachu. Następnego dnia na cmentarzu znaleziono martwe ciało chłopca. Przyczyną śmierci był atak serca. Nastolatek przypadkowo przybił do grobu razem z karteczką fragment koszuli. (Kiedy się odwrócił miał wrażenie, że coś ciągnie go za rękaw) teraz ja, tą historię opowiedział mi kumpel i twierdzi że jest prawdziwa: Grill, imprezka na całego, rodzinki się spotkały, siedzą, piją itd. akcja dzieje się w ogródku przy domku jednorodzinnym. Nagle owczarek niemiecki jednego z gości pędzi trzymajac coś w pysku. wszyscy patrzą a to piesek sąsiadów troszkę pokierszowany i zdechły no i konspiracja...co teraz? no to wymyślili i pobiegli podłożyć tego pieska do budy. Na drugi dzień budzą się rano i widzą że sąsiad (ten od zdechniętego pieska) chodzi z dziwną miną po ogrodzie. No więc nie wypada nie zapytać co się dzieje. A sąsiad na to "a wiecie wczoraj zakopałem psa bo mi samochód przejechał, a dziś patrzę a on w budzie leży... nie wiem ale tak bylo babka se shake z mcd wypila i z bolem brzucha wyladowala w szpitalu. lekarze powiedzieli ze to przez sperme. i goscie z mcd sie przyznali ze sie spuszczali do shakeow. kumpel mojego ojca jest cbs i to opowiadal _______________________________ Treść historii: Niedawno na imprezie jedna dziewczyna opowiadała mi, że brat jej koleżanki hodował w domu boa piaskowego. Takiego dużego, mięsożernego węża. Rósł i rósł, aż w końcu zaczął mieszkać poza terrarium. Podobno tak się zżył ze swoim opiekunem że łaził za nim gdzie tylko popadnie. Spał nawet w jego łóżku. Po czasie okazało się, że wąż przestał jeść, a nocą dziwnie pakował się do łóżka siostry i prostował. Gość się zaniepokoił więc zadzwonił po weterynarza. Ten powiedział mu, że wąż nie jadł, bo przygotowywał się do zjedzenia jego siostry, a prostowanie w łóżku miało mu uświadomić, czy siostra zmieści się w jego brzuchu... Sądzę, że to kolejna z tak zwanych miejskich legend, bo brzmi to mało prawdziwie, ale laska, która to opowiadała naprawdę mocno wierzyła w swoje słowa. Skoro zginęła, to komu wcześniej zdążyła się zwierzyć co ją spotkało na tym cmentarzu? Mam weselszą historię, nikt nie ginie: Koleżanka koleżanki siostry byla na weselu. Właśnie się miało zaczynać, ludzie czekają za stołami na jedzenie, zespół gra pierwsze kawałki, ktoś sobie tańczy. Wtedy pan młody podchodzi do mikrofonu i mówi: -Teraz proszę wszystkich gości żeby odwrócili swoje talerze, potem podziękowali i wyszli. Goście tak zrobili, a z tyłu każdego talerza przyklejone zdjęcie jak na wieczorze panieńskim panna młoda robi innemu kolesiowi loda to ja słyszałam podobną, że Pan Młody na oczepinach poprosił by wszyscy biesiadnicy usiedli na swoich miejscach i zajrzeli pod krzesło, bo ma dla nich wiadomość i wyszedł. No to wszyscy usiedli, wyjęli koperty spod krzesła, a tam fotka jak Panna Młoda bzyka się ze świadkiem Przypomniała mi się pewna historia, którą opowiadała mi mama (natomiast ona usłyszała ją od koleżanki z pracy). Gdzieś tak pół roku temu (na Mazowszu) odbywało się wesele. Ludzie dobrze się bawili. Mężczyźni postanowili podrzucać pannę młodą. I tak ją podrzucili,że jej welon wkręcił się w wentylator. Kobieta udusiła się. Kiedy zobaczył to pan młody, to wyszedł z domu weselnego i się powiesił. A na koniec gdy dowiedział się o tym ojciec (ale nie pamiętam czy tej kobiety, czy mężczyzny) to zmarł na atak serca. To dopiero wesele ;| Druga przygoda trafiła się mężczyźnie. Otóż pojechał z dziećmi w góry, w porze zimowej. Oczywiście swoim pociechom naopowiadał, że świetnie umie jeździć na nartach. Dzieci, jak to dzieci, zażądały demonstracji swoich umiejętności. Wynalazły stosowny stok i czekały, jak tatuś pomknie rączo na dół. Pikuś polega na tym, że była to dość stroma góra. Mężczyzna zorientowawszy się iż może nie ujść z życiem, a wypadało się godnie pokazać dzieciom, pomyślał iż skieruje się ku krzaczkom, które natychmiast zlokalizował, wykorzystując zmysły, zwane wzrokiem. Był uratowany! Bowiem wymyślił sobie, iż krzaki zasłonią protoplastę, dzieci nie zobaczą jak tatuś się kaleczy, oraz oczywiście wyhamują pęd. Skoro tak, to po cichutku, będąc niewidoczny dla swoich potomków, uda się piechotką na dół, a tam radośnie poczeka na nich. Plan był dobry, tyle, że nie udało się go zrealizować. Mężczyzna napotkał przeszkodę w postaci faceta, oddającemu się „grubszej sprawie”, w owych krzaczkach. W konsekwencji obaj zjechali razem na sam dół, wzbudzając powszechną ciekawość oraz wyrazy, zapewne sympatii, skoro wszyscy się radośnie do nich uśmiechali… Raz też czytałem o weselu w Połańcu koło Rzeszowa. Goście się bawią, wszyscy zadowoleni. Około północy wzięli pannę młodą i zaczęli ją podrzucać do góry. Tak ja rzucili, że jej welon zakręcił się w wentylator i skręcił jej kark. Ojciec panny młodej dostał zawału ( nie wiem czy przeżył ) i odwieźli do szpitala, a pan młody powiesił się następnego dnia ( jedna wersja mówi, że przed drzwiami tej imprezy, a druga że na balkonie w swoim domu). Na koniec anegdotka opowiedziana mi przez Ciocię Alę. Otóż po tej lekcji zoologii, rozmawiała ze swoim kolegą który zawodowo zajmuje się hodowlą gadów w tym oczywiście węży. W związku z tym, on sam ma wielu znajomych którzy również pasjonują się gadami. Jedną z takich osób była pewna młoda dziewczyna. Trzymała ona w domu pytona. Co więcej, mieszkała z nim w jednym pokoju. Pyton spał razem z nią w łóżku!!! Taaak, zwinięty w spiralkę drzemał sobie w nogach. Słuchałam tego i ciary przechodziły mi po plecach. Przyznam, że uznałam laskę za wariatkę... Miała go już chyba ze 3 lub 4 lata. Otóż pewnego dnia wąż przestał jeść. Nie jadł totalnie nic. Gardził nawet myszami. W tym samym czasie przestał się zwijać w kółku " w nogach" a spał wyprostowany wzdłuż niej. Mijały kolejne dni a może nawet tygodnie ( tego nie wiem). Wąż nadal nic nie jadł, nadal spał taki wyprostowany. Zaniepokojona dziewczyna udała się z nim do weterynarza. Martwiła się, że się jej pupilek pochorował. Weterynarz powiedział tylko: "Dobrze, że Pani przyszła teraz zanim byłoby za późno". I w trakcie tej opowieści o tym wyprostowanym wzdłuż dziewczyny wężu, coś mi zaświtało w głowie. Przypomniałam sobie pewien program o wężach na Discovery- sam się sobie dziwię, że to oglądałam, bo węże napawają mnie ogromną odrazą. Otóż mówiono w nim, że zanim pyton zaatakuje, najpierw przebywa w pobliżu swojej ofiary mierząc, czy jest wystarczająco długi by taką powiedzmy krowę zmieścić w swoim wnętrzu. I w przypadku tej dziewczyny, było dokładnie to samo! Wąż głodził się, żeby mieć więcej miejsca w sobie. A leżał wyprostowany wzdłuż jej ciała bo mierzył siebie i ją! Sprawdzał czy się zmieści!!! Pewnie za kilka dni, egzotyczny przyjaciel w mniej bądź bardziej pięknym stylu zadusił by właścicielkę... Po wizycie u weterynarza, pyton od razu został oddany w odpowiedni miejsce. Pani Ala stwierdziła tylko,że dobrze że nie usłyszała tego przed wizytą panów z gadami... Ja po usłyszeniu tej historii czułam się nieswojo jeszcze przez kilka ładnych godzin... Otóż współlokator kolegi słyszał, że w jego stronach była akcja taka: Pani weterynarz jechała samochodem i zamachało do niej dwóch meżczyzn stojących przy zepsutym samochodzie. Zatrzymała się dobra kobieta, ci natomiast usiłowali ją zgwałcić. Zaproponowała wiec, że może odrobinę kultury w to włożyć (jakkolwiek by to nie brzmiało) i skoro to i tak nieuniknione, to pojadą do niej do domu. Tam pani weterynarz zaserwowała im napój ze środkiem usypiającym a następnie, jako, że była wtwerynarzem fachowo ich wykastrowała. Gdzieś w wWielkopolsce to miało miejsce. No a slynna historia imorezy podczas ktorej pies gospodarza przyniosl w zebach zwloki jamnika sasiada? Nastapilo czyszczenie i kapiel zwlok w pachnacym plynie i podlozenie "spiacego" jamnika na ganek sasiada. A potem przyszedl sasiad z objawami obledu, bo sam tego jamnika dwa dni temu do grobu polozyl, jako ze ten wczesniej zdechl. Dziś w szkole usyszałem dziwny mit o żarówce. Zapewne kilka osób już o nim słyszało. Sam w to nie wierzę, ale wolałem odwołać się do ekspertów. Tekst pochodzi z TEJ strony W Akademiku Medyka w Krakowie ludzie sobie normalnie chlali w pokoju, impreza, jest gites. W pewnym momencie ktoś już nieźle naprany mówi tak: Ej, a ciekawe czy taka żarówka to się do ust zmieści?. No i nie zastanawiając się długo wsadza sobie do gęby. Zmieściła się, ledwo ledwo, ale siedzi. Ludzie się śmieją, że fajnie itp. Ale w pewnym momencie koleś zaczyna robić jakieś rozpaczliwe gesty i macha, że nie może wyjąć. Ludzie się z niego śmieją, że niby sobie jaja robi, bo jak włożył to i musi wyjąć! Ale gościu widać mocuję się z tą żarówką już dłuższy czas i coraz poważniej to wygląda. Strach w czasz, szczękościsk z nerwów no i nie wyjmie. Zbić żarówki nie można, bo wiadomo próżnia to mu szkło pocharata całe podniebienie i gardło. Nie ma rady - jedziemy do lekarza. Zadzwonili po taxe, podjechała, wsiadają. Taksówkarz jak gościa zobaczył to się zaczyna śmiać, no bo koleś z żarówką w ryju to niecodzienny widok, ale nic jadą do szpitala i w tym czasie ten drugi koleś opowiada taxówkarzowi co się stało. Gościu też nie wierzy, bo przecież "jak się da włożyć to się też da wyjąć!". No nic. Dojechali, zapłacili taksiarzowi i do lekarz. Lekarz też się ubrechtał, że czego to te studenty nie wymyślą po pijaku. Obejrzał go i mówi, że niestety trzeba mu "poszerzyć uśmiech" skalpelem. Zoperował, zaszył, koleś wyjął żarówkę. LUZ. Wracają, wchodzą do pokoju, a tam ... siedzi drugi koleś z żarówką w gębie :) Nie wierzył, że się nie da wyjąć :) Jak zobaczył tego ze szwami to obrazu mina mu zrzedła. No to nic, jadą do tego samego szpitala z gościem. Zabrał ich jakiś inny taksówkarz. Dojeżdżają, a tu lekarz jak ich zobaczył to mało się nie poryczał ze śmiechu. Odsłania parawan, a tam siedzi... taksówkarz nr. 1 z ŻARÓWKĄ W USTACH. I co Wy o tym myślicie? wchodzi do autobusu czarnoskóry meszczyzna w garniturze i siada. tuz obok niego siedza dwa mohery a jedna z nich sie wscieka do drugiej na czarnych. akurat wsiadl do srodka kanar wiec kazdy wyjmuje swoj bilet wiec mohery tez i wtedy ten meszczyzna wstaje i zjada bilet staruszki w koncu kanar podszedl tez do nej i prosi o bilet a ona ze jej tamten czarny zjadl na co kanar pukajac sie w glowe kaze jej wysiadac i placic 200zl. jak tylko autobus ruszyl caly autobus klaskal owemu czarnoskóremu. Przed laty w Polsce lekarka weterynarii upiła swego gwałciciela a potem fachowo go wg sztuki wykastrowała niczym buhaja. Dostała jakiś tam wyrok, ale klient do końca życia został "załatwiony" Kolega wprowadzil do akademika AWF na czwarte pietro konia.Chcieli go sprowadzic na dol-okazalo sie,ze to zwierze po schodach wchodzi,ale nie schodzi;)wystawili go na balkon-sciagnieto go dzwigiem.Wypad z akademika for ever i zwrot kosztow. Ja tam nie wiem, czy to legenda, czy nie, ale z palca sobie tego nie wyssałem - chyba nikt z Was mnie o pisanie bajek nie podejrzewa... Kiedy szedłem na pierwszą garnizonową wartę (w głębokim lesie chroniliśmy magazynów z amunicją, itp), kadra opowiedziała nam historię pewnego składu warty, który został wybity przez Cyganów, po tym, jak jeden z wartowników zgwałcił i zamordował Cygankę, która zapuściła się w okolicę terenu magazynów. Później okazało się, że to wcale nie było w miejscowości, gdzie wartę pełniłem i nie cały skład warty został wybity. Jednak podobna historia miała miejsce gdzieś w Polsce. 2/ Proces o odszkodowanie za udławienie się ością w trakcie spożywania fishmaca zakończył się fiaskiem! Przedstawiono bowiem dowód badania składu tej potrawy, z którego wynikało że zawartość w nim ryby wynosi 0%. Dziewczyna ze wsi pojechała na studia do wielkiego miasta i wzięła ze sobą psa. No i po jakimś czasie ten pies jej zdechł i nie wiedziała co z nim zrobić w mieście i postanowła zabrać go do domu na wieś i zakopać go gdzieś. Wsadziła go do pudełka po monitorze i wsiadła do pociągu. Jedzie cała zapłakana że pies jej zdechł, dojechała w końcu do przystanku i podszedł do niej jakiś chłopak i spytał się jej czy nie pomóc jej ponieść tego kartonu, a ta dziewczyna do niego, że ok. obróciła się tylko po torebkę i patrzy a ten chłopak zwiał razem z tym kartonem. Niezłe co nie??? rzecz sie dzieje w Teatrze Wielkim podczas przedstawienia "Wesela" stanislawa wyspianskiego. Grupa spoznionych osób wchodzi na sale 20 minut po rozpoczeciu. w tym samym czasie pada w trakcie sztuki cytat: "dziady skad przybywacie?" a no to grupa osób odpowiada: "z pgr-a skierki" Mój czteroletni synek Franuś/Jaś/Piotruś wczoraj w supermarkecie: - Mamo, kup mi lizaka. - Nie kupię. - Kup mi, bo powiem, że wczoraj całowałaś tatę w siusiaka! Tylko okoliczności się zmieniają, a brodata treśc wciąż ta sama :>. Kiedyś kumpel opowiedział mi taką historię: Dwóch facetów, podobno koledzy kolegów opowiadającego mieli obok siebie działki. Facet A miał dużego psa, a facet B małego. Pewnego razu w weekend rodzina tego pierwszego urządziła grilla. W nocy, gdy popijawa miała się ku końcowi, ktoś z rodziny A zauważył, że ich wielki pies przyniósł w pysku utytłane w błocie zwłoki małego pieska sąsiadów. Biesiadnicy wpadli w panikę - a nuż sąsiedzi pozwą ich do sądu, każą uśpić psa albo zgoła eksmitować mordercę. Po chwili ktoś jednak wpadł na genialny pomysł. O to co należało uczynić: umyć trupka, a następnie ułożyć go koło domu, w budzie, pozorując tym samym zejście z tego świata w sposób naturalny. Tak też uczynili. Następnego dnia rano, sąsiad A spotyka sąsiada B, który chodzi nerwowo po podwórku odpalając papierosa od papierosa. Na pytanie co się stało, B odpowiada: - Niesamowite, straszne, duchy czy co? Wczoraj umarł nam piesek. Pochowaliśmy go po południu w ogrodzie, a dzisiaj rano znajduję go czyściutkiego jak leży zdechły w budzie. - Niezła akcja, co? - zakończył kumpel. - Faktycznie - powiedziałam. - Tę historyjkę, która podobno przytrafiła się twoim kolegom, opisał Jonathan Carroll wiele lat temu w jednej ze swoich powieści. Nie pamiętam tylko w której. Trafiłem na necie - ponoć autentyczna historia!! Otóż pewien mężczyzna (dla przykładu Franek) założył się w barze z drugim (niech będzie Edek) że jak włoży żarówkę (taką zwykłą okrągłą) do buzi to już jej nie wyciągnie. Edek pomyślał że to pestka włożył i juz nie wyciągnął. Głupio było dzwonić po pogotowie więc zamówili taksówkę. Taksówkarz zdziwiony pyta co się stało, a Franek opowiedział mu o tym zakładzie. Dojechali do szpitala, Edek dostał zastrzyk na rozluźnienie mięsni i udało się wyciągnąć nieszczesną żarówkę. Wrócili do domu ale Edek dalej nie mógł uwierzyć że to niemożliwe i spróbował jeszcze raz no i znów to samo. Pojechali jeszcze raz do szpitala a lekarz (ten sam co poprzednio) jak ich zobaczył to zaczął się potwornie śmiać. Franek spytał: -Dlaczego pan się śmieje przecież to poważna sytuacja? Lekarz odpowiedział: -Bo chwilę przed wami był tu inny koleś z żarówką w buzi. -Kto? Taksówkarz? -No... aha, nie próbujcie tego w domu, a jeśli już ktoś spróbuje, to nie miejcie potem do mnie pretensji w szpitalu!! Hej! wrzucam autentyk opowiedziany przez koleżankę. Otóż koleżanka była sobie pewnego dnia na Jasnej Górze na mszy z udziałem par młodych, które przybyły do Częstochowy z pielgrzymką by wziąść ślub. Ogólnie romantyzmu w tym zero, bo przez całą kaplicę ustawiona była kolejka kilkudziesięciu biedaków i ich wybranek. Ksiądz podchodził do każdej pary z osobna z listą nazwisk itp, przeznaczał na jedną 5 minut i następna... Przy jednym panu pogubił się widocznie w kolejności nazwisk i by się upewnić pyta zasłaniając mikrofon: [K]siądz: Jak się Pan nazywa? [P]an Młody: (nachylając się do mikrofonu powtarza) "Jak się Pan nazywa" [K]: (ponownie zasłaniając mikrofon nie zwracając uwagi na śmiechy w tle) Nie, nie! Prosze się skupić.. Jak się PAN nazywa? [P]: ('bidny' jeszcze bardziej zdenerwowany i zkołowany) PAN NAZYWA SIĘ JEZUS! Podobno ksiądz zrobił sobie przerwę... Otoz grupka studentow z akademika za bardzo poimprezowała i poeksperymentowala z trawka. W przyplywie dobrego humoru postanowili wpakowac dwoch czy trzech kolegow do wielkiego pudla i napisac na nim "Misja na Marsa". Z duzym wysilkiem wyrzucili owa kosmiczna rakiete przez okno. A ze pokoj w akademiku byl na jednym z ostatnich pieter wiezowca, chlopcy z pudla nie przezyli.Dopiero rano,jak przyjechala policja i przeszukala pokoj,w korym byla impreza znalezli jeszcze jedno pudlo,tym razem z napisem "Misja ratunkowa". Otóż koleżanka koleżanki, młoda studentka, wybrała się na dyskotekę w mieście gdzie studiowała. Wypiła trochę jak to się studentom zdaża i świetnie się bawiła. Poznała fajnego ( w jej mniemaniu ) gościa. Po dłuższej chwili nawiązali bliższą znajomość tzn. zaczęli się całować. Gość namawiał ją na więcej ale dziewczyna będąc na szczęscie nie aż tak bardzo pijana odmówiła. Gość był całkiem natarczywy. Dał jej numer telefonu i prosił, żeby zadzwoniła. Laska poszła do domu. Rankiem następnego dnia wstając z łóżka poczuła ze swędzi ją cała twarz. Kiedy spojrzała w lustro zobaczyła, że ma na twarzy wysypkę i jej twarz jest koszmarnie czerwona. Poszła szybko do lekarza. Lekarz zrobił wywiad i pytał ją gdzie była. Powiedziała co i jak więc zdecydował się pobrać próbkę skóry do badania. Po otrzymaniu wyników wezwał policję, a biedna dziewczyna przeżyła szok. Bo okazało się że ma coś co nazwali trupią wysypką. Po przesłuchaniu policja kazała jej skontaktować się z gościem i złapali go. W mieszkaniu znaleźli dwa trupy. Ułanowi Stachowi zmarła dziewczyna - Zośka. Zrozpaczony, nie mając co z sobą począć poszedł do baru i zaczął pić. Pijany założył się z kolegami, że pójdzie o 12 w nocy na cmentarz i pomodli się nad jej grobem. O północy koledzy spotkali się przed cmentarną bramą. Stach poszedł na cmentarz, stanął przed grobem i uklęknął by się pomodlić. Gdy wstawał jego długi żołnierski płaszcz zaczepił się o szablę - ułan myśląc, iż to jego Zosia zatrzymuje go, momentalnie dostał zawału serca i padł martwy twarzą na grób. Być może nikt nie uwierzy, ale to wydarzyło się naprawdę całkiem niedawno. Wcale nie ukrywam, że serce mi z bólu ściska, jak o tym wszystkim pomyślę, choć jestem osobą zupełnie postronną. Każdy jednak, kto ma w sobie chociaż odrobinę zwykłej ludzkiej wrażliwości, na pewno nie pozostanie obojętny po przeczytaniu tej okrutnej i przerażającej historii. Wszystko zaczęło się od tego, że pewnego pięknego dnia rodzice pojechali ze swoim czteroletnim dzieckiem na zakupy do wielkiego Centrum Handlowego. Gdy pełni radości w wolny od pracy weekend robili zakupy, dziecko niestety zgubiło się im w tłumie ludzi. Za pierwszym razem mieli naprawdę dużo szczęścia, gdy przez przypadek odnaleźli je przy kasach. Nie mieli go już jednak za drugim razem, gdy dziecko znowu zgubiło się przy wychodzeniu z nimi z zatłoczonego hipermarketu. Od razu popadli w panikę, ale od razu poinformowali też ochronę o zaginięciu swojego dziecka. Podjęta natychmiastowo akcja ewakuacji klientów sklepu i dokładnego przeszukania olbrzymiej powierzchni Centrum Handlowego nie dała jednak żadnego rezultatu. Rodzice pojechali więc na policję, na której zgłosili sprawę zaginięcia w hipermarkecie swojego czteroletniego dziecka. Gdy wracali z policji zatroskani o losy swojego dziecka, na schodach przed swoim domem w podwarszawskich Markach zobaczyli siedzącego małego człowieka. Okazało się, że to było ich dziecko. Czterolatek był rozebrany, cały zziębnięty, owinięty w folię, na której była przyklejona kartka z informacją, że dziecko wymaga natychmiastowej wizyty u lekarza. Zawieźli więc dziecko do lekarza, który po jego zbadaniu z przerażeniem stwierdził, że dziecku została wycięta jedna nerka. Rodzice natychmiast powiadomili policję, która zaczęła przeszukiwać wszystkie prywatne kliniki w okolicy, chociaż przeszukania te zakończyły się bez żadnego rezultatu, który naprowadziłby na trop okrutnych porywaczy. Nie ukrywam, że bardzo dogłębnie poruszyła mnie ta historia z życia wzięta. Dziecko żyje, ale do końca życia będzie już kaleką. Podejrzewam, że jego rodzicom mało co serca nie rozerwało z bólu, gdy dowiedzieli się o wyciętej ich dziecku nerce. Nie wiem, kogo można by winić za wyrządzenie tak okrutnej krzywdy czterolatkowi. Niby rodzice nie dopilnowali swojego dziecka, ale jestem przekonany, że jeżeli cała rodzina była od dawna obserwowana, to tak naprawdę było już tylko kwestią czasu, kiedy dziecko zostanie porwane i zostanie mu wycięta ta nerka. Słyszałem, że ojciec dziecka robił jakieś ciemne interesy z ludźmi z przestępczego światka. Jedną z przyjętych przez policję hipotez jest więc i to, że bandyci wycięli dziecku nerkę z powodu nie oddawania przez jego ojca pożyczonych pieniędzy od lokalnych mafiosów. Można oczywiście pytać, czy dziecko jest winne tego, że jego ojciec robi interesy z nieodpowiednimi ludźmi? Na gruncie czystej logiki można by powiedzieć, że skoro „A” nie odpowiada za błędy „B”, to nie można karać „A”. Cały problem polega jednak na tym, że to nasze życie mało kiedy bywa tak do końca logiczne, często wbrew wszelkim zasadom logiki dając się niestety poznać od tej najbardziej okrutnej strony. Nie będę już pisał, jaki wypływa morał z tej całej historii, co jest dość oczywiste. Można by jednak przyjąć też i taką hipotezę, że być może ktoś miał chore dziecko, które wymagało natychmiastowej transplantacji nerki, więc wynajął potwornych zbirów, którzy bez najmniejszych skrupułów porwali czterolatka w celu wycięcia mu nerki. Jestem jednak całkowicie przekonany, że nie do zaakceptowania i nie do usprawiedliwienia jest ratowanie jednego życia kosztem życia lub zdrowia innego człowieka. Wierzę jednocześnie, że Hobbes nie miał racji, gdy twierdził, że człowiek jest człowiekowi wilkiem. Każdy człowiek ma swoją wielką wartość przez posiadanie przyrodzonej godności, która w przypadku czterolatka została brutalnie pogwałcona przez wyrządzenie mu potwornej krzywdy. Sprawcy i zleceniodawcy tego czynu na pewno powinni ponieść w pełni zasłużoną, jak również nieuchronną i dotkliwą karę. Tego typu sprawy na pewno warto nagłaśniać, jednak nie w celu poszukiwania taniej sensacji, lecz chęci przeciwdziałania podobnie okrutnym przypadkom okaleczania innych. Ja wiem, że temu czteroletniemu dziecku to niestety nie zwróci już zdrowia, ale może dzięki temu my wszyscy będziemy czuć się bardziej bezpiecznie. Tak naprawdę coś podobnego mogłoby bowiem spotkać zarówno mnie, jak i każdego innego człowieka. O nielegalnym handlu organami ludzkimi mówi się bowiem od dawna, ale wcale nie słychać, żeby ktokolwiek zainteresował się tym problemem w celu zdecydowanego mu przeciwdziałania. Ksiądz w czasie ślubu zapomniał imienia pana młodego, więc zakrywa mikrofon i pyta stłumionym szeptem: - Jak pan ma na imię? Pan młody, zdenerwowany do ostatnich granic, wybałusza tylko oczy, więc ksiądz nie rezygnuje: - Jak pan ma na imię? - powtarza z naciskiem. Cisza. Ksiądz nerwowo wichrzy resztki czupryny, zapominając chwilowo o mikrofonie. - No, jak pan ma na imię??? - powtarza głośniej i nieustępliwie. Pan młody wreszcie zaskakuje. - Pan ma na imię Jezus! Pewien mężczyzna lubiący polowania wprowadził się wraz ze swym psem do nowego domu. Okolica wydawała się bardzo zaciszna - mieszkające w sąsiedztwie dwie starsze panie bardzo polubiły nowego sąsiada i jego wiernego towarzysza. Piesek zaprzyjaźnił się nawet z ich śnieżnobiałym króliczkiem, który był pupilkiem staruszek! Pewnego wieczoru mężczyzna wrócił z pracy bardzo zmęczony po ciężkim dniu. Jego pies jednak radośnie podskakując i machając ogonem domagał się cowieczornego spaceru. Mężczyzna był jednak tak zmęczony, że tylko wypuścił kudłatego zwierzaka na podwórko, a sam położył się do łóżka. Po mniej więcej godzinie obudziło go szczekanie do drzwi. Zaspany poszedł je otworzyć…i sen szybko zniknął mu z oczu kiedy zobaczył, że piesek…trzyma w zębach królika sąsiadek! Szybko zabrał futrzaka ubrudzonego błotem, umył go i wysuszył mu sierść. Dokładnie obejrzał zwierzątko, a gdy stwierdził, że nie ma ono śladów pogryzienia (całe szczęście że pies nie wbił mocniej zębów!) postanowił zakraść się do domu staruszek i umieścić ich pupilka ponownie w klatce. Gdy zagasły wszystkie światła mężczyzna udał się do domu sąsiadek , ułożył króliczka obok jego miski i wrócił do domu. Rankiem wychodząc do pracy zauważył obie starsze panie rozdygotane i patrzące z przerażeniem do klatki, gdzie leżał ich martwy zwierzak. Jedna z nich nawet bezustannie kreśliła nad futrzakiem znak krzyża! „no to wpadłem” pomyślał mężczyzna ale postanowił udawać, że nie wie o co chodzi. Przechodząc obok staruszek przybrał zatroskaną minę i zapytał: „co się stało? Czy króliczek zdechł?” „tak zdechł”- stwierdziła jedna z przerażonych staruszek, „tyle że pochowałyśmy go w ogródku dwa dni temu, a dziś on wrócił do klatki!” Przypis Historia raczej śmieszna, ale bardzo ją lubię: ) w niektórych wersjach zamiast królika występuje kot. Niekiedy staruszki zrzucają winę na satanistów lub twierdzą, iż musiały pochować żywego zwierzaka. Facet zdradził z prostytutką, a że wcześniej miała murzyna (prostytutka) i nie umyła się po (udanym?) stosunku to facet mając wrodzonego farta życiowego przeniósł plemnika z prostytutki na żonę czego efektem było czarne dziecko. Kiedyś ktoś opowiedział mi taką historię (jest to wydarzenie autentyczne) Starsza kobieta miała problem z oczami (zaćma, czy coś takiego...nie pamiętam, ale mniejsza o to). Wybrała się do lekarza-okulisty. Ten przeprowadził wstępne badania po czym stwierdził, że jedyną szansą na ratowanie wzroku jest operacja... cena 20 tys(czy jakoś tak ale to było jeszcze w starym nominale chyba-najważniejsze, że była to na tamte czasy kupa kasy). Zrozpaczona kobieta odpowiada, że nie jest w stanie zgromadzić tak wielkiej sumy pieniędzy, na to lekarz odpowiedział :"Trudno" Kobieta wróciła po tygodniu (ku zdziwieniu lekarza) z kopertą-ten zaciera ręce, bierze kopertę i wrzuca ją do szuflady... na to kobieta "Ale proszę Doktora, tam nie ma całej sumy, sporo brakuje, ale wszystko doniosę" Na to lekarz z oburzeniem zaczął na nią "najeżdżać", że ona chyba robi sobie z niego kpiny i rzucił jej kopertę z powrotem. Kobieta wzięła kopertę i wyszła. Znalazła innego lekarza, który skierował ją na tą operację bezpłatnie! Już po pewnym czasie, gdy została zoperowana (operacja się udała) ktoś obłędnie szleńczo jej szukał - był to pierwszy lekarz... Podchodzi do łózka pacjentki i mówi : "Proszę Pani, zaszła pewna pomyłka, pomyliłem się i dałem Pani nie tą kopertę" na to kobieta "Ależ proszę Pana! Kim Pan jest? Ja Pana nie znam, ja Pana pierwszy raz na oczy widzę!" Jak się okazało-"nasz" lekarz pomylił się i oddał kobiecie kopertę, którą otrzymał od innego zdesperowanego pacjenta, z o wiele większą kwotą pieniędzy..... Jaki z tego morał? Pomyślcie sami.... Kiedy pan młody razem z gośćmi weselnymi podrzucał pannę młodą, to podrzucili ją tak wysoko, że aż dosięgnęła tego - nie pamiętam jak to się "fachowo" nazywa...tego wentylatora (wiatraka) na suficie (oczywiście był włączony), skutkiem czego po prostu eksplodowała jej głowa. A pan młody i bodajże jeszcze ktoś z rodziców popełnili samobójstwo. PIESKIE ŻYCIE Ta historia jest prawdziwa… Znajomi moich znajomych mieszkają za miastem, mają całkiem ładny domek i miłych sąsiadów za płotem. Mają też psa – duże, dosyć agresywne bydle. Któregoś dnia patrzą: A ich pies trzyma w pysku małego psiaka sąsiadów (jakiś York czy coś w tym stylu). Psiak nie dawał znaku życia, potarmoszony, wymięty, krew zmieszana z ziemią… – znaczy się trup. Znajomi się przerazili. Strasznie głupio – pomyśleli sobie. Jak tu się przyznać sąsiadom, że ich bydle zagryzło takiego milutkiego psiaczka… Wiem, że to zabrzmi groteskowo i nieco strasznie, ale postanowili wyłgać się od odpowiedzialności… Odebrali swojemu bydlęciu tego psiaka, wymyli go pod ogrodowym wężem… wyczesali, wysuszyli suszarką… Później przyczaili się i kiedy sąsiadów nie było w domu, podrzucili tak spreparowane ciałko sąsiadom na trawnik… Następnego dnia natknęli się na sąsiada, który był nieco zmieszany, nie wiedział co o tym myśleć: - Dwa dni temu zdechł nam pies. Własnoręcznie go zakopałem w ogródku, a tu proszę… - mówi i pokazuje na czyściutkiego trupa pieska. Re: smaczny kebab z dworca centralnego przez Kokain » 18 sie 2010, 20:31 To mi przypomina historię o Gyrosach z Wrocławia. Przez baaardzo długi czas pokutowali gyrosowcy, oj pokutowali... Sanepid w czasie rutynowych badań mikroskopowych sosów do gyrosów znalazł w nich... męskie nasienie. A po dodatkowych badaniach okazało się nawet, że należące do dwóch różnych panów. Obu zatrudnionych do montowania przysmaków w jednej z budek. Odp: McDonald Obrzydza mnie to jedzenie. Niedawno czytałam ciekawy artykół na temat McDonalda. W shake'u wykryto nasienie od 10 różnych mężczyzn Nie polecam jedzenia tam Kochane, wracam od Mamy, jestem wstrząśnięta tym co usłyszałam. Niestety informacja jest drastyczna.Nie chce wywołać paniki, wiem, ze tego typu informacje już pojawiały się w necie, nie zawsze traktowane serio, również nie zawsze prawdziwe. Sama nie wiem co o tym myśleć. w Poznaniu z centrum handlowego Plaza zostało porwane 5 letnie dziecko znajomych naszych Przyjaciół.Zostało odnalezione, na szczęście żywe, niestety z usuniętą nerką. Kolejna sytuacja - przekazana pocztą pantoflową - mniej więcej w tym samym czasie w Tesco - mama robiła zakupy - wiadomo jak to jest - dziecko biegało między półkami, matka po chwili zorientowała się, że dziewczynki nie ma.Przeszukano całe sklep, dzięki trzeźwości personelu zamknięto wyjścia.Dziewczynka została odnaleziona w stanie uśpienia, z obciętymi włoskami, przebrana w chłopięce ciuszki. Jest to dla mnie tak wstrząsająca sytuacja, że nie jestem w stanie o tym pisać.Nie wiem też co o tym myśleć.W mediach nic nie słyszałam.Być może nieświadomie przykładam się do rozpowszechniania koszmarnej plotki, a co jeżeli to nie jest plotka? Mimo wszystko - uważajcie na dzieci.Wiem, ze wszystkie uważamy, ale uważajmy bardziej. tak na koniec anegdotka usłyszana od kumpla: zeszłego lata dwóch młodych chłopaków ze średniej miejscowości zdało maturę i postanowiło się zabawić, jako że spotkali się rano - było około 9oo postanowili pojeżdzić maluchem po rondzie i się powyłupiać, ruchu nie było to po chwili jeździli po rondzie wstecz nagle nie wiadomo skąd pojawił się inny samochód, wgniecenie było niewielkie, ale poszedł reflektor i facet dostał furii, zjechał chłopaków z góry na dół, nie dał im się dogadać i zadzwonił po policję.. chłopcy po takiej naganie nawet nie wysiedli z auta tylko czekali... policja przyjechała - przesłuchała gościa i podeszła do chłopców mówiąc: "Jedzcie do domu, to jego wina, gościu ma 2 promile, stawia się i jeszcze twierdzi, że jechaliście po rondzie do tyłu" Wesele Znajoma w kościele była świadkiem takiego zdarzenia. Przed przysięgą ksiądz zapomniał jak pan młody ma na imię. Poza mikrofonem pyta po cichu. - Jak pan ma na imię? Gość stremowany …nic. - Jak pan ma na imię? Klient już prawie czerwony … i nic. Wreszcie ksiądz. - Proszę powiedzieć jak pan ma na imię? Nagle gość zatrybił. - Pan ma na imię Jezus Chrystus. Cały dialog został utrwalony przez kamerzystę. Przekonałaś mnie! Chyba zrezygnuję... Ale z drugiej strony kot Hermann, z którym mieszkałem prze ostatnich kilka miesięcy miał milion okazji aby mnie zabic, ale jakoś nigdy nie próbował, a w czasie snu robił raczej za miłą poduszeczkę:) Ale znam podobną anegdotkę, ale nie apropo kotów, a węży. Na ile to prawda, na ile fakt medialny to ja nie wiem. Ponoc pewna entuzjastka hodowli węży miała już całkiem sporego pupilka (niestety nie pomnę jaki to był wąż), który przestał w pewnym momencie wcinac smakołyki podsuwane mu przez kochającą opiekunkę. Mimo, że wąż przestał się w ogóle odżywiac nie zaprzestał okazywac miłości swojej dobodziejce: kładł się obok niej na łóżku, owijał wokół ciała delikatnie i takie tam. Sytuacja trwała tak pewien czas, aż w końcu zaniepokojona właścicielka stanem zdrowia pupilka (chudł w oczach podobno) wybrała się do weterynarza. Tam spotkał ją szok niemały, kiedy po wyjaśnieniu lekarzowi powodów wizyty usłyszała, że jeszcze trochę a skończyłaby w brzuchu swojego ulubieńca ponieważ w ten sposób przygotowywał się do pożarcia: mierzył siły na zamiary kłądąc się na łóżku obok niej, a na dietę przeszedł aby celebrowac jeszcze bardziej ucztę, która miała nadejśc... Tak więc sama widzisz, że kotki blado wypadają ze swoimi morderczymi instynktami przy wężu w przytoczonej opowieści:) Pozdrawiam pięknie! Opowieść mojej znajomej - tak zwany "fakt autentyczny": Rzecz ma miejsce na ślubie. Jak to zwykle, przed ołtarzem stoi ksiadz, Pan Młody i Panna Młoda. I ksiądz zapomniał jak Pan Młody ma na imię, więc go pyta po cichu: - Jak pan ma na imię? Pan Młody, patrzy zamyślony przed siebie, więc ksiądz powtarza szeptem pytanie: - Jak pan ma na imię? Pan Młody nadal nic nie odpowiada, patrzy nieobecnym wzrokiem gdzieś tam. Ksiądz się zdenerwował, wziął mikrofon i pełnym głosem do mikrofonu pyta: - JAK PAN MA NA IMIĘ? Pan Młody odbiera mikrofon od księdza i mówi: - Pan ma na imię Jezus. Cały kościół padł ze śmiechu... :))))) Opowieść jest jak najbardziej na czasie, bo jutro jadę na ślub z weselem :) Zobaczymy czy będzie równie ciekawie :) w-wa,przed długim weekendem, słyszę od dwóch osób pracujacych w różnych firmach taką historię; Galeria Mokotów, sprzedawczyni znajduje portfel klienta z dużą sumą pieniędzy i wizytówką, następnie dzwoni do niego że znalazła on przyjeżdza(śniada cera) i dziękujac daje dobrą radę 'nie wybierać się na zakupy do GM w długi weekend' u mnie krązyly takie plotki,niektore potwierdzone,ze na pewnej dyskotece [nazwy nie podam]podawali dziewczynom tabletki gwałtu,potem porywali,wycinali nerki i zostawiali w wannie wypelnionej kostkami lodu.. makabryczne.. łyszałam trochę o tym przy okazji wyjazdu znajomej na wakacje. Podobno właśnie tam gdzie jechała porwali jej koleżankę, która obudziła się w wannie wypełnionej kostkami lodu a na lustrze pisało 'nie masz nerki. zgłoś się do lekarza'. Porwali też dziecko jej dalekich znajomych. Porywacze podrzucili dziecko (pozbawione nerki) po bardzo krótkim czasie, nie żądając okupu ani niczego takiego, bo dostatecznie dużo zarobili na samym sprzedaniu narządu. Nie wiem czy to a 100% prawda, ale ciary mnie przechodzą jak słyszę o czymś takim. a słyszałam od siostry mojego TŻ, że jakichś tam znajomych spotkało to okrucieństwo...Porwano ich kilkuletnie dziecko... po krótkim czasie (nie wiem dokładnie ilu dniach) dziecko zostało porzucone tam skąd zostało zabrane...bez nerki... Szczegółów przytaczać nie będę, kto i gdzie... sama nie wypytywałam dokładnie, bo to szok po prostu. U mojej kolezanki w pewnej podwarzawskiej miejscowosci ktorej nazwy nie wymienie zanaleziono 2 lata temu 6 cial z wycietymi nerkami + dziecko ktore odstawiono zywe pod drzwi domu z kartka o tresci zeby jak najszybciej zglosic sie z nim do szpitala. historia jak najbardziej prawdziwa. A co do tego ze malo kogo stac na kupno nerki to nerka kosztuje ok 30 tysiecy ( w googlach nie jest problemem znalezienie oferty zarowno kupna jak i sprzedazy) wiec majatek to nie jest...zwlaszcza ze wydatek jednorazowy. O ile wiecej przeciez ludzie wydaja na rehabilitacje czy leki przy innych ciezkich chorobach. mi te historię ostatnio opowiadała koleżanka, a więc :) jechała autobusem i w autobusie spokojnie siedział sobie czarnoskóry mężczyzna, na następnym przystanku wsiadła pani w podeszłym wieku, usiadła na wprost niego i zaczęła prawic morały, co robi czarnoskóry mężczyzna w Polsce, i ogolnie wypowiadała sie na jego temat w niemiły sposób a do tego mówiła bardzo głośno, myślała ze ten Pan nic nie rozumie, ponieważ nie reagował ,tylko się rozglądał, nagle do autobusu wsiadł kanar. Pani mówiła dalej niepochlebne rzeczy, trzymajac swoj skasoway bilet w dłoni na kolanach, nie zgadniecie co Zrobił czarnoskóry Pan!!! ??? wyrwał jej bilet i zjadł , ona w szoku, a tu podchodzi do niej kanar i "bilecik do kontroli" a ona na to "MURZYN MI ZJADŁ" ludzie sie pokładali ze smiechu, kanar popatrzył na nia jak na chora psychicznie a czarnoskory Pan nie dał po sobie nic poznac tylko sie usiechnął udając ze dalej nic nie rozumie :) do tych z życia wziętych dołożę jeszcze jedno. Dostałam to mailem jako znajoma znajomego. W każdym bądź razie ta kobieta była umówiona na wizytę u ginekologa. Ponieważ wiedziała, że nie zdąży wrócić z pracy do domu, zeby sie przygotować, w pośpiechu zabrała z łazienki dezodorant intymny i pospieszyła do pracy. Kiedy ją skończyła pojechała do lekarza. W poczekalni było jeszcze kilka pań, więc skorzystała z chwili i postanowiła odświeżyć sie nieco w toalecie. Na koniec użyła ów dezodorantu i wróciła do poczekalni. Mimo wszystko czuła się nieco niezręcznie , ponieważ nie mogła przygotować się tak jakby chciała. Będąc juz w gabinecie od samego progu zaczęła tłumaczyć się lekarzowi, że ona bardzo przeprasza, ale musiałą zostać dłużej w pracy, nie zdążyła się odpowiedni sobą zająć itp. Lekarz popatrzył i odpowiedział - nie trzeba było się AŻ tak starać Na co kobieta znowu się tłumaczy - ale Panie doktorze, ja na prawdę przepraszam, ale nie miałam czasu. Zrobiłam co mogłam... a lekarz - proszę Pani, na prawdę nie trzeba było się AŻ tak starać Podobna wymiana zdań nastpąpiła jeszcze kilka razy, przy czym za każdym razem lekarz powtarzał, że AŻ tak nie musiała się starać. Kiedy po powrocie do domu kobieta rozpakowała swoją torebkę zrozumiała o czym mówił lekarz. Okazało się, że zamiast dezodorantu intymnego wzięła ze sobą lakier z brokatem Knajpy to miejsca, gdzie miejskie legendy rozgościły się na dobre. Podlewane litrami piwa, pomagają bywalcom w zabijaniu nudy. Ostatnim hitem w barach jest historia mamy, która z kilkuletnim dzieckiem jechała miejskim autobusem. Maluch cały czas kopał stojącego obok starszego pana. Kiedy ten wreszcie zwrócił się do mamy, żeby skarciła chłopaka, ta odpowiedziała, że tego nie zrobi, bo wychowuje dziecko bezstresowo. Kiedy autobus podjechał na przystanek, z siedzenia obok wstał przyglądający się wcześniej wszystkiemu student, wyjął z buzi gumę i przykleił kobiecie na czoło. - Ja też byłem wychowywany bezstresowo - powiedział z pogardą w głosie, na co reszta pasażerów parsknęła śmiechem. ..dziś słyszałem tę historię (podobno "fakt autentyczny" i świeży) od dwóch różnych osób. jest tak niesamowita, że aż mi się wierzyć nie chce, ale z drugiej strony, znając ludzką podłość i straszne ludzkie zapędy jestem w stanie uwierzyć... choć wolałbym, żeby to nieprawda była... otóż: umówiła się młoda dziewczyna (podobno gdzieś na śląsku) w kawiarence czy knajpce z koleżanką... koleżanka się spóźniała, więc do naszej bohaterki dosiadł się nieznajomy facio. "na chwilkę. póki koleżanki nie ma". zamówił coś do picia. wypili. po jakimś czasie dziewczyna obudziła się w nieznanym sobie lokalu (mieszkaniu). w wannie. nago. wanna napełniona była zimną wodą czy też lodem i... ...we krwi. prócz wanny znajdował się tam telefon. i karteczka. z napisem. "zadzwoń po pogotowie, bo nie masz nerki" i szew (profesjonalnie zrobiony, przez lekarza chyba) w tym mijescu, z którego się nerkę wycina... nie skomentuję. ciary mnie przechodzą... bez względu na to czy prawda czy nie.. Autentyk z internetu: Ksiądz zwraca się do młodych "Powtarzajcie za mną", a po cichu do pana młodego "Jak pan ma na imię?". Na to pan młody głośno do mikrofonu "Jak pan ma na imię?". Na to ksiądz po cichu "Nie, nie. Jak PAN ma na imię?". Na to pan młody głośno do mikrofonu "Pan ma na imię Jezus". Zapewne także w zamierzchłych czasach krzewienia kultury na siłę ma źródło słynna sprawa kontaktu pracowników PGR z teatrem. Załóżmy, że był to PGR Pęgowo. Przyjechali do Wrocławia na spektakl. Spóźnili się i trafili akurat na kwestię: „Skąd przybywacie, mężni rycerze? A na to przybysze zgodnym chórem: – „PGR Pęgowo!”. Oczywiście, w innych wersjach pojawiały się inne miejscowości. Co to za różnica, grunt, że historyjka zabawna. CZytalem tagze o pewnej parze typowo lumpiarskiej (maz alko i zona niewolnik) wiec maz wrocil w stanie nietrzezwym do domu zaraz po tym jak jego zona wymyla kibel jakims sierodkiem chemicznym,facet bardzo lubil palic wiec zaplail sobie w swiatyni dymania i postanowil wyrzucic papierosa do muszli.....plomienie buchely parzac meza w "hojones". Zona wezwala pogotowie ktore mialo zabrac meza do szpitala,niestety sanitariuesz tak sie smiali na schodzach ze jeden z nich spadl i zlamal sobie reke =D Ehhh, 2 ciekawa informacja dzisiaj z tego typu. Moja lepsza połowa wróciła dzisiaj z kliniki. Mieli dzisiaj 15 w ciąży. Okazało się, że nie wie kto jest ojcem , bo bawili się w "gwiazdę". Jeśli nie wiecie co to jest, to się nie przejmujcie, ja też nie wiedziałem. Okazało się, że "gwiazda" to "zabawa" w której nagie panienki leżą w gwiazdę a faceci krążą nad nimi, przestajer grać muzyka (lub inny sygnał) i kto przy kim jest z tym się zabawia dalej. Jak widać patologii jest więcej... Ja słyszałam autentyk od lekarza pracującego w pogotowiu. Zostali wezwani do wypadku na weselu. Podczas tańca młody tak zakrecił żoną, ze uderzyła glową w filar, zginęła na miejscu, młody powiesił się w szoku, a teściowa czy teś dostał zawału. Lekarz nie wiedział kogo najpierw ratować.... Ja słyszałam tragiczną historię. Pan Młody wnosił swoją swieżo poślubioną żonę przez próg sali, do której prowadziło chyba niezbyt szerokie wejście. Gdy przez nie przechodzil z zoną na rękach, Panna Młoda uderzyła głową w futrynę czy coś z niej wystawało, nie wiem - w kazdym razie tak niefortunnie, że zmarła na miejscu. Jeżeli mogę zrobić offtopa, to pamiętacie opowiastkę, o tym jak grupa cyganów wykastrowała wartowników za to, że jeden z nich zgwałcił cygankę? U nas Cyganie nożami przed laty "zaciachali nożami" całą wartę za to że jeden z żołnierzy miał "coś" z jakąś Cyganką...Rodziny dostały metalowe trumny. Wygląda na to że to tylko "opowieści" aby być czujnym na warcie. Po wizażu krążyła jeszcze historia i weselu na którym to goście grali w chowanego i nigdzie nie mogli znaleźć panny młodej. Po paru latach okazało się, że zatrzasnęła się w skrzyni na strychu... Jak była mała słyszałam jeszcze historię o dziewczynce, która pokłóciła się z mamą i schowała się w szafie. Matka znalazła ją powieszoną na kablu dziewczyna miala weza, byl duzy wiec nie trzymala go w zadnym terrarium tylko luzno w domu, pewnego dnia wąz przestal jeść wiec poszla z nim do weterynarza, ten powiedzial że wszystko jest ok, wiec wrocila do domu, pewnej nocy obudzila sie i zobaczyla ze wąz lezy wyciagniety obok niej, pomyslala ze nie zyje ale okazało się ze żyje, rano poszła z nim do innego weterynarza a ten powiedzial jej ze węże tak robią by zmierzyć czy są już na tyle duzi by ofiara mogła się w nich zmiescić i dlatego przestał jeść bo przygotowywał się do tego by ją zjeść Miejsce akcji: kościół Uczestnicy akcji: Panna Młoda - uczestnik bierny i niemy Ksiądz - słynący z tego, że zapominał imiona tych, którym udzielał wszelkich sakramentów Pan Młody - ponieważ był w kompletnym stresie, ktoś wpadł na pomysł, żeby go napompować hydroksyzyną (chyba), która podziałała jak najlepsze dragi z Berlina Tuż przed przysięgą Ksiądz zrobił to, co zwykle - zapomniał, z kim ma do czynienia. Opuścił mikrofon i zapytał: - Jak pan ma na imię? Długa chwila ciszy, Pan Młody nie zajarzył, a może nie usłyszał. Ksiądz zapytał jeszcze raz, bardzo wyraźnie i już do mikrofonu: - Jak pan ma na imię? Piętnaście sekund ciszy, z których każda - jak to w kościele - zdawała się wiecznością. Nagle spojrzenie Pana Młodego ożyło i zaczęło płonąć. Schwycił mikrofon i bardzo poważnie, z mocą w głosie przemówił: - Pan ma na imię Jezus. Jechala babka w przedziale z murzynem. Babka starsza kolo 60-tki. I klnie na niego ze brudas, ze niech wraca do buszu, po co tu przyjechal. To wiece co murzyn zrobil? Wziął, wyrwal jej z ręki bilet, podarł na kawałki i włożyl sobie do buzi zaraz przed tym jak przyszedl konduktor. Konduktor prosi babke o bilet a ta mu mowi, ze jej murzyn zjadl. Sytuacja prawdziwa w 100%. Połykacze żarówek Tak idiotyczną zabawę mogli wymyślić chyba tylko studenci. Krakowscy żacy zakładają się o to, kto włoży do buzi żarówkę. Proste? Owszem, tyle że jej wyjęciem musi zająć się lekarz O to, czy można włożyć żarówkę do buzi i ją wyjąć, kłócili się dwaj studenci medycyny z Krakowa. Jeden przedstawiał wszelkie argumenty i udowadniał, że jest to niemożliwe. Drugi był innego zdania. W końcu sprawdził na sobie, jak to naprawdę jest. Gdy włożył żarówkę do buzi, tak już pozostał. Razem z kolegą wsiedli do taksówki i pojechali na pogotowie. Dzięki zastrzykowi i pomocy lekarza udało się rozluźnić mięśnie i wyjąć żarówkę bez szkody dla ofary. Na nieszczęście wracający z pogotowia studenci spotkali swojego kolegę i opowiedzieli mu o całym zdarzeniu. Ten nie uwierzył i sam przekonał się o swojej głupocie. Żacy nie zostawiali swego kolegi i wrócili z nim na pogotowie. Wchodząc do pokoju lekarskiego zauważyli płaczącego taksówkarza... z żarówką w ustach. Czy ta historia to ponury żart? Niestety, nie. To coraz częściej spotykana zabawa wśród studentów polskich uczelni. Najczęściej bawią się tak na krakowskiej politechnice. Przyszli technicy pokazują naturalną chęć do eksperymentowania, choć wystarczyłoby posłuchać lekarzy. Ci zaś mówią, że kiedy włożymy żarówkę do buzi, wiązadła i mięśnie w stawie żuchwowo-skroniowym są maksymalnie naciągnięte. Aby ją z powrotem wyciągnąć z ust człowiek musiałby je jeszcze troszeczkę bardziej naciągnąć, a to niestety jest niemożliwe. - Wówczas działa tzw. mechanizm blokujący - opowiada nam krakowski lekarz ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, na który studenci z żarówkami zgłaszali się już dziesięciokrotnie. Po co jednak młodzi ludzie to robią? - Takie zachowanie wskazuje na problem osobowości - wyjaśnia prof. Kazimierz Krzysztofek, socjolog z Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej. - Starają się podnieść swój status poprzez zaimponowanie innym. Standardem starszego pokolenia jest przestrzeganie młodzieży przed wszystkim, co jest złe. A to nie działa. Młodzi ludzie nie potrafią przejąć czyjegoś doświadczenia. Chcą to przeżyć na własnej skórze. O, mamo... W zeszłym roku był to Arab, któremu jakiś chłopiec pomógł złapać złodzieja, uciekającego z jego portfelem. I ostrzeżenie, żeby unikać centrów handlowych. Trzeba być ostatnim baranem, żeby prokurować takie plotki. Chyba, że rozsiewa je jakiś pier...ony muzułmański terrorysta (arabscy terroryści to bez wyjątku tchórze), by sprawdzić systemy ochrony metra. Tak, czy owak - kij w oko twórcy plotki! witam,bardzo prosze o wyjasnienie,kolega twierdzi ze w Glogowie dziewczyna zarazila sie trupim jadem od nowo poznanego kolesia.jakos nie chce mi sie wierzyc,ale... ........no coz dowcip mi sie przypomnial , pewnie znacie bo stary jak swiat, ale ciagle aktualny.. Pewna kobieta wybrała się do ginekologa. Chciała być czysta i pachnąca więc w wiadomym miejscu się popsikała jakimś dezodorantem swej córki. No i jak ten ginekolog ją tam oglądał powiedział do niej: - Ale się pani wystroiła. Babka oburzona co on tak do niej z takim hasłem. Jak wróciła do domu opowiada córce co jej lekarz powiedział a ona by jej matka pokazała, którego dezodorantu użyła. Więc poszli do łazienki matka jej pokazuje a córka w śmiech i mówi. - Mamo to jest brokat a nie dezodorant. W pewnym akademiku studenci upili się, odłączyli lodówke od prądu, wepchnęli do środka kolegę i napisali na lodówce "Misja na Marsa". Wyrzucili przez okno i czekają 5 mniut, ale kosmici nie przylatuja. Wzięli więc drugą lodówkę, wephcnęli do niej drugiego kolegę i napisali na niej "Misja ratunkowa na Marsa". I juz mieli wyrzucić, kiedy jakiś facet (trzeźwy) przyszedł do nich zwabiony hukiem. Co to za tragedia ;/ śmieszne poprostu. Ludziom gorsze rzeczy się przytrafiaja podczas ślubu. W moim mieście dla pewnej rodziny ślub stał się koszmarem. Gdy panowie podrzucali panne młodą to welon wkręcil jej się w wiatrak pod sufitem niestety udusiła się, pan młody po tym zdarzeniu powiesił się a ojciec panny młodej zmarł dostając zawału :( Więc po co wy piszecie o głupich obrączkach, pijanym panu młodym. Dla tej rodziny miał byc to jeden ze szczęśliwszych dni w życiu a skończył się trzema pogrzebami. Albo gdy całe kuzynostwo jechało na wesele kuzynki swojej i zgineli w wypadku, jaka to była tragedia dla tej rodziny gdzie musieli pożegnać 5 młodych osób. Te niektóre artykuły są żałosne Dzień ślubu dla każdej pary to coś wyjątkowego. Dla mnie dzień jak co dzień, ale nie tym razem. Konno zajechali pod kościół, piękna ceremonia, gości ze dwie setki było. Przywitanie w dworku z XIX wieku, bogata zastawa na stoach, toastom i przemówieniom końca nie było widać. Podczas obiadu pan młody rozdał wszystkim gościom koperty i poprosił, a by otworzyli je dopiero po obiedzie, po czym wyszedł i już nie wrócił. Co niektórzy nie mogli się doczekać i otworzyli kopertę pomiędzy rosołem, a kotletem schabowym. i tak ta wielka niewiadoma ukryta w kopercie nie doczekawszy deseru wyszła na jaw W kopercie było zdjęcie panny młodej parę dni przed ślubem w mocno jednoznacznej scenie z innym mężczyzną Pan młody w tym czasie już unieważniał całe zajście. Post wygaśnie wieczorem. Przyjechała karetka do budowlańca, który miał złamane dwa przedramiona. Facet wyje z bólu tak, ze nie można się z nim dogadać. Co on sobie zrobił? -pytają kolegę stojącego obok. No wiecie panowie. Wczoraj mieliśmy szkolenie BHP na temat: porażenia prądem. Dzisiaj zauważyłem, że Antek stoi koło betoniarki, trzyma się jej 2 rękami i strasznie się trzepie. Myślałem, że jest jakieś przebicie i poraził go prąd. Tak jak nas uczyli, nie chciałem go dotykać, ale jakoś chciałem mu pomóc. Złapałem szpadel i poleciałem mu po rękach, żeby go oderwać od tej pieprzonej betoniarki. Okazało się jednak, że on wytrząsał sobie kamyk z kalosza. DUCH RATUJE DZIECKO Opowieść dotyczy nieznanej kobiety, która stojąc w ciemnościach zatrzymywała jadące samochody. Podobno wydarzyło się to na początku tego roku. Kilku mężczyzn jechało autem. W pewnym momencie na drogę wyszła kobieta. Próbowała ich zatrzymać. Kierowca nie zareagował. Sto metrów dalej znów przed jego maską stanęła ta sama kobieta i machała ręką, prosząc kierowcę o zatrzymanie pojazdu. Mężczyźni zatrzymali się. Zdenerwowana kobieta zaczęła błagać, by cofnęli się jakiś kilometr, bo tam w rowie leży rozbity samochód, a w nim ranne dziecko. Kierowca zatrzymanego auta zawrócił. Faktycznie w rowie leżało auto, a z niego dochodził płacz dziecka. Jeden z mężczyzn podszedł bliżej. Prócz dziecka na tylnym siedzeniu za kierownicą zobaczył martwą kobietę – tę samą, która ich zatrzymała i powiadomiła o wypadku!!! Mało nie oszalał. Wezwano policję i pogotowie. Dziecko udało się uratować. Idąc za plotką, którą gremialnie już głoszą ludzie na ulicach Iławy i okolic, mężczyźni trafili na oddział psychiatryczny. Tyle tylko, że nikt z lekarzy nie przyjmował nikogo takiego do szpitala. Od stycznia 2005 na drogach powiatu iławskiego i nowomiejskiego nie wydarzył się żaden wypadek, w którym zginęłaby kobieta, a dziecko cudem ocalało. Zobaczcie, dostałam taką informację od znajomej, wszystko mi ścierpło: była akcja w IKEA brawa dla kogos,ktokieruje ochroną. pewnie byly gliniarz mysle,ze dostał duua premię. teraz wszyscy beda dla nich mili. baba byla z trzyletnim dzieckiem. i nagle nie ma tego dzicka. całe szczescie,ze podniosła raban. zamiast szukac na własna rękę. zaczela wrzeszczec. w ciagu 15minut dzicko sie odnazlalo. w pare sekund po jej wrzasku,zamkniete całe centrum, zamkniety parking. nikt nie wyszedl i nie wyjechał. policjanci sprawdzali samochody. dziecko sie znalazło-w bkiblu,przebrane,uspione eterem i ogonon głowa. nie miala zatargów zmezem,z nikim,czyli pewnie albo na organy albo na wywózkę. cala aakcja trwala 15 minut,moja siostra tam byla,ta baba stala obok niej. Masakra, strach iść z dzieciakiem do sklepu... Myślałam, że takie rzeczy to tylko w filmach :( Kolega opowiadal mi ze ktos chcial zaprosic swoja dziewczyne na pizze a nastepnie pokazac swojej dziewczynie dzialanie "grzybkow halucynogennnych". Kupil pizze, zalatwil grzybki i czeka na spotkanie. Rodzice tego wieczoru mieli wykupione karnety do teatru. Niestety, dziewczyna nie mogla przyjechac sama, dlatego zadzwonila zeby po nia przyjechac. Kumpel pojechal po nia, wrocili po pol godzinie. Weszli do mieszkania a tu radio nastawione na caly regulator, w rogu wlaczony odkurzacz, ojciec udaje byka w lustrze, mama maluje paznokcie po calych rekach ... Podobno seans sie nie odbyl i rodzice wrocili wczesniej do domu, zobaczyli pizze i dodatkowe "pieczarki", wiec postanowili sobie jakos odbic nieudany wieczor. Aż dziw, że nikt nie opisał historii, jak to małżeństwu urodziło się dziecko - Murzyn. Mąz oskarżał żonę, że poszła na bok, a okazało się, że to właśnie mąz dał ciała: był u prostytutki, z której usług koszytał wcześniej czarnoskóry. Na członku mąż przyniósł do domu nasienie czarnoskórego i uprawiał seks z żoną. Żona zaszła w ciąże, ale - że tak powiem - za sprawą plemnika z importu. U mnie w okolicy jaks tam laska poszla na dyskoteke i obudzila sie w lesie cos ja bolala zaszla do domu jakos i poszla sie wymyc patrzy a tu jakies szycie poechala do szpiatala i okazalo sie ze jej wycieli nerke ale ze to jakis dobry lekarz bo idealnie to zrobione.. Kiedyś kolezanka poszla do McShita i zjadla cheesburgera . Coś jej miedzy zeby weszlo , nie mogla tego wyjąć . Poszla do dentysty . Dentysta stwierdził że to ząb...szczura. Od tamtej pory w McShicie jadam tylko frytki i lody ( naprawde zajebiste ). WYCINEK Z GAZETY ŁÓDZKIEJ Akademik. Impreza. 11 pietro. Duuuzo alkoholu i trawy. Ubawione towarzystwo, wlasciwie to byla typowo samcza impreza, gdyz o zadnych niewiastach mowy nie bylo. Zreszta to ma akurat najmniejsze znaczenie. Tak wiec ubawione i rozluznione alkoholem towarzystwo postanowilo zrobia cos totalnie odjechanego. Znalezli wiec ochotnika (który sam sie zglosil!) i postanowili wyslac go na Marsa. I nie byloby w tym nic smiesznego, gdyby nie to, iz imprezowicze wpakowali delikwenta do pudla, podpisali je tekstem "MISJA NA MARSA" i ... wyrzucili przez okno. Z tego wlasnie, wyzej wspomnianego, 11 pietra. Historia z poczatku zabawna, zamienila sie w koszmar. Chlopak oczywiscie zginal na miejscu. Zaniepokojeni ludzie, widzac szczatki ciala w kaluzy krwi, zadzwonili na policje. Ta, powiazujac fakty i idac za glosami nadal odbywajacej sie imprezy, skierowala sie do odpowiedniego pokoju. I co zastali? Otoz drugie pudelko. Na którym widnial napis "MISJA RATUNKOWA". Gdy policjanci otworzyli pudelko i zapytali, co tu sie dzieje, uslyszeli: wlasnie mielismy zamiar wyslac misje ratunkowa. Bo stracilismy kontakt radiowy z poprzednikiem". A z pudelka wyszedl kolejny student.. Na egzamin z logiki studentka przyszla bardzo wydekoltowana i w mini (podobno miala dziewczyna warunki). Myslala, ze pojdzie jej jak z platka. Weszla do sali, profesor zadal jej kolejno trzy pytania, na ktore nie znala oczywiscie odpowiedzi. Wdzieczyla się za to strasznie, wiec w koncu zdenerwowany profesor wpisal jej dwoje i wywalil za drzwi. Na korytarzu kumple od razu pytaja jak poszlo. Ona na to: - Ten alfons wpisal mi dwoje!!! Profesor uslyszal to przez uchylone drzwi, wybiegl na korytarz i poprosil ja o indeks. Przepisal ocene na trzy i powiedzial: - Moze i ja jestem alfons, ale o swoje dziwki dbam. a ja znam historie mlodej dziewczyny córka koleżanki mojej mamy z pracy. Mloda dziewczyna poszła pierwszy raz na dyskoteke w Warszawie z koleżanką poznała super przystojniaka efekt końcowy znajomości to taki że znaleźli ją nad ranem w hotelu w wannie obłożoną lodem z wycientą nerką , Śmierć panny młodej (4) Dzieci w pałacu w Gronowie bawiły się na strychu w chowanego, aż do dnia, kiedy kucharka Hedwig opowiedziała im pewne zdarzenie z przeszłości. Przed wielu laty w pałacu trwało wielkie wesele. Szczęśliwa panna młoda zaproponowała zabawę w chowanego. Ubrana w swoją piękną białą suknię ślubną pobiegła na strych, gdzie ukryła się w starym kufrze podróżnym. Niestety wieko zatrzasnęło się i nieszczęsna dziewczyna nie mogła go otworzyć od środka. Nikt nie mógł jej odnaleźć i panna młoda udusiła się w kufrze w dzień swojego ślubu. Rodzina i goście weselni byli zdumieni i zrozpaczeni nagłym jej zniknięciem, ale rozpaczliwe poszukiwania nie przyniosły rezultatu. Dopiero po czterdziestu latach przypadkiem otworzono kufer, gdzie znajdował się szkielet dziewczyny ubrany w zniszczoną przez mole suknię ślubną. Jeszcze Babcia opowiedziała mi taki przypadek: Grupka młodzieży nie miała za bardzo co robić, więc umówili się o 00:00 przed bramą wejściową na cmentarz. Jedna dziewczyna założyła się że pójdzie na cmentarz i coś ukradnie. postanowiła ukraść znicz. Gdy biegła do wyjścia poczuła że ktoś ją trzyma za płaszcz. Dziewczyna po chwili upadła . Długo jej nie było więc wszyscy rozeszli się do domu, ponieważ pomyśleli że poszła na chatę.. Na następny dzień, znalazł ją ksiądz. Okazało się że dziewczyna zahaczyła płaszczem o anioła z marmuru i dostała zawał serca ! ;O no i chyba to tyle ;] Szokszok kopiuje z innnego fora. "Moja mama przylazła dziś do Lusi, bo Promyk w pn i pt do pracy chodzi na te 4 godziny, cała normalnie w nerwach, i wiecie co mi mówi? Że wczoraj była u sąsiadki i sąsiadka płacze i mówi, że jej koleżance z pracy dziecko porwali Przysłali list żeby nikogo nie zawiadamiała bo zrobią dziecku krzywdę. No i to dziecko po tygodniu podrzucili, i ono było BEZ NERKI! Boże, beczeć mi się chce W jakich czasach nam przyszło żyć " stara historia z lat 90 dotyczy dragow. Kolega byl w wawie u kuzyna, wujostwa nie bylo zrobili pizze z halunow na wieczor i poszli na miasto. kumpel z kuzynem wrocili wieczorem a wujostwo w miedzyczasie wrocilo do domu i zjedli pizze z grzybkami - ciotka latla naga po chacie w slomkowym kapeluszu a wujas strzelal do telewizora zza fotela z pilota 2 osoby mi to opowiadaly za pierwszym razem lyknalem (mialem 14 lat) za drugim wiedzialem ze klient sciemnia slyszalem kiedys cos takiego: ktos kiedys wynajal suknie slubna, by ubrac mloda dziewczyne ktora umarla z jakis tam powodow. po ceremoni pogrzebu przed zamknieciem trumny, zdjeto z niej owa suknie i oddano do wypozyczalni. potem przyszla para malzenska i wypozyczyla te sama suknie. po slubie i weselu oddano ja spowrotem. dziewczyna w kilkanascie dni po slubie umarla!! co sie stalo? osoba ktora umiera, wytwarza w srodku tak toksyczne substancje, gdzie potocznie nazywa sie to "jad trupi"! Owy jad przedostal sie na suknie a potem ubrana przedostala sie na cialo dziewczyny co spowodowalo smierc! nie wiem na ile ta historia jest prawdziwa, ale… ale jest jak dla mnie przynajmniej jest wielce prawdopodobna Tak się złożyło, że miałam dzisiaj przy obiedzie okazję obejrzeć fragment "Sądu rodzinnego" w TVN. I wiecie co? Historia brzmiała tak: żona rodzi czarnoskóre dziecko, mimo że zarówno ona, jak i mąż są biali. Mąż chce rozwodu z jej winy bo zdradziła. Niby oczywiste. Okazuje się jednak że koleżanka żony, która lubiła sypiać z czarnymi sypiała również z jej mężem. I któregoś razu było tak, że przespała się z czarnoskórym, zaraz potem z tym mężem. Mąż zaraz potem poszedł do żony i z nią uprawiał seks. A że był bezpłodny, to plemniki, które zostały na jego penisie (bo koleżanka się nie umyła po igraszkach) nie miały konkurencji (bo bezpłodny) i zapłodniły żonę. Poza tym ze odechciało mi się jeść, trochę się zdziwiłam. Odkąd to plemniki żyją paredziesiąt minut bez środowiska wodnego że tak się wyrażę... I potem się dziwić, że dziewczyny "są zapłodnione" w basenie, palcem, powietrzem.... True story: Kobieta (typ blondynki) zamowila zupe w restauracji. Wychodzi do lazienki. Przychodzi spowrotem a tu murzyn je jej zupe. To ona siada, wyrywa mu talerz z rak i zaczyna jesc ta zupe. Murzyn gapi sie na nia, w koncu mowi: "bieda u was", nie odchodzi i dalej sie gapi na kobiete. W koncu ta konczy jesc, murzyn smutny odchodzi. Kobieta w koncu skonczyla jesc, prosi o rachunek tylko cos tu nie gra... Okazalo sie, ze jej stolik byl po drogiej stronie restauracji... Pewna pani po 60-ce dostała skierowanie do ginekologa.Wyszykowała sie i poszła.Po badaniu gdy juz wychodziła ,lekarz mówi do niej-no,własciwie wszystko dobrze ,tylko niech mi pani powie dlaczego zrobiła sie pani na bombkę?Kobieta nie wiedziała o co mu chodzi,nie odpowiedziała mu,tylko podziekowała i wyszła.Po przyjsciu do domu jej córka pyta:no,i co mamo?No to ona opowiada jej,że wszystko dobrze i ze tylko nie rozumie co ten lekarz mówił o tej bombce,przecież ona sie na żadną bombkę nie robiła.Córka pyta:A co Ty mamo w domu robiłaś przed wizytą?-No,nic.Normalnie,umyłam się, a potem popsikałam sie trochę tym Twoim dezodorantem.Jakim?-pyta córka.No ,tym który stoi w łazience na lustrze-odpowiada matka.Mamo,to nie jest dezodorant ,tylko brokat w aerozolu! Historia z Krakowa - w akademiku studenci urządzili impreze bogatą zaprawioną różnymi nielegalnymi środkami. Wpakowali jednego do kartonowego pudła z napisem "Misja na Marsa" i wyrzucili z okna. Koleś nie przeżył upadku z wysokości, a gdy do pokoju wpadała policja już pakowali następnego do pudła z napisem "Misja Rayunkowa" - bo tamten jeszcze nie wrócił. :P W 1990 roku pewna para wzięła ślub... Wesele urządzili w wielkim starym domu. Po godzinie 24 ludzie już trochę podpici urządzili sobie zabawę w chowanego. Pan młody szukał więc wszyscy się schowali. Po kilku godzinach zabawy znaleziono wszystkich oprócz panny młodej... Szukano jej dalej lecz jej nie znaleziono... Kilka lat później pan młody ułożył sobie życie na nowo... W 2007 roku pewna sprzątaczka która sprzątała stary dom znalazła na strychu w wielkiej skrzyni szczątki kobiety w sukni ślubnej... Najprawdopodobniej panna młoda schowała się w skrzyni i przez przypadek zatrzasnęła lecz przez grube wieko skrzyni nikt nie usłyszał jej krzyku... Ciekawe, co z sobą po tym zrobił... btw.: Słyszałem kiedyś taką historię, mianowicie pan młody wnosił młodą na salę i uderzył jej głową o filar. Straciła przytomność i zmarła... Jej ojciec zmarł na zawał, pan młody się powiesił. Trzeba myśleć! Jej koleżanka była ślubie znajomej. Wesele miało się odbyć w dworku/zameczku. Do drzwi wejściowych prowadziły schody, więc Pan Młody wziął swą żonę na ręce by wnieść ją do sali. Niestety wchodząc po schodach nadepnął na ciągnący się tren i oboje przewrócili się . Panna Młoda niefortunnie uderzyła skronią w kant schodka i nie odzyskał już przytomności...zmarła na miejscu Parę dni po tej tragedii Młody popełnił samobójstwo, ponieważ nie mógł znieść tej tragedii ja słyszałam tę samą historię co Asiek, że Pannie Młodej się wbił w skroń gwóźdź wystający z futryny i zmarła. Może to i prawda, nie wnikam. Pewnie już dużo wersji tej historii powstało. znajoma znajomej znajomej :P jechała po nocy samochodem drogą w lesie. Na drodze zobaczyła konar, więc zatrzymała samochód i ściągnęła konar z drogi. Wsiadła w samochód i zobaczyła, że na nią jedzie jakiś TIR i trąbi. Babka się przestraszyła, gaz do dechy i ucieka, a TIR dalaj za nią i trąbi O_o . Dojechała na stację benzynową, biegnie do środka i krzyczy- ludzie ratunku, jakiś wariat mnie goni!! Po chwili na stację zajechał ten TIR, kierowca wbiegł do środka i powiedział babce, ze ją gonił, bo kiedy ona sprzątała konar z drogi ktoś jej wsiadł do samochodu . Sprawdzili, w samochodzie nikogo już nie było, ale na monitoringu było widać, że ktoś wysiadł i uciekł... Przed kilku laty w Krakowie sanepid znalazł w kontrolowanym kebabie ślady ludzkiej spermy. Info poszło w lokalnej stacji radiowej. Przez pewien czas kebaby jedli tylko turyści Albo historia z MCDonaldem: Jakaś znajoma znajomej mojej koleżanki była z chłopakiem w MCDonaldzie.Kupiła sobie Cheesburgera. Tak sobie go jadła,ale nagle zaczęła się dławić i dusić.. Pojechali na pogotowie-gdzie okazało się,że w mięsie był pazur od szczura... bleee O właśnie Pewna kobieta zglosiła sie do lekarza z silnymi bólami brzucha. Po przebadaniu jej nadal miano spore wątpliwości i skierowano ją do chirurga. Tam postawiono błędną diagnozę i kobita wylądowala na stole operacyjnym. Po skończonym zabiegu chirurg na maksa wkurzony mówi: - Dlaczego nam pani o tym nie powiedziała? Takie dolegliwości są możliwe u osoób zajmujących się pani profesją? - Jaką profesją? Nie rozumiem. - Nooo, w pani żołądku wykryto 6 różnych typów spermy... Jak było dalej, wiadomo. Podobno dziewczyna zjadła posiłek w McDonaldsie na (tutaj wstaw dowolne miasto, ja słyszałem o restauracji na wrocławskim Rynku - P.S. Nie jadam tam ), a cały męski personel zwolniono. Nawet nie bawili się w poszukiwanie winnych. z cyklu urban stories to jeszcze jest ta: kolesie jedli grzybki w smietanie i jakos tak sie staUo, ze im sie troche zostaUo na spodeczq na stole, a sami poszli gdzies tam lewitowac...przyszedU ojciec jednego z nich i wszamaU to co zostaUo po3m zniknoU na miesionc jakis :)) (jeden z moich ulubionych urbanoof :)) Pod warszawa mieszka w domu taki mlody gosc ktory posiada rottweilera. Ktoregos pieknego dnia ow rottweiler zwial. Pies pojawil sie woeczorem o zmieszchu z czyms w pysku. Chlopak podszedl do frtki wpuscic pupila i malo nie padl. Pies w pysku trzymal drugiego psa i to psa sasiada. Niezywy pies byl maly stary i sasiad byl do niego bardzo przywiazany. Po dojsciu do siebie chlopak wziol martwego psa oczyscil go z ziemi umyl i wysuszyl suszarka. Psiak byl jak nowy. Potem poczekal az swiatla u sasiada zgasna zakradl sie i podrzucil psa przy jego budzie. W koncu pies byl stary i mogl zdechnac sam. Swojego bandyte zamknal w laziece i ze zdenerwowania nie zmruzyl oka do rana. Rano polecial zobaczyc co u sasiada. Przechodzi kolo jego furtki patrzy a sasiad siedzi na schodach i buja sie do przodu i do tylu... -Co tam saisiedzie? - zapytal chlopak z pelna beztroska. -Oh nie wiem naprawde nie wiem..co sie dzieje.Boze moj -A coz sie stalo?-spytal chlopak przelykajac glosno sline. -Wie pac wczoraj zdechl mi pies...Sam go zakopalem z tylu w ogrodzie a dzis niech pan patrzy znowu czeka przy budzie. Nikt nie zna? Wesele podczas którego goście tak intenywnie podrzucali do góry pannę młodą, że gardłem zahaczyła o wiatrak podwieszony pod sufitem w sutek czego przecięło jej tentnicę i zmarła? Pan młody na skutek tego powiesił się w toalecie, a jego ojciec gdy go znalazł dostał zawału serca i dołączył do ich grona. hyhy Hehe kiedyś, przed wprowadzeniem kamer było śmiesznie. Taka historia z życia: koleżanka miała egzamin w walentynki, i przyszła z kopertą którą położyła w schowku między kierowcą a pasażerem. Po egzaminie egzaminator mówi że zrobiła kilka błędów, ale że zdała, bierze koperte i wychodzi. To koleżanka za nim i mówi mi że to na walentynki dla chłopaka i właśnie po egzamie miała wysłać Nie pocztą , a opowiedziano mi. Dawno temu kedy były jeszcze świetej pamieci PGRy i stniao cos takiego jak wyjazdy pracownicze do miasta aby się wieś ukulturalniła. W ramach tych wyjazdów były też wizyt w teatrze. Któregoś razu wycieczka takowa sóźniła sie na spektakl, ale nie można pozbawiać przecież, dostawców strawy powszedniej, strawy duchowej i wpuszczono ich w trakcie spektaklu. Traf chciał, że ze sceny padają słowa" ilu was i skąd przybywacie?" Kerownik wycieczki sądząc, ze to do niego i liste obecności sprawdzają, ryknął na całą widownię -" czterdzieści, PGR Celbowo!" aktorzy jak juz doszli do siebie, żeby ciągnąć dalej spektakl powtorzyli pytanie-"ilu was i skad przybywacie" Kerowniczunio odwrzasnął juz idę, autobus nam się zepsuł, mówiłem czterdzieści PGR Celbowo" Niebyło wyjścia zrobiono 15 minutową przerwę, bo aktorzy ugotowali sie zupełnie. Była to "Odprawa posłów greckich" dziewczyny, dziś dowiedziałam się coś strasznego. Opowiem wam prawdziwe zdrznie: W Ikea (poznań) jest takie miejsce, gdzie dzici sie bawią w piłeczkach itp. Tam tez bawiła się 2 letnia dziewczynka. Matka cały czas miała dziecko na oku, aż tu nagle zniknęło. Rodzice zaalarmowali kierownictwo IKEA i ci zarządzili zamnknięcie wsztsrkich drzwi, tak zeby nikt nie mogł wyjść. Trwało to chyba godzinę. I co..dziecko zanlazlo się w ubikacji, z obciętymi włosami, przebrane za chłopca - ktoś chciał je porwać i dobrze to zaplanował!!! nie zostawiajcie swoich dzieci samych nigdy, np. jak tankujecie auto, to nie zostawiajcie w aucie jak płacicie za benzyne, nie zostawiajcie wózka "na monent" przed sklepem itp!!!! Byla jeszcze taka historia rzekomo z akademika Polibudy Slaskiej w Gliwicach.Grupka kumpli miala sie wybrac na narty,ale dzien wczesniej byla imprezka i wszystko przepili,wiec nie pojechali,a ze narty mieli wiec jeden postanowil sobie pozjezdzac, i zjechal po schodach w akademiku, lamiac przy okazji obie nogi. Lekarz duzurny na pogotowiu, pyta sie: co sie panu stalo,ze pan 2 nogi zlamal,odp.:A na nartach zjezdzalem. lekarz podobno nie wiedzial czy sie smiac czy wspolczuc:P dawno temu nie daleko mojego miasta, nie wiem czy bylam juz wtedy na swiecie pewna Pani weterynarz, zostala wywieziona do lasu i brutalnie zgwalcona przez trzech mezczyzn, po wszytskim powiedziala im ze nawet jej sie to podobalo i zaprosila ich na wodke do siebie. Pojechali razem z nia dala im wodki do nastepnej butelki wsypala jakis srodk usypiajacy. Ci posneli wtedy ona ich wykastrowala, tak jak zwierzeta. miala sprawe (oni juz nie) o uszkodzenia ciala i dostala nie pamietam jakis wyrok plus zakaz wykonywania zawodu. Szkoda, ze w naszym cholernym panstwie musimy brac sprawiedliwosc w swoje rece i jescze za to ,musimy placic tak dzis w pracy slyszalam od jakiegos klienta.. Pewna pani (znajoma owego klienta) wybrała się w góry na narty. Nagle, podczas zjazdu ze stoku, poczuła, że jej organizm desperacko i gwałtownie domaga się miejsca, do którego król piechotą chodzi. Co robić? do końca stoku daleko... wjechała więc w pobliskie krzaczki, tam *odpakowała się* z kombinezonu i przykucnęła.. Niestety zapomniała o pewnej istotnej czynności, jaką było.. odpięcie nart! Można zgadnąć co się stało - w takiej mało stabilnej pozie narty ruszyły przed siebie na stok, łącznie z półnagą właścicielką.. Oczywiście ludzie byli niemniej zszokowani niż bohaterka naszej opowieści.. Skończyło się to upadkiem, który zaowocował złamaniem nogi, ale to jeszcze nie koniec historii.. Owa pani, siedząc w poczekalni na pogotowiu po założeniu gipsu (oczywiście była już ubrana..), zauważyła mężczyznę z zagipsowaną ręką. Jako że czekali dość długo, zaczęli rozmawiać. Oczywiście padło nieuniknione pytanie ze strony rozmówcy: - Co się pani stało w nogę? - aaa.. - machnięcie ręką - niech pan nawet nie pyta.. A co się panu stało w rękę? - Nie uwierzy pani! Jeździłem właśnie na nartach, gdy nagle z krzaków wyjechała jakaś babka z gołym tyłkiem i tak się zacząłem śmiać, że wjechałem w jakieś drzewo! Ostattnio słyszałam taką historię, że niby w Ciechanowie na dyskotece, jakaś dziewczyna całowała się z chłopakiem, dostała potem jakiejś opryszczki na ustach, którą nie chciała w ogóle zejść. Gdy poszła do dermatologa okazało się, że ma jakiś trupi jad. Domyśliła się, że to może być od tego chłopaka. Miała jego nr telefonu, umówiła się z nim i okazało się, że ten chłpak trzyma w domu zwłoki jakichś 2 dziewczyn Co myślicie o tej historii?Bo moim zdaniem, to jest jakiś wymysł. Czytałam takie historie w internecie i teraz chyba ktoś próbuje je przenieść na realia Ciechanowa. Gdyby taka sytuacja miała miejsce, to chyba słychać by było o tym w mediach. Co o tym myślicie? Historia ta miała miejsce kilka dni temu , opowiedział mi ją dobry znajomy. Chłopaki z firmy XXXXX postanowili urządzić sobie imprezę integracyjną – taką przy ognisku wódeczce i piwku, a owa impreza odbywała się na ogródku działkowym jednego z pracowników . Jeden z biesiadników zabrał ze sobą psa – wilczura. Poczciwe z niego psisko więc większą część imprezki spędził leżąc sobie przy ognisku - jednak po kilku godzinach biesiadowania i spożyciu kilku butelek płynu wyskokowego ktoś spostrzegł brak owego psiska . Rozpoczęto poszukiwania zakrojone na wysoką skalę , po około godzinie poszukiwań ( tak tak nie był to jakiś kundel tylko rasowy pies z rodowodem warty jakieś 2 tysiączki ) , naprane już częściowo towarzycho postanowiło kontynuować biesiadę i nie przejmować się psem , który pewnie i tak sam wróci. Minęło kilka godzin i pies wrócił , ale nie sam – w pysku trzymał mniejszego psa , którego stan wskazywał na totalny zgon ! . Ekipa widząc to pomyślała , że wilczur w trakcie zabawy z mniejszym przyjacielem zamęczył go na śmierć – całość skwitował właściciel ogródka na którym, odbywała się biesiada – o kuffa mać ! Jak się okazało piesek był z sąsiedniego ogródka , a właściciel słynął z tego że bardzo kochał swojego psa. Biesiadnicy stwierdzili że, psa trzeba doprowadzić do stanu tak aby wyglądało , że zmarł naturalnie ! Owy zdechły pies został starannie wykąpany i wyczesany. Po wszystkich tych zabiegach ochotnik przeskoczył przez płot- psa położył koło budy tak , że wyglądał jakby spał. Biesiadę dokończono , łącznie spożywając 10 litrów wódki , 17 piw i 3 kg kiełbasy. Następnego ranka śpiących biesiadników obudził wrzask i kuffa mać, widzieli o co chodzi , podchodzą do płotu a tam sąsiad z przerażeniem i łzami w oczach , pies pies ... nie umiał wykrztusić nic więcej przez kolejne 5 minut , biesiadnicy uspakajają sąsiada „ co się stało , może jakoś możemy pomóc ?” , w końcu sąsiad wykrztusił on zdechł zdechł ... dwa dni temu ciągnął sąsiad - zakopałem go pod drzewem , a aaa on dziś jakby nic koło budy sobie leży !!!!!!!!!!!!!!!! Biesiadnicy wyjaśnili co zaszło jak to wykąpali i wyczesali psa , potem skacząc przez płot zostawili go koło budy ..................... Przeczytałam też kiedyś wspomnienia pewnego księdza, który opisywał ciekawe zdarzenia ze swego życia. Udzielał on kiedyś ślubu no i w trakcie przysiegi wylecialo mu z glowy jak pan mlody ma na imie. No i szeptem pyta: -pana imie? Na co pan młody do mikrofonu na caly glos : -Pana imie Ksiądz przerazony nadal szeptem -nie, nie, jak PAN ma na imie a młody na to -Jezus Chrystus! Chyba bym sie posikała ze śmiechu w tym kościele Dziewczyna w akademiku kupila weza, z czasem podrosl. Zrzucone skory na scianach, rysunki, wycinki, waz slizgal sie luzem, sypal w lozku, itd. w pewnym momencie waz przestal jesc myszy, rozlozyl sie i zaczal "nadymac". Telefony do sklepu, weterynarza i kogostam jeszcze nie daly skutku i nikt nie potrafil doradzic dziewczynie jak to ogarnac. Waz lezal i sie "nadymal", a dziewczyna zamartwiala sie przekonana, ze choruje. Zadzwonila przypadkiem do zoo, opowiedziala cala sytuacje i uslyszala: Prosze wyjsc z pokoju i zamknac drzwi - waz jest zdrowy, a na lozku lezy i sie "nadyma" bo sprawdza czy jest w stanie pania zmiescic... Podczas zaślubin w kościele ksiądz zapomniał imienia Młodego. Więc go pyta: -jak ma Pan na imię? Młody wystraszony patrzy na księdza, ale nie wie o co chodzi i nic nie mówi. Ksiądz znóg go pyta jak ma na imię, a Młody znów nie odpowiada. W końcu ksiądz wzioł do ręki mikrofon i głośno spytał go: -Jak ma Pan na imię??!! Na co młody odpowiedział: -Pan ma na imię Jezus było, czy nie było jeszcze? Kwaśne? opowiedzianą wcześniej anegdotkę ("Oparl sie wiec rekami o slup energetyczny, a jakis inny niezorientowany podbiegl i mu kijem rece polamal, bo myslal, ze tamtego prad trzepie...") znam w bardziej rozbudowanej wersji. A było to tak: Dwóch fachowców montowało lampę na suficie. Temu na drabinie wpadł do gumiaka pet,więc zaczął trzepać kończyną.Ten na dole święcie przekonany,że to skutki porażenia prądem próbował przerwac obwód za pomocą drewnianego drąga - skutek - połamane rączki niefortunnego palacza. Ale to nie koniec : sanitariusze niosący go po schodach tak się śmiali,że zrzucili go z noszy,co skończyło się połamaniem nóg. Boję się pomyśleć co śmiejąc się może zrobić ortopeda,który będzie go składał w następnej wersji. Około czterech lat temu młode małżeństwo brało ślub. Po weselu przenieśli się do domu małżonków. Wszyscy dużo wypili. Panna młoda zaproponowała gościom i mężowi zabawę w chowanego. Pijani się zdodzili. Po jakimś czasie wszyscy się znaleźli, oprócz panny młodej. Nie mogli jej znaleźć. Krzyczeli, że to już nie jest zabawne. Nawet policja jej nie odszukała. Po roku sprzątaczka sprzątała na strychu. Otworzyła wielką skrzynię i krzyknęła z przerażenia. Zobaczyła rozkładającą się kobietę w białej sukni. Miała otwartą buzię. Policja ustaliła, że podczas zabawy w chowanego przytrzasnęła się w skrzyni i krzyczała. Były pan młody uciekł do jakiegoś lasu i tam żyje samotnie do dziś. kiedy miałam 7 lat podkradłam rodzicom jeden z numerów "Detektywa". był w nim arykuł o tym, jak to pewnego słonecznego dnia, przed ołtarzem padła trupem panna młoda. ot, tak jak stała, tak się przewróciła i umarła. wszczęte dochodzenie szybko odpowiedziało na wszystkie pytania dotyczące tej zagadkowej śmierci. otóż, gnijąca już, panna młoda kupiła suknię od hien cmentarnych, nie mając o tym pojęcia. owe hieny zdjęły suknię z denatki, kilka dni po pogrzebie pewniej niedoszłej panny młodej, pochowanej w sukni, w której lada dzień miała stanąć na ślubnym kobiercu. mimo uprania, suknia nasączona była trupim jadem, który szybko i niepostrzeżenie zabił jeszcze jedną pannę młodą. wtedy postanowiłam, że nie ubiorę sukni ślubnej z drugiej ręki. Jest jeszcze inna sprawa dotycząca trupiego jadu: Pewnego dnia, dziewczyna poznała w pubie chłopaka, studenta medycyny. Po chwili znajomości, wymienili sie telefonami i pocałowali. Następnego dnia, dziewczyna zauważyła opryszczkę na wardze, ta opryszczka nie schodziła przez parę tygodni. Dziewczyna zdecydowała sie o pójście do dermatologa, dermatolog wykluczył mnóstwo chorób, i wreszcie ustalił że to jest zatrucie, trupim jadem. Dermatolog nie mógł uwierzyć jak dziewczyna mogła się takim czymś zatruć. W końcu opowiedziała, jakie miejsce miało zdarzenie przed zatruciem, lekarz powiązał fakty i powiadomił policje. Okazało się że student jest nekrofilem i ma w domu dwa ciała młodych kobiet. Moj kumpel/brat/narzeczony (niepotrzebne skreslic) byl na imprezie w lecie u swojego kumpla w domku jednorodzinnym 2 pietrowym, na dole na parterze mieszkala babcia tegoz kumpla. Towarzystwo sobie popilo i sie rozochocilo i jeden z imprezowiczow znalazl stroj narciarski i narty, postanowil to zalozyc i zjechac po schodach, co tez uczynil. Na nieszczescie w tym samym momencie babcia zwabiona halasami wyszla ze swojego pokoju i nastapilo zderzenie czolowe narciarza z babcia. Ktos tam troche mniej pijany zadzwonil po karetke i pogotowie babcie zabralo. Na drugi dzien spanikowany wnuczek zaczal babci szukac po szpitalach - okazalo sie ze w zadnym jej nie ma. Juz sadzil ze babcia jest w kostnicy kiedy okazalo sie ze zyje nic jej nie jest i jest w szpitalu. Tyle ze psychiatrycznym, bo na pytanie co jej sie stalo odpowiedziala - Narciarz mnie przejechal. trochę wcześnie jeszcze, ale... czy słyszałyście o tym, żeby nie zostawiać dzieci w przedszkolach w hipermarketach? Szef dzisiaj opowiadał o przypadku porwania dziecka w IKEI. Że tak powiem, oczyszczono sklep z ludzi, wszędzie i wszystko przeszukano i nic. Dziecko rodzice znaleźli o 22 na wycieraczce swojego domu. Coś było z tym dzieckiem nie tak (nie wiem co). Podobno zdarza się to coraz częściej. Koledzy kolegi mojego kolegi (czy jakos tak;) postanowili poeksperymentowac z pewnymi nielegalnymi substancjami, no i zachcialo im sie pojezdzic sobie samochodem w srodku nocy. Ktorys z nich wpadl na genialny pomysl, zeby pojechac na rondo i jezdzic po nim na wstecznym. Wiec tak sobie robia koleczko za koleczkiem, az w pewnym momencie uderzyli w samochod jadacy we wlasciwym kierunku. Od razu zjawila sie policja (sic!), wiec owi koledzy kolegi mojego kolegi wpadli w panike i stwierdzili, ze sie boja wysiasc z auta. Po chwili podszedl do nich policjant. Gdy przerazeni odkrecili szybke, uslyszeli "Panowie, nie przejmujcie sie, facet ma prawie dwa promile. Wyobrazcie sobie, ze wmawia mi, ze jechaliscie po rondzie na wstecznym!". haha a ja wam opowiem śmieszna historię (prawdziwą) która przydażyła się mojej koleżance w Warszawie: kolezance zdechł pies, jako ze są mrozy nie mogla wykopać dziury w ziemi i go zakopać... wiec wsadziła go w stara walizkę i miała gdzieś tam odwieźć, na wies, czy coś... wychodzi z domu, idzie po schodach i nagle spotyka typa > dzień dobry, co tam słychać... pomoc Pani? zgodziła się, gość wziął walizkę.. idą idą, rozmawiają i nagle on się pyta - a co jest w środku? (chwila zastanowienia) no komputer. i typ spier*lił jej z ta walizka ja nie mam pytań opowieść jak z kawału a wydarzyła się naprawdę złodziej musiał się nieźle zdziwić po otwarciu swojej zdobyczy co za ludzie żyją w tym kraju hehe Oblanego egzaminu współczuję, ale gratuluję, że tak dobrze szło. Następnym razem na pewno zdasz, skoro teraz tylko to przeoczenie. Fajna data. U mnie w mieście krąży taka historia- nie wiem czy prawdziwa. Podobno dziewczyna zdawała prawko w Walentynki i dostała od chłopaka kartkę (walentynkę), że nie miała gdzie jej dać, to kładąc kurtke na tylnie siedzenie położyła też tą walentynkę w kopercie. Jej egzamin trwał 5 minut na mieście. Zdała. Do dziś nie wiadomo, czy dlatego, że była tak wyśmienitym kierowcą, czy przez tą kopertę. Witam Panią. Niestety porwania w Supermarketach to nadal aktualny temat... Ostatnio sąsiadka z Wielkopolski wybrała się wraz ze swoim mężem oraz 8 miesięczną córeczką i pobyt w markecie (nie podam nazwy) był tragedią dla wszystkich. Otóż kobieta nie mogła sama czegoś wziąć z regału, dlatego mąż jej pomógł, to mogły być minuty/sekundy. Dziewczynka zniknęła z wózka!!! (została porwana) kobieta narobiła krzyku, kazała natychmiast zamknąć sklep, dotarła na miejsce policja i przeszukali cały sklep. Okazało się, że dziecko było w toalecie, było otumanione jakimś specyfikiem i ogoloną główkę, zostało przebrane w ciuszki chłopca,( aby w razie ucieczki zmylić przechodniów). Ktoś się wystraszył i zostawił dziecko... Pewnie nasuwają się pytania, skąd wiedzieli, że akurat ten malec ma być porwany? Bo jeżeli w celu usunięciu organów na zlecenie innej mamuśki to odpowiedź jest drastyczna... Nasze dane mogą trafić w ręce np. mafii, a policja , prokuratura i chirurdzy doskonale o tym wiedzą (w końcu chirurg takie operacje wykonuje;/ , ale wszyscy milczą i taka jest prawda! a nie jakieś tam urban legend. Niby banalna historia. Młoda dziewczyna pojechała na wakacje do Hiszpanii. Mimo, że w kraju zostawiła swojego narzeczonego, nie potrafiła się oprzeć urokowi przystojnego, miłego Iberyjczyka. Rozkwitł romans. I choć kobieta zdawała sobie sprawę, że stałego związku z tego nie będzie, to pomyślała: raz się żyje, przecież nikt się nie dowie. Nikogo nie skrzywdzę, a wspomnienia pozostaną. Okazało się, że nie tylko wspomnienia. W miesiąc po powrocie do Polski otrzymała pięknie zapakowaną paczkę. W kolorowym pudełku leżała...zdechła mysz i kartka z napisem: witaj w klubie AIDS... Nie, no nie mój, spokojnie. :) Ślub znajomych naszych znajomych naszych znajomych. Zdenerwowani bardzo młodzi Państwo Młodzi stoją przed ołtarzem, splątani stułą. Ksiądz nerwowo wertuje mądrą księgę - wcześniej udzielił ciągiem trzech innych ślubów i trochę mu się zaczyna wszystko motać. Zapomniał imienia pana młodego, więc zakrywa mikrofon i pyta stłumionym szeptem: - Jak pan ma na imię? Pan młody, zdenerwowany do ostatnich granic, wybałusza tylko oczy, więc ksiądz nie rezygnuje: - Jak pan ma na imię? - powtarza z naciskiem. Cisza. Ksiądz nerwowo wichrzy resztki czupryny, zapominając chwilowo o mikrofonie. - No, jak pan ma na imię??? - powtarza głośniej i nieustępliwie. Pan młody wreszcie zaskakuje. - Pan ma na imię Jezus - stwierdza zdecydowanie, prosto do mikrofonu. Kilka dni temu usłyszałem historię, która ponoć wydarzyła się w jednej z wiejskich miejscowości i która - moim zdaniem - jest jedną wielką plotą i z powodzeniem nadawałaby się na scenariusz kolejnego epizodu popularnej kreskówki, epatującej hektolitrami krwi - "Happy Tree Friends" . Otóż, cała rzecz miała niby polegać na tym, że podczas wesela odbywającego się w domu na wsi doszło do makabrycznego w skutkach wypadku: pan młody podrzucił swoją świeżo upieczoną małżonkę do góry. Uczynił to w tak nieszczęśliwy sposób, że kobieta zahaczyła o wirujący wentylator umieszczony na suficie, wobec czego śmigło przecięło jej tętnicę szyjną. Małżonka wykrwawiła się na śmierć. Podobno też teść - widząc całą tę sytuację - dostał zawału serca... Nie wiadomo dokładnie, kiedy to rzekome zdarzenie miało miejsce. Jedni twierdzą że około dwóch tygodni temu, inni natomiast - że miesiąc temu. Ja jednak powtarzam jeszcze raz, że według mnie, jest to jedna wielka fama, i nic więcej!! Chciałem tylko spytać, czy może Forumowicze słyszeli też coś na ten temat Wychowywanie dziecka bezstresowo to jakaś pomyłka totalny bezsens Mam na to autentyczny przykład jedzie babka tramwajem jej dziecko zachowuję się strasznie krzyczy kopie w siedzenie przed nim na którym siedział młody chłopak tramwaj zatrzymuję się chłopak wysiada przy czym mijając ową kobietę przykleja jej gumę do czoła i mówi ja też byłem wychowywany bezstresowo:) pieskie życie Historia prawdziwa. Mam świadków. Znajomi znajomych wraz z dużym psem (chyba bernardynem) przyjechali na grilla. Pies natychmiast ruszył w plener a goście rozpoczęli degustację zestawu grillowego. Po godzinie, właściciele psa poczuli niepokój, którego źródłem była przedłużająca się nieobecność pupila. W końcu jednak powrócił z rekonesansu, ale ku zdziwieniu znajomych w pysku dzierżył…małego psa. Pies był cały w trawie i ziemi ale przede wszystkim był absolutnie i nieodwołalnie martwy. Po dłuższej chwili konsternacji i nerwowych chichotów właściciele działki, na której grillowano, rozpoznali w martwym psie, psa sąsiada. Zaczęto więc energicznie typować kambodżańskiego ochotnika, który poinformuje właścicieli o okrutnym i tragicznym losie zwierzaka. Niestety chętnych nie było. W trakcie typowania nadal spożywano płynną cześć zestawu grillowego i w końcu uznano, że najlepszym wyjściem z sytuacji będzie…podrzucenie psa pod budę…Korzystając z ciemności, ściśle wyselekcjonowana grupa, składająca się z gospodarza i jego kolegi udała się we wspomnianym celu, na teren sąsiedniej posesji. Akcja przebiegła bez zakłóceń i zakończyła się pełnym sukcesem. 13:26 , rahela78 Link Komentarze (5) » ... ponosi winę za swój chory punkt widzenia i oceny. To dzięki niemu poszkodowany bardziej boi się być ofiarą niż przestępca - przestępcą. Myślę, że gdyby każdego krzywda dopadła, zmieniło by się wszystko, jednak tego nikomu nie życzę. Uważam, że gdyby nasi stróże prawa zmienili taktykę, troszkę było by lepiej, a jak na razie widać ofiary często żałują dochodzenia sprawiedliwości - zgodnie z prawem. Z moich obserwacji widzę, że świat staje się coraz większą dżunglą, i kto silniejszy ma dużo większe szanse na przetrwanie, i obawiam się, że to się już nie zmieni A oto autentyczna historyjka: babcia mojej koleżanki postanowila wybrac się do ginekologa. Zasięgnęła opinii swojej córki - mamy koleżanki - do ktorego warto się wybrać. Kobieta dala jej namiary i stwierdzila że to bardzo sympatyczny Pan i do tego fachowiec. Babcia wrócila obużona od lekarza i powtarza corce, że ten lekarz to jakiś żartowniś, bo uśmiechal się caly czas pod nosem a na wstępie, jak usiadla na fotelu to powiedzial jej : " No no, ale się Pani dziś 'odsztafirowała' hihi". Mama koleżanki zapytała zatem babcię, cóż takiego zrobila nadzwyczajnego, że ubawila lekarza. No i babcia opowiada: " No normalnie!!! Umyłam sie dokladnie... ubralam czyściutką nową bieliznę... aaa.. i jeszcze użylam tego Twojego dezodoratu intymnego co stoi koło lustra" . Mama koleżanki się zaniepokoila.. bo przeciez ten dezodorant już jej się skonczyl niedawno.. Zabrala więc babcię do łazienki i prosila ją o wskazanie czego użyla... No i babcia pokazala... a kobieta parsknęła śmiechem i nie mogla się opanowac.. W końcu wykrztusila z siebie.... " Mamo!!!! to jest złoty brokat na sylwestra w sprayu"!!!! Hi hihi.. wyobrażacie sobie jak babcia zaświecila tym brokatem lekarzowi po oczach..? i jaki musial być ubawiony?? Pozdrawiam Bo jak się dowiaduję, że zapici studenci wyrzucili z 10. piętra akademika innego studenta w pudle kartonowym (z napisem ,,misja na Marsa''), a jak nie wrócił, to szykowali już drugie pudło (z napisem ,,misja ratunkowa''), ale ich policja powstrzymała, to... Teoretycznie student człowiek inteligentny, ale jak widać nie zawsze. Jeszcze szczególnie, jak sobie popali i popije. iestety takie kuriozalne sytuacje wynikają z braku edukacji seksualnej nie tylko w szkole, ale przede wszystkim w domu. Dzieci-nastolatki poznają seks i sprawy intymne z telewizji, gazet, internetu. Uczą się nie od fachowców, ale amatorów, którzy kreują rzeczywistość seksualną inną od tej prawdziwej-życiowej. nie zaskakują mnie przypadki z Anglii czy Niemiec, gdyż w Polsce także wiele takich ma miejsce. Czy ktoś kiedyś słyszał o dziecku z gwiazdy? 15latka, która trafiła na oddział położniczy w jednym z miast w Polsce nie potrafiła powiedzieć kto jest ojcem dziecka, bo jak twierdziła "ono jest z gwiazdy". Dziewczyna wcale nie była wariatką myślącą, że potajemnie zapłodnił ją kosmita, ale brała udział w modnej wśród nastolatków grze. Kilka osób układa się w gwiazdę na ziemi i naprzemiennie wymieniają się partnerami, aż zatoczą koło. Jeśli więc w grze bierze udział 5 dziewczynek i 5 chłopców to każdy z każdym będzie miał okazję współżyć lub się pieścić. Dziecko z gwiazdy? Jednak możliwe! 1. znajoma opowiada, że jechała autobusem, naprzeciwko niej matka z dzieckiem, które ciągle kopało znajomą, znajoma zwróciła jej uwage, a matka "nie bede krzyczeć za to na dziecko, wychowuje je bezstresowo". za 3 minuty przed przystankiem jakiś chłopak podszedł, przylepił kobiecie gumę do czoła i oznajmił "to właśnie jest bezstresowe wychowanie". Oczywiscie kazdy opowiadając tę historię stawia siębie w jednej z głównych ról przypomniała mi sie historia sprzed paru miesięcy ze szkoły mojego dziecka (jedno z krakowskich liceów). Generalnie całe koleżeństwo uwielbiało McDonald'a aż raz, jedna dziewczyna poczuła długotrwały ból w szczęce po spożyciu kanapki z hamburgerem. Wizyta u dentysty wyjaśniła, że miała wbity w dziąsło kawałek pazura szczura. Czy to był napewno szczur, tego nie wiem, bo być może to był żart dentystki (a może nie), ale od tej pory cała klasa szerokim łukiem omija McDonald'y i inne "hamburgerownie". A ktos pamięta jeszcze tak zwaną "misje na marsa" i Chociza nie wiem czy jest ona konkretnie zwiazana z naszym uniwerkiem! Ale mysle ze przypomniec warto! Policjanci na patrolu na miasteczku znajduja pod akademikiem kartonowe pudło z napisem "MISJA NA MARSA" otwieraja je i widza w srodku kompletnie pijanego studenta - pudło najprawdopodobniej wypadło z któregos z okien w akademiku aby rozwiazac sprawe udaja sie do akademika, wchodza na coraz wyzsze pietra i na jednym z nich odkrywaja "niesamowita" imprezke, sami pijani studenci tak ze nie da sie z żadnym z nich porozmawiac. Wchodza do pokoju z ktorego dobiegaja dzwieki muzyki i znajduja na stole takie samo pudło jak przed akademikiem rowniez ze studentem w srodku, tylko tym razem na pudle widniał dumny napis " MISJA RATUNKOWA" to sie nazywa fantazja Ciekaw jak bardzo owa historia jest prawdziwa 1. Kolega raz mi opowiadał jak u niego na wsi łepki po 19 lat dorwali BMW (niewiem z którego roku dokładnie). Okres zimowy, auto zapakowane pięcioma osobnikami w dresach, "lans" przez wioche. Plac po dawnym składowisku węgla, dosyć rozległy teren więc... wypróbujemy co nasza maszynka potrafi:P Kilka bączków,kółeczek,zrywów itp...w oddali widać jak dzieci ulepiły bałwana ze śniegu :)) Oczywiście odrazu głupi pomysł- "fajnie jakby z tego bałwana nic nie zostało" ;] Tak więc jedynka-gaz,dwójka-gaz,trójka-gaz, do bałwana już tylko 10 metrów...5......3...2...1... BUM!!! Zgadnijcie co sie okazało:P Swoistym stelażem,ramą tego śniegowego bałwana okazał sie...... hydrant :o Nic sie nikomu nie stało ale jeśli chodzi o autko to nawet nie wnikałem;] Jesli chodzi o nerki to slyszalam historie ze dziewczynie ktos cos wsypal do soku na dyskotece. Stracila przytomnosc. Jak sie ocknela byla w jakims domu, lezala na lozku. Obok lozka na szafce byl telefon skad zadzwonila do domu. Bolal ja strasznie jeden bok. Policja po nia przyjechala zabrali ja do szpitala i okazalo sie ze wycieto jej nerke i zrobiono to bardzo profesjonalnie. Jakos nastepnego dnia czy troszke pozniej przyszla na adres jej domu paczka. Byla to jej nerka w lodowce i list ze ten ktos bardzo ja przeprasza i ze nerka jednak sie nie przydala, ze on sie z ta nerka spoznil. Owa nerke oczywiscie dziewczynie wszyto i sie przyjela Autentyk u profesora S. z Poznania. Na egzamin z logiki studentka przyszła bardzo wydekoltowana i w mini. Myślała, że łatwo jej pójdzie. Weszła do sali, profesor zadał jej kolejno trzy pytania, na które oczywiście nie znała odpowiedzi. Wdzięczyła się za to strasznie, więc w końcu zdenerwowany profesor wpisał jej dwóję i wywalił za drzwi. Na korytarzu kumple od razu pytają jak poszło. Ona na to: - Ten alfons wpisał mi dwóję!! Profesor usłyszał to przez uchylone drzwi, wybiegł na korytarz i poprosił ją o indeks. Przepisał ocenę na trzy i powiedział: - Może i jestem alfons, ale o swoje dziwki dbam. Smutne. Przypomina mi to historię z bałwankami. Był sobie wredny facet, który rozjeżdżał dzieciom samochodem bałwanki. Co dzieci ulepiły to on rozjeżdżał. Pewnego razu dzieci ulepiły ślicznego bałwanka na hydrancie. Duży im wyszedł ten bałwanek. I Pan Wredotek z impetem spróbował go rozjechać. Ja nie jestem tak subtelny, jak te dzieci. Ja nakarmiłbym człowieka tym, czym on nakarmił psa. I na pewno nie skracałbym mu cierpienia. coś z polskich realiów.... 2006-01-09 13:42:57 Opowieść z second-hand’u. Pewien osobnik (nazwijmy go Maciek) udał się na egzamin prawa jazdy w Walentynki. Zakupił kartkę z życzeniami dla swojej lubej przed "zdawką". Zapakował ją w kopertę i schował do kurtki. Gdy już zasiadł do samochodu egzaminacyjnego, wyjął podarek, gdyż mógłby się pomiąć i położył go w schowku na desce rozdzielczej. Po około 5 minutach jazdy lekko zdenerwowany Maciek spostrzegł, że nie włączył świateł, ale z miną pokerzysty twardo kontynuował. Panowie szczęśliwie dotarli do celu, Maciek zaparkował samochód, a pan egzaminator, jak gdyby nigdy nic, wziął kopertę i po: - Gratuluje, zdał pan. wyszedł z samochodu... w macu w kępnie znaleziono niedawno ząb szczura!! i co moze tam jest lepiej!!?? Jeszcze mi się przypomniała jedna taka historyjka. Koledzy kolegi mojego kolegi (czy jakos tak) postanowili poeksperymentowac z pewnymi nielegalnymi substancjami, no i zachcialo im sie pojezdzic sobie samochodem w srodku nocy. Ktorys z nich wpadl na genialny pomysl, zeby pojechac na rondo i jezdzic po nim na wstecznym. Wiec tak sobie robia koleczko za koleczkiem, az w pewnym momencie uderzyli w samochod jadacy we wlasciwym kierunku. Od razu zjawila sie policja (sic!), wiec owi koledzy kolegi mojego kolegi wpadli w panike i stwierdzili, ze sie boja wysiasc z auta. Po chwili podszedl do nich policjant. Gdy przerazeni odkrecili szybke, uslyszeli: - Panowie, nie przejmujcie sie, facet ma prawie dwa promile. Wyobrazcie sobie, ze wmawia mi, ze jechaliscie po rondzie na wstecznym! ...na pewnym osiedlu dzieci ulepiły bałwana - ktoś z premedytacją go rozjechał samochodem, następnego dnia ulepiły go jeszcze raz i znów go ktoś rozjechał, trzeciego dnia ulepiły go na hydrancie.... i nadaję Ci imię "jaszczomp"... Studenci medycyny pojechali zimą w góry. Jak to studenci rozpoczęli imprezę w hotelu. Gdy już byli mocno pijani, postanowili, że ubiorą w hotelu narty, stroje narciarskie, gogle i będą szusować po schodach, na których były dywany. Gdy któryś tam raz z rzędu zjeżdżali po schodach potrącili babcię. Babcia w szoku wezwała karetkę. Po przyjeździe karetki powiedziała lekarzowi, że potrącił ją narciarz w hotelu i była tego tak pewna, że lekarz... postanowił ją zawieźć do szpitala psychiatrycznego na badania. witam. temat ten podpinam pod dyskusje o mieście bo nie wiedziałem czy dać go do pytań do Burmistrza czy do SM czy też właśnie do owego działu. Chodzi mi o to, iż od paru dni krążą pogłoski o porwaniach dzieci. Jakiś czas temu podobno zginęło dziecko w CH PLAZA i po jakimś czasie odnalazło się dokładnie w tym samym miejscu tylko że bez nerki. Podobne sytuacje były (takie krążą pogłoski) w Szamotułach i Tarnowie Podgórnym. Jeśli chodzi o naszą gminę to przypadek porwania dzieci czy te ż dziecka miało miejsce w Uchorowie. Obiło mi się o uszy, że w Rakowni również zaginęła dwójka dzieci lecz nie wiadomo czy miało to związek z tamtymi sprawami. Mówi się o ttym że porwane dzieci po jakimś czasie wracają do domu tylko bez różnych narządów( podobno najczęściej nerki). Może ktoś coś wie na ten temat bo podobnow uchorowie robiono w ostatnich dniach jaki ś reportaż ale w mediach nic nie słychać a chciałbym się dowiedzieć jak najwięcej na ten temat. i pewnie nie tylko ja bo podejrzewam że dużo forumowiczów ma dziecio i zainteresuje się tematem. Niech nikt nie myśli, że pisze to po to żeby zabawić się w wywoływanie paniki, po prostu tylko chce uzyskać jakiejkolwiek informacji Przypomniała mi się jedna z krakowskich urban legends, chyba najbzdurniejsza jaką w życiu słyszałam: Pewnego wieczoru studentka spotkała się ze swoim nowym chłopakiem, całowała się z nim, ale na tym się skończyło. Umówiła się z nim ponownie - tym razem miała przyjechać do jego domu (pierwszy raz). Jednak kilka godzin przed umówionym spotkaniem postanowiła je odwołać, bo zauważyła dziwaczne wypryski wokół ust. Poszła do lekarza, który stwierdził, że są one wynikiem kontaktu z trupim jadem, który nawet w małych ilościach może być śmiertelnie trujący (kiedy pierwszy raz słyszałam tę historię, w tym miejscu pokładałam się już ze śmiechu, co wywołało złość opowiadającego - bo przecież "to wszystko prawda - słyszałem to od świadków" ). Dziewczyna zgłosiła to policji, a policja pojechała do mieszkania chłopaka i w jego wersalce (w innej wersji była to szafa) znalazła zwłoki młodej dziewczyny. Sekcja zwłok wykazała, że chłopak wielokrotnie odbywał z nią stosunek seksualny (już po jej śmierci). Dziewczyna (ta żyjąca, z wypryskami od trupiego jadu ) miała być prawdopodobnie kolejną ofiarą. Pamiętam, że przez jakiś czas po wypuszczeniu tej kretyńskiej opowieści, kilka moich znajomych bało się kontaktu z nowo poznanymi chłopakami (niektóre w ogóle przestały chodzić na większe imprezy), ale potem wszystko ucichło. Nie mam pojęcia kto wymyślił ten idiotyzm, ale znając życie, to jakiś przeciwnik seksu przedmałżeńskiego No i jest jeszcze jedna legenda związana z krakowskim "Szkieletorem" (to taki opuszczony budynek - nie wiem ile to to ma pięter, ale wiem jedno - wiele). Co roku piszą w gazetach, że go będą burzyć, albo że w nim straszy, bo jego architekt się powiesił jak zobaczył, że zrobił błąd w obliczeniach i konstrukcja grozi zawaleniem. Najświeższe newsy są takie, że działkę ze szkieletorem wykupiła firma-córka jakiejś spółki, w której udziały ma kuzyn bin Ladena Wczoraj w popołudniowej audycji w trójce prowadzący przeczytał maila od słuchaczki z Poznania: ...na pewnym osiedlu dzieci ulepiły bałwana - ktoś z premedytacją go rozjechał samochodem, następnego dnia ulepiły go jeszcze raz i znów go ktoś rozjechał, trzeciego dnia ulepiły go na hydrancie.... Nie wiem, czy to prawda, ale chciałbym zobaczyć minę kierowcy Bravo Girl: "Drogie Bravo Girl! Mam piętnaście lat i od trzech miesięcy jestem w ciąży. Ostatnio powiedziałam o tym rodzicom. Zareagowali bardzo wyrozumiale, tylko mama nie przestaje pytać, kto jest ojcem. A ja naprawdę nie wiem, bo to była impreza i bawiliśmy się < >". SŁOWNICZEK: Zabawa w gwiazdę: Imprezowa zabawa, która zastąpiła popularną niegdyś butelkę. Polega ona na tym, że rozebrane dziewczęta, kładą się na brzuchach na podłodze stykając się głowami. Uczestniczący w zabawie chłopcy, chodzą w kółko i na dany znak, przez określony czas ... robią co mogą. Wygrywa ten, kto skończy ostatni. No, a ta cudna opowieść o wychowywaniu bezstresowym? "W autobusie stała matka z około 5-6 letnim dzieckiem. Dzieciak bezczelnie kopał współpasażerów po kostkach. Ludzie dosyć poirytowani w milczeniu wymownie spoglądali na ową panią. Ona - w odpowiedzi na przeszywające spojrzenia rzekła: 'musicie państwo wybaczyć, ale wychowujemy dziecko bezstresowo'. Na którymś z kolei przystanku, wysiadający już z autobusu chłopak wyjął z ust gumę i wkleił matce we włosy i z szerokim uśmiechem powiedział: 'ja też byłem wychowywany bezstresowo" Słyszałem z opowieści znajomych i sam nie wiem czy to prawda, ale skoro doszło do Rzeszowa to może jednak. Wesele było w Połańcu. Podobno było tak że goście podrzucali panne młodą nad jakimś bodajże wentylatorem i jej welon wkrecił sie w ten wentylator i skręcił jej kark. Ojciec panny młodej dostał zawału ( według wersji co mi opowiadano to przeżył) a pan młody powiesił się później. PP znam przypadki gdzie podrzucali pana młodego a u sufitu był wiatrak i rozwalił mu głowę a ile razy upuścili podczas rzucania bo to zazwyczaj przy oczepinach gdy większośc jest na bani Ja też znam nieciekawy przypadek który się zdarzył w Karczmie niedaleko mojego domu.... Też podrzucali Pannę Młodą i był tam strasznie niski sufit z belkami, i tak podrzucili ją, że głową strasznie mocno walnęła o jedną z belek i niestety zmarła.... a jej mąż popełnił samobójstwo a jej ojciec zmarł na zawał... straszne to było.... dlatego ja też nie chce aby w przyszłości na moim ślubie podrzucali mnie lub mojego przyszłego Męża Moja koleżanka opowiadała o śmierci Panny Młodej na skutek zatrucia jadem trupim - zacięła się zamkiem błyskawicznym sukni wyjętej z trumny. Było to w Złotowie. Morał - trzeba uważać na suknie z tzw. drugiej ręki. Nawet niedawno taki wątek był w serialu "Kryminalne zagadki Nowego Jorku". Naprawdę nie trzeba od razu myśleć, że to bujda na resorach. Ludzie dla zysku zrobią wszystko, a hien cmentarnych nigdy nie brakowało, niestety... Kobieta miała wielkiego węża Boa w domu, normalnie po mieszkaniu śmigał. Pewnego razu przestał szamać, nie szamał dość długo, czasami spał ze swoją właścicielką w łóżku, przy łóżku, generalnie 'pet' jak to mówią anglicy. Któregoś dnia kobieta się budzi a wąż leży równolegle do niej w łóżku (zwykle leżał zwinięty). Zmartwiona brakiem apetytu zadzwoniła do zoo, opowiedziała o jego dziwnym zachowaniu. Tam jej powiedzieli żeby zmieniła mu pokarm itp. (różne wersje w zależności od autorki miejskiej legendy). Po paru godzinach po konsultacjach zadzwonili z zoo, żeby czemprędzej węża przywiozła do zoo, gdyż stwierdzili, że nie jadł długo i układał się wzdłuż niej by sprawdzić czy się zmieści, w sensie czy da radę ją zjeść. Słyszałem kiedyś historie, że jakiś znajomy kumpla jechał w busie relacji Katowice - Chorzów. W busie tym jechał sobie murzyn (prawdopodobnie student) i zajął miejsce siedzące, jakieś 2 przystanki później do busa wsiada starsza babcia skasowała bilet i trzyma go w ręce, no i od samego początku zaczyna kurwować na murzyna, wyzywać go, ze jak to możliwe, że ona stoi, a czarny siedzi itd. Nikt nie reaguje, a sytuacja cały czas taka sama, ze babcia kurwuje i wyzywa, a murzyn niewzruszony siedzi dalej. Nagle w autobusie pojawiają się kobuchy i zaczynają sprawdzać bilety i gdy są już blisko murzyn zajebał babci bilet i go zjadł !!! Babcia dostałą szału, podchodzi kobuch z tekstem "Bilecik prosze", a babcia na to, że murzyn jej go zjadł :) Nikt z obecnych w busie nie zareagował, a podobno beka była nieziemska. Tak jak mówie historie znam tylko z opowiadania. Kiedyś od siostry słyszałam dość ciekawą historię która zdarzyła się naprawde.Były to lata 70 a dokładniej zima.Paczka chlopaków założyła sie o to który pójdzie na cmentarz o 12 w nocy-czyli tzw próba odwagi.Aby nie być gorszym i akceptowanym pierwszym ochotnikiem był najmłodszy w grupie 17-letni chłopak.Idąc między grobami nagle "coś" złapało go za płaszcz (w tych latach były modne takie długie skórzane płaszcze do kolan) i nie chciało puścić. Potem okazało się że idąc miedzy grobami jego płaszcz zachaczył o metalowy krzyż.Znaleziono go rano prawdopodobnie umarł na zawał serca.I tak skończyła sie jego próba...to taka przestroga dla tych odważnych Ta historia wydarzyła się w Matysówce (albo Korczynie , albo w Harasiukach, albo w okolicach Mielca). Pannie młodej podczas podrzucania na krześle wentylator przeciął tętnicę. Pan młody w rozpaczy powiesił się, a jego ojciec w chwilę potem zmarł na zawał. Na szczęście to tylko najnowsza miejska legenda krążąca po Rzeszowie podobno browniarze u jakiegos typa w domu zrobili sobie noc z brownem ;] I bawili sie w kosmos poczym jeden wszedl do szafy i krzyknal ze jest w statku czy jakos tak Wszyscy wpadli na pomysl misji na marsa i bujajac go w tej szafie wyrzucili go przez okno ;pw szafie !http://www.clubbing.pl/v3/group_category.php 3?id=2&st=1 Malo smieszne ;p A druga z psem : Koles przychodzi spalony do panny Wchodzi calusy ble ble .... Ona mu mowi ze musi sei wkapac i mowi zeby usiadl na kanapie i poczekal na nia ... NO wiec tak sie stalo po 10 min zachcialo mu sie kupy ;] tak ze nie mogl wy3mac Zobaczyl psa siedzacego ... dlugo nie myslac zesral sie obok psa i pomyslal ze zwali na psac Panna wychodzi z kapieli patrzy sie SZOK ! Panna-Co to jest ? Koles-Pies sie zesral Panna-Pluszowy kurwa ! To jest prawdziwa historia. To było olbrzymie wesele na około 300 osób. Po uroczystościach kościelnych, podczas przyjęcia, pan młody wszedł na podium i podszedł do mikrofonu, żeby przemówić do zgromadzonych gości. Powiedział, ze chciałby podziękować wszystkim za przybycie i za wsparcie podczas wesela, szczególnie, ze niektórzy przybyli z daleka. Szczególnie chciał podziękować rodzinom państwa młodych za przybycie i nowemu teściowi za zorganizowanie tak wspaniałego wesela. Chciał podziękować wszystkim za przybycie i prezenty i wszystko, powiedział, ze chciał dać każdemu specjalny prezent tylko od niego. Dlatego przykleił pod siedzeniem każdego krzesła kopertę. Powiedział, ze to prezent dla każdego i poprosił, żeby wszyscy otworzyli koperty. W każdej kopercie znajdowało się zdjęcie o rozmiarach 8x10 przedstawiające drużbę kochającego się z panna młodą. Miał on podejrzenia co do tych dwojga i wynajął prywatnego detektywa, żeby zbadał sprawę kilka tygodni przed ślubem. Potem stal na podium jeszcze przez parę minut obserwując reakcje tłumu, po czym odwrócił się do drużby i powiedział "F.. you" (nie wymaga tłumaczenia) potem odwrocił się do panny mlodej i tak samo powiedział "F... you" a potem skierował do oszołomionych gości "Spadam stąd". Zaraz w poniedziałek załatwił anulowanie ślubu. Podczas gdy większość z nas zerwałaby zaręczyny zaraz po odkryciu prawdy o romansie, ten facet przeszedł przez cale przygotowania i uroczystość jak gdyby nigdy nic. Jego zemsta: rodzice panny młodej zapłacili 32.000$ za przyjęcie dla 300 gości. Poinformował wszystkich o tym co się stało. Ale najlepsze ze wszystkiego, sponiewierał reputacje panny młodej i drużby na oczach ich wszystkich przyjaciół i całej rodziny: rodziców, braci, sióstr, dziadków, siostrzenic i siostrzeńców etc. chlopak zaprosil kumpli na dzialke na mazury. Sziedza, popijaja, nagle chlopak widzi ze jego wielki pies targa cos w pysku. Podchodzi patrzy to martwy PIES SASIADOW!!! Zadusil jamnika! Co teraz?! Chlopaczki madre glowy wykminili i umyli zwloki jamnika i podrzucili z powrotem do budy. Nazajutrz ojciec chlopaka wraca ze sklepu i mówi do syna: Ty wiesz, z sasiadka sie widzialem i mowi do mnie tak: Panie sasiad pan slyszal takie cuda wczoraj pies nam zdechl zygmunt go poszedl zakopal a dzis znow w budzie leży!!! :DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD D To połączenie Murzyna z kryzysem przypomina mi pewną starą anegdotę - jeszcze z czasów polskiego kartkowego kryzysu – charakteryzującego się pustymi półkami w sklepach wszystkich branż… W jednym z ówczesnych barów szybkiej obsługi pewien młody człowiek, „zajął” sobie miejsce do siedzenia- czarną nylonową podręczną torbą, następnie postawił na stole talerze z zupą i drugim daniem, po czym udał się po kompot. Kiedy wrócił - nieco skonsternowany - zauważył, że na krześle obok czarnej torby, siedzi czarny Murzyn i kończy jeść zupę. Dla Polaka – obcokrajowiec – rzecz święta, więc usiadł obok i zaczął jeść drugie danie. Wtedy, Murzyn uśmiechnął się do niego szeroko i łamaną polszczyzną stwierdził - ”ja wiedzieć – u waś krizis, krizis”. Młody człowiek, fakt skonsumowania przez Murzyna jego zupy i uwagi dotyczące kryzysu w Polsce przyjmował ze stoickim spokojem, nerwy „puściły” mu dopiero, kiedy sympatyczny Afroamerykanin, wstał, wziął czarną torbę i udał się w kierunku wyjścia. Po krótkiej szamotaninie okazało się, że torba należy do Murzyna, a nieopodal miejsca konsumpcji dwóch panów – na krześle - leży całkiem podobna – czarna nylonowa (torba), a na stole stoją talerze z zimnym już obiadem zakupionym przez młodego człowieka. Pewna pani pani zapadła w letarg, została omyłkowo uznana za zmarłą i umieszczono ją w trumnie w kaplicy. W nocy przed pogrzebem zakradł się tam nekrofil, dobrał się do denatki, a ona w trakcie ożyła, narobiła krzyku, i człowieka złapali. Sędziowie mieli szkopuł, jak go ukarać. Bo z jednej strony świadomie bezcześcił zwłoki, a z drugiej, gdyby nie jego działania, pochowano by żywą osobę. W końcu znaleźli kompromis: postanowili go skazać za leczenie niedozwolonymi metodami - Wczoraj, w czwartek 19 marca, ok. godz. 16.00 w Galerii Krakowskiej uprowadzono 4-letnią dziewczynkę, którą matka na moment spuściła z oka. Dziewczynkę odnaleziono po 2-ch godzinach, po alarmie, który natychmiast wszczęła matka - napisał Roman. Dalej historia wygląda identycznie, jak te, o których pisaliśmy wcześniej: - Drzwi wyjściowe galerii zostały zablokowane. Wypuszczano tylko klientów bez małych dzieci. Okoliczności znalezienia dziecka były dramatyczne: dziewczynka znajdowała się sama w odległej toalecie, siedziała na podłodze przebrana za chłopca i miała ogolone włosy. Dziecko jak widać było przygotowane do porwania. PRZERAŻAJĄCA HISTORIA, O KTÓREJ MEDIA NIC NIE MÓWIĄ! Nie wiem, czy sprawa była zgłoszona Policji, ale można sprawdzić w Galerii Krakowskiej, a może Galerii zależy na wyciszeniu ? Przecież taka sprawa powinna być nagłośniona ku przestrodze matek i opiekunów. Jest to autentyczny, prawdziwy fakt, który miał miejsce wczoraj - do sprawdzenia w Galerii Krakowskiej - podnosi alarm nasz czytelnik. moi znajomi znudzeni głuchą i ciemną nocą jeździli sobie po Opolu, wypalili kilka skrętów i tak snuli się po ulicach. przejeżdżając przez rondo jeden z nich wpadł na pomysł żeby jeździć pod prąd na wstecznym. żaden problem, tak też się da. nagle łup! samochód wjeżdżający na rondo w nich wjechał, a właściwie oni w niego. momentalnie wszyscy otrzeźwieli i już chcieli uciekać, ale akurat radiowóz przejeżdżał... włączył koguty, policjanci najpierw sprawdzili co u tego z tyłu. podchodzą do chłopaków i mówią "facet na 2 promile. i jeszcze mówił że jeździliście do tyłu". policjanci się z tego śmiali... a kumplom się upiekło. Dobra, mam jeszcze jedną historię choć może ją znacie. Ja za każdym razem jak sobie ją przypomnę to się śmieję Kobieta wraca od ginekologa do domu i taka zmieszana po wizycie, sama nie wie co o niej myśleć. Opowiada córce przebieg badania i mówi, że lekarz cały czas miał taki dziwny uśmiech na twarzy. Kobieta wraca od ginekologa do domu i taka zmieszana po wizycie, sama nie wie co o niej myśleć. Opowiada córce przebieg badania i mówi, że lekarz cały czas miał taki dziwny uśmiech na twarzy. Pyta córki; może mu przeszkadzało, że się spsikałam tym twoim dezodorantem do higieny intymnej?? Pyta córki; może mu przeszkadzało, że się spsikałam tym twoim dezodorantem do higieny intymnej?? Córka: Jakim dezodorantem????? Córka: Jakim dezodorantem????? Mama: No tym twoim, co był w łazience. Mama: No tym twoim, co był w łazience. Córka:... .... Mamo, to jest brokat w spray'u!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Córka:... .... Mamo, to jest brokat w spray'u!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Normalnie MIAZGA Normalnie MIAZGA Aaa jeszcze jedno, ale to już wiem z pierwszej ręki, całkowicie prawdziwa historia!! Godzina ok 14. spotykają się dwie znajome, jedna z nich to taka kobiecinka ze wsi, z tobołkami z jarmarku. Rozmowa: -Gdzież się to pani wybrała? -Aa na zakupy, od rana tak łaże, a teraz idę do lekarza, mam wizyte u ginekologa. -(lekko zdębiała kobieta) I teraz pani idzie na tą wizytę? -No tak. -(delikatnie) Ale do takiej wizyty to trzeba być przygotowanym... -No wiem, na czczo jestem!!! A propos makabrycznych opowieści, to dawno temu na wycieczce po jakimś zamku, w czasie demonstracji jednego z tajemnych przejść przewodnik uraczył nas historią, jak to na weselu, podczas zabawy w chowanego weszła tam panna młoda i potem nie umiała wyjść. Ściany grube, więc krzyków nikt nie słyszał. Podobno znaleźli ją wiele lat później. Zapewne to też urban (a raczej castle) legend, bo podobne historie słyszałam o paru innych miejscach. Jak powszechnie wiadomo właśnie na każdym kierunku studiów nadchodzą dni sądu - sesja. W związku z tym chciałem przytoczyć pewną historyjkę (autentyczną), która wydarzyła się w czasie ostatniej sesji na jednym z wydziałów UG. Korytarz na uczelni. Mnóstwo studentów czekających na egzamin i douczających się jeszcze gdzie i jak tylko się da. Ścisk jednym słowem jak cholera. Egzamin ustny w jednej z sal. Przez drzwi wszystko niemalże słychać, bo są stare tak zresztą jak i framugi. W środku jakaś studentka próbuje wycisnąć choć trochę wiedzy jaką miała opanować na dzisiejszy egzamin. Ale nie bardzo jej szło. Po kilku minutach wychodzi. Jest wkurzona (delikatnie mówiąc) i krzyczy: „Oblał mnie alfons pier***ony!". Nagle drzwi się otwierają i na korytarz wybiega profesor: „Która to powiedziała?!" -drze się jak opętany- „No przyznać się bo opierd*le cały rok!!". Studentka z pokorą przyznała się do winy. „Indeks proszę". Dała mu indeks. A on: „Trója. Alfons musi dbać o swoje dziwki". Ta historia to autentyk. Jednak nie radze próbować tego na własnych uczelniach, z wiadomych względów;) W czasach PRL-u po Polsce, jak długa i szeroka, krążyła taka oto anegdota: W barze mlecznym pewna pani zamawia żurek z jajkiem i makaron ze skwarkami, po czym stawia sobie ten oto posiłek na stoliku i udaje się po sztućce. Kiedy wraca okazuje się, że przy jej stoliku siedzi murzyn i właśnie kończy konsumować żurek. Zrozpaczona niewiasta rzuca się na niego i próbuje uratować chociaż makaron, a wtedy murzyn szczerząc białe zęby w pełnym zrozumienia uśmiechu mówi: „Kryzys, nespa?” I kiedy kobieta odwraca głowę, widzi swój nietknięty żurek i makaron przy stoliku obok. Slyszalem akcje, ze na Politechnice Lodzkiej kolesie jarali ziolo. No i jeden wpadl na pomysl zeby zrobic misje na Marsa. Weszlo dwoch do pudelka, reszta zakleila, napisali MISJA NA MARSA i wyje*bali przez okno. Kolesie martwi, ktos zadzwonil na policje. Policja wpada do pokoju a tam dwoch kolenych w pudelku a na nim napis MISJA RATUNKOWA. Na szczescie nie zdazyli wyrzucic. <lol2> W pewnym akademiku odbywała się wyjątkowo huczna impreza. W pewnym momencie z okna na 10 piętrze ktoś wypadł. Świadkowie wezwali policję. Patrol po przyjechaniu na miejsce znalazł zwłoki studenta, umieszczone w kartonie stylizowanym na rakietę ("misja na Marsa"). Natychmiast udali się do pokoju, w którym zdarzenie miało miejsce. Zastali tam otwarte okno oraz kolejnego studenta w kartonie - tym razem napis na nim głosił "misja ratunkowa".. Koleżanka mojej koleżanki z pracy... niech będzie po prostu dziewczyna ;), żeby nie zamotać.. Więc.. pewna dziewczyna z Krakowa udała się wraz ze swoją przyjaciółką na imprezę, na której poznała super chłopaka. Bawili się razem całą noc, jednak do niczego poważnego między nimi nie doszło.. Jakieś przytulanki, całowanie po szyjce i takie tam.. Wymienili się numerami telefonów i grzecznie wrócili do swoich domów. Rano dziewczyna spostrzegła na swoim ciele dziwną wysypkę. Zaniepokojona udała się do lekarza. Niestety kilku doktorków nie umiało podać jej diagnozy. Mówili, że nigdy się z czymś takim nie spotkali. Wieczorem udało jej się dostać do jakiegoś specjalisty dermatologa. Zależało jej na szybkiej diagnozie ponieważ wysypkę miała na twarzy... Lekarz przyjrzał się problemowi i powiedział, że zejdzie do apteki piętro niżej, aby panie farmaceutki przygotowały odpowiednie mazidło. Prosił aby dziewczyna poczeekała aż wróci, to wytłumaczy jej jak stostować maść. Nie było go przez dłuższą chwilę. Po około 15 minutach wrócił w asyście policji. Dopiero teraz przedstawił diagnozę. "Jest pani zarażona TRUPIM JADEM. Zarazić się można przez kontakt z wydzielinami nieboszczyka : krew, ślina, sperma itp. Obiawy występują po około 24-48 godzinach" Polcja zatrzymała dziewczynę do wyjasnienia sprawy. Spanikowana i wystraszona nie wiedziała o co chodzi. Dopiero kiedy się trochę uspokoiła przypomniała poprzednią noc i chłopaka... Policja odnalazła go w jego domu. Mieszkał sam. W domu znaleziono zwłoki dwóch dziewczyn... Opowiadał mi szwagier, więc pewne fakty mogły być leciutko zniekształcone, a co niedopowiedziane to już nie moja wina... Wiele lat temu w Spółdzielniach Kół Rolniczych organizowane były wycieczki ukulturalniające. No i wybrał się kiedyś autobus chłopów do teatru. Niestety klapa bo po drodze autobus się zepsuł i naprawa trwała dość długo. A że niedaleko był sklepik, znudzona czekaniem ekipa poszła sobie . Przerwa długa to i dużo wypili. Do teatru dojechali w trakcie trwania spektaklu. Wczodzą po cichutku, żeby nie przeszkadzać a tu na scenie pada kwestia: - Skąd przybywacie błędni rycerze? Na to jeden ze świeżo przybyłych: - SKR-y Ryczywół!!! Niestety przedstawienie musieli przerwać, bo aktorzy nie byli w stanie grać dalej Rzecz się działa na śląsku. Koleś nazbierał sobie grzybków-halucynków i postanowił doprawić sobie nimi jedzonko, Zrobił sobie pyszną jajecznicę z dodatkami ale brakło mu soli to poszedł do sąsiada porzyczyć. A w tym czasie jego ojciec wrócił z roboty z kopalni, zobaczył jajecznicę i zjadł. Kolo wraca do domu widzi ojca a ten okurzaczem czyści ściany Pyta sie: -Co robisz tato? -Nie widzisz ile śniegu najebało? A potem tatuś zamknął się w szafie i myślał że zjeżdzą na dół w kopalni do roboty a niech odchodza .... duza czesc z nich to konowały... Opowiem wam o kolezance mojej mamy... która aby byc zoperowana dała lekarzowi kopertę, on bez skrupułów zobaczył ile ta pani "dała" schował ją do kieszeni mówiąc ze to za mało ( 500 zł) . Ale ona powiedziala ze nie stac ją na wiecej bo poprostu -nie ma. To on wielce oburzony wyjął z kieszeni tą kopertę i powiedział jej "do Widzenia". Załamana wyszła z gabinetu. Chyba dopiero w domu (juz nie pamiętam,bo minęło juz troche czasu) się zorientowała ze oddał jej złą kopertę , było w niej chyba 2000 albo 3000 zł. oczywiscie znajoma mojej mamy nie oddała tych pieniązków, przydały się jej bardzo. oczywiscie nie chce wszystkich szufladkowac bo zdarzają się tez prawdziwi lekarze. przekonalam się o tym jak moj 2-miesięczny siostrzeniec był nie dawno w szpitalu ale wszystko jest juz z nim wporządku. mam nadzieje ze nikt z nas nie trafi na lekarza - konowała... Co to za tragedia ;/ śmieszne poprostu. Ludziom gorsze rzeczy się przytrafiaja podczas ślubu. W moim mieście dla pewnej rodziny ślub stał się koszmarem. Gdy panowie podrzucali panne młodą to welon wkręcil jej się w wiatrak pod sufitem niestety udusiła się, pan młody po tym zdarzeniu powiesił się a ojciec panny młodej zmarł dostając zawału :( Więc po co wy piszecie o głupich obrączkach, pijanym panu młodym. Dla tej rodziny miał byc to jeden ze szczęśliwszych dni w życiu a skończył się trzema pogrzebami. Albo gdy całe kuzynostwo jechało na wesele kuzynki swojej i zgineli w wypadku, jaka to była tragedia dla tej rodziny gdzie musieli pożegnać 5 młodych osób. Te niektóre artykuły są żałosne TO nie były zadne dramaty, moja kolezanka z liceum, jakies 5-7 lat temu była na weselu swojej kuzynki. Tam pan młody zabił panne młodą. Po pierwszym tancu i toaście wział ja na ręcę i zaczął sie z nią szybko okrecać (taki wsiowy zwyczaj w okolocach częstochowy) , tylko że na tej sali weselnej były filary i zatoczył sie z rozpędu i panna młoda głową zajechała w filar, śmierc na miejscu. Chłopak chciał sie potem powiesic w toalecie, ale go znalezli i nie zdazył. ale potem sprawa w sadzie za nieumyslne spowodowanie smierci i zycie zmarnowane. Gówno prawda, bo to było w okolicach Zduńskiej Woli, byłam wtedy chyba w I kl LO, moje rodzinne strony. Pan Młody gdy niusł Panne Modą uderzył jej głową o filar i ta zginęła na mejscu, a on po kilku dniach się powiesił, tragedia.. Na egzamin z logiki studentka przyszła bardzo wydekoltowana i w mini (podobno miała dziewczyna warunki). Myślała, że pójdzie jej jak z płatka. Weszła do sali, profesor zadał jej kolejno trzy pytania, na które nie znała oczywiście odpowiedzi. Wdzięczyła się za to strasznie, więc w końcu zdenerwowany profesor wpisał jej dwóję i wywalił za drzwi. Na korytarzu kumple od razu pytają jak poszło. Ona na to: - Ten alfons wpisał mi dwóję!!! Profesor usłyszał to przez uchylone drzwi, wybiegł na korytarz i poprosił ją o indeks. Przepisał ocenę na trzy i powiedział: - Może i ja jestem alfons, ale o swoje dziwki dbam. ***Wniosek mam jeden: od dzis sama miele zboze i pieke sobie pieczywo, siedze w domu i nigdzie nie wychodze, niczego nie dotykam, nic nie kupuje.. poroniony swiat, czasami ludzie gorsi od zwierzat SPERMA W SHAKE'U "Pewna dziewczyna zamówiła shake w jednym z fast foodów. Po jakimś czasie zaczęła się bardzo źle czuć - miała skurcze i bóle żołądka. Postanowiła iść do gastrologa. Po badaniu zawartości żołądka skonsternowany lekarz przychodzi do pacjentki i pyta się, czy przypadkiem nie pracuje jako prostytutka. Oburzona dziewczyna, zaczyna wyzywać medyka od najgorszych. On zaś próbuje ją uspokoić mówiąc, że po prostu w jej brzuchu znaleziono mieszankę 10 rodzajów spermy. " Matka poszła ze swoim dzieckiem do supermarketu. W sklepie było pełno ludzi... Kobieta odwróciła się, by obejrzeć najnowsze promocje. Mimo, że trwało to tylko krótką chwilę, dziecko w tym czasie zniknęło. Gdy matka się zorientowała, jak najszybciej dała znać ochronie. Ta zablokowała wszystkie wyjścia i przeszukała sklep, ale dziecka nie udało się odnaleźć. Gdy zdesperowani rodzice wrócili wieczorem do domu, zobaczyli, że ich pociecha siedzi na wycieraczce, dziwnie otumaniona. Badania lekarskie wykazały, że dziecku wycięto nerkę. (z jakiegoś forum) "Wczoraj usłyszałem ciekawą historię. Jest to przestroga przed przypadkowymi romansami na dyskotece dla młodych i naiwnych! Zaczyna się normalnie: taniec. Następnie on i ona wpadają sobie w oko i całują się. Chcieliby przejść do nieco głębszej zażyłości, ale dyskoteka nie była zbyt wygodnym miejscem. Zaprosił ją do siebie. Coś ją tknęło i odmówiła. Po jakimś czasie wokół ust pojawiła się wysypka. Poszła do lekarza. Diagnoza-trupi jad! Ponieważ ona z trupami żadnego kontaktu nie miała, to trzeba było pomyśleć kto. Olśnienie: facet z dyskoteki!! Zidentyfikowano go, ustalono gdzie mieszka i co zobaczono kiedy do niego wpadnięto? Zwłoki dwóch kobiet, które ten koleś r.uchał!! Nekrofil! Dziewczyna z dyskoteki miała być trzecią ofiarą. Ja tylko cytuję. Za ewentualne biologiczne nieprawdopodobieństwa nie ponoszę odpowiedzialności " WIADOMOŚCI ONET.PL(MOŻE NIE JEST TO I ŚMIESZNE A WRĘCZ TRAGICZNE TO MA TO NA CELU POKAZAĆ ZE NIE TRZEBA ZA DUŻO ĆPAĆ NA IMPREZACH) Akademik. Impreza. 11 piętro. Duuużo alkoholu. Ubawione towarzystwo, właściwie to była typowo samcza impreza, gdyż o żadnych niewiastach mowy nie było. Zresztą to ma akurat najmniejsze znaczenie. Tak więc ubawione i rozluźnione alkoholem i podobno grzybkami halucynogennymi towarzystwo postanowiło zrobić coś totalnie odjechanego. Znaleźli więc ochotnika (który sam się zgłosił!) i postanowili wysłać go na Marsa. I nie byłoby w tym nic śmiesznego, gdyby nie to, iż imprezowicze wpakowali delikwenta do pudła, podpisali je tekstem "MISJA NA MARSA" i ... wyrzucili przez okno. Z tego właśnie, wyżej wspomnianego, 11 piętra. Historia z początku zabawna, zamieniła się w koszmar. Chłopak oczywiście zginął na miejscu. Zaniepokojeni ludzie, widząc szczątki ciała w kałuży krwi, zadzwonili na policję. Ta, powiązując fakty i idąc za głosami nadal odbywającej się imprezy, skierowała się do odpowiedniego pokoju. I co zastali? Otóż drugie pudełko. Na którym widniał napis "Misja ratunkowa". Gdy policjanci otworzyli pudełko i zapytali, co tu się dzieje, usłyszeli: właśnie mieliśmy zamiar wysłać misję ratunkową. Bo straciliśmy kontakt radiowy z poprzednikiem". A z pudełka wyszedł kolejny student... Każdego dnia w Łodzi dochodzi do ciekawych, osobliwych zdarzeń. Pewnie dokładnie tak samo jak w każdym innym mieście w Polsce i na Świecie. Jednak te nasze łódzkie historie mają niepowtarzalny urok. Jedną z nich opowiedział mi ostatnio kolega... Historyjka spotkała brydżowych kamratów mojego przyjaciela. To spokojne, inteligenckie towarzystwo z reguły trzyma się z daleka od kłopotów. Pewnego razu panowie pozwolili sobie na odrobinę ekstrawagancji. Kupili trawkę i porządnie się upalili. To dopiero początek koszmaru. Wsiedli w auto i uradowani wyruszyli na wycieczkę. Ciesząc się jak dzieci dotarli do dużego ronda. Tam doznali objawienia. Jaką niesamowitą frajdą może być jazda w kółko! Po kilkunastu minutach zabawy, jeden z panów wpadł na jeszcze lepszy pomysł. "A może by tak to samo do tyłu?" Zapadła entuzjastyczna zgoda. Już po chwili jazdy po rondzie na wstecznym przydzwonili we włączającego się właśnie do ruchu innego użytkownika drogi. Nastała trauma...ciemna wizja spędzenia w więzieniu reszty życia i takie tam.. Dosłownie po kilku minutach pojawił się radiowóz. Akurat przejeżdżał. W aucie upalonych koleżków zapanowała głucha cisza i paniczny strach przed światem zewnętrznym. Obserwowali jak policjanci zaprosili do radiowozu kierowcę auta, z którym mieli kolizję. Po chwili w ich kierunku ruszył dziarsko mundurowy. Panowie zamarli. Doszedł i zapukał w szybkę. Kierowca z bólem serca lekko uchylił okno i usłyszał: "Panowie proszę chwilkę zaczekać... facet ma półtora promila - do tego wykrzykuje, że do tyłu jechaliście.... Psychosis Sytuacja jest taka: historia o zgubionym portfelu i pewnym życzliwym ostrzeżeniu . Jeśli komuś coś to mówi, niech koniecznie da mi znać. Bo ja już nie wiem, czy to kolejna plota, czy ktoś robi sobie jajca, czy może (ewentualnie) cała historia jest prawdziwa (bo niby dlaczego nie?). Tak więc (khem, khem) - historia opowiedziana koleżance przez kolegę: Babcia tego kolegi znalazła na ulicy portfel, w którym było dużo pieniędzy . A że babcie to istoty z natury uczciwe, postanowiła oddać go właścicielowi. Owym właścicielem okazał się arab (bo teraz właściwie każdy śniadoskóry to arab ;). Zaproponował babci kolegi (kolegi koleżanki, przypominam) nagrodę za znalezienie i oddanie portfela. Babcia (jak to na dobrotliwą staruszkę przystało) uprzejmie odmówiła. Na to arab wzruszony jej uczciwością i tym, że nie jest chciwa - powiedział: nie wychodź z domu w pierwsze dni maja... żarcie takie sobie ale nie zdrowe słyszałem kiedyś taką historyjkę że jakiś dzieciak jadł hamburgera w macdonaldzie i zaktusił się zębem szczura nie wiem czy to prawda - historia o studentach z AGH, którzy będąc "po spożyciu" wprowadzili po schodach na III piętro w akademiku konia. Jak wiadomo koń nie potrafi schodzić po schodach i na drugi dzień strażacy musieli tego konia ewakuować z użyciem ciężkiego sprzętu. Na szybko wyszukana jedna z krótszych wersji: "W Lublinie w jednym z 11-piętrowych bloków młodzież urządziła prywatkę sylwestrową. Gdy zaszumiało w głowach, z powodu tęsknoty za górami i białym szaleństwem, postanowiono zrobić zjazd alpejski po schodach klatki. Pech chciał, że w trakcie szusowania, jeden z uczestników zabawy wjechał na jakąś babcię, która akurat napatoczyła się w poszukiwaniu sprawców tego okropnego hałasu. Poważna kontuzja, po babcię przyjechała karetka. Całej sprawie smaczku dodał jednak fakt, że babcię wzięto na obserwację psychiatryczną, bo... powiedziała, że na schodach przejechał ją narciarz!" haha a ja wam opowiem śmieszna historię (prawdziwą) która przydażyła się mojej koleżance w Warszawie: kolezance zdechł pies, jako ze są mrozy nie mogla wykopać dziury w ziemi i go zakopać... wiec wsadziła go w stara walizkę i miała gdzieś tam odwieźć, na wies, czy coś... wychodzi z domu, idzie po schodach i nagle spotyka typa > dzień dobry, co tam słychać... pomoc Pani? zgodziła się, gość wziął walizkę.. idą idą, rozmawiają i nagle on się pyta - a co jest w środku? (chwila zastanowienia) no komputer. i typ spier*lił jej z ta walizka ja nie mam pytań opowieść jak z kawału a wydarzyła się naprawdę złodziej musiał się nieźle zdziwić po otwarciu swojej zdobyczy co za ludzie żyją w tym kraju hehe Ja pierdolę co za debil z Ciebie to szkoda gadać. Wiesz jak by to było tak jak na jakimś tam uniwersytecie, na egzaminie ustnym gdzie dziewczyna, pomimo sporej wiedzy, oblała z powodu debila jakim był egzaminator. Jako, że była ona ostatnią na liście, egzaminator wyszedł zaraz za Nią. Ta wkurzona że oblała powiedziała na głos " No co za alfons!". On to usłyszał i zawołał ją do siebie, po czym wziął jej indeks i wpisał 4.5. Dziewczyna nie wiedząc dokładnie o co chodzi popatrzyła na niego a ten odpowiedział: "No co? Alfons musi przecież dbać o swoje dziwki". Jeżeli wszystkie te osoby są twoimi dziwkami to ty musisz być alfonsem czyż nie? No i czemu o nie nie dbasz jak egzaminator o studentkę? A może po prostu jesteś zwykłym cwelem, którego Lexxx bierze od tylca, robiąc tym samy ciebie jego dziwką. Znajomy opowiedział mi kiedyś taką historię: Jego kumpela miała siostrę w Londynie, od której dostała zaproszenie na przyjazd. Siostra sie niedawno zaobrączkowała, a jako posiadaczka dużego psa (nie licząc nowego męża), nie miała za bardzo z kim go zostawić na czas podróży poślubnej. Kumpela sie zgodziła porobić za psią opiekunkę w zamian za nocleg i pełną lodówkę. Po paru dniach radosnych zakupów, imprez i spacerków z psem tak się nieszczęśliwie złożyło, że psina zdechła. Kumpela zadzwoniła do siostry informując ją o wszystkim. Siostra powiedziała trudno, zdarza się. Pojawił się jednak problem ze zutylizowaniem zwłok, bo centrum Londynu, bo pies duży, nie ma gdzie zakopać. Ale siostrę olśniło: - Słuchaj, dwie stacje metra ode mnie jest weterynarz, który zajmuje się utylizacją zwierząt. - wytłumaczyła jej dokładnie jak ma jechać. Więc kumpela zaczęła kombinować jak tu przetransportować psa. Pies wielki, ona mała, problem. Ale przyszło jej na myśl, że wsadzi go do walizki na kółkach (łatwiej tachać). Jak pomyślała tak zrobiła. Do metra dotarła bez przeszkód, wsiadła, dojechała do stacji, przy której urzędował weterynarz. I tu pojawił się problem: ani windy, ani ruchomych schodów. Biedna zaczęła wspinać się z walizką po tych schodach. Przechodził koło niej facet i zaoferował pomoc: - Może pomóc? Nie mogę patrzeć jak się tak męczysz. - Nie, nie trzeba, poradzę sobie - głupio jej było prosić o pomoc, zwłaszcza wiedząc co jest w walizce. W końcu jednak koleś wziął jej tą walizkę i niesie po tych schodach. - Powiedz, co ty masz tam takiego w tej walizce, bo ona faktycznie bardzo ciężka - zagaił. Dziewczyna w panikę wpadła, przecież nie powie, że niesie jej zdechłego psa. Rozejrzała się na boki i zobaczyła wielki plakat z DJ'em, co podsunęło jej myśl: - A wiesz, mój brat jest DJ'em. Płyty mu wiozę. Gość jak to usłyszał, to uciekł jej z tą walizką! Teraz wyobraźcie sobie minę tego kolesia gdy otworzył walizkę ^^ -pewna pani wybierała się na wizytę u ginekologa.Tuż przed umówioną godziną postanowiła odświeżyć się nieco-udała się do toalety,podmyła się i na wszelki wypadek prysnęła w wiadome miejsce dezodorantem.Kiedy usiadła na fotelu ginekologicznym,lekarz zę śmiechem stwierdził: -Ale się Pani wystroiła!!! Dezodorant był z brokatem Najśmieszniejsze jest to,że słyszałam tę historyjkę od kilku osób i każdy twierdzi,że tą kobietą jest znajoma jego matki lub ciotki etc Wczoraj usłyszałam już drugą historię [2]. Otóż w Mosinie (miejscowość pod Poznaniem), laska jechała sobie wieczorem do domu. I nagle, okazało się, że na drodze leży ogromny konar - trzeba go przestawić, bo inaczej nie przejedzie, a to jedyna droga do domu. No więc co laska miała zrobić- wysiadła z samochodu, przestawiła konar , wsiadła z powrotem i jedzie dalej. Nagle, we wstecznym lusterku widzi, że jedzie za nią TIRowiec i trąbi, mruga światłami , ona przyspiesza- on za nią. W końcu wyhamowała pod samym domem, wyskakuje z samochodu (TIRowiec również), a ona zaczyna na niego krzyczeć, że o co mu chodzi, co od niej chce itp. A TIRowiec jej na to, że jak wyskoczyła przestawić konar , to jakiś facet chciał jej wsiąść do samochodu. Laska patrzy, a na tylnym siedzeniu leży sznurek. "Laska do tej pory jest na zwolnieniu lekarskim i się nie może pozbierać i nie wychodzi z domu bo się boi. A słyszałam, że to nie pierwsza dziewczyna!!"- zakończyła przejęta. <cervantes> Człowieku jaką historie słyszałem od kumpla co w Kraku studiuje :D <Wiesiek> no co jest? <cervantes> Wyobraź sobie sytuacje: Akademik, wieczór, totalna impreza ... i brak wodki <cervantes> Więc dwóch studentów postanowiło poszukac alternatywy ... i znaleźli... <cervantes> narty <wiesiek> Co :O ? <cervantes> Znaleźli narty i zaczęli zjeżdżać na nich po schodach <wiesiek> no co:P? studenci, w sumie to normalne <cervantes> to dopiero początek... <wiesiek> aha <cervantes> pech chciał, że do jednego z mieszkańców akademika przyjechała babcia w odwiedziny i akurat przechodziła koło schodów gdy oni zjeżdżali <wiesiek> heh <cervantes> jeden z nich w nia wjechał, babcia upadła coś sobie złamała, reke czy noge... niewazne <wiesiek> o kurwa, no i co z nia? <cervantes> zadzwonili po karetke, przyjechali, zabrali babcie do szpitala, ale tych dwóch typków ruszyło sumienie i postanowili odiwedzić ją jutro z kwiatami i przeprosic <cervantes> poszli na drugi dzień do szpitala, i gadaą z recepcjonistką: <studenci> Dzień dobry, szukamy takiej starszej pani, z akademików ją wczoraj przywieźli ze złamaną ręką (czy też nogą) <pielegniarka> ah tak, jest na oddziale psychiatrycznym <studenci> /konsternacja/ emmm, jak to na psychiatrycznym, przecież miala tylko coś złamane <pielęgniarka> tak, ale jak lekarz się jej pytał co się stało to powiedziala, że potrącił ją narciarz w akademiku, woleliśmy ją zostawić na obserwacje <wiesiek> o kur......<lol2> haahahahahaha<lol2> ja piernicze :D <cervantes> myslę, że chyba jednak jej nie odwiedzili :D Witam. Stara obozowa harcerska legenda, za dzieciaka robiła niesamowite wrażenie. Podczas jakiejś tam rozmowy pomiędzy harcerzami z jednego zastępu doszło do zakładu. Na dowód swojej odwagi jeden z harcerzy miał iść na lokalny cmentarz w środku nocy i wbić kołek na jego środku. Bohater tej historii poszedł na cmentarz wraz z kołkiem a że akurat padło tej nocy ubrał na siebie długą pelerynę. Odważny harcerz doszedł na środek cmentarza i zaczął wbijać kołek, niestety nie zauważył, że przy okazji razem z kołkiem wbija też kawałek swojej peleryny. Kiedy wstał i zaczął iść do wyjścia, przybita peleryna pociągneła go nagle mocno do tyłu i biedak zmarł na serce. Bajka! Jako małolaci opowiadaliśmy sobie to tak: Dwóch znajomych po wypiciu (wiadomo różne pomysły) zakłada się o 100 zł, że jeden z nich nie pójdzie i nie wbije o północy kołka w grób. No to wiadomo po % koleś się zgodził, poszli obaj, żeby było raźniej. Gdy zbliżała się północ koleś kucnął nad grobem zaczął wbijać kołek, nagle coś poruszyło się w krzakach... obaj spanikowali, zaczeli uciekać ale jednego z kompanów coś trzymało... chłop umarł na zawał... rano okazalo się, że przybił kołkiem swój płaszcz do ziemi. Tak, że to bajka. Witam, bedac dzisiaj wraz z innymi mamami i pociechami na placu zabaw podeszla do nas kobieta i opowiedziala taka oto historie: tydzien lub dwa tygodnie temu na terenie IKEA (sklep,restauracja) zaginelo matce dziecko. Matka ponoc narobila takiego rabanu, ze zamkneli sklep, przyjechala policja. Wypuszczano pojedynczo kazdego klienta. Dziecko znalezli, mialo juz ogolona glowe i bylo przebrane. Moje pytanie jest nastepujace, czy ktoras z Was cos slyszala na ten temat? Chłopak zakłada się z przyjaciółmi, że spędzi noc na cmentarzu. Niestety koledzy rano znajdują go martwego żadnym znakiem zranienia. Jego ciało leży na rękach posągu (przeważnie anioła). Historia popularna w latach 80-tych w amerykańskich liceach oraz akademikach, mająca za zadanie przestraszyć nowych członków chcących przystąpić do gangu lub bractwa. Noc na cmentarzy była jednym z etapów otrzęsin kandydata. podobno browniarze u jakiegos typa w domu zrobili sobie noc z brownem ;] I bawili sie w kosmos poczym jeden wszedl do szafy i krzyknal ze jest w statku czy jakos tak Wszyscy wpadli na pomysl misji na marsa i bujajac go w tej szafie wyrzucili go przez okno ;pw szafie !http://www.clubbing.pl/v3/group_category.php 3?id=2&st=1 Malo smieszne ;p To ja niestety dołączę z równie okropną opowieścią z Krakowa. W jednej z Krakowskich galerii rodzicom zaginęło kilkuletnie dziecko. Rodzice znaleźli je po dość krótkim czasie w toalecie z już ogoloną do połowy głową. Było to ewidentnie zrobione po to by jak najszybciej zmienić dziecku wygląd. Ostanio wyczytałm, że Polska jest krajem w Europie w który ginie bez śladu najwięcej dzieci. Mówi się, że jesteśmy coraz mniej religijni. Jeśli tak to jak wytłumaczyć to zdarzenie? Znajoma była na ślubie. Ksiądz zapomniał imię Pana Młodego i pyta: - Jak pan ma na imię? A Pan Młody na to: - Pan ma na imię Jezus Chrystus. Czekam na rozsądne wytłumaczenie. Czyż to nie przejaw wielkiej religijności? „Pewni rodzice pojechali do Ikei w Jankach razem ze swoją 3 letnią córką. W czasie zakupów córka im zaginęła. Zaczęli poszukiwania, wezwali policję. Nic to nie dało. Wrócili załamani do domu. Tam zobaczyli swoją córkę śpiącą na wycieraczce. Przy niej leżała kartka: "Wasza córka jest w narkozie. Usunięto jedną nerkę." Zrobili badania, rzeczywiście skradziono dziecku jedną nerkę...” – to jedna z wypowiedzi na forum dla mam. Taka historia powtarza się nie tylko w Ikei i nie tylko w Jankach ale i w innych supermarketach w innych miastach. Za każdym razem jest tak samo: dzieci znikają bez śladu i nikt nic nie wie, rozpoczyna sie wielogodzinne poszukiwanie które nie donosi skutku, wreszcie rodzice jadą do domu a tam na wycieraczce siedzi lub leży dziecko owinięte w koc z kartką ‘NIE MAM JEDNEJ NERKI’ lub ‘JEST W NARKOZIE. JEDŹCIE DO SZPITALA’. Słyszałem że Kobieta jechała wieczorem do domu i na drodze leżała jakaś kłoda,więc zatrzymała się aby ją odsunąć bo nie mogła przejechać.Odsunęła ją i nagle zobaczyła tira który zbliżając się do niej strasznie trąbił.wsiadła do samochodu i zaczęła uciekać jednak on ciągle za nią jechał i trąbił.zjechała na stację benzyniwą,a on za nią i dalej trąbił.wysiadła z auta a zjej tylnego siedzenia zaczął uciekać jakiś gość tirowiec go gonił ale nie złapał.A na tylnym siedzeniu jej auta leżał podobno duży nóż i sznur który zostawił uciekający gość.Więc kierowca tego tira chciał ją ostrzec tym trąbieniem bo widział że jak ona przesuwa tą kłodę to ktoś wsiadł jej do auta.Strach pomyśleć co mógłby jej zrobić ten świrus gdyby nie jechał ten tir.Słyszałem to już od kilku osób więc myślę że to prawda. Ja czytalam jeszcze lepsza historie: biala kobieta urodzila czarne dziecko. Oczywiscie maz sie wsciekl. Zrobili jakies ogolne sledztwo i co sie okazalo: ten maz byl u prostytutki, ktora wczesniej uprawiala seks z czarnym i przeniosl plemnika/ki na swoim czlonku, a potem kochal sie ze swoja zona i to te plemniki z racji tego ze byly "nowe" wygraly wojne o jajeczko. Kurnia… Najgorsze w tej opowieści będzie to, że ona jest śmieszna… Było sobie pewne małżeństwo. Któregoś dnia popsuł im się kran. Jakieś kolanko pod zlewem, czy coś… Żona mędziła mężowi, żeby to naprawił, ale jakoś mu się nie chciało. Wiadomo – faceci na wszystko zawsze mają czas, tylko nie na to, co najważniejsze. W końcu unerwiła się i oświadczyła mężowi, że po południu przyjdzie hydraulik. Tak się złożyło, że mąż skończył pracę wcześniej i wrócił do domu przed żoną. Co więcej – całe szczęście, że wrócił, bo hydraulik przyszedł dwie godziny przed umówionym czasem. Mąż, choć niezadowolony, wpuścił hydraulika i łaskawie zezwolił, by ten przystąpił do dzieła. Hydraulik wlazł pod zlew i zaczął naprawiać. Małżonek zaś wpadł na chytry plan: zakładając, że hydraulik skończy pracę szybko, postanowił wyskoczyć do pobliskiej kwiaciarni, nabyć dla małżonki kwiaty, następnie szybko odprawić hydraulika i przywitać żonę jako dzielny i kochający bohater, który nie dość, że sam naprawił kran, to jeszcze kupił kwiaty i w ten sposób zasłużyć sobie na wieczorne czułości. Zostawił zatem chwilowo mieszkanie pod opieką fachowca i udał się do kwiaciarni. W międzyczasie powróciła do domu żona. Ponieważ hydraulik miał przyjść dopiero za godzinę, a spod zlewu wystawał zgrabny tyłeczek, zupełnie jak mężowski, niewiasta uznała, że to mąż postanowił zrobić jej niespodziankę i naprawić kran samemu. W akcie dziękczynnej czułości zakradła się do rzeczonego tyłeczka i zgrabnie weń klepnęła. Chłopina wystraszył się przeokropnie, a poderwawszy się w nagłym ataku paniki grzmotnął spektakularnie głową w zlew emaliowany, osiągając doprawdy imponujący efekt akustyczny, ale w zamian utraciwszy przytomność. Małżonka przekonana, że zamordowała męża jęła pośród lamentów wyciągać ciało domniemanego denata z szafki pod zlewem, co uczyniwszy przeraziła się trzykroć bardziej, jako, że wyżej wspomniany nie okazał się być człowiekiem, z którym kilka lat wcześniej stąpała po ślubnym kobiercu ku wiecznemu szczęściu. Hydraulik zaczął jednak charczeć, więc kobieta czym prędzej wezwała pogotowie. Sanitariusze wsadzili nieboraka na nosze i jęli znosić go po schodach do ambulansu, którym uprzednio przybyli. Po drodze mijali sąsiada, który wracał ze spaceru ze swoim psem. Pies – stworzenie ciekawe – dotknął znienacka zimnym nosem dłoni sanitariusza, ten się wystraszył i wypuścił nosze, skutkiem czego pacjent się z noszy spierdaczył wyjątkowo nieszczęśliwie, bo złamał sobie nogę w ramach dodatkowej atrakcji. W końcu pokiereszowanego hydraulika wsadzono do karetki i powieziono do szpitala. Po drodze kierowca karetki przypomniał sobie, że nie włączył sygnału, uczynił to więc o tyle niespodzianie, że pacjent się wystraszył, dostał zawału i w końcu umarł. A nikt nie pisał jeszcze o historii dziewczyny, która jechała kiedyś samotnie samochodem wieczorem. Było już ciemno, jechała przez las - nagle się zatrzymała - na drodze leżał wielki konar. Wysiadła z samochodu, żeby go sprzątnąć i móc jechać dalej. Za nią jechał tir. Tylko dość uporczywie jechał - gdy ona wjechała w wąskie uliczki - ten za nią. Zdenerwowała się, próbowała go jakoś zgubić, ale tir cały czas za nią jechał... Więc nie wytrzymała, wysiadła z samochodu i pyta, czemu facet za nią jedzie cały czas... A ten na to, że widział, jak wsiadał do jej samochodu mężczyzna, gdy ta usuwała konar z drogi. Wystraszona dziewczyna spojrzała do samochodu, po tajemniczym mężczyźnie został tylko sznurek na tylnym siedzeniu... Widzę, ze nikt nie opisał tej 2 historii. Słyszałem o tym, że na dworcu Głównym, we Wrocławiu zrobili kontrole w jakiejś restauracji i w sałatce znaleźli 17 czy 20 RODZAJÓW spermy. (Sprzedawczyni musiała mieć niezłą kondycje ;) ) oczywiscie nie mozna pominąć historii która wydazyła się na weselu kuzynki koleżanki!!! Na prawdę, w koncu moja ciocia też an nim była Panna młoda podrzucana podczas toastu wkręca się w wentylator welonem i zrywa jej skalp, panna młoda umiera. Pan młody w szoku idzie się powiesić, wszystcy go szukają - znajduje go ojciec i dostaje zawału, umiera... z tym wiatrakiem , welonem i trupami to jakas bujda .... ja słyszałam podobną, że pan młody wnosił młodą prez próg i trzasnął jej głową o futrynę - cios był śmiertelny .... a potem pan młody popełnił samobójstwo ... ktos bujdy i ploty rozsiewa , a potem ludzie gadają " .. tak,tak to było w mojej miejscowości... " Bez przesady .... Jak pan ma na imię? To brzmi nieprawdopodobnie, ale ponoć jest to prawdziwa historia, która zdarzyła się niedawno. Ślub. Kościół. Para młoda przed ceremonią, pewnie zdenerwowani, wiadomo. Ksiądz, młody, niezbyt doświadczony, pewnie zdenerwowany, wiadomo. Goście, zaproszeni, postronni parafianie - są tłem. Ksiądz zapomniał imion pary młodej. Lipa. Nie wie jak nadrobić. Przypomina sobie tylko imię dziewczyny. Podchodzi do pana młodego. Pyta: - Jak ma pan na imię? Pan młody nic. Pytanie pada ponownie. - Jak ma pan na imię? Pan młody rozszerzył oczy, zdurniał lekko. Pytanie pada po raz kolejny: - Jak pan ma na imię? Pan młody nie reaguje. Ksiądz postanawia zrobić coś niezwykłego, bierze mikrofon i pyta znowu: - Jak pan ma na imię? Pan młody, oszołomiony, nie wie co powiedzieć, nie wie o co kaman, bierze mikrofon i odpowiada: - Pan ma na imię Jezus. Z ust czwartych (według drugich - prawdziwa historia): Kilku zjaranów chłopców pewnego wieczora wybrało się samochodem na wycieczkę po mieście. W trakcie podróży, zaintrygowało ich pewne rondo - na tyle, że zaczęli po nim jeździć w kółko. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to że po pewnym czasie znudziło im się jeżdzenie do przodu i zaczęli jeździć do tyłu. I w tym momencie historia by się skończyła, gdyby nie pewien bogu ducha winny dziadzio, który znalazł się w nieodpowiednim rondzie o nieodpowiednim czasie i w złym kierunku. Samochód dziadzia przeżył niedużą stłuczką z samochodem chłopców. Ktoś wezwał Policję. Jak wiemy nasi dzielni policjanci nie stosują standardowo testów na THC, za to okazało się że dziadzio ma o kilka promili za dużo. Tak więc policjanci mięli sprawcę. Po tym odkryciu podeszli do chłopców i powiedzieli im: Nie martwcie się, ten facet jest tak pijany że twierdzi że jeździliście po rondzie do tyłu.... Nie otarłam się o fenomen czarnej wołgi - az dziw. Mój o 4 lata starszy facet dobrze to pamieta a ja nie. Za to w mojej szkole popularne były dwie opowieści. Jedna o sukni ślubnej zdjętej z nieboszczki, która niby miała być przesiąknięta jadem trupimm i sprzedana nic nie spodziewającej się przyszłej młodej parze. Oczywiście delikwentka która tą suknie zakłada, zaraz po ceremonii umiera otruta jadem trupim, właśnie się dowiedziałam, że moja koleżanka mogła wczoraj zginąć. wracała dziewczyna samochodem do domu przez puszczę, bo tylko tamtędy może, a na drodze leży wielka gałąź. wyszła z tego samochodu, żeby spróbować ją przesunąć. męczyła się tak chwilę, aż w końcu jej się udało. wsiadła do samochodu i zobaczyła za sobą tira, którego kierowca zaczął migać światłami, trąbić i wołać ją. no ale ona nie wysiadła, bo się bała, była ciemna noc. przygazowała i zaczęła skręcać jakimiś uliczkami, a on za nią. no to w końcu zjechała gdzieś na chodnik i uciekła między ludzi bo się tak wystraszyła i nie zamknęła za sobą drzwi. facet z tira urwał się za nią, aż w końcu ją dogonił i się na nią wydarł, czemu nie reagowała, jak na nią trąbił, i powiedział, że jak ona targała się z tą gałęzią, to zobaczył, że jakiś facet z krzaków wsiadł jej na tylnie siedzenia. poszli razem do jej samochodu i zobaczyli tylko gruby sznurek i czarny worek. facet zwiał, bo przecież zostawiła otwarte drzwi. -.- To teraz autentyk z którego polewam do dziś. Bardziej to smieszna historia niz wymowka no ale coz. Kumpel zalatwil sobie grzyby halucyny, nawpieprzal sie tego od groma no ale zero efektu wiec ziomek zdziwiony. Po pewnym czasie dzwoni do niego jego dziewczyna, i mowi zeby do niej wpadl. No to on jedzie do niej, wchodzi do niej do domu a ona siedzi w lazience i jak to dziewczyna, tapetuje sie itp, a jemu sie strasznie srac zachcialo, a ona siedzi w tej lazience i siedzi a przeciez to dziewczyna to jej z lazienki nie wygoni, no i tak bardzo srac mu sie juz chcialo i tak patrzy a na fotelu pies siedzi, no to se mysli "nasram za fotelem bedzie na psa" no i zrobil kloca za fotelem, po chwili wychodzi jego dziewczyna, i krzyczy "cos ty ku rwaaa, zrobil debilu" a on "ale to nie ja to pies i pokazuje na fotel" a ona juz taka mega wkurwiona krzyczy "przeciez to jest ku rwaaa pluszowy ty kretynie" XDD no i niestety tak skonczyl sie ten zwiazek Ja słyszałem, że kiedyś koleś schlał się w trupa ale to tak konkretnie, rano poszedł srać w krzaki, nagle krzyczy do kumpli "ratujcie! wysrałem jelita!", przyjechało pogotowie a tu się okazuje że miał długiego napasionego tasiemca który nie wytrzymał stężenia alkoholu i chciał wyjść. Może i na glisty podziała Kilkanaście lat temu w USA do szpitala trafiła pewna młoda dziewczyna, która po kilku dniach pobytu w nim zwyczajnie zmarła, pomijając okoliczności. Trafiwszy do jednego z domów pogrzebowych w okolicy jej nieświadome niczego ciało natknęło się na pewnego młodego faceta o skłonnościach nekrofilskich. Ten ujrzawszy świeże, młode mięso zabrał się do roboty, położył się na dziewczynie i zaczął spełniać swoje fantazje erotyczne. Po kilku minutach dziewczyna otworzyła oczy i zaczęła krzyczeć, facet jeszcze bardziej przestraszony zbladł i spadł z wysokiego "łoża" na którym leżała niewiasta, podczas upadku dość paskudnie złamał sobie nogę. Ogólnie okazało się, że dziewczyna zwyczajnie dostała zapaści, chociaż... mało mi to tutaj pasuje... , czy czegoś w tym stylu, a napalony nekrofil mocno szprycując swoją pół-martwą księżniczkę zwyczajnie "uratował" jej życie, pchnięcia spowodowały odzyskanie przytomności. Dziewczyna nie oskarżyła koleżki o gwałt, profanację zwłok, etc,, jedynie podziękowała... Zaś ten zażądał odszkodowania za ów fakt, że przestraszyła go, w wyniku czego spadł z dziewczyny i doznał poważnego urazu kolana, po którym wymaga kosztownej rehabilitacji Dzięki za linki do tej strony z legendami miejskimi Właśnie się dowiedziałam, że historia o dziewczynie i wężu, która miała niby przydarzyć się koledze kolegi z pracy mojego chłopaka to bzdura :/ A historię z walentynko-łapówką podczas egzaminu na prawo jazdy słyszałam od jakiejś dziewczyny, gdy czekałam na swoją kolej w WORD. Też niby miała się przytrafić koleżance. Nie wiem czemu ludzie tak uwielbiają koloryzować :/ Słyszałem to w wersji ukrytch kolegów w szafie, a dziewczyna przyszła i posmarowała kremem czekoladowym pochwę, po czym zawołała swojego pieska: "Fafik! Nutella!". I w tym momencie wyskakują chłopaki z szafy.. Kiedyś ponoć, chodziły pogłoski że na jakimś cmentarzu w nocy straszy. Założyli się pewni ludzie, że jeden wejdzie w nocy na cmentarz i coś im na dowód przyniesie. Poszedł, ale miał cały czas w głowie że tam straszy, tak o tym myślał, że gdy zahaczył płaszczem o płot, tak się przestraszył, że ktoś go trzyma, że dostał zawału i umarł. Pewnej znajomej znajomej Iwony (hehe) zdechł pies. Zadzwoniła do weterynarza żeby zapytać co z tym dalej począć, i usłyszała: - Przyjedziemy, skremujemy i pochowamy, całość 300 zł - Można jakoś taniej? - No chyba że pani sama przywiezie... Więc owa znajoma spakowała ciało martwego psa do pudełka po komputerze i używając komunikacji miejskiej udała się do wspominanego weterynarza. Po drodze pewien mężczyzna widząc dziewczę męczące się z wielkim, ciężkim pudłem zaproponował, że jej pomoże je nieść. Gdy już je miał w rękach zapytał: - A co jest w tym pudle? Ona nieco skonsternowana odpowiada: - No... komputer... Po czym zobaczyła jak gościu szybkim tempem oddala się z pudełkiem z ciałem jej psa N a wstępie zaznacze żebyście tego nigdy nie próbowali w domu ani nigdzie indziej. Większość z was wie jak wyglada życie w akademikach, więc nie będe objaśniał co i w jakich ilościach się pije. A najwięcej pije siew czasie sesji i po wakacjach kiedy to wszyscy z utęsknieniem witają się po 3 miesiacach. To był właśnie jeden z takich wieczorów. Swoja ekipa, napoje % i głupie pomysły Padło pytanie "A CZY WIECIE ŻE JAK KTOŚ WSADZI ŻARÓWKĘ DO UST TO JUŻ JEJ NIE WYCIĄGNIE" (jest to udowodnione naukowo - po wsadzeniu żarówki, lub czego kolwiek innego o sporej wielkosci, nastepuje szczękościsk). Znalazł sięjeden śmiałek który stwierdził ze to bzdura i że on wsadzi i wyciagnie.Ktoś w kilka sekund przyniusł 60W żarówkę z korytarza. No Koleś wsadził... ... i już nie wyciągnął. Ludzie leją i spadają z krzeseł bo kolo z wystającym gwintem z pyska wygląda dośc zabawnie. Padła koncepcja trzeba chłopowi pomóc. Nacierają usta oliwką Ciągnąza gwint - żarówka nie wyjdzie za cho#erę. Ktoś powiedział trzeba z chłopakiem na pogotowie. No to jedziemy(w 3 osoby), a że każdy wstawiony to zamawiamy taryfe Idziemy do windy na korytarzu śmiech z każdej strony. Koleś już płacze nie tyle z bulu ale z powodu obciachu.Portier na dole boki zrywa. Wsiadamy do Taryfy. Taxiarz prawie się posikał i pyta co to się stało - wszystko opowiedzieliśmy. On na to że to bzdura i nie daje wiary. Na pogotowiu powtórka z rozrywki śmiech i wytykanie palcem. Kumpel już płakał jak dziecko gdy go zostawiłem z kumplem w poczekalni i wróciłem nocnym autobusem do akademika. Wracam - i nie wierzę drugi idiota z żarówką w pysku - powtórka z akcji, następna taryfa i znowu z 2 innym kumplami odwozimy biedaka na pogotowie. Wchodzimy do poczekalni pierwszego "elektryka" już nie ma - w gabinecie już siedzi. Za to przed gabinetem na ławce nie uwierzycie siedzi nasz pierwszy Taxiarz z żarówką w pysku . Stare: słynna czarna wołga:) I słynna opowieść akademikowa:) ( Akademik w mieście X (ja znam akurat wersję z Wawą). Koleżanki mieszkające w jednym pokoju poszły na imprezę. Jedna z nich poczuła się zmęczona i wróciła do pokoju. A że dziewczęta miały tylko jeden klucz, nie zamykała się. Po jakimś czasie 2 dziewczyna wpadła do pokoju po coś (np: album ze zdjęciami), spojrzała na koleżankę...Ta spała, więc dziewczyna nie włączała światła. Zabrała co miała zabrać i wyszła. Wraca rano...Patrzy, koleżanka zaszlachtowana leży w łóżku a na ścianie napis krwią: Gdybyś zapaliła światło, miałabyś to samo!!!) Na mnie ta historyjka zroobiła wreżenie...:):):) <grysmast> wiesz taka moja kumpela sama jest, meza nie ma w chalpie siedzi i pracuje non stop <grysmast> postanowila sobie kupic zwierzatko, zdecydowala sie na pytona ;P <enjoy> pytuś go nazwala <enjoy> o.O <grysmast> no i sluchaj dalej, tak sie z nim zaprzyjaznila ze zaczela z nim spac <grysmast> zawsze sie obok niej tak obwijal i bylo spoko <grysmast> ale po jakims czasie przestal wogole jesc i jak obok niej lezal to sie juz nie obwijal tylko tak prostowal i sztywnial <grysmast> no to babka pomyslala ze pytuś chory czy cus <grysmast> wkoncu pupilek... <grysmast> poszla z nim do weterynarza tylko ten jej powiedzial ze sie gadami nie zajmuje <grystmast> to wyjechala do warszawy do specjalisty <grysmast> a on jej ze pytuś sie na nia mierzy - nic nie je zeby zrobic sobie na nia miejsce a prostuje sie zeby sprawdzic czy jest juz wystarczajaco duzy zeby ja polknac <grysmast> juz z nim nie wrocila <enjoy> o_O o_O Pewna kobieta (podobno sąsiadka tej mojej koleżanki z pracy, która historię opowiadała) hodowała w domu węża - anakondę. Hodowała ją pięć lat i nie trzymała w terrarium. Anakonda chodziła (pełzała) samopas po domu i co kilka dni dostawała chomika, szczura, mysz lub królika do zjedzenia. Pewnego dnia przestała jeść i zaczęła się dziwnie zachowywać. Każdego ranka po przebudzeniu właścicielka znajdowała ją w swoim łóżku wyprostowaną jak struna. Po dwóch tygodniach takich zachowań ze strony anakondy właścicielka zaniepokojona stanem zdrowia ukochanego węża poszła z nim do lekarza. Ten wysłuchał objawów "choroby" i powiedział, że anakonda głodziła się, by zjeść... włascicielkę. Kładzenie się koło niej było mierzeniem ile jeszcze głodzić się trzeba, by właścicielka zmieściła się w pysku no i badaniem od której strony trzeba ją zaatakować. Wężowi chodziło bowiem o to, by smakowity i duży obiad się za bardzo nie bronił. W mojej mieścinie jest TESCO i ostatnio miało miejsce wręcz tragiczne zdarzenie, a mianowicie kobiety była na zakupach z dzieckiem i owy szkrab siedział sobie w wózku kobieta się na chwile odwróciła i schyliła po towar gdy podniosła głowę dziecka nie było w miarę szybko zaalarmowała ochronę i Ci zadbali o to aby zabezpieczyć wyjścia. Dziecko znaleziono wraz z porywaczami w toalecie. Dziecko miało już zgoloną głowę były przygotowane zmienne ubranka i peruka dla dziecka. Mnie osobiście to przeraziło do czego dochodzi w współczesnych czasach. MAKABRA To moze i ja coś od siebie: Rzecz działa sie w domu mojej znajomej. Babcia - kobitka juz leciwa jako dodatkowe badania dostała skierowanie do ginekologa. Wraca babcia od lekarza, jej córka a moejej znajomej matka pyta sie - No i jak tam mamo wizyta? Wszystko w porządku? Na co babcia - Tak córuś . Badania zrobilam tylko jakoś tak wiesz... dziwny ten lekarz. Wchodze do niego, kazał rozebrac sie do badania, posadzil na fotel, zagląda tam i zaczął sie strasznie śmiać. Głupio mi sie zrobiło bardzo. Na co zaniepokojona córka pyta. -Mamo ale no jak ? Zrobilaś moze coś nie tak - no wiesz niby wszystko w porządku, umyłam sie, nowe majtki założyłam, dezodorantem sie popsikałam. - Mamo ale jakim dezodorantem? - No tym ... co to w łazience na póleczce stał,,, ten czerwony. Okazało sie ze był to brokat w sprayu. córka tez zaczeła sie śmiać. była tez afera że w McDonaldzie facetka kupiła sobie hamburgera, zjadła, po jakimś czasie zaczął boleć ją ząb, bo coś jej tam utkwiło nie mogła sobie poradzić z wyjęciem to poszła do dentysty, tam okazało się, że pomiędzy zębami miała pazur szczura . Szkola wyzsza. Profesor o ksywie ,,Alfons,, wpisuje noty z egzaminu do indeksu. W pierwszej lawce dziewczyna otwiera swoj indeks, ucieszona , odwraca sie do pozostalych i polglosem - Alfons dal mi czworke, Alfons dal mi czworke Profesor popatrzyl , poprosil zeby oddala indeks z powrotem , zaczal cos w nim przekreslac , oddal dziewczynie ta z szokiem patrzy ze tam piatka a profesor patrzac na nia: - Alfons dba o swoje dziwki! nie wiem czy to oto chodzi, ale ponoc na moim osiedlu byla taka akcja, ze kolesie porobili sie kwasami, zalozyli mu rondel na glowie i wsadzili do kartonu na ktorym napisali "misja na marsa" i wyjabeli go z ktoregos tam pietra, a jak policja wbila na chate, to 2 pozostalych siedzialo z rondlami na glowie w kartonie i mieli napisane "misja ratunkowa" Kiedyś słyszałam taką opowieść,też podobno prawdziwą.Do dworcowego baru przyszła pewna pani,zamówiła zupę i drugie danie.Po czym wzięła z baru talerze podeszła do stolika położyła obiad , siatki i wróciła się po sztućce do baru.Podchodzi do stolika ,a tu Murzyn je jej zupę.Głupio jej się zrobiło,ale sobie myśli..."Głodny czarny,niech je.Może kasy nie ma."Wzięła się więc za drugie danie.Murzyn dziwnie się spojrzał na nią.Zjadł zupę i odszedł.Kobieta skończywszy drugie,sięga po siatkę...a jej cały obiad na innym stoliku stoi,a siatka obok. no ale wtedy mogłoby się wydarzyć to samo co z panią na Pilsku... Pani wjechała w krzaki, rozpięła i zsunęła spodnie i niestety... narty ruszyły, więc stokowicze mieli ubaw... To podobno autentyczna historia Na Uniwersytecie Jagiellońskim było czterech bardzo dobrych studentów, radzili sobie świetnie na wszystkich egzaminach i testach. Zbliżał się egzamin z chemii, miał być w poniedziałek o 8.00, wszystkim z ocen wychodzila 5. Byli tak pewni siebie ze przed egzaminem zdecydowali poimprezowac u kolegow z uniwersytetu w Poznaniu. Było super, ale zapili ryja w weekend i jak zasneli w niedziele popołudniu, obudzili się w poniedziałek koło 12.00. Na egzamin oczywiscie nie zdazyli,postanowili zabajerowac profesora. Tlumaczyli sie ze w weekend pojechali do kolegow na uniwersytet do Poznania aby poglebic wiedze i wymienic doswiadczenia. Niestety w drodze powrotnej gdzies w lasach zlapali gume, nie mieli kola zapasowego i dlugo nie mogli znalezc nikogo do pomocy. Dlatego niestety przyjechali dopiero kolo poludnia. Profesor przemyslal to i mowi: - OK mozecie przystapic do egzaminu jutro rano. Studenci zadowoleni ze sie udalo go zbajerowac, pouczyli sie jeszcze troche w nocy i na drugi dzien przyszli jak zwykle pewni siebie. Profesor posadzil ich w czterech osobnych pokojach, zamknal drzwi, a asystenci rozdali pytania. Caly test byl za 100 punktow. Na pierwszej stronie bylo zadanie za 5 punktow, ktore wszyscy rozwiazali bez wysilku. Na drugiej stronie bylo tylko jedno pytanie za 95 punktow: - Które koło? Może to będzie straszne:P Moja koleżanke wysłali na cmentarz, bo kozaczyła że sie niczego nie boi. Jej ziomki wyznaczyliu jej grób nieznanego żołnierza na którym miał wbić kołek drewniany. Rano poszli sprawdzić czy kołek jest wbity. I zobaczyli że na grobie leży ona. To dej pory niewiadomoi co się stało na cmentazru tamtego wieczoru. Lekarze stwierdzili że pękło jej serce... Byłam dzisiaj u Cioci na imieninach. Przy stole: - policjant - prokurator - chirurg i reszta. Wywiązała się rozmowa n/t porywania dzieci. Dla mnie taki temat zupełnie nie istniał do tej pory, o naiwności. W Poznaniu odnotowano kilka przypadków porywania dzieci z centrów handlowych, i odstawiania je w to samo miejsce najczęściej bez nerki. To okrutne, ma jednak miejsce. Działa to podobno na zasadzie "omijania kolejek" jak wyraził się lekarz. Czyli ktoś handluje naszymi danymi zdrowotnymi, bo, żeby porwać "odpowiednią nerkę", trzeba znać dziecka genotyp "Podziemie" poznańskiej chirurgii? Podobno celowo nie robiono rozgłosu po to, by nie było ogólnej histerii (??) z tego, co zrozumiałam. Był przypadek porwania z takiego placu zabaw z piłeczkami w jednym centrum handlowym, i ostatnio w Browarze. powoli zaczęłam wizualizować wielką siatkę przestępczą zajmującą się tego typu sprawami. Uważajcie na swoje dzieciaki. No wiecie, kiedyś McDonalds miał sprawę w sądzie za to, że kobieta się oblała gorącą kawą a na opakowaniu nie było napisane, że gorąca, hehe, przegrali Ale mieli też sprawę jak to jakaś osobą była uczulona na rybę a przez pomyłkę podali jej FishMaca, HEHE, tym razem McDonalds wygrał udowadniając, że w FISHMAC'u nie ma ryby !! Nie wiem jakich metody wychowawcze stosujecie ale opowiem taką sytuacje, której świadkiem była moja przyjaciółka. Jechała autobusem, w rzędzie obok niej siedziała kobieta z takim 5-6 letnim chłopcem który cały czas kopał siedzenie przed sobą, które zajmowała starsza pani. Kobieta odwróciła się kilka razy i wysłała złe spojrzenie do matki dziecka. W końcu nie wytrzymała i zapytała czy mogła by zwrócić uwagę swojemu synowi by jej nie kopał. Na to matka odpowiedziała jej, że nie bo jej dziecko wychowywane jest bezstresowo i wszystko mu wolno. I nagle z miejsca wstał chłopak ok. 20 lat podszedł do tej matki nakleił jej gumę na czoło i powiedział "ja też byłem wychowywany bezstresowo, mnie też wszystko wolno" Kiedy w moim rodzinnym mieście otworzyli super basen z rurami do zjeżdżania (był to jedyny taki w promieniu kilkuset kilometrów, więc ludzi multum), to zaraz poszła fama, że ktoś powbijał w rurach szkła i kilka dzieciaków nie wiedząc o tym zjechało i porozcinało im całe plecy. Oczywiście ledwie ich odratowali Najlepsze w tej historii jest to, że po jej rozpowszechnieniu frekwencja na basenie spadła o połowę Stanowczo odradzam! Nie róbcie tego!!! Opowiem Wam historyjkę Jest ona w 100% prawdziwa. Chyba z trzy lata temu brat mojej kolezanki wraz z kumplami urządzili sobie imprezę (albo to był Sylwester nawet...). Pamietam, ze na pewno była to zima, wiec podobnie jak w JT I jeden z tych kumpli wpadł na pomysł, że sobie włoży żarówkę do buzi, bo akurat niedawno czytał gdzieś, że jakiś facet tak zrobił i potem nie mógł wyciągnąć... I nie chciał wierzyć, że to jest prawda, bo żarówka jest sliska a usta rozciągliwe I oczywiście włożył I oczywiście nie mógł wyciągnąć Pojechali wszyscy razem do szpitala (taksówką). Lekarz mu chyba nie dał nic na rozluźnienie mięśni, tylko kazał jakieś specyficzne ruchy robić... Ale nie jestem pewna. Ostatecznie wyjęto mu tę żarówkę I teraz puenta Mówią, że Polak mądry po szkodzie Ale nie sprawdza się to chyba w przypadku studentów (Może należałoby sparafrazować słowa Jana Kochanowskiego "Student przed i po szkodzie głupi"?). Poszkodowany po powrocie do domu stwierdził, że on już wie jak to się wyciąga, w końcu lekarz dał mu instrukcje i jednak da się to zrobić i włożył żarówkę do ust jeszcze raz... Ciągu dalszego chyba pisać nie muszę z serii historii...ktore czlwoiek co jakis czas slyszy....od roznych zupelnie ludzi...ale zawsze do tego jest dolozone "ty wiesz co mi znajomy opowiadal?? ze jego qmpel....." jest jeszcze opcja z zolwikiem....ze sie kolo nakwarowal/naszamal gshypkoof....przyniosl do domu kamien....polozyl na stole i pol godziny rodzinie tlumaczyl ze żółwia znalazł :D no i ejszcze jedna....ze niby koles zaqpil grzybki...posypal na pizzy....i ktos do niego zadzwonil czy cos...wyszedl z domu i zostawil pizze w lodowce...wraca...pizzy nie ma...ojciec w ogródku....ubrany w qrtke ziomowa buty szalik czapke (akcja dzieje sie w lecie..jakies +30C) i szugflą do sniegu zapindala....synek sie pyta "-tato co ty robisz?? -nie widzisz?? snieg odgarniam...dixsie buerz bo sie przeziebisz i matka bedzie zła" slsyzalem od kilku osob....zawsze bochaterem opowiesci jest znajomy znajomego.. :) Historia prawdziwa! Miejsce akcji: Jeden z wielu wieżowców na jedym z Siedleckich osiedli. Pewnego dnia dwóch kolegów postanowiło się naćpać. Zrobili to i po pewnym czasie przyszeł im do głowy świetny pomysł - polecą na marsa! W tym celu wzięli jakiś karton i weszli na dach wieżowca. Napisali na tym kartonie "Misja na marsa". Jeden z kolegów wsiadł do niego a drugi zepchnął go z dach miejąc nadzieje na to, ze wzleci w przestworza. Niestety tak się nie stało. Jednak kolega był na tyle naćpany że niezrozumiał o so chodź i usiadł sobe na murku. Po chwili dookoła astronauty zebały sie szwadrony policji, karetek pogotowia, gapiów itd. Kilku policjantów wbiegło na dach i ku ździwieniu ujrzeli tam kolege który już siedziałw kartonie z napisem "Misja ratunkowa". The end PS. To mój pierwszy wąek na tym forum prosze o wyrozumiałość A ostatnio kumpela opowiadała na matmie, jak jej kumpel opowiadał, że jechał autobusem i był tam taki Murzyn. I wsiadła starsza babka, która jak zobaczyła tego Murzyna, to zaczęła się po nim drzeć. Potem wsiadł kanar, a ten Murzyn... zjadł tej babce bilet (no powaga!). Kanar do baby: 'Bilecik do kontroli', a ona: 'Nie mam, bo ten Murzyn mi go zjadł! U nas był fajny przypadek: wezwanie - opażenie -na miejscu zastano już lekarza sąsiada który udzielił pomocy i opatrzył poszkodowanego. Zabieramy pacjenta na noszach i w czasie znoszenia po schodach wypytujemy się jak doszło do wypadku. Facet opowiada że siedział sobie na kiblu i palił jak zwykle fajurę i gdy wyrzucił niedopałek do kibla nagle wybuchł ogień. Okazało się że jego żona prała poplamione spodnie bęzyną i wylała resztę benzyny do muszli... .Oczywiście wszyscy rykneli śmiechem i gościu wylądował na schodach z urazem ręki... No tak... może historia trochę mało prawdziwa, ale z tym, że dzieciom kradną organy to prawda!! Już coraz więcej takich przestępstw zanotowano np. niedawno w łódzkiej "IKEI" doszło do takiego przestępstwa, a dokłdnie dziewczynke porwano z tego miejsca gdzie rodzice zostawiają dzieci a idą na zakupy (taki mini figloraj).Owszem dzieczynke przywieziono do domu ale bez nerki... Ma około 5 lat. A wiem to poniewż ta dzieczynka to rodzina koleżanki mojej mamy... Nie można wpadać w panikę i dzieci chować po kątach, albo rozsyłać takie info. na GG bo nikt to nie uwierzy, ale mówić na te temty się poinno, tak dla przestrogi... P ewna kobieta wracając od rodziny przemierzała swym samochodem bardzo długą trasę. Była już pierwsza w nocy, a ona wciąż niezmordowanie prowadziła samochód. Jadąc wąskimi drogami wśród lasów zaczęła już powoli zasypiać gdy nagle zobaczyła mężczyznę leżącego bez ruchu na drodze! Kobieta zatrzymała swój samochód, powoli otworzyła drzwi i wychyliła się z auta."Proszę pana, czy wszystko w porządku? Jest pan ranny?" zapytała ze strachem w głosie. Lecz mężczyzna nawet się nie poruszył i nic nie odpowiedział. Wokół słychać było tylko szum drzew i zawodzenie wiatru.Kobieta ostrożnie wysiadła z samochodu, wyciągnęła latarkę i powoli,krok za krokiem zaczęła się zbliżać ku mężczyźnie.Była już w połowie drogi dzielącej jej samochód od leżącego mężczyzny,gdy strach wziął górę - podbiegła do auta, zapaliła silnik i zawróciła,by udać się do najbliższego posterunku policji. Gdy tam dotarła opowiedziała o całym zdarzeniu i mężczyźnie leżącym bez ruchu a drodze.Policjanci przeznaczyli jej do eskorty dwa radiowozy i kazali się zaprowadzić na miejsce zdarzenia. Gdy tam dotarli na drodze nie było już żadnego mężczyzny. Rozpoczęli przeszukiwania terenu. Po kilku chwilach do przestraszonej kobiety podszedł jeden z funkcjonariuszy: "w pobliskich zaroślach znaleźliśmy dwa zmasakrowane ciała młodych dziewczyn - ma pani szczęście, że nie podeszła bliżej" a, slyszeliscie o lasce ktora miala weza w domu od malutkiego ? i ten waz pelzal sobie po dommku i spal z jej dzieckiem i pewnego razu budzi sie a ten waz zamiast byc zwiniety to lezal rozwiniety na dlugosc dziecka sytuacja powtorzyla sie pare razy wiec zadzwonila do weterynarza co sie stalo z jej wezem czy jest chory czy cos a weterynarka powiedziala : niech pani jak najszybciej z nim przyjedzie do uspienia bo on pania " mierzy " czy sie zmiesci ;/ zeby sobie ja wszamac ;/ W kościele trwa ślub. Ksiądz prowadzący uroczystość słynął z tego, że zapominał imiona nowożeńców. Zaś pana Młodego - który był w kompletnym stresie, uraczono dwoma głębszymi na odwagę. Tuż przed przysięgą małżeńską ksiądz jak zwykle zapomniał, z kim ma do czynienia. Opuścił mikrofon i zapytał: - Jak pan ma na imię? Długa chwila ciszy, pan młody nie zajarzył, a może nie usłyszał. Ksiądz zapytał jeszcze raz, bardzo wyraźnie i już do mikrofonu: - Jak pan ma na imię? Kilkanaście sekund ciszy, z których każda - jak to w Kościele - zdawała się wiecznością. Nagle spojrzenie Pana Młodego ożyło i zaczęło płonąć. Schwycił mikrofon i bardzo poważnie, z mocą w głosie przemówił: - Pan ma na imię Jezus!!! Facet mający uczulenie na ryby pozwał McDonald'sa o odszkodowanie za uszczerbek na zdrowiu po zjedzeniu Fishmac'a. Prawnicy McDonald'sa udowdnili, że Fishmac nie jest rybą. Ooo jeszcze jedna u.l. mi sie przypomniala: Rzecz dzieje sie w dawnych czasach (o ktorych zlosliwcy obecnie mowia ze "nic w sklepach nie bylo"). Rodzina dostaje od krewnej z zagranicy paczke w ktorej jest pudelko z jakims szarym proszkiem. Myslac ze to jakies kakao/cos tego typu, spozywaja zawartosc. Za kilka tygodni przychodzi list od sasiadki krewnej "Mam nadzieje ze otrzymaliscie prochy Gertrudy, ktora nagle zmarla". :-) dobra więc tak:...Były sobie takie dwie koleżanki w wieku około 16 lat...wybrały się na dyskotekę, która odbywała się w ich akademiku...dziewczyny bawiły się bardzo dobrze...nagle tak gdzieś po jedenastej jedna z nich była już zmęczona i powiedziała drugiej że i dzie się położyć do pokoju...tak też zrobiła...druga w spokoju bawiła się dalej...po jakiś kilku minutach przypomniała sobie że nie ma torebki...postanowiła po nią wrócić...otworzyła drzwi pokoju i nie zapalając światła, by koleżanki nie obudzić opuściła pokój...bawiła się resztę nocy...gdy nad ranem wróciła...otworzyła drzwi, weszła do pokoju przywitać radośnie przyjaciółkę i opowiedzieć jej o przeżyciach...nagle osłupiała patrzy na łóżko, na którym leżało poćwiartowane ciało koleżanki...wszędzie było mnustwo krwi...a na ścianie napisanę tą krwią: DOBRZE, ŻE NIE ZAPALIŁAŚ ŚWIATŁA...HAHAHA! to taka lajtowa historyjka:):):) 1. Nieśmiertelna historia o pani, któa idąc do ginekologa uzyła lakieru z 1. Nieśmiertelna historia o pani, któa idąc do ginekologa uzyła lakieru z brokatem. brokatem. 2. Wykrycie spermy w sosie w jakiejś tam restauracji. historia opowiadana przez moją bardzo bystrą koleżanke poszła na wizyte do ginekologa. wczesniej oczywiście sie umyła, użyła jakiegoś żelu intymnego i postanowila psiknąc swojej niuni dezodorantem po oczach dezodorant oczywiscie specjalnie stworzony do tego celu (choć ja nie preferuje). po badaniu lekarz powiedział do niej: interesująca fryzura ona trochę się zdziwiła, lecz nie skomentowala. kiedy wrociła do domu okazało się że do niienye był dezodorant do higieny intymnej tylko brokat!! nie wiem jakim cudem to pomyliła ale jest niezła mam nadzieję, że tego nie czyta a jeśli nawet to buziaki dla Ciebie F. Ja słyszałem że w jednym McDonaldzie koło Polic dwóch pracowników McDonaldu uprawiało seks oralny i robili "z tego" szejki. Miarka się przebrała, gdy przyuważył ich jakiś policjant, który akurat odwiedził McDonald po tym, jak jakiś jegomość zgłosił się na policję ze skargą na ciągłe wymioty. Okazało się, że koleś się po prostu zatruł nasienię. Obydwaj pracownicy zostali zwolnieni chyba jakąś gigakarę musieli jeszcze zapłacić a McDonald zosał zamknięty. Podejrzewam że nie obyło się bez jakiejś jeszcze surowszej kary jak sądy itd. Przesada przecież sperma nie musi każdemu smakować Czterech kumpli postanowiło się zabawić, więc spalili trochę trawki i postanowili pojeździć maluchem po mieście. Jeżdżą tak po mieście, w końcu wpadli na rondo i kręcą się na nim w kółko, żeby faza była lepsza. No ale trochę się to im znudziło, wiec dla odmiany zaczęli jeździć po tym rondzie do tyłu. W pewnym momencie łup, walnęli w drugi samochód. Przerażeni siedzą dalej w samochodzie i nie wychodzą. Zaraz zjawiła się policja (tak to jest, jak są potrzebni to ich nie ma, a tu chwila moment i już byli). Blisko miała, bo na następnym skrzyżowaniu jest komisariat. Chłopaki dalej stripowani siedzą w tym aucie i nie wychodzą, w końcu podchodzi do nich policjant i mówi: "Spokojnie chłopaki, nie bójcie się, koleś ma 2 promile i jeszcze mówi, że jechaliście do tyłu. Mieszkam w Bydgoszczy , Ostatnio bylam w Fo cusie (takie centrum handlowe) Nagle przez glosniki oglosili , zeby nikt nie wychodzil , ze wszystk drzwi zosstana zamkniete , bo dziecko sie zgubilo. Ochrona przeszukala wszystkie iejsca. Dziewczynke znalezli w lazience dla niepelnosprawnych z ogolona glowa , odurzona jakiis substykami i przebrana za chlopca.. To jenak sie zdarza. Pilnujce swoje dzieciatka! Koszmar zaczyna się od niewinnego spotkania w jednym z toruńskich klubów. Dziewczyna poznaje mężczyznę, podobają się sobie, przez resztę wieczoru bawią się razem. Alkohol ułatwia bliski, coraz bliższy kontakt - mówi Marta z Torunia, która zna szczegóły tej makabrycznej historii. - Tańczyli razem, zaczęli się całować, wiadomo, jak to na imprezie. Po jakimś czasie mężczyzna dał jej kartkę ze swoim adresem i zaproponował, by do niego wpadła. Ona nie chciała do niego jechać, dała sobie spokój, wróciła do domu. Kilka dni później dziewczyna zobaczyła jednak na swojej skórze dziwne plamy. Początkowo podejrzewała chorobę skóry, ale plamy zaczęły ją przerażać. W końcu poszła do lekarza. Diagmoza była makabryczna. - Lekarz popatrzył na nią poważnie i powiedział, że takie plamy powstają tylko po kontakcie ze zwłokami. Horror jednak dopiero się zaczyna. Bo skąd u zwykłej dziewczyny gnilne plamy na skórze? - Zaczęło się analizowanie, z kim miała bliższy kontakt w ostatnim czasie - mówi Marta. - Padło na chłopaka, który wręczał jej kartkę z adresem. Gdy tylko skojarzyła fakty pobiegła na policję. Funkcjonariusze, po wejściu do mieszkania mężczyzny, odkryli ukryte w szafach ciała dwóch kobiet. Człowiek okazał się nekrofilem. Ta historia jest tak makabryczna, że aż trudno w nią uwierzyć. Nie wierzycie - macie rację. Wszystko wskazuje na to, że opowieść o nekrofilu nie jest prawdziwa. Jednak legendarna postać potwornego zwyrodnialca pojawia się w całej Polsce - oprócz Torunia słyszano o nim także w Poznaniu, w Olsztynie, na Śląsku. - To tzw. urban legend: miejska legenda - wyjaśnia Dominik Antonowicz, socjolog z toruńskiego UMK. - Takie legendy żyją ze względu na to, że są straszne, po prostu przerażające. Dzięki swojej wyrazistości szybko się rozchodzą, głównie przez Internet. Ludzie potrzebują takich historii, to takie opowieści przy piwie jak kiedyś przy ognisku. Naukowcy podkreślają, że miejskie legendy pełnią tę samą rolę, co w przeszłości baśnie - są przestrogą i nauką w formie fantastycznej opowieści. Polscy pisarze, tacy jak Andrzej Pilipiuk, Jarosław Grzędowicz czy Łukasz Orbitowski czerpią z miejskich legend inspiracje do swoich książek. Jeżeli jednak kiedyś, po upojnej nocy, którą słabo pamiętacie zobaczycie na skórze gnilne plamy spróbujcie sobie przypomnieć, z kim bawiliście się poprzedniego wieczoru... Dziennik Łódzki donosi: Akademik. Impreza. 11 pietro. Duuuzo alkoholu. Ubawione towarzystwo, wlasciwie to byla typowo samcza impreza, gdyz o zadnych niewiastach mowy nie bylo. Zreszta to ma akurat najmniejsze znaczenie. Tak wiec ubawione i rozluznione alkoholem towarzystwo postanowilo zrobia cos totalnie odjechanego. Znalezli wiec ochotnika (który sam sie zglosil!) i postanowili wyslac go na Marsa. I nie byloby w tym nic smiesznego, gdyby nie to, iz imprezowicze wpakowali delikwenta do pudla, podpisali je tekstem "MISJA NA MARSA" i ... wyrzucili przez okno. Z tego wlasnie, wyzej wspomnianego, 11 pietra. Historia z poczatku zabawna, zamienila sie w koszmar. Chlopak oczywiscie zginal na miejscu. Zaniepokojeni ludzie, widzac szczatki ciala w kaluzy krwi, zadzwonili na policje. Ta, powiazujac fakty i idac za glosami nadal odbywajacej sie imprezy, skierowala sie do odpowiedniego pokoju. I co zastali? Otoz drugie pudelko. Na którym widnial napis "MISJA RATUNKOWA". Gdy policjanci otworzyli pudelko i zapytali, co tu sie dzieje, uslyszeli: wlasnie mielismy zamiar wyslac misje ratunkowa. Bo stracilismy kontakt radiowy z poprzednikiem. A z pudelka wyszedl kolejny student... P.S. Co dzisiejszych studentów ochodzi jakaś Jałta, AK, SLD albo wizyta magistra K. w Moskwie? Ważniejsza jest misja ratowincza na marsa. w rzeszowie na osiedlu baranówka w szeregówkach była wieczorem impreza. gospodarz miał dobermana. po jakimś czasie pies przyszedł do właściciela trzymając w pysku martwego pudla sąsiadów , całego w ziemi i krwi. okazało się że przekopał się pod ogrodzeniem. umyli go i włożyli sąsiadowi do budy, że niby umarł we śnie. zakopali przejście pod siatką. rano sąsiad spotkał gospodarza i powiedział: "dziwna rzecz się stała. zdechł mi wczoraj rano pies. zakopałem go. patrzę a dzisiaj rano leży w budzie i do tego czysty!". to jeste prawdziwe chociaż brzmi jak dowcip Inna podobna opowieśc dotyczy faceta który ociągał się z naprawą kranu. Po kolejnej awanturze o cieknące kolanko żona, po ppowrocie z pracy zobaczyła męża grzebiącego przy szafce pod zlewem, tak że z szafki wystawały nogi, charakterystyczny "przedziałek". Zadowolona żona postanowiła połaskotać męża po klejnotach, ten wystraszony podskoczył uderzając głową o zlew i stracił przytomność. Kobieta pobiegła zadwonić po pogotowie i zobaczyła swojego ślubnego jak w fotelu czyta gazetę. Okazało się że mąż wezwał hydraulika, a że cała sprawa działa się za komunywiadomo spodnie mieli takie same. Oczywiście sanitariusze tak rechotali po drodze z tego że zrzucili pacjenta na schody (tak zaczynali). Szkola wyzsza. Profesor o ksywie ,,Alfons,, wpisuje noty z egzaminu do indeksu. W pierwszej lawce dziewczyna otwiera swoj indeks, ucieszona , odwraca sie do pozostalych i polglosem - Alfons dal mi czworke, Alfons dal mi czworke Profesor popatrzyl , poprosil zeby oddala indeks z powrotem , zaczal cos w nim przekreslac , oddal dziewczynie ta z szokiem patrzy ze tam piatka a profesor patrzac na nia: - Alfons dba o swoje dziwki! Wczoraj na próbie (do koncertu czwartkowego) nasz akompaniator opowiedział nam pewną historię tak dla rozluźnienia atmosfery i nie powiem bo udało mu się to do tego stopnia że przez pierwsze kilka minut wszyscy poczuli jakiś dziwny niesmak a zaraz potem wybuchli prawie że histerycznym śmiechem bo historia jest naprawdę niczego sobie… Otóż pewien aktor z kaliskiego teatru został zaproszony na prywatkę do znajomego gdzieś na obrzeżach miasta. Gospodarz imprezy a za razem właściciel posiadłości miał baaaardzo dużego i groźnego psa, którego wszyscy się bali bo jak wchodzili na teren domu owe bydle warczało i skakało. Nie było mowy o tym aby go pogłaskać czy choćby nawet zbliżyć się do niego ale przecież zawsze znajdzie się jakiś sposób aby udobruchać każdego futrzaka nawet takiego wielkiego i tak też było w tym przypadku bo oprócz wódki były też przysmaki z grilla którymi to właśnie udało się przekupić strażnika posesji. Najadł się tyle że później dawał się głaskać a wręcz mizdrzył się jak mały kociak. Ot taka psia natura. Towarzystwo typu sami swoi plus wódka czyli nie trzeba wspominać że impreza rozkręciła się bardzo szybko. Gdzieś koło godziny 1 w nocy wszyscy byli już tak zrobieni że ledwo trzymali się na nogach lecz nagle któryś z imprezowiczów zauważył że pies gdzieś zniknął. To spostrzeżenie na tyle zwróciło uwagę gospodarza i reszty gości że zaczęli szukać owego zwierzęcia. Na pewno nie kierowała nimi tęsknota za nim a raczej strach, że komuś może stać się krzywda. Szukali go co najmniej z godzinę po czym zrezygnowani usiedli na tarasie i rozmyślali nad tym co może się stać. Nagle usłyszeli szelest w krzakach, podeszli bliżej a z czarnej otchłani wyłoniła się zguba lecz ku zdziwieniu wszystkich nie sama. W pysku przytargała ze sobą jamnika, utaplanego w ziemi i błocie, który na pierwszy rzut oka (bądź co bądź prawidłowy) wydawał się być martwy. Z kilka dobrych chwil trwało wyrywanie psiny z pyska bestii bo ten za cholerę nie chciał go wypuścić. Warczał, stroszył się, kulił uszy po sobie i jeszcze kilka dziwnych zabiegów, które robią psy gdy są w stanie złości. W końcu wreszcie udało się go nakłonić do wymiany na dość spory kawał schabu. Gdy wyciągnęli małego czworonoga z pyska oprawcy gospodarz jakby zbladł bo rozpoznał w tym nieszczęśniku psa sąsiada. Natychmiast wszyscy zabrali się do reanimacji jednak po 15 min walki o życie pieska stwierdzono zgon. Co tu zrobić??? Pomyślał jeden z drugim. Wpadli na genialny pomysł podrzucenia psiny na podwórko sąsiada ale przedtem doszli do wniosku że trzeba go doprowadzić do stanu pierwszej świeżości więc zabrali się za kąpanie, czesanie, suszenie, gdzie niegdzie pudrowanie psiaka co by pięknie wyglądał gdy rano znajdzie go sąsiad na trawniku. Wszystkie zabiegi upiększające trwały prawie że całą noc. O 5 nad ranem podrzucili jamnika na posesję sąsiada a potem uciekli każdy do swoich domów. Parę godzin później gdy gospodarz imprezy skacowany wychodził do pracy usłyszał z za płotu: - Panie Zenku!!! Panie Zenku!!! Pozwól Pan na chwilę!!! Wystraszony jak dziecko, poszedł do wołającego sąsiada ale minę zachował niewzruszoną jakby oczywiście o niczym nie wiedział. - O co chodzi sąsiedzie??? – zapytał z drżącym sercem ale kamienną twarzą. - Panie!!! Ty wiesz Pan co się stało??? Gdzieś półtora tygodnia temu razem z żoną pochowaliśmy naszego kochanego jamniczka w ogródku bo zdechł biodoczek a dziś rano wychodzę przed dom i co widzę???!!! Leży na trawniku!!! Taki piękny, pachnący, wyczesany jakby nigdy w ziemi nie leżał!!! Normalnie chyba cud się zdarzył!!! Ot i cała historia!!!!! Czesc wam Wierzcie lub nie ale nasz SANEPID wykrył podobno w zielonogórskim Macu całkiem ciekawe rzeczy: W żarciu wykryto środki przeciwwymiotne (w stanach dodaje się środki na zwiększenie łaknienia) ale za to w "szejku" wykryto ludzkie nasienie i to od 4 różnych osób !!! Informacja pochodzi od jednego z pracowników sanepidu ale nieoficjalnie. Nie wiemy wiec czy tak jest na prawde ale jeżeli moglibyście pomóc w potwierdzeniu lub zaprzeczeniu to byłoby fajnie. Ciekawe ile kosztuje zatuszowanie takiej sprawy i czy raport z kontroli zostanie upubliczniony. …Człowiek jest odpowiedzialny za wszystko. Dlaczego uważasz, że mamy władzę nad światem? Dlaczego służą nam inne zwierzęta? Wszystko w naszym życiu to nasza robota: Oświęcim, wojny, ocieplenie klimatu. Dobre rzeczy także! Tylko nie chcemy przyjąć do wiadomości i pogodzić się z tym, że to wszystko nasza robota. Pewna kobieta poszła do samoobsługowej restauracji. Dostała posiłek i postawiła tacę z talerzami na jednym ze stolików, ale zapomniała przynieść sobie czegoś do picia, więc zostawiła torebkę, wzięła trochę drobnych i poszła. Kiedy wróciła na jej miejscu siedział jakiś tłusty Murzyn i jadł jej lunch! Siedział sobie z uśmiechem na twarzy i w najlepsze pochłaniał jej posiłek! Więc kobieta rozzłoszczona siada, przysuwa sobie swoją tacę przez całą szerokość stołu i zaczyna jeść. Ale ten wariat nie rezygnuje. Wciąż się uśmiechając, wyciąga rękę po zupę. A potem zabiera jej sałatkę! Doprowadza ją to do szewskiej pasji. Nagle czuje, że musi pójść do toalety. Kiedy wraca dzięki Bogu faceta już nie ma, ale nie ma też tacy z jej jedzeniem i torebki! A więc teraz ukradł jej pieniądze! Podbiega do kasy i mówi : Czy nie widziała Pani jak ten wielki Murzyn wychodził? Zjadł mój lunch i ukradł mi torebkę! A kasjerka odpowiedziała: Zadzwonimy na policję. Gdzie Pani siedziała? Tam – mówi, odwraca się i wskazuje na swój stolik. Tylko, że nie może się powstrzymać od krzyku, widząc że na stoliku obok tego, przy którym siedziała z tym Murzynem jest taca z jej lunchem, a na krześle stoi jej torebka. Ta kobieta usiadła przy niewłaściwym stoliku! To ona zjadła lunch tego faceta, a nie odwrotnie. A on jej na to pozwolił! Był bardzo przyjacielski i uśmiechał się przez cały czas, kiedy zabierała mu jego jedzenie. Ludzkość zachowuje się tak jak ta kobieta: zawsze chce obwiniać kogoś za swoje niepowodzenia. Dlatego istnieje Szatan. Stworzyliśmy go, bo tak nam było wygodnie. A potem czasami naprawdę nie mamy nikogo pod ręką, więc całą winę zwalamy na Boga… spaleni goscie dla fanu jezdza autem w kolko na wstecznym po rondzie. w koncu z kims sie zderzyli. nie ruszaja sie z auta, przyjezdza policja, panika. niebiescy podchodza najpierw do drugiego auta, pozniej do nich: -ok, możecie jechać -!?!? -gość jest kompletnie pijany, twierdzi, że jechaliście na wstecznym Przypomniał mi się pewien wątek, nie wiem czy autentyczny czy nie ale chyba tak ,bo słyszałam od kogoś. W sklepie stoi matka z dzieckiem i pewien pan. Dziecko patrzy na pana i pluje na niego. Obużony mężczyzna mówi do matki dziecka " jak sie zachowuje pani dziecko?" po czym matka mówi" Moje dziecko jest bezstresowo wychowywane. Pan nie myśląc długo wyciągnął gumę do żucia z buzi i przyklił malcowi na czoło. Oburzona matka " co pan robi?" a na to mężczyzna JA TEŻ BYŁEM BEZSTRESOWO CHOWANY!!!!!!!!!!!! Martwy pies Jak to leciało: Ojciec znajomego koleżanki miał wielkiego psa, który pewnego dnia przyniósł mu w pysku martwego psa sąsiadów. Przerażony, że jego ulubieniec go zabił, postanowił zatrzeć ślady i pod osłoną nocy podrzucił truchło do jego, w tym wypadku już ex-, budy. Następnego dnia spotyka bladego sąsiada i pyta co się stało. Ten mówi, że zdechł mu pies dwa dni temu, zakopał go w ogródku, a dziś znów leży w budzie. Na to się akurat nie dałem nabrać, bo wcześniej ktoś opowiedział mi to jako dowcip, ale i tak cały czas mnóstwo osób wzajemnie się nie znających powtarza tę historię jako prawdziwą. Ktoś powinien pomyśleć o podrasowywaniu tych najbardziej wyświechtanych miejskich legend. ''Martwy pies na tylnym siedzeniu'' anyone? a ja natomiast słyszałam o psie. pewna dziewczyna poprosiła koleżankę żeby zaopiekowała się jej psem podczas jej nieobecności. pech chciał że następnego dnia pies zdechł. koleżanka zadzwoniła do właścicielki żeby ją poinformować. właścicielka poprosiła koleżankę o zaniesienie psa do utylizacji. laska po chwili zastanowienia wsadziła zdechłego psa do walizki i poszła na przystanek. tam zaczepił ją jakiś chłopak i pyta co ona ma w tej wielkiej walizce, więc laska odpowiada że komputer. wsiedli do autobusu, przejechali kilka przystanków. chłopak przez cały czas obserwował dziewczynę i walizkę. w pewnym momencie gdy autobus się zatrzymał złapał walizkę i wybiegł z autobusu. yle, że z nadmiaru tajemnic rodzą się dzikie fantazje: w ubiegłym roku rozpuszczono po Radomiu wieść, że na przyjęciu w pewnym domu weselnym pannie młodej wkręciło w wentylator welon i urwało głowę. Plotka plotką, ale w branży wiedzą, że ma ona siłę zabójczą i przeliczalną na pieniądze, bo konkurencja nie śpi. ostatnio slyszlalam o dziwnym przypadku.zdarzenie mialo miejsce w Niemczech.pewnien pracownik zakladu pogrzebowego byl nekrofilem,oczywiscie nikt o tym niewiedzial.pewnego wieczoru,udal sie do kostnicy,i wysunal szuflade z mloda dziewczyna....i jak sie pewnie domyslacie odbyl z nia stosunek...no moze niedkonca gdyz dziewczyna ozyla....... nekrofilowi zalozono sprawe w sadzie ale prawdopodobnie jego wyrok bedzie krotszy dzieki zeznaniom dziewczyny ktora zawdziecza mu ZYCIE.ale patrzac na to logicznie....mysle ze moze byc to mozliwe ale tylko pod warunkiem ze dziewczyna spedzila w lodowce ok 30 min co o tym myslicie 1. Kolega raz mi opowiadał jak u niego na wsi łepki po 19 lat dorwali BMW (niewiem z którego roku dokładnie). Okres zimowy, auto zapakowane pięcioma osobnikami w dresach, "lans" przez wioche. Plac po dawnym składowisku węgla, dosyć rozległy teren więc... wypróbujemy co nasza maszynka potrafi:P Kilka bączków,kółeczek,zrywów itp...w oddali widać jak dzieci ulepiły bałwana ze śniegu :)) Oczywiście odrazu głupi pomysł- "fajnie jakby z tego bałwana nic nie zostało" ;] Tak więc jedynka-gaz,dwójka-gaz,trójka-gaz, do bałwana już tylko 10 metrów...5......3...2...1... BUM!!! Zgadnijcie co sie okazało:P Swoistym stelażem,ramą tego śniegowego bałwana okazał sie...... hydrant :o Nic sie nikomu nie stało ale jeśli chodzi o autko to nawet nie wnikałem;] Pewna pani w USA wstawiła pudelka do mikrofalówki aby go wysuszyć po kąpieli. Piesek zdechł. W sądzie wygrała odszkodowanie, bo w instrukcji nie było napisane, że nie można suszyć piesków. Teraz w każdej ameryckiej instrukcji do mikrofalówki jest napisane "nie wstawiać zwierząt". Dla nas to absurd, w USA w porządku Kradną dzieci!! Przestroga!! Dziewczyny własnie mój tato się dowiedział, że w Leclerku w miejscowości Kłodzko miało miejsce porwanie dziecka. Matka zgłosiła ochroniarzowi zaginięcie córki. Ochroniarze pozamykali wszystkie drzwi wejściowe, każda osoba musiała stanąć w miejscu, żeby nie było zamieszania. Potem ktoś przez krzykaczkę poinformował ludzi, że w sklepie zagineła dziewczynka lat 3. Każdy się rozglądał, dziewczynki nie było. Ochroniarze po czasie znaleźli dziewczynkę w męskiej toalecie- ŁYSĄ i przebraną w chłopięce ciuchy! Byla ogłupiona jakimś środkiem mocno uspokajającym. Sprawców porwania nie znaleźli, ale sprawdzali dane osobowe wszystkich ludzi w sklepie. Dzwonił do mnie tato i mówił że w Kłodzku kradną dzieci dla narządów! I że musimy bardzo uważać na swojego synka bo wiek zaginionych dzieci to od 1-4 lat. Mamusie uważajcie na swoje pociechy!!! Patka1307 Jakiś czas temu koleżanka na jednej z imprez towarzyskich opowiedziała mrożącą krew w żyłach historię o dziewczynie ze swojej pracy, która w Warszawie na dyskotece w Dekadzie poznała chłopaka. Spotykała się z nim na kawę i po drugiej randce doszło do pocałunków. Umówiła się na trzecią randkę, ale zanim do niej doszło wyskoczył jej jakiś pryszcz na twarzy. Poszła do lekarza, a ten... zawiadomił policję, prokuraturę itd. , bo rozpoznał zarażenie... jadem trupim! Rozpoczęto przesłuchanie dziewczyny i po wyjaśnieniach trafiono do chłopaka, z którym się całowała. W jego domu odkryto rozkładające się zwłoki dwóch dziewczyn. Ja czytałam historię o identycznym zakończeniu W domu pewnego małżeństwa zaczął kapać kran, więc żona zawołała męża, żeby go naprawił, a następnie poszła na zakupy. Kiedy wróciła ze sklepu, zobaczyła, że mąż ma głowę pod zlewem i coś naprawia. Niewiele myśląc podeszła do niego od tyłu i złapała go za rozporek . Facet nie usłyszał jak wchodzi, więc wystraszył się i przywalił głową w zlew, tracąc przytomność. Wtedy kobieta zobaczyła, że to nie jest jej mąż, ale jakiś obcy facet. Okazało się, że mąż wezwał hydraulika, a sam oglądał telewizję na piętrze. Małżeństwo zadzwoniło po pogotowie. Kiedy przyjechali sanitariusze i wzięli hydraulika na nosze, ten ocknął się i opowiedział im co się stało. Wtedy zaczęli tak się śmiać, że upuścili faceta razem z noszami ze schodów i ten doznał złamania obojczyka, przez co przez miesiąc nie mógł pracować, a ta rana spod zlewu okazała się zupełnie niegroźna #131 2009.07.29 10:56 <barti> W majówkę byliśmy pić i piliśmy 3 dni z rzędu <barti> Niektórzy ogromne ilości <barti> 3 dnia kumpel poszedł do kibla <barti> po chwili przeraźliwy krzyk "WYSRAŁEM JELITA" <barti> jak przyjechała karetka okazało się że koleś miał tasiemca który nie wytrzymał stężenia alkoholu i po prostu chciał się ratować Połowa krowy a to dobre!!!!! Się uśmiałem. Ale to oznacza że jesz hamburgery i to w duzych ilościach czy co?? Albo że lubisz jeść mięso ale nie za dużo?? Ja to nie jestem zwolennkiem hamburgerów bo to jest NAPRAWDE niezdrowe. W hamburgerze znaleziono 110 kawałków (różnych kawałków) krowy... to mnie zraziło do tego jedzenia. A facet w Kanadzie facet dostał 500.000 tys. dolarów odszkodowania za to że znalazł w hamburgerze szczurzy ząb Odpowiadam na pytanko: U nasady to znaczy w samym kroku, tak, aby nie zostawić nawet ani centymetra chuja do szczania. Niech leje taki zboczek przez rurkę A co do stwierdzenia Roszi iż jestem weterynarzem hehehe to odpowiadam że nie, ale moja znajoma była. Zgwałciło ją bardzo brutalnie 2 typów, których jadąc autem zabrała na stopa. Nic nie dała poznać po sobie, choć bardzo cierpiała, bo wiedziała, że mogą ją zabić... Po fakcie zaprosiła ich do domu, a tam elegancko ugościła dając do żarcia środek nasenny i gdy zasnęli - zoperowała fachowym cięciem dokonując kastracji Kiedy skończyła robotę zadzwoniła na pogotowie hehehe. Ja tam bym nie zadzwoniła! I tak powinien kończyć każdy zboczony gwałciciel, a szczególnie księża pedofile, co to tyle bólu dzieciom zadają swymi zboczonymi czynami historia autentyczna. opowiedziana przez koleżankę, której opowiedział mąż, który znał bohaterkę opowieści :) a było to tak: pewna zapracowana kobietka postanowiła wreszcie zadbać o zdrowie i odwiedzić ginekologa. ponieważ do mieszkania miała daleko, a czasu mało, odwiedziła koleżankę, aby skorzystać z jej łazienki. umyła się, spryskała "grzywkę" dezodorantem i podrałowała do lekarza. lekarz podczas badania stwiedził, że jeszcze żadna pacjentka tak ładnie nie przygotowała się do badania. przeżywał to jeszcze przy wypisywaniu recept :) - oj, jak ładnie się pani przygotowała :) no, no, no... jeszcze nie miałem takiej pacjentki :) laska uznała, że lekarz jakiś nie ten teges i zwiała z gabinetu ile sił w nogach :) wróciła do koleżanki, opowiedziała, że trafiła na lekarza wariata, a koleżanka patrząc na nią dziwnie powiedziała: - słuchaj... to nie był dezodorant. to był brokat! kurtyna. rzęsiste oklaski ;D o przypomniala mi sie historia kolegi z akademika. mieszkał ponoc z kolesiem ktory w nocy potajemnie usypiał go eterem a nastepnie za przeproszeniem zapinał. Kolega nic o tym nie wiedzial do czasu aż zaczął go bolec odbyt. Nie wiedział co zrobić i udał się do lekarza, który po krotkim badaniu odkrył co może być przyczyną tego bólu. Autentyk!!! Jest taki dowcip, chyba oparty na faktach autentycznych - magicznej chęci wykorzystania żarówki przez jamę ustną nie oparł się, oprócz pacjenta który z tym problemem pojechał do szpitala, także sam lekarz, który z zażenowaniem spoglądał na zdziwioną pielęgniarkę, z żarówą w gębie oczywiście. :> Dziś o pewnym zjawisku, z którym zetknęliśmy się chyba wszyscy. Plotka. Prawie każdy z nas był lub będzie tematem plotek. Niestety, większość z nas bywała także jej autorami. Rozróżniamy kilka jej rodzajów. Te niewinne i niezamierzone zdarzyły się prawie każdemu. Wystarczy przyjąć usłyszaną informację za pewnik i przekazać ją dalej. Jesteśmy stworzeniami stadnymi, towarzyskimi i często, by wkupić się w łaski towarzystwa, chcemy zabłysnąć informacją. Pokazać, że jesteśmy lepiej zorientowani niż inni. I grunt pod plotkę gotowy. Jest jeszcze niestety ohydniejsza forma plotek: te które konstruowane są specjalnie po to, by wyrządzić komuś krzywdę. Kilka miesięcy temu po Radomiu krążyła plotka, jakoby podczas przyjęcia weselnego panna młoda została tak wysoko podrzucona, że wentylator odciął jej głowę. Jak "wieść gminna" głosiła pan młody po tym wydarzeniu się powiesił, a ojciec kobiety miał zawał. I co Wy na to? Trudno to sobie wyobrazić, ale plotka ta żyła parę ładnych miesięcy. Została przetworzona na wszystkie możliwe sposoby i w taki też sposób była powielana. Na towarzyskich spotkaniach przez pewien czas jedyną rzeczą, o którą znajomi mnie pytali było właśnie owo wydarzenie. Kiedy wreszcie przeczytałam o tym na forum jednej z gazet nie wytrzymałam i sama to skomentowałam, jednocześnie prostując. Moje sprostowanie na niewiele się zdało, bo jakiś czas później zadzwonił do mnie jeden z dziennikarzy pytając się o szczegóły tego "niby" zdarzenia. Mam powody przypuszczać, że owa plotka niestety nie należała do tych niewinnych i niezamierzonych. Jak to w naszym pięknym kraju bywa pewnie zadziałała konkurencja, czyli lokal chętny do przejęcia klientów. Plotkarze tej kategorii potrafią zrobić z przekazywania plotki prawdziwe widowisko. Jest to dograne w każdym calu przedsięwzięcie. Najpierw pojawia się pomysł, jak najdoskonalej można komuś zaleźć za skórę. Kiedy już pojawi się owa błyskotliwa koncepcja zaczyna się tworzenie łańcuszka tych, którzy mogą wspomóc tę "inicjatywę". Zarabiają zatem operatorzy telefonii komórkowej bo w ruch idą smsy, rozmowy telefoniczne. Zaczynają się towarzyskie wizyty, podczas których pada sakramentalne " a słyszałaś może o...". I tak oto plotka pojawia się na świecie. - chociaż wieść niesie, że w gdańskim sphinksie jakiś rok temu sanepid znalazł rekordową liczbę dwunastu rozmaiych gatunków spermy w sosie. na wszelki wypadek te białe sosy omijam. - a i zapomniał bym kiedyś w gazecie wyczytałem ze szejkerze znaleźli 11 gatunków spermy babka do szpitala trafiła z zatruciem. rzycze smacznego - Slyszalem, ze kieyds sie jacys typkowie spuscili do Shake w McDonald'dzie babka to wypiała i sie zatruła i wykryto 7 gatunków spermy. No wiecie co ludzie. - Ale nie ma lekko, na jednej stołówce, gdzie ludzie ze szkoły gastronomicznej gotują, też był przypadek z sosem do mięsa. Gatunków spermy wykryto tam chyba paręnaście no legandy miejskie to są klasyki Ja słyszałem ostatnio taką: Pewnego pięknego słonecznego dnia grupa studentów wybrała się na tzw. "ogórdki" czyli zorganizowali impreze w domku letniskowym jednego z nich. Właściciel owego domku miał psa rasy bernardyn, i przykazał swoim znajomym aby zamykali za sobą bramkę gdyż owy bernardyn lubiał uciekać poza ogród. Niestety w tragicznej godzinie między północą a pierszą w nocy ktoś nie dopilnował bramki i pies uciek, waleczni studenci postanowili udać sie na poszukiwania psa, jednka po godzinie nie udanych poszukiwań wrócili na teren ogródka i ku ich zaskoczeniu brenardyn czekał na nich w domu. Zadowoleni wrócili do imprezowania, gdy po paru minutach do właściciela podbiegł pies trzymający w pysku innego całego zabrudzonego od ziemi psa. Właściciel od razu zorientował się że jest to kundel od sąsiada. Przestraszony stwierdza ze pies żyje, zdając sobie sprawę jak sąsiad kochał swojego psa myśli co tu zrobić aby nie popsuć tym wydarzeniem relacji z nim. W tedy ktoś wpada na genialny pomysł, biorą kąpią psa, po czym przeskakują przez płot i zakłada łańcuch na psa. Następnego dnia godzina 8:00 ktos dzwoni na do drzwi, skacowany właściciel otwiera drzwi patrzy a tu sąsiad cały zdenerwowany aż się trzęsie. Studen myśli sobie aha koleś się wk@#^&% ale skąd wiedział że to moja sprawka?? Sąsiad wyjąkuje: - Adrian ja nie wiem co się stało z moim psem dwa dni temu zdechł i zakopałem go na łące dzisiaj rano wstaję,wychodzę przed do a pies którego dwa dni temu zakopałem leży przykuty do łańcucha, błagam Cie chodź ze mna sprawdzić czy on żyje Ponoć historia jak zresztą każda miejska legenda prawdziwa <Blade> czajcie akcje kumpel mi gadal ze sie zjarali i w nocy wsiedli w auto i pojechali w miasto trafili na rondo i se tak w kolko jezdzili do czasu az ktorys z nich wpadl na pomysl zeby do tylu na tym rondzie pojezdzic wiec wsteczny i heja do tylu i nagle jebbb przyjebali w kogos cali w strachu nawet z auta nie wychodzili kapy przyjechaly i podeszly do tego kolesia w ktorego przywalili(kpapacze) cos tam probili i podszedl kapacz do nich i puka w szybke otwieraja szybe a policiant z chaslem "nie bojcie sie chlopcy ten co w was przywalil mial 2 promile alkocholu w wydychanym powietrzu i jeszcze twierdzil ze jechaliscie na wstecznym" Opowiem wam historię kolegi: Był gościem na weselu, w bardzo drogim hotelu , goście też sama elyta Ślub się odbył ,potem wszyscy pojechali do wspomnianego hotelu na przyjęcie weselne. I jedzą tam jakąś zupę , a tu na środek sali wychodzi pan młody i mówi: "Ja teraz muszę wyjść, nie pytajcie dlaczego. Jedzcie, pijcie ile chcecie, wszystko jest opłacone. Jak zjecie zupę, zajrzyjcie pod talerze. Miłej zabawy." Pod talerzami były przyklejone zdjęcia, jak panna młoda pieprzy się ze striptizerem z wieczoru panieńskiego. Mina młodej i jej matki podobno bezcenna. A pan młody wyjechał razem z pieniędzmi, zostawiając "żonie" w pokoju hotelowym pozew o rozwód To z narządami często dzieje się nawet w Polsce. Znajomych moich rodziców, którzy mają małego synka ktoś porwał w wesołym miasteczku i odstawił spowrotem po kilku godzinach, mały nic nie pamiętał. Potem lekarz stwierdził, że miał wykonany fachowy zabieg usunięcia nerki. No i oczywiście nieśmiertelny brokat zamiast dezodorantu pacjentki u ginekologa Porażony Było to w Polsce, a być mogło w zasadzie na każdej budowie na świecie. W każdym razie będąc jeszcze w kraju rodzinnym usłyszałem tę opowieść. Rzecz działa się na budowie. Jeden z pracowników opierał się dwoma rękoma o betoniarkę, mając w tym samym czasie uniesioną nogę, którą potrząsał. Jak się poźniej okazało – najzwyczajniej na świecie coś wpadło mu do buta i próbował się tego pozbyć. Nie w ten sposób zamiar ten odczytał jego kolega... Kolega ów, pamiętając zapewne szkolenie bhp z zakresu zagrożeń, jakie niesie energia elektryczna, pomyslał, że kamrata poraził prąd. Biedak pewnie nie jest w stanie nic zrobić, bo skutkiem elektryczności i skurczu mięśni nie może się od betoniarki oddzielić. Czas, zatem działać! Trzeba go od betoniarki odseparować. Tylko, czym? Łopatą! Niewiele myśląc wziął w ręce instrument i łup! Po tym zabiegu delikwent miał połamane obie ręce... No, cóż... jednak kolega chciał dobrze. - jesli ktos chce wam sprzedac bardzo tanio samochod i na dodatek zarzeka sie, ze fetor wydobywajacy sie z wnetrza auta to wina rozlanego mleka absolutnie nie wierzcie. Setki tysiecy ludzi (znajomych, oczywiscie) tak sie nacielo, a potem okazalo sie, ze kupili wehikul w ktorym trup pierwszego wlasciciela zalegal tak dlugo, ze tylko smrod po nim pozostal... ostatnio koleżance pożenili taki kit, że ich pies przyniósł w gębie zdechłego psa sąsiada , to się wystraszyli, umyli go, założyli obrożę i wsadzili do budy, a następnego dnia przyszedł sąsiad i mówi "ej 3 dni temu zdechł mi pies , to go zakopałem, a dzisiaj patrze - w budzie siedzi". heh... obiegowa historyjka z internetu. kto sobie życie urozmaica takimi pierdołami to nie wiem... chyba ten, co łańcuszki szczęścia wysyła. AUTENTYK 2 Znajomy pojechał zimową porą z 6-cio letnim synkiem do salonu Alfa Romeo po odbiór nowego samochodu. Po wyjechaniu z salonu synek zauważył stojącego na pustym parkingu niewielkiego bałwanka. - Tato! pukniemy bałwanka? - z uśmiechem zapytał... Tata widząc uśmiechnięta twarz swego dziecka docisnł pedał gazu i skierował się na bałwanka, już po chwili siedział zdziwiony w samochodzie w którym zadziałały wszystkie poduchy. Bałwanek okazał się być ulepiony na hydrancie. Samochód z rozwalonym dokumentnie przodem już na holu wrócił do salonu wśród owacji na stojąco pracowników. piątek, 20 stycznia 2006, bakino Hm... skoro już jesteśmy przy ostrych tematach. Syn kolegi, przestał chodzić na basen, bo pewnego razu, jacyś gówniarze, w takiej rurze-zjeżdżalni, poprzyklejali gumą do żucia, żyletki. Parę dzieci zdążyło już się w takiej zjeżdżalni zjechać... Basen już otwarto, ale nikt nie ma odwagi skorzystać ze zjeżdżalni. Autentyczna historia ze ślubu opowiedziana przez mojego kolegę. Ksiądz zwraca się do młodych "Powtarzajcie za mną", a po cichu do pana młodego "Jak pan ma na imię?". Na to pan młody głośno do mikrofonu "Jak pan ma na imię?". Na to ksiądz po cichu "Nie, nie. Jak PAN ma na imię?". Na to pan młody głośno do mikrofonu "Pan ma na imię Jezus". To tak na rozweselenie ja tez slyszalam ta historie tzn troszke zmieniona a mianowicie ... goscie podrzucali na krzesle panne mloda tak wysoko ze smiglo od wiatraka zranilo ja w szyje ..... noooo do mnie taka wersja dotarla ... podobna historia wydarzyła się w Bejscach za Kazimierzą Wielką tyle że młodej wiatrak przeciął gardło moja mama tam była, mąż wybiegł i znaleziono go na drzewie powieszonego za krawat a ojciec dostał zawału jest sparaliżowany lewostronnie Rzecz się działa w akademiku.Panowie zrobili sobie małą imprezkę,w trakcie której przepaliła się żarówka w pokoju. 2 poszło poszukać nowej a reszta nudziła się w pokoju,więc postanowili sprawdzić czy uda się tą starą żarówkę wsadzić do ust a pózniej wyjąć.Gdytamci 2 wrócili z żarówką,po wkręceniu jej zobaczyli,że jeden gościu siedzi z tą starą w ustach i nie może jej wyjąć.Zadzwonili po taksówkę i zawiezli chłopaka do szpitala,gdzie lekarz po nacięciu kącików ust wyjął mu ,,wadliwy towar,,.Po powrocie spotkała ich niespodzianka,bo w pokoju siedział następny głupek z żarówką w ustach (chciał się upewnić,czy faktycznie nie da się jej wyjąć).Zadzwonili znowu po taksówkę ,tym razem inną,aby taksiarz nie pomyślał,że są nienormalni.Wchodzą do szpitala,a tam siedzi pierwszy taksiarz z żarówką w ustach. propos nart i zimowych szaleństw... Jacek mi mówił, że ost spotkał koleżankę która opowiedziała mu historię swojej kumpeli... Kochał się w niej jakiś chłopak, i postanowił zrobić jej niespodziankę. Zabrał ją na narty, ale ta nie przyznała sie, że nie umie jeździć... Stoją juz na stoku i on mówi, że jadą... A ta, że niech on jedzie, ona za nim i spotkają się na dole. Zjechał, a ta nieudolnie za nim. Zachciało się dziewczynie siusiu, zjechała w jakiś lasek czy coś... Sciągnęła spodnie, zaczęła sikać i narty jej się jakoś wygięły czy coś, że zaczęła jechać z gołym tyłkiem.. Hahahahaha... Zjechała tak na sam dół, złamała nogę... Leżąc w szpitalu poznała na sali chłopaka ze złamana ręką, a gdy zapytała jak to się stało on odpowiedział: aaaaaa... zjeżdżałem ze stoku i zagapiłem się na jakąś wariatkę co z gołą dupą jechała i się wywaliłem. :D z życia wzięte :P Ja słyszałam już o tym jakieś 2 miesiace temu i miało to miejsce w Poznaniu. W jednym z większych znanych kompleksów. Zostało porwane dziecko bardzo znanej osoby i dlatego też tego nie nagłośniono a po drugie ponoć ochrona za wszelka cenę chce złapać tych bandytów i nie ujawniają tego aby ich nie spłoszyć. Ostatnio jak porwali chłopaka odnaleziono go w łazience przebranego w inne ciuszki z obciętymi włoskami. Na szczęście ochrona zadziałała bardzo szybko.Pozamykali wszystkie wyjścia a rodziców z dziećmi legitymowano. Aż sie włos na głowie jeży jak sie o tym słyszy. Autentyk: Kiedys z kumplem bylismy na nartach na Gubalowce w Zakopcu. Jest tam taka sciezka przez las wychodzaca potem na polane. Jakas Pani, doszla do wniosku ze sie wysika na skraju tego lasku ... nie zdejmujac nart... Problem w tym ze jak kucnela i pewnie rozsunela narty by ich (lub pewnie i spodni nie obsikac, narty zaczely sie zsuwac... Smiechu bylo... ech... nawet po nastu latach micha mi sie smieje! a robic siku za autobusem ktory... za moment rusza... tez fajnie! Pozdrawiam slyszalam taka historie tyle ze rzecz sie dziala w krakowie. dziewzyna poznala faceta w klubie, calowali sie. wymienili numerami. dziewczynie na drugi dzien wyskoczyla tj.opryszczka. nie znikalo to przez ok.2-3 tyg. poszla do lekarza. zrobili jej badania i lekarz byl w szoku jak to sie moglo stac w ogole. okazalo sie ze to cos co miala na ustach wyszlo przez jad trupi. dziewczyna spotkala sie z tym chlopakiem i wtedy przechwycila go policja. okazalo sie ze mial trupa w domu. Jednego albo dwa dokladnie nie pamietam. dziewczyna teraz chodzi po psychologach. Wspolczuje takiej historii.. Cóż, sprawa chyba wyglądała TAK : 1.Impreza w Berlinie 2.Bogaty ,przystojny facet (Niemiec) . 3.Całowanie się przez całą impreze. 4.Prośba o wizyte w domu. / Odmowa. 5.Powrót do Wrocławia (w którym owa dziewczyna mieszkała) 6. Plamy na twarzy , paraliż języka. 7. Pseudo spotkanie z interwencją policji. 8. Przeszukanie domu : 2 ,rozkładające się kobiety znalezione w łóżku i stos w piwnicy. 9.Facet w więzieniu psychiatrycznym , dziewczyna z Wrocławia leczy się do dnia dzisiejszego ,ma około 23 lat z opowieści znajomych: -chcąc odświezyć sobie jamę ustną sięgnąć do torebki wyjąć aerozol i psiknąć-po czym spojrzeć na opakowanie i zobaczyć że był to odmrażacz do zamków samochodowych -kolezanka mojej koleżanki szła pierwszy raz do ginekologa, w tym celu przygotowywała się starannie zakupiła nawet dezodorant do higieny intymnej. W domu wzięła prysznic i spryskała się w newral;gicznym dla gineko.miejscu ó specyfikiem. Udała się do lekarza, siedząc już na fotelu w czasie badania bardzo się zdenerwowała, że lekarz się z niej śmieje i zaczeęła go wyzywać.Po czym usłyszała:jeszcze żadna się tak dla mnie nie ustroiła-spojrazała na swoje krocze a tam skrzy się piękny niebieski brokat-zamaiast dezodorantu intymnego użyła lakieru z brokatem...-ta historia bawi mnie do łez za każdym razem -kolezanka mojej koleżanki szła pierwszy raz do ginekologa, w tym celu przygotowywała się starannie zakupiła nawet dezodorant do higieny intymnej. W domu wzięła prysznic i spryskała się w newral;gicznym dla gineko.miejscu ó specyfikiem. Udała się do lekarza, siedząc już na fotelu w czasie badania bardzo się zdenerwowała, że lekarz się z niej śmieje i zaczeęła go wyzywać.Po czym usłyszała:jeszcze żadna się tak dla mnie nie ustroiła-spojrazała na swoje krocze a tam skrzy się piękny niebieski brokat-zamaiast dezodorantu intymnego użyła lakieru z brokatem...-ta historia bawi mnie do łez za każdym razem Jak sobie coś przypomnę to jeszcze napiszę! Jak sobie coś przypomnę to jeszcze napiszę! Dziś słyszałam tragiczną historię dotyczącą tego zwyczaju. Mianowicie pan młody podnosząc pannę młodą udeżył jej skronią w futrynę...... reszty nie dopiszę. Chciałam tylko przestrzec.......uważajcie.... W autentykach nie powinno zabraknąć tematyki motoryzacyjnej. Prosto z salonu (nie Genewskiego) dla bojowników zdaje relację Ghostshadow: Znajomy pojechał zimową porą z 6-cio letnim synkiem do salonu Alfa Romeo po odbiór nowego samochodu. Po wyjechaniu z salonu synek zauważył stojącego na pustym parkingu niewielkiego bałwanka. - Tato! pukniemy bałwanka? - z uśmiechem zapytał... Tata widząc uśmiechnięta twarz swego dziecka docisnął pedał gazu i skierował się na bałwanka, już po chwili siedział zdziwiony w samochodzie w którym zadziałały wszystkie poduchy. Bałwanek okazał się być ulepiony na hydrancie. Samochód z rozwalonym dokumentnie przodem już na holu wrócił do salonu wśród owacji na stojąco pracowników. (To i wiemy skąd te opinie o awaryjności włoskich samochodów... jak toto się psuje zaraz po wyjeździe z salonu...) Historia z moich okolic. Panowie podrzucali pannę młodą tak intensywnie że jej głowa zaczepiła o działający wiatrak. Kobieta nie przezyła Pan młody o ile pamietam popełnił kilka dni później samobójstwo. Historia tak straszna, że aż niewiarygodna ale wydarzyła się kilka lat temu i pamietam poruszenie jakie wywołała więc chyba jest prawdziwa. Ja słyszałam podobną historię, ale krótszą. Nie pamiętam gdzie, chyba na Malcie jakiś gościu pozwał do sądu McDonald's za to, że zadławił się ością w FishMacu i żądał sporego odszkodowania. Sprawę przegrał gdyż McDonald's udowodnił, że w ich pożywieniu nie ma ani grama ryby. Dlaczego nie jem kebabów? Jako repatriant z krainy Liroya masz pan prawo nie znać lokalnej legendy związanej z tym daniem. Otóż, kiedyś inspekcja sanitarna przebadać miała wiele spośród kebabowni i ponoć w składnikach sosów znaleziono 9 rodzajów ludzkiego nasienia. Oczywiście są to duby smalone jednak kiedy patrzę na te ironiczne uśmieszki sprzedawców, coś mi mówi, ze powinienem trzymać się z dala. Jest w Ustroniu taka góra - Czantoria. Ci, którzy uprawiają tam białe szaleństwo wiedzą, że kapryśny to stok i gdy tylko warunki sprzyjają, trzeba wykorzystać to maksymalnie. Była sobie pewna pani, która miała to szczęście, że trafiła na piękną pogodę a dobrze przygotowany szlak zachęcał do szaleństw. Szalała więc bohaterka naszej opowieści. Niestety, nasze ciała mają pewne ograniczenia, tak więc przypomniał o sobie pęcherz w bardzo nieodpowiedniej chwili, ale było tak pięknie, że pani postanowiła jeszcze wytrzymać i zjechać na nartach ponownie. Potem jeszcze raz i jeszcze, ale wszystko co dobre, kończy się - gdzieś tam wysoko pani poczuła, że już ani minuty więcej nie wytrzyma. Wjechała w krzaki, ściągnęła kombinezon, bo jak na złość miała jednoczęściowy, kucnęła. No i się zaczęło. Zaaferowana nie zauważyła, że tyły jej nart są lekko pochylone w dół. Więc gdy ona z ulgą pozbywała się nadmiaru płynów w organizmie, narty pojechały w dół. Kombinezon opuszczony do kolan skutecznie przeszkodził w odzyskaniu kontroli nad nartami, skutek był opłakany - tyłek zmasakrowany i w rezultacie wizyta w szpitalu. Nudziło się niefortunnej narciarce, zadek bolał, ani siedzieć, ani leżeć, więc dreptała powolutku po szpitalnych korytarzach. W jednej z sal zauważyła pewnego delikwenta, od stóp do głowy odzianego z szykowne wdzianko z gipsu. Podeszła więc do niego i zagaiła. Pan nie chciał opowiedzieć co mu się stało, mówił, że będzie się z niego śmiała. W końcu się złamał i mówi: - Nie uwierzy pani, jadę sobie na nartach, patrzę a tu baba gołym tyłkiem po stoku szoruje i tak się zapatrzyłem, że w drzewo walnąłem. Dotrzymała obietnicy, nie wybuchła śmiechem, bo i nie było jej wesoło. Sama nie przyznała się jaki to uraz ją przywiódł na chirurgię. Nie od dziś wiadomo, że narciarstwo to bardzo urazowy sport, ale że aż tak? Kto by pomyślał! Była sobie dziewczyna, poznała na imprezie trochę starszego chłopaka, wszystko cudownie, randki, spotkania, zostali parą, wiadomo pierwszy sex, dziewczyna do tej pory była dziewicą. Po pewnym czasie dziewczyna mocno zachorowała, problemy z pochwą, postanowiła pójść do ginekologa. Ten po zbadaniu - zszokowany - pyta ją, czy ma chłopaka - ta na to, że owszem. Lekarz poprosił o jego adres, dziewczyna zdziwiona dała mu go, a lekarz od razu dzwoni na psy, informując że ten i ten typuś najprawdopodobniej wali trupy - stwierdził to po tym, co znalazł w pochwie tej laski - jakieś trupie kwasy czy tym podobne. Milicja wjechała chłopu na chatę, i znaleźli 2 rozkładające się ciała jakichś lasek, które ten typuś walił dzień w dzień (2 wersja tej historii mówiła o tym, że typuś pracował w kostnicy) ;) Odwiedziła mnie dziś serdeczna koleżanka ze swoim mężem. :) Po jakimś czasie rozmowa zeszła na temat lekarzy. Oczywiscie jak już każdy wyraził swoje zdanie na ich temat zaczęły się wspominki. :) I od tego momentu płakalam ze śmiechu. Koleżanka mówiła jak z kolei jej koleżanka opowiadała o dziewczynie, która wybierała się na wizytę do ginekologa. Okoliczności sprawiły, że owa Koleżanka mówiła jak z kolei jej koleżanka opowiadała o dziewczynie, która wybierała się na wizytę do ginekologa. Okoliczności sprawiły, że owa kobieta kobieta wstąpiła po drodze do znajomej z prośbą o skorzystanie z toalety w celu odświeżenia się przed badaniem. Najnormalniej w świecie umyła się i widząc stojący na półce dezodorant psiknęła sobie między nogi. :) Zadowolona wybrała się do ginekologa, usiadła na fotelu, rozłożyła nogi czekając na bądź nie bądź niemiłe badanie. Po chwili usłyszała ochy i achy lekarza. Powiedział: Ocho cho ale się pani przygotowała do badania. :) wstąpiła po drodze do znajomej z prośbą o skorzystanie z toalety w celu odświeżenia się przed badaniem. Najnormalniej w świecie umyła się i widząc stojący na półce dezodorant psiknęła sobie między nogi. :) Zadowolona wybrała się do ginekologa, usiadła na fotelu, rozłożyła nogi czekając na bądź nie bądź niemiłe badanie. Po chwili usłyszała ochy i achy lekarza. Powiedział: Ocho cho ale się pani przygotowała do badania. :) Dziewczyna nie miała pojęcia czym się ten lekarz tak zachwycił. Ta myśl nie dawała jej spokoju. W domu poszła do ubikacji i ze zdziwieniem zauważyła, że całe majtki ma pokryte brokatem. Jak się okazało nie tylko majtki były błyszczące i kolorowe :D Zamiast dezodorantem psiknęła się lakierem do włosów z brokatem. Ale jej się głupio zrobiło heheehe Dziewczyna nie miała pojęcia czym się ten lekarz tak zachwycił. Ta myśl nie dawała jej spokoju. W domu poszła do ubikacji i ze zdziwieniem zauważyła, że całe majtki ma pokryte brokatem. Jak się okazało nie tylko majtki były błyszczące i kolorowe :D Zamiast dezodorantem psiknęła się lakierem do włosów z brokatem. Ale jej się głupio zrobiło Historia z innej beczki. Mój szwagier - z wykształcenia pielęgniarz - odbywał właśnie praktyki gdy zlecono mu założyć czopek do odbytniczy pewnej starszej baci. Z tego co opowiadał to nie bardzo mu to było na ręke :P Zawołał więc kolegę "po fachu" i obaj wybrali się do tej babci. Poprosili by się wypieła a oni w tym czasie zrobią co trzeba. Kolega szwagra wykonywał tą "czarną robotę". Gdy już umiejscowił czopek, babcia jęknęła : Łojj! Nie w tą dziurkę! Wyobraźcie sobie miny tych młodych chłopaków. Szwagier wspomina to do tej pory śmiejąc się przy tym niesamowicie. A może i Wy byliście kiedyś świadkami lub bohaterami jakiś śmiesznych wpadek na wizycie u lekarza? Pozdrawiam! - malas - opowiadał kolega z pracy, któremu z kolei opowiedziała żona. Koleżanka tejże żony poszła na zakupy z dwojgiem dzieci ok. 6 i 3 lata do hipermarketu w Bielsku-Białej. Nagle to młodsze gdzieś zaginęło. Kobieta zaczęła szukać na własną rękę, w końcu spanikowana poszła do ochrony i domagała się zamknięcia sklepu. Początkowo nie chcieli się zgodzić, że sobota, że tłumy, ale babka była tak zdesperowana, że w końcu ulegli. W dodatku zrobili alarm: megafony,wielkie halo wokół poszukiwań. Dziecko znalazło się w jakimś magazynie. Leżało za pudłami z towarem: ogolone do skóry, przebranew inne ubranie i odurzone środkami nasennymi. Prawdopodobnie ktoś usiłował je porwać. Dziecku na szczęście nic poważniejszego się nie stało, poza oszpeceniem i chwilowym odurzeniem. Ale kiedy się tego słucha, włosy stają na głowie. Dziwię się, że ta sprawa nie została nagłośniona. Kobieta chyba poszła z tym na policję, ale nie wiem, co było dalej. "Pewna dziewczyna zamówiła szejka w jednym z fast foodów. Po jakimś czasie zaczęła się bardzo źle czuć - miała skurcze i bóle żołądka. Postanowiła iść do gastrologa. Po badaniu zawartości żołądka skonsternowany lekarz przychodzi do pacjentki i pyta się czy przypadkiem nie pracuje jako prostytutka. Oburzona dziewczyna, zaczyna wyzywać medyka od najgorszych. On zaś próbuje ją uspokoić mówiąc, że po prostu w jej brzuchu znaleziono mieszankę 10 rodzajów spermy". akiś czas temu koleżanka opowiadała mi jak to dzieci w gimnazjum grają sobie w grę, która nazywa się "gwiazda", reguły podobne do starej gry w butelkę, gdzie w okręgu siadają chłopcy i dziewczęta, na kogo butelka wskaże, trzeba tą osobę pocałować itd.. z tym, że w "gwieździe" zamiat pocałunków, jest seks.. jakoś nie mogę w to uwierzyć, rzekoma nastolatka zaszła w ciążę w ten dokładnie sposób.. Nie mieści mi się to w głowie, nie wierzę, że jest to możliwe.. Czy słyszeliście o czymś podobnym?? mam nadzieję, że to jedynie jakiś głupi żart, żeby wzbudzić sensację wśród dorosłych.. Co o tym myślicie?? Z paru ust dotarły do mnie dzisiaj wiadomości o tym, że po Obornikach i Szamotułach jeździ jakaś niby karetka i łysy facet robi dzieciom zdjęcia. Że to łowcy narządów dziecięcych. Powiem szczerze, że zaraz przypomniała mi się sytuacja sprzed parunastu lat kiedy po Obornikach krążyły historie o satanistach. Wtedy też była ogólna panika i matki nie wypuszczały dzieci z domów. A w sumie wyszło na to, że plotka przekazywana z ust do ust urosła do takiej rangi, że masowa panika wisiała w powietrzu. Czy ktoś coś słyszał o tej sprawie z łowcami narzadów? Zabił ją trupi jad Popularna opowieść o pannie młodej, która kupiła oddaną w komis suknię ślubną. W trakcie wesela kobieta zmarła. Przeprowadzone rzekomo badania wykazały, że materiał nasączony był trupim jadem. Dochodzenie policyjne wykazało, że suknia została ściągnięta ze zmarłej przed kilkoma miesiącami narzeczonej, która zmarła przed ślubem i którą pochowano w pełnej ślubnej gali. wściekłość mi nie mineła, nic nie pomogło, ani aromaterapełtyczna kąpiel z olejkiem cynamonowym przy której to czytając wydanie Kuriera Szczecińskiego z programem (było nie było przydatna rzecz) zryczałam sie jak bóbr wskutek przeczytania półstronicowego anonsu (kocham cię, zrozumiałem...), zresztą zobaczcie sami, wzruszajace, nie pomogła też maseczka, nic a nic, ani na humores ani na cerę, wklepywanie w siebie dziwnych kremów (każdy na inna partię ciała) też nie pomogło, chociaż z czystym sumieniem mogę polecić najnowszą serię Zajki "czarny wyszczupla", rewleacyjna, wyrwałam sobie cztery siwe włosy, zjadałm całą czekoladę, potem słoik ogórków kiszonych nic potem łaziłam sobie po domu i przeklinałam głośno, właczyłam agresywny podkład muzyczny i w sumie pomogło i nawet było w tym coś odkrywczego: nawet nie podejrzewałam ze znam tyle przekleństw i w tylu językach :) tyle na temat.... koleżanka mojej koleżanki i jej koleżanki zna koleżankę która sobie poszła do baru w sobotni wieczór, normala impreza z potańcówką, piwo, drinek, jeden dwa trzy, poznaje faceta, facet wyglada jak nie powinien, pachnie jak nie powinien, elegancik, przy okazji miły i mądry, w skali barowej 10 na 10, koleżanka mojej..... flirtuje namietnie, rozmowa sie klei, wszystko fajnie czyli standardowy scenariusz podrywu i randkowania barowego w sobotnią noc, impreza sie kończy, "dziesiona" zaprasza na spacerek do parku, w parku nastrojowo, buziaczki, przytulańce, może i nawet palcóweczka ale nie wnikajmy w szczegóły, zaproszenie do domu pada, ale koleżanka mojej.... sobie myśli, facet prima sort, pierwsza klasa to co na pierwszej randce do wyra będe szła, a nóż widelec coś z tego wyjdzie, "dziesiona" nie nalega na owocne zakończenie wieczoru ale zaprasza następnego dnia do domu... wymieniaja sie nr telefonu, on podaje jej adres, esemesik na dobranoc, esemeskik na dzieńdobry, milutko, on ponawia propozycje spotkania w domu jego, ona sie wykręca bo dostała paskudna wysypkę, musi przeciagnąć spotkanie do czasu aż zniknie - taki facet przecież, w poniedziałkowy ranek zaczyna sie dziwna lawina zdarzeń, odwiedza dermatologa, ten mówi że wysypka od trupiego jadu jest i zastanawiaja się z kim miała do czynienia i takie tam... podaje dane "dziesiony" i co sie okazuje, w domu dwa trupy młodych dziewczyn... a taki przystojny był... taka szkoda... że psychol... morderca... opowieść apropo ostrożności... ostatnimi czasy połaziłam sobie po wszelakiego rodzaju czatach, ot tak dla doświadczenia, dla porównania, dla ludzi chyba przedewszystkim, może i z nudów troche... ubawiłam sie przy tym po pachy, sama zaczepiałam i byłam zaczepiana, kilkanaście razy mnie zwyzywano nawet (ohhh jak miło w realu nikt tego nie robi), kilka wniosków: faceci majacy w nicku jakiekolwiek znaczenie słowa "inteligęcja" nie maja z nią nic do czynienia predzej czy później facet z czata zaciagnie cie do łuzka, chyba ze ty wcześniej wybzykasz jego najlepsze na swiecie jest wyrażenie "przegrałeś, ignor" - wywołuje najwiecej negatywnych emocji wszyscy faceci na czacie sa madrzy, inteligętni, dobrze zbudowani, i zawsze trafili tu przypadkiem bardzo mało jest bystrych, oj bardzo zadziwił mnie fenomen tych pogaduszek, bo przecież ludzia są tam dla siebie tylko literkami i choc czasami nastepuje wizualizacja rozmówcy (po standardowym: masz foto, dasz foto), to ile w tym wszystkim emocji, nie zawsze negatywnych a wręcz przeciwnie pozytywnych bardzo... z mojego czatowania została mi jedna znajomość literkowa, a chłopak urzekł mnie słowami: - w czym jesteś dobra (byłam pewna ze chodzi mu o sex) - mogę Ci wymienić w podpunktach - nie musisz, ja wiem w czym, jak my wszyscy tutaj - w kłamaniu pozdrawiam kolegę :) chyba tyle na dziś, moze jak uspokoje emocje to jutro coś sensownego napiszę ave no i jeszcze na koniec wierszyk co go doatałam na czerwonej sklejce napisanego markerem (taki wspomnień czar) "Kiedy mówią że gdzieś idziesz w niewiadomym mi kierunku całkiem obcą mi ulicą w nieznajomej mi sukience wtedy myślę o konturach twoich jasnociepłych dłoni o tym jak układasz włosy potem ja w tych włosach tonę" Ja znam podobną historie opowiedzianą przez nauczycielkę w szkole, która wydarzyła się sporo lat temu.Młoda szczęśliwa para zamierzała wziąśc ślub.Panna młoda była uboga i z tego względu kupiła suknie ślubną z takiego jakby "lumpeksu".Gdzie po prostu były używane suknie i garnitury,przechodzone,albo ktoś oddawał je po ślubie dla kasy.Wszystko było pięknie odbył się ślub, związek małżeński został zawarty.Pan młody chwycił swoją ukochaną na rękach wychodząc z kościoła,gdy w pewnym momencie zorientował się,że nie oddycha.Wszyscy byli zdezorientowani stwierdzono zgon. Była zdrowa nigdy nie chorowała, więc było to lekko mówiąc podejrzane.Po sekcji zwłok stwierdzono zakażenie jadem trupim,który znajdował się na sukni ślubnej.Denatka miała niewielkie zadrapanie na ramieniu w którym to doszło do styku z bakterią.Po przebadaniu całej sprawy okazało się, że ów sklep sprzedający używane garniaki i suknie, zaopatrzał się w nie...rozkopując groby zmarłych. Pewnie każda z was jakąś tam miała.. No może nie aż takie jak ja,ale pewnie były Ja miałam dwie: 1)Szłam do gina, najpierw byłam u przyjaciółki,więc stwierdziłam,ze u gina się umyje i popsikam się dezodorantem w tamtych miejscach (to była pierwsza wizyta). Wzięłam od kumpeli buteleczkę,i w przychodni zadowolona stwierdziłam,że się psiknę. Psiknęłam. Usiadłam na fotelu a lekarz do mnie z tekstem: "ale sie pani dziś wystroiła".. myślałam,że ma jakieś dziwne poczucie humoru... 1)Szłam do gina, najpierw byłam u przyjaciółki,więc stwierdziłam,ze u gina się umyje i popsikam się dezodorantem w tamtych miejscach (to była pierwsza wizyta). Wzięłam od kumpeli buteleczkę,i w przychodni zadowolona stwierdziłam,że się psiknę. Psiknęłam. Usiadłam na fotelu a lekarz do mnie z tekstem: "ale sie pani dziś wystroiła".. myślałam,że ma jakieś dziwne poczucie humoru... po wizycie poszłam do WC,patrzę... byłam tam cała popsikana brokatem! po wizycie poszłam do WC,patrzę... byłam tam cała popsikana brokatem! myślałam,że spalę się ze wstydu myślałam,że spalę się ze wstydu 2)Niestety u tego samego lekarza. Byłam w sukience (Wygodniej). Po badaniu usiadłam przy biurku,rozmawiałam z nim jeszcze.Wyszłam z gabinetu,z przychodni. Jechałam tramwajem i było mi jakoś "dziwnie". Macam,a tam.. NIE MAM MAJTEK!:/ Wróciłam więc,wchodzę do gabinetu a lekarz pyta: "Coś się stało?" a ja na to: "Nie,nie,po prostu czegoś zapomniałam"-weszłam do miejsca gdzie się rozbierałam,założyłam majtki,w tym samym momencie usłyszałam głośny śmiech. Potem "Przepraszam, jakoś tak wyszło,nie mogłem się opanować. Pani jest NIEPOWTARZALNA!" a wy? jak z gafami? posmiejmy sie troche;[ Historia została zamieszczona w serwisie wykop.pl, i o ile wierzyć jej anonimowemu autorowi wydarzyła się naprawdę. Chłopak został zaproszony na ślub i wesele, jako osoba towarzysząca. Wszyscy pięknie ubrani, stoły suto zastawione, weselne przesądy spełnione. Erotyczne zdjęcia pod talerzem Pan młody bierze mikrofon i padają słowa: "Dziękuje wszystkim za przybycie, życzenia i prezenty. Mam dla Was małą niespodziankę schowaną pod każdym talerzem. Proszę o sprawdzenie kopert.." Goście podnoszą talerze, a pod nimi koperty, w których były erotyczne zdjęcia panny młodej z nieznajomym mężczyzną. Ksiądz unieważni I tu padają słowa młodego: "Dowiedziałem się miesiąc temu, że moja XXX mnie zdradza z tym panem na zdjęciu. Postanowiłem w dowód zawodu miłosnego to sfotografować i pokazać Wam wszystkim. Nie chciałem odwoływać przyjęcia, bo i tak jest zapłacone. Inaczej byście mi nie uwierzyli i byłbym najgorszy, gdybym nagle zerwał związek tuż przed weselem. Ksiądz proboszcz, mam nadzieję, unieważni małżeństwo, skoro jest jeszcze nie skonsumowane. Dziękuję wszystkim. Wy zostańcie i bawcie się. Zdjęcia zachowajcie na pamiątkę." To był kuzyn pana młodego Człowiek, opowiadając tą historię, napisał, że wszystkim "kopary opadły" ze zdziwienia. Panna młoda uderzyła młodego w twarz i się popłakała. Mężczyzną, z którym młoda zdradziła swojego przyszłego męża był jego kuzyn. Źródło: Gazeta Współczesna: Panna młoda zdradziła męża z kuzynem. Wszystko wydało się na weselu! Ten felieton jest o wpadkach i błędach, krętactwie i zacieraniu śladów. Impreza na działce pod Warszawą. Działka należy do rodziców gospodarza: ogródek warzywny, pomidory, drzewka owocowe , a nawet dwie klatki królików, bo ojciec kocha króliki. Imprezuje kilkoro młodych. Trzy małżeństwa, jedno z psem, para narzeczonych. Bawią się wesoło. Grill, muzyka, pełen barek: piwo, wino, wódka, drinki. Późnym wieczorem między imprezantów wpada pies. W pysku ma utytłane w ziemi zwłoki królika. Wybucha panika. Gospodarz wyznaje, że nic nie powiedział rodzicom o imprezie. Są z wizytą u krewnych pod Rzeszowem. On miał tylko nakarmić króliki. Ojciec go zabije, kiedy się dowie, że królika udusił pies podczas imprezy. Narada. W jej wyniku postanawiają umyć królika i włożyć z powrotem do klatki. Żeby ojciec pomyślał, że królik zmarł śmiercią naturalną. Jak postanowili, tak zrobili. I wrócili do zabawy, która trwała do białego rana. Błąd, wpadka, kryzys i konflikt wpisane są w przedsiębiorczość jak ból w narodziny. W kryzysie największą pokusą jest wyparcie. Wyparcie czyli kłamstwo, że to, co się stało, co nam zarzucają, to nieprawda. Albo, że to nie my lecz oni, że to nie nasza wina lecz wina złych ludzi, innych ludzi - Żydów, rudych lub Cyganów - czy też wrogich mediów. Krętactwo ma jednak krótkie i krzywe nóżki. Wiedzą o tym przecież nie tylko doświadczeni marketingowcy. Niedoświadczonych poznajemy po tym, że się zapominają. Pewna partia polityczna utrzymuje, że przegrała wybory tylko w dużych miastach, a i to z powodu wrogości mediów. Równie dobrze przyszły przegrany w najbliższych amerykańskich wyborach prezydenckich mógłby pocieszać się, że przegrał jedynie w niektórych stanach. Inna znów partia obiecała wstrzymać się z prywatyzacją służby zdrowia, a teraz się tego wypiera, twierdząc, że nie to miała na myśli. Podobnie Peugeot, którego jeden z modeli miał kiedyś zwyczaj stawać nagle w płomieniach, twierdził, że to z powodu posypywania polskich dróg solą. Dopóki samozapłon nie wydarzył się także w Szwecji, gdzie soli na drogach nie stosują. Telewizja publiczna upiera się , że jest apolityczna, i na dowód odkopuje wyrzuconego z prezesury Wildsteina, powierzając mu prowadzenie paszkwilanckiego programu ‘Cienie PRL’. TVP wypiera się również komercjalizacji i przekonuje, że ‘Taniec na lodzie’ to program misyjny, bo uczy tańca na lodzie. Politycy, marketingowcy, sztaby antykryzysowe, rzecznicy prasowi, a zwłaszcza wydawcy oraz dziennikarze potrafią z wielką wprawą odwracać kota ogonem – skoro już jesteśmy przy zwierzątkach futerkowych. Tymczasem można, a nawet trzeba inaczej. MacDonald’s po filmie Super size me wcale nie wypierał się, że frytki i buły nie tuczą. Tylko dyskretnie uzupełnił menu o pozycje lżej strawne. Zdobył w ten sposób więcej nowych zwolenników niż stracił. Coca-Cola na nikogo nie zwalała porażki, jaką okazało się głośne pod koniec ubiegłego wieku wprowadzenie nowej marki i nowej receptury pod nazwą New Coke. Nie można było dyskretnie, więc publicznie przeprosiła za błąd i ogłosiła powrót do wersji klasycznej. Z dywersyfikacji nie zrezygnowała, gotowa w razie potrzeby redukować kalorie do zera. Bo rynek wymaga elastyczności szczególnie od najlepszych. Podobnie postępowały Lexus, Mercedes i wiele innych mądrych marek, którym zdarzały się błędy. Uczmy się więc od najlepszych. Wracając do futerkowych: Nazajutrz rodzice przyjeżdżają na działkę. Po imprezie ani śladu. Wszystko pięknie wysprzątane. Matka krząta się w kuchni, ojciec poszedł nakarmić króliki. Nagle wpada do kuchni blady jak ściana. - Czy ty coś robiłaś z królikami? – pyta. - Nie - opowiada matka. – A co się stało? - Ten królik, który zdechł i którego zakopałem pod płotem tydzień temu, jest w klatce. Wniosek? Krętactwo nie popłaca. A zacierając ślady, trzeba uważać, żeby nie przedobrzyć. Czterech studentów spóźniło się na egzamin. Zabalowali i spóźnili się dosyć znacznie i nie było sensu nawet wchodzić na salę. Po egzaminie podeszli do profesora i zaczęli prosić o dodatkową szansę zaliczenia. Na pytanie o powód spóźnienia wymyślili zgrabną historyjkę, jak to się spieszyli samochodem na egzamin, tylko przebili oponę i nie mieli zapasowego koła... Profesor wyznaczył dodatkowy termin, na którym dał dwa pytania, w sumie za 100 punktów. Pierwsze pytanie było za 10 punktów, a drugie za 90 i brzmiało "Które koło?". Wyobraź sobie, dziewczynko, że idziesz na imprezę do jednego z największych klubów na Śląsku. Pijecie z przyjaciółmi piwa o różnych smakach wytwarzane tam, jako specjalność lokalu. Poznajesz mężczyznę. Miło wam się rozmawia. Facet jest wyjątkowo pociągający a do tego schludny i ma naprawdę sporo do powiedzenia. Alkohol i twoje ulubione kawałki wprawiają cię w fantastyczny nastrój. Świetnie się bawisz. Całujecie się. On proponuje, żebyście pojechali do niego. Po krótkiej chwili wahania stwierdzasz, że to chyba nie jest najlepszy pomysł. W końcu przyszłaś ze znajomymi. Na pożegnanie podaje ci swoją wizytówkę z adresem i numerem telefonu, gdybyś miała ochotę się jeszcze kiedyś spotkać. Kilka dni później patrzysz w lustro i zauważasz brzydkie wypryski na twarzy. Udajesz się więc do lekarza. Po szczegółowych oględzinach pan doktor pyta, czy miałaś może ostatnio do czynienia z tak zwanym trupim jadem. „Nie” odpowiadasz i idziesz do apteki wykupić zaleconą maść. Stojąc w kolejce rozmyślasz nad diagnozą postawioną w gabinecie lekarskim. Kojarząc fakty przypominasz sobie faceta z imprezy. Trupi jad- brzmi makabrycznie. Po powrocie do domu dzwonisz na policję i przekazujesz dane z wizytówki, którą dostałaś wychodząc z klubu. Policja udaje się pod wskazany adres, gdzie dokonuje wstrząsającego odkrycia. W mieszkaniu, jak się okazuje, chirurga znajdują się dwa zabalsamowane ciała młodych kobiet, które służyły jego seksualnym praktykom. Dzięki gruntownej wiedzy medycznej, facet był w stanie tak zakonserwować zwłoki, że przez około 2 tygodnie wykorzystywał je jak dmuchane lalki. Funkcjonariusze powiązali owo odkrycie z niedawnymi zniknięciami młodych kobiet w klubach. Taką oto historię usłyszałam wczoraj, a która przydarzyła się znajomej koleżanki mojego kumpla. W każdym razie zmroziło to krew w moich żyłach i chciałam się tym z Wami podzielić, bo w końcu ile osób chodzi do klubów w celach towarzyskich… Tą historię opowiedział mi znajomy a dotyczy ona kobiety która wybierała się na kontrolne badania do ginekologa.Tak jak przystało przed wizytą lekarską ów kobieta poszła się umyć po czym spryskała się dezodorantem ( wszyscy wiedzą gdzie ).Doktor nakazał się jej rozebrać i usiąść na kozetkę,kiedy do niej podszedł uśmiechnął się pod nosem i stwierdził ; ale się pani wystroiła; Po powrocie do domu kobieta opowiedziała swojej koleżance o wizycie i o tym ze doktor tak jakoś dziwnie się śmiał.Koleżanka była trochę zdziwiona no bo niby z czego może śmiać się ginekolog podczas badania, ale po chwili pyta swoja koleżankę ;a jakim to ty się dezodorantem psikałaś ;a on na to że tym co stał na szafce;Koleżanka nie mogła opanować śmiechu kiedy się trochę uspokoiła wyjaśniła swojej mamie z czego śmiał się lekarz.Na szafce stał nie dezodorant ale lakier do włosów z brokatem.Wcale się mu nie dziwie to musiało super wyglądać... Zimowa impreza lekarzy,w mieszkaniu ktoregos z panow doktorow. Po wysokoprocentowych drinkach panowie zaczeli rozmawiac na temat wczasow w gorach,na ktore nie udalo im sie z jakiegos powodu pojechac. Oczywiscie zal sciskal,bo urzadzajacy impreze mial swietny sprzet narciarski,ktorego nie mial okazji wyprobowac. Podchmieleni lekarze postanowili wiec pozjezdzac na nartach na klatce schodowej. Pech chcial,ze gdy jeden z nich zjezdzal z gory, przejechal starsza pania. Musiala ona trafic do szpitala. Po kilku dniach od imprezy panowie postanowili sie dowiedziec,co sie dzialo ze staruszka.Obdzwonili wszystkie szpitale w miescie,ale nigdzie tej pani nie bylo.Wyrzuty sumienia zaczely dreczyc,jako ze pojawily sie watpliwosci czy kobieta nie zmarla.Dopiero na koncu znalezli poszkodowana,bo zorientowali sie,zeby zadzwonic do psychiatryka,bo czy to normalne ,zeby kogos narciarz na klatce schodowej rozjechal ? o niezwykle tanim samochodzie, którego niska cena spowodowana była tym, że właściciel w nim zmarł i długo leżał więc cały samochód zaśmierdł i smrodu nie dało nie zlikwidować. Samochód był z tego powodu ciągle sprzedawany. ta historia o narciarzu ma wersje jeszcze lepszą, bo akcja dzieje się na 10 piętrze i stamtąd zjeżdza osoba stęskniona za zimą i nartami, a przy okazji odbywają się urodzinny lub impreza u tej osoby. I babcia zostaja przejechan gdy wchodzi na góre by ich uciszyć. Ja słyszałam nową! Ja słyszałam nową! Mąż mój wczoraj w skupieniu opowiadał jak to narodziły się czarno-białe bliźniaki. Nowością w historii jest to, że nie żona zdradziła, a mąż miał kochankę, z kolei ta miała kochanka murzyna i tak to się przeniosło... A rzecz miała miejsce oczywiście w Polsce i dotyczyła znajomego znajomych Ponętna studentka przyszła " odstrzelona " ( mini , szpilki , głęęęboki dekolt ) na egzamin . Po kilku zadanych jej pytaniach , na które nie padły odpowiedzi i jej niewerbalnym , beszczelnym " narzucaniu się " profesorowi - ten zniesmaczony , wpisał jej dwóję i wywalił za drzwi. Na korytarzu koledzy pytają się jak jej poszło. - Dostałam dwóje od tego łysego alfonsa ! Profesor słysząc to przez uchylone drzwi , wybiegł na korytarz i poprosił ją o indeks. Przepisał ocenę na trójkę i powiedział: - Dobry alfons zawsze dba o swoje dziwki. No a slynna historia imorezy podczas ktorej pies gospodarza przyniosl w zebach zwloki jamnika sasiada? Nastapilo czyszczenie i kapiel zwlok w pachnacym plynie i podlozenie "spiacego" jamnika na ganek sasiada. A potem przyszedl sasiad z objawami obledu, bo sam tego jamnika dwa dni temu do grobu polozyl, jako ze ten wczesniej zdechl. Znacie jakieś historie typu: słyszałam, że brat mojej kolezanki ma kolegę, który zna kogoś kto.. Pewnie, ze znacie, każdy wieczór plotkowy obfituje w akie historie. Na przykład: wersja usłyszana od mojej przyjaciółki: słuchaj, tam u mnie na wsi, gdzie mam działkę, mieszka taka laska, której siostra cioteczna kupiła sobie suknię śłubną z drugiej ręki. Z trupa ściągnięta ta suknia była! Jakieś hieny cmentarne z nieboszczki zdarły i oddały do komisu. I ona, ta siostra koleżanki, w dniu ślubu zraniła się, przycienając sobie skórę zamkiem błyskawicznym z tej sukni! Zatruła się trupim jadem i umarła! Wpisujcie swoje perełki istorię tę opisywał Urban w "Kulisach" [był taki tygodnik] przed prawie 40-tu laty. Facet pracujac, czesto jezdził w delegacje. Pewnego razu na taki wyjazd wprosiła sie zona. Gość załatwiając sprawy służbowe odwiedził prostytutkę - idąc do niej na klatce schodowej minął się z murzynem. Następnie wrócił do czekającej w hotelu żony - no i...stało się. Też nie jestem profesorką przekazuję tylko to czego mnie nauczono w tym co opowiadał wykładowca było właśnie tak, że mąż przespał się z prostytutką, (która miała przed nim czarnego klienta), a potem przespał się z żoną (która zaszła w ciążę i urodziła dziecko o ciemnym kolorze skóry). Mąż pod napletkiem przeniósł plemniki innego mężczyzny. Pewna Gdańszczanka długo nie nacieszyła się swoim mężem, bowiem zmarła tydzień po sakramentalnym "tak". Zagadka rodem z "opowieści z krypty". Według internautów panna młoda na ślubnym kobiercu stanęła w wypożyczonej sukni ślubnej z komisu. Piękna, koronkowa suknia miała należeć do pewnej bardzo zamożnej kobiety z czasów II wojny światowej. Najwidoczniej to skusiło pannę młodą z Gdańska do zakupu. Jak się z czasem okazało na jej nieszczęście. Tydzień po ślubie kobieta zmarła. Po przeprowadzeniu sekcji zwłok okazało się, że panna młoda została zarażona TRUPIM JADEM. Skąd w organizmie młodziutkiej Polki trupi jad? Według kryminalnych jad pochodzi z sukni, którą żyjąca jeszcze kobieta kupiła w komisie. Policja przypuszcza, że suknia ślubna to kradzież z pobliskiego cmentarza. Ktoś odkopał trumnę i szukając kosztowności (pierścionki itp) zabrał także suknię. Na forach internetowych można przeczytać wiele takich opowieści. Każdy zna zapewne histroryjkę zaczynającą się od słów "koleżanka mojej koleżanki...". Ale czy trupi jad istnieje naprawdę? Na wikipedii czytamy: hahaha - przeznaczenie i tak nas odnajdzie :D nie ma ... hahaha - przeznaczenie i tak nas odnajdzie :D nie ma rady... słyszałam kiedyś o gościu (niestety nie pamiętam nazwiska, ale w sumie to nieważne...), który wybrał się na targi samochodowe. Wsiadł do tira i wypadł z kabiny. Cudem się nie połamał! Kiedy wychodził z targów, do buta wpadł mu kamyczek. Oparł się o słup wysokiego napięcia i zaczął wytrząsać kamień. Nagle podbiegła kobieta, której zdawało się, że faceta poraził prąd. Drewnianą deską chciała go "odczepić" od słupa i złamała mu rękę w czterech miejscach...! chyba nie można oszukać przeznaczenia ;P ~a, 2005-10-17 18:20 brzmi zabawnie - ale znajomi dostali lata temu prochy babci przeslane z ameryki w puszce od przypraw a list się zgubil i dowiedzieli sie ze to babcia jak już ją zjedli... kiedyś mój kolega opowiadał że jego koleżanka po wypiciu shake'a wylądowała w szpitalu i po zbadaniu tego shake'a okazało się że były tam 3 różne spermy... Słyszeliście o obciachu jaki sprawili przedstawiciele Wyszatyc, którzy byli jakieś kilkanaście lat temu w Warszawie na delegacji, chodzi mi dokładniej o SKR Wyszatyce? Przybliżę wam tą historię. Otóż za czasów socjalizmu były organizowane takie wypady na „szkolenia”, a mówiąc szczerze na popijawy dla rolników i innych przodowników pracy. Koniec tych smęt przechodzę do meritum opowiadania. Otóż kiedy na jednej z delegacji w Warszawie byli przodownicy pracy z Wyszatyc wydarzyło się coś co było przewidziane zalali się jak zwykle. Ale najlepszy był fakt, że ktoś wpadł na pomysł, że pójdą do teatru co wszystkich pijących zaskoczyło. Postanowili, że będąc w Warszawie powinni zobaczyć co to w ogóle jest ten teatr. Poszli na spektakl, ale się spóźnili i weszli w drugim akcie. Wchodzą ładują się na główną salę i zakłócają troszeczkę cały spektakl zaczyna się kwestia aktora: który mówi skąd przybywacie Błędni Rycerze; A oni wszyscy naraz krzyczą z SKR Wyszatyce. Ludzie będący w teatrze kładli się ze śmiechu na parkiet śmiali nie ziemsko. Zagłuszyli aktora który zgłupiał z wrażenia i zapomniał kwestii. Do tej pory krąży ta historia po Świeci i najbliższej okolicy. Jeśli macie coś podobne go to piszcie... To się zdarzyło na prawdę: Izba przyjęć w Zakopanem. Przywieźli mężczyznę i kobietę w jednym ambulansie. On-z nagim zadem, odmrożonym i zakrwawionym. Ona ze zdartą twarzą. Dyżurujący lekarz pyta jak to się stało? W odpowiedzi usłyszał następująca historię: On Stanąłem pod iglakiem za potrzebą. Ściągam spodnie, wypinam się za potrzeba i nagle narty zaczynają odjeżdżać, więc chcąc ratować się przed upadkiem jechałem dalej starając się utrzymać równowagę. Niestety w końcu się wywróciłem i sturlałem. Ona: Jadę sobie stokiem, a tu obok mnie przejeżdża facet z gołym tyłkiem na wierzchu. Niedowierzając własnym oczom obróciłam się i wtedy wpadłam na choinkę. Seks-skandal w ostródzkim gimnazjum. Pięć dziewcząt zaszło w ciążę prawdopodobnie po grupowych orgiach. Orgiach, które przez samych uczniów określane są zabawą w słoneczko lub w gwiazdę. Pięciuset uczniów i przez ostatnich osiem lat ani jednej młodej matki. W tym roku, nagle jest ich aż pięć. I choć dyrekcja nie widzi w tym nic nadzwyczajnego, w mieście aż huczy od plotek na temat orgii gimnazjalistów. W zabawie według uczniów, wygrywa ten, który ostatni zakończy stosunek. I to właśnie w czasie jednej takich orgii miało zajść w ciążę pięć uczennic. Ostródzki przypadek nie szokuje psychologów, którzy przyznają, że dzieci czerpią przykład z dorosłych. Prokuratorzy i policjanci bezradnie rozkładają ręce, bo uczennice powyżej piętnastego roku życia w sprawach łóżkowych przez prawo traktowane są jak dorosłe. Ale jak pokazuje ten przykład, do dorosłości brakuje im wiele. ;D A teraz opowieść z życia wzięta - przytrafiła się mojemu kumplowi z tańców, choć słyszałem, że już kursuje jako regularny kawał: Kumpel jechał autobusem, tam gdzie są dwa podwójne siedzenia naprzeciw siebie. Na jednym siedziała kobieta z małym dzieckiem, które stało nieopodal. Obok siedziała inna kobieta w długim płaszczu aż do ziemi - nawet ciągnął się po podłodze. Kumpel siedział naprzeciw nich, a obok niego jakiś koleś. Otóż to dziecko upatrzyło sobie płaszcz tej drugiej pani i zaczęło: tup! tup! umyślnie stąpać po nim. Sytuacja się powtarza, matka dziecka ani drgnie. Dziecko dalej depcze. W końcu kobieta w płaszczu uprzejmie, acz nieśmiało prosi matkę dziecka: "Proszę pani, pani dziecko depcze po moim płaszczu. Czy może je pani uspokoić, coś mu powiedzieć?" Matka obraca głowę i odpowiada na to: "Ja wychowuję moje dziecko bezstresowo". Zapada cisza. Dziecko dalej depcze sobie w najlepsze. Na następnym przystanku wstaje ten koleś, który siedział obok mojego kumpla i który również przyglądał się całej groteskowej sytuacji. Wstaje więc, podchodzi do matki tego dziecka, wyjmuje gumę do żucia z ust, przykleja ją matce dziecka do czoła, mówi: "Ja też byłem wychowywany bezstresowo." i wysiada... ;D Autentyczna historia! :D Młoda kobieta z kilkuletnią dziewczynką robiła zakupy w centrum handlowym. Nagle uświadomiła sobie, że małej nie ma przy niej. Wszczęła alarm. Ogromną galerię błyskawicznie zamknięto i rozpoczęto poszukiwania. Dziewczynkę znaleziono w toalecie. Porywacze ogolili jej głowę i założyli perukę, przygotowując się do wyprowadzenia dziecka. Zbrodniczy zamiar im się nie powiódł. Znajomy opowiadał mi, że jakiś czas temu będąc na ślubie, w Częstochowie na Jasnej Górze, taki dialog miał miejsce między [K]siędzem a [P]anem Młodym: K, nie usłyszawszy jak młody ma na imię przysłonił lekko mikrofon, i mówi: - jak pan ma na imię? P, myśląc że to jakiś test odpowiada dumnie: - pan ma imię Jezus! akis czas temu dotarła do mnie "plotka" o żekomych zabójstwach w miedzychodzie i międzyrzeczu dwóch nastolatek którym jak sie okazało wycięto narządy i porzucono ciała, teraz w sklepie usłyszałam jak kobiety rozmawiały że niby po okolicy jezdzi fałszywa karetka z której porywacze porywaja ludzi i wycinaja im narządy a ciała wyrzucaja i ze niby znaleziono 4osobową rodzine matke ojca i dwójkę dzieici na polu w słopanowie, a raczej to co z nich zostało, bo ciała zostały pozbawione narządów. czy ktos moze jeszcze słyszał taka historie? bo niewiem czy poprostu we wronkach zabraklo tematów i wymysla sie horrory ze boje sie wypuszczać dzieci na dwór czy to poprostu bzdura??? i ze niby policja robila obławe ale sie nie udało (no dziwne)... prosze o jakies sprostowanie jesli ktos wie cos na ten temat??? Cała ta historia została zamieszczona w serwisie wykop.pl, i o ile wierzyć jej anonimowemu autorowi wydarzyła się naprawdę. Chłopak został zaproszony na ślub i wesele, jako osoba towarzysząca. Wszyscy pięknie ubrani, stoły suto zastawione, weselne przesądy spełnione. Pan młody bierze mikrofon i padają słowa: "Dziękuje wszystkim za przybycie, życzenia i prezenty. Mam dla Was małą niespodziankę schowaną pod każdym talerzem. Proszę o sprawdzenie kopert.." Goście podnoszą talerze, a pod nimi koperty, w których były erotyczne zdjęcia panny młodej z nieznajomym mężczyzną. I tu padają słowa młodego: "Dowiedziałem się miesiąc temu, że moja XXX mnie zdradza z tym panem na zdjęciu. Postanowiłem w dowód zawodu miłosnego to sfotografować i pokazać Wam wszystkim. Nie chciałem odwoływać przyjęcia, bo i tak jest zapłacone. Inaczej byście mi nie uwierzyli i byłbym najgorszy gdybym nagle zerwał związek tuż przed weselem. Ksiądz proboszcz mam nadzieję, unieważni małżeństwo, skoro jest jeszcze nie skonsumowane. Dziękuję wszystkim. Wy zostańcie i bawcie się. Zdjęcia zachowajcie na pamiątkę." Człowiek, opowiadając tą historię, napisał, że wszystkim "kopary opadły" ze zdziwienia. Panna młoda uderzyła młodego w twarz i się popłakała. Mężczyzną, z którym młoda zdradziła swojego przyszłego męża był jego kuzyn. Opowiada koleżanka mojej narzeczonej: ...Wiesz, wczoraj moja koleżanka przyszła mi się pożalić. Weterynarz zabrał jej ukochane zwierzątko. Ale od początku. To zwierzątko to boa dusiciel. Koleżanka hodowała go od 10 lat. Spała z nim..., traktowała go jak pieska. Spacerował (w cudzysłowie) po całym domu. Jak kładł się spać, to tak fajnie zwijał się w spiralkę. Ale od jakichś 3 tygodni coś złego się z nim działo. Zachorował. Nie jadł, już nie zwijał się w taką spiralkę, tylko wyciągał się jak długi obok niej. "Chyba się do mnie upodabnia ;-)" - mówiła z uśmiechem dziewczyna. Zaniosła go do weterynarza. Gdy weterynarz usłyszał historię, włos mu się na głowie zjeżył. Wezwał odpowiednie służby, przyjechały natychmiast, zawinęły węża. Weterynarz tłumaczy: dusiciele potrzebują około 10 lat, by dojrzeć w pełni (hodowała go przez 10 lat). Potem przychodzi czas, gdy robią sobie miejsce w brzuchu. Taki czas trwa do 3 tygodni (nie jadł 3 tygodnie). W ten sposób przygotowują się do połknięcia wielkiego posiłku. A gdy wyciągają się jak długie, to sprawdzają, czy posiłek zmieści się im w brzuchu... Czy hoax z poczatku lat 90 tych że laski zarażone wirusem HIV po upojnej nocy zostawiają na lustrze w łazience napis : "witaj w świecie seropozytywnych" <Lux> Słuchaj, co nam dzisiaj wykładowca opowiedział. Gdzieś w Stanach młoda dziewczyna dostała zapaści, umarła, zabrali ją do kostnicy. Parę dni później jej rodzice przyszli po ciało, ale jakoś nikt im nie chciał go wydać, w końcu lekarz zaprosił ich do gabinetu i siłą wlał walerianę do gardła. <Lux> Otóż w tym szpitalu w kostnicy pracował pewien... zboczeniec. Patrzy, a tu piękną, młodą dziewczynę przywieźli, no to co sobie będzie żałował. Zaczął korzystać, wykonywał ruch podobny do reanimacji, kiedy to dziewczyna otworzyła oczy. Facet był nieprzyzwyczajony do takiego zachowania partnerek, więc z wrzaskiem spadł z niej. Okazało się, że dziewczyna wcale nie umarła, tylko zapadła w letarg. <Morfees> O ja ****ę... <Lux> No i zrobiła się afera, facetowi postawiono zarzuty profanacji zwłok. Nie można było tego udowodnić, a że dziewczyna ożyła, to nie bardzo mogła za zwłoki robić. Chcieli zmienić kwalifikację prawną czynu i oskarżyć go o gwałt, ale dziewczyna nie wniosła oskarżenia, bo było nie było, dzięki temu ożyła. <Morfees> Żesz... <Lux> A na koniec, facet-zboczeniec wytoczył dziewczynie sprawę, że spadając z niej, złamał sobie nogę. <Lux> Dostał 4 tysiące odszkodowania.... 14-letnia dziewczyna w wyniku złego samopoczucia wybiera się do lekarza. Diagnoza jest prosta, choć zaskakująca: „Jesteś w ciąży”. W szkole wybucha afera. Rodzice wzywani są na rozmowę z Panią Dyrektor. Uczennica zapytana o to, kto jest ojcem dziecka, odpowiada: „Nie wiem, na imprezie graliśmy w słoneczko”. Następne wyjaśnia zasady gry: Dziewczyny kładą się nago na plecach z rozłożonymi nogami, tak aby utworzyć koło. W środku stają chłopcy, również nadzy, w liczbie proporcjonalnej do liczby dziewczyn. „Panowie” używają swoich koleżanek, po kolei zmieniając się co jakiś czas. Przegrywa ten chłopak, który jako pierwszy osiągnie orgazm i wytrysk. Gra jest bardzo „atrakcyjna”, szkoda tylko, że rodzice nie zadbali wcześniej o to, aby uświadomić swoim nastoletnim dzieciom, czym jest seks i współżycie, tak, aby same sobie nie robiły krzywdy. Tego typu historie słyszy się od znajomych i przyjaciół zapytawszy po prostu, co u nich. Lekkość, z jaką ludzie opowiadają sobie o takich wydarzeniach, wprawia w kolejne zdumienie, tak jakbyśmy nie rozmawiali o patologii, a o kolorze lakieru do paznokci. 1.Ostre jaranie, nagle gospodarz twierdza, że zginął mu pies - rotwailer. "Stary spoko, znajdzie się". Faktycznie po jakiejś godzinie piesek przyleciał, ucieszony. Patrzą, co on ma w pysku? O k... , jaknik sąsiada!!! Chłopcy nie zjarzyli że jamnik trochę sztywny i wymazany ziemią... Wymyślili że go wykąpią i położą sąsiadowi na wycieraczce, niby ze zdechł... Na drugi dzięń gospodarz imprezy zagaduje sąsiada co u niego, a ten z nieobecnym wzrokiem: Panie, niesamowite! Dwa dni temu zdechł mi jamnik, zakopałem go, a dzisiaj rano znajduję go na wycieraczce wykąpanego... Pewna dziewczyna, wieku mi nieznanego, w mieście stołecznym - rozwiodła się. Była sama i samotna, więc zapragnęła kupić sobie zwierzę, aby swą miłą obecnością rozjaśniało jej puste wieczory i takież poranki. Dziewczyna była najwyraźniej ekscentryczką, bo zamiast rozkosznego, miękkiego kociaka z czerwonym kłębuszkiem wełenki lub kudłatego pieska , co sika na parkiet i gryzie skarpetki - kupiła sobie ... węża. Wąż zamieszkał z dziewczyną, i dobrze im było. Gad jadł, spał i rósł, a po pierwszym okresie obojętności ( zwłaszcza ze strony węża ) nawiązała się między nimi nić porozumienia. Przynajmniej dziewczyna odczuwała tę nić wyraźnie, gdyż wąż reagował na jej obecność, a nocą spał zwinięty w kłębek w nogach jej łóżka. Po dwóch latach wspólnego bytowania, nie przerywanych żadnym znaczącym wydarzeniem w ich wzajemnych relacjach, dziewczyna zauważyła, że wąż stał się osowiały. Przestał jeść, chował się po kątach, a nocami, zamiast w nogach łóżka - sypiał wyciągnięty wzdłuż jej boku. Martwiła się o swojego gada i poszła z nim do weterynarza. Weterynarz zbadał go, zapisał leki na poprawę apetytu ( ciekawe, jak się bada węża ? ) i odesłał do domu. Zdrowie śliskiego pacjenta nie poprawiło się, więc troskliwa dziewczyna postanowiła zasięgnąć porady u znawcy gadów i gadzich obyczajów. Znawca wysłuchał opisu niepokojących objawów, i powiedział : - Proszę pani. Ten wąż nie jest chory. On teraz pości. A leży wzdłuż pani nocą, bo sprawdza, czy pani się zmieści. To prawdziwa historia. Opowiedziała nam ją dziś klientka. Leżę na łóżku, pisze tego posta, i patrzę na drzemiącą obok mnie kotkę. Trochę mała jest. Raczej nie ma szans, żebym sie zmieściła, jakby co.. Murzyn też człowiek.... ...historia oparta na faktach... Autobus, polski, czewony, zapchany po brzegi. Stara, ale jara PWM (Pani W Moherze) trzyma się kurczowo rurek, odbijając się od nich niczym w grze flipper, u jej stóp wdzięcznie leży kupa siatek, z przewagą kupy. Naprzeciwko PWM siedzi murzyn. Wyglada przez szybę i bezczelnie siedzi. PWM ni to do siebie ni to do Murzyna cały czas mamrocze pod nose "Bosze mój no...ludzie stoją, a murzyn siedzi..no co za czasy, murzyny siedzą no...boszze...a dobrzy ludzie stoją...." i tak w kółko. Nagle kontrola biletów. PWM wyciąga bilecik i kurczowo trzyma go w łapce jednocześnie trzymając się rurki, wiadomo tłok itp itd. W tym momencie Murzyn wyciaga dłoń, zabiera bilet PWM, wkłada go do buzi i zjada....Pani w Mocherze zaniemówiła, na ten szok przybył kontroler i prosi Panią o bilet. Pani jeszcze wstrząśnięta niezmieszana drżącym głosem mówi: "...nieee..nie mam...mu...murzyn mi zjadł!" Pan Kontroler spojrzał niepewnie na PWM, następnie na Murzyna, który rozmarzonym, niewinnym wzrokiem wyglądał przez szybę. Pani W Moherze nadal swoje: "No przysięgam! Murzyn mi zabrał i zjadł no! No ludzie widzieli prawda! Państwo widzieli, że murzyn zjadł?!". Państwo dławiąc śmiech nawet nie zareagowali, a Pani W Moherze musiała zapłacić mandacik za brak biletu, za Murzyna i za solidarkę autobusową. Az dziwne, ze tego do tej pory nikt nie wymienil: Koledzy kolegi mojego kolegi (czy jakos tak;) postanowili poeksperymentowac z pewnymi nielegalnymi substancjami, no i zachcialo im sie pojezdzic sobie samochodem w srodku nocy. Ktorys z nich wpadl na genialny pomysl, zeby pojechac na rondo i jezdzic po nim na wstecznym. Wiec tak sobie robia koleczko za koleczkiem, az w pewnym momencie uderzyli w samochod jadacy we wlasciwym kierunku. Od razu zjawila sie policja (sic!), wiec owi koledzy kolegi mojego kolegi wpadli w panike i stwierdzili, ze sie boja wysiasc z auta. Po chwili podszedl do nich policjant. Gdy przerazeni odkrecili szybke, uslyszeli "Panowie, nie przejmujcie sie, facet ma prawie dwa promile. Wyobrazcie sobie, ze wmawia mi, ze jechaliscie po rondzie na wstecznym!". The end. Takie coś, to jest legenda miejska, która jeszcze nią nie została tak do końca. Taką inną, w podobnym stylu, jest historia chłopaczka, który wsiadł do tramwaju z tatusiem. I odbywa się taka konwersacja na pełen regulator tak, że wszyscy słyszą: - Krzysiu, nie liż szyby! ... .. - Krzysiu, nie liż szyby! .. - Krzysiu, nie liż szyby, bo powiem mamie! - Jak powiesz mamie, że liżę szybę, to ja powiem mamie, że ty sikasz do umywalki! Historię tę słyszałem jak byłem jeszcze brzdącem, na początku podstawówki, w latach 60 XX wieku. Opowiadana była oczywiście jako "fakt autentyczny" "dopiero co zasłyszany przez kolegę znajomego". Historię tę usłyszałem 30 lat później daleko poza Polską, opowiadaną również jako "dopiero co zasłyszaną przez znajomą koleżanki".... Ja słyszłama historię jak dwóch facetów założyło sie że jeden z nich nie pójdzie o północy na cmentarz i nie wbiję noża w grób....Facet oczywiście poszedł i wbił ten nóż a gdy miał już wracać to poczuł że coś go ciągnie od doły i tak sie przestraszył że zmarł na zawał serca....okazało sie że facet przez przypadek nożem przybił do grobu kawałek swojego płaszcza.... Szok!!! cześc dziewczyny normalnie jestem w szoku!!dzisiaj sie dowiedziałam że u nas w jednym centrum handlowym byla proba porwania dziecka.kobieta z dwojką dzieci jedno w wzku drugie kolo 2 latek schyliła sie do wózka i coś tam robiła a jak si podniosła starszej córki już nie było.zaczeła szukac wreszcie ochrona zamkneła wszystkie wyjścia.na szczęście ochrona znalazła małą tylko że niunia już była uśpiona przebrana w inne ciuchy i ogolona na łyso. chyba nawet nie potrafie sobie wyobrazić co czuła matka. mamuśki pilnujcie swoich skarbów bo jak widać wystarczy tylko chwila:(( Paczka z Ameryki tak zdominowała zbiorową wyobraźnię, że była bohaterką wielu - nie wiadomo czy prawdziwych - anegdot. Jedną z bardziej znanych i makabrycznych była ta o dziwnym, ozdobnie zapakowanym proszku bez etykiety przysłanym przez krewnych z Ameryki. Nie był smaczny, ale jako amerykański i tak adresaci go zjedli. Dopiero potem dotarł do nich spóźniony list, w którym krewni donosili, że przesyłają prochy skremowanej babci. a slyszeliscie ta historie ze jakas majowkowy ostry melanz byl i gosciu po 3 dniach chlania idzie na kibel i zaczyna drzec morde zeby dzwonic po karetke bo wysral jelita przyjechala karetka i sie okazalo, ze to tasiemiec s******lal bo za duze stezenie alkoholu we krwi impreza w akademiku: ludzie sie napili i postanowili pojeździć na nartach ze schodów jeden ludek przejechał panią sprzątaczkę, ona poturbowana, wzywają pogotowie. lekarz ją pyta: co pani jest? a ona troche w szoku: narciarz mnie przejechał podobno chcieli ja wziąć na konsultacje psychiatryczne Jeden dwa jeden dwa, pewna pani 2x25 i trochę więcej, odczuła potrzebę pojścia do ginekologa w wiadomym celu. Lekarz zbadał panią, zapisał lekarstwa i gdy owa kobieta się już ubierała za parawanem, rzucił tak w powietrze tak nie wiadomo do kogo "ale się pani dziś wystroiła". Fraza ta nie dawał naszej bohaterce spokoju. Postanowiła porozmawaić o tym ze swoją córką. -Byłam u ginekologa i gdy już wychodziłam on rzekł "ale się pani dziś wystroiła" -Może się mamo śmiesznie ubrałaś? -Nie tak zwykle, miałam ta spódnicę, tę szarą bluzkę, nic specjalnego, majtki żadne fikuśne tylko czyste... i zanim poszłam psiknęłam się tam dezodorantem. -Mamo jakim? -Tym który mamy w łazience, poczekaj przyniosę i pokażę. Po chwili, córka patrzy na opakowanie i mówi: -Mamo! To nie dezodorant, to lakier do włosów z brokatem. Smacznego A z innych...... Dziewczyna była świadkiem jak samochód potrącił psa. Pies zdechł jej na rękach, spakowała go do pudła, żeby nie leżał na środku ulicy ruchliwej i stała z tym pudłem na przystanku. Jakiś chłopak z nią zagadał co tam ma, więc dziewczyna wstydząc się mówić, że zdechłego psa odpowiedziała, że głośniki. Po dłuższej rozmowie nagle chłopak wyrwał dziewczynie pudełko, przekonany, że tam cenna zdobycz i uciekł Ciekawe jaką miał minę jak otworzył pudło Wiejskie wesele. Panna młoda podrzucana na krześle uderzyła szyją w wentylator sufitowy tak, że polała się krew z tętnicy. Zmarła. Pan młody z żalu poszedł się powiesić, zaś jego ojciez zmarł z tego powodu na zawał. TŻ mi opowiadał podobną historię sprzed lat, której był świadkiem. Rzecz się działa na stoku narciarskim. Jakiejś narciarce zachciało się siusiu i wjechała do lasku przy stoku, spuściła spodnie, przykucnęła - ale musiała źle ustawić narty, i wyjechała w kucki pupą do przodu między ucieszonych narciarzy Ciotka mojej znajomej ...pani w zaawansowanym wieku... tz ok. 55 lat :-)....wybrała się do ginekologa....mieszka na wsi...a rzecz działa się zimą..więc bidulka musiała wstać wcześnie....było jeszcze ciemno..a tu jak na złość wyłączyli prąd....ale lekarz rzecz święta..umyć trzeba było sie ze szczególną starannością:PP.....o świeczce oczywiście....podsumowaniem zabiegów higienicznych miało być spryskanie bezzapachowym dezodorantem miejsc właściwych...wieś wsią..ale wyglądać jakos trzeba...Pani się prysnęła..tylko pomyliła buteleczki..i zamiast deo psiknęła sobie brokatem......lekarz bardzo się zdziwił......ale myślę, że chyba mu sie podobało..po powrocie nie wiem czemu Pani sie popłakała...na końcu ze śmiechu:) Ps. Opowieśc dedykuje Lilith...której jestem wdzięczna...juz ona wie za co:))))) pozdr Ania v foxy Na slubie ciotecznej kuzynki stryjecznego brata, swiadkowa od strony panny mlodej zalozyla czarna sukienke i czarne gacie. Okazalo sie to fatalne: przy rytualnym podrzucaniu panny mlodej na weselu ktos za wysoko rzucil i wentylator upie..lil pannie mlodej glowe, jej matka zatrula sie smiertelnie salatka jarzynowa, zas pan mlody powiesil sie ze zmartwienia w klopie. A wszystko przez te czarna sukienke. hehe kolega mi ciekawą sytuacje opowiadał. Zdawał 14 lutego (nie w tym roku). Wsiadł do samochodu, połozył koperte koło przedniej szyby. No i zaczął jeździć. Zdał. Na koniec egzaminator już chce brac koperte a ten: "ale to nie dla Pana....to walentynka dla dziewczyny jest" :) Ja słyszałam o takim przypadku na weselu,że podczas pierwszego tańca pan młody podrzucił panią młoda i zahaczyła szyją o wiatrak i zginęła a pan młody uciekł z wesela i się powiesił ,niezła impreza Druga historia mnie ubawiła po pachy. Koleżance mojego faceta zdechł piesek. Był malutki podobny do yorka. Nie pamiętam jaka rasa. Ale dziewczyna postanowiła, że zakopie go u siebie na działce , będzie jej lżej. Spakowała go w torbe, bardzo przypominającą torbę od laptopa. Jechała na działkę w autobusie i....................... hahaha tę torbę jej ukradli bo złodzieje myśleli, że ona ma tam komputer haha ale musiała być mina tych złodzieji jak zobaczyli zawartość torby A ten Sphinx to ten sam co w całej Polsce? Taka sieć? Bo w Poznaniu to do dłuzszego czasu nei da się tam jeść, w Shoarmie z kurczaka królują flaczki i inne podroby - trudno to przeżuć. Nie wspominając o aferze, gdzie kontrol azewnętrzna wykazała jakis rok temu w sosach kilka rodzajów spermy. Cóz, moze tylko Poznan ma pecha do Spfinksa niezle zryci jestescie =p zaraz ktos przytoczy historyjke jak to kumpel kumpla zalozyl sie z kumplem kumpla kumpla i poszedl na cmentarz a nastepnie przy jakims grobie cos go zlapalo! padl na zawal a okazalo sie ze to plaszcz mu sie zaczepil HEHHE~`taki psikus z takich historyjek pamietam ta o studencie AGH którego po każdej nocy w akademiku bolał odbyt. Poszedł do lekarza który zapytał go czy przypadkiem nie odbywa stosunków homoseksualnych. student nie dowierzał, ale pewnej nocy udał że zasypia i zorientował sie że kolega z pokoju chce uśpic go chloroformem po czym niecnie wykorzystać :) i tak sprawa sie wydała :))) kiedys pusciłem ta historie w szkole i doszła z powrotem po kilku tygodniach :) przypomniało mi sie jak kolezanka mojej mamy poszla do ginekologa tak wiec przed ginekologiem Pani K. musiała sie umyć jak to zazwyczaj bywa i po umyciu użyła dezodorantu do higieny intymnej i poszła jakgdyby nigdy nic do ginekologa oczywiście lekarz kazał sie rozebrać i połozyc na samolot ginekologą czyniąc swoja powinność stwierdził do niej tak "ale sie dziś pani wystroiła" Pani K. nie wiedząc o co chodzi poszła do domu i sprawdziwszy dezodorant okazało sie ze uzyła lakieru z brokatem no i sztandarowy przyklad jednego z samochodowych maniaków, ktory na > Piatkowie "rozwscieczony" kilkusekundowym czekaniem na to, az dzieciaki > obrzucajace sie sniegiem zejda z przejscia dla pieszych, wjechal na > osiedlowy > trawnik, rozgonil pieszych i próbowal rozjechac sniegowego balwana - lecz > okazalo sie, ze to oblepiony sniegiem hydrant Sytuacyjny... Znajomi brali ślub, zdarza się. Doszło do momentu, kiedy małżonkowie powtarzali przysięgę za księdzem. Niestety rzeczony ksiądz zapomniał imienia pana młodego. Więc go szeptem pyta (wszyscy w kościele i tak to słyszeli): - Jak masz na imię? Zdenerwowany pan młody powtarza: - Jak masz na imię? Wszyscy w śmiech. Ksiądz znowu szeptem: - Jak Pan ma na imię? A pan młody jeszcze bardziej zdenerwowany z nadzieją w głosie: - Pan ma na imię Jezus... Wszyscy się setnie uśmiali nawet ksiądz Pszczelarz, właściciel psa myśliwskiego miał za sąsiada posiadacza pięknego królika. Często on mówił, "Trzymaj swojego psa z daleka od mojego ogródka, gdy wynoszę tam królika w klatce, nie chcę nieszczęścia mojego pupilka." I stało się, wraca pszczelarz z pracy i widzi swojego psa z królikiem w pysku, królik brudny i oczywiście nieżywy. U sąsiada w ogródku stoi pusta, otwarta klatka. Zabiera psu pszczelarz królika, czyści go, wyciera, i biegiem do ogródka sąsiada, wkłada królika do klatki, zamyka ją. Następnego dnia spotyka sąsiada, ten mówi, "Dziwna rzecz wczoraj mi się przytrafiła. Zdechł nam królik, więc rano zakopałem go w ogródku, wracam z pracy, i co widzę, królik siedzi w klatce." przypomniało mi sie jak kumpel opowiadał mi o jakichś swoich dalszych znajomych którzy jechali samochodem kompletnie zaćpani. jeździli po rondzie na wstecznym aż uderzyli w jakiś samochód, wtedy przestraszyli sie i siedzieli w samochodzie z oczami w słup. po jakimś czasie przyjechała policja, sprawdziła wszystko, gliniarz widząc jak są wystraszeni podchodzi do nich i mówi "nic sie nie bójcie chłopcy, wszystko będzie dobrze, koleś miał 2 promile, jest tak najebany że mówi że jechaliście do tyłu" : : szkoda że nie wszystkie takie wypadki kończa się tak zabawnie :roll: Przypomniała mi się w jednym z nich stara opowiastka o zupie. Młoda studentka we Wrocławiu się ucząc, wybierała się na niedziele do domu. By zadbać o siebie postanowiła na Wrocławskim dworcu zjeść zupę. Po zajęciach, po całym tygodniu przeżytym na skromnym budżecie, wyskubała z kieszeń ostatnie grosiki, już po zakupie biletu ulgowego do domu i kupiła w barze zupę. Postawiła torbę przy wolnym miejscu, zupa gorąca wiec przeniosła ją ostrożnie oburącz trzymając i wróciła się po łyżkę. Odwraca się w stronę stolika i nie wierzy swoim oczom - jej zupę je jakiś czarnoskóry! Podeszła do stolika, zdecydowanym ruchem odebrała mu talerz i włożyła do niego własną łyżkę. Murzyn popatrzył ze zdziwieniem; Co krizis, krizis! I odszedł. Studentka ochłonęła ze zdenerwowania i przyszła jej myśl ze ON ukradł jej torbę!!! Nerwowo rozejrzała się, a przy stoliku obok stała jej torba i jej gorący talerz z zupą! W jednym z hosteli gdy jadłem śniadanie pewna kobieta trzykrotnie przynosiła sobie do tegoż śniadania tosty. Obecni turyści uznali ja za osobę z obsługi. Kiedyś słyszałem że pochowali pannę młodą w sukni ślubnej, bo miała wypadek samochodowy w dniu ślubu (..). Po tygodniu jak ucichła sprawa wypadku, grabarz wykopał pannę młodą, rozebrał z niej suknie i sprzedał, w komisie za okazyjna cenę. Po pewnym czasie suknie, kupiła inna kobieta: Ubrała suknie na ślub i po dłuższym czasie zmarła z powodu, nieznanej choroby. Śledczy medycyny, 3 tygodnie od śmierci stwierdził, zatrucie jadem trupim. Co o tym myślicie? Do zapłodnienia wystarczy JEDEN plemnik i jedno jajeczko. Na palcu można przenieśc TYSIĄCE plemników ( podczas wytrysku jest ich kilkaset tysięcy). Plemniki mają własny "napęd" który pozwala im przemieszczać się w wilgotnym środowisku pochwy do wewnątrz co może spowodować oczywiście zapłodnienie. Zdarzyła się historia ze facet przeniósł na swoim prąciu plemniki od prostytutki do swojej kobiety. Sprawa wyszła na jaw gdy kobieta urodziła murzyniątko i wygrała sprawę w sądzie. Jak widać więc kilkugodzinne wystawienie plemników na mało korzystne środowisko - zbyt niska temperatura i brak wilgotności zbytnio im nie zaszkodziły. Więc reasumując: żeby zabawy tego typu o jakich mówisz były bezpieczne a i w konsekwencji przyjemne stosuj dopochwowy krem antykoncepcyjny lub krążek. Oczywiście do zapłodnienia może tez nie dojśc - bo np kobieta była za mało podniecona, pochwa mało wolgotna etc etc. Ja mówie tylko o prawdopodobienstwie. Jest oczywiście niższe niż przy pełnym stosunku ale wbrew pozorom dość wysokie. Jeżeli chodzi o ulicę Łęczyńską, to tam przed wojną była wieś. Pamiętam że nasz sąsiad, Staszic, uprawiał żyto, ludzie trzymali świnki, kury. Światło było tylko właśnie do ulicy Łęczyńskiej, po której jeździły dorożki - dalej już nie było prądu elektrycznego. Przychodzili do nas sąsiedzi i opowiadali o zakładzie, że tam ktoś [z tych, co się zakładali] pójdzie o północy na cmentarz na Kalinowszczyźnie, tam gdzie straszyło i przy grobie wbije taki kołek no i wygra ten zakład. Nie pamiętam, kto to miał być, ale poszedł o 12°° no i rano nie wrócił. Ci co się zakładali, poszli na cmentarz i zobaczyli, że on nie żyje. Zmarł na serce. Po prostu jak on wbijał ten kołek w grób, to wbił go przez jakiś swój płaszcz i chciał później wstać, ale coś go trzymało [ten przybity kołkiem płaszcz] i tak się przeraził, że zmarł na serce. Po tej historyjce to ja bałem się spać, ktoś musiał być ze mną żebym usnął. Takie wtedy były modne opowieści starszych ludzi. była historia kiedyś... Koleś był uczulony na rybę i zamówił w MC hamburgera, dostał fishburgera przez pomyłke. ZAskarżył MC o to a MC udowodnił że w tamntym fishmaku nie było ryby... Mój debiut Usłyszane od znajomego, ponoć autentyk. Koleżance znajomego zdechł pies, no i nie wiedziała co zrobić, po namyśle zadzwoniła do weterynarza, który kazał jej przywieść do siebie zwłoki psa. Dziewczyna zapakowała go więc do walizki i udała się w podroż tramwajem, tam zaczepił ją jakiś koleś, gadka szmatka no i w pewnym momencie pyta się co tam wiezie w tej walizce, no to odpowiedziała, że komputer, a on na to ze wysiadają na tym samym przystanku to jej pomoże, no i podczas wysiadania zabrał tą walizkę i z nią uciekł Super była historia! W skrócie: Chłopak. Urodziny-16. Zaprosił kolegów, którzy przyporawdzili dziewczynę. Okazało się, że to ich prezent dla niego. I wyszli. Chłopak nie chciał, ale ona mówiła, że jest cienki, więc się zgodził (męska duma). I stało się. Ona po wszystkim poszła do wc. Nie wychodziła 20 min... Zdenerwował się i wszedł. Na lustrze napis "Witam w świecie AIDS". Na podwójnym siedzeniu (w autobusie) siedzą : matka z 2-3 letnim dzieckiem na kolanach, a obok dystyngowana starsza pani. Dziecko wierci się i w końcu kopie starsza panią. Matka nie reaguje. Starsza pani troszeczkę się odsunęła, ale dziecko z jeszcze większą zawziętością i złością stara się dosięgnąć i kopnąć ta panią. W końcu pani nie wytrzymuje i kulturalnie zwraca się do matki czy mogłaby bardziej zaopiekować się swoim dzieckiem. Na to matka: > - ja wychowuje swoje dziecko bezstresowo. > Na takie dictum starsza pani wstaje i siada gdzie indziej. Całą scenę obserwuje młody, na oko 18 letni chłopak. Na jednym z przystanków ów chłopak, podchodzi do matki, wyjmuje z buzi gumę do żucia , przykleja jej na czole i mówi: ja też byłem wychowywany bezstresowo. I wysiada.. Chyba to naciągana historia, tak jak z tym weselem w Rumi - gdzie zginęła panna młoda zabita śmigłem wentylatora, po czym pan młody się powiesił i ktoś tam jeszcze zginął (ojciec Pana młodego dostał zawału)... Jadę kiedyś tramwajem, tłok spory, wszystkie miejsca siedzące zajęte. Na jednym z siedzeń Murzyn, na oko około 40-tki. Na którymś przystanku wsiadła młoda kobieta w ciąży, Murzyn zerwał się z miejsca i doskonałą polszczyzną mówi: "Proszę, niech pani usiądzie". Kobieta się uśmiechnęła, podziękowała, ale, niestety, nie zdążyła usiąść, gdyż między nią a Murzyna wcisnął się nachalnie ok. 60-letni babsztyl. Znacie ten typ, już wyraz twarzy zdradza niechęć do wszystkich i pretensje o wszystko. Rozwaliło się to to na krzesełku i zadowolone. Murzyn mówi do niej: "Przepraszam, ale ustąpiłem miejsca tej pani w ciąży." Babsztyl tylko spojrzał na niego z wyższością i nic nie powiedział. No to Murzyn znowu: "Przepraszam, ale uważam, że to ta pani powinna skorzystać, a nie pani". Na to baba, znów z tym spojrzeniem: "Nie wiem jak u was w Afryce, ale u nas, w Polsce, starszym osobom ustępuje się miejsca". A Murzyn na to: "Nie wiem jak u was w Polsce, ale u nas, w Afryce, takie wredne stare baby się zjada!" No to trzymajcie się! Historia wydarzyła się naprawdę, w Polsce - i tyle szczegółów. Stok narciarski, pewnej pani nazwijmy ją Ania zachciało się siusiu ;) ale że do toalety daleko, środek stoku zjechała lekko w prawo, w przydrożne `krzaczory ... historia także o studentach z AGH, którzy w nocy rozkręcili na części "maluszka" zaparkowanego pod akademikiem, a następnie złożyli go na XV piętrze "Babilonu". osobiście spotkalem sie z dwiema mutacjami plotki o nasieniu w potrawach: 1)spermatozoidy w sosie restauracji Sphinx na rynku w Poznaniu (sprawa wykryta, nikt sie nie przyznal, cala zmiana zwolniona); 2) meskie soki rozkoszy w shake'u w MacDonald's w Warszawie (dziewczyna poszla do lekarza bo ja bolal brzuch, lekarz wykryl co najmniej 3 rodzaje spermy, sprawca rozpoznany od razu bo laska przez ostatni miesiac zywila sie tylko w Mac). Mnie bardziej smieszy ta druga historia, moze dlatego ze uslyszalem ja pozniej... reeko 13:23:26 2004-04-06 195.116.171.100 to nie jest pierwszy raz w jednej knajpie tej sieci znaleziono kawalek martwei myszu albo szczura wiec to nie jest jeden przypadek. a kazdy wie ze to nie jest zbyt zdrowe:( Witam! Po krakowie krazy plotka, iz Sanepid znalazl 7 rodzai spermy w kebabie na grodzkiej (tym kolo apteki). Zwracam sie do grupy z prosba o opinie i podzielenie sie linkami na ten temat. Patrzac na sama alure sprzedawcow i kolor sosu, to calkiem mozliwe by bylo. A do czasu jednoznacznego wyjasnienia tej sprawy, radze wszystkim powsciagliwosc w zajadaniu tych buleczek. Historia zasłyszana na ostatnich zawodach Adaśka. W przerwie, mamy tancerzy i tancerek, jak zwykle umówiły się na ploty Dzień był pogodny, widoczność bez zarzutu. Kobieta jechała samochodem przez odludzie. Jechała trasą przez lasy, kiedy we wstecznym lusterku zobaczyła, jak do jej samochodu z wolna zbliżał się TIR. Było wąsko, bo to jakaś zapomniana trasa, jednej z ostatnich drogowych kategorii. W pewnym momencie zauważyła, że na szosie leży konar drzewa. Zwolniła. Podjechała do przeszkody, wysiadła, a kiedy wracała do samochodu po usunięciu drzewca, zobaczyła, że kierowca TIRa miga na nią światłami i trąbi jak oszalały... W pierwszej chwili pomyślała, że może ma coś nie tak z hamulcami, ale TIR będąc już tuż tuż, zaczął zwalniać. Wystraszyła się więc, gdyż zachowanie kierowcy ciężarówki odebrała jako co najmniej dziwne. Pomyślała, że kierowca to może jakiś zboczeniec i że może chcieć zrobić jej krzywdę. Nie czekając aż TIR dojedzie, wsiadła do auta i szybko odjechała. Kierowca TIRa nie dał jednak za wygraną - mknąc szosą przez las, dalej dawał znaki światłami drogowymi (długimi), dalej trąbił jak oszalały, jakby chciał, aby natychmiast się zatrzymała. Wystraszona kobieta zadzwoniła do męża, zdając mu relację z tego, co się dzieje, pytała, co ma w tej sytuacji zrobić. Mąż oczywiście nalegał, aby się nie zatrzymywała, aby jechała dalej, aż opuści leśną szosę i dojedzie gdzieś do ludzi. Tak też zrobiła. Jechała bardzo szybko, wystraszona i skupiona na znakach, które po kilku minutach oznajmiły jej, że zbliża się do stacji paliw. Można powiedzieć, że nie wjechała, a wleciała na stacją benzynową. Podjechała pod sam pawilon kasowy i wybiegła z auta. W tym czasie, kierowca TIRa skręcał za nią na stację. Obsłudze stacji powiedziała roztrzęsionym głosem o goniącym ją kierowcy ciężarówki, na co dwóch panów z obsługi ruszyło w stronę TIRa. Kiedy ten się zatrzymał, podbiegł do samochodu kobiety i wykrzyczał, co widział... Okazało się, że kiedy kobieta wyszła z samochodu odrzucić gałąź, do jej auta wsiadł jakiś mężczyzna i schował się na tylnym siedzeniu. Widząc wsiadającego człowieka, kierowca TIRa zaczął migać światłami i trąbić. Niestety kobieta wsiadła do auta i odjechała. Mimo, że TIR miał skręcić na jednej z krzyżówek, pojechał za kobietą, aż na stację paliw, gdzie się zatrzymała. Widział kobietę, jak biegnie do pawilonu kasowego, widział również mężczyznę, który najprawdopodobniej orientując się, co się dzieje, uciekł z auta w stronę pobliskiego lasu... Jakby na potwierdzenie wersji kierowcy TIRa, w samochodzie kobiety, obsługa stacji znalazła sznur i nóż. Gdyby nie kierowca ciężarówki, zapewne leżałaby gdzieś w lesie zgwałcona i zamordowana. Kiedy do kobiety dotarło, czego uniknęła, rozpłakała się. Do dziś, jak twierdzi, boi się jeździć tą trasą, a na wszelki wypadek, wozi w samochodzie gaz pieprzowy i paralizator. Niestety, z racji toczącego się turnieju i zmiany strojów tancerzy (w której kobieta pomagała córce), nie wiem, czy zawiadomiono policję o całym zdarzeniu i czy na nożu były odciski palców, co mogłoby dać szansę na zatrzymanie mężczyzny, który najprawdopodobniej sam położył na szosie konar. Nie wiem również, czy kierowca użył radia CB w czasie jazdy, aby wezwać Policję. Może wołał, ale nikt go nie słyszał? Może do stacji paliw aż tak daleko nie było, a policjanci wezwani być może przez telefon komórkowy kierowcy TIRa, nie zdążyli dojechać?... Niestety nie wiem. Kiedy poznam dalszy ciąg (o ile w ogóle go poznam), z pewnością dam znać. Może na następnym turnieju, Kasia dowie się, jak skończyła się ta cała historia... żywy jamnik szczególnie dowatościowuje, lepiej niż zdechły... ;) Słyszałam dziś historię na temat. Znajomi znajomej - sami panowie - postanowili pojechać na działkę i znieczulić sie przed świetami. Wzieli ze soba psa (rasa mordercy) aby się wybiegał. Dobrze szło im znieczulanie gdy pies przyniósł innego (małego) psa w pysku. Właściciel 'mordercy' rozpoznał psa sąsiadów i lekko spanikował. Wzięli te zwłoki i postanowili udać ze nic się nie stało, umyli tego psa bo strasznie był utytłany w ziemi i podrzucili koło budy u sąsiada. Na drugi dzień przyszedł sąsiad nieco zielony na twarzy, myśleli ze będzie raban z powodu tego psa, ale siedzieli cicho i udalali że nic nie wiedzą. Pytaja sąsiada co się stało, a on im na to że albo oszalał albo żywego psa wczoraj pochował, bo dzis jak wstał, wyszedł na podwórko, patrzy a pies koło budy leży. Jedna budka z kebabami byla swego czasu slynna w kraku - bo sanepid podczas kontroli w sosie znalazl nasienie kilku facetow ... dlatego juz nie jadam kebabow Kiedyś słyszałem poniekąd śmieszną historię, a zaczyna się tak: Jakiś koleś stwierdził, że o północy wbije kołek do jakiegoś grobu, na następny dzień popił w barze i poszedł na ten cmentarz. Jak wbił ten kołek w grób to nie umiał wstać, bo coś go trzymało i dostał zawału. Co sie okazało, że kiedy wbijał kołek miał pod nim płaszcz więc dlatego borok nie umiał wstać, ale kara zasłużona za taką profanacje. Czyż nie?? mazaku, ktoś tu kiedyś opowiadał o białej kopercie, która to wypadła z kieszeni kurtki (chyba) no i egzaminator sobie ją po egzaminie (oczywiście zakończonym literką P) przywłaszczył... :shock: a w kopercie była walentynka dla dziewczyny zdającego... ;) także nigdy nic nie wiadomo ;P Z bieluniem jest podobnie jak z historią o studencie i żarówce. Wszyscy to odradzają a ludzie i tak próbują: "Tak idiotyczną zabawę mogli wymyślić chyba tylko studenci. Krakowscy żacy zakładają się o to, kto włoży do buzi żarówkę. Proste? Owszem, tyle że jej wyjęciem musi zająć się lekarz O to, czy można włożyć żarówkę do buzi i ją wyjąć, kłócili się dwaj studenci medycyny z Krakowa. Jeden przedstawiał wszelkie argumenty i udowadniał, że jest to niemożliwe. Drugi był innego zdania. W końcu sprawdził na sobie, jak to naprawdę jest. Gdy włożył żarówkę do buzi, tak już pozostał. Razem z kolegą wsiedli do taksówki i pojechali na pogotowie. Dzięki zastrzykowi i pomocy lekarza udało się rozluźnić mięśnie i wyjąć żarówkę bez szkody dla ofary. Na nieszczęście wracający z pogotowia studenci spotkali swojego kolegę i opowiedzieli mu o całym zdarzeniu. Ten nie uwierzył i sam przekonał się o swojej głupocie. Żacy nie zostawiali swego kolegi i wrócili z nim na pogotowie. Wchodząc do pokoju lekarskiego zauważyli płaczącego taksówkarza... z żarówką w ustach. Czy ta historia to ponury żart? Niestety, nie. To coraz częściej spotykana zabawa wśród studentów polskich uczelni. Najczęściej bawią się tak na krakowskiej politechnice. Przyszli technicy pokazują naturalną chęć do eksperymentowania, choć wystarczyłoby posłuchać lekarzy. Ci zaś mówią, że kiedy włożymy żarówkę do buzi, wiązadła i mięśnie w stawie żuchwowo-skroniowym są maksymalnie naciągnięte. Aby ją z powrotem wyciągnąć z ust człowiek musiałby je jeszcze troszeczkę bardziej naciągnąć, a to niestety jest niemożliwe. - Wówczas działa tzw. mechanizm blokujący - opowiada nam krakowski lekarz ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, na który studenci z żarówkami zgłaszali się już dziesięciokrotnie. " GazetaW Ciekawe kto to sprawdzi. Aż mi się przypomniała taka Urban Legend popularnej w czasach (bodaj) PRLu: "Klasyką gatunku jest babcia z Kanady (USA, Niemiec, itd.), skremowana po śmierci i przysłana w formie prochów w urnie. Oczywiście – za pośrednictwem nierzetelnej i w komunie wyjątkowo spóźnialskiej poczty. Przesyłkę poprzedzał list od rodziny, wyjaśniający w czym rzecz. Tylko że urna z prochami przyszła wcześniej, więc nieświadomi jej zawartości adresaci uznali, że to przyprawa do zupy. Używali jej, aż w końcu list informujący o charakterze zawartości urny doszedł... Dzisiaj ta legenda funkcjonuje w innej wersji. Prochy są uznane przed odbiorców przesyłki nie za przyprawę, ale za odżywkę dla sportowców." Miejsce akcji: Wołomin, kościół z tradycjami; Uczestnicy akcji: Panna Młoda - uczestnik bierny i niemy. Pan Młody - ponieważ był w kompletnym stresie, ktoś wpadł na pomysł, żeby go napompować hydroksyzyną (chyba), która podziałała jak najlepsze dragi z Berlina Ksiądz - słynący z tego, że zapominał imiona tych, którym udzielał wszelkich sakramentów Tuż przed przysięgą Ksiądz zrobił to, co zwykle - zapomniał, z kim ma do czynienia. Opuścił mikrofon i zapytał: - Jak pan ma na imię? Długa chwila ciszy, Pan Młody nie zajarzył, a może nie usłyszał. Ksiądz zapytał jeszcze raz, bardzo wyraźnie i już do mikrofonu: - Jak pan ma na imię? Piętnaście sekund ciszy, z których każda - jak to w kościele - zdawała się wiecznością. Nagle spojrzenie Pana Młodego ożyło i zaczęło płonąć. Chwycił mikrofon i bardzo poważnie, z mocą w głosie przemówił: ze strony: kosciol.pl W oddalonym od cywilizacji, położonym na jakimś odludziu wojskowym obiekcie pełnili wartę żołnierze. Jeden ze składu warty spotykał się z dziewczyną z pobliskiej wioski (inna wersja mówi, że z jakąś Cyganką która wymykała się z koczującego nieopodal taboru). Tak się jakoś stało, ze żołnierz ten dostał ZOMZ (Zakaz Opuszczania Miejsca Zakwaterowania) i zakochani nie mogli się spotykać. Miłość jednak w nich płonęła jasnym płomieniem, dlatego postanowili spotkać się na warcie. Dziewczyna dostała wiadomość na którym posterunku i w jakich godzinach wartę pełnił będzie jej żołnierz, a jako miejscowa znała wszystkie skróty i wiedziała, jak się dostać w pobliże posterunku. Tylko, ze w ostatniej chwili zmieniły się rozkazy i żołnierz o którym mówimy został przeniesiony na inną zmianę/posterunek (czy też trafił na izbę chorych). Dziewczyna niczego nie świadoma przyszła na posterunek, na którym wartę miał mieć jej chłopak, ale zamiast jego wartę pełnił tam jakiś młody, przestraszony żołnierz. Młody, słysząc podejrzane odgłosy na posterunku regulaminowo wydało komendy, strzał ostrzegawczy, a gdy to nie odniosło skutku strzelił do majaczącej niedaleko ciemnej postaci. Położył dziewczynę pierwszym strzałem. Na tym kończy się akt pierwszy tej tragedii. Akt drugi głosi, ze miejscowi (lub w/w Cyganie) na wieść o śmierci dziewczyny skrzyknęli bandę i wjechali na wartownie, wycinając w pień cały skład warty. Historia ta w kilku wersjach krążyła (krąży nadal?) po całej Polsce, i za czasów mojej służby była świetną opowiastką do wkręcania młodych żołnierzy przed ich pierwszą wartą. Atentyk- kolega zarzekał się , że był przy tym. Ślub- w ostatniej chwili proboszcz dzwoni, że nie może dojechać, zastępuje go wikary.... Para młoda stoi juz przed ołtarzem, organy umilkły. Wikary, z lekka zasapany pochyle się w kierunku pana młodego i szeptem pyta: - Jak pan ma na imię? Chłopak milczy -Jak pan ma na imię?? Chłopak poczerwieniał -Proszę mi powiedzieć jak pan ma na imię!- szepce stanowczo ksiądz. Zaczerwieniony po uszy pan młody chwyta nagle mikrofon i oznajmia na cały kościół: Pan ma na imię Jezus! Ja podejrzewam że o polowaniu nie było mowy, po prostu znalazł martwego szczupaka i skorzystał z okazji! Mnie mocno zdziwiła jego siła żeby taki pół kilogramowy okaz szczupaka przesuwać o parę metrów i to w trzcinach! Szacuneczek. Przypomniala mi sie historia którą kiedys zaslyszalem o wlascicielce pytona, ktory nagle polozyl sie wzdluz jej łóżka. Leżał tak wyciągniety jak struna dłuższy czas jak nieżywy (a był długości łóżka), więc kobitka zadzonila do weterynarza co ma robić. Usłyszała że ma szybko zamknąć się w łazience i poczekać na niego bo pyton ją mierzy jako potencjalną ofiarę (czy mu się zmieści w brzuchu...). Wierzyć, nie wierzyć? Kiedyś nie wierzyłem ale od kilku dni mam wątpliwosci... Pozdrawiam Słyszałam, że młoda dziewczyna pojechała na wakacje do Francji z koleżanką. Tam poznała młodego mężczyznę, w którym się zakochała. Przedłużyła swój pobyt o dwa tygodnie. Spędziła je wspólnie z przyszłym narzeczonym. Chłopak przed jej powrotem do Polski ofiarował jej szkatułkę. Kazał jej otworzyć, dopiero gdy dotrze do domu. Dziewczyna dotrzymała słowa. Przy rodzicach otworzyła pudełko. Myślała, że tam znajdzie pierścionek zaręczynowy. Po otwarciu wieczka zobaczyła zdechłą mysz i kartkę z napisem: 'Witam w klubie AIDS" PODKARPACIE. Nikt nie wie, czego tak naprawdę chciał niespodziewany pasażer. - Wracałam z pracy już po zmroku. Na drodze nie było ruchu. W pewnym momencie zauważyłam, że na jezdni leży kłoda - opowiada drżącym głosem młoda kobieta. Zatrzymałam samochód, wysiadłam i przesunęłam kawał drewna. - Kiedy już ruszałam, zobaczyłam w lusterku TIR-a. Wtedy zaczęło się dziać coś dziwnego... Kierowca potężnego samochodu bez przerwy trąbił i mrugał światłami - ciągnie dalej. Bałam się zatrzymać na tym pustkowiu... - Jechaliśmy tak dobry kawałek, ale byłam tak zdezorientowana zachowaniem jadącego za mną kierowcy, że skręciłam na najbliższą stację benzynową - mówi. Tam było bezpieczniej, bo na stacji zawsze kręcą się jacyś ludzie - dodaje. - Ktoś wsiadł do pani samochodu... TIR oczywiście wjechał tuż za nią. - Czego pan ode mnie chce? - zapytałam mężczyznę, który w pośpiechu wysiadał z ciężarówki - relacjonuje dziewczyna. - Proszę pani, kiedy pani podnosiła tę kłodę z drogi, to do pani samochodu ktoś wsiadł, a raczej wślizgnął się tylnymi drzwiami - wyrecytował jednym tchem. - Mnie sparaliżowało - opowiada. Niestety, kiedy poszli sprawdzić, w samochodzie już nikogo nie było. Znaleźli tylko ślad po niepożądanym pasażerze - kawałek żyłki. - Prawdopodobnie chciał mnie udusić i Bóg wie co jeszcze. Gdyby nie ten kierowca, pewnie już byłabym nieżywa - mówi. B yła sobie kiedyś pewna para.Dajmy im na imię Weronika i Eryk. Obydwoje bardzo się kochali i nie potrafili żyć bez siebie, więc mimo swego młodego wieku postanowili wziąć ślub. Rodziny młodych zgodziły się, a ponieważ ojciec panny młodej był bardzo bogaty specjalnie dla córki i przyszłego zięcia kupił ogromny, stary wiktoriański dom. W nim postanowiono urządzić wesele. Po uroczystości w kościele wsyzscy przeszli do nowego domu młodego małżeństwa, by świętować. Już nad ranem, kiedy wszyscy byli porządnie wstawieni pan młody zaproponował żeby pobawić się w dziecinną grę w chowanego. Wszyscy się zgodzili. Eryk miał szukać. Policzył do stu, po czym przystąpił do szukania. Gości było wielu, więc po jakimś czasie znalazł wszystkich oprócz... swojej żony. Szukano jej przez kilka godzin, potem przez dni i tygodnie, aż w końcu załamany Eryk postanowił ułożyć sobie życie na nowo... *** P o kilku, a może nawet kilkudziesięciu latach pewna kobieta imieniem Renata postanowiła kupić sobie dom. Zawsze podobał jej się wiktoriański styl, a że miała pieniądze wkrótce znalazla bardzo duży, stary dom. Była jednak kobietą oszczędną, więc postanowiła sama go posprzątać. Od piwnicy po strych. Gdy była już na strychu zobaczyła bardzo duży, ciężki kufer. Ciekawość cechą ludzką, więc Renata z trudnością co prawda ale otworzyła skrzynię. Jakież to było jej przerażenie gdy zobaczyła w środku zwłoki kobiety w białej sukni ślubnej... B yła to zaginiona panna młoda sprzed kilkudziesięciu lat. Nie mając się gdzie schować ukryła się w starym kufrze na strychu, który na jej nieszczęście zatrzasnął się. Ściany skrzyni były jednak tak grube, że nikt nie usłyszał jej wołania o pomoc... Ta historia wydarzyła się w Matysówce (albo Korczynie, albo w Harasiukach, albo w okolicach Mielca). Pannie młodej podczas podrzucania na krześle wentylator przeciął tętnicę. Pan młody w rozpaczy powiesił się, a jego ojciec w chwilę potem zmarł na zawał. Na szczęście to tylko najnowsza miejska legenda krążąca po Rzeszowie Witam. Jeśli jesteś ojcem, według polskiego prawa Twoim zasranym obowiązkiem jest płacić na dziecko i każdy prawnik Ci to powie. Więc już zaoszczędziłeś ładnych kilka stów za poradę. Gdybyś sam kupił gumkę, zaoszczędziłbyś kilka stówek tygodniowo, chociaż niekoniecznie. Prezerwatywy nie dają 100% ochrony przed zapłodnieniem, dlatego mogło do niego dojść również innym razem, poza tym prezerwatywy czasem przekłuwają moherowe babcie w kioskach/aptekach. Seks bez zobowiązań to oksymoron nie wstępujący w prawdziwym życiu. Wszystkim palantom nie wiedzącym, że za wszystkie czyny trzeba ponieść odpowiedzialność, proponuję zakup dmuchanej lalki, sztucznej waginy, bądź wazektomię. W ten sposób nie będziecie męczyć swoim jestestwem kobiet, a światu oszczędzicie przykrego widoku Waszego potomstwa. "Siostra mojej koleżanki kupiła w McDonaldzie shake’a, wypiła do połowy, a resztę schowała do lodówki. Rano obudziła się z zatruciem pokarmowym. Pobiegła z shake’iem do sanepidu. Wynik wykazał brak jakichkolwiek szkodliwych bakterii. Tylko na dole kartki znajdował się dopisek: ”W napoju znaleziono siedem rodzajów spermy” W hamburgerach też można znaleźć cuda. W końcu jest w nich tylko 20% mięsa, reszta to zmielone odpady, takie, jak jądra, oczy, kopyta lub dykta. Słyszałam o dziewczynie, która nie mogła przegryźć hamburgera, podniosła bułkę, a tam długie krowie rzęsy, oczywiście z powieką" Jestem przerażona... Jak można komuś 'podwędzić' dziecko i wyciąć mu nerkę w CH???? Nie wiem czy o tym słyszeliście czy nie, ale opowiem wam pewną historię która zdarzyła się niedawno w Koszalinie. W tym mieście otworzono jakiś czas temu bardzo duże centrum handlowe- Forum. No i jak wiadomo w takich miejscach jest pełno ludzi, ruch. No i zdarzyło się tak, że pewna para z dzieckiem (dziewczynka, chyba miała z 5,6 lat, nie wiem dokładnie) zaginęła tym ludziom. I wiecie przeszukali sami najpierw sklepy itp. aż w końcu wezwali policję. I myśleli że to było porwanie, podobno nawet czekali na wiadomość o okupie gdy znaleziono ledwo żyjąca dziewczynkę bez nerki niedaleko Forum... Okropne... Wstrząsnęło mną to bardzo zwłaszcza, że mieszkam niedaleko Koszalina. Sama mam 15 lat i siostrzyczkę w podobnym wieku i nie wiem co bym zrobiła gdyby jej się coś takie zdarzyło... Okropne... WITAM KTOŚ , KIEDYŚ OPOWIEDZIAŁ MI PEWNE ZDARZENIE ... W AUTOBUSIE JEDZIE MAMA Z 10-LETNIM SYNEM . SYNEK WARIUJE NA SIEDZENIU , KRĘCI SIĘ , KOPIE BRUDNYMI BUTAMI W FOTELE PRZED NIM , A CO ZA TYM IDZIE W PASAŻERKĘ SIEDZĄCĄ NA ÓW FOTELU . PO 15 MINUTACH KOPANA PASAŻERKA ODWRACA SIĘ I PROSI MAMĘ DZIECKA O REAKCJĘ - DOSTAJE NASTĘPUJĄCĄ ODPOWIEDŹ ".... MOJE DZIECKO JEST WYCHOWYWANE BEZSTRESOWO NIE MOGĘ MU ZWRÓCIĆ UWAGI PUBLICZNIE ...". STOJĄCY OBOK MŁODY CZŁOWIEK , WYJĄŁ Z UST GUMĘ DO ŻUCIA I PRZYKLEIŁ JĄ DO CZOŁA OWEJ MAMY, TA ZACZĘŁA KRZYCZEĆ " CO TY ROBISZ GÓW... ITP , NA TO REWELACYJNY MŁODZIENIEC ODPARŁ " PROSZĘ NA MNIE NIE KRZYCZEĆ JESTEM DZIECKIEM WYCHOWYWANYM BEZSTRESOWO " UWAŻAM , ŻE WE WSZYSTKIM NALEŻY MIEĆ UMIAR I KIEROWAĆ SIĘ ZDROWYM ROZSĄDKIEM . A KLAPS W PUPĘ CZASAMI BARDZO UŁATWIA " WYTŁUMACZENIE " BŁĘDU. typ był u dupeczki nowopoznanej, ona bierze prysznic, jemu się srać zachciało, zobaczył psa gdzieś w pokoju, pomyślał - zesram się za sofę, będzie na psa; jak pomyślał tak zrobił, dupa wychodzi z łazienki, rzecze, że wali kupą, on pali niemca, że to pies, na co dupeczka mówi, że przecież jest pluszowy (słyszane zarówno jako autentyk jak i jako dowcip, chujowy swoją drogą ) A ja słyszałam ciekawą historyjkę od znajomego z Krakowa, który miał okazję usłyszeć w autobusie miejskim pewną rozmówką. Wsiadła strasza kobieta i jako, że nie było miejsca wolnego staneła sobie skromnie i stoi. Obok niej siedział młody chłopak - Murzyn. Zza jego pleców odzywa się wkrótce siedząca inna starsza pani, która ostentacyjnie stwierdza, że: "u nas w Polsce to sie ustępuje miejsca starszym". Na to ten chłopak tak samo ostentacyjnie odpowiada: "a u nas w Afryce to się takie stare baby zjada". Cóż, riposta wyśmienita! ja za to znam przypadek, że koleżanka mieszkala w bloku parę lat temu, pewnego razu wchodzi do łazienki w samej bieliźnie a tam ogromny wąż na podłodze i tak się wystraszyła że wybiegła z wrzaskiem z mieszkania i wyleciała przed blok w samej bieliźnie i uciekła do babci swojej, która mieszkala gdzieś niedaleko. a potem się okazało, że jej sąsiad z dołu hodował sobie węża i tak właśnie swobodnie go "pasał" po mieszkaniu i wąż mu spierdzielił przez rurę w łazience :cool : Może nie dostanę mocno po łapach, ale chcę opisać historyjkę, która co prawda nie mnie się zdarzyła, ale jak ją sobie przypomniałem, to stwierdziłem, że ją tu wrzucę i już. Byłem świadkiem, no prawie. Mamy niedaleko stok narciarski, stromy jak cholera, ponoć trzeci w Polsce. Trasa długa, początkujący narciarze dzielą jazdę na kawałki, bo kondycyjnie wykańcza. Jak się trafi niedzielny narciarz, taki od szpanowania sprzętem, to coż ... W każdym bądź razie przyjechała paniusia, wystrojona, sprzęcicho nie lada, po godzince pozowania wjechała wyciągiem, próbuje jazdy, na krechę się nie da, jakoś domęczyła się połowy trasy kiedy wezwałą ją natura. Widzi dziewczę, że do bacówki nie ma szans w miarę szybko dojechać, las gęsty z prawa i lewa, szybka decyzja i poczyniła niezbędne przygotowania do ulżenia pęcherzowi. nie odpinając nart zsunęła co trzeba, przykucła .... i .... wjechała w tej pozycji tyłem z powrotem na stok!!! Więcej tam tej kobity nie widziano. Ostatnio od trzech osób słyszałam historię, którą oczywiście osoby te słyszały od znajomych ( ) o kobiecie, która wybrała się w podróż pociągiem w towarzystwie swojego psa. Upał był straszny, pies był bardzo osłabiony i zszedł na jej rękach (zawał serca czy coś w tym stylu). Babka nie wiedząc, co robić wpakowała martwego psa do walizki. Gdy wysiadła z pociągu podbiegł złodziej, złapał za walizkę i tyle go widziała.... Wstrząsająca rozmowa ginekologa z gimnazjalistką. Trauma na całe życie. Czy tak wygląda obraz współczesnej 14-latki? P ewna ginekolog powiedziała, że przyszła do niej 14-letnia g i m n a z j a l i s t k a w ciąży. A dialog mniej więcej wyglądał tak: ( D -Dziewczynka; G- Ginekolog) D: Co teraz mam z tym zrobić? G: Z czym moja droga? D: Niech Pani z tym coś zrobi !!!! G: Musze porozmawiać z Twoją mamą. Gdzie ona? D: W domu. Kazała m tu przyjść i zrobić porządek! G: W takim razie powiedz mi, gdzie ojciec dziecka. Skąd ta wczesna ciąża? Postaram się Ci pomóc. D: Brzuch mam ze słoneczka! G: Nie rozumiem. Ale domyślam się że spotkałaś się ze swoim chłopakiem w restauracji "Słoneczna"? D: Nie! To wszystko przez słoneczko. G: ??? D: To taka zabawa gimnazjalistów. G: Możesz mi ją wytłumaczyć? D: Najpierw pijemy po 2 puszki piwa. Potem dziewczyny kładą się na podłodze głowami do siebie, tworząc s ł o n e c z k o. Chłopacy kolejno odbywają stosunek z każdą z nich. Kto pierwszy się zmęczy, ten odpada. Fajnie! Tylko teraz ten brzuch! Znajomy znajomej był uczestnikiem pewnej imprezy, chłopcy ostro popili, w między czasie wypuścili psa (owczarka niemieckiego) na dwór, żeby się po domu nie pałętał. Pogoda była tragiczna: ulewa i zawierucha. O 4 nad ranem pies wraca, cały upaprany w błocku, w pysku trzyma pudla sąsiadów. Chłopcy przerażeni, myślami krążą już wokół pozwu, jaki złożą im pewnie sąsiedzi za to, że ich ukochany piesek został zagryziony. Wpadli więc na pewien pomysł: zwłoki pudla wykąpali i wysuszyli suszarką (!), po czym odnieśli je (tzn, te zwłoki:P) do budy przed domkiem sąsiadów, gdzie ów piesek miał legowisko. Następnego ranka słychać biadolenie sąsiadki: "Zboczeńcy! Wykopali psa, wyprali i do budy włożyli"! Okazało się, że pudelek zdechł parę dni temu, a owczarek nudząc się, po prostu te zwłoki wykopał. Na nic zdał się więc misterny plan prania pudla:] Wykład na Uniwersytecie Wrocławskim w instytucie biologicznym. Doświadczony profesor opowiedział historię o tym, jak to kobieta urodziła czarne dziecko, chociaż nie zdradziła męża. Po dokładnym śledztwie okazało się, że mąż był u prostytutki, która nie umyła się po ostatnim (czarnym) kliencie. Jego nasienie było w niej, a mąż przyniósł je na własnym penisie do domu. Również się nie umył i zapłodnił tym swoją żonę. Ponoć sperma Afrykańczyków jest silniejsza, ale to bez znaczenia. Plemniki mogą żyć w środowisku zewnętrznym. Jedne dłużej, inne krócej, ale to fakt. Klient pojechał zimowa pora z 6-cio letnim synkiem do salonu Alfa Romeo po odbiór nowego samochodu. Po wyjechaniu z salonu synek zauważył stojacego na pustym parkingu niewielkiego bałwanka. - Tato! pukniemy bałwanka? - z usmiechem zapytał... Tata widzac usmiechnięta twarz swego dziecka docisnł pedał gazu i skierował się na bałwanka, już po chwili siedział zdziwiony w samochodzie w którym zadziałały wszystkie poduchy. Bałwanek okazał się być ulepiony na hydrancie. Samochód z rozwalonym dokumentnie przodem już na holu wrócił do salonu wsród owacji na stojaco pracowników. Płakać mi się chce. ZE ŚMIECHU. Siostra koleżanki z pracy studiuje medycynę, a że zdechł im pies (dość duży), postanowiła oddać go na cele badawcze. Znalazła w piwnicy starą walizkę i zapakowała tego psiaka do walizki i z tym trupem wewnątrz walizy udała się do Gdańska, a mieszka w Starogardzie Gdańskim, więc do Gdańska będzie ok 60 km. Przyjechała pociągiem na uczelnię i co? pocałowała klamkę, "psie prosektorium" zamknięte. No to dawajjj, z tym psem w walizce spowrotem do domu. Na PKP przyczepiło się do niej dwóch żuli, z ogromną troską na twarzy, że jak że to... dziewczyna sama tacha taką ciężką walizkę, my pomożemy! No i tak pomogli, że zwineli tą walizkę z tym zdechłym psem w środku. Bardzo, ale to bardzo chciałabym widzieć minę tych żuli gdy otworzą tą walizkę. Ps. jako,że dziś lany poniedziałek idę (zgodnie z tradycją) zalewać się łzami. ZE ŚMIECHU. hej dziewczyny dzis w pracy jedna z koleznek przeczytala mi straszna wiadomosc. jak narazie mowa byla o dwuch przypadkach w krodkim czasie.otoz jedna z mam podczas zakupow w asdzie (w jednym z przyapdkow byla to asda w dangenhamie) zgubila dziecko.zgolsila do customer service. a ci postanowili zamknac sklep do czasu az mala sie znajdzie i znalezli ja po jakims czasie w lazience z dwoma rumunami.ci ogolili malej glowke i juz przeprali w chlopiece ciuszki.dzieki bogu obie historie skonczyly sie pomyslnie i pociechy zostaly znalezione.ale szczegolnie teraz w okresie przedswiatecznym uwazajcie strasznie na swoje pociechy.nawet nie wiadomo kiedy a moze cos zlego sie przytrafic. sama wiem jak ciezko jest mala upilnowac bo ona by chciala wszedzie isc i wszystko zobaczyc ale od teraz nawte ja bedzie musiala chodzic na smyczy nie pozwole jej samej nigdzie odchodzic. W książce "Agaton-Gagaton" (czy coś w tym rodzaju) było coś na ten temat. Mianowicie - podczas jazdy pociągiem lub tramwajem Agata - nastoletnia dziewczyna - siedziała obok matki z dzieckiem i jakiejś starszej pani. Małe dziecko nudziło się, więc znalazło sobie zabawę - zaczęło kopać wyżej wspomnianą starszą panią. Ona na początku nie reagowała, tylko się uśmiechała, ale po pewnym czasie to robiło się irytujące. Więc zwróciła uwagę matce dziecka, coś w rodzaju: "Czy mogłaby pani powiedzieć synkowi, żeby przestał mnie kopać?". Zapytała o to uprzejmie. A mama: "Ja swoje dziecko wychowuję bezstresowo". Całe zdarzenie obserwował kolega Agaty. Podszedł do matki chłopca i przykleił jej do czoła gumę do żucia. Kobieta, jak się można domyślić, zaczęła się awanturować, krzyczeć, że zawoła jego wychowawcę (Agata i kolega byli na jakiejś wycieczce szkolnej). Na co kolega Agaty spokojnie odpowiedział: "Przepraszam panią, ale ja też byłem wychowywany bezstresowo". Oczywiście mogłam coś przeoczyć albo się pomylić, ale sens i tak pozostaje taki sam. Chyba nie muszę nic dodawać? Koleżanka mi opowiadała, jak jej ciocia idąc do ginekologa, odruchowo prysnęła sobie "podwozie" dezodorantem, lekarz patrzył na nią podczas badania conajmniej dziwnie.. okazało się po przyjściu do domu, że ona nie dezodorantem się prysnęła, a brokatem w sprayu.. :D Czterech młodych łysych popaliło sobie nieźle trawy, złapali fazę no i stwierdzili, że trzeba by sie rozerwać jakoś na mieście. Wpadli na pomysł, że zrobią troche kółek na rondzie... na wstecznym. Wsiedli do swojego starego Bardzo Modnego Wehikułu, wjechali na rondo i kręcą kółeczka na wstecznym, aż dymek z opon idzie. Pierwsze, drugie, trzecie... nagle wielki huk, brzęk szkła i stoją! Patrzą do tyłu, a za nimi piękniutki nowy czarny mercedes z rozwalonym tragicznie przodem. Facet z mercedesa wyskakuje i z mordą do nich, łapy wyciąga, więc koledzy szybko zamknęli się centralnym i siedzą cichutko. Po paru minutach podjeżdża policja. Policjanci popatrzyli i od razu podeszli oczywiście do gościa z mercedea. Zaprosili go do radiowozu. Po kilku minutach jeden z policjantów wychodzi, puka w szybkę Bardzo Modnego Wehikułu i mówi: - Spokojnie, chłopaki. Facet z mercedsa jest narąbany. Ma co prawda tylko niecałego promila, ale głowa u niego słabiutka, bo gada takie głupoty, że koń by się uśmiał. Mówi, że jjechaliście na rondzie do tyłu. Zawijamy go na wytrzeźwiałkę, a wy jutro gońcie do PZU. Ja uważam, że jak najbardziej jest to stan naturalny i nie ma o czym mówić. Zresztą bądźmy szczerzy, z tego co wiem, wiele nawet młodych i zadbanych kobiet nie goli okolic intymnych, nie mówiąc już o starszych... Mnie zresztą bardzo mocno i starannie wydepilowane (jak to ładnie określiłaś "łyse") okolice intymne kojarzą się bardzo z erotyką i chyba głupio by mi było iść tak do ginekologa, żeby nie pomyślał, że to jakieś podteksty... A propos, przypomniał mi się dowcip : Dziewczyna szła do ginekologa i nie miała czasu już iść do domu, więc u koleżanki szybko się wymyła i spryskała jakimś dezodorantem. Lekarz nie mógł wyjść z podziwu: "ale się pani przygotowała...", i tak kilka razy. Po powrocie okazało się, że to nie był dezodorant, tylko lakier do włosów z brokatem... opuscilam “zasady dzialania” moze na razie tylko, znaczy moze wroce. nie ze tam mam, jak ten papuas, w nosie gms np, tyle, ze jakos nie chce mi sie umyslu sciskac. apropos hamowania chcialam cos napisac. slyszalam taka anegdote w radio. pewne dzieci w Poznaniu ulepily balwana. Ktos im go rozjechal samochodem. Ulepily drugiego Znowu ktos im rozjechal. Ulepily zatem trzeciego na hydrancie :) Klasyczną historią, którą usłyszałem setki razy jest skremowana babcia, której prochy przysłano do Polski w paczce. Rodzina nigdy nie orientowała się, co to jest i w zależności od poziomu drastyczności albo trzymała to w pokoju, albo wyrzucała do toalety albo używała jako przyprawy. no to moja kolej. Kiedys tata mi opowiadal jak jego kumple sie zalozyli o flaszke kto przyniesie krzyz z cmentarza z jakiegos grobowca. Jeden koles sie wyrwal na ohotnika za litra:D i poszedl po taki betonowy kolo godziny 21 ciemno juz bylo bo to jesien wtedy byla. No i po 30 minutach wrocil z tym krzyzem(pomnikiem) betonowym zadowolony ze flaszke wygral:D i poszedl go odniesc, ale po 5 minutach podobno tak z tamtad spieprzal szybko, ze az taty koledzy sie przestraszyli i tez zwiali, a koles mowil ze jak odstawil krzyz i odchodzil to trup go za plaszcz zlapal(koles podobno posrany na maksa byl). Poszli to srawdzic na drugi dzien i sie okazalo ze przytrzasnal sobie plasz tym pomnikiem lol:D Inną plotką, która niegdyś obiegła Tychy była historia o niebezpiecznej zjeżdżalni na miejskim basenie. Podobno ktoś miał powtykać w łączenia rur żyletki, na których zjeżdżające osoby kaleczyły się. Mit ten skutecznie zniechęcił moich znajomych z korzystania z tej zjeżdżalni. wiem ze w aptece, ale byłem Ciekaw jak działa ten serwis :D Kiedyś była akcja, że koleś w kiosku przebijał szpilką gumki bo według wiary prezerwatywy są złe :D Wiec sam od siebie radzę, to nie wstyd isc do aptei po gumki :D W Akademiku Medyka w Krakowie ludzie sobie normalnie chlali w pokoju, impreza, jest gites. W pewnym momencie ktoś już nieźle naprany mówi tak: Ej, a ciekawe czy taka żarówka to się do ust zmieści?. No i nie zastanawiając się długo wsadza sobie do gęby. Zmieściła się, ledwo ledwo, ale siedzi. Ludzie się śmieją, że fajnie itp. Ale w pewnym momencie koleś zaczyna robić jakieś rozpaczliwe gesty i macha, że nie może wyjąć. Ludzie się z niego śmieją, że niby sobie jaja robi, bo jak włożył to i musi wyjąć! Ale gościu widać mocuję się z tą żarówką już dłuższy czas i coraz poważniej to wygląda Strach w oczach, szczękościsk z nerwów no i nie wyjmie. Zbić żarówki nie można, bo wiadomo próżnia to mu szkło poharata całe podniebienie i gardło. Nie ma rady - jedziemy do lekarza. Zadzwonili po taxi, podjechała, wsiadają. Taksówkarz jak gościa zobaczył to się zaczyna śmiać, no bo koleś z żarówką w ryju to niecodzienny widok, ale nic jadą do szpitala i w tym czasie ten drugi koleś opowiada taxówkarzowi co się stało. Gościu też nie wierzy, bo przecież "jak się da włożyć to się też da wyjąć!". No nic. Dojechali, zapłacili taksiarzowi i do lekarz. Lekarz też się ubrechtał, że czego to te studenty nie wymyślą po pijaku. Obejrzał go i mówi, że niestety trzeba mu "poszerzyć uśmiech" skalpelem. Zoperował, zaszył, koleś wyjął żarówkę. LUZ. Wracają, wchodzą do pokoju, a tam ... siedzi drugi koleś z żarówką w gębie Nie wierzył, że się nie da wyjąć Jak zobaczył tego ze szwami to obrazu mina mu zrzedła. No to nic, jadą do tego samego szpitala z gościem. Zabrał ich jakiś inny taksówkarz. Dojeżdżają, a tu lekarz jak ich zobaczył to mało się nie poryczał ze śmiechu.. ledwo stojąc na nogach odsłania parawan, a tam siedzi... taksówkarz nr. 1 z ...ŻARÓWKĄ W RYJU. To były czasy późnego Jaruzelskiego. W sklepach wiele nie było, życie studenckie z reguły ubogie, niemniej jednak obfitowało w różne zabawne zdarzenia. W Gdańsku każdy student Politechniki i nie tylko zapewne zna Bar Akademicki, który serwował chyba najlepsze i najtańsze kopytka... Zdesperowany, głodny i spóźniony już na zajęcia student kupił sobie zupę ogorkową i rzeczone kopytka na II danie. Postawił to na stoliku, zorientował się, że nie wziął widelca i łyżki, podszedł zatem ponownie do kasy. Gdy miał juz niezbędne narzędzia w ręku odwrócił sie na pięcie i widok, który zobaczył wstrząsnął całym jego studenckim, wygłodniałym jestestwem. Przy jego stoliku siedział Murzyn w prochowcu , który spokojnie jadł JEGO ogórkową a kopytka spokojnie obok oczekiwały na swoją kolej... Zdesperowany podszedł do stolika i usiadł po drugiej stronie. Nerwowym ruchem siegnął po talerz z kopytkami. Przez chwilę jedli w milczeniu patrząc sobie w oczy. W pewnym momencie Murzyn odezwał się: "Co, bieda Panie, bieda ?". Nasz bohater żachnął się tylko wściekły i kontynuował jedzenie myśląc: "ty Zulusie cholerny, biedę to ty masz w swojej Kenii". Jedząc zaczął się rozglądać wokół chcąc znaleźć jakąś bratnią duszę, która pomogłaby mu w tym międzynarodowym konflikcie. Nagle, dwa stoliki dalej zobaczył trzeci, przy którym nikt nie siedział, stały na nim talerze z parującą zupą i kopytkami... Hehe, usłyszałem dziś od siostry jaka kiedyś była akcja na pogotowiu xD Żona czyściła kibelek jakimiś środkami typu rozpuszczalnik, później do łazienki wszedł jej mąż z papierosem i gdy skończył co miał zrobić wrzucił peta do muszli. Biedak nie spodziewał się wybuchu Przyjechało pogotowie i gościa znosili z któregoś piętra na noszach, tyle że ratownicy nie mogli się powstrzymać od gromkiego śmiechu i facet spadł im łamiąc sobie rękę. Szczerze mówiąc sam nie mogłem wytrzymać. Ślub. Ksiądz już przy ołtarzu ma zaczynać i zauważa, że zapodziała mu się kartka z danymi nowożeńców. Jako, że panna młoda była z parafii więc spoko, ale z gościem problem. Szepce więc do niego: -"Jak ma pan na imię". Gościu nic tylko oczy wielkie mu się robią. No więc ksiądz szeptem już scenicznym:- "Pana imię! Proszę powiedzieć!" Pan młody pełen stres i dalej cisza. Ksiądz więc już do mikrofonu: "Proszę mi powiedzieć jak ma pan na imię". Wtedy pan młody trzęsącym się głosem: "Pan ma na imię Jezus..." O, jeszcze jedno sobie przypomniałam! To mi opowiadała koleżanka, która usłyszała to od koleżanki, która czytała to w gazecie. Narzeczeni wzięli ślub. A że on był bogaty, to miał wielką willę, coś a la zamek. I w tej willi mieli wesele. Goście sobie popili i w pewnym momencie, ktoś rzucił pomysł - bawimy się w chowanego. Mieli dużo miejsca to mogli. Pan młody szukał jako pierwszy, goście się pochowali, panna młoda też. Zabawa trwała w najlepsze, wreszcie udało się gości znaleźć, ale gdzie świeżo poślubiona żona? Wszyscy się śmiali, bo widocznie znalazła najlepszą kryjówkę, ale przestało być wesoło, kiedy kobieta nie pokazywała się, nawet kiedy wszystkim przestała się zabawa podobać. I szukanie! Każdy zaglądał w każdy kąt, każdy wołał, ale jej nigdzie nie było. I nie znalazła się w ogóle. Kilkanaście lat później on, nadal mieszkał w tym zamku sam i postanowił hmmm... nie pamiętam, wyprowadzić się? albo zrobić remont? Nie pamiętam, ja tę historię słyszałam wiele lat temu. W każdym bądź razie robił wielki porządek w całym domu i znalazł solidną, wielką skrzynię. Otworzył ją, a w środku był trup jego żony. Same kości, ubrane w suknie ślubną... Co się okazało? Że skrzynia zatrzasnęła się od środka i dziewczyna nie mogła wyjść. Walenie i krzyki nic nie pomogły - skrzynia była tak gruba, że nikt nic nie słyszał. MC dziwne...nie słyszaliście o tej sprawie MC w sądzie. Jakiś młodzian kupis sobie 4 chesseburgery. Kiedy wrócił do domu okazło się , że ma coś w dziąśle. Po dwóch tygodniach miał gigantyczną bułe. Gdy pojechał do szpitala i miał operację okazało się że to był ZĄB SZCZURA!!! Wyobrażacie sobie.. Ja jade kupić mięsko i bułeczki tak jak:Migot3k A ja ostatnio słyszałam koszmarną historię z nieco innej beczki.Nie wiem,ile w tym prawdy,ale opowiem.Otóż pewna znajoma mojej znajomej miała pytona.Hodowała go od maleńkiej "sznurówki".Wąż był regularnie odżywiany, wszystko w porządku.Puszczała go po domu,żeby sobie "pobiegał".Aż tu pewnego razu zauważyła,że wąż wcale nie je.Ale wiadomo-wąż taki znów łakomy nie jest,może nie jeść przez długi czas.Ale nie je i nie je i nie je.Chudy się zrobił,"cera" mu poszarzała Ale dalej pomykał po domu,co prawda wolniej,bo biedaczysko głodny był.Ta kobita myślała,że może się do zmiany skóry szykuje,bo jakiś dziwny taki.Leżał koło niej na łóżku i jakoś dziwnie się prężył, jakichś dygotów dostał.Zadzwoniła w końcu do weta,który zajmuje się wężami i przedstawia sprawę.A wet mówi:"Zwiewaj,kobieto,bo ten wąż celowo się głodzi!Szykuje się na WIĘKSZY KĄSEK!!!"Chyba domyślacie się co/kogo miał na myśli???Wąż się prężył,jakby chciał "zmierzyć" czy właścicielka zmieści mu się w brzuchu.Kobita pozbyła się węża-oddała go do zoo i....cudem uniknęła pożarcia żywcem.Taki to z węża przyjaciel. NIE MA TO JAK PONY!!!!TEGO SIĘ TRZYMAJMY!!! Słyszałem o policjantach w jednostce x, którzy patrolowali ulice miasta na nocnej zmianie w zimę. Nie wiadomo dokładnie co nimi kierowało jednak chcieli sobie przejechać radiowozem bałwanka, który stał na placu targowym. Rozpędzili sie i uderzyli w baławanka. Jakie było zdziwienie gdy rozwalili radiowóz i okazało się że to był hydrant obklejony bałwankiem. Fakt ten potwierdził mi jeden z funkcjonariuszy tej KPP i powiedział że to było w 1997r. a plotki słyszałem z wielu różnych źródeł. Kolega z wawy jechał tramwajem. Obok siedział murzyn a jeszcze obok taka paniusia, lat 40 ostry makijaż, etc. I ta po wszystkich jedzie aż miło: Ty nieuczesana! Ty nieumalowana! Boże dobrze, że jak nie wyglądam! etc. I zobaczyła Murzyna. I zaczyna wyliczankę: TY GWAŁCICIELU! ASFALCIE! SPIEPRZAJ DO AFRYKI! I temu podobne komentarze. Z 10 min mu tak jeździ. On nic. Dzielnie olewa babkę. A ona dalej swoje. Nagle otwierają się drzwi i wsiadają canarinhos. Wszyscy wyciągają bilety. A murzyn hop wyrwał babce jej bilet, wsadził do buzi, przeżuł i połknął... Kanary sprawdzają bilet kolegi, murzyna, wszystko ok. Dochodzą do babki i: Kanar - A pani bilet gdzie? Ona - (pokazuje ręką na Murzyna) Murzyn zeżarł! Kanar - (w śmiech) Nie no takiego wytłumaczenia to jeszcze nie słyszałem. Ma pani jakiś dokument? Wyprowadzili ją i spisali. A murzynowi reszta pasażerów 2 przystanki brawo biła. . albo z innej beczki, ponoc! autentyk... Czterech kumpli postanowiło się zabawić, więć spalili troche trawki i postanowili pojeździć maluchem po mieście. Jeżdźą tak po mieście, w końcu wpadli na rondo i kręcą się na nim w kółko żeby faza była lepsza. No ale troche się to im znudziło wiec dla odmiany zaczęli jeździć po tym rondzie do tyłu. W pewnym momencie łup, walneli w drugi samochód. Przerażeni siedzą dalej w samochodzie i nie wychodzą. Zaraz zjawila sie policja (tak to jest, jak są potrzebni to ich nie ma a tu chwila moment i już byli), blisko miała bo na nastepnym skrzyżowaniu jest komisariat. Chłopaki dalej stripowani siedzą w tym aucie i nie wychodzą, w końcu podchodzi do nich policjant i mówi: "Spokojnie chłopaki, nie bójcie się, koleś ma 2 promile i jeszcze mówi, że jechaliście do tyłu." O kardiochirurgu słyszałam.No cóż...u nas w szpitalu pracuje sławny profesor elefant,o którym pisał Paweł Huelle w swojej książce pt:"Mercedes Benz"Ten profesorek leci sobie w podobne klocki i mam nadzieję,że tez w końcu za to odpowie.Podam Ci przykład:Mojej koleżanki mąż musiał być pilnie operowany na neurochirurgii.Moja kumpela poszła do tego profesorka bo nawet nie bylo szans na to żeby położyć męża na oddział,a co dopiero zoperować.Ponieważ wiedziała,że to straszny łapówkarz uzbierała po rodzinie i znajomych 2 tyś złotych.Dla niej wtedy była to suma kosmiczna.I poszła do słonia.Słoń zajrzał do koperty,wrzucił ją od niechcenia do szuflady w biurku i powiedział roszę pani na taksówkę to mnie jeszcze stać!Kumpela się wkurzyła i zażądała zwrotu koperty.Profesor oddał jej kopertę,a ona z płaczem wybiegła z jego gabinetu.Przybiegła do mnie na oddzial i płacze,że będzie musiała iść do innego szpitala,a wszędzie są długie kolejki i jest juz u kresu wytrzymałości.Postanowiłyśmy na spokojnie zapisac męża w kolejkę,a innymi drogami szukać pomocy.Postanowiłyśmy tez ,że trzeba oddać pożyczoną kasę.Zaglądamy do koperty i co widzimy??!!6 tysięcy!!Pomylił sie i oddał jej nie tą kopertę.Kumasz?!Oczywiście nie miałyśmy długo dylematu czy iść i oddać mu tą kasę...a męża zoperowaliśmy w innym szpitalu i wszystko dobrze sie skończylo.A za kasę pana profesora koleżanka wykupiła dla męża rehabilitację dzięki czemu chodzi i ma sie dobrze.Wiem cos o tym.Znam to z autopsji..przykre,ale prawdziwe..... Ode mnie dla was historia... coby niektórzy dobrze wybawili się na Sylwestra ;) Byle nie za dobrze :P Pewna znajoma, mieszkanka akademika stwierdziła kiedyś, że ludziom tam przebywającym coś się po czasie dzieje. Z głową najczęściej. Jak ona to zgrabnie określiła, dostają "małpiego rozumu". Gdy usłyszałam tę historię, nie miałam co to tego żadnych wątpliwości... Akademik. Impreza. 11 piętro. Duuużo alkoholu. Ubawione towarzystwo, właściwie to była typowo samcza impreza, gdyż o żadnych niewiastach mowy nie było. Zresztą to ma akurat najmniejsze znaczenie. Tak więc ubawione i rozluźnione alkoholem towarzystwo postanowiło zrobić coś totalnie odjechanego. Znaleźli więc ochotnika (który sam się zgłosił!) i postanowili wysłać go na Marsa ;) I nie byłoby w tym nic śmiesznego, gdyby nie to, iż imprezowicze wpakowali delikwenta do pudła, podpisali je tekstem "MISJA NA MARSA" i ... wyrzucili przez okno. Z tego właśnie, wyżej wspomnianego, 11 piętra. Historia z początku zabawna, zamieniła się w koszmar. Chłopak oczywiście zginął na miejscu. Zaniepokojeni ludzie, widząc szczątki ciała w kałuży krwi, zadzwonili na policję. Ta, powiązując fakty i idąc za głosami nadal odbywającej się imprezy, skierowała się do odpowiedniego pokoju. I co zastali? Otóż drugie pudełko. Na którym widniał napis "misja ratunkowa". Gdy policjanci otworzyli pudełko i zapytali, co tu się dzieje, usłyszeli: właśnie mieliśmy zamiar wysłać misję ratunkową. Bo straciliśmy kontakt radiowy z poprzednikiem". A z pudełka wyszedł kolejny student... W czasie rozmowy przytoczyliśmy dwa przykłady o których słyszeliśmy. Wstrząsające, kiedy uświadomimy sobie, że dotyczą one 13-14 letnich dzieci. O pierwszym słyszałam od swojej siostry. Do szpitala w którym pracuje trafiła nastolatka, która zaszła w ciążę na imprezie na której grano w "butelkę", tyle że w wersji w której zamiast zdejmowania jakiegoś fragmentu odzieży był stosunek z osobą na którą wypadło. Drugi przykład to dziewczyna (też gimnazjalistka) która miała dziecko "z gwiazdy". Zabawa wygląda tak, że rozebrane dziewczyny kładą się głowami do środka, z rozchylonymi nogami na zewnątrz. Wokół takiego kręgu w rytm muzyki chodzą chłopcy, a kiedy ktoś zatrzymuje muzykę "zajmują się" dziewczyną przed którą stanęli. Potem znów włącza się muzykę i zabawa trwa dalej. W ten sposób dziewczyna nie była w stanie nawet powiedzieć kto jest ojcem dziecka, bo miała stosunek z kilkoma chłopcami w czasie tej zabawy. Jedną z takich historii usłyszałem na początku swojej pracy w TOK FM. Główną bohaterką jest kobieta, młoda matka, której mąż cierpi na straszną chorobę. Chorobę, którą można wyleczyć, przeprowadzając skomplikowaną operację. Jednak lekarz, który może taką operację przeprowadzić, jest łapówkarzem. Kiedy kobieta dowiaduje się o tym, postanawia zebrać potrzebne pieniądze. Nie jest to łatwe, kobieta i jej mąż są ludźmi wykształconymi i uczciwymi, ale biednymi. Ona na razie nie pracuje, zajmuje się wychowaniem dziecka. Jedynym żywicielem rodziny jest chory mąż, który pracuje w szkole, zarabiając marne grosze. Na szczęście z pomocą rodziny i przyjaciół udaje się zebrać pieniądze. Kobieta wsuwa do koperty sumę dla niej niewyobrażalną i idzie do szpitala. Chirurg łapownik z uśmiechem przyjmuje kopertę. Jest bardzo miły. Wyznacza termin zabiegu. Niemożliwe staje się nagle możliwe — zabieg można wykonać następnego dnia! Niestety, kiedy kobieta ma już wychodzić, lekarz odruchowo sprawdza zawartość koperty. Zagląda do środka i zirytowany oznajmia młodej mężatce, że „urządza sobie z niego kpiny”. Wrzuca kopertę do szuflady pełnej łapówek i oznajmia dziewczynie, że jeśli chce uratować męża, musi przynieść co najmniej dwa razy tyle. Kobieta zaczyna płakać, przez łzy wyjaśnia lekarzowi, że nie jest w stanie uzbierać tyle pieniędzy. Zdenerwowany lekarz sięga do szuflady, rzuca kopertę na biurko i każe się jej wynosić. Wydaje się, że nie ma już żadnych szans na przeprowadzenie operacji ratującej życie męża i ojca rodziny. Dopiero kiedy po powrocie do domu zapłakana kobieta wyjmuje pieniądze, ze zdumieniem stwierdza, że lekarz pomylił się i oddał jej inną kopertę! Kopertę, w której znajduje się znacznie większa łapówka! Suma pieniędzy trzykrotnie przewyższa tę, którą zebrała żona chorego mężczyzny. Mojej znajomej zdechł pies - owczarek, czy coś w tym stylu. Zadzwoniła do zakładu pogrzebowego dla zwierząt i dowiedziała się, że pochowanie, czy skremowanie pieska będzie kosztować 100 pln - jeśli mieliby po niego przyjechać 300 pln. Więc zapakowała psa w torbę podróżną i ruszyła autobusem do zakładu. Pies, mimo, że już martwy swoje 30 kg ważył, więc kiedy wychodziła z autobusu dwóch chłopaczków zaproponowało jej, że pomogą z bagażem, bo było widać, że ciężki po tym jak się z nim "bujała". Zapytali gdzie chce z nim dojść - no to powiedziała, że kawałek dalej, do tamtego budynku i ucieszona, że nie będzie musiała targać tego sama wyszła z autobusu. Ów goście wyszli za nią, tylko zamiast w stronę w którą ona im pokazała, Ci wybiegli w przeciwną i zniknęli za rogiem... Jakie musiało być ich zdziwienie, kiedy otworzyli bagaż w poszukiwaniu łupów, a tam zwłoki... No cóż, historia może i śmieszna, ale pokazuje, że takie rzeczy się zdarzają i złodzieje mogą czaić się w wielu miejscach - poza tym wydarzyło się to również we Wrocławiu ;) Tyl ode mnie. Rzecz działa się rzekomo w Poznaniu. Do autobusu wsiadł Murzyn, zajął miejsce, a siedząca obok starsza kobieta zaczęła mruczeć pod nosem skierowane w przestrzeń rasistowskie obelgi. Facet przez chwilę nie reagował, ale gdy do autobusu wsiadła kontrola, zabrał kobiecie jej bilet, a następnie go zjadł. Można sobie wyobrazić minę kontrolera, gdy na pytanie o bilet usłyszał odpowiedź: „Murzyn mi zjadł”. Oczywiście bohaterka legendy zapłaciła słony mandat za jeżdżenie na gapę, a dodatkowo kontroler uznał, że chciała zrobić z niego idiotę. Goście w akademikach sobie imprezowali. W trakcie ktoś wyskoczył z hasłem, że da się włożyć do ust żarówkę, ale nie da się jej później wyciągnąć. Jeden z bardziej zrobionych na bóstwo niewiele myśląc spróbował... Chłopaki zadzwonili po taksówkę i pędem do szpitala. W drodze opowiedzieli taksówkarzowi co się stało. W szpitalu uśmiechnięci dyżurujący poczęstowali delikwenta zastrzykiem rozluźniającym i wyciągneli żarówkę. Po powrocie do akademików przystąpiono do kontynuacji imprezy. Niestety zrobiony delikwent nie pamiętał, że wykonał już numer z żarówką i stało się to co się musiało stać... Goście żeby nie było za dużego obciachu zamówili inną firmę przewozową i heja do szpitala po raz drugi. Okazało się, że taksówkarz był już obeznany z tematem, ba wszystkie firmy taksówkowe już wiedziały o niecodziennym kliencie. Podjeżdżają pod jedyny dyżurujący szpital, wysiadają a tam pielęgniarki na ich widok już wywracają się i ryczą ze śmiechu. Przychodzą do gabinetu lekarskiego a tam ten sam lekarz również nie może się powstrzymać. Chłopaki nie bardzo rozumieli, czemu oni aż tak ryczą - można trochę, ale bez przesady. Lekarz zaprowadził ich do poczekalni. Wchodzą, patrzą a tam siedzi pierwszy taksówkarz z żarówką w ustach ... P.S. UWAGA! Przed rozesłaniem dalej sprawdź czy w biurze posiadacie jarzeniówki czy zwykłe żarówki. Dbaj o bezpieczeństwo swoich koleżanek i kolegów. Któregoś wieczoru zrobiłyśmy z koleżanką babski wieczór, a że rodzice moi wyjechali to i nocowała u mnie. Już leżymy, gotowe do zasnięcia, a tu koleżanka wyskakuje mi z taką oto historyjką: działo się to w jej akademiku jakiś czas temu. Jakaś dziewczyna mieszkała w jednym pokoju z inną. I pewnego wieczoru wybrała sie na imprezę, tamta dziewczyna już spała. Zapomniała zamknąć drzwi na klucz. Przyszła w nocy, położyła się. Wstaje rano, a tamta dzieczyna miała nóż wbity i kartkę: " Dobrze, że nie zapaliłaś światła" Już nie spałam Nie uczestniczyłam w tym ślubie tylko przeczytałam we wczorajszej gazecie:D cytuję: Kiedy w jednym z kieleckich kościołów ksiądz udzielał ostatnio ślubu, nagle zapomniało mu się, jak ma na imię pan młody. Gdy za nic nie mógł sobie przypomnieć, szeptem o to parę zaptał, ale przejęty nowożeniec nie słyszał, co się do niego mówi. Ksiądz ponowił więc pytanie przez mikrofon, nadal bez skutku. Zwrócił się więc bezpośrednio do kandydata na męża: - Jak pan ma na imię? - Jezus Chrystus - odparł natychmiast pan młody ku radości zebranych na nabożeństwie rzypadkiem nie miałem co robić i włączyłem "Sąd rodzinny" na TVN. Sprawa ponoć oparta na "faktach autentycznych". Jest studenckie małżeństwo. Żona urodziła czarne dziecko . Mąż oskarża ją na sprawie rozwodowej o zdradę. Świadek znajomy Murzyn przyznał, że wspólna znajoma blondi miziała najpierw z innym koleżką Murzynem, a potem z facetem, który zdradzał żonę. A że blondi się nie umyła, to mężulek zamoczył ogóra w cipce pływającej w bambusowej spermie I to mąż zdradzając żonę z blondi przeniósł jej potem na swoim własnym wacusiu murzyńskie plemniki i zapłodnił ją, mimo własnej bezpłodności bo nie umył fajfusa po bzykaniu z murzyńską dajką. Kamil (22:57) Koleś przychodzi (ujarany) do panny. Wchodzi całusy, ble ble .... Ona mu mówi, że musi się wykąpać i żeby usiadł sobie na kanapie i poczekał na nią. Po 10 min zachciało mu się zrobić kupę, tak mocno, że nie mógł wytrzymać ciśnienia a łazienka wciąż zajęta.... Spojrzał na psa siedzącego obok i długo nie myśląc narobił obok, myśląc, że w razie czego zwali winę na niego. Panna wychodzi z kąpieli patrzy....SZOK! - Co to jest ! - Pies się zesrał, odpowiada spokojnie młodzieniec. - K**wa PlUSZOWY ?! Tak czytam i czytam i jakieś 60 km ode mnie była podobna historia. Pannę Młodą podrzucano do góry, welon wkręcił się jej w wentylator i skręcił jej kark. Mąż się powiesił, a ojciec jak go znalazł martwego to dostał zawału. i tak dzień wesela zakończył się 3 trupami niestety Historia, którą chce opisać możecie potraktować jako głupi żart, przestrogę, rade iż czasami nie warto działać pod wpływem chwili a tylko "szczęście" sprawia ze nic złego sie nie stało... Moja koleżanka lubi imprezować, biegać od baru do baru, z mniejszej dziury ( czytaj dyskoteki) do większej w naszym pieknym mieście na K. Nie ukrywam jest atrakcyjna i wielu facetów się za nią ogląda, nic więc dziwnego że w jednej dyskotece wpadła w oko przystojnemu brunetowi. Jak to zawsze sie zaczyna od zwrócenia uwagi, flirtu do całowania w tym przypadku było podobnie. Po spędzeniu kilku godzin nieznajomy zaproponował pójście do jego mieszkania " na kawę". Koleżanka odmówiła, była zmęczona, poza tym nie miała w zwyczaju chodzić z praktycznie obcymi facetami do ich domów. Jedynie co wymienili sie numerami telefonu. Następnego dnia zobaczyła na swojej twarzy zmiany skórne w postaci wrzodów, łuszczenia- dokładnie nie pamętam. Poszła do lekarza pierwszego kontaktu, ten odesłał ją do dermatologa. Dermatolog nie tylko że powiedział jej diagnozę to jeszcze zadzwonił na policje. Okazało się że zmiany na jej skórze spowodował trupi jad. Dzięki numerowi telefonu, znaleźli mężczyznę z dyskoteki. Po wejściu do jego mieszkania znaleziona rozkładające sie ciała dwóch młodych dziewczyn..... Co by się stało jakby poszła z nim, gdyby nie zabrała od niego numeru, może któraś z was....... Offline To akurat nie kawał lecz autentyk, który pochodzi od pewnej Pani manager z pewnej dobrze ustawionej restauracji we Wrocławiu, ale dawno się tak nie uśmiałęm więc dzięlę się z wami Sytuacja dotyczy dość ważnej życiowo sprawy, a mianowicie aktu małżeńskiego. Para młoda, zorganizowała sobie wesele w wyżej wymienionej restauracji. Najpierw był tam kawalerski i panieński, a wszystko to miało być uwieńczone weselichem. A więc do rzeczy. Wesele się rozpoczęło całkowicie normalnie i nic nie zapowiadało kuriozalnego końca. Goście przyszli punktualnie, a liczba ich spora była bo ponad 200 osób. Jak pan bóg przykazał wszyscy przynieśli prezenty, które Pan młody przyjął z wdzięcznośćią i zaniósł do busa. Następnie obsługa podała przybyłym gościom rosół, bo takie danie jako pierwsze wybrali somie przyszli małżonkowie. Raptem jednak, tuż przed skończeniem przez zgłodniałych gości pierwszego dania, Pan młody wstał stukając w kieliszek i powiedział: "Dziękuję wszystkim zgromadzonym za przybycie i życzę miłej zabawy do samego rana. Ja jednak Państwa teraz opuszczę i udam się do domu. A jeżeli chcieliby Państwo poznać powody mojej decyzji, proszę odwrócić talerze po rosole. Dziękuję i dowidzenia." Po tych słowach położył teczkę z dokumentami obok nieco zdumionej Panny młodej i wyszedł z sali. Oczywiście zaciekawieni goście odwrócili czym prędzej swe talerze... a pod każdym pojedynczym talerzem było przyklejone zdjęcie na którym Panna młoda uprawia akt nierządu ze striptizerem na wieczorze panieńskim. Natomiast gdyby kogoś ciekawiło co pozostawił na stole niedoszły małżonek Pannie młodej, już śpieszę z wyjaśnieniem że były to dokumenty unieważnienia aktu małżeńskiego. Z mojej strony należą się tylko wyrazy podziwu za przebiegłość i opanowanie gościa, który rozegrał całą sytuację po mistrzowsku:D Ode mnie dla was historia... coby niektórzy dobrze wybawili się na Sylwestra ;) Byle nie za dobrze :P Pewna znajoma, mieszkanka akademika stwierdziła kiedyś, że ludziom tam przebywającym coś się po czasie dzieje. Z głową najczęściej. Jak ona to zgrabnie określiła, dostają "małpiego rozumu". Gdy usłyszałam tę historię, nie miałam co to tego żadnych wątpliwości... Akademik. Impreza. 11 piętro. Duuużo alkoholu. Ubawione towarzystwo, właściwie to była typowo samcza impreza, gdyż o żadnych niewiastach mowy nie było. Zresztą to ma akurat najmniejsze znaczenie. Tak więc ubawione i rozluźnione alkoholem towarzystwo postanowiło zrobić coś totalnie odjechanego. Znaleźli więc ochotnika (który sam się zgłosił!) i postanowili wysłać go na Marsa ;) I nie byłoby w tym nic śmiesznego, gdyby nie to, iż imprezowicze wpakowali delikwenta do pudła, podpisali je tekstem "MISJA NA MARSA" i ... wyrzucili przez okno. Z tego właśnie, wyżej wspomnianego, 11 piętra. Historia z początku zabawna, zamieniła się w koszmar. Chłopak oczywiście zginął na miejscu. Zaniepokojeni ludzie, widząc szczątki ciała w kałuży krwi, zadzwonili na policję. Ta, powiązując fakty i idąc za głosami nadal odbywającej się imprezy, skierowała się do odpowiedniego pokoju. I co zastali? Otóż drugie pudełko. Na którym widniał napis "misja ratunkowa". Gdy policjanci otworzyli pudełko i zapytali, co tu się dzieje, usłyszeli: właśnie mieliśmy zamiar wysłać misję ratunkową. Bo straciliśmy kontakt radiowy z poprzednikiem". A z pudełka wyszedł kolejny student... Moja kolezanka opowiadala mi jak to kolezanka jej kolezanki ( ) miała psa, i ten pies zdechł, wiec trzeba było go gdzieś zakopać, siadla na gg, zali sie koledze ze pies jej zdechl i nie ma co z nim zrobic, wiec on jej zaproponowal zeby przyjechala z nim, i zakopia go u niego w ogrodku. Dziewczyna wlozyla psa do pudelka po butach, a to pudlo wlozyla w taka duza torbe z Media Markt i pojechala autobusem. W busie dosiadl sie do niej jakis chlopak, i zaczal ja bajerować, co jakis czas zerkając na tą reklamówkę, no i jak sie pewnie domyślacie, kiedy drzwi otworzyły się na przystanku chłopak porwał reklamówkę i uciekł, myśląc że w torbie jest cos cennego^^ co do McDonald'a to w moim mieście dziewczyna po zamówieniu shake'a zatruła się. Dała go do zbadania i okazało się ,że w shake'u było 20 rodzajów sperm. ale w jednym z lubelskich mcdonald's, bodajże ze 2 lata temu znaleziono kilka rodzajów spermy... w shake'u. było o tym nawet głośno, a ja jako że jestem z lubina to coś o tym wiem! i nie radze jadać w tego typu restauracjach, pomimo iż jest to wasz wybór. a w te ciastka i hamburgery to kompletnie nie wierze, tego to akurat im nie można zarzucić, ze dają przeterminowane jedzenie... pewien gosc, jako ze pozostawal w szponach nalogu tytoniowego, palil czesto podczas posiedzen w toalecie (nie ma to jak przyjemne z pozytecznym, ktora czynnosc z dwojga jest przyjemna, a ktora poyteczna pozostawiam juz Waszej ocenie), po czym wrzucal pety do muszli, na ktorej siedzial... pewnego dnia jego syn czyscil cos rozpuszczalnikiem, mniejsza o to co to bylo, po czym wylal go do muszli i nie spuscil wody... po jakims czasie ojciec poszedl do kibla oddawac sie swojej ulubionej rozrywce, po czym, jak to mial w zwyczaju, wrzucil tlacego sie peta pod siebie... jaki byl efekt latwo przewidziec... przyjechalo pogotowie i zaladowalo kolesia z kawalkami muszli w tylku i w stanie konkremtego szoku na nosze, po czym, jako ze nie miescili sie z tym wszystkim do windy, zaczeli go znosic schodami go karetki... po drodze gosc zaczal im opowiadac co sie wydzarzylo, a efekt byl taki, ze sanitariusze zaczeli sie trzesc ze smiechy i zrzucili go z tych noszy... koles stoczyl sie na polpietro i do kompletu... ZLAMAL SOBIE NOGE!!! historia zasłyszana lewym uchem od babki obok, która brzmi jak z dowcipu :] : jej koleżanka miała mieć operację, więc poszła do lekarza z kopertą, gdzie włożyła tyle kasy ile nazbierała, ale dużo nie miała. lekarz schował kopertę do szuflady i zacząl czytać jej kartę. okazało się że jednak coś mu tam nie pasowało, i nie może wykonać zabiegu więc zeby być "fair", oddał jej kopertę. tylko że w domu zobaczyła że dostała inną kopertę z o wiele większą kasą :D ponoć wahała się czy pojść ją i oddać, ale ta babka powiedziała jej, że przeciez skoro sam jej dał tę kopertę, to nie jest to jej wina. i tak się powinno kończyć łapownictwo lekarzy :D Taką historyjkę słyszałem, może ktoś też zna... Pewna pani weterynarz wracała po nocy do domu w małym miasteczku. Przechodziła przez jakiś park czy inne odludne miejsce, a tu nagle napada na nią trzej typków, zaciągają w krzaki i zabierają się do gwałcenia. Kobieta zebrała trochę zimnej krwi i mówi: "Panowie, co tak brutalnie, ja jestem sama, nie mam męża, też lubię figo-fago, możemy się kulturalnie zabawić. Zapraszam do mnie do domu na drinka, tam na pewno będzie nam wygodniej". Kolesie zgodzili się, przerwali gwałcenie, poszli do niej do domu. Ona faktycznie poczęstowała ich drinkami. Tyle że... jako weterynarz miała w domu trochę leków i wiedzę, jak się z nimi obchodzić - do drinków dodała silny środek nasenny. Kiedy gwałciciele się pospali, wzięła ich do do gabinetu i wszystkich fachowo wykastrowała. Ponoć sama się zgłosiła na policję potem, była jakaś rozprawa i wyrok. Szczegółów nie znam. to ja czytałam kiedyś, że taka pani wsadziła psa do mikrofalówki żeby się wyszuszył, zapomniala o nim i piesek wybuchł. W USA był przypadek, że jakaś kobieta włożyła kota do mikrofalówki. Oczywiście kot zginął, a ona zgłosiła sprawę do sądu, że na instrukcji obsługi nic nie pisało o tym, że nie można wkładać tam żywych zwierząt. Sprawę wygrała. -.- Kiedyś znajomy opowiadał historię. Zatrzymał go policjant, oczywiście za przekroczenie ale jakieś takie w normie, ok 20 więcej niż było dozwolone.Pisze mu mandat a że trasa była szybka to co chwilę przejeżdżał jakiś samochód za prędkością gruubo ponad dozwoloną :) No więc znajomy mówi do policjanta żeby mu odpuścił, tutaj wypisuje mandat za 20km a co chwilę jedzie ktoś z przekroczeniem o ponad 50km. Policjant na to flegmatycznie historię z morałem :) Był pan kiedyś na rybach? kolega: no byłem P: a złapał pan wszystkie? :D Krótko zwięźle i na temat. Zastanawia mnie jak ludzie wychowują dzieci. Co prawda sam nie mam potomstwa i nie zamierzam mieć jak narazie (bo to trochę głupie mieć 17-letniego tatusia), ale niestety mam przyjemność oglądać efekty wychowawcze niektórych par (dzięki znajomym rodziców w różnym wieku). Są trzy najbardziej znane mi modele wychowania. Surowe, bezstresowe (w moim znaczeniu) i "bezstresowe" w mowie potocznej. Zaczynam od tego pierwszego. Jak nazwa wskazuje, jest to surowe wychowanie, oparte na karach cielesnych lub torturach umysłowych. Nie uważam tego za dobre wychowanie, bo dziecko jak będzie nieco starsze będzie się bało wszystkiego, bo uzna, ż jak zrobi coś żle to spotka je kara. Więc bicie za różne rzeczy odpada (no chyba, że dzieciak na serio nabroi to oczywiście). Wychowanie bezstresowe z mojego słownika oznacza nienarażanie dziecka na stresy, pocieszanie w trudnych sytuacjach, załatwianie problemów przez rozmowę oraz stały kontakt z dzieckiem. I to chyba najlepsze. Sam zostałem tak wychowany i cieszę się z tego powodu. I oczywiście "wychowanie bezstresowe". A tu się normalnie rozpiszę. Po pierwsze geneza. Więc jak dochodzi do takiego wychowania? Odpowiedź. Mamusi i tatusiowi się zachciało bobaska bo to takie malutkie fajniutkie i ooo. Oboje zazdroszczą innym parom bo one mają, a oni nie, więc oni też chcą. No więc rodzi im się bobasek, chuchają dmuchają na niego póki małe. Ale przychodzi ten okres, kiedy dziecko trzeba wychować i kiedy ma się na dzieciaka największy wpływ. I tu się zaczynają schody. Nagle oboje nie mają czasu i mówią "Wychowamy go/ją/ich (niepotrzebne skreślić) bezstresowo." Po drugie. Decyzja o sposobie wychowania podjęta. A więc jak to wygląda? Odpowiedź. Totalna olewka! Mama i tata balują, a dzieciaka zostawiają samemu sobie, albo pod opiekę babci, która również leje na dziecko ciepłym moczem. Dzieciak rośnie i rośnie, nie wie co dobre a co złe. Przypomniała mi się pewna, podobno autentyczna scenka. Chłopak jedzie ze szwagrem autobusem czy tam tramwajem. Na jednym miejscu siedzi starowinka, a na przeciwko niej siedzi lafirynda z brzdącem na kolanach. No i sobie dzieciak macha nóżkami i tu ciach i kopnął staruszkę w nogę. Babcia nic sobie z tego nie zrobiła, a dzieciak nie widząc reakcji zaczął ją już celowo kopać. Staruszka: Może pani powiedzieć coś synkowi żeby mnie nie kopał. Matka: Nie bo ja go wychowuję bezstresowo. Szwagier wyciąga z ust gumę do żucia i przykleja mamusi na czoło mówiąc: Moja mama też mnie wychowała bezstresowo. Ciekaw jestem ile w tym prawdy było, a jeżeli 100% to czy mamusi się odmieniły poglądy. Kto go wie? Po trzecie. Dorosły wychowany bezstresowo. Jaki on jest? Odpowiedź. Zupełnie inny. Myśli, że jest pępkiem świata i że wszystko musi być pod jego dyktando. Pracując w Szwajcarii przy pielęgnacji winogron, syn polskiego kolegi taty zaczął rzucać we mnie winogronami. Miałem ochotę wbić mu nożyczki (którymi podcinałem liście) w oczy. A to byłby ciekawy widok. Dzieciak o białych włosach, skórze i niebieskich oczach stałby sie albinosem (bo z niebieskich oczu stałyby sie czerwone jak u białych szczurów i myszek). Ojciec sie co prawda na niego wydzierał, żeby nie przeszkadzał, ale jak widać dzieciak miał to po prostu w dupie. Więc skoro dziecko nie słucha się nawet rodzica, to jak w szkole posłucha nauczyciela? Jak znajdzie pracę, w której będzie jakiś szef (chyba, że sam sobie będzie szefem)? W ten oto sposób jak dowiaduję się o tym, że ktoś wychowuje dzieciaka bezstresowo, ciary przechodzą mi po plecach, a tegoż rodzica mam ochotę palnąć mu w łeb tak żeby się przekręcił (zarówno łeb jak i poglądy). A jak mnie wychowano? Byłem często sam sobie zostawiany. Ale nie oznacza że to byla wspomniana olewka. Jako, że rodzice pracowali, a rodzeństwo chodziło do szkoły, podrzucali mnie do babci. A wieczorami się mną opiekowali. Gadali jak miałem problemy i nie bili bo ponoć byłem spokojnym dzieckiem. No i tyle. Do 17 urodzin 2 dni, a szczura chyba nie dostanę. A sam nie kupię!;( ha szadam, to tak jak opowiesc o ztym jak to kilku kolegow wyzywalo innego od tchórzy. Ten sie wzbranial ze nie jest tchórzem, ale koledzy nadal sie smiali. W koncu wpadli na pomysl - kolego, jesli przejdziesz przez cmentarz o godz.24 to powiemy ze nie jestes tchórzem lecz bardzo odwarznym czlowiekiem. Chlopak sie zgodzil. O godz. 24 przekroczyl brame cmentarza aby przejsc przez niego i wyjsc druga brama. Szedl tak caly spocony ze strachu, slyszal w glowie rozne dzwieki, gwizdy, wycie wiatru. Ale szedl, szedl, szedl ........ i nagle poczul jak ktos go lapie za kurtke z tylu wystraszyl sie strasznie - zawal serca - chlopak zmarl na miejscu. Jak sie okazalo przechodzil pod drzewem gdzie zwisaly galezie i jedna z nich zaczepila sie o jego kurtke. Strach ma wielkie oczy Historia jest ponoć autentyczna: Czterech kumpli w Opolu postanowiło się zabawić, więc spalili trochę trawki i postanowili pojeździć maluchem po mieście. Jeżdżą tak po mieście, w końcu wpadli na rondo i kręcą się na nim w kółko, żeby faza była lepsza. No, ale trochę się to im znudziło, więc dla odmiany zaczęli jeździć po tym rondzie do tyłu. W pewnym momencie łup, walnęli w drugi samochód. Przerażeni siedzą dalej w samochodzie i nie wychodzą. Zaraz zjawiła się policja (tak to jest, jak są potrzebni to ich nie ma, a tu chwila moment i już byli), blisko miała bo na następnym skrzyżowaniu jest komisariat. Chłopaki dalej stripowani siedzą w tym aucie i nie wychodzą, w końcu podchodzi do nich policjant i mówi: "Spokojnie chłopaki, nie bójcie się, koleś ma 2 promile i jeszcze mówi, że jechaliście do tyłu." a ja słyszałam o podobnym przypadku. biała para miała czarne dziecko.maz wyzywał zone od puszczalskich , a kiedy ona chciała zrobic testy dna on przyznał sie ze spał w burdelu z jakas czarna kobieta, potem wrócił do domu i bzyknał zone, przenoszac materiał genetyczny tamtej zdzi...ry.w ten sposób urodziła czarne dziecko, mam nadzieje ze u ciebie bedzie inaczej, zrób te testy. Koleżanka idąc do ginekologa postanowiła "wypsikać" się TAM jakimiś perfumami. Niechcący wzięła takie z brokatem. Lekarz spojrzał i skomentował: Jak świątecznie Moj kolega by<62> na imprezie w lecie u swojego kumpla w domku jednorodzinnym 2 pi<70>trowym, na dole na parterze mieszka<6B>a babcia tego<67> kumpla. Towarzystwo sobie popi<70>o i si<73> rozochoci<63>o i jeden z imprezowicz<63>w znalaz<61> str<74>j narciarski i narty, postanowi<77> to za<7A>o<EFBFBD>y<EFBFBD> i zjecha<68> po schodach, co tez uczyni<6E>. Na nieszcz<63>cie w tym samym momencie babcia zwabiona ha<68>asami wysz<73>a ze swojego pokoju i nast<73>pi<70>o zderzenie czo<7A>owe narciarza z babci<63>. Kto<74> zadzwoni<6E> po karetk<74> i pogotowie babci<63> zabra<72>o. Na drugi dzie<69> spanikowany wnuczek zacz<63><7A> babci szuka<6B> po szpitalach - okaza<7A>o si<73> <20>e w <20>adnym jej nie ma. Ju<4A> s<>dzi<7A> ze babcia jest w kostnicy kiedy okaza<7A>o si<73> ze <20>yje, jest w szpitalu. Tyle ze psychiatrycznym, bo na pytanie co jej si<73> sta<74>o odpowiedzia<69>a - Narciarz mnie przejecha<68>. witam, chciałam przestrzec wszystkich rodziców, aby uważały na swoje dzieci w hipermarketach. Szukałam dzisiaj czy napisali juz na tej stronie o porwaniu dziewczynki w Gdańskiej IKEI ale widzę ,że nikt jeszcze nie dodał wątku. Było to miesiąc temu, mama z córeczką była na zakupach, oglądała porcelanę, gdy nagle spostrzegła ,ze niema jej córeczki.... w panice zgłosiła o porwaniu, szybko zamknięto sklep, nikomu nie pozwolono wyjść, przeszukiwali sklep tak długo aż znaleźli dziecko w ubikacji dla personelu, miała ogoloną główkę i była przebrana za chłopca, była nie przytomna, porywaczy nie udało się złapać. szczęście w nie szczęściu,że dziecku nic się nie stało. Z kiblem było jeszcze inaczej: jakaś kobieta chciała umyć muszlę Domestosem i polała przy okazji zawieszoną w środku kostkę toaletową innej firmy. Substancje przereagowały, wydzielił się chlor i kobitka trafiła do szpitala. Znam to z Teleexpressu. Historyjka z morałem dla niegrzecznych dziewczynek, z cyklu : Nie wierz mężczyźnie jak psu... (na faktach). Matula : Koleżanka córki mojej znjomej z pracy poznała faceta. Zakochała się w nim, pomimo, że ledwo Go znała. Zapraszał ją do siebie, Ona nie chciała... Wydawał jej się dziwny i postanowiła skończyć znajomość. Po około tygodniu, dziewczyna zauważyła, ze ma zaczerwienioną skóre wokół ust. Lekarz stweirdził, że to trupi jad... Jak się później okazało, po relacji policji - ów mężczyzna zabił w swoim domu dwie dziewczyny i uprawiał ze zwłokami seks... Stąd trupi jad na jej twarzy. A Ona zapewne byłaby kolejną ofiarą... Wnioski : 1. Całowanie się z gosciem, który wcześniej lizał zwłoki, musi być traumatycznym przeżyciem. 2. Odechciało mi się jeść i zachciało mi się zwrócić to co do żołądka zdążyło trafić... 3. I pytanie obsceniczne w swej prostocie - dlaczego wydaje mi się, że to mocno naciągana historia? :) Miejska legenda (ang. urban legend) - z pozoru prawdopodobna informacja rozpowszechniana w mediach, Internecie bądź w kręgach towarzyskich, która budzi wielkie emocje u odbiorców. Znacie jakieś fajne? Moja ulubiona to ta o króliczku (w niektórych wersjach występuje pudel albo kot) Kolega kolegi mojej bardzo dobrej koleżanki, lubiący polowania, wprowadził się wraz ze swym psem do nowego domu. Okolica wydawała się bardzo zaciszna - mieszkające w sąsiedztwie dwie starsze panie bardzo polubiły nowego sąsiada i jego wiernego towarzysza. Piesek zaprzyjaźnił się nawet z ich śnieżnobiałym króliczkiem, który był pupilkiem staruszek! Pewnego wieczoru mężczyzna wrócił z pracy bardzo zmęczony po ciężkim dniu. Jego pies jednak radośnie podskakując i machając ogonem domagał się cowieczornego spaceru. Mężczyzna był jednak tak zmęczony, że tylko wypuścił kudłatego zwierzaka na podwórko, a sam położył się do łóżka. Po mniej więcej godzinie obudziło go szczekanie do drzwi. Zaspany poszedł je otworzyć i sen szybko zniknął mu z oczu kiedy zobaczył, że piesek trzyma w zębach królika sąsiadek! Szybko zabrał futrzaka ubrudzonego błotem, umył go i wysuszył mu sierść. Dokładnie obejrzał zwierzątko, a gdy stwierdził, że nie ma ono śladów pogryzienia (całe szczęście że pies nie wbił mocniej zębów!) postanowił zakraść się do domu staruszek i umieścić ich pupilka ponownie w klatce. Gdy zagasły wszystkie światła mężczyzna udał się do domu sąsiadek , ułożył króliczka obok jego miski i wrócił do domu. Rankiem wychodząc do pracy zauważył obie starsze panie rozdygotane i patrzące z przerażeniem do klatki, gdzie leżał ich martwy zwierzak. Jedna z nich nawet bezustannie kreśliła nad futrzakiem znak krzyża! "no to wpadłem" pomyślał mężczyzna ale postanowił udawać, że nie wie o co chodzi. Przechodząc obok staruszek przybrał zatroskaną minę i zapytał: "co się stało? Czy króliczek zdechł?" "tak zdechł" - stwierdziła jedna z przerażonych staruszek, "tyle że pochowałyśmy go w ogródku dwa dni temu, a dziś on wrócił do klatki!" - Uwaga Tropimy Plotkę. Swego czasu po Podkarpaciu (i nie tylko) krążyła plotka o weselu w Lesku, na którym podrzucano pannę młodą, ta niefortunnie upadła i zginęła na miejscu, pan młody z rozpaczy się powiesił, a teść umarł na zawał. Była to bujda, ale co chwila spotykałem osoby, które twierdziły że jakiś ich znajomy był na tym weselu. Jeśli ktoś coś wie jeszcze proszę o wpis. Podczas ślubu, młody ksiądz zapomniał imienia pana młodego. Zmieszany tym faktem szepcze do owego: - Jak ma pan na imię? - Pan ma na imię Jezus. to ialo miejsce ok 4lat temu na 100% zdazylo sie w warszawie w rodzinie mojej kolezanki!! to bylo straszne a dziecko robilo z rodzicami a-kuku doslownie sekunda!! dziecko zostalo podrzucone pod blok kilka dni pozniej! do dzis chodza do psychologa!! wiedzieli o dziecku wszystko-przebyte choroby, grupe krwi, wszystko-byli powiazani lekarze i nawet kprzekupiony ktos ze znajomych! pekin-nie zycze nikomu, a zarty robic z czegos takiego to trzeba byc dnem!! Tego dnia co był egzamin były walentynki, koleś dostał od dziewczyny kartkę w kopercie, od niechcenia schował ją we wnętrzu kurtki...przyszedł czas na egzamin na mieście, koleś wsiada, jeździ, jeździ, myśli, że mu się udało. Po powrocie i zatrzymaniu się w ośrodku egzaminator oznajmia, że nie zdał....koleś wkurzony rozłożył się na fotel bezsilny z wkurwienia i czuje jak go coś kurewsko uwiera w bok...od niechcenia wyciąga to coś i rzuca na deskę....egzaminator patrzy na kopertę (z walentynką w środku) i mówi: "Dziękuję zdał pan".... zajebista opcja:D:D:D:D:D Oglądałam program w którym biały facet poszedł do agencji towarzyskiej, kochał się z białą kobietą, która chwilę wcześniej kochała się z murzynem. Po tym zdarzeniu poszedł do domu i kochał się ze swoją białą żoną, która 9 misięcy później urodziła czarnoskóre dziecko. Czy to możliwe, że mężczyzna przeniósł plemniki z prostytutki i zapłodnił nimi żonę? Nie mogłam w to uwierzyć. Program wydawał się bardzo wiarygodny. Jak sądzicie? Pewien mężczyzna udał się do burdelu,gdzie przespał się z prostytutką,która chwilę wcześniej miała stosunek z Afrykaninem i nie umyła się,wobec czego w jej pochwie znajdowały się jeszcze jego plemniki. Mężczyzna wrócił do domu i przespał się z żoną,która 9 miesiecy pózniej urodziła dziecko o czarnej skórze. Swego czasu popularny był także mit o znikającym autostopowiczu, którego wersji także było co najmniej kilka. Oto jedna z nich: pewien kierowca, jadąc pustą drogą w środku nocy, zobaczył na poboczu małą dziewczynkę. Zatrzymał się, a dziecko poprosiło o podwiezienie, podając adres. Na pytanie kierowcy „co mała dziewczynka robi sama o tej porze na takim pustkowiu" odpowiedziała cichutkim głosem „później, później, teraz nie czas na to, muszę szybko wrócić do domu". Kiedy mężczyzna dotarł pod wskazany adres, zauważył, że tylne siedzenie jest puste. Przerażony zapukał do drzwi domu, pod który przyjechał. Blada kobieta w drzwiach mówi mu, że nie jest pierwszym, który podwoził tutaj ducha jej córeczki, która zginęła w wypadku samochodowym. Facet poszedł do prostytutki, która wczesniej uprawiała sex z Muszynem i rpzeniósł jego plemniki do swojej żony,a ta urodziła Murzyniatko Była biała baba która miała białego faceta ale urodziła czarne dziecko ten facet powiedział że ona do zdradzałą okazało się że to ten facet miał romans z koleżanką a ta koleżanka chwile przedtem uprawiałą sex z murzynem i sie nie umyła i ten facet był bezpłodny i ona mu "przekazała" plemniki murzyna na penisa, potem ten facet uprawiał sex z tą swoją i zapłodnił ją murzyńskimi plemnikami. Historia autentyczna. Warszawa. Kwiecień. Dziewczyna jechała metrem i znalazła gdzieś na peronie portfel. Zajrzała do środka - pieniądze, karty, dowód itd. Właścicielem był mężczyzna najwyraźniej pochodzenia arabskiego. Zadzwonila pod numer podany w dokumentach i umówiła się na oddanie własności. Kiedy się spotkali facet z wdzieczności chciał jej to wynagrodzić i coś jej w zamian za to kupić, ale odmówiła, bo zrobiła to z życzliwości. Na to on jej odpowiedział, że w takim razie moze dla niej zrobić jedno - poprosił ją by w dniach 1 - 3 maja nie jechała pod żadnym pozorem metrem. Nie chcę sie nad tym zastanawiać. Proszę cię tylko byś to wysłał swoim znajomym i nie wchodził do metra w te dni PODAJ DALEJ A JEŻELI ZROBISZ TO 10 RAZY TO NA TWOIM EKRANIE POJAWI SIĘ FILM PRZEDSTAWIAJĄCY....A Z RESZTĄ SAM/A ZOBACZYSZ Życzliwy Arab [; BTW ten filmik naprawdę nie działa :) Kolejną historię, która – teraz już wiem – jest miejską legendą, opowiedziała mi koleżanka przy kawie: jej kolega miał być na ślubie u swojego kolegi (jeszcze panujecie nad sytuacją?? :P), który zakończył się „tragicznie”. Na przyjęciu weselnym pan młody chciał wygłosić przemowę, wstał i powiedział wszystkim gościom, żeby sięgnęli pod krzesła, wyjęli to, co tam jest i obejrzeli zawartość. Powiedział też, że przyjęcie jest opłacone, mogą więc jeść, pić i bawić się: ale bez niego, bo on w nim nie weźmie udziału, po czym wyszedł, wsiadł w samochód i odjechał. Pod krzesłami znajdować się miała koperta z fotografiami panny młodej na własnym wieczorze panieńskim, zawodowo rżnącej się z dwoma nieznajomymi mężczyznami. Oczywiście uwierzyłam w tę historię, przejęta pytałam się „i co, i co” – według słów koleżanki, panna młoda miała wyjechać z miasta, a pan młody – zaraz po weselu wnieść pozew o rozwód… Historię tę po raz kolejny słyszałam około miesiąc temu na imprezie, od znajomej z zupełnie innych kręgów, w nieco zmienionej wersji… nie wiem, czy to prawda, czy nie. Fakt, że historia żyje i mocno ewoluuje: a przy tym jest zupełnie niewiarygodna psychologicznie to moim zdaniem znak, że mamy do czynienia z miejską legendą. Panie Cug, te zachcianki, grymaszenia, itd. nazywa się: MIAUCZENIEM i macie szczęście, że nie ma u Was drugiej takiej od miauczenia. Obie naraz są okropne ;))))) A co do Shake`a, to "nie wydaje mnie się" żeby to z powodów ciążowych, raczej przypuszczałbym chęci dojścia (zajścia) w stan błogosławiony, bo jak zapewne doskonale wszyscy wiedzą, w jednym z poslkich MC Donaldsów - właśnie w Shake`u znaleziono swego czasu 5 (sic!) rodzajów nasienia męskiego :D:D:D Swego czasu, tak chyba też uznali sanitariusze, niosąc po schodach rannego i zanosząc się ze śmiechu..... Oto autentyk sprzed lat. Żona wróciła do domu, radośnie spojrzała na apetycznie wystający tyłeczek, spod zabudowanego zlewozmywaka (kiedyś były żeliwne). Nareszcie mąż zabrał się za naprawienie jakiegoś tam przecieku czy też złego odpływu..... Nie wiem. W każdym razie, widząc tę wystającą pupcię, radośnie do niego zaćwierkała na powitanie i jednocześnie chwyciła pieszczotliwie za klejnoty. Zdziwienie jej było ogromne, gdy za chwilę okazało się, że to jednak nie jej mąż był pod tym zlewem, ale zatrudniony przez męża hydraulik, który nie spodziewając się chwytu za cenne drobiazgi, podskoczył z wrażenia, wyrżnął głową i stracił przytomność. Wezwano pogotowie, lecz to nie był koniec nieszczęść pechowego fachowca. Sanitariusze, gdy usłyszeli sposób, w jaki doszło do wypadku, znosząc go po schodach zataczali się ze śmiechu tak, że ranny spadł im z noszy, doznając jeszcze większych obrażeń. - powyższy tekst to początek historii opowiedzianej an ostatnim wykładzie z prawa konstytucyjnego. Prof B. opowiada, jak pewna kobieta dostała zapaści i umarła (jak się później okazało, nie do końca). A w szpitalu, gdzie ją przewieźli do kostnicy grasował nekrofil, któremu owa pani widać przypadła do gustu. Jak wiadomo "okazywanie swojego zainteresowania, nawet na dentce, łączy się z wykonywaniem pewnych czynności, które łączą się z regularnym uciskaniem pewnych części ciała". No i tak uciskając, ów nekrofil wybudził denatkę z letargu. Kiedy owa już nie denatka zaczęła się ruszać, a "on nie był przyzwyczajony do takich zachowań swoich partnerek", to starała się go delikatnie zrzucić. Nie bardzo się dało, więc zrzuciła go z impetem, gościu złamał nogę, a ona jeszcze mu zapłaciła odszkodowanie. (Za nekrofilię go nie skazali, bo co to za ofiara, która żyje?) A ja słyszałam to w trochę innej wersji - panna młoda uderzył skronią w futrynę drzwi i dlatego umarła... No i mąż w tej wersji też popełnił samobójstwo, ale za to tego samego dnia To pewnie historia z gatunku takich jak misja na marsa studentów polibudy No i jak dla mnie przenoszenie pzez próg musi byc - litości nie będzie P będzie dźwigał i koniec kropka I kolejna. „Akademik. Koleżanki, mieszkające w jednym pokoju, poszły na imprezę. Jedna z nich poczuła się zmęczona i wróciła do pokoju. A że dziewczęta miały tylko jeden klucz, nie zamykała się. Po jakimś czasie druga dziewczyna wpadła do pokoju po coś (np: album ze zdjęciami) i spojrzała na koleżankę...Ta spała, więc dziewczyna nie włączała światła. Zabrała, co miała zabrać i wyszła. Wraca rano... Patrzy, koleżanka zabita leży w łóżku a na ścianie napis krwią: „Gdybyś zapaliła światło, miałabyś to samo!”. Murzyn w barze szybkiej obsługi ... pewien gość wracając pewnego dnia z miasta zatrzymał się w barze szybkiej obsługi, by przekąsić conieco, bo nie miał już ochoty siedzieć w kuchni w domu. Wszedł więc do lokalu, wziął tacę, wybrał sobie potrawy, to znaczy zupę i drugie danie, skądinąd pierogi, i skierował się do jednego z wolnych stolików. Postawił na podłodze przy krześle torbę z zakupami i zorientował się, że zapomniał wziąć sztućców. Postawiwszy więc tacę z jedzeniem na stole, poszedł do lady, by wziąć widelec, nóż i łyżkę i wrócił do stolika. Jakież było jego zdumienie, gdy zobaczył, że przy jego stoliku siedzi Murzyn i zjada jego zupę. Postanowił jednak nie reagować, siadł z drugiej strony, sięgnął po pierogi, i zaczął je zjadać. Murzyn popatrzył nań jakoś dziwnie i powiedział: - Krizys... - Ano krizys - odpowiedział mój przyjaciel, nie bardzo wiedząc, co może powiedzieć. Jedli tak chwilę w milczeniu, aż wreszcie Murzyn skończył zupę, wstał i udał się w kierunku wyjścia nic nie mówiąc. W tym momencie pewien gość zorientował się nagle, że zniknęła mu torba z zakupami. Wpadł w furię, bo niedość, że Murzyn zjadł mu zupę, to jeszcze ukradł rzeczy. Zerwał się więc, by go dognać i nagle, z przerażeniem i rozpaczą zobaczył, przy sąsiednim stoliku, swoją torbę, oraz tacę z zupą i pierogami, które cały czas tam na niego czekały i nawet już przestygły. Przyszły dwie studentki zdawać egzamin z filozofii. Podczas gdy czekają przed drzwiami sali, jedna mówi do drugiej: - Ten jebany alfons mnie obleje! Wykładowca woła studentkę, że może już wejść. - Proszę o indeks - mówi wykładowca. Dziewczyna podaje mu indeks i widzi, że wykładowca wpisuje ocenę. Zdziwiona studentka nic nie rozumie - przecież jeszcze nie odpowiadała. - Proszę - mówi wykładowca, oddając jej indeks. Studentka patrzy w indeks, a tam ocena 4. Pyta więc wykładowcę, dlaczego dostała taką dobrą ocenę za nic. A on na to: - Każdy alfons dba o swoje kurwy. Taki przypadek był około35lat temu w Polsce.Kobieta urodziła czarnego.Jak sie okazało mąż był z prostytutką w która wczesniej spuscił sie czarnuch.Mąż upaprał sie jego spermą.Co gorsza nie umył wacka jak poszedł z zona do łózka.Obrzydliwa tragedia. Kraza legendy, ze kiedys wymordowano cala warte, spytajcie kogo chcecie to wam powie. Podobno jakis zolnierz zgwalcil dziewczyne, cyganke? sam nie wiem. Wiem tylko tyle, ze na miasto radze wychodzic w cywilkach." Nie chce sluchac jakiegos buraka,ktory chce nastraszyc poborowych.Wy juz macie za soba Ostrode,wiec chyba wiecie lepiej O tej legendzie tez slyszalam od dwoch kolegow,co w wojsku byli Przez 3 miesiace bede "mieszkac" w temacie Ostroda.Ciekawe gdzie pozniej wywieje Kamila... wiesz co z ta dziewczyna to jest chyba prawda...duzo sie mowi o tym ze kiedys jakals zolnierze zgwalcili i teraz cywile maja niesmak do zolnierzy.. Ale przypominam mi sie przy tej okazji pewna historyjka. Idzie ona tak: "Moj znajomy mieszkal ze wspollokatorem na stancji. Cos tam studiowal. Po pewnym czasie strasznie zaczela bolec go dupa. Na poczatku myslal, ze przejdzie, ale nie przeszlo. Poszedl do lekarza a ten stwierdzil: wielokrotne otarcie odbytu, prawdopodobnie w skutek gwaltow. Kumpel polecial na chate, przewalil sie przez pokoj wspollokatora i znalazl w szafce chloroform." ;) Kolega taką miał jak jadł Hamburgera i potem mu dentysta znalazł kawałek szczurzego pazura wbitego w dziąsło... W jednym z centrów handlowych w Rybniku próbowano porwać dziewczynkę. Przyszła do sklepu z babcią i zaginęła. Babcia wszczęła alarm. Zawiadomiła ochronę, która zamknęła cały obiekt, aby przypadkiem dziecko nie wydostało się na zewnątrz. Dziewczynkę znaleziono po pół godzinie w ubikacji, całą i zdrową, ale z ogoloną głową. To plotka, która obiegła Rybnik lotem błyskawicy. Ludzie powtarzają ją, przy okazji dodając coś od siebie. Najczęściej pada nazwa Tesco, ale też Focus Park, Plaza, Real, również Auchan w Żorach. Przedstawiciele centrów zgodnie przyznają, że do takiego zdarzenia u nich nie doszło. Moja kumpela tyzzz byla nie lepsza ;) Przed pojsciem do gina chciala sie spryskac plynem do higieny intymnej i zamiast plynu wziela lakier do wlosow z brokatem .... nie wiem co sobie ten lekarz pomyslal .... ale juz 2 raz do niego nie poszla . pozdrowionka ! 1. o kobiecie, która truła mężowi, żeby naprawił zlew, on zamówił hydraulika. Ta wróciła do domu, idzie do kuchni. Patrzy 'mąż' pod zlewem, to z radości chwiciła go za klejnoty. Hydraulik się wystraszył, rozwalił głowe, stracił przytomność. A sanitariusze zrzucili go z noszy i połamali, bo się zanosili ze śmiechu. ja słyszałam taką historię dziewczyna wychodziła za mąż,ale nie mogła znaleźć sukni.w końcu znalazła ogłoszenie w gazecie że ktoś sprzeda suknie ślubną, dziewczyna pojechała pod adres i przymierzyła suknię;pasowała idealnie więc kupiła ją.zmarła przed ślubem ponieważ na sukni był trupi jad okazało się,że facet który sprzedał jej suknię był grabarzem a w tej sukni umarła jego córka i pochowano ją w tej sukni gościu,że był porąbany to odkopał jego córkę no i sprzedał tą suknię hahaha całkiem fajne to było....a tak z życia wzięte: pewien chłopak zdawał egzamin w dniu Walentego:D mial właśnie zaczynać zaliczenie miasta, egzaminator kazał mu wsiąśc do samochodu i się przygotować. A że chłopak po egzaminie spotykał się ze swoją dziewczyną, oczywiście nie zapomniał o kartce z życzeniami dla niej. Ponieważ było mu niewygodnie z kartką w kieszeni, wyciągnął ją i położył na blacie-przy szybie. Egzaminator wsiadł, spojrzał na kopertę, wział ją.... i włożył do kieszeni kurtki. A chłopakowi kazał wyjechać z placu, zawrócić, na koniec powiedział,że zdał....pomimo ,że nie miał wielkich możliwości sprawdzenia siebie....ciekawe tylko jaka była reakcja na walentynkową kartkę p.s. historia ta jest prawdziwa!!! Ślub, ksiądz zapomniał kartki z imionami młodych, speszony zasłania mikrofon i pyta pana młodego: - jak pan ma na imię? Pan młody patrzy i milczy, ksiądz ponownie: jak pan ma na imię?? młody - oczy coraz większe ksiądz: no.. jak pan ma na imię?? pan młody: ........Pan ma na imię Jezus! Historia pewnej kolizji drogowej we wrocławiu sprzed paru lat Znajomi prawie jak co weekend spotykali się i wspólnie zabijali nudę popalając sobie troszkę "mary jane" i grając np. w konsolę, lecz pewnego sobotniego, późnego wieczoru postanowili "powalczyć" z nudą trochę inaczej, wzięli fiata 126p i zaczęli "upaleni" jeździć "na wkręta" po mieście tak oto trafili na rondo powstańców śląskich i jak już złapali "wkręta" jeździli tylko na rondzie w kółko, po kilku kółkach ktoś rzucił hasło "teraz do tyłu", kierowca nie myśląc długo wrzucił wsteczny i zaczęli jechać do tyłu na rondzie (w przeciwnym kierunku do kierunku jazdy), przy drugim kółku uderzyli w jakieś audi, no i wiadomo strasznie posmutnieli, na domiar złego chwilę po kolizji pojawił się policyjny radiowóz, można sobie wyobrazić miny znajomych i myśli w ich głowach, policjant podszedł pierw do kierowcy audi a następnie do kierowcy fiata ze słowami "Panowie sprawę macie wygraną, gość nie dość że pijany to jeszcze twierdzi że do tyłu jechaliście". Pamiętajmy że nie wszystkie kolizje kończą się takim "happy endem" :) Znajomy mi kiedys opowiadał jak robił zakupy w supermarkecie *zagranica i nagle z megafonow kazali wszystkie wejscia pozamykac ochroniarze latali w kółko miedzy regałami zagladali do kazdego butiku i do ubikacji co sie okazało babce ktos z wózka wyjał niemowle dobrze ze szybko sie zorientowała i zawiadomiła odpowiednie słuzby dziecko sie znalazło w ubikacji na całe szczescie ale było o krok od tragedni dziewczynka miała juz ogoloną główke ktos porzucił nie miał wyjscie jak wszystkie drzwi były pozamykane.Takie sytuacje sie zdarzaja !!!Pilnujcie swoje pociechy Historia prawdziwa. Mam świadków. Znajomi znajomych wraz z dużym psem (chyba bernardynem) przyjechali na grilla. Pies natychmiast ruszył w plener a goście rozpoczęli degustację zestawu grillowego. Po godzinie, właściciele psa poczuli niepokój, którego źródłem była przedłużająca się nieobecność pupila. W końcu jednak powrócił z rekonesansu, ale ku zdziwieniu znajomych w pysku dzierżył…małego psa. Pies był cały w trawie i ziemi ale przede wszystkim był absolutnie i nieodwołalnie martwy. Po dłuższej chwili konsternacji i nerwowych chichotów właściciele działki, na której grillowano, rozpoznali w martwym psie, psa sąsiada. Zaczęto więc energicznie typować kambodżańskiego ochotnika, który poinformuje właścicieli o okrutnym i tragicznym losie zwierzaka. Niestety chętnych nie było. W trakcie typowania nadal spożywano płynną cześć zestawu grillowego i w końcu uznano, że najlepszym wyjściem z sytuacji będzie…podrzucenie psa pod budę…Korzystając z ciemności, ściśle wyselekcjonowana grupa, składająca się z gospodarza i jego kolegi udała się we wspomnianym celu, na teren sąsiedniej posesji. Akcja przebiegła bez zakłóceń i zakończyła się pełnym sukcesem. Na drugi dzień, gdy goście już pojechali a zestaw grillowy wywietrzał, gospodarze nabrawszy innego spojrzenia na całą sytuację, postanowili sprawę wyjaśnić. W tym celu pan domu udał się na męską rozmowę z sąsiadem, którego zastał w okolicy budy i martwego psa. Sąsiad stał nad truchłem, kiwał się w tył i przód, intensywnie drapiąc się po głowie, co było niechybnym znakiem znacznych i niezwykle wytężonych procesów myślowych. Spostrzegłszy swego sąsiada, ponuro rzekł: „trzy dni temu pies mi zdechł, zakopałem go pod jabłonią a dziś rano oczom nie wierzę - pies leży pod budą…nic z tego nie rozumiem….” Mamcia moja opowiedziała mi przed chwilą taką oto historię, jaką sama na spotkaniu z koleżankami z pracy zasłyszała. Chodzi tu o znajomą, niech jej będzie Wiola, która pojechała na narty do Włoch. No i tak oto Wiola sobie zjeżdżała z kolegą, aż tu nagle ogromne parcie na pęcherz poczuła i mówi do swego kolegi, że strasznie jej się siku chce i musi iść w krzaczki, bo nie wytrzyma. Tak też uczyniła. Zaczęła rozpinać kostium, wystawiła gołą pupcie, aż tu nagle, jako, że NIE ODPIĘŁA nart, zaczęła lecieć w dół. W POPRZEK Zjeżdżając zatem w poprzek stoku z gołą dupą, nagle zderzyła się z jakimś facetem. Jedyne, co potem pamiętała, to jak się obudziła w szpitalu ze złamaną nogą. Lekarze się nią dość dobrze opiekowali i z czasem dowiedziała się, że na sąsiedniej sali leży inny Polak. Postanowiła go zatem odwiedzić. Taki dialog poszedł między naszą Wiolą, a - powiedzmy - Markiem: W: A cześć jak tam leci. Boli? M: Ano boli. Wiesz, ręka i noga w gipsie, lekkie potłuczenia. W: Wiesz, u mnie to nie jest tak źle, bo już praktycznie koniec wyjazdu mam. M: No a ja dopiero początek! I taka głupia sprawa! W: A jak sobie złamałeś? M: A wiesz... Aż się wstydzę powiedzieć, głupia sprawa. W domu mnie wyśmieją. Wiesz, jadę sobie jadę, a tu nagle w poprzek jedzie jakaś baba z gołą dupą i ŁUP we mnie!!! Wiola już podobno nie odwiedzała Marka... Słowem wstępu Mój znajomy ( nazwijmy go tutaj Tomkiem ) miał psa amstafa ( chyba tak się to pisze ). Pies ten był fenomenalnie agresywny, chodźby dlatego że co pare dni przed domem Tomka leżały rozszarpane zwłoki kota czy też uduszonego psa. Niejednokrotnie ten pies wybijał szyby i wyważał drzwi tylko dlatego że zobaczył psa/kota... Pare tygodni temu, mój znajomy urządził grilla. Wiadomo że troszke piwko się polało, kiełbaski podjadło itp. Kiedy impreza trwała, przyszedł tenże amstaf, z drugim psem w pysku. Był calutki w ziemii, i oczywiście martwy. Problemu by nie było gdyby nie to, że to był pies sąsiada... z którym Tomek za bardzo się nie lubiał. Gospodarze nieco się przestraszyli że będzie zadyma, jednak wpadli na pewien pomysł. Tego martwego psa umyli, wysuszyli, wsadzili do budy i jeszcze do łańcucha przywiązali. Ułożyli go w taki sposób że wyglądał jakby spał. Oczywiście chodziło o to by nie było na nich i w ogóle... Następnego ranka [T]omek spotkał się z [s]ąsiadem, z czego się wywiązał taki dialog [T]: Witam szanownego sąsiada! Co tam słychać? [s]: A do dupy panie Tomku... jakie sie sku**ysyństwo szerzy! [T]: U... a co to się stało? [s]: Proszę pana, 2 dni temu zdechł mi pies. Tego samego dnia zakopałem go w ziemi, a wczoraj jakiś sku**ysyn go odkopał, umył, wsadził do budy i go jeszcze na łańcuchu uwiązał! Mina sąsiada musiała być bezcenna wczoraj w popołudniowej audycji w trójce prowadzący przeczytał maila od słuchaczki z poznania: ...na pewnym osiedlu dzieci ulepiły bałwana - ktoś z premedytacją go rozjechał samochodem, następnego dnia ulepiły go jeszcze raz i znów go ktoś rozjechał, trzeciego dnia ulepiły go na hydrancie.... dziękuję i dowidzenia. Córka pastora właśnie wyszła za mąż. Po ceremonii ślubnej był czas na wesele, z obiadem, żartami, tańcem, nawet starymi zabawami dzieci. Kiedy postanowili pobawić się w chowanego, panna młoda wpadła na pomysł, by ukryć się w kufrze dziadka na strychu „Nigdy mnie tam nie znajdą” pomyślała. Kiedy wchodziła do kufra na strychu, ciężkie wieko nagle nie wytrzymało i spadło w dół, uderzając ją w głowę i ogłuszając. Zamek w wieku złączył się z zamkiem w kufrze i zamknął się. Nikt nie będzie wiedział, jak długo krzyczała o pomoc, albo jak długo próbowała wydostać się z tej trumny. Wszyscy w wiosce szukali jej, i szukali prawie wszędzie. Ale nikt nie pomyślał, by zajrzeć do starego kufra. Po tydzieniu, jej ojciec, załamany mąż i pozostali poddali się, z nią jako zaginioną. Lata później, służąca udała się na strych, szukając czegoś, czego potrzebowała w danej chwili. Pomyślała „Może jest w tym starym kufrze”. Otworzyła wieko, i krzyknęła przerażona. Tam właśnie leżała zaginiona panna młoda w jej sukni ślubnej, ale do tego czasu... Była już tylko szkieletem. Nie zapominajcie o tej opowiesci jak zjarane typy jezdzili na wstecznym po rondzie i w kogos wjechali, a kiedy przyjechala policja to policjant mowi 'szerokiej drogi, ten drugi jest chyba nacpany bo twierdzi ze w niego tylem wjechaliscie'. No była afera. Gość zamówił sobie pizzę. Przywieźli mu, ale nie taką jak chciał i kazał im spadać i przywieźć właściwą. Przyjechali za czas jakiś. Pizzę wziął i zaczął jeść. Po paru kawałkach brzuch go zaczął boleć. W tym co zostało w kartoniku ichni sanepid wykrył ślady kału i spermy od kilku osób. Przez dłuższy czas w całym mieście nikt nie chodził na pizzę ;- Uroczystość ślubna w kościele. Trwa msza, wreszcie dochodzi do momentu złożenia przysięgi małżeńskiej. Ksiądz zapomniał jak pan młody ma na imię, więc wyłącza mikrofon i szeptem pyta: - Jak pan ma na imię? Pan młody nie reaguje. Ksiądz powtarza pytanie z większą emfazą: - Jak pan ma na imię?! Pan młody rozgląda się po kościele z pokerowym wyrazem twarzy. Kapłan chcąc niechcąc z powrotem włącza mikrofon, i już na całą świątynię pyta: - Jak pan ma na imię? Na to pan młody bierze z ręki księdza mikrofon, odwraca się twarzą do gości i mówi: - Nasz pan ma na imię Jezus. słuchajcie! uwielbiam opowiadacv i słuchać jakieś opowieści!! ciekawostki lub inne takie! znam na przykład cos takiego: byla sobie dziewczyna która lubiała chodzić na imprezy ( tak konkretniej to kuzynka koleżnaki, koleżanki mojej starszej siostry) no więc ona chodziła na te imprezy i zawsze się całowała z jakimiś obcymi kolesiami! i na jedej imprezie znów tak bylo;] i odprowadzała ta dziewczyna jeszcze tego chłopaka do domu;] i on jej zaproponował żeby weszła do środka! ale ona poewiedziała że juz jest zmęczona i jedzie do domu.... rano jak się obudził miała pełno pryszczy i jakiś wzodów na twarzy!! poszła do lekarza a lekarz załął pytac czy się całowała... odpowiedziała że tak. więc on zapytał czy zna adres tego chłopaka... a ona na to że tak... no to lekarz kazał jej dzwonić po policję... ona spanikowana zaczęła się pytać PO CO??? a lekarz jej wytłumaczył że to co ona ma na twarzy to wywołał TRUPI JAD!!!! (który wytwarzają trupy przy rozkładzie....:P) pojechali do tego gościa i znaleźli trupa!! on gwałcił tego trupa!!! BBLLLEEEEEE!!!!! jaki morał z tej opowiastki?? nie wchodz do obcych do domu i nie całuj się!! bo to może być jakiś chorus!!! TA HISTORIA JEST 100% PRAWDZIWA!! JEŚLI KTOŚ ZNA INNE NIECH MI NAPISZE!! :* pozdrowienia dla wszystkich:* Dziś w szkolnym kiblu byłam swadkiem relacji dziewczynki z pierwszej klasy [a propos gumek]: "- Hehe, a wiecie co? Moja babcia miała kiosk. I czasem moja mama tam przychodziła jak była mała. No a babcia na ogół czytała gazety i mama nie miała co robic, więc brała gumki i je dziurawiła. Babcia się cieszyła że dziecko siedzi cicho i nie wiedziała co mama robi, a mama miała frajdę bo tą gumę się tak fajnie dziurawiło. I w ten sposób moja rodzina przyczniła się do wzrostu demograficznego A ja wam powiem, że to niekoniecznie jest mit. W mojej podstawówce zajęcia z przygotowania do życia w rodzinie prowadziła katechetka o dość szczególnych poglądach. Ta dość młoda pani chwaliła się tym, że wraz z koleżankami z oazy przekłuwają opakowania prezerwatyw w supermarketach, bo nie można bezczynnie godzić się na mord na życiu poczętym. Nawet 10-latka to szokowało. Potencjalnym mordercom polecam zaopatrywanie się w narzędzia zbrodni w aptekach:) To działa prawie jak psychoza. - Zaginęła trzyletnia dziewczynka w Galerii Piastów - powtarzają legniczanie. - Po trzech dniach odnaleziono ją, gdy siedziała na ławce w galerii. Nie miała już nerki. To niejedyna legenda, którą w ostatnich dniach żyją mieszkańcy Legnicy. Druga także ma swoje korzenie w galerii. Pojechałem do swojej znajomej jako osoba towarzysząca dla mojej koleżanki na ślub i wesele. Zaczęło się o godzinie 9.00 rano. Wszyscy goście pani młodej już stoją przy jej domu. Czekają na przyjazd pana młodego i starosty. Bo jak nakazuje tradycja śląska (nie wiem czy wszędzie), pan młody musi wykupić panią młodą za pomocą starostów, którzy są licytatorami w tej zabawnie przedstawionej aukcji. bla bla bla,,, koniec. Pani młoda sprzedana za buta, garść miedziaków, platynową kolię, 10 par kluczyków samochodowych i wino marki wino. Błogosławieństwo rodziców bla bla bla.. (tak mi sie już w głowie kotłuje o rosole). Jedziemy do kościoła. Ślub, ksiądz: "Czy Ty[..]? - tak " razy dwa. Ciągle myślę o rosole i roladzie na obiad już mi burczy w brzuchu. Wychodzi piękna para młoda szczęśliwa sypią miedziakami i ryżem WOOOOOOOOW. Standard. Przyjechaliśmy na sale. Uroczyste przywitanie. Szampan trzaskanie kieliszków. Pan młody sprząta. Tylko powiększa dziurę w brzuchu a na rosół czekamy. Orkiestra na przywitanie jeszcze sto lat. Życzenia i prezenety. I w końcu siadamy do stołu uffff..... Obrałem strategiczne miejsce z koleżanką, ale wszyscy jeszcze nie siedzą. Talerze na stołach. I TERAZ NAJWAŻNIEJSZE. Pan młody bierze mikrofon i prosi grzecznie w pełnej powadze, aby wszyscy zajęli miejsca. Dziadkowie, babcie, ciocie, wujaszki, koledzy, koleżanki, ksiądz proboszcz, orkiestra, kelnerkim, kucharze i pozostali goście z rodziny Pana młodego i Pani młodej zasiedli przy stołach (około 120 osób). Gdy krzątanina się skończyła padły słowa młodego do mikrofonu: "Dziekuję wszystkim za przybycie życzenia i prezenty. Mam dla Was małą niespodziankę schowaną pod każdym talerzem. Proszę o sprawdzenie kopert pod talerzami." Głęboka cisza. I wszyscy podnoszą talerze. Ja też. Wyciągam koperty, a tam dziewczyna naga siedząca na nagim młodzieńcu. 3 zdjęcia. Rózni goscie mieli inne pozy. Pan młody konczy: "Dowiedziałem się miesiąc temu, że moja XXXXXX mnie zdradza z tym panem na zdjeciu. Postanowilem w dowód zawodu milosnego to sfotografować i pokazać Wam wszystkim. Nie chciałem odwoływać przyjecia bo i tak jest zaplacone. Inaczej byscie mi nie uwierzyli i byłbym najgorszy gdybym nagle zerwał zwiazek tuz przed weselem. Ksiadz proboszcz mam nadzieje, unieważni małżenstwo, skoro jest jeszcze nie skonsumowane . Dziekuje wszystkim. Wy zostancie i bawcie się. Zdjęcia zachowajcie na pamiątkę." Wszytkim kopara opadła! Pani młoda się popłakała i jak to baba musiała strzelić młodego w twarz. Takich wyuzdanych zdjęć to bym sie nie spodziewal. Drugim szokiem było to, że PANEM ZDRAJCĄ był kuzyn pana młodego. Rosół zjadłem. Flaszkę dostałem. o 22.00 "impreza" sie zakonczyla. Dzisiaj mial byc drugi dzien wesela, ale nie ma. * nie podaję nazwisk, miejscowości, prawdziwej daty itp. ** sytuacja w 100% prawdziwa *** stało się to nie dalej niż w poprzednim kwartale **** może i ktos z Was był na tym weselu kolezanka byla na dzialce u kumpla ze znajomymi....... nagle pies wlasciciela przytargal psa sasiada w paszczy, calego od piasku , pogryzionego, spanikowali , przestraszyli sie, wykapali go i spowrotem polozyli do budy sasiada, zeby zatrzec slady jakie bylo zdziwienie kolegi, kiedy na drugi dzien sasiad przyszedl i mowi: wiesz dziwna sprawa, pies mi zdechl ja go zakopalem, a on na drugi dzien w budzie, swiezutki , jakby czekal na mnie ;) Slyszalem to od znajomego i nie wiem na ile to jest prawda, ale zalozmy, ze historia jest prawdziwa. Slub, wesele. Poczatek imprezy i Pan młody bierze mikrofon by poinformowac gosci o swoim prezencie. Kazdy pod talerzem mial zaklejona koperte. Pan mlody prosil o nie otwieranie jej az do konca pierwszego tanca. Odtanczyli tego swojego standardowego kujawiaka i Pan mlody oswiadczyl, ze mozna otworzyc swoje koperty. W kopertach nic innego jak pikantne zdjecia z wieczoru panienskieog gdzie panna mloda o******la pale striptizerowi. Uwiecznione zostalo to przez jej kolezanki i jakims cudem (moze nie przypadkiem) trafily do Pana mlodego. Pan mlody podziekowal wszystkim za przybycie i wyszedl z imprezy. Rodzina panny mlodej miala nie tegie miny po przejrzeniu fotek. Ktos byl na podobnym weselu lub zna jakies podobne historyjki "rodzinne" ? Podzielcie sie, moze jakis ciekawy temat z tego powstanie (Zasłyszane od znajomych) Rzecz miała miejsce w małej wsi koło miejscowości B. w woj. opolskim. Żyło tam sobie małżeństwo, które w swoim posiadaniu oraz opiece mieli psa - rottweilera. Pies ten był nadzwyczajnie spokojny - jak to mawiają, po podwórku z kurami latał. Do czasu... Pewnego dnia, gdy ów małżeństwo odpoczywało sobie zażywając wiosennego słońca, ich spokojny pies przyniósł im w zębach... psa sąsiada, którego stan ze względu na brak odruchów jak i brak krwi jednoznacznie wskazywał na uduszenie. Ów małżeństwo obawiając się konsekwencji tego czynu (pozwolenia, sądy i ogólnie sława na całą wieś) postanowili, iż wieczorem nieszczęsnego psa porą nocną przywiążą z powrotem sąsiadowi do budy i jakby co, o niczym nie wiedzą. Jak pomyśleli, tak i zrobili. Rankiem następnego dnia, męska połówka ów małżeństwa [M] wychodząc do pracy zauważyła, iż sąsiad [S] stoi przed budą i przy pomocy kija szturcha nieboszczyka. Wywinęła się mniej więcej taka rozmowa: [M] Co się stało panie sąsiedzie? [S] A widzi pan, pies mi wczoraj zdechł. Zakopałem go, a ktoś mi go w nocy z powrotem do budy przywiązał.. Skaf, a wiesz, że w Sphinksie sanepid znalazł w sosikach (i innych) nasienie? nie jednego pana;))) smacznego!;) opowieśc o facecie, który wsadził sobie żarówkę w gębę i nie mógł wyjąć. żona wezwała taksówkę i pojechali do szpitala. gdy wychodzili zobaczyli w poczekalni taksówkarza z żarówką wiadomo gdzie... ..historie znam z n-tego zrodla, ale wydaje mi sie ciekawa.. Pewien Pan w srednim wieku zawiozl corke na studia do Rzeszowa. Wracajac poczul glod, postanowil wiec skorzystac z uslug przydroznego baru. Zamowil zestaw dnia w postaci: zupa pomidorowa i kluski. Wzial tacke, znalazl sobie stolik, zaniosl zamowione specjaly i w tym momencie zorientowal sie, ze zapomnial sztuccow. Ruszyl z powrotem, wzial co trzeba, patrzy i oczom nie wierzy: przy jego stoliku siedzi Murzyn (Afroamerykanin znaczy, ale poprawnosc polityczna mam w nosie) i bez krzty skrepowania WPIEPRZA JEGO ZUPE!!! Nasz bohater byl bardzo glodny, a przez to jeszcze bardziej wojowniczy. Pomyslal, ze nie bedzie Murzyn plul mu w twarz, znaczy zarl jego zupy, a jesli juz nawet zupe jego zzera lakomie i ze smakiem, to on (Pan Tata studentki) swoich klusek NIE ODDA! Ruszyl z kopyta, wyrwal Murzynowi talerz z kluskami i z mina przepojona skrajnym oburzeniem w tempie rekordowym kluski spozyl. Murzynowi rzucal raz po raz spojrzenia nienawistne i wsciekle. A Murzyn spokojnie zupe zjadl, delikatnie zaciekawiony i zaskoczony. Wstal, poszedl sobie, rzucajac bohaterowi na odchodnym: "Polska bidna kraj, ni ma jedzenia, ni ma". Pan Tata dostal piany na "twarzy"! Zaczerwienil sie po dziurki w nosie, rzucal najgorsze inwektywy pod adresem owego Murzyna (na szczescie jedynie w mysli, bowiem nalezal do ludzi kulturalnych). I mowil sam do siebie: Ja ci dam, ty ***(pip)! Ja ci dam Polska bidna kraj! Zezarles moja zupe i takie teksty wyglaszasz?!? Jeszcze pewnie kluski chciales, co? Ty ***(pip)...(...)etc. Ostatecznie jednak kluski zostaly zjedzone, zupa takze, wiec nasz bohater wsciekly jak osa postanowil wrocic do samochodu. Jakiez bylo jego zdziwienie, gdy wychodzac ujrzal na sasiednim stoliku samotna tace z stygnaca zupa pomidorowa i zupelnie juz zimnymi kluchami... no na jakiejs imprezie studenciaki sie załozyły o to czy włoża żarowke do japy, no i jeden wlozył,ale bezsilnie próbował ją poźniej wyjąć. dzwonili kilka razy na pogotowie bo nie wiedzieli co robić,ale dyspozytorka generalnie olała to, bo myslała,ze kreca jakies zarty. zdesperowani zadzwonili po taksówkarza, który w koncu po nich przyjechał i zawieźli typa do szpitala, rozcieli mu usta bo innej opcji nie było. koniec konców w szpitalu pojawił sie rowniez taksówkarz,który nie dowierzał, ze zarowki nie mozna wyjac i postanowił sam spróbować, no coś takiego. Słyszałem ostatnio taką historię. Na imprezie dziewczyna poznała chłopaka, całowali się itd., on ją koniecznie zapraszał do domu, ale na szczęście była na tyle mądra, że nie skorzystała.Wymienili się numerami tel., on wyszedł szybciej po czym ona zauważyła, że zostawił portfel. Na drugi dzień po przebudzeniu dziewczyna zobaczyła, ze ma dookoła ust same wstrętne krosty. Poszła do lekarza, zrobili jej badania i okazało się..., że jest zarażona jadem trupim. Zapytano, czy miała ostatnio jakiś kontakt z takowymi. Oczywiście odpowiedziała, że ni i opowiedziała historyjkę o chłopaku z poprzedniego wieczora. Wezwano policję, z którą to udano się pod adres z portfela. Okazało się , że w mieszkaniu są 2 trupy-kobiet, ten zboczeniec podobno lubił gwałacić trupy a na jad trupi był już uodporniony. Nie jest to zmyślone. A kiedyś, dawno temu, jeszcze "za komuny" w bloku zdarzyła się rzecz następująca: w sobotę, w dzień sprzątania, pani domu (hm... no w zasadzie Pani M3) myła zawzięcie szafkę łazienkową albo "cóś" benzyną czy innym świństwem. Co zostało wlała do kibla - zresztą na inne śmieci oczszędnie tam powrzucane. Panu domu zachciało się skorzystać z kibelka. Przegonił swoją panią, rozsiadł się, zapalił, zrobił swoje i peta grzecznie wrzucił do kibelka. Nastąpiło małe bum, a właściwie łuuuu, bo powstała mała, jednosekundowa pochodnia. Facet leży na boku i trzyma się za klejnoty, żona dzwoni na pogotowie, pogotowie przyjeżdża i na noszach pana wynosi z mieszkania. Jak na klatce sanitariusze się dowiedzieli o okolicznościach wypadku, to ze śmiechu nie utrzymali nosz w poziomie i gościa zrzucili na schody. Podobna historia opowiadana jest w Polsce: powodem pójścia na cmentarz o zmroku był przegrany zakład. Mężczyzna ubrany w prochowiec, z parasolem (była jesienna noc) wybrał się tam i ukląkł przy jednym z grobów. Wył wiatr i mężczyzna słyszał na ciemnym cmentarzu niesamowite odgłosy. Był przerażony i chciał odejść, jednak coś złapało za połę jego długiego prochowca. Mężczyzna umarł na zawał. Okazało się, że klękając, odruchowo wbił parasol w ziemię, przygważdżając do niej połę płaszcza. Wczoraj usłyszałem ciekawą historię. Jest to przestroga przed przypadkowymi romansami na dyskotece dla młodych i naiwnych! Zaczyna się normalnie: taniec. Następnie on i ona wpadają sobie w oko i całują się. Chcieliby przejść do nieco głębszej zażyłości, ale dyskoteka nie była zbyt wygodnym miejscem. Zaprosił ją do siebie. Coś ją tknęło i odmówiła. Po jakimś czasie wokół ust pojawiła się wysypka. Poszła do lekarza. Diagnoza-trupi jad! Ponieważ ona z trupami żadnego kontaktu nie miała, to trzeba było pomyśleć kto. Olśnienie: facet z dyskoteki!! Zidentyfikowano go, ustalono gdzie mieszka i co zobaczono kiedy do niego wpadnięto? Zwłoki dwóch kobiet, które ten koleś r.uchał!! Nekrofil! Dziewczyna z dyskoteki miała być trzecią ofiarą. Ja tylko cytuję. Za ewentualne biologiczne nieprawdopodobieństwa nie ponoszę odpowiedzialności Czytałam w gazecie regionalnej, że w moim mieście wydarzyła się taka historia: młodą podrzucali na krzesełku do góry, welon jej się przyczepił do wiatraka (takiego pod sufitem), potem się wkręcił i zawisła. Zerwało jej kręgi. Czyli efekt wisielca. Podobno jej ojciec dostał zawału i zmarł na serce, a pan młody powiesił się następnego dnia. No ja dziękuję - lepiej niech mnie nie podrzucają! Może ktoś słyszał o takiej zabawie jak przewlekanie jajka przez spodnie albo poznawanie panny młodej po kolanie, a pana młodego po uchu? Koszmarek! Mojemu narzeczonemu znajomy z pracy opowiedział pewne zdarzenie i chcę tu przenieść tą historie. Dobra koleżanka tego znajomego poznała faceta , była szczęśliwa i zakochana. Chłopak zapraszał ją do kina ,knajp , tak jak to bywa zwykle w normalnych związkach. Gdy dziewczyna podejrzewała u siebie ciąże udała się do lekarza ginekologa , by potwierdzić lub nie swoje podejrzenia . Po przebadaniu lekarz nie stwierdził ciąży ,ale zapytał się jej czy współżyje z wieloma czy z jednym partnerem . Dziewczyna powiedziała lekarzowi ,że ma od ponad roku tylko jednego i ,że jest bardzo szczęśliwa lekarz na to , że jest zmuszony wezwać policje .pacjentka pyta się o co chodzi on jej na to ,że w jej macicy wykrył bakterie ,które bardzo powoli wyniszczają organizm i istnieją dwa przypadki przez , które można się zarazić, a mianowicie poprzez współżycie z psem lub nieboszczykami . przyjechała policja ,dziewczyna się wypierała noi okazało sie ,że ojciec jej chłopaka ma zakład pogrzebowy . Chłopak współżył z nieboszczykami ,a potem przychodził do niej . Napisałam ten artykuł ku przestrodze. Poznajcie dobrze swoje połówki nim pójdziecie do "łóżka" Pozdrawiam W to nie uwierzycie, ale zdarzyło się naprawdę!!! - mam cynk z policji, kolega jest gliną - goście się napalili trawy i pojechali do dużego city na big rondo! I tam zaczęli jeżdzić ale do...tyłu. Walneli w gościa. Przyjechała psiarnia. Nasjpierw zbadali gościa poszkodowanego. Za chwilę przychodzą do chłopaków, którzy czekają biedni jak na wyrok, i mówią im: Słuchajcie, gość ma 2 promile i pierdoli, że jeździliście po rondzie do tyłu! Ta historia jest prawdziwa… Znajomi moich znajomych mieszkają za miastem, mają całkiem ładny domek i miłych sąsiadów za płotem. Mają też psa – duże, dosyć agresywne bydle. Któregoś dnia patrzą: A ich pies trzyma w pysku małego psiaka sąsiadów (jakiś York czy coś w tym stylu). Psiak nie dawał znaku życia, potarmoszony, wymięty, krew zmieszana z ziemią… – znaczy się trup. Znajomi się przerazili. Strasznie głupio – pomyśleli sobie. Jak tu się przyznać sąsiadom, że ich bydle zagryzło takiego milutkiego psiaczka… Wiem, że to zabrzmi groteskowo i nieco strasznie, ale postanowili wyłgać się od odpowiedzialności… Odebrali swojemu bydlęciu tego psiaka, wymyli go pod ogrodowym wężem… wyczesali, wysuszyli suszarką… Później przyczaili się i kiedy sąsiadów nie było w domu, podrzucili tak spreparowane ciałko sąsiadom na trawnik… Następnego dnia natknęli się na sąsiada, który był nieco zmieszany, nie wiedział co o tym myśleć: - Dwa dni temu zdechł nam pies. Własnoręcznie go zakopałem w ogródku, a tu proszę… - mówi i pokazuje na czyściutkiego trupa pieska. no i tutaj moja mala dygresja. slyszalem o samochodach okazyjnych “po dziadku/babci” sprzedawanych za bezcen. problem polegal na tym, ze w tych samochodach przebywali w/w osobnicy w stanie wskazujacym na… zgon. samochody takie podobno nie nadawaly sie do uzytku nawet po calkowitym pozbyciu sie tapicerki. jezeli w tych samochodach smierdzialo bardziej niz od kilku kropli krwi, to ja serdecznie wspolczuje :) Znajomy pojechał na lotnisko, a że miał do niego kilkaset kilometrów, więc po drodze zgłodniał i gdy tylko dojechał na miejsce, udał się w poszukiwaniu jakiegoś bufetu. Zamówił sobie zupę, postawił na stoliku, ale niestety musiał wyjść. Gdy wrócił, zobaczył jakiegoś Koreańczyka jedzącego zupę. Zdenerwował się nieco, podszedł do gościa, zaczął mu klarować, aby ten oddał mu jego zupę. Koreańczyk nie bardzo wiedział w pierwszym momencie o co chodzi, patrzył na próbującego mu zabrać posiłek człowieka. W końcu go widocznie olśniło, bo stwierdził: - A!... Kjyzys! Kjyzys... - oddał zupę i odszedł. . . . W tym momencie znajomy zobaczył, że jego zupa stygnie sobie bezpiecznie stolik dalej... Na Słowacji , w okolicach Małej Fatry kilka lat temu pewna pani wjechała do lasu za potrzebą .Było dużo śniegu więc nie odpinała nart.Pech chciał że zle ustawiła narty i wjechała z gołą pupa na traskę...śmiechu było co ine miara a pani nagle dostała przyspieszenia i zdecydowanie szybciej niż inni zjechała na dół ... zuzanna mala Byla taka jedna historia ze przyszla panna mloda kupila sobie sukienke w szmateksie i jak ja ubrala to umarla bo sie okazala ze w tej sukni byla pochowana dziewczyna... Moze robili po paru dniach ekshumacje zwlok i zdjeli te suknie z tej nieboszczki.... Kwalifikacja bardzo wyszukana, ale dokonana na wysokim prawdopodobieństwie a nie na niezbitych dowodach. Słyszałem o bardziej autentycznych sprawach, jak choćby uzyskanie odszkodowania przez pracownika zakładu pogrzebowego zajmujacego się myciem zwłok - od kobiety którą przywieziono do kostnicy "martwą", a którą ten pracownik-nekrofil postanowił zerżnąć. To spowodowało, że rzekoma truposzka ocknęła się, a przy okazji uderzyła w jakieś oprzyrządowanie. Uderzenie spowodowało, ze z oprzyrządowania spadło coś ciężkiego na stopę już teraz gwałciciela i zguchotało mu kości. Dzięki temu gwałtowi kobieta uniknęła nieuchronnej śmierci i dlatego nie wniosła oskażenia o gwałt przeciw pracownikowi zakładu pogrzebowego, ale ten potem ze zgruchotaną stopą wytoczył pozew cywilny kobiecie i wygrał go. hej:-) Słyszałam ostatnio o przypadku,że laska przespała się z nowo poznanym facetem nie wiedząc,że On pracuje w kostnicy i jest obleśnym nekrofilem i na drugi dzień trafiła do szpitala na skutek zakażenia z tego co przypuszczam właśnie jadem trupim..i mam odnośnie tego pytanko: co jej dokładnie grozi,czy ma szanse wylizać się z tego i czemu tylko to przenosi a samemu nic mu nie jest?czy osobu mające kontakt z nieboszczykami są jakoś zabezpieczane poprzez szczepionki czy w inny sposób? Z góry dzięki za wszelkie odpowiedzi pozdrawiam.. Trzech studentów chemii (trzeba dodać , że swój przedmiot mieli w małym paluszku) zabalowało na gościnnych występach w innym mieście i nie zdążyło wrócić na poniedziałkowy egzamin z ulubionego przedmiotu. Ponieważ wiedzieli , że Profesor ich lubi i ma o nich dobra opinię, poprosili go o inny termin egzaminu, a winę za spóźnienie zwalili na awarię koła w samochodzie. Profesor wyraził zgodę, ale pod jednym warunkiem - każdy z nich będzie pisał egzamin w innym pomieszczeniu. Po zajęciu miejsc, studenci dostali kartkę z tylko jednym pytaniem: - KTÓRE KOŁO? Ja raz opowiedziałem wersję z panną i psem. Reakcja kolegi: "Ty, to się niedaleko nas wydarzyło!" Trochę inny urban legend, ale może ktoś słyszał (a może to prawda ): Panna miała urodziny i straszną chcicę jednocześnie. Została sama w domu, a że miała psa to postanowiła, że on ją zaspokoi. Tak więc poszła do lodówki, wyjęła mleko, usiadła wygodnie i wylała je sobie na ****ę. Pies zabrał się do roboty. Teraz akcja: rodzice i przyjaciele wpadają do pokoju z krzykiem: NIESPODZIANKA i sami już wiecie co zastali Było sobie dwóch sąsiadów, mieli domy obok siebie. Jeden chodował króliki, drugi rottweillery. Pewnego dnia jeden z sąsiadów wraca do domu i widzi, że jego pies trzyma coś w pysku...a dokładniej królika. Stwierdził, że się nie przyzna, podkradł się do sąsiada i wrzucił martwego królika do klatki. Następnego dnia wraca z pracy a sąsiad łazi strapiony po ogrodzie. Grzecznie podchodzi i pyta "Co się stało?" -"Właściwie nie wiem jak to powiedzieć. Wczoraj zdechł mi królik, zakopałem go w ogrodzie. Idę dziś do klatki, a on tam znowu leży!" Akademik. Impreza. 11 piętro. Duuużo alkoholu.Ubawione towarzystwo, właściwie to była typowo samcza impreza, gdyż o żadnych niewiastach mowy nie było. Zresztą to ma akurat najmniejsze znaczenie. Tak więc ubawione i rozluźnione alkoholem towarzystwo postanowiło zrobić coś totalnie odjechanego. Znaleźli więc ochotnika (który sam się zgłosił!) i postanowili wysłać go na Marsa I nie byłoby w tym nic śmiesznego, gdyby nie to, iż imprezowicze wpakowali delikwenta do pudła, podpisali je tekstem "MISJA NA MARSA" i ... wyrzucili przez okno.Z tego właśnie, wyżej wspomnianego, 11 piętra. Historia z początku zabawna, zamieniła się w koszmar.Chłopak oczywiście zginął na miejscu. Zaniepokojeni ludzie, widząc szczątki ciała w kałuży krwi, zadzwonili na policję. Ta, powiązując fakty i idąc za głosami nadal odbywającej się imprezy, skierowała się do odpowiedniego pokoju. I co zastali? Otóż drugie pudełko. Na którym widniał napis "MISJA RATUNKOWA". Gdy policjanci otworzyli pudełko i zapytali, co tu się dzieje, usłyszeli: właśnie mieliśmy zamiar wysłać misję ratunkową. Bo straciliśmy kontakt radiowy z poprzednikiem". A z pudełka wyszedł kolejny student... Pamiętam jakąś kobitkę która wjechała w krzaki na siusiu ale nart jej się odpiąć nie chciało i poniosło ja trochę, jechała tak z gołą dupeczką w pozycji kucznej,( ładna dupeczka, w sam raz w łapy sie miesciła) nie mogąc się zatrzymać, sunąła w dół powoli i nieubłaganie aż wreszcie zwaliła się na bok a śnieg wtedy szorstki był bardzo . odnośnie tematu, to przypomniała mi się jedna historia (realna!!!): Była sobie pewna para, wszystko ok, bez problemów - w końcu kobieta zaszła w ciążę. Mężczyzna zadowolony, że będzie ojcem, czekał niecierpliwie na poród. W chwili porodu, okazało się, że dziecko urodziło się czarne! Facet wku r iony na kobietę, że zaszła z murzynem, rozstał się z nią... Okazało się, że przed momentem, kiedy zapłodnił swoją partnerkę, gościu bzykał się z jakąś tirówą, a ta tirówa jeszcze wcześniej bzykała się z murzynem!!! W ten sposób, facet na swoim ch u ju przeniósł plemniki murzyna i nimi zapłodnił swoją partnerkę! Historia jest realna Morałów nasuwa się wiele, ale najistotniejszy, to chyba taki, że kiedy urodzi się czarne dziecko, nie zawsze należy zwalać winę na kobietę pozdroo Historia ze ślubu: Ksiądz zapomniał jak nazywa się pan młody, więc chciał go dyskretnie zapytać i szepcze " Jak się Pan nazywa?". Pan młody, zestresowany, nie wie o co chodzi. Ksiądz powtarza " Jak się Pan nazywa?". Tamten nadal nie wie o co chodzi, w końcu wziął mikrofon i mówi " Pan nazywa się Jezus Chrystus" :D Mam nadzieję, że zasady interpunkcji i ortografii zostały zachowane :P Przypomniała mi się przed kilku laty usłyszana historia, ponoć autentyczna. Otóż jacyś studenci zorganizowali sobie zajęcia sportowe, polegające na zjeżdżaniu na nartach...po schodach bloku, w którym mieszkali. Skończyło się to niestety wpadnięciem na wspinającą się tamtędy staruszkę, którą następnie zabrało wezwane przez studentów pogotowie. Jeden z owych sportowców bardzo się tym zdarzeniem przejął i dzwonił później do szpitala, do którego babcię przewieziono, dowiadując się, że babcia ma wprawdzie złamaną nogę, ale za kilka dni wróci do domu. Kiedy po dwóch tygodniach starszej pani nadal nie było, student ponownie zadzwonił do szpitala. Usłyszał tym razem, że babcia przebywa na oddziale psychiatrycznym, gdzie próbują ją zdiagnozować, bowiem uparcie powtarza, że jej noga została złamana, gdy w swoim bloku wchodziła po schodach i na drugim piętrze wjechał w nią narciarz... Jaki morał z tego wynika? Pacjentów należy słuchać uważnie... A jeśli o pacjentów chodzi, to Pastelka Kraban stwierdziła kiedyś, że "ryby i pacjenci dentystyczni głosu nie mają"... Przypomniała mi się jeszcze historia o grupce znajomych, którzy u jednego z nich urządzili imprezę. Gospodarz mieszkał w domku jednorodzinnym i miał psa pitbulla. W pewnym momencie ludzie patrzą, a zwierzak targa w pysku jamnika sąsiadów. Nie wiele myśląc wsadzili martwego jamnika do budy. Kilka dni później sąsiedzi wracają i tekst: ojej, chyba zakopaliśmy naszego Tofika żywego, Wykopał się, wrócił do budy i tam końcowo zdechł. Była jeszcze zdaje się bardzo podobna wersja z pudlem Ej jestm jeszcze zajebista opcja "Mc stolca' hahaha . wczoraj kol. mi opowiadała ,że jakaś kobieta jadła ciastko stamtad i cos jej weszlo w zeby. Poszła do dentysty, wyejli jej to, wzieli do analizy i okazalo sie ze byl to ząb szczura. HAHAH Wczoraj miałam smutny dzień z powodów wspomnianych w głównych wątkach botanicznym i grzybkowym, innych uczestników pewnie też zdołowałam, a więc teraz się rehabilituję - coś weselszego, na temat "gatunków obcych". Ta świeżutka i smakowita historia była naszym rodzinnym wielkanocnym przebojem, a przywiozła ją moja kuzynka z Anglii. Otóż wlaścicielka domu, w którym Magda (moja kuzynka, na Wyspach od ponad czterech lat) wynajmuje od dość dawna pokój, miała węża. Pytona, boa dusiciela czy co tam innego (gatunek nie został sprecyzowany, Magda się nie zna), ale jednego z największych. Hodowała go od małego i - zdecydowanie błędnie, jak wielu ludzi - traktowała jak ssaka, który się przywiązuje, myśli o innych inaczej niż o jedzeniu albo wrogu... A maluszek rósł. "Wężuś" (Sneaky) przez lata spał z nią razem w jednym łóżku, niestety, ostatnio zaczął się dziwnie zachowywać. Przedtem przysypiał spokojnie zwinięty w kłębuszek, a teraz się prężył, wyciągał na całą długość łóżka niczym struna... W dodatku przestał jeść. Po jakichś sześciu tygodniach zaniepokojona właścicielka poszła do weterynarza. Kiedy opisała "objawy", weterynarz zbladł i złapał się za głowę: - Kobieto! Ty wiesz, co on robi?! On ocenia wielkość ofiary! Widocznie uznał, że już czas, że już mu się zmieścisz po uduszeniu i zgnieceniu! A nic nie je, bo pości: przygotowuje sobie miejsce na CIEBIE!!! Kobitka nie mogła w to uwierzyć - jej Wężuś?... :D Ciekawe, co zrobiła z kłopotliwym pupilkiem - będę wiedziała, jak Magda napisze. Osobiście znam jednego... hm, nieodpowiedzialnego właściciela (krótko miał zwierzątko), który wypuścił "na wolność" boa tygrysiego, ale jeszcze nie słyszałam, żeby taki wypuszczony przeżył. Chyba akurat ci przybysze prędko się u nas nie zadomowią. Koleżanka koleżanki poszła na wizytę do ginekologa. A, ze wizytę miała umówioną zaraz po pracy więc nie dałaby rady pojechać do domu zeby się odświeżyć. Wzięla więc ze sobą dezodorant intymny w sprayu. Przed samą wizytę, w łazience u ginekologa wypsikała się pod spódnicą tym dezodorantem. Podczas badania, lekarz uśmiechnął się i chlapnął coś w stylu "ale sie pani wystroiła". Koleżanka nie wiedziała o co mu chodzi, aż do wieczora!! okazało się , że w pośpiechu chwyciła zamiast dezodorantu intymnego, lakier do włosów z brokatem :)) Historia jest taka: w sklepie przepada dziecko, wszyscy gorączkowo go szukają. Ochrona zamyka sklep. W końcu znajduje - dziewczynka jest w toalecie przebrana za chłopca, z obciętymi włosami. Wszystko wskazuje na to, że ktoś ją chciał porwać. Kilka dni temu opowiedziała mi to koleżanka. Podobno wydarzyło się w Poznaniu. A co w Głogowie? Kumpel mi opowiedział świetną historie, mianowicie był u swojego znajomego na ślubie. Młoda Para stoi sobie już na kobiercu no i ksiądz ma przechodzić do pytań, ale chyba zapodziała mu sie karteczka z imionami, bo pyta pana młodego "Jak ma Pan na Imie?". Kolo na takie dictum nic tylko zmarszczył brwi, więc pleban jeszcze raz "No jak ma Pan na imie?". Młodzieniec silnie wystraszony łapie księdzu za mikrofon i mówi "Pan ma na imie Jezus" ... ;] Z cyklu Legendy Miejskie Dzieci ulepiły bałwanka. Jakiś złośliwiec wjechał w niego samochodem. Dzieci ulepiły kolejnego bałwanka. W niego także wjechał samochód. Dzieci ulepiły bałwanka na hydrancie. Zabawa w Chowanego Rok 1975. Młoda para, oboje po 19 lat, decydują się po ukończeniu Szkoły Średniej wziąć ślub. Ojciec panny młodej był bardzo bogatym człowiekiem, więc mógł pozwolić młodej parze na huczne wesele. Po ślubie odbyła się impreza w wynajętej bardzo starej willi. Późno w nocy, gdy zostało już tylko 15 osób i wszyscy byli już pijani, pan młody wpadł na pomysł, aby zabawić się w chowanego. Wszyscy się pochowali a mężczyzna miał ich szukać. Po około 20 minut znalazł wszystkich o prócz swojej żony. Przez kilka godzin każdy szukał panny młodej, jednak nigdzie jej nie było. Zdenerwowany młodzieniec myślał, że żona chce mu wywinąć głupi żart. Dziewczyna jednak nie odnalazła się, Po kilku tygodniach daremnych poszukiwań zrozpaczony pan młody zdecydował ułożyć sobie życie na nowo. Trzy lata później starsza kobieta sprzątała strych w feralnej willi. Zaciekawił ją drewniany kufer stojący w rogu. Jednak, gdy go otworzyła jej oczom ukazał się przerażający widok. Wewnątrz znajdowały się zwłoki panny młodej. Jej usta były otwarte szeroko od wołania o pomoc. Historia bardzo popularna w rejonach Palm Beach, USA. Dziewczyna prawdopodobnie wchodząc do kufra przez przypadek zatrzasnęła pokrywę. Po kilku godzinach kobieta udusiła się. Ściany kufra były bardzo grube, więc wołania o pomoc nikt nie usłyszał Policjant zatrzymał mojego znajomego za przekroczenie prędkości. W trakcie wypisywania mandatu znajomy narzekał, że nie on jeden jechał za szybko, ale tylko on musi płacić. - Był pan kiedyś na rybach? - pyta policjant. - No pewnie. - A złapał pan wszystkie? Otóż pewien koleś poszedł na imprezę do swojej dziewczyny. Tam wypił sobie trochę i przy okazji z tą swoją dziewczyną nieźle się pokłócił. Goście powoli się rozeszli, zostali tylko oni we dwoje. Dziewczyna poszła wziąc prysznic, a on czekał (może chciał przeprosić). W pewnym momencie zachciało mu się... kupę. Niestety pech chciał, że w tym mieszkaniu WC i łazienka były w jednym pomieszczeniu. A jego coraz bardziej cisnęło... Siedział wiec sobie chłopak w fotelu, a w głowie nieźle mu już szumiało. Ale - patrzy - naprzeciw niego, pod ścianą, siedzi pies i patrzy mu się prosto w oczy. Pomyślał wiec sobie: zrobię tam pod ścianą, i powiem, ze to pies. Jak pomyślał, tak uczynił i z powrotem usiadł w fotelu. Dziewczyna wyszła z łazienki, popatrzyła na podłogę i pokazując palcem spytała się: - A co to jest? - To? To pies przed chwila zrobił - Ale przecież ten pies jest pluszowy!!!... UWAGA! NIE RÓBCIE TEGO W DOMU! Paru gośći założyło się na jakiejś mocno % imprezie, że możliwe jest wsadzenie do buzi żarwki, ale wyjęcie jej już nie. Jak mówili, tak zrobili. Żarówka dała się włożyć, ale w drugą stronę iść nie chciała. Przerażeni zadzwonili po taksówkę, celem udania się do najbliższego szpitala. Taksówkarz mocno zdziwiony zakładem, mimo, że posiadał żywy dowód, w sprawę z żarówką nie uwierzył i... (nie wiem skąd ją miał) wpakował sobie jedną do buzi, nie mogąc jej potem wyciągnąć. Na izbie przyjęć, było pewnie wesoło, skoro najpierw przyjechało 2 gości z żarówkami w gębach, a za jakiś czas taksówkarz z takim samym problemem. Lekarz rozbawiony sytuacją, postanowił sprawdzić jak to naprawdę jest i... wykręcił jedną ze ściany, a potem wpakował ją sobie do buzi. I chyba się nie zdziwił, bo wyciągnąć już nie mógł. Czy was też korci, żeby sprawdzić jak to jest? Prawdziwa historia z mojego miasta. W jednym z akademików w pokoju mieszkało dwóch kolesi. Jeden z nich od jakiegoś czasu skarżył się na bóle głowy. Po pewnym okresie czasu zaczęła go również boleć dupa. Poszedł z tym do lekarza i ten stwierdził, że ów towarzysz ma rozerwany odbyt. W konsekwencji okazało się, że jego współlokator podczas snu przykładał mu szmatę z chloroformem i działał. Historia, którą ostatnio usłyszałem, to wspaniały materiał na skecz komediowy. Jak bardzo boimy się powiedzieć komuś prawdę, tym bardziej, jeśli jest niewygodna? Do jak absurdalnych zachowań jesteśmy skłonni, mimo że właściwie trudno nas obarczać za zaistniałą sytuację. I jak przedziwny może być finał takiego zachowania przekonacie się, jak tylko opowiem Wam historię, która wydarzyła się naprawdę. Dwie rodziny, których domy ze sobą sąsiadowały, miały psy. Powiedzmy, że rodzina X miała dużego psa, a rodzina Y małego. Czworonogi ewidentnie się nie lubiły, ganiały się, szczekały, warczały na siebie. Pewnego pięknego popołudnia, duży przyniósł swojej rodzinie małego w pysku. Oczywiście martwego, całego w ziemi, jak po porządnej bójce. Rodzina X, zupełnie nie wiedząc, jak zareagować, postanowiła, że prawdy nie powie i po prostu martwego, małego pieska wyczyściła i podrzuciła do budy u sąsiada. Na wszelki wypadek zaczęła unikać z nim kontaktu. Po 2 miesiącach od zdarzenia, do spotkania jednak doszło - no po prostu sąsiada nie dało się ominąć i nie zauważyć na ulicy. - Nie uwierzą Państwo, jaka dziwna historia mnie ostatnio spotkała - zaczął były właściciel małego pupila. - Zdechł mi pies. Zakopałem go w ogródku, a następnego dnia znalazłem go w budzie... Nic dodać, nic ująć... Powiem tak, to jest jeden wielki syf, zaczne od opowiasci, autentycznej, dzialo sie to w 3miescie, jeden chlopak kupil w McDonald shaka (szejka, nie wiem czy dobrze napisalem) wypil go do polowy i juz dotarl do domu,ale nie mial juz ochoty na reszte wiec wlozyl go do lodowki...nastpenego dnia mial zatrucie pokarmowe wiec pognal do sanepidu by zbadac owego zatrutego sheka, dostal wynik badac, brak jakichkolwiek bakreri itp standrdowe badanie, jednak, dla dla dociekliwych dpisali ze w owym "napoju" odnaleziono 7 rodzaji (czy pisze sie rodzajow?) SPERMY meskiej.....i ja juz nie zjadlem nic z Mc....osobiscie jadal fastfoody ale jadam gloqwnie frytki, i hamburgery, ale popieram polski przemysl, wiec kupuje te rzeczy z takich malych budek gdzies gdzie swiatlo niedociera, po prostu male budki zadko odwiedziane gdzie hamburger jest wielkosci 2bigmakow jednym napycham sie jak dziki osiol, a co lepsze sa to bardziej zdrowe rzeczy, poniewaz duza czesc tej kanapki to salatki, zdrowe, a nie jak w MC mieso z psa zmielone tylko jednokrotnie, przez co buda i lancuch slabo rozdrobnione i dwa kawalki ogorka o grubosci 0.5 mm.............fuj!!!.........popieraj polski przemysl, tam jest mieso tak swieze ze jak jesz hamburgera o 12 to ta krowa widziala jeszcze dzisiejszy wschod slonca, ona jak te swinki jeszcze sie rusza, bo ja na zywca cieli....po prostu polskie hamburgery sa super i jak je jem to pamietam ze ta mila pani ktora mi je sprzedala dostaje uczciwe wynagrodzienie za swoja prace, wiem ze zanim ta bulka sie zagrzeje to sobie z nia milo pagadam a jej usmiech jest szczery bo wie za jaka kase pracuje a nie za te.....wrrr...aha i jeszcze jedna rzecz, Mc na dworcu gdanskim to jedyny w europie ktory nie ma WC, ale daja sanepidowi w lape!!! ostatnio koleżance pożenili taki kit, że ich pies przyniósł w gębie zdechłego psa sąsiada, to się wystraszyli, umyli go, założyli obrożę i wsadzili do budy, a następnego dnia przyszedł sąsiad i mówi "ej 3 dni temu zdechł mi pies, to go zakopałem, a dzisiaj patrze - w budzie siedzi". heh... obiegowa historyjka z internetu. kto sobie życie urozmaica takimi pierdołami to nie wiem... chyba ten, co łańcuszki szczęścia wysyła. Zasłyszane przez moją córcię od uczestnika wesela: Jej kolega pojechał na wesele, które odbywało się w małej miejscowości. W kościele odbył się uroczysty, w bogatej oprawie ślub. Po ceremonii wszyscy, włącznie z księdzem pojechali do sali weselnej. Kiedy zajęto miejsca wstał pan młody i poprosił o ciszę. Goście przekonani, że wygłosi mowę, albo wzniesie toast słuchali uważnie. A świeżozaślubiony powiedział: -Proszę zajrzeć pod talerze, o tym co tam zobaczycie dowiedziałem się dwa tygodnie przed uroczystością, nie było sposobu, żeby odwołać zaproszonych gosci, przyjęcie było już opłacone i wszystko załatwione. W tym momencie z sali wybiegł jakiś młody człowiek, a goście pod talerzami znaleźli zdjęcia, obejrzawszy je mieli dziwne miny. Na zdjęciach była panna młoda w sexualnej akcji, ale nie z narzeczonym, tylko z tym młodym człowiekiem, który uciekł. Gwoli scisłości, kuzynem pana młodego. -W związku z tym- kontynuował świeżopoślubiony- proszę obecnego tu księdza o stwierdzenie niewazności małżeństwa, na podstawie nonconsumatum, gdyż ja z tą panią nie chcę mieć nic wspólnego. Zaczęto podawać potrawy, goście się posilili i około 22 rozjechali do domów. a dla kpiących z mocy pleników Podobno w latach 50 XX w. jakaś Angielka urodziła czarne dziecko. Po wszystkim wyszło, że jej stary był u dzi**i u której wcześniej był Murzyn. Stary wrócił i sprzedał swojej cudze plemniki. Fuj. Ani pochwa dzi**i, a nie brudny fiut, to nie są miejsca sprzyjające przeżyciu plemników. Wezwano karetkę do nieprzytomnego. Przyjechali, zapakowali gościa na nosze i idą na dół (3 piętro) po drodze towarzyszy im gospodyni. Co sie stało pytają? -Juz trzy tygodnie proszę męża, żeby naprawił syfon pod zlewozmywakiem. Dzisiaj przychodzę do domu i widzę, że sterczy jego dupa spod zlewozmywaka. Nie mogłam się oprzeć po 3 tygodniach czekanie, wiec podeszłam do niego i złapałam go od tyłu za jajka. Poszłam do pokoju, a tam mój mąż w najlepsze pije sobie kawę. Ty TU ? A kto jest w kuchni? Gadałaś tyle o tym syfonie to zamówiłem hydraulika. Choć szybko do kuchni. Biegniemy, a tam hydraulik leży nieprzytomny na ziemi. Musiałam go trochę za mocno złapać i biedak uderzył głowa w zlew i stracił przytomność. No to wezwałam panów. Jak skończył to sanitariusze tak się brechtali, że gość spadł im z noszy i zwichnął sobie bark. Ech, szkoda słów... Czy ludzie naprawdę nie mają lepszych rzeczy do roboty Aż się przypomina historia, w której jedna pani pozwała do sądu McDonalda, ponieważ zakłuła się rzekomą ością z FishMaca. McDonald udowodnił natomiast, że w FishMacu nie ma nic z ryby, i na tym się skończyło Ale co wy gadacie? W Łodzi studenci już rok temu polecieli na Marsa! Jak sie napalili ziola przy juvenaliach to wsadzili goscia w karton, napisali "Misja na Marsa" i wyrzucili z 10 piętra. Jak wpadła policja to siedział już drugi w kartonie z napisem: "Misja ratunkowa". Nie wiem na ile to prawdziwe, ale słyszałem tą historię z wielu niezależnych źródeł. "Dziennik Łódzki donosi: Akademik. Impreza. 11 pietro. Duuuzo alkoholu. Ubawione towarzystwo, wlasciwie to byla typowo samcza impreza, gdyz o zadnych niewiastach mowy nie bylo. Zreszta to ma akurat najmniejsze znaczenie. Tak wiec ubawione i rozluznione alkoholem towarzystwo postanowilo zrobia cos totalnie odjechanego. Znalezli wiec ochotnika (który sam sie zglosil!) i postanowili wyslac go na Marsa. I nie byloby w tym nic smiesznego, gdyby nie to, iz imprezowicze wpakowali delikwenta do pudla, podpisali je tekstem "MISJA NA MARSA" i ... wyrzucili przez okno. Z tego wlasnie, wyzej wspomnianego, 11 pietra. Historia z poczatku zabawna, zamienila sie w koszmar. Chlopak oczywiscie zginal na miejscu. Zaniepokojeni ludzie, widzac szczatki ciala w kaluzy krwi, zadzwonili na policje. Ta, powiazujac fakty i idac za glosami nadal odbywajacej sie imprezy, skierowala sie do odpowiedniego pokoju. I co zastali? Otoz drugie pudelko. Na którym widnial napis "MISJA RATUNKOWA". Gdy policjanci otworzyli pudelko i zapytali, co tu sie dzieje, uslyszeli: wlasnie mielismy zamiar wyslac misje ratunkowa. Bo stracilismy kontakt radiowy z poprzednikiem". A z pudelka wyszedl kolejny student..." słyszałyscie o tej lasce ktora jechala sama samochodem przez las bylo ciemno i byla wichura i zatrzymala sie bo byla galaz na drodze i nie mogla przejechac... i wysiadla z samochodu przesunela galaz i ruszyla i jak jechala to jakas ciezarowka dawala jej dlugimi swiatlami caly czas i trabila wiec sie scykala szybko jechala i wjechala na najblizsza stacje wybiegla z samochodu i krzyczala ze ktos ja goni .. i ten koles z ciezarowki wjechal za nia i mowi ze jej nie gonil tylko widzial jak przesuwala galaz ze ktos jej wszedl do samochodu .. i faktycznie pozniej z kamer na stacji bylo widac jak ktos wychodzil z samochodu ... a z tylu w samochodzie byl gruby sznur ... wiec prawdopodobnie chcial ja nim udusic... masakra nie ? :/ Opowiem Wam niesamowitą historię, która przytrafiła się mojej koleżance. Mieszkamy w małym powiatowym miasteczku na południu Polski. Żeby nie siać paniki - nie zdradzę dokładnie gdzie. Razem z moją koleżanka dojeżdżamy 20 km codziennie do większego miasta wojewódzkiego do pracy. Wymieniamy się - raz jadę ja, raz ona samochodem. W tamtym tygodniu zachorowałam i byłam 3 dni na zwolnieniu - moja koleżanka jeździła więc sama. Teraz w październiku szybko robi się ciemno. A nam zdarza się czasem zostać godzinkę czy pół po godzinach także 18/19 to często nasz czas powrotu. No wiec we wtorek koleżanka wracała koło 19 z pracy sama (bo ja byłam chora) U nas jest bardzo dużo lasów i jest taki odcinek ,że z 1O minut jedzie się lasem ciągle. Koleżanka wjechała więc w las. Było już bardzo ciemno. Ale przemierzałyśmy tą trasę tysiąc razy - więc jechała spokojnie i pewnie. Nagle gdzieś w połowie drogi musiała zahamować bo na drodze leżał duży konar drzewa. Nie miała szans go ominąć. Na drodze było ciemno, sami wiecie jak to na powiatowych drogach o tej porze- głucho i ciemno i nikogo nie ma jak trzeba, wiec musiała liczyć na siebie. Wysiadła, włączyła światła i zaczęła odsuwać ten konar. Jest fest babką więc dwie minutki i było po bólu. Wsiadła z powrotem do samochodu. Nie ujechała pół minuty jak nagle za nią jakiś samochód podjechał na tył jej samochodu bardzo szybko i zaczął świecić jej długimi światłami oślepiając. Nie chciał jej wyprzedzać i co chwila tylko oślepiał tymi długimi światłami. Przyspieszyła - on też przyspieszył, zwolniła żeby ją wyminął, ale jadący za nią samochód też zwolnił. Przestraszyła się bo wyglądało to tak jakby ją po prostu ścigał. Zadzwoniła do męża ,że już dojeżdża do domu ,ale ,że ktoś ja goni i żeby wyszedł przed dom bo się boi ( do ich domu prowadzi jeszcze nie całkiem zamieszkała ulica przez pola- generalnie mieszkają na peryferiach ) Dojechała do domu , wjechała na podwórko i wybiegła z samochodu - mąż już na nią czekał. Samochód , który za nią jechał zatrzymał się przed jej domem. Była bardzo wystraszona, cała się trzęsła i zaczęła krzyczeć do męża, że to ten samochód.Generalnie kompletnie puściły jej nerwy. Podeszli do tego samochodu. Z samochodu wysiadła para. Mąż mojej koleżanki też trochę się zdenerwować wtedy no i zaczął do nich wołać czego chcą i czemu mu straszą żonę - mogła się przez nich zabić, uciekając. Parka, taka w średnim wieku, podbiegła i zaczęła tłumaczyć. Jechali do domu z urlopu i nagle zauważyli ,ze na drodze stoi oświetlony samochód ( to był samochód mojej koleżanki) i jakiś facet wylatuje niemal kucając z lasu, otwiera drzwi z tyłu wozu i wślizguje się do tego stojącego wozu. Wydało im się to co najmniej dziwne. Bo robił to bardzo po kryjomu jakby przed kimś się chowając. Podjeżdżając bliżej zauważyli wsiadająca koleżankę, ale faceta na tylnym siedzeniu, gdzie powinien był siedzieć - jeżeli jechał razem z wsiadająca kobieta, już nie. Byli już bardzo blisko i stwierdzili, że coś jest nie tak. No bo gdzie ten wsiadający facet, no nie ? Zapalili długie światła i wtedy zauważli ,że ten facet podniósł ręce jakby chciał coś zrobić kierowcy. Zaczeli świecić długimi światłami i on się wystraszył i znów położył czy chował na tym siedzeniu. I tak kilka razy. Niestety moja koleżanka wtedy przyspieszyła bo się ich wystraszyła - więc zaczęli ją gonić. Zdali sobie sprawę, że jadąca kobieta może być w niebezpieczeństwie.No więc pojechali za nią. W sumie byli w szoku no bo nie byli pewni na sto procent, nie wiedzieli co robić czy trąbić, czy wzywać policję, mieli tylko nadzieję ,że moja koleżanka gdzieś stanie na chwilę. Dlatego tak szaleli z tymi światłami. Po ich wyjaśnieniach wszyscy podbiegli do samochodu. Drzwi tylne były otwarte. Na siedzeniu nie było faceta. Ale był kawałek sznura. Morderca najprawdopodobniej chciał moją koleżankę udusić, albo zacząć dusić i zmusić do zjazdu w las, a resztę sami sobie odpowiedzcie ... nam ta historia zmroziła krew w żyłach. Dziewczyny napisałam ja po to ,żeby was ostrzec. NIGDY. Przenigdy nie zatrzymujcie się po ciemaku na drodze !!! I zawsze jak wsiadacie do samochodu - obejrzyjcie się za siebie ! Misja ratunkowa Przywiozłam drugą porcję bagaży. Jutro kolejna zwózka... Chwila odpoczynku. Przeglądam neta. Na jednym z portali tytuł dnia: "Misja na Marsa". Zaglądam a tam news o studentach, którzy popili w akademiku, zapakowali kolegę w pudło z napisem "Misja na Marsa" i wyrzucili przez okno, by pofrunął w ten kosmos. Przyjechała policja. Wkracza do pokoju imprezowiczów a tam pakowanie kolejnego studenta do pudła - tym razem z napisem: "Misja ratunkowa"... Zapewne był to tekst na pierwszego kwietnia, ale i tak pomysł niezły:) Na blogu Szymona Holwoni znalazlem taka swietna anegdotke slubna:)) Miejsce akcji: spora podwarszawska miejscowość, kościół Uczestnicy akcji: Panna Młoda - uczestnik bierny Ksiądz - słynący z tego, że zapominał imiona tych, którym udzielał wszelkich sakramentów Pan Młody - ponieważ był w kompletnym stresie, ktoś wpadł na pomysł, żeby go napompować hydroksyzyną, która podziałała jak najlepsze dragi z Berlina. Tuż przed przysięgą Ksiądz zrobił to, co zwykle - zapomniał, z kim ma do czynienia. Opuścił mikrofon i zapytał: - Jak pan ma na imię? Długa chwila ciszy, Pan Młody nie zajarzył, a może nie usłyszał. Ksiądz zapytał jeszcze raz, bardzo wyraźnie i już do mikrofonu: - Jak pan ma na imię? Piętnaście sekund ciszy, z których każda - jak to w kościele - zdawała się wiecznością. Nagle spojrzenie Pana Młodego ożyło i zaczęło płonąć. Schwycił mikrofon i bardzo poważnie przemówił: - Pan ma na imię Jezus. Witam to mój pierwszy post na tym forum więc zacznę z humorem HISTORIA PRAWDZIWA W Krakowie studenci popili się w akademiku. W pewnej chwili patrzą a jeden wsadził sobie żarówkę do buzi i mota się żeby ją wyjąć. Wszyscy zdziwieni że jak to wsadził a nie wyjmie ? Postanowili że stłuką żarówkę ale "pacjent" stanowczo odmówił. Więc zadzwonili po taksówkę i jadą na pogotowie. Kierowca taksówki pyta w pewnym momencie : - A ten co taki zdziwiony że buzi zamknąć nie może ? Koledzy opowiedzieli kierowcy całą historię. Dojechali na pogotowie. Po salwach śmiechu całego personelu "pacjent" dostał zastrzyki rozluźniające i żarówka została wyjęta. Chłopaki wracają do akademika. Wchodzą do pokoju. Patrzą a na łóżku siedzi drugi z żarówką w zębach. Więc za telefon dzwonią po taksówkę i jadą na pogotowie. Otwierają gabinet lekarz widząc ich tarza się ze śmiechu po podłodze. Wchodzą dalej patrzą a za parawanem siedzi pierwszy taksówkarz z żarówką z zębach........ HISTORIA PRAWDZIWA PROSZę NIE PRóBOWAć Historia ponoć autentyczna: Na weselu pan młody jest bardzo spięty. Pech chciał, że ksiądz zapomina jego imienia i tuż przed przysięgą odsuwa mikrofon od ust i scenicznym szeptem pyta: - Jak pan ma na imię? Pan młody jakby nie zrozumiał, więc ksiądz powtarza ciut głośniej: - Jak pan ma na imię? Wreszcie coś jakby dotarło do oblubieńca i wolno przemówił: - Pan... Pan ma na imię Jezus. słyszałem o przypadku na kopalni jak kolesiowi wpadł kamyk do buta wiec chwycił sie przewodów na ścianie (takie grubości ręki) zeby utrzymać równowage i prubował wytrząść kamyk z buta i ktoś myślał ze go prąd "trzepie" wiec jakimś kijem mu po łapach . Efekty: kamień w bucie pozostał , połamane 2 ręce, złamany kij, (nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu) TAJEMNICZA WALIZKA Znajomy opowiedział mi kiedyś taką historię: Jego kumpela miała siostrę w Londynie, od której dostała zaproszenie na przyjazd. Siostra się niedawno zaobrączkowała, a jako posiadaczka dużego psa (nie licząc nowego męża), nie miała za bardzo z kim go zostawić na czas podróży poślubnej. Kumpela się zgodziła porobić za psią opiekunkę w zamian za nocleg i pełną lodówkę. Po paru dniach radosnych zakupów, imprez i spacerków z psem tak się nieszczęśliwie złożyło, że psina zdechła. Kumpela zadzwoniła do siostry informując ją o wszystkim. Siostra powiedziała trudno, zdarza się. Pojawił się jednak problem ze zutylizowaniem zwłok, bo centrum Londynu, bo pies duży, nie ma gdzie zakopać. Ale siostrę olśniło: - Słuchaj, dwie stacje metra ode mnie jest weterynarz, który zajmuje się utylizacją zwierząt. - wytłumaczyła jej dokładnie jak ma jechać. Więc kumpela zaczęła kombinować jak tu przetransportować psa. Pies wielki, ona mała, problem. Ale przyszło jej na myśl, że wsadzi go do walizki na kółkach (łatwiej tachać). Jak pomyślała tak zrobiła. Do metra dotarła bez przeszkód, wsiadła, dojechała do stacji, przy której urzędował weterynarz. I tu pojawił się problem: ani windy, ani ruchomych schodów. Biedna zaczęła wspinać się z walizką po tych schodach. Przechodził koło niej facet i zaoferował pomoc: - Może pomóc? Nie mogę patrzeć jak się tak męczysz. - Nie, nie trzeba, poradzę sobie - głupio jej było prosić o pomoc, zwłaszcza wiedząc co jest w walizce. W końcu jednak koleś wziął jej tą walizkę i niesie po tych schodach. - Powiedz, co ty masz tam takiego w tej walizce, bo ona faktycznie bardzo ciężka - zagaił. Dziewczyna w panikę wpadła, przecież nie powie, że niesie jej zdechłego psa. Rozejrzała się na boki i zobaczyła wielki plakat z DJ’em, co podsunęło jej myśl: - A wiesz, mój brat jest DJ’em. Płyty mu wiozę. Gość jak to usłyszał, to uciekł jej z tą walizką! Teraz wyobraźcie sobie minę tego kolesia gdy otworzył walizkę. by MyPreciest nazywa sie to gwiazda, piec dziewczat tworzy gwiazde glowami do siebie, puszczaja muzyke i przez trwanie kawalka zajmuja sie nimi koledzy w sposob mocno "dorosly", skutkuje to nastoletnimi ciazami i procesami o ustalenie ojcostwa - wlasnie moje pol taki oto news przynioslo ze spotkania z przyjaciolmi, gdzie jedna z osob byl prawnik majacy wlasnie taka "sprawe"... Massakra... Co sie dzieje z czachami tych dzieciakow..., galerianki, teraz to, to jakies zgabczenie totalne mozgow... ja tez slyszalam o takiej opowiesci, ale troche inaczej. Slyszalam, ze Pan Mlody wchodzac na sale uderzyl Panny mlodej glowa o prog i ja zabil. Potem sam sie powiesil. slyszalam tez wzial ja na rece i krecil sie podczas tancow i walnela glowa o sciane i dalej tak samo jak w pierwszej historii. Na temat bezstresowego wychowania krąży w Lublinie ponoć autentyczna historyjka: stoi sobie w trolejbusie pan, obok niego siedzi kobieta z dzieckiem na kolanach; tłok oczywiście spory; a dzieciak ze swoistym zacięciem w oczach - kop! w nogę stojącego pana; on się nie odezwał myśląc że to pomyłka, a tu znów: kop! w jego nogę i bezczelny uśmiech dzieciaka; na to zbulwersowany pan normalnym głosem: nich pani skarci syna, on kopie mnie celowo w nogę. na to kobieta: nie skarcę, wychowuję dziecko bezstresowo. mężczyzna zachował stoicki spokój, odsunął się po prostu od niesfornego dzieciaka; trolejbus staje na przystanku, obok kobiety z dzieckiem wstaje dryblas-student do wysiadania ale zanim wysiada - wyjmuje z buzi zżutą gumę, przykleja do czoła kobiety i mówi: "wie pani, ja też byłem wychowany bezstresowo" i wychodzi. kobieta czerwona jak burak milczy bo cóż ma powiedzieć... Moim zdaniem bardzo trafne. Może to coś powie rodzicom, którzy zamiast swojego czasu i miłości fundują dzieciom "bezstresowe wychowanie" a później lądują w domu starców... W podstawówce nasza szkoła zorganizowała wycieczkę do teatru czy do operetki, no i jak to bywa spóźniliśmy się na początek przedstawienia. Wchodzimy do teatru, panie bileterki pomagają nas usadowić, przedstawienie trwa w najlepsze wtem ze sceny, aktor przebrany za rycerza odzywa się: - Skąd przybywacie błędni rycerze ? - My z Chodowa, samochód nam się popsuł po drodze, prosze pana... - odpowiedział mój kolego. Cały teatr walnął salwą śmiechu... Przyjaciółka wynajmuje kawalerkę w Lublinie, sąsiadka z dołu, też studentka wyjeżdżała na 2 tygodnie i poprosiła ją, żeby zaopiekowała się jej labradorem. Przyjaciółka się zgodziła, dostała instrukcję jak zajmować się psem , jak go karmić, gdzie lubi wychodzić na spacery. Los chciał, że na drugi dzień pies zdechł. Przyjaciółka nie wiedziała, co robić przegrzebała internet w poszukiwaniu podobnego psa, ale w końcu stwierdziła, że przecież sąsiadka i tak się pozna, że to nie jej ukochana psina. Przy okazji dowiedziała się, że labradory tak bardzo przywiązują się do swoich właścicieli, że z tęsknoty mogą umrzeć. Pełna obaw zadzwoniła do sąsiadki ze złą nowiną. Ta popłakała się i poprosiła o "zrobienie czegoś ze zwłokami psa". I znowu problem, bo co zrobić z tak dużym, zdechłym psem? Przecież nie zakopie go pod blokiem. Pomocny okazał się internet- okazało sie bowiem, że Instytut Weterynarii Uniwersytetu Przyrodniczego chętnie przyjmuje zwłoki zwierząt i nawet płaci za nie symboliczną kwotę ( studenci uczą się na tych zwłokach). Przyjaciółka mojej znajomej zapakowała więc labradora w torbę podróżna i poszła na przystanek MPK, wsiadła w autobus i zmęczona tym ciężarem pojechała pod Uniwersytet. W autobusie zagadał ją jakiś facet: - A co Ty tak tachasz w tak dużej torbie? Zapdło milczenie, no przecież nie powie, że zwłoki psa sąsiadki... - A przewożę sprzęt komputerowy, głośniki, monitor, bo się przeprowadzam. -Pewnie Ci ciężko-powiedział facet - Trochę tak, ale za dwa przystanki wysiadam, dam sobie radę - O to dobrze się składa, bo ja też. Pomogę Ci! Autobus zatrzymał się na pierwszym przystanku, potem na drugim. Facet, jak przystało na gentelmana wziął torbę, wyskoczył z autobusu i tyle go widziała.... i kolejna historia z akademika, tym razem z Łodzi. była sobie impreza w akademiku, jak przystalo na ludzi z fantazja odpowiednio huczna. ktos z okolicznych wezwal policje. patrol zajezdza pod akademik, wysiadaja i patrza a tam na trawniku pod akademikiem lezy wielki karton z napisem "misja na marsa", a w kartonie neistety student z przetraconym karkiem. wchodza na gore, do glownego zrodla impreza i jakiez ich zdzwinie gdy na srodku pokoju widza kolejny wielki karton z napisem "misja ratunkowa", do ktorego wlasnie jest zapakowywany kolejny atronauta... Początek ceremonii ślubnej w kościele. Z powodów nieistotnych dla tego autentycznego zdarzenia, w ostatniej chwili zmienił się ksiądz, który miał udzielić ślubu. Nowy ksiądz przed ołtarzem, poza mikrofonem, pyta się pana młodego jak ma na imię. Niestety pan młody był tak zdenerwowany, że nawet przy drugiej próbie księdza, pozostawił pytanie bez odpowiedzi. W końcu ksiądz przez mikrofon się pyta: Jak pan ma na imię? I podsunął mikrofon pod usta młodego. Młody: Pan ma na imię Jezus Chrystus! Kościół pokłada się ze śmiechu Dziś w pracy usłyszałam taką oto historyjkę, która wprawiła mnie w dobry nastrój (mam nadzieję, że i Wy się uśmiechniecie czytając): Ślub kościelny. Przychodzi do składania przysięgi. Ksiądz zapomina jak ma na imię pan młody, więc chowając mikrofon cichutko mówi: - Jak pan ma na imię? Facet milczy. Ksiądz więc już troszkę głośniej ponawia: -Jak pan ma na imię? Facet nic. Pogrążony w jakimś stuporze. Ksiądz nie wytrzymał, włączył mikrofon i do mikrofonu ryknął: -Jak pan ma na imię? Na co facet niepewnie, drżącym głosem: - Pan ... ma na imię... Jezus!? Fajne, nie? Nie wiem czy prawdziwe - koleżanka zarzekała się, że tak. Zresztą, czy to ważne? moja kolezanka opowiedziała mi co przytrafiło sie jej mamie.mama wybierała sie na kontrolne badania do ginekologa,wiec poszła sie oczywiscie umyc a przy okazji troche psiknac we wiadome miejsce dezodorantem zeby pachniec.pan doktor kazał sie jej rozebrac i usiasc na kozetke,kiedy do niej podszedł usmiechnał sie pod nosem i stwierdził;ale sie pani wystroiła;potem ja zbadał kazał sie ubrac przepisał co nalezy i wyznaczył nastepny termin wizyty . po powrocie do domu mama opowiedziała mojej kolezance o wizycie i o tym ze doktor tak jakos dziwnie sie smiał.moja kolezanka byla troche zdziwiona no bo niby z czego moze smiac sie ginekolog podczas badania ale po chwili pyta swoja mame ;a jakim to ty sie dezodorantem psikałas ;a on na to ;tym co stał na szafce;moja kolezanka nie mogła opanowac smiechu kiedy sie troche uspokoiła wyjasniła swojej mamie z czego smiał sie lekarz; na szafce stał nie dezodorant ale lakier do włosow z brokatem.wcale sie mu nie dziwie to musiało super wygladac... a to slyszeliscie??? była sobie dupa poznała typa na disko, ale skonczylo się na kilku drinkach rozmowie i namietnym buziaku na dowidzenia po kilku dniach dupeczka się źle czuła więc poszła do lekarza... badania itp ... no i szok w organizmie wykryli TRUPI JAD, poskładali puzzle i doszli kiedy i jak to wyłapała, zasadzka policyjna no i dorwali typa z disko u niego w mieszkaniu a tam dwa truposzcze w które to lubił ładować. A słyszałyście o takiej historyjce? Niewierny mąż idąc do prostytutki mija się w drzwiach z wychodzącym od niej czarnym mężczyzną. Po wszystkim wraca do domu i uprawia seks z żoną. Żona po 9 miesiącach rodzi czarne dziecko. Nie mam pojęcia czy to możliwe czy nie )) PITT sog musi być ja jeszcze opowiem historyjke którą mi kolega opowiedział. działo to się dawno temu (nie wiem kiedy ale dawno ) kilu facetów założyło się z jednym że on pójdzie w nocy na cmentarz i wbije nóż w ziemie obok jednego z grobów, więc ubrał płaszcz, wziął nóż i poszedł. doszedł do grobu, wbił nóż, już miał iść ale poczuł że coś go trzyma(!). zaczął się wyrywć. nie mógł odejść z tamtego miejsca. dostał zawału i zmarł. okazało sie że przebił nożem płaszcz i przybił się do ziemi... znajomi pojechali do domku letniskowego w góry i ich pies nagle przyniósł martwego psa sąsiada w zębach, postanowili go odstawić w nocy do budy, po czym na następny dzień właściciel psa (sąsiad) mówi, że dziwne rzeczy się dzieją, bo zakopał psa tydzień temu a on nagle w budzie leży haha moj kumpel w walentynki mial zajefajna sytuacje, mial egzamin i wybieral sie po nim do dziewczyny. Wzial ze soba koperte z kartka walentynkowa. Zrobil poprawnie plac i zapytal egzaminatora czy moze sobie zostawic koperte z tylu bo ma dla dziewczyny i nie chce zeby sie pomiela, egzaminator sie zgodzil. Pojezdzili po miescie i zjechali do wordu, wynik egzaminu pozytywny. Nagle egzaminator siega do tylu i rozdziera koperte a tu zonk kartka walentynkowa i sie pyta kumpla co to jest...a on, ze kartka dla dziewczyny. Mimo wszystko zdal ale: koperta- 20gr mina egzaminatora-bezcenne hmm... teraz chyba jest nowy... ale kiedyś to chyba był drewniany o ile dobrze pamiętam... kiedyś mi opowiadano taką historię... gość się założył z kumplami że o godzinie 24 pójdzie na cmentarz i wbije nóż w grób... poszedł, wbił nóż w grób, odwrócił się i gdy chciał odejść to coś go trzymało... zaczął się szarpać... w końcu uciekł... na drugi dzień kumple go znaleźli na ławce... leżał tam wystraszony i zsiwiały... opowiedział im co mu się przytrafiło... poszli sprawdzić czy na prawdę wbił ten nóż... i zdziwieni stwierdzili że to zrobił... ale nóż przebił jeszcze kawałek jego płaszcza... ;P Krążyło jakiś czas temu po Warszawie: dziewczyna wieczorem poszła sama do klubu, a rano obudziła się w wannie z lodem i informacją, że ma iść do szpitala, bo jej wycięli nerkę. Słyszałam to od paru osób na zasadzie "bo wiesz, koleżanka mojej koleżanki miała taką przygodę," tylko nazwy klubów się zmieniały. Przytoczę pewną historię - autentyczną. 2-letnie dziecko kopie w autobusie jakąś babkę. Zwraca uwagę jego matce, żeby przywołaln je do porządku. Matka na to, że nie będzie na niego krzyczeć i może robić co chce, bo jest wychowywane bezstresowo, przy czym dziecko ciągle kopie tą kobietę. Obie wysiadły, pani bez dziecka przykleiła pani z dzieckiem gumę na czole, po czym powiedziała "ja też byłam wychowywana bezstresowo". Moim zdaniem z dzisiejszego "bezstresowego wychowania" wyrastają takie rozpieszczone bachory, które nie mają szacunku do kogokolwiek. Mimo, iż sam nigdy nie doświadczyłem fizycznej przemocy od rodziców, uważam, że danie klapsa dziecku nie jest niczym strasznym. Poza tym - już widzę, jak ktoś tłumaczy 2-latkowi, że robienie awantury w sklepie jest złe. Na pewno zrozumie i nigdy tego nie powtórzy. Może i czasami danie klapsa jest jakąś tam oznaką słabości, ale jest skuteczny i niekoniecznie krzywdzący. Kiedyś jakoś nikt się na to nie skarżył. widze, ze chyba mialas klapki na oczach...bo ja nie bylem w mcdonalds od momentu, jak sanepid oglosil, ze w lodach w moim miescie w mcdonalds byla sperma...poprostu ktorys facet spuscil sie do lodow, a traf chcial, ze akurat wpadli tego dnia do nich i wzieli probki zywnosci do badan...od tamtego czasu nie bylem tam ani razu i nie mam zamiaru byc... Kumpela mojej ślubnej wybrała się na górkę w nowym i pięknym kombinezonie. Jeździła, jeździła, aż nagle zapragnęła siusiu. Zjechała więc na pobocze stoku, podreptała (na nartach) w rosnące obok krzaczki, zdjęła tyle kombinezoniku ile trzeba było, przykucnęła i ... nagle narty dostały poślizgu. Dziewucha wypadła zza krzaczków i nabierając rozpędu pojechała w dół stoku. Widok ponoć był taki, że stare filmy z Chaplinem wymiękają. onoć autentyczna historia z Lublina. Student do studenta - Wiesz jeden koleś włożył sobie żarówkę do buzi i nie mógł jej potem wyjąć. - A tam opowiadasz głupstwa, niemożliwe. Włożył więc żarówkę do buzi i ... niestety nie mógł jej wyjąć. Pojechali więc taksówką na pogotowie. Lekarz dał zastrzyk rozluźniający, żarówka została wydalona z jamy ustnej i wrócili do akademika. Po powrocie opowiadają tę historyjkę trzeciemu kolesiowi. Ten również nie dowierza i postanawia sprawdzić to na sobie. Wkłada żarówkę do ust i ..., ups mają już przećwiczone. Zamawiają taksówkę i jadą na pogotowie. A tam na poczekalni siedzi sobie z żarówką w ustach, aż trudno uwierzyć - pan taksówkarz pierwszej taksówki. Nie wiem, czy to tak jest w rzeczywistości z tą żarówką, ale sprawdzać na wszelki wypadek nie będę. Ta historia jest zasłyszana tylko z opowiadań innych osób, więc nie wiem czy jest prawdziwa czy nie, ale: Żonka wylała do kibla jakiś łatwopalny płyn. Później przyszedł mąż z potrzebą i postanowił sobie zapalić papieroska... no i nastąpiło małe BUM! Kierowca z sanitariuszem gdy wynosili faceta na noszach do karetki, spytali się jak do tego doszło, że oparzył sobie tyłek. Podobno gdy usłyszeli jak to się stało to ze śmiechu wywalili faceta z noszy, a ten złamał nogę upadając. :-P Ta sytuacja zdarzyła się naprawdę i nie jest to zaczerpnięte z tandetnej komedii: W sobotę 21 stycznia dwie ładne i zgrabne dziewczyny , które przyjechały na weekend na narty do Korbielowa, postanowiły dostać się na szczyt Pilska i troszkę pojeździć. Jak postanowiły tak uczyniły. Przy drugim zjeździe jednej z nich zachciało się siku i mówi do tej pierwszej że musi się wysikać, na co ta pierwsza do niej żeby chwilke poczekała zjadą do oddalonego o około 150 metrów schroniska i pójdzie do kibelka. Ona jednak obstawała przy swoim i stwierdziła że nie dojedzie, wiec musi to załatwić natychmiast. Zostawiła koleżance kijki, zdjęła kurtkę i poszła w stronę lasku, odwróciła sie w strone koleżanki tak żeby ją widzieć i zaczęła sikać. Nagle po tym jak kucnęła i dociążyła tyły nart zaczęła powolutku wyjeżdżać na trasę z gołym tyłkiem. Koleżanka spanikowała i nie wiedziała co ma robić czy łapać ją czy kijki i kurtkę i biedna dziewczyna jadąc tak w pozycji kucznej i przy okazji sikając wjecahła w śnieżno lodową zaspę. Koleżanka zamiast ją z tej zaspy wyciągnąć i zobaczyć czy nic jej nie jest ubrała jej tylko kombinezon tak żeby nie było widać tyłka i pojechała po GOPR-owców. Chłopaki przyjechali i już mieli dość, bo nie mogli uwierzyć w to co im powiedziała koleżanka poszkodowanej. Okazało się że dziewczyna ma rozciętą nogę, na udzie więc zabrlai ją do swojej stacji i opatrzyli, a następnie odwieźli karetką do Żywca na urazówkę. I dalej Dziewczyna siedzi na urazówce, i czeka cierpliwie w kolejce. Wychodzi z zabiegowego facet w kombinezonie narciarskim świeżo po gipsowaniu ręki, a ona że był dobrze wychowana i miła zagadnęła go że ona też znalazła się tutaj bo miała przygodę na nartach i pyta go jak to się stało, że złamał rękę. On jej na to: cytat Niech mnie Pani nie Proszę sobie wyobrazić że byłem na Pilsku na nartach, jadę i widzę a tu z lasu wyjeżdża baba z gołą życią (oczywiście jej nie poznał). Tak się w nią zapatrzył mając minę mniej więcej , że zamiast patrzyć na trasę nie mógł od niej oderwać wzroku i spotkał się z drzewem w wyniku czego złamał rękę. Historię tą opowiedział mi dzisiaj kumpel jak graliśmy w siatkę, bo prawie w weekend miał dyżur w GOPRZE Na Pilsku i odwoził ją na urazówkę do Żywca. użyłem wyszukiwarki tym razem prawidłowo tutaj w sumie nie ma się z czego smiać bo koleś stracił życie, ale głupota ujebanych studentów nie zna granic.ciekawe czy to była wódka czy wódka z pojarką Dziennik Łódzki donosi: Akademik. Impreza. 11 pietro. Duuuzo alkoholu. Ubawione towarzystwo, wlasciwie to byla typowo samcza impreza, gdyz o zadnych niewiastach mowy nie bylo. Zreszta to ma akurat najmniejsze znaczenie. Tak wiec ubawione i rozluznione alkoholem towarzystwo postanowilo zrobia cos totalnie odjechanego. Znalezli wiec ochotnika (który sam sie zglosil!) i postanowili wyslac go na Marsa. I nie byloby w tym nic smiesznego, gdyby nie to, iz imprezowicze wpakowali delikwenta do pudla, podpisali je tekstem "MISJA NA MARSA" i ... wyrzucili przez okno. Z tego wlasnie, wyzej wspomnianego, 11 pietra. Historia z poczatku zabawna, zamienila sie w koszmar. Chlopak oczywiscie zginal na miejscu. Zaniepokojeni ludzie, widzac szczatki ciala w kaluzy krwi, zadzwonili na policje. Ta, powiazujac fakty i idac za glosami nadal odbywajacej sie imprezy, skierowala sie do odpowiedniego pokoju. I co zastali? Otoz drugie pudelko. Na którym widnial napis "MISJA RATUNKOWA". Gdy policjanci otworzyli pudelko i zapytali, co tu sie dzieje, uslyszeli: wlasnie mielismy zamiar wyslac misje ratunkowa. Bo stracilismy kontakt radiowy z poprzednikiem". A z pudelka wyszedl kolejny student... nie wiem kiedy to się działo-przez przypadaek to znalazłem Nieustannie słyszę w czasie wystąpień moich konserwatywnych koleżanek czy kolegów po fachu – na dowód szkodliwości tak zwanego wychowania bezstresowego (a dodają określenie „tak zwane”, by usprawiedliwić swoje prawo do jego deprecjonowania) – relację z życia wziętą, przekazywaną tak, jakby rzeczywiście uczestniczyli w relacjonowanym wydarzeniu, jakby byli co najmniej jego świadkami, a w rzeczywistości zasłyszaną czy gdzieś przeczytaną (przy czym nie są w stanie podać źródła opisywanej sytuacji). Pierwszą z prób dyskredytowania wychowania bezstresowego jest przykład nagannego zachowania małego dziecka, które siedzi w tramwaju (autobusie lub pociągu – tu każdy zmienia środek transportu w zależności od miejsca relacji) na kolanach swojej babci i nieustannie kiwając swoją nogą, bezczelnie kopie starszą osobę, która siedzi naprzeciwko niego. Kiedy ta zwraca babci uwagę, by jej podopieczny nie brudził jej (można to zaostrzyć do określenia – „ranił fizycznie”) swoimi butami, ta ponoć odpowiada, że jej wnuczek jest wychowywany bezstresowo, w związku z czym nie życzy sobie takich uwag i denerwowania go. Jak jej się nie podoba, to niech jeździ taksówką lub chodzi pieszo! Usłyszawszy tę wymianę zdań jakiś rezolutny młodzieniec wyjmuje z ust żutą gumę i przykleja ją na koku babci z wnusiem na kolanach, dodając: „Ja też byłem wychowywany bezstresowo. He, he, he…”. dziewczyny jestem przerazona- tz przyszedł z pracy i mi mnowi ze u nas a auchan porywaja dzieci (takie malutkie) dowiedzial sie od kolegi co było w castoramie w Katowicach albo a Auchanie w Sosnowcu.Dzieki szybkiemu postepowaniu nie udało sie zbirom wyniesc dziecka ze sklepu - sostało znalezione w łazience juz przebrane i ogolone do łysa by rodzice nie mogli rozpoznac. Matko!!!!! co sie dzieje na tym swiecie!! Tak wiec juz nie pojade do auchana po spiochy -tz stwierdził ze jesli juz to bedzie nosił mała cały czas na rekach. czytałam o tym troche na necie- ale nie ma dokladnie o naszych sklepach za to o innych. straszne-jak sobie pomyslalam ze moglby mi ktos ukrasc marcelke to az mi swieczki w oczach staneły- koszmar Historia z życia wzięta i jak najbardziej prawdziwa... Miało to zdarzenie miejsce parę lat temu, w okresie karnawału... Dziewczyna (moja koleżanka) stwierdziła, iż musi wybrac się do ginekologa, a ze był to czas karnawalu, ostro, nie raz do rana, balowało sie... Koleżanka (nazwijmy ją K) po całonocnej imprezie w lokalu, miała udać się do ginekologa (nazwijmy go G). Nie było szans na przedlekarską toaletę wiec cóż, zapakowała do torebki dezodorant do miejsc intymnych. W torebce czaił sie też modny w tamtym czasie brokat w sprayu. K siedzi przed gabinetem, a ze czasu jeszcze troszke było, postanowiła udać sie do WC w przychodni, aby "odświezyc się" dezodorantem. Przyszedł jej czas, wchodzi do gabinetu, lekarz każe sie rozebrać i położyc na kozetce, co ona czyni. Podchodzi lekarz i najpierw patrzy w jej oczy, potem w dół miedzy nóżki, potem znów na twarz... G: -A co dziś pani taka odświętna?- spytał, bez jakiej kolwiek mimiki na twarzy. Dziewczyna strasznie sie zmieszała, nie miała pojecia o co chodzi lekarzowi. Po badaniu, ubrała się, wzięła receptę i poszła do domu. Nie zapytała o co chodziło lekarzowi, a i on nie podejmował tematu. Poszła do domu, chciała wziąć prysznic, patrzy, a z majtek pruszy się błyszczacy brokat... O mało nie zapadła sie pod ziemię, zmieniła ginekologa :) Także nie radzę trzymać brokatu w sprayu i dezodorantu razem... Pozdrawiam i życze RADOSNEGO KARNAWAŁU!!! Historia, którą chce opisać możecie potraktować jako głupi żart, przestrogę, rade iż czasami nie warto działać pod wpływem chwili a tylko "szczęście" sprawia ze nic złego sie nie stało... Moja koleżanka lubi imprezować, biegać od baru do baru, z mniejszej dziury ( czytaj dyskoteki) do większej w naszym pieknym mieście na K. Nie ukrywam jest atrakcyjna i wielu facetów się za nią ogląda, nic więc dziwnego że w jednej dyskotece wpadła w oko przystojnemu brunetowi. Jak to zawsze sie zaczyna od zwrócenia uwagi, flirtu do całowania w tym przypadku było podobnie. Po spędzeniu kilku godzin nieznajomy zaproponował pójście do jego mieszkania " na kawę". Koleżanka odmówiła, była zmęczona, poza tym nie miała w zwyczaju chodzić z praktycznie obcymi facetami do ich domów. Jedynie co wymienili sie numerami telefonu. Następnego dnia zobaczyła na swojej twarzy zmiany skórne w postaci wrzodów, łuszczenia- dokładnie nie pamętam. Poszła do lekarza pierwszego kontaktu, ten odesłał ją do dermatologa. Dermatolog nie tylko że powiedział jej diagnozę to jeszcze zadzwonił na policje. Okazało się że zmiany na jej skórze spowodował trupi jad. Dzięki numerowi telefonu, znaleźli mężczyznę z dyskoteki. Po wejściu do jego mieszkania znaleziona rozkładające sie ciała dwóch młodych dziewczyn..... Co by się stało jakby poszła z nim, gdyby nie zabrała od niego numeru, może któraś z was....... ...ja też a swoją drogą znam jeszcze jedną taką historię z serii ,,opowieści dziwnej treści'' zdarzyło się to rok temu, a opowiadał mi szwagier na libacji alkoholowej w jednym z domów kobieta współżyła z mężczyzną drugiego dnia poszła do ginekologa, bo wyskoczyły jej na narządach dziwne bąble, krosty lekarz po zrobieniu wywiadu i badaniu stwierdził, że takie przypadki mogą przytrafić się tylko po stosunku ze zmarłym powiadomiono policję i pofatygowali sie do tego domu, gdzie była libacja no i ku zaskoczeniu kobiety znaleziono w szafie zwłoki innej kobiety... jakos w te historie nie wierzę, bo skoro kobieta miała po stosunku jakieś dolegliwości, to dlaczego nie miał ich ten mężczyzna tak samo powinno być w poprzednich historiach każdy kto miał bliski kontakt ze zwłokami powinien mieć dolegliwości, a nie tylko ,,te ofiary trupiego jadu'' Przypomne historie o gosciu, ktory w sandalach wybral sie na spacer, nalecialo mu piasku, wiec gosc chcial go wytrzasc. Oparl sie wiec rekami o slup energetyczny, a jakis inny niezorientowany podbiegl i mu kijem rece polamal, bo myslal, ze tamtego prad trzepie... Slyszeliscie ta historie, ze jakas religijna babka pracowala w kiosku/aptece i igielka przekluwala te gumki? : D Przypadek z (podobno) Białegostoku: Dwaj kolesie, zjeżdżając na nartach po schodach w akademiku, ciężko poturbowali koleżankę. Pogotowie zabrało nieprzytomną dziewczynę do szpitala. Nazajutrz, jak już przetrzeźwieli do znośnego poziomu dwa promile, nabyli w kwiaciarni kwiaty i pojechali do szpitala przepraszać poszkodowaną. Ku swojemu zdziwieniu usłyszeli, że owszem, była tu taka hospitalizowana, ale przeniesiono ją do innego szpitala. Do jakiego? Do psychiatrycznego. Jak odzyskała przytomność, w kółko opowiadała bzdurne historie, że została rozjechana przez dwóch narciarzy w białostockim akademiku. przypomniala mi sie wlasnie historia, ktora przezyl moj kolega x na dzialce swoich rodzicow. swego czasu x zaprosil na dzialke paru kolegow na grilla i browar. jeden z kolegow przyjechal z psem - bulterier czy jakies podobne bydle, ktorego strach dotknac. piesek poczul sie swobodnie i zaczal penetrowac okolice. po jakims czasie bydle przybieglo cale umorusane ziemia i przynioslo w pysku innego psa. x wpadl w panike, bo okazalo sie, ze to pies sasiada dzialkowca. "zmeczone" wieczorem towarzystwo postanowilo odciac sie od zbrodni - psiego denata wymyli, wyczesali i polozyli w budzie, w ktorej mieszkal. gdy nastepnego dnia rano towarzystwo zwijalo sie do domow x zauwazyl krecacego sie sasiada, ktory niespokojnie palil papierosa za papierosem. x zdecydowal udac glupa i podszedl do sasiada, ktory okazal sie byc takze mocno "wczorajszy". na pytanie czemu taki zdenerwowany uslyszal w odpowiedzi: - panie, przedwczoraj pies mi zdechl i go zakopalem przy komposcie, a on teraz w budzie mi spi... co do wątku i historii - ja mam zasłyszaną od anglistki obóz młodzieżowy w Turcji. młoda opiekunka, fajnie, idzie z podopiecznymi na dyskotekę. wszystko fajnie, ale po powrocie jedna dziewczyna zaczyna puchnąć - jadą na pogotowie. pytania - coś piłaś, jadłaś wiadomo? nie, nic takiego. z dziewczyną coraz gorzej, rozkłada ją, ale nie wiadomo co. w końcu dziewczyna się przyznała, że całowała się z jakimś facetem miejscowym, dał jej nr tel. i po tym numerze policja go znalazła. i co się okazało? facet był nekrofilem Oo . akurat miał w domu swieżego trupa i zaraził ją jadem kiełbasianym [?], on sam był uodporniony. jak to usłyszałam, to aż mi się niedobrze zrobiło... Nasza kierowniczka miała wczoraj niezła przygode. Jest spod Wrocławia i wracałe w sobote do domu po pracy autem sama. Nagle na jezdni zobaczyła konar.Wysiadła z samochodu i przesunęła go na pobocze bo uniemożliwiał jej dalsza droge.wsiadła go samochodu i jechała dalej. Jadąca za nią ciężarówka zaczeła migać do niej światłami i trąbić. Troche się wystraszyła i przyśpieszyła. Ale samochód dalej za nią jechał. Gdy buła przy domu wyskoczyła z samochodu i pobiegła otworzyć brame. Ciężarówka zatrzymałą sie przy drodze i wysiadł z niej facet. Zaczęła krzyczeć. Koleś krzyknął że jak przesuwała konar z drogi to na tylnie siedzenie jej samochodu wskoczył jakoś mężczyzna. W tym momencie usłyszeli trzaśnięcie drzwi. Spojrzeli na auto a z niego spierdalał w krzaki rzeczywiście jakiś koleś.Na serio musiał tam siedzieć. Z domu wyszedł jej narzeczony i podziękowali kierowcy z ciężarówki. POszli zobaczyć do samochodu. Okazało sie ze brakuje radia... ale na tylnim siedzeniu znaleźli cieńką metalową linke. Pewnie by ja udusił i okradł. masakra. Pojechali na policje z rana i wszystko opowiedzieli... ciekawe co bedzie dalej Teraz dopiero dowiedziałam się od córki na czym polegała zabawa podczas rekolekcji w gwiazdę betlejemską. Dziewczyny rozbierają się i kładą na ziemię w gwiazdę głowami do środka rozszerzając nogi. W ten sposób powstaje gwiazda po której tańczą chłopcy między nogami dziewczyn. Podobno nie uprawiają seksu ale po powrocie z rekolekcji okazało się że jedna z koleżanek córki jest w ciąży. Byłam u księdza i powiedział że nic o tym zdarzeniu nie wie. Czy rekolekcje w dzisiejszych czasach są bezpieczne ? Nedawno znajoma ginakolog w moim mieście opowiedziała mi,że przyszła do niej 14 - letnia gimnazjalistka w ciąży. A dialog mniej więcej wyglądał tak: - Co teraz mam z tym zrobić? - Z czym moja droga? - Niech Pani z tym coś zrobi !!!! - Musze porozmawiac z Twoją mamą. Gdzie ona? - W domu. Kazała m tu przyjść i zrobć porządek! - W takim razie powiedz mi, gdzie ojciec dziecka. Skąd ta wczesna ciąża? Postaram się Ci pomóc. - Brzuch mam ze słoneczka! - Nie rozumiem. Ale dmyślam się,że spotkałas się ze swoim chłopakiem w restauracji "Słoneczna"? - Nie! To wszystko przez słoneczko. - ??? - To taka zabawa gimnazjalistów. - Możesz mi ją wytłumaczyć? - Najpierw pijemy po 2 puszki piwa. Potem dziewczyny kładą się na podłodze głowami do siebie, tworząc słoneczko. Chłopacy kolejno odbywają stosunek z każdą z nich. Kto pierwszy się zmęczy, ten odpada. Fajnie! Tylko teraz ten brzuch! - (!!! ??? !!!) Historia na faktach. Porażające! Kolejny przykład: Młodemu chłopakowi egzamin na prawo jazdy przypadł w walentynki. Po nim młodzieniec był umówiony na randkę, dlatego nie zapomniał zabrać walentynkowej kartki z miłosnym wyznaniem. Wsiadł do auta, ale nie chcąc pogiąć koperty, położył ją obok siebie. Ruszając, roztargniony kochaś zapomniał włączyć światła. Postanowił jednak zagrać va banque, licząc, że egzaminator się nie zorientuje. W czasie jazdy popełnił kilka kolejnych błędów, tracąc powoli nadzieję, że ujdzie mu to płazem. Po zakończonym egzaminie zrobił wielkie oczy, kiedy usłyszał "zdał pan”. Jeszcze bardziej się zdziwił, gdy egzaminator wysiadając z samochodu, zabrał jego kopertę z walentynką, myśląc że to łapówka... Zestresowany pan młody Historię opowiedziała mi koleżanka która była na ślubie znajomych. Wszystko ładnie pięknie ale kiedy nadszedł moment przysięgi małżeńskiej, ksiądz zapomniał jak młody ma na imię. Dyskretnie pyta więc: Jak pan ma na imię? - młody nic, oczy jak pięć złotych- no jak pan ma na imię? Pod dłuższej chwili młody odpowiada: Nasz Pan ma na imię Jezus. Historia wydarzyła się koleżance. Dziewczyna hodowała pytona (pytony nie maja kłów jadowych, czy jak tam to się nazywa) . Wąż był już dość spory i nie trzymała go w żadnym specjalnym terrarium tylko luzem w mieszkaniu. Wąż snuł się w po domu, wylegiwał na meblach i parapetach. Ale pewnego dnia przestał jeść. Po kilku dniach jego głodówki zaniepokojona właścicielka zabrała go do weterynarza. Ten obejrzał i powiedział, że wygląda na zdrowego. Koleżanka zabrała go do chaty, ale sytuacja jeszcze przez kilka dni się utrzymywała - dalej nie jadł. Pewnej nocy obudziła się i zobaczyła go obok siebie na łóżku swojego węża wyciągniętego wzdłuż niej jak kij od miotły. W pierwszej chwili przestraszyła się, że zdechł, ale okazało się, że żyje. Następnego dnia zabrała go znowu do weterynarza i opowiedziała, ze dalej nie je, a poza tym wspomniała o dziwnej sytuacji w nocy. Dzięki wyjaśnieniom weterynarza okazało się, że pytony właśnie w taki sposób mierzą czy są wystarczająco długie, żeby połknąć swoją ofiarę. : ) Łatwo się domyśleć, dlaczego przestał jeść.. nie stresuj się, to lekarz jak każdy inny, wydepiluj się jeśli czujesz taką potrzebę a jeśli nie robisz tego na codzień nie ma sensu tego zmieniać :) poza tym powiedz prawdę, to czy masturbujesz się czy nie nie ma żadnego znaczenia zresztą większa część ludzkości (jeśli nawet nie cała ;) to robi nawet jeśli wstydzą się do tego przyznać :) a ja dla relaksu opowiem ci historię mojej koleżanki która pierwszy raz udała się do ginekologa. Otóż z powodu dużej kolejki postanowiła się udać do ubikacji odświeżyć się jeszcze raz w torebce miała dezodorant i uznała że "wypachni" się właśnie nim żeby pięknie pachnieć. Weszła do gabinetu, rozebrała się i na fotelu usłyszała "ale się Pani wystroiła" oczywiście niekoniecznie zrozumiała o co chodzi :) a w domu przekonała się że podczas odświeżania i pośpiechu zamiast dezodorantu użyła lakieru do włosów z brokatem który miała w torebce... Tak się biedna stresowała :) Słodko-kwaśne historie... Opisujcie ciekawa, głupie historie jakie wam sie przydarzyły albo obiły wam się o ucho.. oczywiście związane z terrarystką. ps. Można komentować To ja zacznę najdziwniejsza historia która usłyszałam poczta pantoflową... Rzecz sie działa nie tak dawno, u znajomej znajomego.. wiecie jak to jest. Kobitka samotna, bezdzietna jako przyjaciela kupiła sobie węża, nie byle jakiego, bo pytona królewskiego. Ponoć strasznie go kochała, karmiła, pielęgnowała i dbała. Moim zdaniem głupio go chowała, bo owszem terrarium swoje miał, ale po domu łaził gdzie chciał. (jakieś mi to rymowane wyszło!) No i tak się składa ze w jednym łóżku sypiali przytuleni do siebie. A ze dziewczyna o węża dbała do weterynarza z nim chodziła, badał sprawdzała. No i mówi wetowi ze ja wąż bardzo kocha bo w nocy sypiają przytuleni do siebie - ze wąż całkiem wyprostowany się wzdłuż niej kładzie. Na co wet jej mówi- droga pani, on sie tak obok pani kładzie bo sprawdza czy się mu pani zmieści do gardła. Sprawdza czy da rade panią zjeść jednym słowem czy się pani zmieści. No i babeczka struchlała... węża oczywiście oddała.... No tak łatwiej przecież oddać zwierzaka niż mu dobre terrarium załatwić, jak już się tak bała 1m pytona. Ponoć historia prawdziwa... na tylnym siedzeniu w autobusie siedzi matka z 7-8 letnim synkiem. naprzeciwko synka siedzi kobieta (zwrócona twarzą do dzieciaka). synek co chwile wymachuje nogami i kopie kobietę, matka widząc to nie reaguje na to wogóle. wreszcie kobieta zwraca uwagę matce, żeby ta powiedziała coś synowi a matka do niej: nie mogę, bo wychowuję syna bezstresowo!!! ...chłopak, który stał w pobliżu i widział i słyszał całe to zajście wypluł z ust gumę do żucia i przykleił matce na czoło i powiedział: ja też byłem bezstresowo wychowywany... autentyczny przypadek w londyńskim autobusie (a tym co przykleił matce gumę na czoło był chyba nawet młody Polak) Na praktykach w szkole gość nam opowiadał ciekawą historię. Było dwóch konserwatorów linii wysokiego napięcia, stoją pod słupem i łopatami rozgarniają jakiś żwir. Jednemu nasypało się trochę do buta więc oparł się rękami o słup i zaczął trząść nogą żeby mu wyleciało. Ten drugi myślał że prąd go poraził, długo nie myślał i walnął go z całej siły łopatą w ręce. Oczywiście prąd go nie raził. Gość miał złamane obie ręce, stracił przytomność na chwilę i miał kilka miesięcy przerwy w pracy. Znany od wieków mechaniczny środek antykoncepcyjny. W peerelowskiej Polsce najpopularniejszymi prezerwatywami były EROSY produkowane przez Krakowskie Zakłady Przemysłu Gumowego Stomil. Na rynku dostępne były dwie wersje produktu - Eros oraz Eros-Ol-Ex lubryfikowane olejem silikonowym. Z Erosami wiąże się tzw. afera szpilkowa z lat 70-tych. Dotyczyła ona rzekomego przekłuwania prezerwatyw przez kioskarki, choć za proceder ten na karę grzywny skazano tylko jednego sprzedawcę. Prezerwatywy zgodnie ze swoim przeznaczeniem wykorzystywane były jednak tylko w 50% przypadków. Inne zastosowania prezerwatyw to: sikawki na śmigus-dyngus, zastępcze maselnice, woreczki na nasiona czy uszczelki do weków... To było tak: Znajomi mają firmę w Żywcu, po towar jeżdżą do Wa-wy. Znaleźli pijaka Kostę z rowerem w rowie. Zlitowali się i, aby go zawieźć do chałupy, załadowali razem z rowerem na przyczepkę za samochód. Zapomnieli o nim i pojechali do Wa-wy. Na miejscu, aby załadować towar, zdjęli Kostę, rower, załadowali towar, o Koscie zapomnieli i pojechali. Kosta nie pije, odkąd na bani, na rowerze do Wa-wy zajechał. Podobno autentyk: Zatrzymał kolegę policjant, oczywiście za przekroczenie, ale jakieś takie w normie, ok 20 więcej niż było dozwolone. Pisze mu mandat a że trasa była szybka to co chwilę przejeżdżał jakiś samochód za prędkością gruubo ponad dozwoloną No więc znajomy mówi do policjanta żeby mu odpuścił, tutaj wypisuje mandat za 20km a co chwilę jedzie ktoś z przekroczeniem o ponad 50km. Policjant na to flegmatycznie historię z morałem: - Był pan kiedyś na rybach? Kolega: - No byłem P: - A złapał pan wszystkie? to prawda, kiedys bylo głosno o tym, ze w shake'ach wykryto byczą sperme Słyszałem kiedyś opowieść o facecie,który założył się z kolegami,że o 12 w bocy pójdzie na cmentarz i wbije kołek w grób.Rzeczywiście poszedł,ale kiedy przyklęknął aby wbić ten kołek poła płaszcza zawinęła mu się na ten grób,tak że nie zauważył,że kołkiem przebija ją.Kiedy skończył i próbował wstać nie mógł bo jakaś siła przyciągała go do grobu.Tak bardzo się wystraszył,że dostał zawału serca i zmarł na tym grobie.Tak znaleziono go rano,gdy wzeszło słońce. W tym przypadku jednak nie duchy go zabiły a strach przed nimi zaznaczam, ze ta opowiesc _RZEKOMO_ jest autentykiem, nie jestem znawca miejskich legend i trudno mi okreslic prawdziwosc: Rzecz miała miejsce w mniejszej wsi, obok siebie mieszkało dwoch sąsiadów, którzy żyli ze sobą w dobrych stosunkach. Jeden był właścicielem Rottweilera, drugi jakiegoś małego kundelka. Pewnego dnia Rottweiler przyniósł w zębach owego kundelka, nieżywego, utarzanego w błocie. Właściciel nie chciał psuć sobie stosunków z sąsiadem i wpadł na szatański pomysł. Psa umył dokładnie pod kranem, w nocy zakradł się na posesje sąsiada i położył go przy budzie. Dnia następnego pan od ś.p. kundelka zagaduje sąsiada: "Patrz pan... zdechł mi pies wczoraj, zakopałem go... i ku*** wrócił..." wskazując przy tym na zwłoki ww. leżące przy budzie. teraz ja - taka historia krążąca w moich rejonach Pewna kobieta jechala w nocy do domu. Kolo lasu (na ulicy) napotkała konar drzewa. Wiadomo, nie przejedzie ,wiec chciała ten konar zabrac z drogi. Jednak z daleka dostrzegła tira, ktory zaczal nagle trabic, wlaczyl dlugie swiatla. Kobieta przestraszyła i mysli "jakis wariat". Wsiadła do samochodu i odjechała. Jednak tir caly czas jechal za nia, zwiekszajac swoją predkość. Kobieta skrecila na stacje benzynowa. Tir za nią. Pobiegła do sprzedawcy krzyczać, że chce ją zabić. Kierowca tira kazał jej sie uspokoic i powiedział, ze uratowal jej zycie. Powiedział, ze ktos z workiem i drutem probowal wejsc do jej samochodu (tylne siedzenia). Na dowod tego kazal jej zobaczyc lekko uchylone tylne drzwi. moze nic specjalnego ale jak sie opowiada ludziom w srodku nocy kolo lasu to czuja strach he Hehe kiedyś, przed wprowadzeniem kamer było śmiesznie. Taka historia z życia: koleżanka miała egzamin w walentynki, i przyszła z kopertą którą położyła w schowku między kierowcą a pasażerem. Po egzaminie egzaminator mówi że zrobiła kilka błędów, ale że zdała, bierze koperte i wychodzi. To koleżanka za nim i mówi mi że to na walentynki dla chłopaka i właśnie po egzamie miała wysłać Jasio jest wielkim tchórzem, ale założył się z kolegami, że o północy pójdzie na cmentarz i wbije tam krzyż. O północy Jaś idzie na cmentarz i wbija krzyż. Już chciał odejść, ale poczuł, że coś go trzyma z tyłu, dostał zawału serca i zmarł na miejscu. Gdy badano okoliczności śmierci, okazało się że Jaś przybił krzyż do płaszcza i w ziemię... Podobno to autentyczna historia, która urosła już do rangi anegdoty, może ktoś słyszał ten przypadek. Mój znajomy studiował, kiedyś z zapalonym narciarzem a jak to nastudiach bywa, bywają też akademikowe imprezy, na których studenci za kołnierz nie wylewają. Nie wylewał za kołnierz wspomniany wyżej "Narciarz", a że miał jeszcze narty w pokoju (było wczesną wiosną, śniegu już nigdzie nie było, poza małą skarpą, przed akademikiem, gdzie od północnej strony uchowała się jeszcze odrobina śniegu) postanowił, że zrobi zwieńczenie sezonu i pójdzie pojeździć. Wyszedł przed akademik, założył buty, zapiął narty i zjechał... ale tak nieszczęsliwie, że zjeżdżając potrącił przechodzącą starszą panią, która upadła i zemdlała... Wystraszył się nasz "Narciarz" i wezwał pogotowie, ale gdy przyjechała pomoc, głupio mu było się przyznać co nawywijał, więc się ukrył... Następnego dnia, już na trzeźwo, ruszyło gościa sumienie i postanowił, że dowie się czy ze starszą panią wszystko ok. Kupił bukiet kwiatów, odnalazł szpital, do którego przywieziono babcię, dowiedział się, w której sali babcia się znajduje, tylko nie wiedział co ma babci powiedzieć, przecież Ona go nie znała, On jej też nie... i tak stojąc przed salą się zastanawiał, aż tu wychodzi z sali lekarz, więc zagadał; - Dzień dobry panie doktorze i jak się babcia czuje? Lekarz nieco się zmieszał, ale mówi; - Proszę Pana, to jest bardzo delikatna sprawa... - Ale co się stało? Różne myśli, już przychodziły mu do głowy... - No nie wiem, czy powinienem Panu mówić... Nogi naszego "Narciarza" przypominały już prawie watę... - Panie doktorze, ale to coś bardzo poważnego????? - W zasadzie, nieeee... ale... U babci już trzy razy był psychiatra, a Ona nadal twierdzi, ją NARCIARZ POTRĄCIŁ!! Paru kolesi niezle napalonych trawa jedzie noca autem po miescie. Wjechali na rondo, a ze stan fazy byl zaawansowany nie wiedziec czemu zaczeli jezdzic tylem do porzodu po rondzie. Nagle slychac "lup" i samochod rutynowo odskakuje. Ogladaja sie i okazalo sie ze wpier*** sie w poloneza. W tym momencie z okolic ronda wyjezdza radiowoz. Goscie przerazeni zaczeli zjadac resztki trawy ktora im zostala. Zjedli, schowali woreczki i czekaja. Nagle policjant puka im w szybe, koles macha korbka w celu jej opuszczenia, gdy skonczyl wychyla sie do policjanta od ktorego slyszy "Jedzcie panowie do domu. Tamten w polonezie jest tak pijany, ze mowi ze to wy sie w niego w******yliscie jadac tylem!" no co ty to była Politechnika Śląska ;P Jeszcze jedno jest: Studenci zbakali sie i postanowili pojeździć samochodem,.. wjechali na rondo i postanowili pojeździć na wstecznym po rondzie,.. Nagle jebb walnęli w samochód,.. Policja zjawiła się błyskawicznie,.. kazali dmuchać kierowcą. Potem podchodzi do nich Policjant i mówi: dobrze ze wam się nic nie stało, koleś jest tak narąbany mówi, że jeździliście na wstecznym na radzie. Nieźle co... ja może też dorzuce swoje 3 grosze Znam pewną historie związaną z jadem trupim i postaram się ją przytoczyć. ostrzegam że jest dość drastyczna nie wiem czy jest do końca prawdziwa czy to kolejna z "urban legends" bo jest rzeczywiście dość nieprawdopodobna.. otóż cała rzecz działa się w Poznaniu czyli mieście z którego jestem, pewna dziewczyna udała się z koleżankami do klubu na imprezke... <celowo nie przytocze nazwy tego przybytku, nie chce robić antyreklamy, zresztą nie jest to w tej historii najważniejsze > zabawa była przednia... dziewczyna poznała pewnego przystojnego jegomościa... tańczyli... później pare drinów... skończyło się na namiętnych pocałunkach na loży i wymianie numerów. Ale chłopak się już później nie odezwał, za to po paru tygodniach dziewczynie zaczęły wychodzić straszliwe czarne krosty wokół buzi, była przerażona i natychmiast udała się do dermatologa.. Ten po zbadaniu jej <i pewnie po jakiejś ekspertyzie czy coś> stwierdził z przerażeniem i niedowieżaniem że nie jest to nic innego ale... jad trupi....... dziewczyna jak i lekarze zachodzili w głowę jak mogło dojść do skażenia tak toksyczną substancją.... okazało się że do owego przystojniaka z klubu dotarła policja... był nekrofilem i trzymał w mieszkaniu dwa trupy, oczywiście zabawiając się z nimi... więc jak widzicie są różne sposoby na skażenie się tą substancją... Co Ty nie powiesz? Dziewczyna w mojej okolicy zmarła od trupiego jadu bo jakis świr ograbił grób świeżo pochowanej młodej dziewczyny i suknie ślubną w jakiej ją pochowali sprzedał tej co zmarła potem. Zatruła się właśnie trupim jadem - takie sytuacje są częste - wduś www.google.com i hasło trupi jad. A potem mów że nie jest szkodliwe. Tem mamo McDonaldzie . Znajomy, znajomej, znajomego kolegi jadł hamburgera z dodatkiem majonezu. Podczas jedzenia, pobiegł do łazienki zwymiotować, bo poczuł w kanapce cos obrzydliwego. Zdjał kawałek bułki, a tam oprócz majonezu, był dodatek spermy dobra to bedzie dobre... znajomi robili keidys grila.i ich rotwailer przyniosl w zebach jamnika. juz nie zyl. kapneli sie ze to pies sasiada.wiec zaniesli go do budy ze niby spi kilka dni póxniej sasiad opowiada komus histrorie... ze zdechl mu pies i go zakopal a kikla dni poźniej pies leżal spowrotem w budzie Jeśli będziesz się czuła bardziej komfortowo to jak najbardziej. Nie myśl o tym, czego on chce. Nie na pierwszy raz, z tym eksperymentować będziecie mieli czas :) Teraz musisz zrobić wszystko, żebyś to Ty się czuła dobrze, więc jeśli ogolenie doda Ci pewności siebie, to to zrób. Jeśli boisz się, że nie zrobisz tego dokładnie i będzie go coś kłuło to tego nie rób. On i tak będzie wniebowzięty, że w ogóle jest Twoim pierwszym ;) Co do ginekologa - widział już tyle, że ma to głęboko gdzieś jaką masz fryzurkę tam ;) W badaniu ŻADNE włosy nie przeszkadzają (bądź ich brak), więc jak wolisz. Zresztą na necie krążyła często anegdotka o pani, która spryskała się przez pomyłkę brokatem przed wizytą ginekologa ;D Zresztą na necie krążyła często anegdotka o pani, która spryskała się przez pomyłkę brokatem przed wizytą ginekologa ;D Narzeczeni stoją przed ołtarzem. A tu feler ksiądz zapomniał imienia Pana Młodego. Pochyla się więc ku niemu i po cichu pyta: "Jak ma pan na imię?" Zestresowany Pan Młody milczy. Ksiądz ponawia cichutko pytanie: "Jak ma pan na imię?" Pan Młody milczy jak zaklęty. Ksiądz nie wytrzymuje i zadaje pytanie głośniej, tak że słyszy cały kościół: "No jak ma pan na imię?" Przerażony Pan Młody cofa się dwa kroki i odpowiada: "Pan ma na imię - Jezus Graliście kiedyś w gwiazdę? Hehe, zacznę od początku: Przychodzi 17-letnia dziewczyna do ginekologa. Jest to długowłosa szczupła blondynka, ubrana w różową mini… Siada, i oczekuje na wyniki badań… Okazało się, że jest w ciąży. Lekarz pyta kto jest ojcem, a ona na to, że nie wie, bo to dziecko jest z gwiazdy. Jak to z gwiazdy? Gra polega na tym, że na imprezie sześć dziewczyn kładzie się w krąg, rozchylając nogi i łącząc je z nogami sąsiadek tworzą gwiazdę. Sześciu chłopaków, posuwa je z całych sił, a gdy wszyscy się już spuszczą następuje zmiana partnerów, zgodnie z ruchem wskazówek zegara. I tak, aż każda dziewczyna dozna przyjemności od każdego chłopaka. Fajnie się teraz bawi młodzież, prawda? ;) Autentyczna historia:: U mnie w szkole jest nauczyciel od matmy. Pewnego dnia wziął panne do odpowiedzi i ona nc nie umiala i dal jej 1. Ona odchodząc powiedziała pod nosem na niego "alfons" , on to uslyszal, kazał jej wrócic i powiedzial jej ze ma 5. Ona zdziwiona pyta za co?? a on na to: "alfons musi dbać o swoje dziwki" Nigdy w życiu nie jadłem kebaba, a ostatniego hamburgera nawet nie pamiętam. Nadal mam jednak w pamięci kilka rodzajów spermy w maszynkach do szejkerów [?], jakie wykrył Sanepid w opolskim McDonaldzie. Prosze z gory o przeniesienie watku ....;) Wczoraj dowiedzialam sie ze moja kolezanka po wypiciu szejka w Mcdonaldzie strasznie sie rozchorowala ....postanwoila pojsc do lekarza i co sie okazalo po płukaniu zoladka o zgrozo miala w zoladku pol szklanki spermy ....Zglosila sprawe gdzie trzeba...wszyscy chlopcy pracujacy w Mcdonaldzie zostali warunkowo zwolnieni ....Takze uwazajcie co pijecie ;) A i dodam ze kolezanka nie jest puszczalska ;) Z tych makabrycznych, nie wiem, czy to nie jest Urban Legend. Na weselu podrzucono pannę młodą do góry na krześle, pod sufitem byl wielki wiatrak, podrzucono ją za wysoko i ten wiatrak obciął jej głowę, zabijając ją. m, w Mcdonaldzie... A nie słyszałeś, że w jednym z Mcdonaldów w jakimś napoju (coś o nazwie shaker, czy jakoś tak - nie wiem, bo nie uczęszczam tamże) - ekspertyza ujawniła domieszkę spermy od 3 osobników...? SMAAAACZNEEEEGOOO... Bicie serca mieszkańców naszego regionu przyśpiesza także historia pewnego mężczyzny, który założył się, że pójdzie o północy na cmentarz. Dowodem jego wizyty miało być wbicie noża w umówioną mogiłę. Mężczyzna ubrany w prochowiec, ukląkł przy jednym z grobów. Wył wiatr i słychać było niesamowite odgłosy, mężczyzna był przerażony. Jak najszybciej więc wbił nóż. Usiłował uciec za bramę cmentarzyska, jednak coś trzymało jego płaszcz. Mężczyzna ze strachu umarł na zawał. Później okazało się, że wbijając nóż, przytwierdził nim do grobu również skrawek płaszcza. - Naćpani małolaci jeżdżą sobie maluchem dookoła po rondzie. Po chwili jeden do drugiego: - Ty, to już się nudne zrobiło. Drugi odpowiada: - To jak teraz jeździmy ? - To dawaj na wsteczny i do tyłu. Jeżdżą tak jakiś czas i w końcu zderzają się z innym autem. Przyjeżdża Policja. - Po chwili jeden policjant mówi do małolatów: - Panowie się nie boją, facet ma dwa promile i jeszcze próbuje mi wmówić, że do tyłu po rondzie jeździliście. z co najmniej 5 różnych źródeł (zmieniały się tylko ksywy i miejsce wydarzeń) słyszałem historię o tym jak kolesie nazbierali psylocybów (gribów), usmażyli na nich jajecznicę ale zanim ją zjedli dali ostro w palnik i posnęli. z rana zeżarł ją nieświadomie ojciec jednego z nich i od tej pory siedzi w psychiatryku na ostrej grzybowej fazie a doktory bezskutecznie próbują mu odwiesić system. a co do gwałcicieli, to słyszałam kiedyś taką historię, że została zgwałcona młoda studentka weterynarii. odnalazła ona, ów sprawców, uśpiła, a rano obudzili się z zakonserwowanymi w słoikach genitaliami. czy postąpiła dobrze? i tak i nie, ale skoro im się należało, to powiem tylko tyle --> brawo dla tej pani Akurat przypadek. Taki sam "przypadek" jak miał mój kolega/nazwę go Jórek/. Gdy żona urodziła mu czarnego dzieciaka chciał ją zabić a nawet rozwieść za zdradę. Okazało się że on zdradzał bo chadzał do pewnej bzykówki co kilka dni po pracy. A bzykówka też na boku miała jakiegoś studenta z Afryki i zdarzyło się Jórkowi zanurzyć się krótko po studencie i przyniósł dobrodziejstwo inwentarza na przyrodzeniu do domu i poczęstował tym żonkę. I wyszło że sam był winny więc do rozwodu nie doszło. Mój chłopak ostatnio opowiedział mi co przytrafiło się jego koleżance z roku. Wracała z uczelni a, że mieszka na wsi musiała przejechać przez jakąś długą polną drogę.... jedzie sobie jedzie spokojnie i nagle zauwazyła, że na środku drogi leży jakaś kłoda wiec szybko wysiadła z auta żeby zabrać ja z drogi i patrzy ze nadjezdza jakies auto i zaczyna na nia trąbić. Szybko zapakowala sie do samochodu zeby jak najszybciej dojechac do domu ale to auto dalej jedzie za nia i trabi, bala sie zatrzymac a poza tym do domu nie miala juz tak daleko, okazalo sie ze to auto zajechalo za nia az pod brame jej domu. Byla taka przestaszona ze szybko pobiegla po swojego meza. Jej mąż wybiega przed dom, okazało sie ze za kierownica tego auta siedzial jakiś facet wiec jej maz wydziera sie na tego faceta ze mu zone przestraszyl itd ze co on sobie wyobraza. Facet taki przestraszony mowi im ze jak ona wysiadla z samochodu on akurat podjerzdzal i zauwazy ze jak przewalala ta klode to ktoś jej probowal sie z tyłu zapakować do samochodu i on poprostu tym trąbieniem staral sie go odstraszyc i jakos ja ostrzec. Wiec oni tacy przerazeni patrza na tylne siedzenie a tam drut kolczasty i rekawiczki...... do tej pory jak komus to opowiadam mam gęsią skórkę... niech mi bedzie wolno przytoczyc pewna historie, ponoc prawdziwa, z uniwersytetu wroclawskiego. a propos egzaminow i prywatnych audiencji. pewna studentka prawa ze wspomnianego uniwersytetu po raz kolejny oblala egzamin ustny. wyszla wtedy przed sale i w odpowiedzi na pytania: "zdalas? zdalas?" odpowiedziala: "oblal mnie, alfons". jako, ze drzwi byly uchylone, profesor wyszedl przed sale, poprosil studentke z indeksem do siebie. i na forum prawie calego roku wpisal jej 3.0 i powiedzial: - moze i alfons, ale o swoje kurwy dbam. :) zawsze tym sie odstresowuje przed ustnymi :) Pelen autobus ludzi, jedzie sobie ta znajoma, spokojnie sobie jedzie, az na którymś przystanku wsiada stara baba i z miejsca zaczyna czepiać się ludzi; klasyk- najpierw że miejsca jej nikt nie ustąpi (powiedziala zanim ktokolwiek zdążylby wstać), potem do jakiejś dziewczyny że za krótka spódniczka, potem do jakiegoś faceta- Co się pan tak na mnie pcha?? Ludzie oczywiście nie mają pojęcia o co chodzi, myślą że stara wariatka i dalecy są od awantury. Baba objechala już chyba wszystkich dookola az już kończą się jej pomysly, aż na kolejnym przystanku wsiada mlody czarnoskóry chlopak... Tego babie bylo potrzeba, jak puścila litanię-"Murzyn!!! Bo to sily na nich nie ma!!! Nazjeżdzalo się czarnuchów do Polski!!! Bandyci!!" itd, itp. Chlopak nie reaguje, wyglądalo na to ze nie rozumie po Polsku. Zatrzymuje się autobus, wsiadają kanary. Niefart że baba trzymala swój bilet w ręku- w jednej chwili czarny chlopak wyrwal jej bilet i momentalnie na oczach wszystkich pasażerów zjadl go i polknąl. Ludzi zatkalo, kanary podchodzą do baby, każą pokazać bilet, a ona: "Panowie, ten Murzyn mi zjadl!", kanary w śmiech... Baba na to: "Prawdę mówię, ten Murzyn mi zjadl bilet, ci państwo wszyscy widzieli!- patrzy po ludziach a każdy udaje ze nie wie o co jej chodzi, no bo jak mieli zareagować jak przez calą drogę musieli sluchać jej zrzędzenia i docinków?? Po tym jak kanary wyprowadzily zdębialą babinę z autobusu, Murzyn dostal owacje na stojąco...! Akademik w mieście X. Koleżanki mieszkające w jednym pokoju poszły na imprezę. Jedna z nich poczuła się zmęczona i wróciła do pokoju. A że dziewczęta miały tylko jeden klucz, nie zamykała się. Po jakimś czasie druga dziewczyna wpadła do pokoju po coś (np: album ze zdjęciami), spojrzała na koleżankę... Ta spała, więc dziewczyna nie włączała światła. Zabrała co miała zabrać i wyszła. Wraca rano... Patrzy, koleżanka zaszlachtowana leży w łóżku a na ścianie napis krwią: Gdybyś zapaliła światło, miałabyś to samo!!! Otoz mama opowiadala mi w latach 80 o pewnym dziwny zdarzeniu. Dzialo sie to w czasach, kiedy bylo trudno dostac herbate i kawe w sklepach. Znajomi podobno dostali przesylke z USA w ktorej bylo cos na ksztalt puszki. Podobno list dolaczony do tej przesylki utknal na kilka dni gdzies w "cenzurze". Nie wiedzac co zawiera puszka, postanowili ja otworzyc i zobaczyc. W srodku byla proszkowata substancja przypominajaca kawe albo herbate. Niezwykle ucieszeni przystapili do konsumpcji a po paru dniach dotarl list z kondolencjami i zyczeniami pochowania ciotki z USA na rodzinnym cmentarzu, bo przesylka zawierala urne z prochami zmarlej.... Anegdotka o wężu Historia wydarzyła się koleżance. Dziewczyna hodowała pytona (pytony nie maja kłów jadowych, czy jak tam to się nazywa) . Wąż był już dość spory i nie trzymała go w żadnym specjalnym terrarium tylko luzem w mieszkaniu. Wąż snuł się w po domu, wylegiwał na meblach i parapetach. Ale pewnego dnia przestał jeść. Po kilku dniach jego głodówki zaniepokojona właścicielka zabrała go do weterynarza. Ten obejrzał i powiedział, że wygląda na zdrowego. Koleżanka zabrała go do chaty, ale sytuacja jeszcze przez kilka dni się utrzymywała - dalej nie jadł. Pewnej nocy obudziła się i zobaczyła go obok siebie na łóżku swojego węża wyciągniętego wzdłuż niej jak kij od miotły. W pierwszej chwili przestraszyła się, że zdechł, ale okazało się, że żyje. Następnego dnia zabrała go znowu do weterynarza i opowiedziała, ze dalej nie je, a poza tym wspomniała o dziwnej sytuacji w nocy. Dzięki wyjaśnieniom weterynarza okazało się, że pytony właśnie w taki sposób mierzą czy są wystarczająco długie, żeby połknąć swoją ofiarę. : ) Łatwo się domyśleć, dlaczego przestał jeść... Tą historię opowiedział kiedyś kolega na uczelni A wydarzyła się jego sąsiadce. Ta kobieta jechała w nocy do znajomej samochodem. Na trasie którą miała przebyć był spory kawałek lasu.Tej nocy była spora burza. Przejechała już kilka km , gdy nagle na jedni zobaczyła sporą gałąź. Wysiadła więc z samochodu i odciągnęła ją na pobocze. Wsiadła za kierowicę i ruszyła w dalszą drogę. Wtedy zauwazyła,że samochód za nią daje jej znaki. Ktoś ciągle trąbi i mruga światłami. Wystraszyła się bardzo, ale bała się zatrzymać w tym lesie. Dlatego podjechała do najbliższej stacji benzynowej.Tam dojechał ją tamten drugi samochód. Wysiadła z niego para młodych ludzi. Kazali tej kobiecie zajrzeć na tylnie siedzeniesamochodu... Okazało się, ze gdy ona odciągała konar ktoś w chciał wsiąść do jej auta. Na szczęscie nie zdążył. Na tylnim siedzeniu leżały tylko nóż i spory kawałek liny... Opowieść o facecie, co to mu zona 'cośtam' czyściła benzyną, po czym tą benzyne wylała do klopa, facet potem tam usiadł i wrzucił papierosa miedzy nogi ze skutkiem wiadomym, na pewno wszyscy słyszeli? Ze źródeł przeróżnych i zwykle dość bliskich w stylu 'szwagra kolegi z wojska wujka sąsiada kuzyn to był', prawda? a znacie tę historię z życia wziętą? jedzie matka z czteroletnim dzieckiem w autobusie, naprzeciwko nich siedzi starsza kobieta, którą dziecko ciągle kopie. kobieta patrzy na matkę, a ta nic, patrzy dalej, a ta: synku przestań. starsza kobieta prosi: nie kop mnie bo to boli. on dalej. w końcu zwraca uwagę matce: czy mogłaby pani coś z tym zrobić? na to matka: proszę pani to nie te czasy, ja wychowuję dziecko bezstresowo. starszej kobiecie szczęka opada. na przystanku matka z dzieckiem wstaje do wysiadania, a młody człowiek, który widział całą sytucję pluje matce na płaszcz, a gdy ta oburzona otwiera buzię on komentuje: wie pani, ja też byłem wychowywany bezstresowo... historia jest prawdziwa. Siostrzenicy koleżanki z pracy zdechł pies. Jakaś tam mieszanka owczarka niemieckiego. Jako że mieszka w bloku nie miała gdzie go pochować. Zgadała się z koleżanką, że może to zrobić u niej na działce. Trzeba było tylko psa przetransportować. Postanowiła wsadzić go do walizki na kółkach. Jak miała wchodzić do tramwaju, facet zaproponował jej pomoc w wniesieniu walizki. Zapytał ją: - Ale ciężka ta walizka, co pani w niej wiezie? Skłamała, ze przeprowadza się i ma tam komputer i inne takie bzdety. Drzwi się zamknęły, tramwaj ruszył. Ona wygląda przez okno a facet spierdziela z jej walizką Dla młodszych przypominam, że był to czas: kolejek, towarów sprzedawanych na tzw. kartki, niedoborów, kryzysów, wszędzie szaro brudno i smutno. Pewna kobieta przyszła sobie do baru, odstała swoje w kolejce, zamówiła kaszę, zapłaciła, nawet jakimś cudem udało jej się znaleźć wolny stolik, ale zachciało jej się do ubikacji, no trudno zostawiła kaszę na stoliku i poszła do tej ubikacji. Wraca i widzi: jakiś murzyn wcina jej kaszę, za która zapłaciła, która wystała w kolejce. Długo się nie namyślała tylko wyrwała murzynowi talerz z kaszą i jadła, murzyn nawet bardzo się nie opierał, tylko mamrotał: "krizis, krizis?", babka sobie pomyślała: "Ty ch... bambusie, co mnie obchodzi Twój kryzys". Gdy już się troche uspokoiła to zobaczyła przy sąsiednim stoliku swój płaszcz, swoją torebkę a obok niej nienaruszony talerz z kaszą... Opowieść prawdziwa... Olsztyn, akademik, 7 piętro, impreza u Mariusza, jak to na polskiej najebce bywa ktoś rzucił tekstem: "Mariusz nie zjedziesz na nartach po schodach". Sprawa ucichla, studencii wrocili do tego co lubia i w sumie umieją najbardziej czyli picia, lecz nad ranem kolo godziny 6.00 ludzia przypomnialo sie ze Mariusz miał zjechać na nartach po schodach. Tu warto wspomnieć że Mariusz był zapalonym narciarzem stąd właśnie w jego pokoju znalezc można bylo narty, bo po ki huj komuś narty w Olsztynie! Tak wracajac do historii nasz bohater odział się w sprzet, podszed do schodow i niestety dał radę zjechać jedynie w połowie, gdyż jak to powiedzial "no kurwa potknąłem sie", ale nieustraszoony Mariusz próbowal dalej. Nastepny zjazd byl perfekcyjny, jedno pietro zanim, niestety pomiedzy 6 a 5 pietrem Mariusza natrafil na Pania sprzątaczke, która potrącił i zwiał z miejsca wypadku. Ok godziny 10.00 nastopilo przebudzenie Mariusza, ktory zaraz po obudzeniu uslyszal co narobił, mianowicie o skutkach potracenia, Pani sprzataczka złamala rękę i trafiła do szpitala. Mogły powstać przez to cieżkie konsekwencje, Mariusz mógł wyleciec z akademika jeżeli kierownik dowie sie o calym zajściu. Wiec koledzy poradzili narciażowi, aby kupił kwiaty i bombonierkę i poszedł do szpitala z przeprosinami. Po szybkich zakupach w sasiedniej Biedrące, Mariusz byl przygotowany na konfrontacje z Pania sprzątaczka, ale nie mogło pojść pięknie i gładko. Po wejściu do szpitala nasz bohater skierowal swoje kroki do recepcji pytajac się o ciocię, która miała wypadek w akademiku, recepcjonistka skierowała go do lekarza, gdzie czekał na jego wyjście ok 15 minut, gdy lekarz już wyszedł ten odrazu podleciał do niego, żeby spytać się o stan zdrowia Pani sprzątaczki. Wnet uslyszla od lekarz, niestety Pani teraz jest u psychiatry po twierdzi, że ktoś potracil ja zjeżdzajac na nartach w akademiku. Po uslyszeniu tej wiadomosci Mariusz odwrocił się, wybiegł, kupił piecie i szybko pobiegł do akademika pić dalej! Morał... student potrafi! Kuzynka mojej koleżanki opowiedziała mi 5 czy nawet 6 lat temu historyjkę, której podobno osobiście była świadkiem w autobusie we Wrocławiu: W autobusie jechał Murzyn — na jednym z przystanków wsiadła kobieta w zaawansowanej ciąży. Facet natychmiast wstał, aby ustąpić jej miejsca, ale zanim kobieta zdążyła usiąść, miejsce zajęła już wojownicza staruszka. Murzyn nie wiedząc co robić, postanowił uprzejmie zwrócić uwagę starszej kobiecie. Ta jednak opryskliwie odpowiedziała: nie wiem, jak u was w Afryce, ale u nas w Polsce to się starszym ludziom ustępuje miejsca! Wtedy koleś nie wytrzymał i odpowiedział: nie wiem jak u was w Polsce, ale u nas w Afryce się takie stare baby zjada! taka mała dygresja - w USA jakaś babka wytoczyła McDonaldsowi proces że ośc z fishmaca wbiła się jej w gardło - Mc wygrał ten proces bo udowodnił że w fishmacu nie ma ani gran ryby smacznego..... Otóż koleżanka koleżanki, młoda studentka, wybrała się na dyskotekę w mieście gdzie studiowała. Wypiła trochę jak to się studentom zdaża i świetnie się bawiła. Poznała fajnego ( w jej mniemaniu ) gościa. Po dłuższej chwili nawiązali bliższą znajomość tzn. zaczęli się całować. Gość namawiał ją na więcej ale dziewczyna będąc na szczęscie nie aż tak bardzo pijana odmówiła. Gość był całkiem natarczywy. Dał jej numer telefonu i prosił, żeby zadzwoniła. Laska poszła do domu. Rankiem następnego dnia wstając z łóżka poczuła ze swędzi ją cała twarz. Kiedy spojrzała w lustro zobaczyła, że ma na twarzy wysypkę i jej twarz jest koszmarnie czerwona. Poszła szybko do lekarza. Lekarz zrobił wywiad i pytał ją gdzie była. Powiedziała co i jak więc zdecydował się pobrać próbkę skóry do badania. Po otrzymaniu wyników wezwał policję, a biedna dziewczyna przeżyła szok. Bo okazało się że ma coś co nazwali trupią wysypką. Po przesłuchaniu policja kazała jej skontaktować się z gościem i złapali go. W mieszkaniu znaleźli dwa trupy. A może by tak w ogóle wprowadzić modę na "intymne fryzury"? Opowiem zdarzenie autentyczne. Przytrafiło się to mojej znajomej prawie 2 lata temu, a do dziś się z tego chichramy. Miała wyznaczoną wizytę u ginekologa. Musiała trochę dłużej zostać w pracy, więc w ostatniej chwili wpadła zdyszana do domu, dokonała stosownych ablucji i popsikała się tamże dezodorantem dla utrwalenia efektu . Pomknęła do przychodni. Rozebrała się, pan doktor bada, głową kręci, dziwnie patrzy, uśmiecha się pod nosem... No ale nic, wreszcie zasiadł przy biurku, coś tam pisze i dalej dziwną ma minę. Wreszcie mówi: NO, NO, ALE SIĘ PANI PRZYGOTOWAŁA... i dalej głową kręci z coraz szerszym uśmiechem. Ona nie wie, o co chodzi i myśli sobie: kurde nie domyłam się czy co... ale na wszelki wypadek nic nie mówi. Po przyjściu do domu sprawa dalej nie dawała jej spokoju. Postanowiła sprawdzić. Obwąchała się w miarę możliwości - nic, wszystko w porządku. Wzięła lusterko, zagląda... O matko!! Faktycznie... ALE SIĘ PRZYGOTOWAŁA!! Futerko skrzyło się pięknie brokatem - aż miło!! W pośpiechu zamiast dezodorantem psiknęła lakierem do włosów z brokatem. Więc może drogie Panie zamiast golić, skubać, wyrywać, rozpuszczać, przypalać - ładnie ozdobić?? Jak widać mężczyźnie lekarzowi się podobało, a on już chyba widział niejedno Pozdrawiam wszystkich panów, którzy cudów on nas bab biednych nie wymagają. Bardzo serdecznie im dziękuję, bardzo serdecznie kto wie czy Efren nie korzysta z fachowego doradztwa? Ponoć McDonald's już dawno temu wprowadził kilka innowacji MacGyvera. Np. znajomy opowiedział mi kiedyś historię swojej kuzynki. Po pierwszej wizycie w tym lokalu miała zatrucie żołądkowe. Po drugiej wizycie i konsumpcji, którejś z MacKanapków zapuchło jej podniebienie. Interwencja lekarza zakończyła się usunięciem z podniebienia.... szczurzego pazura!! SMacZNEGO P.S. 10 zebranych pazurów można zamontować w szczura dodawanego do zestawów HAPPY MEAL Dziennik Łódzki" informuje: Akademik. Impreza. 11 pietro. Duuuzo alkoholu. Ubawione towarzystwo, wlasciwie to byla typowo samcza impreza, gdyz o zadnych niewiastach mowy nie bylo. Zreszta to ma akurat najmniejsze znaczenie. Tak wiec ubawione i rozluznione alkoholem towarzystwo postanowilo zrobia cos totalnie odjechanego. Znalezli wiec ochotnika (który sam sie zglosil!) i postanowili wyslac go na Marsa. I nie byloby w tym nic smiesznego, gdyby nie to, iz imprezowicze wpakowali delikwenta do pudla, podpisali je tekstem "MISJA NA MARSA" i ... wyrzucili przez okno. Z tego wlasnie, wyzej wspomnianego, 11 pietra. Historia z poczatku zabawna, zamienila sie w koszmar. Chlopak oczywiscie zginal na miejscu. Zaniepokojeni ludzie, widzac szczatki ciala w kaluzy krwi, zadzwonili na policje. Ta, powiazujac fakty i idac za glosami nadal odbywajacej sie imprezy, skierowala sie do odpowiedniego pokoju. I co zastali? Otoz drugie pudelko. Na którym widnial napis "MISJA RATUNKOWA". Gdy policjanci otworzyli pudelko i zapytali, co tu sie dzieje, uslyszeli: wlasnie mielismy zamiar wyslac misje ratunkowa. Bo stracilismy kontakt radiowy z poprzednikiem". A z pudelka wyszedl kolejny student..." Nie wiadomo czy sie śmiać czy płakać:>....:) No to ja miałam znów takie coś: 1.Oglądałam hmm.. dość dawno mój pierwszy horror,,Statek Widmo'' Była u mnie przyjaciółka. Film się skończył tak ok. godziny 2.00. Gdy poszłyśmy spać wydawało mi się, że ten koleś z filmu idzie za mną. Szłam sama przez ciemny korytarz. Jednak gdy zaświeciłam światło nikogo nie było. Kumpela tez to poczuła. Później opowiadałyśmy sobie kawały do 4 nad ranem ;d 2.ja i moje kumpele postanowiłyśmy iść do domku w którym zmarł stary dziadek. Jego rodzina się wyprowadziła bo jak stwierdzili tam straszy. Dom był w samym środku lasu. Dom nie miał okien a raczej szyby były wybite. W każdym oknie krzyż. Drzwi były zrobione ze starego drewna więc była dziura. Ja i kumpela <Aśka> spojrzałyśmy tam i zobaczyłyśmy coś zwinięte w dywan. zawołałyśmy resztę, zeby sprawdziła co to może być. <Monika> powiedziała że tam nic nie ma. I miała racje po tym ten dywan zniknął. Ale dostałam cyka z kumelą. Zaczęłyśmy się zwijać z tamtąd. 3.[to akurat przeczytałam w gazecie może to znacie oczywiście to prawda działo się to w okolicach gdzie mieszkam] 3.[to akurat przeczytałam w gazecie może to znacie oczywiście to prawda działo się to w okolicach gdzie mieszkam] pewien chłopak założył się z kumplami, ze pójdzie na cmentarz i wbije nóż prosto w jakiś grób. no więc suma była duża 300zł. chyba no to poszedł. było ciemno dzien Wszystkich Świętych. wbił ten nóż po czym stwierdził że kase ma juz w kieszeni postanowił z tamtąd pójść. nie mógł się w ogóle ruszyć bo coś go trzymało. ze strachu zmarł na zawał. jak się okazało chłopak wbił nóż niechcący w płaszcz pio czym w grób i to on go zatrzymywał. pewien chłopak założył się z kumplami, ze pójdzie na cmentarz i wbije nóż prosto w jakiś grób. no więc suma była duża 300zł. chyba no to poszedł. było ciemno dzien Wszystkich Świętych. wbił ten nóż po czym stwierdził że kase ma juz w kieszeni postanowił z tamtąd pójść. nie mógł się w ogóle ruszyć bo coś go trzymało. ze strachu zmarł na zawał. jak się okazało chłopak wbił nóż niechcący w płaszcz pio czym w grób i to on go zatrzymywał. Wszystkie Historie Prawdziwe ! a moj kumpel mi kiedys opowiadal ze jego znajoma studentka miala weza w akademiku, z ktorym spala, karmila go i sie nim opiekowala. Byl bardzo maly ale zaczal rosnac i rosnac i w koncu nie ruszal sie w ogole z lozka tylko zaczal sie nadymac. Dziewczyna nie kumala o co kaman a on ciagle tak lezal obok niej i sie nadymal. W koncu zdesperowana ze waz jest chory dzwoni do weterynarza i opowiada mu co sie dzieje. Doktor na to aby sie nie martwila, ze zaraz tam przyjedzie ale niech natychmiast wyjdzie z pokoju i zamknie drzwi na klucz bo waz sie nadyma bo sprawdza czy jest ja w stanie zmiescic... W markecie mama zostawiła córkę w sali zabaw i poszła na zakupy, była tam pani która się zajmuje dziećmi, matka wraca, dziecka nie ma, ale była na tyle przytomna ze podeszła do ochrony i mówi że zginęło dziecko i żeby pozamykali wszystkie drzwi, szukali, dziecka nie ma, ale poszła jeszcze do toalety i dziecko się znalazło, była z jakimś facetem, była już przebrana i miała obcięte włoski, jak ochrona go przyparła do ściany to powiedział ze porwał dziecko na narządy... straszne, ale prawdziwe... pilnujcie swoich pociech, wystarczy chwila... takie opwieści znane są jako urban legends czyli takie współczesne legendy. najczęściej ich źródło jest fikcyjne, a ozchodzą się na zasadzie plotki. i mogą mieć ogromną siłę rażenia !!! po białymstoku krążyła opowieść że w jednym z domów weselnych (wymienionym jak najbardziej z nazwy) podczas wesela pan młody przenosząc pannę młodą prez próg uderzył jej głową o futrynę i zabił ją, a następnie popełnił samobójstwo. Bzdura kompletna, ale efektem tego było to że ów dom weselny stracił prawie wszystkich klientów. źródłem tej opowieści była podobno konkurencja - o sprawie tej pisała lokalna prasa, policja zapewniała że takiego zdarzenia nie było, ale to nic nie pomogło, bo plotka ma straszną siłe. Wysłana - 23 grudzień 2004 12:39 oceń odpowiedź - Karpii, co do tego w Białymstoku to nie było tak. Właśnie jak pan młody przenosił pannę młodą przez próg to wyszedł na środek parkietu, zakręcił sie razem z panną młodą na rękach. A że parkiet był śliski to się poźlizgnął i tak nieszczęśliwie się stało, że głowa panny młodej uderzyła o krawędź stołu jakimś czułym miejscem (chyba tyłem głowy). Panna młoda Od razu zmarła, a pana młodego kilka godzin później znaleziono gdzies powieszonego. Gdy jego ojciec się o tym dowiedział dostał zawału, ale jego oczywiście odratowali. Nie wiem, czy to prawda, czy nie, ale opowiadała mi to koleżanka (ona mieszka blisko tego domu weselnego) jeszcze na długo przed tym, jak pojawiło się to w gazecie. W piątek mąż wrócił wcześniej do domu i pomyślał sobie, że trzeba się tym zająć, bo jak tego dzisiaj nie zrobi, to będzie miał suszenie głowy przez cały weekend. Zajrzał pod zlew i ocenił, że zadzwoni po fachową pomoc, bo sam nie da rady. Hydraulik przyjechał, a on spokojnie zamknął się w pokoju i oglądał telewizje. Żona wróciła z roboty i widzi tyłek wystający z szafki pod zlewem. Tak się ucieszyła, że jej marudzenie zostało wysłuchane, ze z tej radości chlasnęła ten wystający z szafki tyłek. Hydraulik tak się wystraszył, że walnął głową w zlew i stracił przytomność, babka prawie zawał na miejscu, bo trzasnęła hydraulika a nie męża, a ten leży i się nie rusza. Wezwali pogotowie. Gdy sanitariusze znosili na noszach hydraulika po schodach, on odzyskał przytomność. Podtrzymują kontakt i pytają, co się stało. Ten im opowiada. Sanitariusze nie wytrzymali, zaczynają się kulać ze śmiechu i zwają faceta z noszy, tak, że się jeszcze biedny połamał. jeszcze jedna: założyło się dwóch kolesi (o co, to chyba się wszyscy domyślamy :)), że jeden z nich pójdzie na cmentarz (w nocy) i wbije nóż w grób. no więc ten, co miał to zrobić (chyba był bardzo spragniony :)), poszedł, wbił nóż w grób. nie zauważył, że przy okazji przyczepił sobie tym nożem kurtkę do grobu. już chciał odchodzić, ale nie mógł, bo nóż trzymał kurtkę. koleś pomyślał, że coś go trzyma (ale z pewnością nie myślał o kurtce)... efekt - zmarł na zawał serca. W tramwaju jechal mieszkaniec czarnego ladu (czarnoskory), siedzial, a byl tlok, na przystanku wsiadla taka srednio starsza kobiecina, stanela nad czarnoskorym i co chwile nerwowo spogladala w jego kierunku. W koncu nie wytrzymala i mowi do owego czlowieka: -U nas w kraju ustepuje sie miejsca starszym kobietom, takim jak ja. Na to on odpowiada: -A u nas w kraju takie stare baby sie zjada . O kolesiu, któremu na budowie wpadł do sandała kamyk, więc oparł się o słup wysokiego napięcia i zaczął nogą potrząsać, a inny widząc to pomyślał, że tamtego pewnie prąd trzepie, więc w dobrej wierze złapał łopatę i mu w rękę przypie..ł. ta anegdota jest tak zabawna, że nie sposób jej nie przytoczyć... Akcja dzieje się w akademiku - na imprezie studenckiej. Jak to zazwyczaj na takich imprezach bywa, toczą się wyrafinowane dyskusje o poezji, teatrze ale także sensie istnienia, istocie człowieczeństwa czy wreszcie fizjologii. Bo oto, podobno, gdy wsadzi się żarówkę do ust, to ze strachu przed rozkruszeniem, przy próbie wyjęcia jej z ust zaciskają się mięśnie i się nie da... (To chyba działo się na politechnice bo przejście od teorii do praktyki nastąpiło wyjątkowo szybko). Nasz bohater - nazwijmy go Tomasz - znalazł się w taksówce - za sprawą swoich przytomnych kolegów, którzy postanowili zabrać go na pogotowie. Taksówkarz, zaintrygowany nietypowym pasażerem spytał o co chodzi więc koledzy rzeczowo wyjaśnili, że była impreza i ktoś powiedział, że jak się włoży żarówkę do ust to się zaciskają mięśnie i nie można wyjąć i że kolega chciał sprawdzić no i się sprawdziło. Lekarze też podeszli do sprawy rzeczowo - jeden zastrzyk rozluźniający mięśnie i żarówkę wyjęto. Tomek wrócił w glorii i chwale na imprezę i ..zdecydował się pójść za ciosem. "Skoro ja już dostałem ten zastrzyk to mam luźne mięśnie - teraz mi się na pewno uda.." Jak powiedział, tak zrobił i po chwili - ku uciesze całego towarzystwa - znów był w taksówce. Koledzy ostro się głowili całą drogę co by tu mądrego powiedzieć lekarzom, nic nie wymyśliwszy wchodzą na izbę przyjęć - a tam grzecznie siedzi pan taksówkarz - z żarówką w ustach. Dostałam lineczka z propozycjami sytuacji pretendujących do tytułowej nagrody... Ogladałam też swego czasu film pod tym tytułem ;-))) Potwierdzenie przysłowia, że głupota ludzka nie ma granic... A ja dla rozluźnienia wtorkowej atmosfery zamieszczam historyjkę w sumie za łagodną na Nagrodę Darwina, ale ... Czyjaś znajoma dojrzała do tego, zeby nauczyć się jeździć na nartach. Podeszła do sprawy standardowo, zapisała się do szkółki etc, nie znam się, bo ja się nie uczyłam i nie umiem. W każdym bądź razie ładnie się przygotowała, ubrała się w odpowiedni kombinezon, założyła narty - gotowe. Niestety już na stoku, tak właśnie przygotowana poczuła, że baaaardzo chce się jej siusiu. Udała się więc za odpowiedni krzaczek, zsunęła spodnie, przykucnęła i w tym momencie uświadomiła sobie, że ma na nogach narty. A że pozycja była mocno aerodynamiczna, "na Małysza" wręcz - zjeżdżała. Ponieważ była PRZED rozpoczęciem kursu, nie miała zielonego pojęcia, co z tym faktem zrobić, bała się w jakikolwiek sposób ruszyć - zjeżdżała za przeproszeniem - z gołym tyłeczkiem :-) Zatrzymała się dopiero na jakimś drzewie, czy czymś równie fantastycznym - łamiąc sobie obie ręce - tracąc możliwość podciągnięcia spodni ;-) Tyłeczek został zakryty dopiero przez litościwych sanitariuszy :-D Nie jest to koniec tej historii, życie pisze doprawdy fascynujące scenariusze :-) Mianowicie bedąc już w szpitalu w którymś momencie pani ta zgadała się z jednym z pacjentów. Normalne rozmówki towarzyszy w niedoli - naturalną koleją rzeczy w którymś momencie doszło do zwierzeń, jak doszlo do złamań (u faceta była to złamana noga). No i facet opowiada: - Wie pani, historia nie z tej ziemi, byłem na nartach, zjeżdżam, pogoda fantastyczna i nagle widzę niedaleko zjeżdżającą z gołym tyłkiem kobietę. No i się zagapiłem, wleciałem na drzewo - i złamałem nogę... Ciekawe, jak ona w tym układzie opisywała swoje przeżycia... Boszzz, w każdym innym układzie... Jeśli to któraś z Was, to ja przepraszam, ale Wyróżnienie Darwina się należy :-D miłego popołudnia i wieczoru :-) Treść historii: Wiele razy z ust różnych ludzi słyszałam historię o pewnym warszawskim pocałunku. Jakiś miesiąc temu na imprezie jeden z zaproszonych chłopaków opowiedział ją. Rzekomo przytrafiła się ona jakiejś koleżance kolegi, która opowiadała to z autopsji (śmieszne, że najczęściej ktoś, kto opowiadał znał osobę, która brała w tym udział). Cała sprawa wyglądała tak. Była grupka znajomych, która poszła razem na imprezę do któregoś z warszawskich klubów. Jedna dziewczyna poznała na miejscu chłopaka, który bardzo ją pociągał. Spędziła z nim ten wieczór. Kilka razy się całowali. W nocy pożegnali i podobno wymienili numerami. Po kilku dniach wokół ust koleżanki zaczęły się pojawiać jakieś dziwne krosty. Nigdy wcześniej nie widziała czegoś takiego. Z początku pomyślała, że to opryszczka. Kiedy wysyp się nasilał, zdecydowała pójść do lekarza. Po zdiagnozowaniu doktor orzekł, że są to jakieś bakterie trupiego jadu. Pytał dziewczynę o dość krępujące rzeczy. Ona nie umiała powiedzieć ani gdzie ani jak się tym zaraziła. Przypisał jej jakieś maści i niby wszystko było ok. Dopiero po kilku tygodniach okazało się, że nie była jedynym przypadkiem, a chłopak z którym całowała się w klubie, pracował w kostnicy i najprawdopodobniej był nekrofilem. Słyszałam tę historię wielokrotnie z ust najróżniejszych ludzi – znajomych i nieznajomych. Nigdy w nią nie wierzyłam i szczerze mówiąc wątpię, żebym kiedykolwiek uwierzyła. Czy ktoś z was również się z nią zetknął? 19:25 17.06.2008 Jak miło, coś z medycyny sądowej <zaciesz> To po prostu produkty procesów gnilnych białek. "Wypływają" jak zwłoki zaczynają gnić i śmierdzieć na dobre trupem. Czy ja wiem, czy to takie przerażające? Mamy większą szansę zarazić się wirusem HIV niż zakazić jadami trupimi... Jeżeli nie robisz sekcji zwłok, nie jesz gnijących ciał ani nie ruszasz mocno rozkładającego się nieboszczyka poranionymi łapami, to masz małą szansę na zakażenie. A krążą niekiedy jakieś historyjki dotyczące trupiego jadu i nekrofilii, zaczynają się zazwyczaj od "koleżanka mojej koleżanki" ;] Najczęściej powtarza się historyjka o dziewczynie, która przespała się z obcym facetem, facet umarł a ona trafiła w ciężkim stanie do szpitala - nie wiem, ile w tym prawdy, osobiście nikogo takiego nie znam. Rzecz się działa podczas ostatniego sylwestra. Mój kumpel razem ze swoimi przyjaciółmi poszli na imprezkę do kolegi, którego rodzice wybyli na wielki bal sylwestrowy gdzieś tam, a że mieszkali w domku jednorodzinnym zgodzili się w zamian za opiekę nad domem na małą spokojną imprezkę. Jeden z "imprezowiczów" nie miał co zrobić ze swoim pupilem PITBULLEM, więc zabrał go ze sobą. Plan był chytry - w domu impreza a zwierze na zewnątrz ma pilnować ogródka i wszystkiego co tam się znajdowało. Wszystko było OK, zabawa, fajerwerki, itp. do czasu gdy właściciel domu nagle wszedł do pokoju blady i oznajmił, że pupilek PITBULEK leży w ogrodzie na czymś futrzastym. Jak się okazało to BYŁ (forma i czas odpowiednie) pies sąsiadów i niestety już nic nie dało się zrobić. Ale jak to na młodych i kreatywnych ludzi przystało i tylko lekko pod wpływem, bo 0,5 l na głowę to ledwie rozgrzewka wpadli na szatański pomysł. Obślumpione zwłoki psa wyprysznicowali wężęm ogrodowym, wyczesali i po cichu wsadzili go do jego budy oczywiście wcześniej zapinając na karku obróżkę, że to niby piesek smacznie sobie śpi. Rano "młodzi kreatywni" zobaczyli sąsiada na tarasie swojego domu jak stoi i pali jednego fajka za drugim z nerw. Wyszli na taras i zagaili rozmowę, że taki fajny sylwester i wogóle, na co sąsiad stwierdził, że nigdy go nie zapomni, bo właśnie wczoraj zdechł jego piesek, którego osobiście zakopał w swoim ogrodzie a on teraz leży w budzie i wygląda lepiej niż za życia. Koleś wziął LSD i poszedł do swojej dziewczyny. Dziewczyna wpuściła go i poszła wziąć prysznic. Kolesiowi nagle i gwałtownie zachciało się kupę, nie wiedząc co robić, doszedł do wniosku, że zrobi w rogu pokoju i zwali na psa. Jak pomyślał tak uczynił. Gdy dziewczyna weszła do pokoju wbiła się w szok, poczuła ostry zapach kupy i zwabiona zapachem podążyła wzrokiem po pokoju i natrafiła na źródło owego zapachu. Jej facet oczywiście stwierdził, że to robota psa, który tam siedzi, na co dziewczyna: Zwariowałeś? To pluszowy pies ... Mam nadzieję, że dzisiejszym wpisem nie wsadzę kija w mrowisko... ale co tam... Rzecz sie miała 2-3 lata temu. Dotyczyła mojej sąsiadki – pani Marii. Kobieta kiedyś pracowała jako krawcowa, ale zakład, w którym pracowała został zlikwidowany. Nowy właściciel nie tylko zmienił profil firmy, ale w późniejszym czasie nawet ja zamknął. Pani Maria (z dwójka małych 6 i 4 lata) dzieci została w domu. Pech chciał, że zachorowała. Nie było to może najpoważniejsze – wyrostek. Nadawał się do usunięcia. Pani Maria pojechała do szpitala i dowiedziała się, że operacja „kosztuje” 3000 złotych. Nie żadne tam Kasy Chorych, czy Narodowe Fundusze Zdrowia. Aby ordynator („bo kroi sam ORDYNATOR”) musu zapłacić 3000 złotych wziął skalpel do reki musi zapłacić 3000 złotych. Po upływie tygodnia pani Maria z suma 2000 złotych (tylko tyle uzbierała) udała sie ponownie do ORDYNATORA. Myślała, że podejmie sie operacji za 2000 złotych. Ale była naiwna. Weszła do gabinetu. Usiadał. Wyjęła kopertę. Ordynator odchylił brzeg koperty, zaglądnął. Pani Maria powiedziała, że zdołała uzbierać jedynie 2000 złotych. W tym momencie do gabinetu weszła pielęgniarką. Ordynator szybkim ruchem (pewnie wyuczonym) kopertę wrzucił do szuflady biurka, przy którym siedział. PO wyjściu pielęgniarki wyjął kopertę ponownie, wręczył pani Marii i powiedział, aby przyszła gdy uzbiera resztę. Pani Maria wyszła ze łzami w oczach. Wracając do domu w autobusie, jeszcze raz zaglądnęła do koperty, a tam znajdowało sie 11.000. Okazało się, że ordynator dał jej nie tą kopertę... W szufladzie musiała znajdować sie jeszcze co najmniej jedna (jak nie więcej kopert z opłatami za operację). Ja naprawdę wszystko rozumiem. Ale to jest zwykły, malutki szpital. Nawet nie w mieście rejonowym. Tam najpoważniejszymi zabiegami jest przecięcie pępowiny, czy wycięcie wyrostka robaczkowego... ale 11.000? Nie wiem jaka operacja mogła (u pana ORDYNATORA) tyle kosztować... Zdaję sobie sprawę z tego, że studia medyczne są bardzo, bardzo trudne i ciężkie. Wymagają od człowieka wiele wyrzeczeń, wysiłku i samozaparcia. Zawód ten jest skandalicznie nisko opłacany... ale chyba nie tędy droga. Wiem, że są w tym środowisku świetni ludzie i wspaniali fachowcy i że „w każdej beczce może sie znaleźć jedno zgniłe jabłko”, ale właśnie ostatnimi czasy to jedno zgniłe jabłko rzutuje na całą beczke tych dobrych... Gdyby nie to, że pani Maria, którą znam od swojego urodzenia i to najuczciwsza osoba jaką spotkałem i to, że te 11.000 złotych trzymałem w ręce.... to nigdy bym w to nie uwierzył. - studenci z powyższej opowieści wprowadzili na któreś piętro akademika konia (albo krowę) moi znajomi w akademiku bawili się w jazdę na nartach ze schodów :P wcześniej trenowali w bloku i jedna z sąsiadek- babcia staruszka została przez takiego narciarza poturbowana... trafiła do szpitala... po czym szpital wysłał ją na rehabilitację do psychiatryka bo uparcie twierdziła, że w Poznaniu na klatce schodowej narciarz ją potrącił :) Pod Warszawą mieszka w domu taki młody gość który posiada rottweilera. Któregoś pięknego dnia ów rottweiler zwiał. Pies pojawił się wieczorem, o zmierzchu z czymś w pysku. Chłopak podszedł do furtki wpuścić pupila i o mało nie padł. Pies w pysku trzymał drugiego psa i to psa sąsiada. Nieżywy pies był mały, starszy i sąsiad był do niego bardzo przywiązany. Po dojściu do siebie chłopak wziął martwego psa, oczyścił go z ziemi, umył i wysuszył suszarką. Psiak był jak nowy. Potem poczekał aż u sąsiada światła zgasną, zakradł się i podłożył psa przy jego budzie. W końcu pies był stary i mógł zdechnąć sam. Swojego bandziora zamknął w łazience i ze zdenerwowania nie zmrużył oka do rana. Rano poleciał zobaczyć co u sąsiada. Przechodzi koło jego furtki, patrzy, a sąsiad siedzi na schodkach i kiwa się do przodu, do tyłu... Co tam u was sąsiedzie - zapytał z pełną beztroska. Och, nie wiem, naprawdę nie wiem... co się dzieje... Boże mój... - wyszeptał sąsiad. A cóż się stało - spytał chłopak przełykając ślinę. Wie Pan, wczoraj zdechł mi pies... sam go zakopałem z tylu, w ogrodzie..., a dziś niech Pan sam spojrzy, znowu czeka przy swojej budzie... Może ktoś kiedyś to tak wymyślił i poszła plota.... ja mieszkam koło Raciborza i tam sie coś takiego stało... tzn panne młodą goście weselni zaczeli podrzucać ona uderzyła o wentylator spadła - zmarła na miejscu ( nie zgałębiając się w szczegóły śmierci, wiemy wszyscy albo większość z nas ludzi, że nie można sie zabić o wentylator a najlepszym przykładem jest amerykańska grupa Jackass [wskakiwali w wentylatory pokojowe z batuty]) pan młody popełnił samobójstwo w ubikacji a gdy znalazł go tam ojciec zmarł na zawał... kolega szedł na pogrzeb pisało w jakiejś gazecie więc czemu nie... a mojej miejscowości niedawno niewiadomo czemu - może ze szczęścia na weselu wnuczkia na zawał zmarłą babcia... może nie warto sie żenić??? lub robić wesel?? Gwałt niech się gwałtem odciska! Bardziej mi się podobała czarna czeska komedia, w której zgwałcona lekarka weterynarii, udając zadowolenie i niedosyt erotyczny, zaprasza gwałcicieli do siebie i po uśpieniu obu wyłuskuje chirurgicznie jądra! Zostały zresztą spożyte, bo Czesi uważają jądra zwierzęce za smaczne podroby... W latach osiemdziesiątych w bufecie dworcowym we Wrocławiu sprzedawano pewnego razu tylko jeden rodzaj zupy i jeden rodzaj pierogów. Pewna dziennikarka kupiła sobie zupę i pierogi, postawiła je na wysokim stole, przy którym jadło się na stojąco i poszła po sztućce. Jakież było jej zdziwienie, kiedy wróciła ze sztućcami i stwierdziła, że jakiś Murzyn w najlepsze zajada jej zupę. Nic jednak nie powiedziała i zaczęła jeść pierogi, a Murzyn też nic nie mówił, tylko dziwnie na nią patrzył. Po chwili, kiedy się trochę rozejrzała, stwierdziła, że jej dwa dania stoją nietknięte i że to ona zjadła Murzynowi pierogi! Po prostu za drugim razem stanęła przy niewłaściwym stole. Słyszałem też ciekawą historię pewnego mężczyzny. Wracał on samochodem późnym wieczorem do domu. Pogoda była fatalna, burza z piorunami, potworna ulewa. Gdy przejeżdżał przez las w pewnym momencie jakaś postać wybiegła mu przed koła. Ze względu na warunki atmosferyczne jechał wolno, więc na szczęście zdążył się zatrzymać. Okazało się, że przed nim na jezdni stoi mała dziewczynka, około 10 lat. Przemoczona i zapłakana . Okazało się, że się zgubiła. Poprosiła go, żeby zabrał ją do domu. Podała mu dokładny adres w pobliskim mieście. Facet się zlitował i wziął ją do samochodu. Jechali dalej przez tę okropną burzę. Dziewczynka była jakaś dziwna, blada i nic nie mówiła. Facet był zmęczony trasą i skupiał się na drodze przed sobą. W pewnym momencie spojrzał na fotel obok... był pusty. Dziewczynka zniknęła. Mężczyzna pojechał pod wskazany adres. Zastał tam smutną kobietę, której córeczka dwa lata wcześniej zginęła w wypadku samochodowym... Bardzo trudne pytanie Trzej studenci zabalowali i nie zdążyli na egzamin. Następnego dnia stanęli rządkiem przed profesorem i prosząc o następny termin, usprawiedliwiają się: – Nie zdążyliśmy, bo mieliśmy awarię koła w aucie. – Dobrze – zgodził się profesor. – Piszecie jutro, ale każdy w oddzielnej sali. Gdy zasiedli do egzaminu, profesor wręczył im kartkę z jednym tylko pytaniem: „Które koło uległo awarii?”. A właśnie, że tak. Bo panna nie dawała oznak życia, więc dawaj ją do kostnicy. Nekrofil ją bzyknął, panna (nie wiem na skutek czego, chyba orgazmu ^.^) się przecknęła. Ja bym nie wiedziała czy skarżyć o gwałt czy dziękować za uratowanie życia -.-' A historię - ale tylko ku przestrodze znam inną - moja koleżanka zostawiła córke na placu zabaw w CH - niby takim zamkniętym i pilnowanym przez panie - i po zakupach okazało się ze dziewczynki nie ma - na placu zostały jej buciki i okrycie wierzchnie. Po jakimś czasie poszukiwań znalazła małą w sklepie niedaleko tego placyku w samych skarpetkach bo mała wybrała sie na poszukiwanie mamy. Nie wiadomo tylko jak wyszła z placu zabaw skoro był teoretycznie zamykan historyjka o babci i narciarzu: moj kumpel/brat/ narzeczony (niepotrzebne skreslic) byl na imprezie w lecie u swojego kumpla w domku jednorodzinnym 2 pietrowym, na dole na parterze mieszkala babcia tegoz kumpla, towarzystwo sobie popilo i sie rozochocilo i jeden z imprezowiczow znalazl stroj narciarski i narty, postanowil to zalozyc i zjechac po schodach , co tez uczynil. Na nieszczescie w tym samym momencie babcia zwabiona halasami wyszla ze swojego pokoju i nastapilo zderzenie czolowe narciarza z babcia. Ktos tam troche mniej pijany zadzwonil po karetke i pogotowie babcie zabralo Na drugi dzien spanikowany wnuczek zaczal babci szukac po szpitalach - okazalo sie ze w zadnym jej nie ma, juz sadzil ze babcia jest w kostnicy kiedy okazalo sie ze zyje nic jej nie jest i jest w szpitalu tyle ze psychiatrycznym bo na pytanie co jej sie stalo odpowiedziala" narciarz mnie przejechal" pozdrawiam :) Podobno jest tak, że wsadzając sobie do ust żarówke, gwintem w kierunku gardła, za pierona nie da sie jej wyciągnąć, no i pewnien kolega mojego brata postanowił spróbować, no i sie zgadza, nie mógł sobie poradzić, no a więc szpital. Koleś (taksówkarz) w taksówce tak się śmiał ze ledwo jechał, i cały czas sie dopytywał jak to sie stało. W szpitalu lekarz coś tam wcisnął, pomasował i uwolnił żarówke. Koleś był już cwaniak, po powrocie do domu, zaczął cwaniakować, że on już wie jak to się wyciąga itd. i debil wsadził sobie jeszcze raz tą żarówke. Oczywiście nie udało mu się wyciągnąć. No a więc jeszcze raz, tym razem już nie taksówka, tylko prywatny transport i inny szpital. Wchodzą na izbę przyjęć a tam już siedzi........taksówkarz z pierwszego kursu z ....żarówką w ustach bez komentarza - rozwaliło mnie to - TYLKO NIE PRÓBUJ - naprawde sie nie da wyjąć. 4. Dwie młode studentki wynajmowały razem mieszkanie. Któregoś wieczoru postanowiły wybrać się na imprezę, lecz w ostatniej chwili jedna z nich się źle poczuła i została w domu. Druga poszła sama, ale wróciła się, bo zapomniała komórki. Nie chciała budzić przyjaciółki, więc wzięła telefon nie zapalając światła. Gdy wstała rano, znalazła w przedpokoju martwą współlokatorkę, a na lustrze zdanie napisane krwią: ,,Ciesz się, że nie zapaliłaś światła"... HISTORIA NA FAKTACH... w Łodzi było co innego na Lumumby była studencka impreza wszyscy sie nacpali wzieli karton wpakowali tam jednego goscia od siebie i wyrzucili przez balkon(ktores piętro z kolei) na kartonie był napis "misja na marsa" gdy mineło troche czasu przyjechała policja weszli do ich domu i zobaczyli drugi karton z napisem "misja ratunkowa" naszczęscie tego drugiego nie wywalili o do akademikow to chyba juz kazdy slyszal ta historie z żarówką? ponoć autentyk, ja znam wercje z akademikiem bodajze w Krakowie. impreza studencka, wiadomo duzo wódy i trawki i innych uzywek. ktoś rzucil ze ponoc da sie wlozyc zarowke do buzi (cala). no i ktos ja wlożyl. i nie mogl wyjac. wiec wezwali taksowke i jada na pogotowie. taksowkarz sie zaciekawil co sie dzieje i uslyszal historie o zarowce. pan doktor na pogotowiu wykazal odpowiednie zobojetnienie dla tematu i ja wyjal. za jakis czas przyjezdza na to samo pogotowie taksowkarz ktory wiozl tych kolesi, rowniez z zarowka w buzi:) i tu juz sie lekarz zdzwil, zwlaszcza jak uslysal kretynka historie o tym ze zarowka sie zmiesci (i owszem) ale wyjac jej sie juz nie da, a tym bardziej ze statecny pan taksowkarz tez tego spobowal:) Wyczytane tej samej gazety, tyle że innym razem : Cała rzecz miała miejsce na dworcu kolejowym w Gdańsku, a ściślej w dworcowej jadłodajni.Teraz chyba jest w tym miejscu MacDonald ale kiedyś był tam polski bar. Trzeba zaznaczyć, że w tamtych czasach panował kryzys, oraz że nieopodal, w dzielnicy Gdańsk Brzeźno, znajdował się Ośrodek Kształcenia Cudzoziemców, gdzie, w ramach wzajemnej socjalistycznej pomocy, uczyli się studenci m.in. z Kuby, tak więc o czarnoskórego obywatela nie było zbyt trudno w okolicy. Wracając do opowieści: pewna panienka zamówiła sobie wyśmienity (wiem co mówię, sam tam jadłem i jeszcze żyję) obiad, składający się z zupy i drugiego dania. Postawiła wszystko na stoliku, i już miała przełknąć pierwszą łyżkę zupy, gdy zauważyła, że zapomniała noża, a może to były serwetki, względnie widelec, nie pamiętam. Poszła więc po to "coś" i gdy wróciła, patrzy... a tam na jej miejscu siedzi murzyn i spokojnie wcina jej pierwsze danie, czyli wspomnianą już wyżej, zupę. Jako, że panienka była nieśmiała, tudzież, dobrze wychowana, nic mu nie powiedziała,tylko siadła ze złością po drugiej stronie stolika, zabrała się z za drugie danie i je. Murzyn spojrzał z pod oka, uśmiechnnął się i rzekł: -Kryzys...- co ona z pogardą zignorowała. Murzyn jednak się tym nie przejął, zjadł do końca, wytarł usta i wyszedł. Panienka pozostała sama, wciąż jeszcze zbulwersowana, kończyła swoje cokolwiekbytoniebyło, gdy przelotnie rzuciła okiem na sąsiedni stolik i zdębiała. Stał tam nietknięty...identyczny obiad jaki oboje, przed chwilą zjedli - poprostu pomyliła stoliki. Historię tę usłyszałam od mojego znajomego, któremu z kolei opowiedział ją jego kolega. W pewnej wiosce gdzieś w Polsce sąsiadowały ze sobą przez płot dwie skłócone rodziny, nazwijmy ich państwo X o raz państwo Y. Konflikt trwał już od wielu lat, a przyczyną był wilczur rodziny X, który nieustannie zagryzał drób tych drugich. Na nic się zdało zamykanie psa w kojcu, i tak zawsze znalazł sposób żeby uciec. Doszło do tego, że sąsiedzi zaczęli składać na siebie doniesienia oraz robic okrutne żarty. Rodzina Y z czasem tez nabyła psa, jednak był to mały kundelek. Pewnego dnia wilczur od państwa X przyniósł coś w pysku. Kiedy okazało się ze ową zdobyczą jest kundel sąsiadów zrobiło się naprawdę gorąca. Nikt nie chciał niepotrzebnego zamieszania i jeszcze gorszej wojny, wiec głowa rodziny wraz z najstarszym synem zakradli się do sąsiadów i przypięli martwego psa do budy. Oficjalna wersją był nieoczekiwany zgon psa. Kilka godzin później na podwórzu Y rozległy się lamenty, płacz i okrzyki. Zaszokowani państwo X zobaczyli całą rodzinę Y klęcząca na podwórzu i modląca się do martwego psa. Na pytanie co się stało, zapłakany ojciec Y odpowiedział "to cud, wczoraj wieczorem pochowaliśmy naszego Małego, a dzisiaj rano on leżał przy budzie. Nasz pies jest wybrańcem Boga, on zmartwychwstał! to cud boży!" Państwo Y po dziś dzień wierzą w cudowne zmartwychwstanie ich kochanego psa, dlatego ciiiii;) nie wiem czemu, ale w pewnych sytuacjach należy być poważnym. Wiadomo jednak nie od dziś, iż to właśnie wtedy każdy powód do śmiechu powoduje reakcje zwielokrotnione. Niech przykładam będzie tu ślub. otóż koleżanka koleżanki była na ślubie i opowiedziała niniejszą historyjkę. Kościół pełen, ludzie zadumani i ogólna atmosfera uniesienia. Państwo młodzi na schodkach przed ołtarzem, trzymają sie za ręce. Panna Młoda powtarza za księdzem słowa przysiegi. Gdy skończyła mikrofon powędrował w stronę Pana Młodego, który do tej pory niezwykle spięty i zdenerwowany przysłuchiwał sie przyszłej małżonce, nerwowo szukając jej spojrzenia. Ksiądz: - Czy ty...ty ..bierzesz.. (ksiądz zapomniał jak ma na imię Pan Młody) Chwilka konsternacji, ksiądz rozgląda się po Kościele, kilkadziesiąt par oczu wlepionych ze skupieniem w jego osobę czeka na rozwój sytuacji. Ksiądz, udając pełen spokój, zwraca sie do Pana Młodego, który zdaje się nie zauważył przestoju w obrzędach tymi słowy: - A Pan jak ma na imię? - Pan? - pyta zdezorientowany Pan Młody, nerwowo spogladając to na przyszłą małżonkę to na ołtarz za plecami księdza. - Pan -myśli- no Pan ma na imię Jezus. - odpowiada przerażony kawaler, utkwiwszy wzrok w tabernakulum, szukając potwierdzenia. 1. (Historia naprawdę prawdziwa) Koleżanka mojej koleżanki bardzo uwielbia węże, więc kupiła sobie boa. Była przekonana, że jeżeli go będzie miała od 'małego' to go oswoi niczym inne zwierze. Boa był jej ulubieńcem a dziewczyna nawet z nim spała, on leżał jej w nogach zwinięty w przysłowiowy 'glut'- sorki ale nie znalazłam innego odpowiednika hehe No i pewnego dnia jej ukochany wąż przestał jeść i nie chciał przyjmować pokarmu, zaniepokojona pani zawiozła go do weterynarza. Lekarz dwała zastrzyki na apetyt jednak nie pomagało. Pewnej nocy dziewczyna obudziła się a waż zamiast leżeć zwinięty w nogach leżał przy jej ciele na wzdłuż, dziewczyna się przestraszyła i znowu go Wzięła do weterynarza. Wiecie co się okazało? Ze wąż zaczynał się głodować, a tym wydłużeniem sprawdzał czy ją zmieści na wzdłuż swojego ciała. Czy on już jest wystarczająco długi aby ją zjeść. Lekarz ją wyzwał jak się dowiedział , że ona z nim 'spi' a dziewczyna potem pozbyła sięwęża bo nawet w nocy zasnąć nie mogła... Tak ją jej ulubieniec załatwił mam kumpla ktory zdawal w walentynki i polozyl koperte dla laski z kartka na desce rozdzielczej egzaminator wziol ta karteke i powiedzial ze ma znade wypisal mu papierek i po egzaminie hehe... filmik dobry Znajomy opowiadał kiedyś, że pewna kobieta jechała samochodem, kierując się z Kowal (dzielnica Gdańska, gdzie dojazd jest bardzo ciężki, jeśli nie masz samochodu) gdzieś indziej (nie pamiętam już gdzie). I tak sobie jedzie, a za nią jechała ciężarówka. I ta ciężarówka za nią miga światłami, trąbi, wjeżdża na nią - ogólnie, jej kierowca robi wszystko, by owa kobieta, zwróciła na niego uwagę. Babka przestraszona jedzie dalej, a ciężarówka za nią i w ogóle się nie oddalała - cały czas trzymała się z tyłu i było widać, że raczej się nie odczepi. Kobieta cała przestraszona, wjechała na stację i tam się zatrzymała. Ciężarówka za nią. Babka wysiadła i poszła na stację, koleś z ciężarówki też wysiadł, biegnie za nią i mówi: Kobieto, ty głupia jesteś! Ty wiozłaś z tyłu faceta z siekierą!!! Podobno ów kierowca zauważył, że na tylnym siedzeniu samochodu tej kobiety przyczaił się mężczyzna z siekierą i postanowił ją ostrzec (tą babkę, nie siekierę). Kamery na stacji nagrały, jak z jej samochodu ktoś wysiada - i faktycznie miał siekierę. Niestety, na nagraniu nie było widać twarzy, a mężczyzny do dzisiaj nie odnaleziono. urban legends z reguły maja wywoływać niepokój, obawę o bezpieczeństwo, w ostateczności panikę chyba do klasyków należy plotka wg której jakiś kolo pomógł w metrze kobiecie pochodzenia arabskiego, której upadła torebka. Pozbierał rozsypane przedmioty i oddał jej. Ta podziękowawszy miała mimochodem zasugerować by przed 13 grudnia nie wsiadał do metra. Legenda ta funkcjonowała tez w wersji w której występowała nie kobieta a facet pochodzenia arabskiego, któremu wypadł portfel a termin zamachu bombowego wyznaczony był w okolicy świąt. Z PRL-u pochodzi wiele anegdot barowych. Jak ta o spotkaniu biednego studenta z Murzynem. Student zamówił zupę, zrazy i kompot. Zajął miejsce przy stoliku, a na krześle położył teczkę. Postawił na stole posiłek, wrócił jeszcze po sztućce. Wracając, stwierdził, że na miejscu siedzi Murzyn i zajada jego zupę . Pomyślał o biedzie w Afryce i zabrał się za zajadanie drugiego dania. Murzyn popatrzył dziwnie, po chwili wstał z miejsca i westchnął: „Oj, kryzys, kryzys”. Kiedy student wypił swój kompot, stwierdził, że na krześle nie ma jego teczki. Leży na siedzeniu przy innym stoliku. A na nim – nietknięte zupa, zrazy i kompot.