forked from kubapok/lalka-lm
1794 lines
301 KiB
Plaintext
1794 lines
301 KiB
Plaintext
— Tylko powtórzenie tego , co słyszałem od pani . Jeżeli jednak mówię za śmiało , na tak krótką znajomość …
|
||
— Fraszka ożenek — odparł gruby głos zakrztusiwszy się nieco — bogaty ożenek nie hańbi . Ale te miliony , zarobione na dostawach w czasie wojny , z daleka pachną kryminałem .
|
||
— A gdzieżeś był do tej pory ?
|
||
— Proszę trochę głośniej , bo nic nie słychać …
|
||
Dobrze , ale jeżeli ta panna naprawdę go kocha ? … Boć trudno przypuścić , ażeby go oszukiwała . W ogóle biorąc , kobiety są szlachetniejsze od mężczyzn ; nie tylko mniej spełniają występków , lecz i poświęcają się nierównie częściej od nas . Jeżeli więc z trudnością znalazłby się tak podły mężczyzna , który od rana do nocy kłamałby dla pieniędzy , to czy można posądzać o coś podobnego kobietę , młodą pannę wychowaną wśród uczciwej rodziny ?
|
||
Inni , więksi i mniejsi panowie , przeczuwając , że cały interes Wokulskiego przejdzie w ręce Szlangbauma , już składają mu wizyty . Nie wiedzą , biedaki ! że on co najmniej o pięć procent zniży im dochody … Najmądrzejszy zaś z nich , Ochocki , zamiast wyzyskać lampy elektryczne swego systemu , myśli o machinach latających . Ba ! … zdaje mi się , że od kilku dni radzi o nich z Wokulskim . Zawsze znajdzie swój swego : marzyciel marzyciela …
|
||
Wokulski uważnie spojrzał na nią .
|
||
— Cóż panna zaraz tak lecisz ? — zapytał Leon . — Ucieknie starej interes czy co ? … Niech trochę poczeka …
|
||
— Więc według pana nie jest zasługą pielęgnowanie delikatniejszych uczuć i wykwintniejszych obyczajów ?
|
||
— Nie — mówił bas — on z tych dostaw nie obmyje się nawet szarym mydłem . Kupiec galanteryjny robi dostawy ! Warszawiak jedzie do Bułgarii ! …
|
||
„ Czyżby i on mnie posądzał i śledził ? … — błysnęło w głowie Szlangbaumowi i gniew go ogarnął . — Tak , ma ojciec rację … Dziś wszyscy huzia ! na Żydów . Niedługo już trzeba będzie zapuścić pejsy i włożyć jarmułkę … ”
|
||
Wówczas zbliżał się do niej stary Mincel i całował ją w rękę mówiąc :
|
||
Tu pochyliła się do mnie z fotelu i rzekła szeptem :
|
||
„ A tak ! … — dodał po chwili . — Drasnę go , a on będzie kulał do końca życia i będzie opowiadał : tę śmiertelną ranę otrzymałem w pojedynku z baronem Krzeszowskim ! … To mnie urządzi … Co oni mi narobili , ci moi kochani sekundanci ? … Jeżeli już jakiś kupczyk gwałtem chce do mnie strzelać , niech strzela przynajmniej wtedy , kiedy idę na spacer , ale nie w pojedynku … Straszne położenie ! … Wyobrażam sobie , jak moja droga małżonka będzie opowiadać , że biję się z kupcami … ”
|
||
— O ! niech pan będzie spokojny — odparł dyrektor ściskając go za rękę . — Dla dżentelmena dyskrecja jest pierwszą cnotą . Spodziewam się , że i pan Maruszewicz …
|
||
— Podobno jednak — wtrącił półgłos — ten Wokulski dowiódł swego patriotyzmu nie tylko językiem …
|
||
— Teraz , proszę mamy , pójdziemy do ogrodu ? — pytało dziecko .
|
||
— O Ludwiczku ? … — pochwyciła pani Misiewiczowa . — Czy żyje ? …
|
||
Bóg się rodzi — moc truchleje
|
||
„ Czym ja jestem ? ” — pytał się nieraz i stopniowo formułował sobie odpowiedź :
|
||
Machnął ręką .
|
||
Na kilka dni przed wyjazdem zaszedł do znajomego lekarza Szumana , z którym pomimo obustronnej życzliwości widywali się nieczęsto . Lekarz , Żyd , stary kawaler , żółty , mały , z czarną brodą , miał reputację dziwaka . Posiadając majątek leczył darmo i o tyle tylko , o ile było mu to potrzebnym do studiów etnograficznych ; przyjaciołom zaś swoim raz na zawsze dał jedną receptę :
|
||
— Bywają wielkie zbrodnie na świecie , ale chyba największą jest zabić miłość . Tyle lat upłynęło , prawie pół wieku ; wszystko przeszło : majątek , tytuły , młodość , szczęście … Sam tylko żal nie przeszedł i pozostał , mówię ci , taki świeży , jakby to było wczoraj . Ach , gdyby nie wiara , że jest inny świat , w którym podobno wynagrodzą tutejsze krzywdy , kto wie , czy nie przeklęłoby się i życia , i jego konwenansów … Ale ty mnie nie rozumiesz , bo wy dziś macie mocniejsze głowy , lecz zimniejsze aniżeli my serca .
|
||
— Letkiewicz , urwisz … — prędko odpowiedziała pani Misiewiczowa .
|
||
Pan Łęcki robi się szary na twarzy .
|
||
Panna Izabela lekko skrzywiła usta ; nie podobał jej się ten nacisk .
|
||
— O co panu chodzi , panie hrabio ? … Żaden adwokat nie podbije panu ceny domu … Od tego ja jezdem … Desz pan hrabia dwadzieścia rubli na koszta i jeden procent od każdego tysiąca nad sześćdziesiąt tysięcy …
|
||
— Nic nagłego … Po co się wielmożny pan ma tak śpieszyć … — odparł Szpigelman .
|
||
— Tak .
|
||
— I w buzię ?
|
||
VII . Lasy , ruiny i czary
|
||
— Ale jest jeszcze inny wzgląd — mówił Wokulski — obchodzący wprawdzie tylko kapitalistów . Mam do dyspozycji towaru za trzy do czterech milionów rubli rocznie …
|
||
Tak sobie mówiąc czuł , że wstyd go ogarnia .
|
||
Po zamknięciu sklepu idę do Stacha . Lokaj otwiera mi drzwi i trzyma w ręku wykrochmaloną koszulę . Przechodząc przez pokój sypialny widzę na krześle frak , kamizelkę … Oj , czy z naszej wizyty nie miałoby nic być ? …
|
||
Usłyszawszy zaś to doznałem jeszcze dziwniejszego uczucia ; było mi żal , że pani Stawska nie dostanie Stacha za męża , a jednocześnie jakby kto mi zdjął ciężar z piersi .
|
||
Nie odpowiedziała nic , ale w duszy robiła sobie gorzkie wyrzuty , że nie potrafi kochać Wokulskiego , choćby chciała . Już serce jej wyschło ; zresztą ona sama nie jest pewna , czy ma serce . Wprawdzie myślała wciąż o Wokulskim podczas zajęć sklepowych czy w domu ; czekała jego odwiedzin , a gdy nie przyszedł , była rozdrażniona i smutna . Często śnił jej się , ale to przecie nie miłość ; ona nie jest zdolna do miłości . Jeżeli miałaby powiedzieć prawdę , to już nawet męża przestała kochać . Zdawało jej się , że wspomnienie o nieobecnym jest jak drzewo w jesieni , z którego opadają liście całymi tumanami i zostaje tylko czarny szkielet .
|
||
Sędzia zwrócił się do służącej pani Krzeszowskiej .
|
||
— A że Wokulski kocha się w pani Stawskiej .
|
||
— Cóż ty na to , Florciu ? — spytała po chwili .
|
||
„ Wieniec jest prześliczny i już z góry w imieniu Rossiego dziękuję panu za ten podarunek . Nieporównane jest to dyskretne rozmieszczenie szmaragdów między złotymi listkami . Musi Pan koniecznie przyjechać do nas jutro na obiad , ażebyśmy się naradzili nad pożegnaniem Rossiego , a także nad naszą podróżą do Paryża . Wczoraj papo powiedział mi , że jedziemy najdalej za tydzień . Naturalnie jedziemy razem , gdyż bez miłego Pańskiego towarzystwa podróż straciłaby dla mnie połowę wartości . A więc do widzenia .
|
||
— Ale …
|
||
— No ten , Wokulski …
|
||
— Możesz , panie Wokulski — rzekła z gorączkowym pośpiechem — możesz łatwo zdobyć sobie zasługę w życiu przyszłym , choćby … przebaczając urazy …
|
||
— No , ale dzisiaj toś się pan nie ukrywał ze swoimi amorami — mówił ze smutnym uśmiechem Klejn do Mraczewskiego .
|
||
— Spodziewam się , że nie na kupiecki sposób ! … — odparł dumnie baron .
|
||
Niezależnie od osi krystalizacyjnej i prawidłowości w ogólnym konturze miasta Wokulski przekonał się jeszcze ( o czym zresztą mówiły przewodniki ) , że w Paryżu istnieją całe dziedziny prac ludzkich i jakiś porządek w ich układzie . Pomiędzy placem Bastylii i placem Rzeczypospolitej skupia się przemysł i rzemiosła ; naprzeciw nich , po drugiej stronie Sekwany , leży „ dzielnica łacińska ” , gniazdo uczących się i uczonych . Między Operą , placem Rzeczypospolitej i Sekwaną gromadzi się handel wywozowy i finanse ; między Notre – Dame , Instytutem Francuskim i cmentarzem Montparnasse gnieżdżą się szczątki arystokracji rodowej . Od Opery do Łuku Gwiazdy ciągnie się dzielnica bogatych dorobkiewiczów , a naprzeciw nich , po lewej stronie Sekwany , obok Hotelu Inwalidów i Szkoły Wojskowej jest siedziba militaryzmu i wszechświatowych wystaw .
|
||
— Zbroi się za sześćdziesiąt milionów guldenów ? … Chce zabrać Bośnię i Hercegowinę .
|
||
— Głupia … precz ! … — syknęła baronowa . Następnie zwróciła się do nas :
|
||
Koło nich szybko przeszła hrabina .
|
||
Rzecki ukłonił się nie wstając z krzesła . Hrabia wziął arkusz papieru i wśród ogólnego milczenia przygotował protokół , który Szuman natychmiast przepisał . Oba dokumenty poświadczono i niespełna w trzy kwadranse interes był gotowy . Świadkowie Wokulskiego pożegnali gospodarza i jego towarzysza , który znowu zatopił się w rozpatrywaniu obłoków .
|
||
— Do tego na Podwalu , co ma we drzwiach pałasz , a w oknie kozaka .
|
||
Spojrzała na nich i wzdychając odparła :
|
||
Doprawdy — zakończyła pani Stawska półgłosem ( Helunia bawiła się w drugim pokoju ) — byłabym bardzo szczęśliwa , gdybym mogła kupić jej taką lalkę …
|
||
Wyszła z szelestem . Wokulski spojrzał na notatkę i znalazł w niej szczegóły dotyczące osoby jego i Suzina , które zazwyczaj stanowią treść paszportów .
|
||
W tej chwili zadzwoniono . Panna Izabela drgnęła , Wokulski umilkł .
|
||
Była chwila , że Wokulski uczuł żal do panny Izabeli . Jak można zapalać się do człowieka , z którego nawet hotelowa służba żartuje ! … Jak można zapisywać się na długą listę jego wielbicielek … Czy w końcu godziło się zmuszać go , ażeby szukał znajomości z takim płytkim blagierem ! …
|
||
— Siłą piękności , zdrowia , pieniędzy …
|
||
Osoby odwiedzające baronowę także nie wzbudzały zaufania w pani Stawskiej . Najczęściej bywały tam jakieś stare , niemiłej powierzchowności kobiety , z którymi w przedpokoju półgłosem rozmawiała o swym mężu . Niekiedy zjawiał się Maruszewicz albo jakiś adwokat w starym futrze . Tych panów baronowa brała do pokoju jadalnego , ale rozmawiając z nimi , płakała i wymyślała tak głośno , że w całym domu było słychać .
|
||
— Ileż ?
|
||
— No , no … mój panie … mówmy jasno . Jesteś pan zazdrośnik , a to poniża mężczyznę w oczach kobiet . Zirytowałeś się pan Molinarim …
|
||
— Marysiu ! … chodź do nas … — wołał bas .
|
||
Pożegnali się . Pan Tomasz czulej przycisnął ramię Wokulskiego .
|
||
Pamiętam , że tego dnia Katz kręcił się około prochowni , a miał taki wyraz na twarzy jak wówczas , kiedy to chciał przebić leżącego kanoniera . Gwałtem wzięliśmy go w kilku pod ręce i wyprowadziliśmy z fortecy , za naszymi .
|
||
Raz , przy niedzieli ( rzadko mi się to zdarza ) , zaszedłem do handelku na śniadanie . Kieliszek anyżówki i kawałek śledzia przy bufecie , a do stołu porcyjka flaków i ćwiartka porteru — oto bal ! Zapłaciłem niecałego rubla , ale com się nałykał dymu , a com się nasłuchał ! … Wystarczy mi tego na parę lat .
|
||
Szuman ścisnął go za rękę .
|
||
W tej chwili Wokulski gwałtownie cofnął się ; coś mignęło mu przed oczyma .
|
||
W parę dni , około dziesiątej rano , Wokulski odebrał dwa listy : jeden od pani Meliton , drugi od książęcego adwokata .
|
||
Najczęściej , rozumie się , była mowa o tęsknotach tułaczki , niewygodach żołnierskiego życia albo o bitwach . W takiej chwili Franc wypijał podwójne porcje piwa , Małgosia przytulała się do Jana ( do mnie nikt się tak nie przytulał ) , a Grossmutter gubiła oczka w pończosze . Gdym już skończył , Franc wzdychał , szeroko rozsiadając się na kanapie , Małgosia całowała Jana , a Jan Małgosię , staruszka zaś trzęsąc głową mówiła :
|
||
Trzasnęły drzwi i do sklepu wszedł jegomość szpakowaty ; zażądał breloku do zegarka , a krzyczał i stukał laską tak mocno , jakby miał zamiar kupić całą japońszczyznę .
|
||
— Łaskawa , pani — odparł Wokulski — jeżeli panna Izabela jest taką , jak mi się wydaje , to może mnie kiedyś oceni . A jeżeli nią nie jest , zawsze będę miał czas rozczarować się …
|
||
— * Tek * ! … — wtrącił hrabia – Anglik .
|
||
— Mogę służyć pięcioma — odparł Wokulski sięgając do kieszeni .
|
||
Powoli , zmieszani w odwrocie , żołnierze znaleźli się w swoich plutonach , ściągnęli maruderowie i batalion wrócił do porządku . Ubyło jednak ze czterdziestu ludzi .
|
||
„ Nie jestem Chrystusem , ażeby poświęcać się za całą ludzkość . ”
|
||
Wszakże pan Niwiński , najwykwintniejszy aranżer , najczęściej z nią tańczył , nie z ojcem . Pan Malborg , wzór dobrych manier i wyrocznia mody , z nią rozmawiał , nie z ojcem , a pan Szastalski , przyjaciel poprzedzających , nie przez ojca , tylko przez nią czuł się nieszczęśliwym i niepocieszonym . Pan Szastalski wyraźnie jej to oświadczył , a chociaż sam nie był ani najwykwintniejszym tancerzem jak pan Niwiński , ani wyrocznią mody jak pan Malborg , był jednak przyjacielem panów : Niwińskiego i Malborga . Mieszkał blisko nich , z nimi jadał , z nimi sprowadzał sobie angielskie lub francuskie garnitury , damy zaś dojrzałe nie mogąc w nim dopatrzeć żadnych innych zalet nazywały go przynajmniej — poetycznym .
|
||
Stopniowo opanowywał go wściekły gniew . Chodził po pokoju i mówił :
|
||
Na twarzy hrabiego mignęło zdumienie ; w tej chwili jednak opanował się i odpowiedział tonem suchej grzeczności .
|
||
Wszyscy już byli w pałacu , gdzie wkrótce podano kolację . Wieczór zeszedł wesoło . Około jedynastej Ochocki odprowadził Wokulskiego do jego mieszkania .
|
||
— Co za anioł ? — spytałem nagle . — Może Jaś Mincel ? … Pozwoli pani , że choć byłem szczerym przyjacielem nieboszczyka , nie myślę jednak nazywać aniołem osoby , która nawet po śmierci ważyła ze dwieście funtów …
|
||
„ Zresztą — myślał adwokat patrząc na Wokulskiego spod oka — choćby powtórzył księciu naszą rozmowę , cóż mi zrobi ? … Powiem , że chciałem go wybadać … ”
|
||
Jadąc o kilka kroków za panią Wąsowska , Wokulski rozmyślał :
|
||
— O cóż jej chodzi ?
|
||
— Teraz z Londynu i jeszcze ciągle myślę , że jestem w okręcie — odpowiedział Starski , dość wyraźnie kalecząc polszczyznę .
|
||
Głos jego był tak spokojny i stanowczy , a całe zachowanie tak naturalne , że pani Misiewiczowa przestała jęczeć , a pani Stawska jakby raźniej spojrzała na mnie .
|
||
W tej chwili obudziła się w nim radość i wielka życzliwość dla oszukiwanego barona .
|
||
— I tak często ?
|
||
— Czy nie mówiłam , że ten potwór wywróci nas ! — zawołała wdowa . — Cóż to znowu , panie Starski ? …
|
||
— Wspólnika ? … — zawołał adwokat . — Ależ szanowny pan Łęcki jest stanowczym bankrutem ; po prostu skrzywdziłbyś go pan , naddając mu jakieś kilka tysięcy rubli . Znam pogląd jego siostry , hrabiny , na tę sprawę … W chwili gdy pan Łęcki zostanie bez grosza przy duszy , jego urocza córka , którą wszyscy uwielbiamy , wyjdzie za barona albo marszałka …
|
||
— Pan go sam nie wręczy ? … Dlaczegóż to ? …
|
||
Nieprędko zapomnę zmian , jakim uległa fizjognomia Stacha wobec tak niespodzianych pieszczot . Ponieważ , o ile wiem , jeszcze nigdy nie pocałowało go żadne dziecko , więc w pierwszej chwili cofnął się zdziwiony ; potem objął Helunię za ramiona , wpatrywał się w nią ze wzruszeniem i pocałował w głowę . Byłbym przysiągł , że wstanie z krzesła i powie pani Stawskiej :
|
||
— Powiedzieć ? … Ach , prawda … W banku mamy około stu dwudziestu tysięcy rubli , więc pieniędzy wam nie zabraknie … Dalej … Cóż dalej ? … — pytał sam siebie . — Aha ! … Nie rób już sekretu , że ja kupiłem kamienicę Łęckich . Owszem , zajdź tam i ponaznaczaj komorne według dawnych cen . Pani Krzeszowskiej możesz podnieść jakieś kilkanaście rubli , niech się trochę zirytuje ; ale biedaków nie duś … Mieszka tam jakiś szewc , jacyś studenci ; bierz od nich , ile dadzą , byle płacili regularnie .
|
||
— Jeszcze dziś przed wieczorem pocałujesz mnie pan w obie — odparła pani Wąsowska .
|
||
„ Nie — powiedział — nie będę należał do tej jarmarcznej dobroczynności . ”
|
||
Obrócił się parę razy i już nie wiedział , dokąd idzie . Serce zaczęło mu bić gwałtownie , zimny pot wystąpił na czoło , pierwszy raz w życiu uczuł obawę nocy i zbłąkania …
|
||
„ Aha , triumfator ! ” — rzekł do siebie Wokulski , ledwie trzymając się na nogach pod naciskiem tłumu , który biegł , klaskał , wiwatował , wskazywał palcami bohatera , pytał o jego nazwisko . Zdawało się , że zdobywcę frakowego garnituru na rękach zaniosą do miasta , wtem — zapał ostygł . Ludzie biegli wolniej , nawet zatrzymywali się , okrzyki cichły , wreszcie zupełnie umilkły . Chwilowy triumfator zsunął się ze szczytu i w parę minut zapomniano o nim .
|
||
Wchodzę do tych dam … A , znowu cała awantura ! Pani Stawska siedzi blada na stołeczku , a pani Misiewiczowa ma na głowie chustkę zmoczoną w wodzie uśmierzającej . Pachnie staruszka o dwa łokcie kamforą i mówi lamentującym głosem :
|
||
„ Ot , w jaką chorobę wpadła biedna kobieta ! … Trudno , już ze dwa lata jest w separacji z mężem . ”
|
||
— Noga moja nie postanie u podłego Szwaba ! — krzyknął Jan .
|
||
Ignacy posunął się z krzesłem .
|
||
— O , zacny panie Wokulski , który nie wstydzisz się biednych kobiet , okrytych … — zaczęła pani Misiewiczowa .
|
||
— Mniejsza , o co mnie chodzi , ale słyszałem , że Stach sklep sprzedaje Żydom … No , a ja już do nich w służbę nie pójdę .
|
||
— A każda w innym guście — dodał pan Niwiński . — Którą byś wolał ?
|
||
„ I to wszystko robi się nie przez pobożność ani przez miłość do dzieci , ale dla rozgłosu i w celu wyjścia za mąż — pomyślał Wokulski . — No i ja także — dodał — niemało robię dla reklamy i ożenienia się . Świat ładnie urządzony ! Zamiast po prostu pytać się : kochasz mnie czy nie kochasz ? albo : chcesz mnie czy nie chcesz ? ja wyrzucam setki rubli , a ona kilka godzin nudzi się na wystawie i udaje pobożną .
|
||
Zdawało się Wokulskiemu , że w tej chwili widzi przed sobą trzy światy . Jeden ( dawno już zeszedł z ziemi ) , który modlił się i dźwigał na chwałę Boga potężne gmachy . Drugi , ubogi i pokorny , który umiał modlić się , lecz wznosił tylko lepianki , i — trzeci , który dla siebie murował pałace , ale już zapomniał o modlitwie i z domów bożych zrobił miejsce schadzek ; jak niefrasobliwe ptaki , które budują gniazda i zawodzą pieśni na grobach poległych bohaterów .
|
||
Wokulski zerwał się od stołu .
|
||
— Ach , więc przyszedłeś , szlachetny panie Wokulski ? … nie wstydzisz się nieszczęśliwych kobiet okrytych hańbą … — zaczęła nie wiem już który raz pani Misiewiczowa swoją mowę powitalną .
|
||
Wokulski wszedł do stajenki i z kwadrans przypatrywał się klaczy . Niepokoiły go jej delikatne nóżki i sam drżał na widok dreszczów przebiegających jej aksamitną skórę , myślał bowiem , że może zachorować . Potem objął ją za szyję , a gdy oparła mu na ramieniu główkę , całował ją i szeptał :
|
||
— Przebaczam … niech pan siada .
|
||
— Więc dlaczego pan to zrobił ? — spytała cicho . — Dlaczego pan tak nas … prześladuje ?
|
||
— Owszem , bardzo piękne . Komuż to baron wiezie taki prezent ?
|
||
— Co tam Żydzi …
|
||
— Żebym ja pana nie znał , tobym myślał , że pan robi zły interes ; ale że ja pana znam , więc ja sobie myślę , co pan robi … dziwny interes . Nie tylko pan zakopuje w mury gotówkę i traci na tym z dziesięć procentów rocznie , ale jeszcze chce pan zapłacić trzydzieści tysięcy rubli więcej … Panie Wokulski — dodał biorąc go za rękę — nie zrób pan takie głupstwo . Ja pana proszę … Stary Szlangbaum pana prosi …
|
||
— Zapewne .
|
||
Powoli , w ciągu paru lat , tak przywykliśmy do siebie , że stary Mincel nie mógł obejść się beze mnie , a ja nawet jego dyscypliny począłem uważać za coś , co należało do familijnych stosunków . Pamiętam , że nie mogłem utulić się z żalu , gdy raz zepsułem kosztowny samowar , a stary Mincel zamiast chwytać za dyscyplinę — odezwał się :
|
||
„ Tu będzie licytacja ! ” — mówi pan Ignacy i zapomina o skrupułach . Olbrzym z brodą , w żółtym jedwabnym kitlu , rozpływa się przed oczyma jego duszy jak mgła .
|
||
— I cóż tu robisz , kiedy nie ma szyldów do malowania ?
|
||
— Tam właśnie , do zamku , stryj co dzień chodził na spacer i całe godziny przesiadywaliśmy z nim na dużym kamieniu …
|
||
— A po cóż ja mam do niego chodzić … — odparł . — Byłem już chyba dosyć …
|
||
— Gdybyś ty wiedziała , co od ciebie zależy ! … gdybyś wiedziała …
|
||
— O mnie ? … — spytała . — Alboż pan mnie znał ? …
|
||
— Pierwszy raz spadło to na mnie w czasie przeprawy przez Dunaj trwającej od wieczora do nocy . Płynąłem sam i Cygan przewoźnik . Nie mogąc rozmawiać przypatrywałem się okolicy . Były w tym miejscu piaszczyste brzegi , jak u nas . I drzewa podobne do naszych wierzb , wzgórza porośnięte leszczyną i kępy lasów sosnowych . Przez chwilę zdawało mi się , że jestem w kraju , i że nim noc zapadnie , znowu was zobaczę . Noc zapadła , ale jednocześnie zniknęły mi z oczu brzegi . Byłem sam na ogromnej smudze wody , w której odbijały się nikłe gwiazdy .
|
||
Wokulski przypatrywał się jej cały czas .
|
||
Wokulski prowadzony przez hrabinę minął długi szereg pokojów . W jednym z nich , z dala od zaproszonych gości , rozlegały się śpiewy i dźwięki fortepianu . Gdy weszli tam , uderzył go szczególny widok . Jakiś młody człowiek grał na fortepianie ; z dwu bardzo przystojnych dam , stojących przy nim , jedna udawała skrzypce , druga klarnet ; przy tej zaś muzyce tańczyło kilka par , między którymi znajdował się tylko jeden mężczyzna .
|
||
Przymknął oczy i zdawało mu się , że widzi pannę Izabelę , która patrzy na niego w dziwny , jej tylko właściwy sposób i łagodnym uśmiechem przytakuje jego zamiarom .
|
||
— Jestem nią , dopóki być mogę … Ale ja nie dbam o taki świat , który dwoje ludzi skazuje na tortury za to tylko , że się kochają .
|
||
— Nie , nie …
|
||
Gabinet znakomitego adwokata miał sprzęty kryte brązową skórą , w oknach brązowego koloru firanki , a na ściennych obiciach brązowe desenie . Sam gospodarz odziany był w brązowy surdut i trzymał w ręku bardzo długi cybuch , u góry zakończony funtowym bursztynem i piórkiem .
|
||
— Gdzie jest koń ?
|
||
„ On ma jednakże tęgiego bzika ” — pomyślał Wokulski . Później dodał głośno :
|
||
Już wówczas zdania mego ojca głęboko wyrzynały mi się w pamięci , ale dopiero późniejsze wypadki nadały im cudowny , nieomal proroczy charakter .
|
||
— Słyszysz , Helenko ? — zwróciła się do córki pani Misiewiczowa robiąc przy tym desperacko zdziwioną minę .
|
||
— Gdyby jednak pan mecenas szczerze chciał , gdyby pobiegał …
|
||
— Tylko bez poufałości ! — oburzył się pan Raczek . — Po ślubie będzie poufałość , teraz … Ma przyjść do Mincla jutro z bielizną i odzieniem … Nieszczęsny Napoleonie ! …
|
||
— I one obiecały zapomnieć ?
|
||
— Już go prawie sprzedałem — odparł Wokulski .
|
||
„ Panie ! Ważna wiadomość : za kilka dni Łęckim sprzedają kamienicę , a jedynym kupcem będzie baronowa Krzeszowska , ich kuzynka i nieprzyjaciółka . Wiem z pewnością , że zapłaci za dom tylko sześćdziesiąt tysięcy rubli ; a w takim razie resztka posagu panny Izabeli , w kwocie trzydziestu tysięcy rubli , przepadnie . Chwila jest bardzo pomyślna , gdyż panna Izabela , postawiona między biedą , a wyjściem za marszałka , chętnie zgodzi się na każdą inną kombinację . Domyślam się , że tym razem nie postąpisz Pan z nastręczającą się okazją jak z wekslami Łęckiego , które podarłeś w moich oczach . Pamiętaj Pan : kobiety tak lubią być ściskane , że dla spotęgowania efektu trzeba je niekiedy przydeptać nogą . Im zrobisz Pan to bezwzględniej , tym pewniej cię pokocha . Pamiętaj Pan ! …
|
||
Dowiedziawszy się , że Wirski załazi czasem do naszych pań i , naturalnie , płoszy gruchającą parę , wybrałem się , ażeby go ostrzec .
|
||
— Uważa pan , drogi panie Pifke , jakiś wielbiciel tego … tego Rossiego …
|
||
— Bój się Boga , co mówisz ? … — jęknęła matka składając ręce .
|
||
Służący wyszedł . Stach powoli otworzył kopertę , przeczytał i — rozdarłszy list na kilka kawałków , rzucił go pod piec .
|
||
— Chcesz stamtąd wyjść ?
|
||
„ Cóż to za wiek ? — myślała . — Dwadzieścia pięć lat jeszcze nie stanowią « tego wieku » … Co one mówią ? … ”
|
||
— Cieszę się , kuzynko , że twoi wielbiciele triumfują … Przykro mi tylko , że na mój koszt … Witam panie ! — dodał kłaniając się hrabinie i prezesowej .
|
||
— To niepotrzebne — wtrącił Żyd .
|
||
Wokulski pocałował ją w rękę .
|
||
— Tak , pani — odparł baron kłaniając się po raz trzeci , ciągle z kapeluszem w ręku . — Daruje pani , że dotknę tej niemiłej sprawy , ale … Od pewnego czasu nazwisko moje figuruje we wszystkich sądach … W tej chwili na przykład podoba się pani mieć aż trzy procesy : dwa z lokatorami , a jeden z jej byłym adwokatem , który nie uchybiając mu , jest skończonym łotrem .
|
||
„ Poczekaj ! — myślę . I wyobraziłem sobie , że na moim miejscu jest w tym pokoju Wokulski . — Poczekaj , zaraz cię przekonam , że nie masz się nas czego lękać . ”
|
||
Nieraz zdawało mu się , że jest istotą , która dziwnym zbiegiem wypadków urodziła się przed kilkoma dniami tu , na bruku paryskim , i że wszystko , co mu przychodziło na pamięć , jest złudzeniem , jakimś snem przedbytowym , który nigdy nie istniał w rzeczywistości . Wówczas mówił sobie , że jest zupełnie szczęśliwy , jeździł z jednego końca Paryża na drugi i jak szaleniec garściami rozrzucał luidory .
|
||
— Ależ , panowie ! — zawołał — dziś mówimy o handlu tkaninami , lecz jutro i pojutrze któż zabroni nam naradzić się nad innymi kwestiami ? … Proponuję więc …
|
||
— W których , przepraszam ? — spytałem , oburzony jej zuchwalstwem .
|
||
— To jest możliwe — odparła wielka dama — ale … czy nie zniechęcą pana koszta ? … Musimy odwołać się do policji niemieckiej , angielskiej , amerykańskiej …
|
||
Ku wieczorowi wpada Wirski zadyszany i zmieszany ; ciągnie mnie do mego mieszkania , zamyka drzwi , nie zdejmując futra rzuca się na fotel i mówi :
|
||
— A czy szanowny pan nie zetknął się gdzie przypadkowo z Ludwikiem Stawskim ?
|
||
— Trochę zmęczyłem się — odparł głucho Wokulski . — Może byśmy siedli , choćby o ! tu …
|
||
Krzyczała tak głośno , że ją było słychać na całym dziedzińcu , i nawet komornik bardzo opacznie wytłomaczył sobie jej wołania , bo powiedział do stójkowych :
|
||
W oddziale tkanin mały , zgarbiony Szlangbaum , z czerwonymi oczyma i wyrazem zajadłości na twarzy , kręcił się jak zwykłe , skacząc po drabince albo nurzając się między sztukami perkalu . Tak już przywykł do swojej gorączkowej roboty , że choć nie było interesantów , on ciągle wydostawał jakąś sztukę , odwijał i zawijał , ażeby następnie umieścić ją na właściwym miejscu .
|
||
— Nasze klientki zrobiły go takim — odpowiedział stary subiekt , lecz widząc , że przeszkadza pryncypałowi , cofnął się . Wokulski znowu wpadł w zadumę . Nieznacznie spojrzał na Mraczewskiego i dopiero w tej chwili zauważył , że młody człowiek ma coś szczególnego w fizjognomii .
|
||
„ Za rok ? … — powtórzył Wokulski i znowu owionął go jakiś chłód surowy . Wydarł mu się jednak i zapytał : — A jeżeli panna Izabela pokocha mnie albo już kocha ? … ”
|
||
Wokulskiemu zrobiło się zimno ; gdyby sprzedał klacz , panna Izabela mogłaby nim pogardzić .
|
||
— Szlangbaum kupił ! … — odzywa się jakiś głos na sali .
|
||
Zdziwiło go , że od Geista nie miał żadnej wiadomości .
|
||
Panią Wąsowską oblał mocny rumieniec .
|
||
Wokulski spostrzega ogromny pięciopiętrowy gmach , formy klinowatej , na wysokości drugiego piętra otoczony żelazną balustradą , przy szerokiej ulicy wysadzonej niezbyt starymi drzewami , pełnej omnibusów , powozów , ludzi konnych i pieszych . Ruch jest tak wielki , jak gdyby co najmniej połowa Warszawy biegła na zobaczenie jakiegoś wypadku ; ulica jest tak gładka jak posadzka . Widzi , że jest w samym środku Paryża , lecz nie doznaje ani wzruszenia , ani ciekawości . Nic go nie obchodzi .
|
||
Zabraliśmy się do odejścia .
|
||
— Wierz mi , panie Ignacy — kończył schrypniętym głosem — że nawet między zwierzętami nie znajdziesz tak podłych bydląt jak ludzie . W całej naturze samiec należy do tej samicy , która mu się podoba i której on się podoba . Toteż u bydląt nie ma idiotów . Ale u nas ! … Jestem Żyd , więc nie wolno mi kochać chrześcijanki … On jest kupiec , więc nie ma prawa do hrabianki … A ty , który nie posiadasz pieniędzy , nie masz prawa do żadnej zgoła kobiety … Podła wasza cywilizacja ! … Chciałbym bodaj natychmiast zginąć , ale przywalony jej gruzami …
|
||
Uczony egiptolog szeroko otworzył oczy i przełknął dwa razy , raz po raz .
|
||
— Cóż , mój stary ! — zawołał Wokulski . — Jakże tam z księciem Lulu ? … Gniewasz się jeszcze na Szlangbauma , że śmiał sklep kupić ? …
|
||
— Później … Daj mi księgę .
|
||
— Pod tym względem mogę panu sędziemu dać tylko poufne objaśnienia .
|
||
Mimo posępne wróżby ludzi trzeźwo patrzących na rzeczy , sklep galanteryjny pod firmą J. Mincel i S. Wokulski nie tylko nie upadł , ale nawet robił dobre interesa . Publiczność zaciekawiona pogłoskami o bankructwie coraz liczniej odwiedzała magazyn , od chwili zaś kiedy Wokulski opuścił Warszawę , zaczęli zgłaszać się po towary kupcy rosyjscy . Zamówienia mnożyły się , kredyt za granicą istniał , weksle były płacone regularnie , a sklep roił się gośćmi , którym ledwo mogli wydołać trzej subiekci : jeden mizerny blondyn , wyglądający , jakby co godzinę umierał na suchoty , drugi szatyn z brodą filozofa , a ruchami księcia i trzeci elegant , który nosił zabójcze dla płci pięknej wąsiki , pachnąc przy tym jak laboratorium chemiczne .
|
||
— Chyba jest dalej — szepnął z trwogą , idąc do ostatniego salonu .
|
||
— Powiedzże mi — rzekła — bo to pierwsze wrażenia bywają najtrafniejsze , jak ci się podoba pani Wąsowską ?
|
||
— Przystępuję na początek z pięćdziesięcioma tysiącami rubli — mówił zgarbiony hrabia . — Na rok przyszły zaś … zobaczymy …
|
||
— Służę … Ach , rozsypałem ! … Pokłócimy się .
|
||
Wokulski kazał dojechać swemu powozowi bliżej hrabiny i wrócił do pań . Uderzyło go to , że przy nich nikt nie stał . Wprawdzie marszałek i baron zbliżyli się do ich powozu , ale obojętnie przyjęci przez pannę Izabelę niebawem odsunęli się . Lecz młodzież kłaniała się z daleka i omijała .
|
||
Ledwie to powiedziała , energicznie zadzwoniono do drzwi . Pani baronowa posłała naprzód Mariannę , a sama tknięta przeczuciem , pomimo bólu głowy , zaczęła się ubierać . Wszystko leciało jej z rąk .
|
||
Panna Izabela mimo woli wstrząsnęła się .
|
||
— Mam doskonałego plenipotenta , a zarazem przyjaciela , który lepiej prowadzi interesa , niżbym ja to potrafił .
|
||
Pamiętam , że kiedy Ludwik Napoleon ( późniejszy cesarz Napoleon III ) uciekł z więzienia w roku 1846 , zakotłowało się w całej Europie . Nikt nie wiedział , co będzie ? Ale wszyscy ludzie rozsądni przygotowywali się do czegoś , a wuj Raczek ( pan Raczek ożenił się z moją ciotką ) ciągle powtarzał :
|
||
— Doprawdy ? … A ja zawsze myślałem , że jestem uosobioną prozą .
|
||
Żyd nagle podniósł palec do czoła . Błysnęły mu oczy i zęby białe jak perły .
|
||
Panna Izabela wzruszyła ramionami .
|
||
Dzwonek . Trzy konie z miejsca ruszyły cwałem .
|
||
— Przykro mi bardzo , że baronowa użyła tak nie parlamentarnych wyrazów , ale … co do tej klaczy , to ma rację … Pan Wokulski ( czego mu zresztą nie mam za złe ) dał mi istotnie za klacz sześćset , a wziął kwit na osiemset rubli .
|
||
Zerwał się z krzesła , ale Wokulski zatrzymał go .
|
||
Ponieważ jednak ja wcale nie dałem mu słowa , że otrzyma porękawiczne , więc chwilę pokręcił się po sklepie i opuścił go gwiżdżąc .
|
||
W tej chwili przybiegła baronowa w nie zapiętym szlafroku , z włosami w nieładzie .
|
||
„ Stary głupcze , nazywający się Ignacym Rzeckim ! Ty wyobrażasz sobie , że Napoleonidzi wrócą na tron , że Wokulski zrobi coś nadzwyczajnego , bo jest zdolny , i będzie szczęśliwym , bo jest uczciwy ? … Ty myślisz , ośla głowo , że chociaż hultajom zrazu dzieje się dobrze , a ludziom poczciwym źle , to jednakże w końcu źli zostaną pohańbieni , a dobrzy sławą okryci ? … Tak sobie imaginujesz ? … Więc głupio sobie imaginujesz ! … Na świecie nie ma żadnego porządku , żadnej sprawiedliwości , tylko walka . O ile w tej walce zwyciężają dobrzy , jest dobrze , o ile źli , jest źle ; ale ażeby istniała jakaś potęga protegująca tylko dobrych , tego sobie wcale nie wyobrażaj … Ludzie są jak liście , którymi wiatr ciska ; gdy rzuci je na trawnik , leżą na trawniku , a gdy rzuci w błoto — leżą w błocie … ”
|
||
Był tak wzruszony , że pani Wąsowskiej żal go się zrobiło .
|
||
Wokulski wybuchnął .
|
||
Zresztą wszystko stało na miejscu : słońce i drzewa , snopy światła i cienie , łabędzie na stawie , roje komarów nad łabędziami , nawet połyskująca fala na lazurowej wodzie . Wokulskiemu zdawało się , że w tej chwili odjechał z ziemi bystry prąd czasu zostawiając tylko parę białych smug na niebie — i od tej pory nie zmieni się już nic ; wszystko zostanie tak samo na wieki . Że on z panną Izabelą będzie wiecznie chodził po oświetlonej łące , oboje otoczeni zielonymi obłokami drzew , spośród których gdzieniegdzie , jak para czarnych brylantów , błyskają ciekawe oczy ptaka . Że on już zawsze będzie pełen niezmiernej ciszy , ona zawsze tak rozmarzona i oblana rumieńcem , że przed nimi zawsze , jak teraz , będą lecieć całujące się w powietrzu te oto dwa białe motyle .
|
||
— Nic , nic , moje dziecko … Co ci mam życie zatruwać plotkami ! … Boże miłosierny , jacy ci ludzie niegodziwi .
|
||
— Za co ? — uśmiechnął się Wokulski . — Za to , że Turcja nie może jej tego zabronić .
|
||
Wokulski nalał szklankę wina i wypił ją powoli .
|
||
I jeszcze gorsze rzeczy widzi pan Ignacy . Włoch bowiem uśmiecha się ironicznie , odwiązuje szpagat , odwija papier i wobec panny Izabeli , Wokulskiego , hrabiny i tysiąca innych widzów ukazuje … żółte nankinowe spodnie z fartuszkiem na przodzie i ze strzemiączkami u dołu . Właśnie te same , których pan Ignacy używał w epoce sławnej kampanii sewastopolskiej ! …
|
||
— Naturalnie — wtrącił Wokulski .
|
||
Na dworze wciąż sypał śnieg ; Stach odwiózł mnie do domu i nie wiem , z jakiej racji czekał w sankach , aż wejdę w bramę .
|
||
„ Tyżeś to czy nie ty ? … ” — pytał się w duchu , nie mogąc od niej oczu oderwać .
|
||
— Phi ! … cóż mam robić ! — odparł .
|
||
— Od pani hrabiny — rzekł .
|
||
— Była jeszcze paczka papierów i jakaś druga miniatura …
|
||
— Kompania ! … naprzód marsz ! … Pluton ! … naprzód marsz ! … — powtórzyli różnymi głosami oficerowie .
|
||
— Kiej dziedziczka nie utrzymałaby złego psa . U nas to i pies musi być łaskawy .
|
||
Wtem ktoś lekko dotyka jego ramienia . Pan Ignacy ogląda się i widzi za sobą starego Szlangbauma .
|
||
Wokulski spojrzał na starca obutego w drewniane sandały jak najuboższy wyrobnik , potem na jego sprzęty , z których wyzierała nędza , i pomyślał , że przecie ten człowiek za swoje wynalazki mógłby mieć miliony . Wyrzekł się ich jednak dla dobra jakiejś przyszłej , doskonalszej ludzkości … Geist wydał mu się w tej chwili jak Mojżesz , który do obiecanej ziemi prowadzi jeszcze nie urodzone pokolenia .
|
||
Uczucia spokoju i niezachwianej pewności tak w tej chwili górowały nad wszelkimi innymi w duszy Wokulskiego , że gdy wrócił do domu , zamiast marzyć ( co mu się zwykle zdarzało ) , wziął się do roboty . Wydobył gruby kajet , już w większej części zapisany , potem książkę z polsko-angielskimi ćwiczeniami i zaczął pisać zdania wymawiając je półgłosem i usiłując jak najdokładniej naśladować nauczyciela swego , pana Wiliama Colinsa .
|
||
— Po manowcach jeździć najprzyjemniej — odparł Wokulski .
|
||
— A co będę miała do roboty ?
|
||
Baron zaciął się , oczy mu krwią nabiegły ; Wokulski słuchał go i nagle rzekł cierpkim tonem :
|
||
Dzień wyścigów był dla panny Izabeli triumfem , dla barona — klęską i wstydem . Wprawdzie przyjechał na plac i udawał bardzo wesołego , ale w sercu kipiał mu gniew . Gdy zaś jeszcze zobaczył , że Wokulski nagrodę i cenę konia złożył na ręce panny Izabeli , stracił władzę nad sobą i przybiegłszy do powozu zrobił skandal .
|
||
— Licha musiała to być usługa .
|
||
„ Chce się żenić z moją magdalenką ? ” — pomyślał Wokulski . Przeszedł się po pokoju i rzekł :
|
||
— Niech pan włoży futro , bo się pan zaziębi na dziedzińcu …
|
||
— Jest pan Wokulski ? Pewno nie ma , spodziewam się … Wszak mówię z panem Rzeckim ? Zaraz to zgadłam … Co za piękna neseserka ! … Drzewo oliwkowe , znam się na tym . Niech pan powie panu Wokulskiemu , ażeby mi to przysłał , on wie mój adres , i — ażeby jutro , około pierwszej , był w Łazienkach …
|
||
— Pan nigdy nie cofa swoich postanowień ?
|
||
Tylko August Katz , pracujący przy mydle , nie ulegał żadnym surowcowym upomnieniom . Mizerny ten człeczyna odznaczał się niezwykłą punktualnością . Najraniej przychodził do roboty , krajał mydło i ważył krochmal jak automat ; jadł , co mu podano , w najciemniejszym kącie sklepu , prawie wstydząc się tego , że doświadcza ludzkich potrzeb . O dziesiątej wieczorem gdzieś znikał .
|
||
— Może dom naprawdę wart tylko dziewięćdziesiąt … — nieśmiało odpowiedział Wokulski .
|
||
— Nie chora ! — zawołała baronowa . — Ale wysłuchaj mnie , panie sędzio ! … Ja nie mogę patrzeć na tego drugiego … bo on ciągle robi miny jak nieboszczyk … Ja niedawno straciłam córkę ! … — zakończyła ze łzami .
|
||
— Pysznie . Cóż dalej ?
|
||
— No , a z wami co teraz ?
|
||
— Nie mógłby się , panie tego , taki , panie tego , Wokulski żenić ? … Chłop , panie , ognisty , kark jak u byka … Żeby mnie piorun panie tego , trzasł , sam oddałbym mu córkę , a w posagu dałbym im rocznie za dziesięć tysięcy , panie tego , rubli towaru … No ?
|
||
W liczbie zaś najsurowszych sędziów znajdowali się dwaj odpaleni konkurenci pani Małgorzaty .
|
||
Nad wieczorem zaszedł do pani Misiewiczowej , ażeby się z nią naradzić , i tu dowiedział się z ust matki , że pani Stawska dlatego tylko nie jest kochanką Wokulskiego , ponieważ on tego nie żądał …
|
||
W tej właśnie chwili otworzyły się drzwi , a współcześnie jego jednooki pudel Ir , nie podnosząc się z pościeli , parę razy szczeknął :
|
||
Zrobiło mu się gorąco i z wolna uczuł jakąś przemianę w duszy . Przypomniał sobie swego ojca i stryja , Kasię Hopfer , która tak go kochała , Rzeckiego , Leona , Szumana , księcia i tylu , tylu innych ludzi , którzy złożyli mu dowody niewątpliwej życzliwości . Co warta cała jego nauka i majątek , gdyby dokoła siebie nie miał serc przyjaznych ; na co zdałby się największy wynalazek Geista , gdyby nie miał być orężem , który zapewni ostateczne zwycięstwo rasie ludzi szlachetniejszych i lepszych ? …
|
||
Dżokej podniósł dwa palce do żółto-niebieskiej czapki , a wyjąwszy drugą ręką cygaro z ust plunął przez zęby .
|
||
— Wiem , ale mógł się który zostać , zarzucić …
|
||
— Podziękuj , Heluniu , panu , że nam przyniósł wiadomość o tatce .
|
||
„ Wolęż ja wyrzucać pieniądze na powozy i konie aniżeli na tego rodzaju — nieszczęścia ! … ”
|
||
— Maleski — odparł z ukłonem właściciel faworytów — i Patkiewicz … — dodał wskazując gestem pełnym dystynkcji na ponurego towarzysza .
|
||
— Kropla w morzu — mruknął jeden z kupców .
|
||
— Nie , to sygnał …
|
||
— Przez te okna , panie — mówiła babcia — ( choć rzadko układają się z nich literki ) Helunia nabrała ciekawości do abecadła , a i teraz jeszcze bawi się najlepiej , jeżeli potrafi złożyć z oświetlonych okien jakąś formę . Dlatego nawet nie zapuszczamy rolet wieczorem .
|
||
Tu — naprzód nie miał z kim gadać , potem nie chciano z nim gadać , aż nareszcie dowiedział się , że pan Wokulski był dopiero co , ale że w tej chwili pojechał w Aleje Ujazdowskie . Słychać nawet turkot jego powozu w bramie …
|
||
Nagle zrozumiawszy , o co chodzi , wybuchnęła płaczem i kryjąc twarz w suknię pani Stawskiej , zawołała :
|
||
W połowie alei odezwała się panna Izabela :
|
||
— Kładę od razu karty na stół ; z takimi ludźmi jak pan nie można inaczej . Jestem niemajętny , mam dobre instynkta i chciałbym znaleźć zajęcie . Pan tworzy spółkę , czy nie mógłbym pracować pod pańskim kierunkiem ? …
|
||
Wokulski puścił jej rękę i wyprostował się na krześle . Był tak odurzony , że nie zwrócił uwagi na ten mały wyraz „ uprzejmość ” .
|
||
— Ja tam nie umrę , dopóki o nim nie usłyszę .
|
||
Był ktoś , który rzucił parę tysięcy rubli na dobroczynność i na ochronę jej ciotki ; potem ktoś grał z jej ojcem w karty w resursie i co dzień przegrywał ; potem ktoś , który wykupił weksle jej ojca ( może to nie Wokulski ? … ) , następnie jej serwis , a następnie dostarczył różnych rzeczy do przyozdobienia grobu Pańskiego .
|
||
— Niech panowie idą — rzekła służąca otwierając drzwi do saloniku .
|
||
Całe towarzystwo skręciło na lewo i boczną aleją szło do budynków folwarcznych . Naprzód prezesowa z Ochockim , za nimi dziewczyna z koszykiem , potem wdówka z panną Felicją , Wokulski , a za nim panna Ewelina ze Starskim . Przy furtce hałas na przodzie spotęgował się , a w tej chwili Wokulskiemu przywidziało się , że słyszy za sobą cichą rozmowę .
|
||
Dla pana Ignacego Rzeckiego nadeszła znowu epoka niepokojów i zdumień .
|
||
— Ja . Dotychczas milczałem nie mając odpowiednich wykonawców . Dziś znalazłem takiego , który zrozumiał moje idee , i zacznę działać .
|
||
— Pod Magentą ? … W roku 1859 ? … — spytałem .
|
||
Wstał i poszedł w głąb ogrodu , między spacerujących ludzi . Zdawało mu się , że nad pagórkiem , z którego uciekł , unosi się jakaś święta groza .
|
||
Mraczewski otworzył gablotkę ze spinkami .
|
||
— Zuch baba z tej baronowej … ale pani Stawska może spać spokojnie ; sprawę ma jasną jak słońce . Czy to wreszcie na nią jedną rzuca się ludzka podłość !
|
||
Wśród stałej ludności zaczarowanego świata ukazywał się od czasu do czasu zwykły śmiertelnik , który na skrzydłach reputacji potrafił wzbić się aż do szczytów Olimpu . Zwykle bywał nim jakiś inżynier , który łączył oceany albo wiercił czy też budował Alpy . Był jakiś kapitan , który w walce z dzikimi stracił swoją kompanię , a sam okryty ranami ocalał dzięki miłości murzyńskiej księżniczki . Był podróżnik , który podobno odkrył nową część świata , rozbił się z okrętem na bezludnej wyspie i bodaj czy nie kosztował ludzkiego mięsa .
|
||
— Bywają większe — odważyłem się wtrącić .
|
||
— A to cała historia ! — odparł Mraczewski przypatrując się spod oka Wokulskiemu . — Jest to baron Krzeszowski , wielki dziwak , i jego żona , trochę narwana . Nawet skuzynowani ze mną , ale cóż ! … — westchnął spoglądając w lustro . — Ja nie mam pieniędzy , więc muszę być w handlu ; oni jeszcze mają , więc są moimi kundmanami …
|
||
— Niezgorsi .
|
||
Wokulski przetarł oczy . Przed nim , z mroku , wynurzył się obdarty człowiek .
|
||
Wokulski zbliżył się do obelisku i ogarnęło go zdumienie . Znajdował się na środku obszaru mającego ze dwie wiorsty długości i z pół szerokości . Za sobą miał ogród , przed sobą bardzo długą aleję . Po obu jej stronach ciągnęły się skwery i pałace , a daleko , na wzgórzu , wznosiła się ogromna brama . Wokulski czuł , że w tym miejscu może mu zabraknąć przymiotników i stopni najwyższych .
|
||
— Owszem , jeżeli pani życzy sobie , jestem szlachcicem , nawet lepszym od niejednego z tych , jakich spotykałem w salonach . Na moje nieszczęście , wobec pani , jestem także i kupcem .
|
||
— Cicho tam ! … — woła urzędowy głos od stołu .
|
||
— Pójdziemy do tych pań — rzekłem .
|
||
— Tylko niech pan żara wracza , bo już pora ubierać się i fryzjer przyjdzie .
|
||
— Już w żadnych — odparła rumieniąc się . — Pani Krzeszowska zrobiła mi taką scenę za to , że musiała zapłacić sto tysięcy za kamienicę , że ja nie protegowałam jej u pana Wokulskiego , i tak dalej , że … pożegnałam ją i już tam nigdy nie pójdę . Naturalnie , wymówiła nam komorne od Nowego Roku .
|
||
— Zdaje się , że jaśnie pan u Stępka … Chciałbym złożyć rzeczy , ale nie widzę ani gabinetu pana , ani pokoju dla mnie .
|
||
— Chcę kupić dom Łęckiego …
|
||
— Pani hrabina raczy przyjąć dwie sztuki ? …
|
||
— Jeździł pan ? … ach , jak to dobrze ! — zawołała panna Felicja . — Niech nam pan opowie …
|
||
Toteż wychodząc z teatru nie miał pretensji do Wokulskiego ; owszem , zaczął nawet podejrzywać , że kochany Stach tylko dla zrobienia mu przyjemności wymyślił komedię z wręczeniem podarunku Rossiemu .
|
||
I to jest kupiec ? … To jest błazeństwo , mówię , nie kupiectwo ! …
|
||
— Szliśmy z kirasjerami — mówił rządca . — Pan znasz kirasjerów , panie Rzecki ? … Na niebie świeci jedno słońce , ale w szwadronie kirasjerów jest sto słońc …
|
||
— Zdaje mi się , panie Ochocki — rzekła pani Wąsowska — że prędzej zostaniesz naszym Kopernikiem , aniżeli nauczysz się ostrożności ! Jak mogłeś wobec Izabeli nazwać tego pana poliszynelem ? …
|
||
„ Tak — myślał — on jest bezczelnie głupi i zapewne dlatego podoba się kobietom . ”
|
||
— Mam przeczucie , że go tu gdzieś spotkamy …
|
||
— Czy prawda ( przepraszam , że zapytuję o podobne rzeczy ) , czy prawda , panie Wokulski , że za swój dom chce pan od baronowej Krzeszowskiej sto dwadzieścia tysięcy ? …
|
||
— Zapewne , ale … ta duma , pewność siebie … Z jaką oni swobodą rozmawiają …
|
||
— Owszem — odpowiedział Wokulski .
|
||
Obiad , wieczór i kilka dni następnych zeszły pannie Izabeli bardzo przyjemnie . Zastanowiła ją jedna okoliczność , że w ciągu tak krótkiego czasu odwiedziło ich więcej osób aniżeli dawniej w ciągu miesiąca . Bywały godziny , że w pustym niegdyś salonie teraz rozlegał się gwar śmiechów i rozmów , aż wypoczęte meble dziwiły się natłokowi , a w kuchni szeptano , że pan Łęcki musiał odebrać jakieś wielkie pieniądze . Nawet damy , które jeszcze na wyścigach nie mogły poznać panny Izabeli , przyszły teraz do niej z wizytami ; młodzi zaś panowie , aczkolwiek nie przychodzili , poznawali ją na ulicy i kłaniali się z szacunkiem .
|
||
— Jest to bardzo zaszczytne dla nas obojga — przerwał baron — ponieważ i ja gotów jestem zapomnieć pani wszystko , co dotyczy mojej osoby . Na nieszczęście , raczyła pani wprowadzić w grę moje nazwisko , które lubo w historii świata nie odznaczyło się żadną niezwykłością , zasługuje przecież na to , aby je oszczędzano .
|
||
Nareszcie Wokulski siadł na konia , pani Wąsowska niecierpliwie uderzyła swego szpicrózgą i wyjechali za folwark .
|
||
— Zresztą — zakończyłem — bliższych informacyj o komornem udzieli ci twój rządca , pan Wirski , po którego zaraz poszlę stróża …
|
||
— Nie obejrzysz sklepu ? — spytał Ignacy .
|
||
Istotnie , dzień był wyjątkowo gorący i jaskrawy : chodniki i kamienie ziały żarem , blaszanych szyldów ani latarniowych słupów nie można było dotknąć ręką , a z nadmiaru światła panu Ignacemu zachodziły łzami oczy i czarne płatki zasłaniały mu pole widzenia .
|
||
— Jak z których — odezwała się pani Misiewiczowa .
|
||
— Gdzie ? kto ? — zawołał baron , prawie wspinając się na kozioł . — A tak , to oni … Żółty brek i gniada czwórka … Ciekawym , kto jedzie ? Niech no pan spojrzy …
|
||
— Tak powiedziała prezesowa ? — rzekła chłodno panna Izabela .
|
||
Taki byłem nieswój , taki zmartwiony , że zamknąwszy sklep poszedłem na piwo . Spotkałem tam radcę Węgrowicza , który wciąż psy wiesza na Wokulskim , ale miewa bardzo szczęśliwe pomysły polityczne … i kłóciliśmy się z nim do północy . Węgrowicz ma rację : istotnie widać z gazet , że w Europie na coś się zanosi . Kto wie , czy po Nowym Roku mały Napoleonek ( nazywają go Lulu , zrobi on wam lulu ! ) nie przeniesie się z Anglii do Francji … Prezydent MacMahon za nim , ks . Broglie za nim , w narodzie większość za nim … Można by się założyć , że zostanie cesarzem jako Napoleon IV , a na wiosnę zacznie taniec z Niemcami . Teraz przecie Niemcy nie pójdą do Paryża ; nie udaje się dwa razy ta sama sztuka .
|
||
Skończywszy czytać , zapalał jeszcze kilka płomieni i przy ich blasku robił przegląd towarów w gablotkach i szafach .
|
||
Stach niedbale rozejrzał się po oknach domu i bez najmniejszej uwagi słuchał mego sprawozdania o melioracjach . Daliśmy nową podłogę w bramie , wyreperowaliśmy dachy , odmalowaliśmy ściany , myliśmy schody co tydzień . Słowem , z zaniedbanej zrobiliśmy wcale okazałą kamienicę . Wszystko było w porządku nie wyłączając dziedzińca i wodociągów ; wszystko , oprócz komornego .
|
||
— To będzie zależało od metody odwetu — odpowiedziała panna Izabela i znowu zarumieniła się .
|
||
— Weź sobie to jako amulet przeciw powątpiewaniu o moim rozumie czy prawdomówności . Ten metal jest około pięciu razy lżejszy od wody , dobrze więc będzie ci przypominał naszą znajomość . Przy tym — dodał śmiejąc się — ma on wielką zaletę : nie obawia się żadnych odczynników chemicznych … Prędzej zniknie , aniżeli zdradzi mój sekret … A teraz idź już , panie * Siuzę * , odpocznij i namyśl się : co masz zrobić ze sobą ?
|
||
Wszystko to roiło się między dwoma długimi ścianami kamienic pstrej barwy , nad którymi górowały wyniosłe fronty świątyń . Na obu zaś końcach ulicy , niby pilnujące miasta szyldwachy , wznosiły się dwa pomniki . Z jednej strony król Zygmunt , stojący na olbrzymiej świecy , pochylał się ku Bernardynom , widocznie pragnąc coś zakomunikować przechodniom . Z drugiego końca nieruchomy Kopernik , z nieruchomym globusem w ręku , odwrócił się tyłem do słońca , które na dzień wychodziło spoza domu Karasia , wznosiło się nad pałac Towarzystwa Przyjaciół Nauk i kryło się za dom Zamoyskich jakby na przekór aforyzmowi : „ Wstrzymał słońce , wzruszył ziemię . ” Wokulski , który w tym właśnie kierunku wyglądał ze swego balkonu , mimo woli westchnął przypomniawszy sobie , że jedynymi wiernymi przyjaciółmi astronoma byli tragarze i tracze , nie odznaczający się , jak wiadomo , zbyt dokładną znajomością zasługi Kopernika .
|
||
— Za pozwoleniem ! — przerwała mu śmiejąc się . — W tej chwili powiedział pan kompliment samemu sobie …
|
||
— Może je będzie miał — odezwał się ajent .
|
||
— Przyszyj sobie aksamitny kołnierz i idź do diabła .
|
||
Po śniadaniu , w ciągu którego panna Ewelina rozmawiała tylko z baronem , a Starski umizgał się do czarnookiej wdowy , goście pożegnawszy gospodynią rozeszli się . Ochocki poszedł na strych pałacu , gdzie w pokoiku , świeżo na ten cel zbudowanym , urządzał obserwatorium meteorologiczne , baron z narzeczoną wybrali się do parku , a prezesowa zatrzymała Wokulskiego .
|
||
Odchodzą oboje w najdalszy kąt sali i przed oczyma pana Ignacego kryją się za grupą starozakonnych . W tej grupie znajduje się stary Szlangbaum i młody Żydek bez zarostu , tak blady i wycieńczony , że pan Ignacy sądzi , iż bardzo niedawno musiał wstąpić w związki małżeńskie . Stary Szlangbaum coś wykłada wycieńczonemu Żydkowi , któremu coraz więcej baranieją oczy ; co by mu jednak wykładał ? Pan Ignacy nie może się domyśleć .
|
||
— Dam ci list , który zaraz odniesiesz , i tam zostaniesz . Chcesz czy nie chcesz ? …
|
||
— Nie zagarnia , tylko kupuje ! — zawołał doktór . — Może wolałbyś pan , ażeby sklep zmarniał nie znalazłszy nabywcy ? … I kto z was mądrzejszy : pan , który po kilkudziesięciu latach nie masz nic , czy on , który w ciągu roku zdobywa taką fortecę , nikomu notabene nie robiąc krzywdy , a Wokulskiemu płacąc gotówką ? …
|
||
— Widziałem lepszą rzecz , panie … Podczas kampanii byłem we Włoszech i widziałem , jak Włosi przyjmowali Francuzów w wigilię bitwy pod Magentą …
|
||
— Ależ pan nie ma idei o powożeniu ! — krzyknęła wdowa usiłując potrącić Ochockiego drutem parasolki .
|
||
— Miałem list od Mraczewskiego — rzekł po chwili . — Suzin , jak wiesz , jeszcze w lutym wysłał go do Francji …
|
||
„ Skąd ja ją znam ? ” — pomyślał Wokulski wychodząc z bramy na ulicę .
|
||
— Niech pani przebaczy , jeżeli mimowolnie zrobiłem jej przykrość . Może , według pani , tacy jak ja nie mają prawa myśleć o pani ? … W waszym świecie nawet ten zakaz jest możliwy . Ale ja należę do innego … W moim świecie paproć i mech tak dobrze mają prawo patrzeć na słońce jak sosny albo … grzyby . Dlatego niech mi pani wręcz powie : czy wolno mi , czy nie wolno myśleć o pani ? Na dziś nie żądam nic innego .
|
||
Nade wszystko zaś mieć dużo pieniędzy .
|
||
„ Już rozumiem — pomyślał — tajemnicę Geista . On mnie zamagnetyzował … ”
|
||
Zimno mi się zrobiło , kiedym tego słuchał . Nie chcąc jednak może na próżno przerażać pani Stawskiej , nie śmiałem zakomunikować jej moich przeczuć . Zapytałem tylko :
|
||
Wypił , zaczął znowu chodzić po pokoju i mówić przyciszonym głosem :
|
||
— Otóż i dotarliśmy do interesu publicznego ! … — zawołał wzruszonym głosem książę . — Kwestia zarysowuje się tak : czy projekta szanownego pana Wokulskiego są objawem pomyślnym dla kraju ? … Panie mecenasie … — zwrócił się książę do adwokata , czując potrzebę wyręczenia się nim w kłopotliwej nieco sytuacji .
|
||
— Komorne wasze zapłacone ? — spytał .
|
||
„ Inny świat … inny świat ! … — myślał Wokulski . — Co za fatalność popycha mnie w tamtą stronę ? ”
|
||
— Mówią — dorzucił inny głos — że chce założyć spółkę z samych szlachciców …
|
||
— Cicho ! … na Boga , cicho ! … Niech pan Szpigelman przyjdzie jutro … Przecież pan Szpigelman wie , że są pieniądze …
|
||
Rok 1879 dopiero się zaczął , ale niechaj go kaczki zdepczą ! … Anglicy , jeszcze nie wygrzebawszy się z Afganistanu , już mają wojnę w Afryce , gdzieś na Przylądku Dobrej Nadziei , z jakimiś Zulusami . Tu zaś , w Europie , ani mniej , ani więcej , tylko — wybuchła dżuma w okolicach Astrachania i lada dzień może do nas zajrzeć .
|
||
„ A jednak wyjechała ! — szepnął . — Wyjechała , więc i cóż ? … ”
|
||
— Jutro ? … — powtórzyła staruszka . — A cóż będzie z kamieniem ?
|
||
— Gut Morgen , Grossmutter !
|
||
— O ! pan nigdy nie będziesz miał taktu , panie Rzecki … O ! co za cios ! … Prawda , że nieboszczyk , dokładnie mówiąc , nigdy nie był aniołem , osobliwie w ostatnich czasach , ale zawsze straszne spotkało mnie nieszczęście … Nieopłakane , niepowetowane ! …
|
||
— Czego ? Albo nie wiem , że wilk nie będzie pilnował baranów … Naturalnie …
|
||
— A może , czy nie sądzi pan , byłyby lepsze spinki w formie podków ? — pytał Mraczewskiego .
|
||
— Spodziewam się , panie Rzecki , że cokolwiek nastąpi , będziemy dobrymi przyjaciółmi …
|
||
„ Tak , alboż ja dawniej nie widywałem nędzy ? … ” — szepnął Wokulski .
|
||
— Czy zaraz ? — zdziwił się garson .
|
||
Geist spojrzał na niego z pobłażliwą wzgardą .
|
||
— Od tego dnia uległem dziwnej chorobie — mówił Wokulski . — Dopóki rozpisywałem listy , robiłem rachunki , odbierałem towary , rozsyłałem moich ajentów , dopókim bodaj dźwigał i wyładowywał zepsute wozy albo czuwał nad skradającym się grabieżcą , miałem względny spokój . Ale gdym oderwał się od interesów , a nawet gdym na chwilę złożył pióro , czułem ból , jakby mi — czy ty rozumiesz , Ignacy ? — jakby mi ziarno piasku wpadło do serca . Bywało , chodzę , jem , rozmawiam , myślę przytomnie , rozpatruję się w pięknej okolicy , nawet śmieję się i jestem wesół , a mimo to czuję jakieś tępe ukłucie , jakiś drobny niepokój , jakąś nieskończenie małą obawę .
|
||
— Przyniósł lokaj Łęckich do starego — rzekł . Może pan mu odda , bo dziś , bestia , czegoś taki zły …
|
||
Hrabina z panną Izabelą poszły na przód , za nimi pan Tomasz z Wokulskim . Pan Tomasz czuł w sobie tyle goryczy , kwasu i ciężaru na widok białego cylindra , że nie chcąc być niegrzecznym zmuszał się do uśmiechu . A nareszcie , pragnąc w jakiśkolwiek sposób zabawić Wokulskiego , znowu zaczął mu mówić o swojej kamienicy , z której ma nadzieję otrzymać czterdzieści albo i pięćdziesiąt tysięcy czystego zysku .
|
||
— Bah ! Czy to pani nie widziała , jak wczoraj szeptali na tej kanapie ? … Wokulski dawno już nie był tak ożywiony , a nawet wzruszony jak wczoraj …
|
||
— To takie piękne zabawki ? — spytałem robiąc sobie pewien plan w duchu .
|
||
— A jeżeli te stosunki przewrócą mu w głowie ? … — spytała panna Izabela .
|
||
— Czyliżbym naprawdę ? …
|
||
Panna Izabela słuchała z szeroko otwartymi oczyma .
|
||
— Zrób szóste — odpowiedział doktór nie odejmując oka od szkła — i ożeń się .
|
||
Potem wydobył księgi , umaczał pióro i niby to zaczął rachować . Był przekonany , że cuchnie piwem jak stara beczka , którą już wyrzucono z piwnicy , i zupełnie serio począł rozważać : czy nie należało podać się do dymisji po spełnieniu całego szeregu tak haniebnych występków ?
|
||
„ Ciekawym — szepnął — co mu powiem , jeżeli mnie spotka ? … Po diabła ja wlazłem w to błoto ? … ”
|
||
— Staś … Pan Wokulski — poprawił się Rzecki — pisze mi , że wojny nie będzie .
|
||
— No , to zmów jedno Zdrowaś … Tylko uklęknij … Patrz się tam …
|
||
Usiadła na brzegu aksamitnego sprzętu , jeszcze mocniej zawstydzona . Powieki szybko zamykały się jej i otwierały ; patrzyła w ziemię , a na rzęsach jej błysnęły krople łez . Inaczej wyglądała przed dwoma miesiącami .
|
||
„ Piękne rzeczy ! — myślał . — Panna Ewelina przez litość wychodzi za barona i zapewne przez litość romansuje ze Starskim … Rozumiem kobietę , która wychodzi za mąż dla pieniędzy , choć to głupi rodzaj zarobku … Rozumiem nawet mężatkę , która po szczęśliwym pożyciu nagle zakocha się i oszukuje męża … Nieraz zmusza ją do tego obawa skandalu , dzieci , tysiące pęt … Ale panna oszukująca narzeczonego jest zupełnie nowym zjawiskiem … ”
|
||
— Proszę cię , panie Wokulski — rzekła prędko — siądź tu na chwilę , bo delegowany nas opuścił . Pozwolisz , że ułożę twoje imperiały na wierzchu , dla zawstydzenia tych panów , którzy wolą wydawać pieniądze na szampana …
|
||
— Bronię , bom trochę o nim słyszał — odpowiedział półgłos . — Furmani u mnie niejaki Wysocki , który umierał z głodu , nim Wokulski postawił go na nogi …
|
||
— Panowie ci — rzekłem — nie płacą komornego , więc bardzo być może …
|
||
— Wiem — zawołała — pan pewnie od tego starego pana ! … On kilka razy obiecywał , że mnie weźmie … Czy on bardzo bogaty ? … Pewnie , że bardzo … Jeździ powozem i siada w pierwszych rzędach w teatrze .
|
||
— Stachu — mówiłem nieraz — strzeż się ! … Masz czterdzieści trzy lat … W tym wieku Bismarck dopiero zaczynał karierę …
|
||
— Więc jak mam powiedzieć ? …
|
||
— Dlaczegożeś od razu do mnie nie przyszedł ? — spytał Stach .
|
||
— Zapominasz się pan — rzekła dumnie pani Wąsowska .
|
||
Gość , przybyły do sklepu z zamiarem kupienia parasola , oderwał Klejna od Rzeckiego . Panu Ignacemu zaczęły krążyć po głowie bardzo szczególne myśli .
|
||
Zdawało mu się , że w tym wulkanicznym ognisku cywilizacji spotka go coś nadzwyczajnego , że tu zacznie się nowa epoka jego życia . Zarazem czuł , że rozpierzchnięte dotychczas wiadomości i poglądy zbiegają się w pewną całość , w jakiś system filozoficzny , który tłomaczył mu wiele tajemnic świata i jego własnego bytu .
|
||
I przyglądał się planowi miasta wyśmiewając własne wysiłki .
|
||
Pani Stawska zalała się łzami .
|
||
— Wiem — powiedział — że jestem świnia . Ale … jeszcze najmniejsza z tych , jakie tu u was cieszą się publicznym szacunkiem .
|
||
— Ech , co tam ! … — Pobiegła do tacy i pochyliła się nad krzyżem .
|
||
— Oo ? … cóż pisze ta wariatka ?
|
||
„ Oto są szczęśliwi zakochani ! — pomyślał . — Szepczą i uciekają jak złodzieje … Pięknie urządzony świat , co ? … Ciekawym , o ile byłoby lepiej , gdyby władał nim Lucyper ? … A gdyby mi zastąpił drogę jaki bandyta i zabił w tym kącie ? … ”
|
||
Słowem , wszyscy byli kontenci , a pan Zięba spokojny .
|
||
— Co to za człowiek ? — rzekł do doktora .
|
||
— Ależ , panie , ależ przepraszam ! … — tłomaczył się odurzony gość .
|
||
Stanąwszy na chodniku przed sklepem pan Ignacy dostaje ataku wyrzutów sumienia .
|
||
Później niejednokrotnie Wokulski usiłował zdać sobie sprawę z salonu i ze sposobu , w jaki tam wszedł ; ale całości faktu nie mógł sobie przypomnieć . Pamiętał , że przede drzwiami ukłonił się parę razy panu Tomaszowi , że potem owionęła go jakaś miła woń , skutkiem czego ukłonił się damie w kremowej sukni z pąsową różą przy ramieniu , a potem — innej damie wysokiej i czarno ubranej , która patrzyła na niego z przestrachem . Przynajmniej tak mu się zdawało .
|
||
— No — mówię — jeżeli nasz sklep kupią Żydzi , to i ja się z wami połączę ; jeszcze moja pięść coś zaważy … Ale tymczasem , na miłosierdzie boskie , nie rozpuszczajcie plotek o Wokulskim i nie drażnijcie ludzi przeciw Żydom , bo już i bez tego panuje rozgoryczenie …
|
||
— Owszem , jeżeli wygram od cioci tę bransoletę z szafirów …
|
||
— Owszem , ale … myślałam , że panu będzie przyjemniej w towarzystwie pani Wąsowskiej .
|
||
— A któż by inny ? Klejn , Lisiecki czy Zięba ? … Ci nie znaleźliby kredytu , a znalazłszy , może by go zmarnowali .
|
||
— A może Wokulski ma głowę ?
|
||
— Cóżeś stanął ? Nakryj głowę … — rzekł Wokulski .
|
||
W tej chwili delikatnie otwierają się drzwi gabinetu ; staje w nich panna Florentyna , wysoka , czarno ubrana , nieśmiała , trzyma w dwu palcach list i mówi cicho :
|
||
— Niestety ! nie jeździłem żadnym — westchnął Starski — ale w tej chwili wyobrażam sobie , że jadę bardzo lichym .
|
||
— Inni , panie , zbogacili się na funduszach narodowych i — nic . Ehe ! he ! …
|
||
— A … witam ! … — zawołał pan Tomasz wyciągając do niego rękę .
|
||
— Dobrze … dobrze … — odparł Wokulski nie zdając sobie sprawy z tego , co mówi pan Ignacy . Właśnie w tej chwili myślał o ruinach zasławskiego zamku , wśród których pierwszy raz zobaczył łzy w oczach panny Izabeli .
|
||
— I co by pani z tego przyszło , gdybym odpowiedział jak inni ?
|
||
Nazajutrz po pierwszym śniadaniu kazał osiodłać konia i wyjechał pod pozorem obejrzenia okolicy . Nie myśląc skręcił na drogę , gdzie wczoraj toczył się powóz panny Izabeli i gdzie zdawało mu się , że jeszcze widać ślady kół … Potem , również machinalnie , zawrócił w stronę lasu , dokąd tak niedawno jeździli na rydze . W tym miejscu śmiała się , tu rozmawiała z nim , tu spoglądała na okolicę …
|
||
Zaczęła znowu tak płakać , iż myślałem , że dostanie spazmów .
|
||
Wziął fiakra i pojechał według adresu , daleko za wały miasta , w okolice Charenton .
|
||
„ Na nieszczęście — westchnął — dziś nie wolno zabijać innych , tylko siebie można ; byle od razu i dobrze . No ! … ”
|
||
Wyciągnęła rękę , której Wokulski ledwo śmiał dotknąć .
|
||
Wyszliśmy z mieszkania i zatrzymaliśmy się przede drzwiami obok schodów . Rządca ostrożnie zapukał , a mnie wszystka krew uciekła z głowy do serca , a z serca do nóg . Może nawet z nóg uciekłaby do butów i gdzieś het ! po schodach aż do bramy , gdyby nie odpowiedziano z wnętrza :
|
||
„ Aha , już zaczęła się licytacja ! … ” — mówi do siebie pan Ignacy idąc za nimi na górę .
|
||
— Niemiły człowiek — odpowiedziała z ożywieniem . — Teraz przypominam go sobie … Będąc we wtorek w sklepie zapytałam go o cenę wachlarza . Trzeba było widzieć , jak spojrzał na mnie ! … Nie odpowiedział nic , tylko wyciągnął swoją ogromną czerwoną rękę do subiekta ( nawet dość eleganckiego chłopca ) i mruknął głosem , w którym czuć było gniew : panie Morawski czy Mraczewski ( bo nie pamiętam ) , pani zapytuje o cenę wachlarza . A … nieciekawego znalazł papo wspólnika ! … — śmiała się panna Izabela .
|
||
— Pociąg do ostrych sosów jest oznaką nietęgiego zdrowia — zauważył Ochocki .
|
||
— A wiecież wy — mówił — że Chrystus mocą poświęcenia sam jeden zbawił ludzkość ? … O ileż więc świat by się udoskonalił , gdyby na nim ciągle były jednostki gotowe do ofiary z życia ! …
|
||
— To wstąp pan do mnie we środę na śniadanie i raz skończmy .
|
||
— To wiele znaczy … bardzo wiele ! — zawołał hrabia zgarbiony . — Raz nauczmy się szanować zyski groszowe …
|
||
— Ciężko , co ? … — rzekł .
|
||
Wizytujące damy , w których współczucie nie osłabiło ciekawości , oświadczyły , że i one mogą z nami pogadać . Ale Wirski tak zamaszyście zaczął podawać im salopy , że zakłopotane biedaczki ucałowawszy panią Stawską , panią Misiewiczowa , Helunię i panią Wirską ( myślałem , że w końcu zaczną całować krzesełka ) wyniosły się nareszcie i nadto zmusiły małżonków Wirskich do wyjścia razem z nimi .
|
||
Chwilę patrzyła na niego z łagodnym uśmiechem .
|
||
Palmieri obraził się .
|
||
Nareszcie pewnego dnia Stach Wokulski całkiem zniknął mi z oczu . Dopiero we dwa lata napisał do mnie list z Irkucka prosząc , abym mu przysłał jego książki .
|
||
W Zamościu bawiłem rok z czymś . A żem dobrze drwa rąbał , więc byłem co dzień na świeżym powietrzu . Napisałem stamtąd list do Mincla i podobno otrzymałem od niego odpowiedź , nawet pieniądze ; ale wyjąwszy pokwitowania z odbioru , bliższych szczegółów tego wypadku nie pamiętam .
|
||
— Cha ! cha ! … — śmiał się Geist . — Weź do ręki , przypatrz się … Prawda , że ciekawe szkło ? … Cięższe od żelaza , z odłamem ziarnistym , wyborny przewodnik ciepła i elektryczności , pozwala się strugać … Prawda , jak to szkło dobrze udaje metal ? … Może chcesz je rozgrzać albo kuć młotem ? …
|
||
— Słyszę — rzekł do córki uśmiechając się — że panienka odbiera korespondencje , które jej psują humor .
|
||
— Jeżeli nie więcej … — szepnąłem .
|
||
— Karierę zrobił ! — mówił gruby głos . — Za młodu wysługiwał się takim jak my , a ku starości chce mu się fagasować wielkim panom .
|
||
— Bo też to są rachunki z waszego sklepu i waszej spółki — odparł Szuman .
|
||
W sercu gotowała mu się głucha wściekłość . Czuł , że jego ręce stają się jak żelazne sztaby , a ciało nabiera tak dziwnej tęgości , że chyba nie ma kuli , która by uderzywszy go nie odskoczyła . Przemknął mu przez głowę wyraz : śmierć , i na chwilę uśmiechnął się . Wiedział , że śmierć nie rzuca się na odważnych ; staje tylko naprzeciw nich jak zły pies i patrzy zielonymi oczyma : czy nie zmrużą powieki ?
|
||
Po chwili kłopotliwego milczenia odezwała się znowu młoda pani :
|
||
I tak szedł przez całe Aleje , plac Aleksandra , przez Nowy Świat , ciągle upatrując kogoś i ciągle doznając zawodu .
|
||
Mecenas w wytłoczonych spodniach niecierpliwie potrząsa ręką .
|
||
— Tak , pani , obraziłem panią podejrzeniami . Byłem — mówił stłumionym głosem — byłem na koncercie u państwa Rzeżuchowskich … Wyszedłem nawet nie pożegnawszy się z panią … Już nie chcę mówić dalej … Czuję tylko , że ma pani prawo nie przyjmować mnie jako człowieka , który nie ocenił pani … śmiał posądzać …
|
||
— Bardzo rozsądnie ! — pochwalił ją Wirski kłaniając się .
|
||
„ Zwyczajnie , zbogacony parweniusz ! — mruknął hrabia . — Przedwcześnie zachwycaliśmy się nim , chociaż … spółkę może prowadzić … Rozumie się , przy pełnej kontroli z naszej strony . ”
|
||
— Wszystko jedno ! — przerwał mi pan Wirski . — Dobre usługi przyjmuje się nawet od nieznajomych .
|
||
Odeszły i wkrótce znikły za furtką . Pani Wąsowska obejrzała się , lecz spostrzegłszy , że Wokulski patrzył na nią , szybko odwróciła głowę .
|
||
I dopiero dziś spotkał człowieka wyższego od siebie , wariata , który chce budować machiny latające ! …
|
||
Tymczasem na dole praczki prały bieliznę , na trzecim piętrze szewc kuł , a na drugim w tylnej oficynie dźwięczał fortepian i rozlegała się wrzaskliwa gama :
|
||
— Ma gorączkę — szepnął Stein . — Będzie z nim kłopot w drodze …
|
||
— Także koncept ! … Pański zegarek zawsze spieszy się z rana , a późni wieczorem — odparł cierpko Lisiecki ocierając szronem pokryte wąsy .
|
||
— A czy pani zwróciła należność ?
|
||
— Gdzie jaśnie panienka rozkaże jechać ? — spytał lokaj zatrzasnąwszy drzwiczki powozu .
|
||
Gdyby ją kto szczerze zapytał : czym jest świat , a czym ona sama ? niezawodnie odpowiedziałaby , że świat jest zaczarowanym ogrodem , napełnionym czarodziejskimi zamkami , a ona — boginią czy nimfą uwięzioną w formy cielesne .
|
||
— W takim razie trzeba płacić siedemset rubli …
|
||
„ Używaj wszystkich środków , od najmniejszej dozy oleju do największej dozy strychniny , a coś ci z tego pomoże , nawet na — nosaciznę . ”
|
||
Panna Izabela zaczęła bawić się kokardą swej sukni .
|
||
— Z Portugalią — wtrącił doktór .
|
||
Spojrzał na framugę okna i znowu zobaczył młodego człowieka , który ciągle siedział sam nad nietkniętym talerzem zasłaniając oczy ręką .
|
||
Po lodach zupełnie zdetonowana panna Florentyna została w jadalni , a reszta towarzystwa przeszła na kawę do gabinetu pana . Właśnie Wokulski skończył swoją filiżankę , kiedy Mikołaj przyniósł panu Tomaszowi na tacy list mówiąc :
|
||
— A reperaczyja ? …
|
||
— Mało go znam . To stary człowiek .
|
||
— Nie — odparł Wokulski po chwilowym namyśle .
|
||
— Cóż on zrobił ? — pytam .
|
||
— Tego nie jestem w stanie oznaczyć — rzekła baronowa — może za miesiąc , może za rok . Sądzę jednak — dodała surowo — że o rzeczywistości poszukiwań nie wątpi pan ?
|
||
— Byłeś ? — spytał go Mincel .
|
||
Dwaj Francuzi , towarzyszący Suzinowi , ukazują się znowu i mówią im , że już mogą jechać . Suzin bierze pod rękę Wokulskiego i wyprowadza go na plac , gdzie stoi mnóstwo omnibusów i powozów jedno- i dwukonnych , z woźnicami umieszczonymi z przodu lub z tyłu . Przeszedłszy kilkanaście kroków trafiają na dwukonny powóz z lokajem . Siadają i jadą .
|
||
— Coże się z nimi dzieje ? … — nalegała coraz niespokojniej prezesowa .
|
||
— A pościel ? … garderoba ? … sprzęty ? … — zawołała pani łamiąc ręce .
|
||
— Nie ! dla mnie nie wygląda pan śmiesznie , ale jakby tu powiedzieć ? … niespodziewanie . Wyobrażałam sobie pana całkiem inaczej . Kiedy mi powiedziano , że pan jest kupcem , który w dodatku szybko zrobił majątek , pomyślałam :
|
||
— To niepodobna ! … to chyba nie słyszał go pan … Pan Szastalski ( no , on zawsze przesadza ) powiedział , że tylko słuchając Molinariego mógłby umrzeć bez żalu . Pani Wywrotnicka jest nim zachwycona , a pani Rzeżuchowska ma zamiar wydać dla niego raut .
|
||
— No , mówieniem nikt nikogo chyba nie przekona , tylko faktami — odparł Wokulski .
|
||
— Prawda ! — potwierdziła staruszka . — Jest H i jest T. Niechże pan spojrzy …
|
||
Wokulski teraz dopiero zrozumiał cel wyprawy na folwark , gdy w dziedzińcu wybiegło naprzeciw prezesowej całe stado kur , którym ona rzucała ziarno z kosza . Za kurami ukazała się ich dozorczyni , stara Mateuszowa , donosząc pani , że wszystko jest dobrze , tylko że z rana krążył nad dziedzińcem jastrząb , a po południu jedna z kur trochę udławiła się kamieniem , ale już ją minęło .
|
||
— Nie mogłem … i basta ! Nie miałem po co wracać — odparł niecierpliwie Wokulski . — Umrzeć tu czy tam , wszystko jedno … daj mi wina — zakończył nagle , wyciągając rękę .
|
||
— Bardzo dobry zwyczaj — odparł uradowany Rzecki . Prędko wydobył krawat z szuflady i parasol z okna i podał je ze śmiechem Wokulskiemu . — Po strąceniu rabatu — dodał — jako handlujący , zapłacisz siedem rubli . Pyszny parasol … Bagatela …
|
||
Kupcy , a nade wszystko fabrykanci , nienawidzili Wokulskiego , najcięższe jednak zarzuty , jakie mu stawiali , były te : „ To szlachcic … wielki pan … polityk ! … ” , czego znowu książę w żaden sposób nie mógł mu brać za złe …
|
||
Wrócił do siebie i pierwszy raz całkiem spokojnie począł przebiegać myślą wszystkich adoratorów panny Izabeli , których widywał z nią lub o których tylko słyszał . Przypomniał sobie ich znaczące rozmowy , tkliwe spojrzenia , dziwne półsłówka , wszystkie sprawozdania pani Meliton , wszystkie sądy , jakie krążyły o pannie Izabeli wśród podziwiającej ją publiczności . Wreszcie głęboko odetchnął : zdawało mu się , że znalazł jakąś nitkę , która może wyprowadzić go z labiryntu .
|
||
Pewnego dnia ( w pół roku po śmierci pani Małgorzaty ) widząc , że mi chłopak w oczach dziadzieje , podsunąłem mu projekt :
|
||
Wokulski podał mu list .
|
||
Wyjąwszy turkotu dorożek , w sali jest dosyć cicho . Komornicy milczą , zatopieni w swoich aktach , licytanci również milczą , zapatrzeni w komorników ; reszta zaś publiczności , zebrana w cywilnej połowie izby i podzielona na grupy , wprawdzie szemrze , ale po cichu . Nie mają interesu , ażeby ich słyszano .
|
||
A doktór wciąż prawił , coraz mocniej rozgorączkowany , coraz gwałtowniej wywijając laską :
|
||
Wołam tedy : „ Stróż ! … ” Przez chwilę nie widać nikogo , nareszcie pokazuje się baba tłusta i tak zasmolona , że nie mogę pojąć , jakim sposobem podobna ilość brudu mieści się w sąsiedztwie pralni , i do tego paryskiej .
|
||
— Nie dziw się : krąży koło mnie starej , zatem muszą ją widzieć moi sąsiedzi . Więc zrobisz , o co cię proszę ?
|
||
Lokaj przyniósł drugi bilet i niebawem ukazał się drugi gość . Był to człowiek pulchny i rumiany i wyglądał na właściciela sklepu bławatnego , kłaniał się na całej przestrzeni ode drzwi do stołu .
|
||
— O … nowa ofiara ! … — wykrzyknęła baronowa wskazując na mnie i z pałającymi oczyma zaczęła mówić głębokim głosem :
|
||
„ Chciałbym przespać ten czas , dopóki znowu jej nie zobaczę ” — myślał Wokulski .
|
||
„ Ach , mój stary Hopferze ! — mówił — o wy , moi koledzy uniwersyteccy i syberyjscy , czy któryś z was wyobrażał sobie mnie zajmującego się podobnymi kwestiami ? … ”
|
||
— Nie idę na bal .
|
||
— O kradzież lalki ! …
|
||
Baron drżał tak , że chwilami zęby mu szczękały .
|
||
Po rozmowie z tym poczciwym kupcem , którego nawet nazwiska nie wymienię , i po wszystkich anonimach , jakie odebrałem , postanowiłem sobie zapisywać rozmaite opinie wypowiadane przez dobrych ludzi o Wokulskim .
|
||
— Czeka na odpowiedź , jaśnie panie .
|
||
„ Po co on jednak kupuje ten dom , po co wdaje się z Łęckimi … A może nie kupuje ? … Może to tylko pogłoski ? … ”
|
||
— Czy nie uprzedzasz się , Belciu ? …
|
||
— Bardzo mi to pochlebia — odpowiedziała , lekko rumieniąc się , panna Izabela — ale jestem pewna , że prędko znudzi pana mój wykład . Bo dla mnie nie zawsze las jest piękny , czasem bywa okropny . Gdybym tu była sama , z pewnością nie widziałabym ulic , kościołów i buduarów . Kiedy jestem sama , las mnie przeraża . Przestaje być dekoracją , a zaczyna być czymś , czego nie rozumiem i czego się boję . Głosy ptaków są jakieś dzikie , czasem podobne do nagłego krzyku boleści , a czasem do śmiechu ze mnie , że weszłam między potwory … Wtedy każde drzewo wydaje mi się istotą żywą , która chce mnie owinąć gałęźmi i udusić ; każde ziele w zdradziecki sposób oplątuje mi nogi , ażeby mnie już stąd nie wypuścić … A wszystkiemu temu winien kuzynek Ochocki , który tłomaczył mi , że natura nie jest stworzona dla człowieka … Według jego teorii wszystko żyje i wszystko żyje dla siebie …
|
||
Na pociechę mógłby sobie powiedzieć , że w tym samym katalogu równie posiadają notatki dwaj inni jego koledzy , a także inkasent , posłańcy , nawet — służący Paweł . Skąd Rzecki znał podobne szczegóły z życia swych współpracowników ? Jest to tajemnica , z którą przed nikim się nie zwierzał .
|
||
— Szczepan ! … cholero jakiś … — odezwał się trzeci głos za przepierzeniem . — Jak mi jeszcze raz , pieskie nasienie , tak stajnię zostawisz , to ci każę zbierać zębami …
|
||
Baron obejrzał dokument z góry na dół i z dołu do góry . Usta mu pobladły .
|
||
Czuł w duszy dziwną pustkę , a na samym jej dnie coś , jakby kroplę piekącej goryczy . Żadnych sił , żadnych pragnień , nic , tylko tę kroplę tak małą , że jej niepodobna dojrzeć , a tak gorzką , że cały świat można by nią zatruć .
|
||
Pierwszy raz w życiu w pani Stawskiej obudziła się lwica . Podniosła głowę , oczy jej błysnęły i odpowiedziała twardym tonem :
|
||
— Będzie się pan fatygował …
|
||
— Władam czterema językami , mam znajomości w świecie artystycznym , literackim , naukowym i przemysłowym …
|
||
Wokulski głęboko odetchnął ; obie wiadomości były ważne . Drugi raz przeczytał list podziwiając szorstki styl pani Meliton i uśmiechając się przy uwagach , jakie robiła nad swoją płcią . Mocno trzymać ludzi czy okoliczności to leżało w naturze Wokulskiego ; wszystko i wszystkich chwytałby za kark , wyjąwszy — pannę Izabelę . Ona jedna była istotą , której wobec siebie chciał zostawić absolutną wolność , jeżeli nie panowanie .
|
||
— A co , ukradła ? … Widzisz pani , co się teraz zrobiło z paninej gęby ? … Hę ? …
|
||
— Niepewny ? … A pan Wokulski to co ? …
|
||
„ Kiedyż to będzie ! … ” — pomyślał .
|
||
Po czym natychmiast sam ubrał się w palto , energicznie naciągnął niezbyt całe kalosze i lekkim krokiem opuścił sądową salę ku zdziwieniu stójkowych , oskarżonych i świadków .
|
||
— Więc kto ? … No , kto kupił ? …
|
||
— Jeżeli łaska , nazwijmy ich wielbicielami .
|
||
Akurat we dwadzieścia cztery godzin po wysłaniu tego listu w lokalu państwa Krzeszowskich zjawił się Rzecki oświadczając , że chce się widzieć z baronem .
|
||
Niepokój trapiący ją od kilku dni : jak się skończy licytacja ? opuścił ją tak , że śladu nie zostało po nim . Więc mają jeszcze dziesięć tysięcy rubli rocznie i trzydzieści tysięcy rubli gotówką ? … Zatem pojadą na wystawę paryską , potem może do Szwajcarii , a na zimę znowu do Paryża . Nie ! … Na zimę wrócą do Warszawy , ażeby znowu otworzyć dom . I jeżeli znajdzie się jaki majętny człowiek , niestary i niebrzydki ( jak na przykład baron albo marszałek … br ! … ) , wreszcie nie parweniusz i niegłupi … ( No , głupi może sobie być ; w ich towarzystwie mądrym jest tylko Ochocki , a i to dziwak ! ) Jeżeli znajdzie się taki epuzer — panna Izabela zdecyduje się ostatecznie …
|
||
Co się tam — mówił dziaduś — koło niego nie działo , włosy na głowie stają . Otoczyły go przecie takie poczwary , że inny umarłby od samego ich wejrzenia . Były — mówił dziaduś — niedopyrze wielkie jak psy , ale ino wachlowały nad nim skrzydliskami . To zastąpiła mu drogę ropucha , duża jak ot ten kamień , to wąż zaplątał mu się między nogi , a kiedy kowal ciapnął go , wąż zaczął płakać ludzkim głosem . Były wilki takie na niego zajadłe , że co im piana padła z pyska , to buchnęła płomieniem , a w opoce wypalała dziury .
|
||
Na Ogród Botaniczny i na Łazienki zapadał już mrok .
|
||
Zresztą , czy w tym Paryżu można zakochać się tak jak on do szaleństwa ?
|
||
— Tym gorzej — przerwał bas . — Dowodził będąc gołym ; ochłonął poczuwszy ruble w kieszeni .
|
||
P. S. Wyobraź sobie , co za szczęście spotkało moją ochronkę . Będąc wczoraj w sklepie tego sławnego Wokulskiego przymówiłam się o mały datek dla sierot . Liczyłam na jakie kilkanaście rubli , a on , czy uwierzysz , ofiarował mi tysiąc , wyraźnie : tysiąc rubli , i jeszcze powiedział , że na moje ręce nie śmiałby złożyć mniejszej sumy . Kilku takich Wokulskich , a czuję , że na starość zostałabym demokratką . ”
|
||
— Na pierwszą .
|
||
No , on wprawdzie nie był ani u Milerowej , ani u pani Stawskiej , ale za to mnie zdarzyły się dziwne wypadki .
|
||
— Czy pozwoli pani , ażebym na jej ręce złożył to dla ochrony pań ? …
|
||
Tu urwał i spod oka spojrzał w stronę panny Izabeli rozmawiającej z Mraczewskim . Oboje stali zwróceni do niego profilem ; dostrzegł więc pałający wzrok subiekta przykuty do panny Izabeli , na co ona w sposób demonstracyjny odpowiadała uśmiechem i spojrzeniami łagodnej zachęty .
|
||
— No , jeszcze nie taki bardzo — odparł Machalski . — Był tu jeden profesor z gimnazjum realnego , obejrzał pompę i powiedział , że na nic się nie zda , ale że chłopak zdolny i powinien uczyć się . Od tej pory mamy sądny dzień w sklepie . Wokulski zhardział , gościom odmrukuje , w dzień wygląda , jakby drzemał , a za to uczy się po nocach i kupuje książki . Jego znowu ojciec wolałby te pieniądze użyć na proces o jakiś tam majątek po dziadku … Słyszałeś przecie , co mówił .
|
||
Panna Izabela zmarszczyła brwi .
|
||
Rzecki schwycił się obu rękoma za głowę .
|
||
— A szelmo ! … dam ja ci …
|
||
— Bah ! — odmruknął zamyślony kuzynek . — Wokulski jest chyba jedynym człowiekiem w Warszawie , z którym można o tym mówić . To numer …
|
||
Od tego dnia bardzo rzadko widywałem się z naszą pryncypałową . W pół roku zaś później Stach powiedział mi , że … żeni się z panią Małgorzatą Mincel .
|
||
— Wolę , wolę na trzecie piętro … Za dwie godziny będę — odparł Geist i szybko wybiegł z pokoju .
|
||
— Moje długi niech panią nie interesują — odparł tonem głębokiego przekonania . — Jeżeli pan Wokulski , zwyczajny szlachcic , mógł w ciągu paru lat zrobić miliony , człowiek z moim nazwiskiem potrafi spłacić czterdzieści tysięcy długów . I ja pokażę , że umiem pracować …
|
||
— Coś lepszego . Dobranoc .
|
||
Ruch powozów , omnibusów i ludzi pieszych zwiększa się w zastraszający sposób . Co kilka kroków werendy , okrągłe stoliki , ludzie siedzący przy chodnikach . Za powozem , który ma z tyłu lokaja , toczy się wózek ciągniony przez psa , mija go omnibus , potem dwaj ludzie z tragami , potem większy wóz na dwu kołach , potem dama i mężczyzna konno i znowu nieskończony szereg powozów . Bliżej chodnika — wózek z bukietami , drugi z owocami , naprzeciw pasztetnik , roznosiciel gazet , handlarz starzyzny , szlifierz , roznosiciel książek …
|
||
— Nic nigdy nie pozna pani nowego , chyba cudacki kapelusz albo siódmą czy ósmą figurę kontredansa , jeżeli jaki półgłówek wymyśli ją . Nic i nigdy ! … — dodał dramatycznym głosem — bo zawsze znajdzie się jakaś baba …
|
||
„ No , zobaczymy , co będzie jutro … A może mnie nie zatrzymają ? … Zresztą panna Izabela jest sobie piękna panna , przypuśćmy , że nawet niezwykle piękna , ale tylko panna , nie nadprzyrodzone zjawisko . Tysiące równie ładnych chodzi po świecie , a ja też nie myślę czepiać się zębami jednej spódnicy . Odepchnie mnie ? … Dobrze ! … Z tym większym rozmachem padnę w objęcia innej … ”
|
||
— Co ty tu robisz , Auguście ? — spytałem .
|
||
Odpowiedział mu z mieszkania pani Krzeszowskiej spazmatyczny płacz niewieści :
|
||
— Weź w rękę …
|
||
— Już pan wychodzisz ? Więc do widzenia , drogi panie . Po świętach u mnie pierwsza sesja i w imię boże zaczynajmy .
|
||
Zaraz ją zobaczysz , o człowieku małej wiary ! Ażeby zaś lepiej przekonać się , że na tym świecie jest porządek , zapisuję tu następujące proroctwa :
|
||
— Wcale nie — wtrącił Ignacy . — Portmonetka doskonała , sam ją wybierałem .
|
||
Machinalnie spojrzał na środek kościoła . Przy bliższym stoliku hrabina drzemała , a panna Izabela ziewała , przy dalszym trzy nie znane mu damy zaśmiewały się z opowiadań jakiegoś wykwintnego młodzieńca .
|
||
Trudna rada — niech się chłopak uczy wojować . Za jakie pół roku wróci okryty sławą , tak że go sami Francuzi gwałtem zaczną ciągnąć do siebie , a my tymczasem — ożenimy Stacha z panią Heleną .
|
||
— Tylko kilku ? … — powtórzył Wokulski i spojrzał na brylanty wyniosłej damy , reprezentujące wartość kilkuset sztuk najcieńszego płótna . — Po świętach — dodał — będę miał honor na ręce pani hrabiny przysłać płótno …
|
||
— Nie tak piękne , jak się wydaje — odpowiedziała staruszka . — Stroje bardzo często nie popłacone , a elegancja ! … Zapewne , inna musi być w salonie z hrabiami i książętami , a inna w garderobie z biednymi robotnicami .
|
||
Wokulski zbliżył się do barona i uścisnął go .
|
||
— Jakie pasażery ? … — zawołał zdziwiony . — Wielmożny pan to jest pasażer , ale tamto — same parchy . Jak my stanęli na rogatce , to nawet strażnik dwa takie gałgany rachował za złotówkę na jeden paszport . A wielmożny pan myśli , co oni byli pasażery ! …
|
||
Wokulski złożył księgę , z wolna podniósł się z fotelu i sięgnąwszy po kapelusz stojący na kantorku skierował się ku drzwiom . Czuł brak oddechu i jakby rozsadzanie czaszki .
|
||
— Jak chcesz .
|
||
— Pójdziemy do niej , panie — rzekłem schodząc na drugie piętro . Czułem w sobie takie męstwo , że baronowa nie tylko nie trwożyła mnie , lecz prawie pociągała .
|
||
— O , panie Wokulski , tamci dużo robili . Przede wszystkim stworzyli Francję , byli jej rycerzami , wodzami , ministrami i kapłanami . A nareszcie zgromadzili te skarby sztuki , które pan sam podziwia .
|
||
— Musiał dobrze pójść interes — rzekł do panny Izabeli — bo jaśnie pan coś … jakby trochę tego …
|
||
Raz na przykład stary Szlangbaum , oczywiście w jakiejś ważnej sprawie , przez pół dnia szukał Wokulskiego . Był w sklepie — Wokulski dopiero co wyszedł ze sklepu kazawszy pierwej odnieść aktorowi Rossiemu duży wazon z saskiej porcelany . Pobiegł do mieszkania — Wokulski dopiero co opuścił mieszkanie i pojechał do Bardeta po kwiaty . Stary Żyd , ażeby go dopędzić , krzywiąc się wziął dorożkę ; ale ponieważ ofiarowywał dorożkarzowi złoty i groszy osiem za kurs , zamiast czterdziestu groszy , więc nim dobili targu za złoty i groszy osiem i dojechali do Bardeta , Wokulski już opuścił zakład ogrodniczy .
|
||
— Bah ! …
|
||
— No , no , uspokój się , bo już widzę jej adwokata — rzekł Stach .
|
||
„ Mój kochany Ignacy ! Posyłam ci dwieście złotych na drogę , to się później obrachujemy . Zajedź wprost do mego sklepu na Krakowskim Przedmieściu , a nie na Podwal , broń Boże ! bo tam mieszka ten złodziej Franc , niby mój brat , któremu nawet pies porządny nie powinien podawać ręki . Całuję cię , Jan Mincel . Warszawa , d . 16 lutego r . 1853 .
|
||
„ Człowieku głupi czy nikczemny ! Pomimo tylu życzliwych ostrzeżeń kupujesz jednak dom , który stanie się grobem twego w tak nieuczciwy sposób zdobytego majątku … ”
|
||
Grób w naszym kościele będzie cudowny . Mój poczciwy Wokulski daje fontannę , sztuczne ptaszki śpiewające , pozytywkę , która będzie grała same poważne kawałki , i mnóstwo dywanów . Hozer dostarcza kwiatów , a amatorowie urządzają koncert na organ , skrzypce , wiolonczelę i głosy . Jestem zachwycona , ale gdyby mi wśród tych cudów zabrakło ciebie , rozchorowałabym się . A więc tak ? … Ściskam cię i całuję po tysiąc razy , kochająca ciotka .
|
||
— Pan baron w domu ? — spytał .
|
||
„ Do diabła ! — mruknął pan Ignacy — czyżby te wszystkie plotki miały być prawdą ? … Więc on dla niej wydaje na kupno kamienicy dziewięćdziesiąt tysięcy i traci na Suzinie pięćdziesiąt ? … Razem sto czterdzieści tysięcy rubli ! … A ten powóz , a te wyścigi , a te ofiary na cele dobroczynne ? … A … a ten Rossi , któremu tak gorąco przypatruje się panna Łęcka jak Żyd dziesięciorgu przykazaniom ? … Ehe ! … schowam ja do kieszeni ceremonie … ”
|
||
— Ale ! — mówił Wirski — cóż miała robić , nieboga , jeżeli Denowa wpadła na nią z góry , że Wokulski przesiaduje u nich do rana , że to jakieś nieczyste sprawy … Naturalnie , zatrwożona staruszka powiedziała jej , że tu nie chodzi o figle , ale o sakrament , i że może pobiorą się około świętego Jana .
|
||
„ Mecenas ma rację — myślał . — Lepiej kupić ten dom pod cudzą firmą . Inaczej mogliby mnie podejrzewać o chęć wyzyskania ich albo — co gorsze — posądzić o zamiar robienia im łaski ! … ”
|
||
— Ale słowo honoru , że zgłupiał . Bo przecież wiem , że jedzie na wystawę do Paryża , i to lada tydzień …
|
||
— Baje stary , baje ! Napoleon był chwat , choćby za to samo , że wygnał hyclów Szwabów . Nieprawda , Katz ?
|
||
Kiedy około dziesiątej wieczór żegnałem moje damy , pani Stawska była zmieniona i smutna i skarżyła się , że ją głowa boli . Oto osioł Stach ! Taka kobieta szaleje za nim od jednego spojrzenia , a on , wariat , ugania się za panną Łęcką . I czy jest jaki porządek na tym świecie ?
|
||
— Hę ? … — spytał pan Raczek patrząc na ciotkę .
|
||
— Co to anonim … Wokulski … Brawo Wokulski ! … — wrzeszczał tłum .
|
||
— No , no — rzekła — niech pan się uspokoi i nie przesadza … Pod słowem honoru ( choć kobiety podobno nie mają honoru ) zapewniam pana , że to , o czym mówiliśmy , zostanie między nami . Zresztą jestem pewna , że nawet Bela przebaczyłaby panu jego wybuch . Była to niegodziwość , ale … zakochanym wybacza się nie takie niegodziwości .
|
||
— Dlaczego ? …
|
||
— Wszystko jedno .
|
||
Sala przypomniała mi szkołę : sędzia siedział na wzniesieniu jak profesor na katedrze , a naprzeciw niego , w dwu szeregach ławek , mieścili się oskarżeni i świadkowie . W tej chwili tak żywo stanęły mi w pamięci młode lata , że mimo woli rzuciłem okiem pod piec , pewny , że zobaczę woźnego z rózgą i ławkę , na której nas bito w skórę . Chciałem nawet przez roztargnienie krzyknąć : „ Póki życia nie będę , panie profesorze ! … ” , alem się w porę opamiętał .
|
||
— Szpigelman — wtrąciła panna Florentyna . — O , to zuchwały Żyd …
|
||
— Przepraszam pana — odezwał się do zaniepokojonego barona — ale jestem tak rozstrojony , że po prostu nie wiedziałem , co mówię …
|
||
Chciał coś czytać , ale nie chciało mu się pójść do biblioteki po książkę ; więc położył się na szezlongu i zaczął myśleć o teorii Darwina .
|
||
— Więc — basta ! … — przerwałem . — Moja głowa w tym , ażeby Wokulski bywał tu jak najczęściej , a pani … niech dobrze usposabia panią Helenę . Wyrwiemy Stacha z rąk tej panny Łęckiej i … bodaj przed świętym Janem wesele …
|
||
— Jeżeli go nie zatrzyma nowa wojna .
|
||
— Nie … Ten pan … — rzekł służący i podał bilet Krzeszowskiemu . — Porządny człowiek , alem go wygnał , kiedy tak pan baron kazał …
|
||
Wnet jednak przyszła nowa fala spokoju i Wokulski znowu dziwił się , skąd mu się biorą takie żakowskie myśli . Przecież panna Izabela ma prawo jechać , kiedy chce , gdzie chce i z kim jej się podoba …
|
||
— Rzecki — powiedział Wirski .
|
||
Baronowa przycięła usta i milczała .
|
||
— Do usług pani …
|
||
( Aj , do licha ! a ten mąż za granicą ? … No , co tam mąż , niechby się pilnował … Zresztą , za jakiś dziesiątek tysięcy rubli dostaniemy rozwód z nieobecnym i zapewne już nieżyjącym . )
|
||
— Zostawiam was tu , moi państwo — rzekła hrabina . — Nagadajcie się , bo ja muszę wracać .
|
||
— Niech pani mówi dalej .
|
||
Wybiegł z saloniku i wtykając głowę do drzwi , zdaje mi się do kuchennych zawołał :
|
||
Doktór popatrzył mu w oczy i mocno ścisnął go za rękę .
|
||
W oczach zaczęły mi ognie latać . Uderzyłem kuflem w stół i krzyknąłem :
|
||
I w jej duszy nieco przyćmił się wizerunek pięknego Kazia Starskiego .
|
||
— Ja poszlę po doktora , papo ? …
|
||
— Otóż to ! … — zawołałem . — Nie tylko takiej , ale wprost tej samej … Jej samej , pani Heleny Stawskiej , trzeba nam za żonę .
|
||
I w tej chwili , po raz pierwszy , jasno zarysował mu się projekt niewracania do kraju .
|
||
„ No , przecież nie zabronię jej — myślał — siadać , przy kim zechce . I nie zniżę się do zazdrości , która bądź jak bądź jest podłym uczuciem , a najczęściej gruntuje się na pozorach … Zresztą , gdyby chcieli wymieniać ze Starskim tkliwe spojrzenia , nie robiliby tego tak jawnie . Szaleniec jestem … ”
|
||
— A niechże pan zagląda do nas choćby co wieczór ! … — zawołała sędziwa dama , gdy już byliśmy w kuchni .
|
||
— Spłacanie dawnych długów często prowadzi do zgody .
|
||
„ Z pewnością — mówił — znakomitszym jest ten skrzypek , który na niej zrobi wrażenie , aniżeli ten , który by mnie się podobał . Trzeba być arogantem , ażeby wypowiadać sądy tak stanowcze , tym bardziej że musiałem nie poznać się na jego grze … ”
|
||
— Hę ? … — spytał pan Ignacy przypatrując się młodemu elegantowi , który opalił się , zmężniał , a nade wszystko utył .
|
||
Wokulski obejrzał się : przy nim kręcił się jakiś pan w ciemnych okularach i nieco podartych rękawiczkach .
|
||
— Nie lubisz pan lodów , panie Szlangowski ?
|
||
„ Straszny upał ! ” — mruknął pan Tomasz .
|
||
— Poszły parchy ! … Won ! …
|
||
— O , ja i święta ! … — odparła . — Gdyby kto mógł zajrzeć w moje serce , dopiero przekonałby się , jak dalece zasługuję na potępienie … Ach , ale teraz wszystko mi jedno ! … — zakończyła z desperacją w głosie .
|
||
Książę , na którego prośbę Wokulski nie tylko w grudniu roku zeszłego nie chciał ofiarować pani Krzeszowskiej dziesięciu tysięcy rubli , ale nawet w styczniu i lutym roku bieżącego nie dał ani grosza na protegowanych przez niego ubogich , książę na chwilę stracił serce do Wokulskiego . Wokulski zrobił księciu przykry zawód . Książę sądził i wierzył , iż ma prawo tak sądzić , że człowiek podobny Wokulskiemu , raz posiadłszy książęcą życzliwość , powinien wyrzec się nie tylko swoich gustów i interesów , ale nawet majątku i osoby . Że powinien lubić to , co lubi książę , nienawidzieć tego , co nienawidzi książę , służyć tylko księcia celom i dogadzać tylko jego upodobaniom . Tymczasem ten parweniusz ( aczkolwiek niewątpliwie dobry szlachcic ) nie tylko nie myślał być książęcym sługą , ale nawet odważył się być samodzielnym człowiekiem ; nieraz sprzeczał się z księciem , a co gorsza , wręcz odmawiał jego żądaniom .
|
||
Zdziwiłem się zobaczywszy płomień nienawiści , jaki błysnął w oczach pani baronowej przy wymówieniu nazwy : Stawska .
|
||
— A maż on , biedaczysko , jaki nagrobek ? — spytała po chwili prezesowa .
|
||
„ Naturalnie , że ją kocha ! ” — myślał Wokulski i doznał takiego wrażenia , jakby owionął go chłód grobu .
|
||
— Ach , to pani dobrodziejka ! … Bardzo przepraszam …
|
||
Nagle spojrzał na wystawę sklepową ( właśnie mijał okna ) i osłupiał . Wystawa już drugi tydzień nie odnowiona ! … Te same brązy , majoliki , wachlarze , te same neseserki , rękawiczki , parasole i zabawki ! … Czy widział kto podobne zgorszenie ?
|
||
A Szprot mrugnął okiem .
|
||
— To znaczy , mój stary , że ponieważ ja nie chcę z ciebie wydobywać żadnych zeznań , więc i przed tobą nie mam potrzeby ich robić .
|
||
„ Więc naprawdę — mówiła sobie — chcą mnie oddać temu parweniuszowi ? … A , zobaczy , jak na tym wyjdzie ! … ”
|
||
Na parę godzin przed pożegnaniem się Suzin i Wokulski jedli śniadanie w swoim paradnym numerze i naturalnie rozmawiali o zyskach .
|
||
— Jeżeli was nie okpi …
|
||
— Szkoda . Ja w roku zeszłym postanowiłam wydać masę pieniędzy . Plenipotent i kasjer zapewniają mnie , że wydałam dwadzieścia siedem tysięcy … Szalałam , no — i nie spłoszyłam nudów … Dziś , myślę sobie , zapytam pana : jakie robi wrażenie sześćdziesiąt tysięcy wydanych w ciągu roku ? ale pan tyle nie wydajesz . Szkoda . Wiesz pan co ? … Wydaj kiedy sześćdziesiąt … no — sto tysięcy na rok i powiedz mi pan : czy to robi sensację i jaką ? Dobrze ? …
|
||
Dostrzegł , że Józef mimo swego wieku , więcej niż średniego , biegł po schodach jak łania i na górze gdzieś się podział , a Wokulski został sam nie wiedząc dokąd udać się i komu się zameldować . Była to krótka chwila , lecz w Wokulskim gniew zakipiał .
|
||
Podniósł „ Kurier ” i czytał :
|
||
„ Bah ! — szepnął . — A wystawa , a muzea , a balon ? … ”
|
||
Z początku patrzył tylko na prawą dziurkę w kurtynie ślubując , że nie oderwie od niej oczu . W parę minut jednakże ochłonął ze wzruszenia , a nawet nabrał takiego animuszu , że począł oglądać się . Sala wydała mu się jakaś niewielka i brudna i dopiero gdy zastanawiał się nad przyczynami tych zmian , przypomniał sobie , że ostatni raz był w teatrze na występie Dobrskiego w Halce , mniej więcej przed szesnastoma laty .
|
||
— Gdzie ? — krzyknęła ciotka .
|
||
Drzwi otworzyły się , jegomość kazał tragarzom złożyć kufry i tłomoki w przedpokoju i zapytał :
|
||
— Czycho ! … — zawołano od stołu .
|
||
— Widziałem ogromne lasy , w których człowiek ukazywał się raz na kilka lat , a jednak rosły bujniej aniżeli nasze …
|
||
— Wojciech ! … do stu tysięcy diabłów … Zaraz mi zrób porządek , bo ci to wszystko każę położyć na stole …
|
||
Uderzył się w łysinę i mówił ciszej :
|
||
Z czasem jednak stała się powściągliwszą w mowie , a niekiedy nawet moralizującą , spostrzegłszy , że wygłaszanie zdań i opinii przyjętych przez ogół wpływa na wzrost dochodów .
|
||
— Co się nie godzi ? … — odpowiada już nieco podrażniony adwokat . — Po spłaceniu hipotecznych długów zyskuje pan trzydzieści tysięcy rubli …
|
||
— Nie spotka mnie żaden wypadek — odparł z gniewem Wokulski .
|
||
— Potrzebujesz pieniędzy ?
|
||
— Właściwie to mnie rujnują komornicy …
|
||
— Hi ! hi ! hi ! dokąd wy jedziecie , podróżni ? … Dlaczego narażasz kark , akrobato ? … Co wam po uściskach , tancerze ? … Wykręcą się sprężyny i pójdziecie na powrót do szafy . Głupstwo , wszystko głupstwo ! … a wam , gdybyście myśleli , mogłoby się zdawać , że to jest coś wielkiego ! …
|
||
A jak ona rozmawiała ze mną . Ile tam było pogardy dla marnego kupca … » Zapłać temu panu ! … « Paradne są te wielkie damy ; próżniak , szuler , nawet złodziej , byle miał nazwisko , stanowi dla nich dobre towarzystwo , choćby fizjognomią zamiast ojca przypominał lokaja swej matki . Ale kupiec — jest pariasem … Co mnie to wreszcie obchodzi ; gnijcie sobie w spokoju ! ”
|
||
„ Gdybym był najwyższym sędzią — myślał — i gdyby spytano mnie , kto jest wart panny Izabeli : Ochocki czy Wokulski , musiałbym przyznać , że — Ochocki … O osiemnaście lat młodszy ode mnie ( osiemnaście lat ! … ) i taki piękny … W dwudziestym ósmym roku życia skończył dwa fakultety ( ja w tym wieku ledwie zaczynałem się uczyć … ) i już zrobił trzy wynalazki ( ja żadnego ! ) A nad to wszystko jest naczyniem , w którym wylęga się wielka idea … Dziwaczna to rzecz : machina latająca , ale faktem jest , że on znalazł dla niej genialny i jedynie możliwy punkt wyjścia . Machina latająca musi być cięższa , nie zaś jak balon lżejsza od powietrza ; boć wszystko , co prawidłowo lata , począwszy od muchy , skończywszy na olbrzymim sępie , jest od powietrza cięższe . Ma prawdziwy punkt wyjścia , ma twórczy umysł , czego dowiódł bodajby swoim mikroskopem i lampą ; któż wie , zatem , czy nie uda mu się zbudować machiny latającej ? A w takim razie będzie większym dla ludzkości od Newtona i Napoleona razem wziętych … I ja mam z nim współzawodniczyć ? … A jeżeli stanie kiedy kwestia : który z nas dwu powinien się usunąć , czyliż będę się wahał ? … Cóż to za piekło powiedzieć sobie , że muszę moją nicość złożyć na ofiarę człowiekowi ostatecznie takiemu jak ja , śmiertelnemu , ulegającemu chorobom i omyłkom , a nade wszystko — tak naiwnemu … Boć to jeszcze dzieciak , co on mi nie wygadywał ? … ”
|
||
Wokulski siedząc na kanapie zaciskał pięści , ale milczał . W tej chwili zapukano do drzwi i ukazał się Lisiecki .
|
||
— Jest Wokulski — rzekłem do pani Stawskiej i pokręciłem wąsa .
|
||
— Po cóż się w to wdaje ?
|
||
Dziś jeszcze myśląc o tym , panna Izabela szarpała na sobie suknię . Niekiedy rzuciwszy się na szezlong biła pięściami sprężyny i szeptała :
|
||
Przed południem ( jakoś nie było gości w sklepie ) ni stąd , ni zowąd przychodzi do mnie kto ? … Młody Szlangbaum , ten starozakonny , który pracuje w ruskich tkaninach .
|
||
— Oto los młodej i niebrzydkiej kobiety ! — zawołała starsza dama . — Nie panna , nie mężatka …
|
||
Przeszedł się parę razy po pokoju ( silnie marszcząc brwi ) , potrącił krzesło , zabębnił na szybie i nagle stanął przede mną .
|
||
— Ach , ciociu … Więc mam wahać się pomiędzy sprzedaniem siebie i serwisu ? … Bo na to , ażeby zabierano nam meble , nigdy nie pozwolę … Ach , ta Krzeszowska … to wykupywanie weksli … co za ohyda !
|
||
— Ciotka tak mnie proteguje — rzekła do panny Florentyny — jakbym już straciła wszelką nadzieję … Nie podoba mi się to ! …
|
||
W parę zaś dni dowiedziała się pod wielkim sekretem od panny Florentyny , że baron nie odzyska swojej klaczy , gdyż kupił ją Wokulski …
|
||
— Wracaj , bracie , do domu — rzekł do furmana dając mu na piwo .
|
||
— Niejaki Wokulski , kupiec , żelazny człowiek . Przy jego pomocy zorganizuję nasze mieszczaństwo , stworzę towarzystwo do handlu ze Wschodem , tym sposobem dźwignę przemysł …
|
||
— Co tu , u diabła , tak czosnek zalatuje , panie Klejn ? …
|
||
— Czym przyjadę , panie , kiedy jeszcze na Nowy Rok koń mi padł .
|
||
A gdy baron wszedł , zamknął za nim drzwi , odprawił Mariannę , która przybiegła z kuchni , i — sam zaczął podsłuchiwać .
|
||
— Te same ? — rzekł pokazując je pani Meliton .
|
||
Przez kilka lat po śmierci stryja synowcy prowadzili wspólnie sklep na Podwalu i dopiero około 1850 roku podzielili się w ten sposób , że Franc został na miejscu z towarami kolonialnymi , a Jan z galanterią i mydłem przeniósł się na Krakowskie , do lokalu , który zajmujemy obecnie . W kilka lat później Jan ożenił się z piękną Małgorzatą Pfeifer , ona zaś ( niech spoczywa w spokoju ) zostawszy wdową oddała rękę swoją Stasiowi Wokulskiemu , który tym sposobem odziedziczył interes prowadzony przez dwa pokolenia Minclów .
|
||
— Zawsze jednak , kochany Stachu , rozejrzyj się w sytuacji , a może sam się cofniesz …
|
||
„ Dajcie mi jakiś cel … albo śmierć ! … ” — mówił nieraz patrząc w niebo . A w chwilę później śmiał się i myślał :
|
||
— Żeby ta Bela raz już skończyła z Wokulskim tak albo owak …
|
||
Wśród tych wszystkich czasowych a brudnych budynków roił się rozbawiony tłum .
|
||
— To są straszni ludzie , papo … — szepnęła do ojca .
|
||
Wokulski zamyślił się .
|
||
„ Naiwna jest ta Felcia ” — rzekła do siebie .
|
||
Stach w gabinecie czytał angielską książkę . ( Czort wie , na co jemu ta angielszczyzna ? Przecie można ożenić się będąc nawet głuchoniemym … ) Przywitał mnie serdecznie , chociaż nie bez pewnego wahania . „ Trzeba wziąć byka za rogi ! ” — pomyślałem — i nie kładąc czapki na stole , mówię :
|
||
— Numerek pięć i pół — odparł Mraczewski i już trzymał pudełko , które mu nieco drżało w rękach pod wpływem spojrzenia panny Izabeli .
|
||
— Ze sposobu prowadzenia moich interesów nie zdaję sprawy przed nikim — ciągnął dalej Wokulski . — Wskazuję panom drogę uporządkowania handlu Warszawy z zagranicą , co stanowi pierwszą połowę mego projektu i jedno źródło zysku dla krajowych kapitałów . Drugim źródłem jest handel z Rosją . Znajdują się tam towary poszukiwane u nas i tanie . Spółka , która zajęłaby się nimi , mogłaby mieć piętnaście do dwudziestu procentów rocznie od wyłożonego kapitału . Na pierwszym miejscu stawiam tkaniny …
|
||
Popatrzyliśmy sobie w oczy z tym eks-obywatelem , który nie mógł zdobyć się na wywabienie plam ze swego surduta . Popatrzyliśmy sobie — mówię — w oczy . Magenta … Rok 1859 … Eh ! Boże miłosierny …
|
||
— Mniejsza o to . Dziś dopiero widzę , że trzeba być litościwym .
|
||
Zakład stanął , dzięki czemu hrabina i panna Izabela były wysoce zainteresowane w wyścigach .
|
||
— Mój Boże , i cóż na to poradzę ? … niechże już pan ma nadzieję , jeżeli tak o nią chodzi …
|
||
— Tak ! … tak ! … — odszczeknął mu Ir przez sen .
|
||
Była podobno wściekła przez kilka dni , dostała spazmów , zbiła służącą , zwymyślała swego adwokata w biurze rejentalnym , ale podpisała akt nabycia .
|
||
— Nawykłem do niej .
|
||
— Sumę pańską — odpowiedział Wokulski — mogę umieścić w lepszym interesie . Będzie pan miał dziesięć tysięcy rocznie …
|
||
— Doprawdy ? … — uśmiechnął się ironicznie pan Ignacy . — A na czyjąż korzyść MacMahon z Ducrotem układali w styczniu zamach stanu ? … Wierz mi , panie Klejn , bonapartyzm to potęga ! …
|
||
Aż mnie , z przeproszeniem łaski pańskiej , zemdliło z wielkiej litości , kiedym to usłyszał . I zaraz powiedziałem Wysockiej : „ Wie pani Wysocka co , może ja się z panną Marianną ożenię … ”
|
||
Pan Ignacy otworzył i czytał :
|
||
Zgarbiony hrabia wybuchnął :
|
||
Cała ta ludność , między którą ostrożnie przesuwali się wygalonowani lokaje , damy do towarzystwa , ubogie kuzynki i łaknący wyższych posad kuzyni , cała ta ludność obchodziła wieczne święto .
|
||
Wokulski spojrzał na osobę przyznającą mu jasność i zwięzłość . Był to znakomity adwokat , przyjaciel i prawa ręka księcia ; lubił mówić kwieciście , wybijając takt ręką i przysłuchując się własnym frazesom , które zawsze znajdował wybornymi .
|
||
Panna Izabela poznała głos Wokulskiego .
|
||
Z początku dziwiłem się niespodzianej miłości starego Hopfera i dowodziłem pannie Kasi , że zbyt mało znam jej ojca , ażebym miał składać mu wizyty . Ale ona wciąż swoje :
|
||
— Któż ją wyzyskuje ? — spytałem .
|
||
— Nie .
|
||
— Mnie nie obchodzą fabrykanci , tylko konsumenci … — odpowiedział Wokulski .
|
||
— Gdzież oni ?
|
||
— Sprzedał się starej babie — mówili znajomi — ten niby to Brutus ! … Uczył się , awanturował się i … klap ! …
|
||
Milczenie . W piwnicy zrobiło się pusto .
|
||
Ale wnet ochłonął ; przyszła mu bardzo słuszna uwaga , że panna Izabela nie znając Molinariego daje się tylko unosić prądowi jego reputacji .
|
||
W tej chwili przed gmach sądu zajeżdża powóz , a w nim pan Łęcki . Pan Ignacy nie może pohamować czci dla jego pięknych , siwych wąsów i podziwu dla jego humoru . Pan Łęcki bowiem nie wygląda tak jak bankrut , któremu licytują kamienicę , ale jak milioner , który przyjechał do rejenta , ażeby podnieść drobną sumę stu kilkudziesięciu tysięcy rubli .
|
||
Prawie w tydzień po koncercie , kiedy bez światła siedziała w swoim pokoju , przed oczyma jej stanęła dawno zapomniana wizja . Zdawało jej się , że w towarzystwie ojca zjeżdża powozem z jakiejś góry w dolinę napełnioną chmurami dymów i pary . Spomiędzy chmur wysunęła się olbrzymia ręka trzymająca kartę , na którą pan Tomasz patrzył z niespokojną ciekawością . „ Z kim ojciec gra ? … ” — pomyślała . W tej chwili wionął wiatr i z tumanów ukazała się twarz Wokulskiego , także w olbrzymich rozmiarach .
|
||
— Bo to dworskie grunta , a pan zna przysłowie : Na dworskim polu dużo stert , na chłopskim dużo ludzi .
|
||
— Bo on nie wart więcej , bo ojciec za dużo wydał . Wiem to od budowniczego , który oglądał go z polecenia Krzeszowskiej .
|
||
Czytając panna Izabela była blada jak papier . Podniosła się od stołu , zwinęła list i podniosła rękę , jakby z zamiarem rzucenia go komuś w oczy . Nagle , zdjęta strachem , chciała gdzieś uciec czy kogoś zawołać ; lecz w tej chwili upamiętała się i poszła do ojca .
|
||
Wokulskiemu było trochę przykro .
|
||
W początkach roku 1878 , kiedy świat polityczny zajmował się pokojem san-stefańskim , wyborem nowego papieża albo szansami europejskiej wojny , warszawscy kupcy tudzież inteligencja pewnej okolicy Krakowskiego Przedmieścia niemniej gorąco interesowała się przyszłością galanteryjnego sklepu pod firmą J. Mincel i S. Wokulski .
|
||
— Wsi nie widzę — wtrącił Wokulski .
|
||
Proszę dodać do tego przyćmione światło lampy , która trochę filuje , i … poodsłaniane rolety , a każdy pojmie , jakie mnie uczucia ogarnęły .
|
||
Około roku 1840 ojciec zaczął niedomagać . Czasami po parę dni nie wychodził do biura , a wreszcie na dobre legł w łóżku .
|
||
— Dlaczego to panowie nigdy nie przychodzą do nas z … panem Stanisławem ? — mówiła rumieniąc się . — Ojciec tak panów kocha i … my wszyscy …
|
||
— Przyjdź do mnie , obejrzyj , co jest , sam zrób kilka doświadczeń , a przekonasz się . Innego sposobu nie widzę — odparł Geist .
|
||
Pani baronowa zmieszała się .
|
||
Zasnęła dopiero o siódmej rano i spała jak drewno do południa . Przed samą dwunastą obudziło ją nerwowe pukanie do drzwi sypialni .
|
||
— Pisze , że nasz dom kupił nie Szlangbaum , ale Wokulski , i że za pomocą podstawionych licytantów dał za niego o dwadzieścia tysięcy rubli więcej aniżeli wart .
|
||
Pan Ignacy zbliża się do gościa wzruszony i zgarbiony więcej niż kiedykolwiek .
|
||
Weszli na wzgórze , skąd widać studnię zwaną Okrąglakiem . Ze wszystkich stron otaczali ich spacerujący , ale Ochocki nie krępował się ich obecnością i wskazawszy kapeluszem jedną z ławek , mówił :
|
||
Jest niedziela , szkaradny dzień marcowy ; zbliża się południe , lecz ulice Warszawy są prawie puste . Ludzie nie wychodzą z domów albo kryją się w bramach , albo skuleni uciekają przed siekącym ich deszczem i śniegiem . Prawie nie słychać turkotu dorożek , gdyż dorożki stoją . Dorożkarze opuściwszy kozioł wchodzą pod budy swoich powozów , a zmoczone deszczem i zasypane śniegiem konie wyglądają tak , jakby pragnęły schować się pod dyszel i nakryć własnymi uszami .
|
||
Węgiełek odetchnął .
|
||
— O czym ?
|
||
— Protestuję ! — odezwał się Starski . — Panna Izabela jest całkiem zadowolona ze swego towarzysza , a ja z mojej towarzyszki …
|
||
— Zdecydował pan kwestię — rzekł Wokulski z ukłonem .
|
||
Ach ! bo trwożą mnie jego nowe znajomości …
|
||
— I to pani mówi , panno Izabelo ? …
|
||
— Skądże ta nagła zmiana … projektu ? — spytałem czując , że nie o to pytam , co bym chciał wiedzieć .
|
||
Wnętrze sklepu wyglądało jak duża piwnica , której końca nigdy nie mogłem dojrzeć z powodu ciemności . Wiem tylko , że po pieprz , kawę i liście bobkowe szło się na lewo do stołu , za którym stały ogromne szafy od sklepienia do podłogi napełnione szufladami . Papier zaś , atrament , talerze i szklanki sprzedawano przy stole na prawo , gdzie były szafy z szybami , a po mydło i krochmal szło się w głąb sklepu , gdzie było widać beczki i stosy pak drewnianych .
|
||
„ Nie znam ” — mówi do siebie .
|
||
— Socjalizm … — szepnął mizerny subiekt kryjąc się za porcelanę .
|
||
Szuman uderzył się ręką w tył głowy i nagle rozsunąwszy Wokulskiemu jedną i drugą powiekę zaczął mu pilnie badać oczy .
|
||
— Z Węgier wypędzili , do Szwabów się nie zaciągnę …
|
||
— Więc powierzyłby pan swoją kasę mnie , której wytoczono … — rzekła pani Stawska i rozpłakała się .
|
||
Wokulski poleżał jeszcze z kwadrans , potem podniósł się , postawił w kącie fajkę i schyliwszy się nad doktorem ucałował go .
|
||
„ Nie trafi osioł … Mierzy w głowę … ”
|
||
— Za jakie szczęście ? … — spytał Ignacy .
|
||
— Bardzo rozsądnie przystępujesz pan do rzeczy — mówiła . — Wprawdzie ze sreber i serwisu niewielka będzie pociecha , ale skup weksli Łęckiego jest arcydziełem … Znać kupca ! …
|
||
Wokulski był tak ciekawy tego , co mu powie , i tak stracił wszelką władzę nad sobą , że chyba zabiłby człowieka , który by im w tej chwili przeszkodził . Patrzył na pannę Izabelę w milczeniu i czekał .
|
||
„ Co to jest za ogromny gmach , który zamiast kominów ma wieże , w którym nikt nie mieszka , tylko śpią prochy dawno zmarłych ? … Na co ta strata miejsca i murów , komu dniem i nocą pali się światło , w jakim celu schodzą się tłumy ludzi ? …
|
||
— Z osiem kilogramów …
|
||
— Wariat ! wariat ! … Awanturnik ! … Józiu , przynieś no jeszcze piwa . A która to butelka ?
|
||
— Powinszuj mi . Jestem narzeczonym panny Łęckiej .
|
||
— Osły ! … — zaśmiał się kapitan i podciął swego konia .
|
||
Usłyszawszy w gabinecie szmer ukłonów służący uciekł do przedpokoju , aby tam przyłapać Obermana . Gdy zaś inkasent wyszedł , odezwał się :
|
||
— A to co znaczy ? — odezwał się w tej chwili nowy głos .
|
||
— Sława , jakiej nie dosięgnął jeszcze żaden człowiek — odparł Ochocki . — To moja żona , to moja kobieta … Bądź pan zdrów , muszę iść …
|
||
— Tak to rozumiem — odparł Leon . — Jeżeli tam jest parę pokoików , to mogę nawet mieszkać z kucharzem …
|
||
Taki rządca , który miał kiedyś własne dobra , wydawał mi się bardzo ciekawą osobistością ; ale jeszcze ciekawszym wydał mi się dom , który nie przynosi żadnych dochodów . Z natury jestem nieśmiały : wstydzę się rozmawiać z nieznanymi ludźmi , a prawie boję się wchodzić do cudzych mieszkań … ( Boże miłosierny ! jak ja już dawno nie byłem w cudzym mieszkaniu … ) Tym razem jednak wstąpił we mnie jakiś diabeł i koniecznie zapragnąłem poznać lokatorów tej dziwnej kamienicy .
|
||
— Myślę — odparła cicho zapytana — że pani Karolowa na początku listu najtrafniej osądziła swoje stanowisko w tej sprawie .
|
||
Rzecki zbliżył swoje usta do jego ucha .
|
||
Lecz im mniej wychodził , tym częściej marzył o jakiejś dalekiej podróży na wieś lub za granicę . Coraz częściej spotykał we snach zielone pola i ciemne bory , po których błąkałby się , przypominając sobie młode czasy . Powoli zbudziła się w nim głucha tęsknota do tych krajobrazów , więc postanowił natychmiast po powrocie Wokulskiego wyjechać gdzieś na całe lato .
|
||
O rewizytach ze strony pana Tomasza nie było mowy . Usprawiedliwiano go ekscentrycznością i smutkiem po Wiktorze Emanuelu .
|
||
— Naprzód , Lizetka ! Ten cudzoziemiec zaczyna mi imponować . — Czy nie jesteście , obywatelu , z Berlina ? …
|
||
— Akurat ! … — odparł . — Nie zasnąłby , gdyby nie dostał wałów . Dobry chłopak — mówił — sprytny chłopak , ale szelma ! …
|
||
Położył się na kanapie i znowu myślał :
|
||
„ Ach , mamo , jaka ona piękna , jaka ona mądra ! … czy ja ją mogę pocałować w buzię ? … ”
|
||
Od tej pory , ile razy Jaś Mincel poszedł na piwo albo do resursy , pani Małgorzata zapraszała do siebie na wieczór mnie i Wokulskiego . Stach zwykle szybko wypijał herbatę , nawet nie patrząc na panią Janowę potem wsadziwszy ręce w kieszenie myślał zapewne o swoich balonach i milczał jak drewno , a nasza gospodyni nawracała go do miłości .
|
||
Miałem uregulować finanse kamienicy i otóż uregulowałem je tak , że na pewno dochód zmniejszył się o trzysta rubli rocznie . Ha ! może tym rychlej Stach opatrzy się i sprzeda swój nabytek , który wcale nie był mu potrzebny .
|
||
— Pan skąd wie ? … — odparł . — No , słowo honoru daję , że ten człowiek ma zmysł proroczy ! Właśnie dziś , słowo honoru … muszę być na mieście przed siódmą , choćbym umarł , choćbym … miał podać się do dymisji …
|
||
Pan Ignacy , naturalnie , w tej chwili pobiegł do swoich pań i zawiadomił je o wielkiej nowinie .
|
||
— To ja jestem , panno hrabianko … Dawid Szpigelman — odpowiedział niewielki człowiek z czarnym zarostem i w czarnych okularach . — Ja do pana hrabiego przyszedłem na mały interes …
|
||
— Gdybyś za niego wyszła ? … Naturalnie , powinszowałabym wam obojgu . Ale co na to powie baron , marszałek , Ochocki , a nade wszystko … Wokulski ? …
|
||
Wkrótce pojechał do Bułgarii , gdzie zdobył swój olbrzymi majątek , a w parę miesięcy po jego powrocie jedna stara plotkarka ( pani Meliton ) powiedziała mi , że Stach jest zakochany …
|
||
— Prawda .
|
||
— Panie Wokulski — rzekła wyciągając wachlarz w kierunku framugi .
|
||
Gość nie spuszczał z niego oka i uśmiechał się z łagodną ironią ; gdy zaś Wokulski otworzył usta , ażeby zapytać go o coś , przerwał mu :
|
||
— Cóż to , panie , mają znaczyć pańskie pantominy ?
|
||
Znowu biegli kilka minut . Nagle pani osadziła konia na miejscu , była zarumieniona i zadyszana .
|
||
— Szukasz czego ? — spytałem .
|
||
— Ale pierwej wpiłaby mu się pani w serce i w pamięć tak , ażeby o pani nawet w grobie nie zapomniał ! … — wybuchnął Wokulski . — Piękny świat , ten wasz świat … I miłe są te kobiety , przy których , kiedy im człowiek w najlepszej wierze oddaje własną duszę , jeszcze musi spoglądać na zegarek , ażeby nie spotkał swoich poprzedników i nie przeszkadzał następcom . Pani , nawet ciasto , ażeby wyrosło , potrzebuje dłuższego czasu ; czy więc podobna wielkie uczucie wyhodować w takim pośpiechu , na takim jarmarku ? …
|
||
Pan Tomasz Łęcki z jedyną córką Izabelą i kuzynką panną Florentyną nie mieszkał we własnej kamienicy , lecz wynajmował lokal , złożony z ośmiu pokojów , w stronie Alei Ujazdowskiej . Miał tam salon o trzech oknach , gabinet własny , gabinet córki , sypialnię dla siebie , sypialnię dla córki , pokój stołowy , pokój dla panny Florentyny i garderobę , nie licząc kuchni i mieszkania dla służby , składającej się ze starego kamerdynera Mikołaja , jego żony , która była kucharką , i panny służącej , Anusi .
|
||
„ Co za szczególny traf ! — mówiła w sobie . — Jutro walczyć będą z jej powodu dwaj ludzie , którzy ją śmiertelnie obrazili : Krzeszowski złośliwymi drwinami , Wokulski — ofiarami , jakie ośmielił się ponosić dla niej . Ona mu już prawie przebaczyła i kupno serwisu , i owe weksle , i owe przegrane w karty do ojca , z których przez parę tygodni utrzymywał się cały dom … ( Nie , jeszcze mu nie przebaczyła i nie przebaczy nigdy ! … ) Ale choćby nawet , to jednak — za jej obrazę ujęła się sprawiedliwość boska … I kto jutro zginie ? … Może obaj . W każdym razie ten , który poważył się pannie Izabeli Łęckiej ofiarować pomoc pieniężną . Człowiek taki , jak kochanek Kleopatry , żyć nie może … ”
|
||
— Koniec świata ! — mruczy Lisiecki . — Musiało trafić się coś nadzwyczajnego , jeżeli ten safanduła wychodzi o takiej porze do miasta …
|
||
— O , państwo tam jadą brekiem .
|
||
„ Więc cóż zyskałem — spytał — po bułgarskich niebezpieczeństwach i tutejszych wyścigach lub pojedynkach ? … ”
|
||
„ Subiekt od Hopfera — został uczonym ! … Stach Wokulski ma podziękowania od petersburskich towarzystw naukowych ! … Istna heca … ” — pomyślałem .
|
||
Pan Łęcki stanął na środku pokoju i strzeliwszy palcami zawołał :
|
||
— Kazałem im przyjść o szóstej do mego kantoru i jeżeli pan pozwoli , ureguluję rachunki . Duża to suma ? … — zapytał Wokulski .
|
||
— Ha , cóż ? ożenię się po świętach — odparł Węgiełek . — Przecie ona za nie swoje grzechy cierpieć nie może . Nie jej to była wola .
|
||
Ale ponieważ rzeczy spakowano , powóz zajechał , a nawet z przedniego siedzenia wyglądała już jej pokojówka , więc panna Izabela zdecydowała się na wyjazd .
|
||
„ Młody , piękny , zdolny … — mówił w sobie . — Nie miałaby chyba oczu albo rozumu , gdyby wybierając między nim i mną nie oddała jemu pierwszeństwa … Lecz nawet i w tym razie musiałbym przyznać , że ma szlachetną naturę , jeżeli gustuje w Ochockim , nie w Starskim . Biedny baron , a jeszcze biedniejsza jego narzeczona , która tak widocznie durzy się w Starskim . Trzeba mieć bardzo pustą głowę i serce … ”
|
||
Jakoż dom zawala się . Panna Izabela , uśmiechnięta , wylatuje z niego jak ptak , a Wokulskiego nie widać …
|
||
— W handlu win i delikatesów ?
|
||
— Niech będzie . Ale dwadzieścia pięć rubli gotówką na stół …
|
||
— Tak — odezwał się Wokulski — firma nie może tracić . Oberman zapłaci .
|
||
Kazano nam wstać i usłyszeliśmy wyrok najzupełniej uniewinniający panią Stawską .
|
||
— Ha ! jedź z Bogiem … nie masz tu co robić . A w Warszawie zachodźże do mnie . Wrócę jednocześnie z hrabiną i z Łęckimi …
|
||
— Przypuśćmy — odezwał się Wokulski — że ja mógłbym panu dać pieniądze i jednego , a nawet … dwu pomocników … Lecz gdzie dowód , że pańskie metale nie są jakąś dziwną mistyfikacją , a pańskie nadzieje złudzeniami ?
|
||
— Następnie mam kłopot z tą spółką handlową . On , rozumie się , rzuciłby ją natychmiast , ale ja się zastanawiam . Przy spółce dochody wynoszą około dziewięćdziesięciu tysięcy rubli , bez niej tylko trzydzieści tysięcy , więc pojmujesz , że można wahać się .
|
||
— Ojciec nie , tylko stryj .
|
||
— Niech wielmożny pan pozwoli jego zabrać — prosił zdjąwszy czapkę . — Na złe droge to on będzie szedł piechotą .
|
||
Wokulski pił i myślał :
|
||
— Może pan dobrodziej ma jakie kosztowności ? … Pierścionków , zygarków , branzeletów ? … Jak zdrowia pragnę , ja rzetelnie zapłacę , bo to dla mojej córki …
|
||
— Miałby więcej o dwakroć sto tysięcy rubli …
|
||
— Uspokoić się ! … — krzyknął dyrektor czerwieniejąc z gniewu . — No , niech pan Wokulski osądzi , czy mogę nadal utrzymywać stosunki z człowiekiem , który opowiadał , że ja sprzedałem w Lubelskie konia , co miał koler ! … Takich rzeczy — wołał , coraz mocniej podnosząc głos — nie zapomina się , panie Maruszewicz . I gdyby hrabia nie załagodził afery , pan Krzeszowski miałby dziś kulę w udzie … Ja sprzedałem konia , co miał koler ! … Żebym miał zapłacić od siebie sto rubli , klacz wygra … Żeby miała paść … Przekona się pan baron … Koń miał koler ! … Ha ! ha ! ha ! … — wybuchnął demonicznym śmiechem dyrektor .
|
||
Raz był podobnym do odmłodzonego jenerała-bohatera , który wygrał bitwę i z wyżyn swego siodła patrzył na śmierć kilku tysięcy walecznych . Drugi raz przypominał twarz najsławniejszego tenora , któremu kobiety rzucały kwiaty pod nogi , a mężczyźni wyprzęgali konie z powozu . Inny raz był wesołym i pięknym księciem krwi jednego z najstarszych domów panujących ; inny raz dzielnym strażakiem , który za wydobycie trzech osób z płomieni na piątym piętrze dostał legię honorową ; inny raz był wielkim rysownikiem , który przytłaczał świat bogactwem swojej fantazji , a inny raz weneckim gondolierem albo cyrkowym atletą nadzwyczajnej urody i siły .
|
||
— Tam tak samo , ale mogę usiąść . A co to masz pan za paczkę ? …
|
||
Wokulski uśmiechnął się .
|
||
— Ciocia jest zupełnie zdrowa .
|
||
Ale cóż to za złote serce !
|
||
— One to umieją …
|
||
— Pan spodziewa się dużo zyskać ?
|
||
— Jak setki i tysiące innych ! Piękna , rozpieszczona , ale bez duszy . Dla niej Wokulski tyle wart , o ile ma pieniądze i znaczenie : jest dobry na męża , naturalnie , w braku lepszego . Ale na kochanków to już ona wybierze sobie takich , którzy do niej więcej pasują .
|
||
— Oto bransoleta — mówił — prawda , jaka skromna , jeden kamień … Brosza i kolczyki już są ozdobniejsze ; kazałem nawet zmienić oprawę … A to naszyjnik … Proste to , ale smaczne i może dlatego ładne … Ale ogień jest , prawda , panie ?
|
||
— Idziemy ku Łazienkom ? — spytał Wokulski .
|
||
— Pyszny jest ten Mraczewski , co ? Jak on umie rozmawiać z kobietami !
|
||
— Nie nalegam , moja droga , nie jestem swatką , to należy do pani Meliton . Zwracam tylko uwagę , że nad ojcem wisi katastrofa .
|
||
Zjadł elegancki obiadek u jaśnie wielmożnych państwa Łęckich , wypił kawę , wykłuł zęby i — jazda . Naturalnie . Pan Wokulski nie jest przecie lichym subiektem , który musi żebrać u pryncypała o urlop raz na kilka lat . Pan Wokulski jest kapitalistą , ma ze sześćdziesiąt tysięcy rubli rocznie , żyje za pan brat z hrabiami i książętami , pojedynkuje się z baronami i wyjeżdża , kiedy chce . A wy , moi płatni oficjaliści , kłopoczcie się o interesa . Przecie za to macie pensje i dywidendy .
|
||
Wokulskiemu zdaje się , że wydobyty z martwej wody wpadł nagle w ukrop , który „ burzy się i szumi , i pryska … ” On , człowiek dojrzały i w swoim klimacie gwałtowny , poczuł się tu jak flegmatyczne dziecko , któremu imponuje wszystko i wszyscy .
|
||
Brzemię nowych prawd czy nowych złudzeń tak go gniotło , że uczuł konieczność podzielenia go z kimkolwiek , choćby tylko w części . Zbiegł więc na pierwsze piętro do paradnej sali przyjęć i wezwał Jumarta .
|
||
— Bardzo … bardzo lubiłam go , a myślę , że i on mnie trochę … kiedy tak pamiętał wszystko . Ale on był ubożuchny oficer , a ja na nieszczęście bogata , i do tego jeszcze bliska krewna dwu jenerałów . No i rozdzielono nas … Może też byliśmy zanadto cnotliwi … Ale cicho ! … cicho … — dodała śmiejąc się i płacząc . — Takie rzeczy wolno mówić kobietom dopiero w siódmym krzyżyku .
|
||
„ Rozumiem teraz — pomyślał Wokulski — dlaczego odwiedzanie kościołów umacnia wiarę . Tu wszystko urządzone jest tak , że przypomina wieczność . ”
|
||
— Floro , bądź łaskawa zapłacić temu panu . Wracamy do domu .
|
||
Kiedy woźni poczęli zamykać drzwi peronu , namówiłem doktora na przechadzkę po Alejach Jerozolimskich . Noc była ciepła , niebo czyste ; nie pamiętam , ażebym kiedykolwiek widział więcej gwiazd . A ponieważ Stach mówił mi , że w Bułgarii często patrzył na gwiazdy , więc ( zabawny projekt ! ) i ja postanowiłem od tej pory co wieczór spoglądać w niebo . ( A może istotnie na którym z migotliwych świateł spotkają się nasze spojrzenia czy myśli i on nie będzie czuł się już tak osamotnionym jak wtedy ? )
|
||
Przestraszyłem się własnej śmiałości , ale Wokulski nic nie odpowiedział . Położył się na kozetce i splótł ręce pod głową , co było objawem niezwykłego wzruszenia . Potem zaczął mówić o interesach sklepowych głosem zupełnie spokojnym .
|
||
— Babcia pozwoli nam osiodłać dwa konie : mnie i panu Wokulskiemu , prawda ? — A potem zwróciwszy się do Wokulskiego dodała :
|
||
— Ze cztery … z pięć dni … — odparłem . — Pojmujesz pan , że nie chcę przeszkadzać Wokulskiemu , a … i panu radzę to samo . Młoda z młodym prędzej porozumie się aniżeli z nami , starymi .
|
||
Wtem ( powóz ciągle drży i słychać turkot ) z głębi jeziora czarnych dymów i białych par wynurza się do pół figury jakiś człowiek . Ma krótko ostrzyżone włosy , śniadą twarz , która przypomina Trostiego , pułkownika strzelców ( a może gladiatora z Florencji ? ) , i ogromne czerwone dłonie . Odziany jest w zasmoloną koszulę z rękawami zawiniętymi wyżej łokcia ; w lewej ręce , tuż przy piersi , trzyma karty ułożone w wachlarz , w prawej , którą podniósł nad głowę , trzyma jedną kartę , widocznie w tym celu , aby ją rzucić na przód siedzenia powozu . Reszty postaci nie widać spośród dymu .
|
||
„ Czego chce ode mnie ten pan Ochocki ? — myślał podejrzliwie . — Naturalnie , że idzie mu o pannę Izabelę … Może ma zamiar odstraszyć mnie od niej ? … Głupi … Jeżeli ona go kocha , nie potrzebuje tracić nawet słów ; sam się usunę … Ale jeżeli go nie kocha , niech się strzeże usuwać mnie od niej … Zdaje się , że zrobię w życiu jedno kapitalne głupstwo , zapewne dla panny Izabeli . Bodajby nie padło na niego , szkoda chłopaka … ”
|
||
— Ten spokojny chleb — mówił zaciskając pięści — dławił mnie i dusił przez lat sześć ! … Czy już nie pamiętasz , ile razy na dzień przypominano mi dwa pokolenia Minclów albo anielską dobroć mojej żony ? Czy był kto z dalszych i bliższych znajomych , wyjąwszy ciebie , który by mię nie dręczył słowem , ruchem , a choćby spojrzeniem ? Ileż to razy mówiono o mnie i prawie do mnie , że karmię się z fartucha żony , że wszystko zawdzięczam pracy Minclów , a nic , ale to nic — własnej energii , choć przecie ja podźwignąłem ten kramik , zdwoiłem jego dochody …
|
||
Urządziwszy się ze mną w taki sposób , stary zawiesił dyscyplinę na pęku , wpisał rodzynki i z najdobroduszniejszą miną począł ciągnąć za sznurek kozaka . Patrząc na jego półuśmiechniętą twarz i przymrużone oczy , prawie nie mogłem wierzyć , że ten jowialny staruszek posiada taki zamach w ręku . I dopiero teraz spostrzegłem , że ów kozak widziany z wnętrza sklepu wydaje się mniej zabawnym niż od ulicy .
|
||
— Co wy robicie ? … — krzyknęła baronowa widząc , że zabierają wszystkie kufry i tłomoki .
|
||
Na parterze — szereg arkad i posągów , na pierwszym piętrze olbrzymie kolumny kamienne i nieco mniejsze marmurowe , ze złoconymi kapitelami . Na wysokości dachu w kątach orły i złocone posągi , unoszące się nad złoconymi figurami rozhukanych koni . Dach bliżej płaski , dalej kopuła zakończona koroną , a jeszcze dalej — dach trójkątny , również dźwigający na szczycie grupę figur . Wszędzie marmur , brąz , złoto , wszędzie kolumny , posągi i medaliony …
|
||
Ubrawszy się Wokulski usiadł do rachunków pijąc przy tym czystą herbatę . Po ukończeniu ich napisał depeszę do Moskwy o asygnację na sto tysięcy rubli i drugą do ajenta w Wiedniu , ażeby wstrzymał pewne obstalunki .
|
||
— Proszę przyjść o szóstej do mnie , a Mikołaj niechaj tu żadnych interesantów nie przyjmuje , kiedy pan chory .
|
||
Wokulski pochylił głowę na znak zgody i pomyślał , że jednak pan Tomasz za swoją kamienicę nie dostanie więcej nad dziewięćdziesiąt tysięcy rubli . Tyle bowiem miał w tej chwili do dyspozycji , a nie mógł zaciągać długów bez narażenia swego kredytu .
|
||
Poruszał się swobodnie , był trzeźwy , myślał jasno i szybko , tylko nic go nie obchodziło ; ani kto z nim jedzie , ani którędy jedzie , ani dokąd jedzie . Apatia ta rosła w miarę oddalania się od Warszawy . Za Pruszkowem prawie ucieszyły go krople deszczu , przez otwarte okno padające do wnętrza wagonu ; później nieco ożywiła go gwałtowna burza za Grodziskiem ; miał nawet pragnienie , ażeby go piorun zabił . Ale gdy burza przeszła , wpadł znowu w obojętność i nie interesował się niczym ; nawet tym , że jego sąsiad z prawej strony spał mu na ramieniu , a sąsiad z przeciwka zdjął kamasze i oparł mu na kolanach nogi , w czystych zresztą skarpetkach .
|
||
Zawsze i wszędzie będę ja przy tobie …
|
||
Panna Ewelina przez cały czas rozmowy była schylona nad haftem . W tej chwili podniosła głowę i spojrzała na Starskiego z takim wyrazem rozpaczy , że Wokulski zdziwił się … Ale Starski wciąż uderzał szpicrózgą w koniec swego buta , gryzł cygaro i uśmiechał się na pół drwiąco , na pół smutnie .
|
||
O , bo nie znają , w snach mogilnych
|
||
— Ha …
|
||
Panna Izabela obtarła oczy i prędko opuściła ruinę . Za nią wyszedł Wokulski .
|
||
Aż mnie głowa zabolała , ale cóż robić ? Aj , te baby , te baby ! …
|
||
— Ja nie myślę — mówił Żyd — ja już zarabiam . Wczoraj adwokat pani baronowej Krzeszowskiej pożyczył ode mnie dziesięć tysięcy rubli do Nowego Roku i dał osiemset rubli procentu .
|
||
Odjechała . Całe towarzystwo stało w ganku patrząc na powóz , który z początku oddalał się , potem skręcił za stawem , znikł za pagórkiem , znowu ukazał się i nareszcie został po nim tylko tuman żółtego kurzu .
|
||
Niedaleko rzeki Sawy , nie wiem którego dnia naszej wędrówki , znaleźliśmy w pustej okolicy kilka chat , gdzie nas bardzo gościnnie przyjęto . Mrok już zapadł , wściekle byliśmy znużeni , ale dobry ogień i butelka śliwowicy napędziły nam wesołych myśli .
|
||
— No i powiedz sama , czy można nie ufać w opiekę boską ? Śmierć tego człowieka byłaby dla mnie ciężkim ciosem — i — został uratowany ! Muszę z nim zawiązać bliższe stosunki , a wtedy zobaczymy , kto wyjdzie lepiej : czy książę na swoim wielkim adwokacie , czy ja na moim Wokulskim . Jak sądzisz ?
|
||
— Świat idzie do gorszego — mówił trzęsąc głową . — Wikt coraz droższy , za kwaterę zabraliby ci całą pensję , a nawet co się tyczy anyżówki , i w tym jest szachrajstwo . Dawniej rozweseliłeś się kieliszkiem , dziś po szklance jesteś taki czczy , jakbyś się napił wody . Sam Napoleon nie doczekałby się sprawiedliwości !
|
||
— Ta …
|
||
— A jeżeli i ja mam moje widoki na tę klacz , panie hrabio ? … — odparł .
|
||
„ Cóż to za ludzie , Boże miłosierny ! … ” — szeptała nieraz , patrząc spoza firanek na przejeżdżające powozy elegantów , którzy pod rozmaitymi pozorami odwracali głowę od jej okien , ażeby się nie kłaniać . Czyżby sądzili , że ona wygląda ich ? …
|
||
— Aleś też walił Szwabów ! Wiem , wiem — szepnął mi do ucha . — Siadaj — dodał wskazując krzesło . — Kaziek ! rwij do Grossmutter … Pan Rzecki przyjechał ! …
|
||
— Myślę , ojcze , że należałoby tego pana zaprosić kiedy na obiad … Chciałabym go poznać bliżej .
|
||
Przeniósłszy się do mnie pracował po całych dniach i nocach , aż mnie nieraz złość brała . Wstawał przed szóstą i czytał . Około dziesiątej biegł na kursa , potem znowu czytał . Po czwartej szedł na korepetycję do kilku domów ( głównie żydowskich , gdzie mu Szuman wyrobił stosunki ) i wróciwszy do domu znowu czytał i czytał , dopóki zmorzony snem nie położył się już dobrze po północy .
|
||
— Wielki Boże ! … Chyba zanadto wzruszyło go niespodziewane szczęście …
|
||
Panna Izabela pobladła i usiadła na skórzanym szezlongu .
|
||
— Cóż ty , świnio , Maleski , kpisz sobie ze mnie w publicznym miejscu ?
|
||
— Rzecki .
|
||
Baron przygryzł wargi . Chwilę milczał , jakby odurzony szorstką odmową ; na koniec ukłonił się i cicho powiedziawszy : „ Przepraszam … ” , opuścił sklep .
|
||
— Cóż więcej ? … — nalegał Ochocki .
|
||
O , prawda to ! … I studnię , która miała nas połączyć , chciałabym upamiętnić w jakiś sposób …
|
||
Obraz panny Izabeli ukazał mu się otoczony jaśniejszym niż kiedykolwiek blaskiem . Krew biła mu do głowy i upokarzał się w duchu na myśl , że z podobnym stworzeniem mógł ją zestawić !
|
||
— Wszystko to dobrze — mówię — panie Wirski , ale cóżeś mi pan miał opowiedzieć ?
|
||
— Cóż pani baronowa mówi ? — spytałem .
|
||
— Nie to , żebym nie lubił . Ale od czasu jak przekonałem się , że wielkie damy nie różnią się od pokojówek , wolę pokojówki .
|
||
Począł usypiać i marzył , że Wokulski zabił go . Widział , jak jego trupa dwu posłańców niesie do mieszkania żony , jak żona mdleje i rzuca mu się na zakrwawione piersi … Jak płaci wszystkie jego długi i asygnuje tysiąc rubli na pogrzeb i … jak on zmartwychwstaje i zabiera owe tysiąc rubli na drobne wydatki …
|
||
W renomowanej jadłodajni , gdzie na wieczorną przekąskę zbierali się właściciele składów bielizny i składów win , fabrykanci powozów i kapeluszy , poważni ojcowie rodzin , utrzymujący się z własnych funduszów , i posiadacze kamienic bez zajęcia , równie dużo mówiono o uzbrojeniach Anglii , jak o firmie J. Mincel i S. Wokulski . Zatopieni w kłębach dymu cygar i pochyleni nad butelkami z ciemnego szkła obywatele tej dzielnicy , jedni zakładali się o wygranę lub przegranę Anglii , drudzy o bankructwo Wokulskiego ; jedni nazywali geniuszem Bismarcka , drudzy — awanturnikiem Wokulskiego ; jedni krytykowali postępowanie prezydenta MacMahona , inni twierdzili , że Wokulski jest zdecydowanym wariatem , jeżeli nie czymś gorszym …
|
||
— Coś stary jakby zaczynał robić bokami — szepnął .
|
||
Padły znowu dwa strzały i znowu dwa . Jadący przed nami szwadron zatrzymał się ; dwie armaty i dwa jaszczyki galopem popędziły naprzód , kilku jezdnych pocwałowało na najbliższe wzgórza . Stanęliśmy — i przez chwilę zaległa taka cisza , że słychać było tętent siwej klaczy dopędzającego nas adiutanta . Przeleciała mimo , do huzarów , dysząc i prawie dotykając brzuchem ziemi .
|
||
Potem w wielkich konturach przyszła mu na myśl jego własna historia . Kiedy dzieckiem będąc łaknął wiedzy — oddano go do sklepu z restauracją . Kiedy zabijał się nocną pracą będąc subiektem — wszyscy szydzili z niego , zacząwszy od kuchcików , skończywszy na upijającej się w sklepie inteligencji . Kiedy nareszcie dostał się do uniwersytetu — prześladowano go porcjami , które niedawno podawał gościom .
|
||
— U Lessera .
|
||
— Proszę babci ! — zawołała — ja nigdy nie skończę kaftanika dla mojej lalki …
|
||
— Pan ma szczęście , panie Wokulski — odezwał się Szłangbaum . — Ledwie panu zachciało się kupić dom , a już domy idą w górę . Ja powiadam , słowo daję , że pan w pół roku odzyska swój nakład na tę kamienicę i jeszcze co zarobi ! A ja przy panu …
|
||
Wokulski zatrzymał się przed nim .
|
||
— Nie mam nikogo .
|
||
— Nie mam prawa nabywać tajemnic — odpowiedział już zmieszany Wokulski .
|
||
— A choćbym sprzedał , cóż by w tym było złego ? …
|
||
— Wody … — odezwała się dama słabym głosem .
|
||
Comme eux aussi je veux poser
|
||
Idę tedy wieczorem , wciąż pełen otuchy , do tych pań , już na nowe ich mieszkanie , gdy naraz słyszę na środku ulicy : brzęk – brzęk … brzęk – brzęk ! … O rany boskie , ależ to aresztantów prowadzą ! … Co za okropna wróżba …
|
||
Gdyby doniesiono pannie Izabeli , że umarł Wokulski z powodu Molinariego , wielki skrzypek nie straciłby nic w jej oczach . Ale wiadomość , że zrobił złe wrażenie , dotknęła ją w niemiły sposób .
|
||
— Nie wiem , czy nam wypada przyjmować taką ofiarę ? — odezwała się zakłopotana pani Misiewiczowa .
|
||
— Och ! Niezaproszenie kosztowałoby piętnaście procent rocznie od kapitału , który książę ma w spółce . Zaprosi go , zaprosi , gdyż , dzięki Bogu , Wokulski jest jeszcze rzeczywistą siłą . Ale pierwej , znając jego słabość dla panny Łęckiej , podrażni go , pobawi się nim jak psem , któremu pokazuje się i chowa mięso , ażeby nauczyć go chodzenia na dwu łapach . Nie bój się pan , oni go nie wypuszczą od siebie , na to są za mądrzy ; ale go chcą wytresować , ażeby pięknie służył , dobrze aportował , a choćby i kąsał tych , którzy im nie są mili .
|
||
— Nie pytał się , bo pan był wtedy na wojnie .
|
||
Otóż wypadek ten , zamiast całkiem odstręczyć publiczność , zwabił ją do sklepu i przez tydzień mieliśmy tak duże obroty jak nigdy ; aż zazdrościli nam sąsiedzi . Po tygodniu jednakże sztuczny ruch na nowo osłabnął i znowu były w sklepie pustki .
|
||
— Może o tym nie wiedzieć — przerwała wdówka .
|
||
— Nie .
|
||
— A niech sobie idzie na górę — odparł Jan Mincel — ale już co swatać , to nie będę . Jestem uczciwy kupiec i nie myślę zajmować się stręczycielstwem .
|
||
— Kocioł zostawi pan bez dozoru ? — spytał Wokulski .
|
||
Jednocześnie ukazał się na progu mężczyzna średniego wzrostu , zręczny , śniady , z małymi faworytami i wąsikami , i bardzo nieznaczną łysiną . Miał fizjognomię na pół wesołą , na pół drwiącą i od razu zawołał :
|
||
— Słyszałam również — mówiła pani Wąsowska — że Wokulski oświadczył się …
|
||
Plac i rozbawione tłumy obmierzły mu do reszty . Zawrócił do miasta .
|
||
— Ach , głupia jesteś ! — mruknął Ochocki wchodząc i niespokojnie patrząc na damy .
|
||
Wokulski zdumiewał się coraz więcej .
|
||
— Kaziu ! idź do sali i uważaj na tego pana …
|
||
— Zdaje mi się …
|
||
Mrok już zapadał . Wokulski zaświecił gazowe lampy nad stołem , wydobył papier i pióro i zaczął pisać :
|
||
— Poszłam na groby — mówiła dalej dziewczyna — myślałam , że się trochę rozerwę . Gdzie tam , com wspomniała o starej , to aż mi łzy pociekły ze złości . Zaczęłam prosić Pana Boga , ażeby albo starą choroba zatłukła , albo żebym ja od niej wyszła . I widać Bóg wysłuchał , kiedy ten pan chce mnie zabrać .
|
||
— Leci jak burza i sypie iskry ? …
|
||
W parę dni po jego powrocie przychodzi do mnie jeden solidny kupiec i mówi :
|
||
— Ależ europejska wojna — mówię — wisi na włosku . W takim razie na pewno czeka nas bankructwo .
|
||
— Fiu ! … fiu ! … A co myślisz robić ?
|
||
Wokulski nie miał odwagi wyjść z Łazienek . Chodził po drugiej stronie sadzawki i z daleka przypatrywał się migającej między drzewami szarej sukni . Dopiero później spostrzegł , że przypatruje się aż dwom szarym sukniom , a trzeciej niebieskiej , że żadna z nich — nie należy do panny Izabeli .
|
||
Wokulski ochłonął ; był pewny , że ma do czynienia z maniakiem .
|
||
Ubogi eks-obywatel siadł na wytartym fotelu i mówił :
|
||
Powrócić go do kraju i zatrzymać w nim mógł już tylko jeden wypadek , jedna osoba … Ale ten wypadek nie nadchodził , a natomiast zdarzały się inne , coraz bardziej odsuwające go od Warszawy i coraz mocniej przykuwające do Paryża .
|
||
— Tak , za trzy ruble . Jest to towar wybrakowany , którego się pozbywamy .
|
||
— A po ósmej ja nie będę miał czasu — odparł Oberman .
|
||
— Co tam droga , moja mamo . Kto wie , czy kiedykolwiek będę mogła sprawić jej tyle szczęścia , ile dziś jedną lalką — odpowiedziała pani Stawska .
|
||
— Opuścisz mnie ?
|
||
— Przypuszczasz pani , że …
|
||
Pani Meliton przypatrzyła mu się ciekawie i kiwając głową mruknęła :
|
||
W późniejszym życiu przekonałem się , jak proroczymi były poglądy ojca . Wszyscy widzieliśmy drugą gwiazdę napoleońską , która obudziła Włochy i Węgry ; a chociaż spadła pod Sedanem , nie wierzę w jej ostateczne zagaśnięcie . Co mi tam Bismarck , Gambetta albo Beaconsfield ! Niesprawiedliwość dopóty będzie władać światem , dopóki nowy Napoleon nie urośnie .
|
||
Gdy wszyscy usiedli , hrabia zabrał głos :
|
||
Dziwny był widok tego salonu . Meble okryte ciemnopopielatymi pokrowcami , to samo fortepian , to samo pająk zawieszony u sufitu ; nawet stojące w kątach kolumny z posążkami miały także popielate koszule . W ogóle robił on wrażenie pokoju , którego właściciel wyjechał zostawiwszy tylko służbę bardzo dbałą o porządek domu .
|
||
Ale pannę Izabelę w przykry sposób dotknęła jego obojętność dla sztuki . Sposępniała i przez resztę dnia rozmawiała z Wokulskim dosyć chłodno .
|
||
I dopiero teraz przypomniała sobie , że Wokulski nie był u nich od tygodnia .
|
||
— Gdzie jada ? … Nie wiem nawet , czy w ogóle jada . A gdzie mieszka ? … Nigdzie .
|
||
„ Już ja go nie będę ostrzegał ! ” — rzekł w duchu . A potem dodał — „ że takie zadowolenie z cudzej biedy jest jednak bardzo podłym uczuciem . ”
|
||
Karafka koniaku wypróżniała się , a on opierał głowę na rękach i drzemał , ku wielkiej uciesze garsonów i gości .
|
||
— To , wielmożny panie , mamy ruch w hotelu z tym Włochem ! … Schodzą się państwo jak do cudownego obrazu , ale najwięcej kobiety …
|
||
— A zatem ? — spytał Wokulski .
|
||
Ajent handlowy , który z obowiązków stanowiska potrzebował mieć o kupcach wiadomości wszechstronne i wyczerpujące , przeniósł swoją butelkę i szklankę do stołu radcy i topiąc słodkie wejrzenie w jego załzawionych oczach , spytał zniżonym głosem :
|
||
— Zawstydziłaś go — rzekła panna Izabela .
|
||
Rzecki przygryzł wargi .
|
||
Cofnął się znowu w bramę i począł czytać spis mieszkańców .
|
||
— Po ósmej … po ósmej … — odpowiedział mu pan Ignacy — Teraz nie ma czasu .
|
||
Maruszewicz opuścił gabinet i za godzinę istotnie wrócił z kwitem podpisanym przez barona Krzeszowskiego . Wokulski przeczytawszy dokument włożył go do kasy i w zamian dał Maruszewiczowi czterysta rubli .
|
||
Długa chwila upłynęła , zanim Wokulski skombinował , że panna Ewelina Janocka nie jest panną Izabelą Łęcką , że baron nie oświadczył się pannie Izabeli i że nie dla niej wiezie szafiry .
|
||
— A cóż wy na to ? … — zawołałem wściekły z gniewu .
|
||
— Ile ?
|
||
— Tu jest pięć tysięcy rubli jako procent do połowy stycznia . Niech pan z łaski swojej policzy . A tu jest kwit .
|
||
Środkiem Alei wciąż toczyły się dorożki i powozy . W jednym Wokulski zobaczył bladoniebieską suknię .
|
||
— Chwileczkę tylko zabiorę szanownemu panu — mówił już śmielej zniszczony młody człowiek , wdzięcznie wywijając laseczką i kapeluszem . — Chwileczkę .
|
||
„ I ja mam niby to ją kochać ? … Głupstwo ! Przez rok cierpiałem na jakąś chorobę mózgową , a zdawało mi się , że jestem zakochany … 29 a 36 … 29 a 36 … Nigdym nie przypuszczał , ażeby mogła mi być tak dalece obojętną … Jak ona patrzy na tego osła … No , jest to widocznie osoba , która kokietuje nawet subiektów , a czy tego samego nie robi z furmanami i lokajami ! … Pierwszy raz czuję spokój … o Boże … A tak go bardzo pragnąłem … ”
|
||
— A niech się jaśnie pan strzela nawet ze starym diabłem ! — odparł Konstanty . — Tylkom ciekawy , kto weksle jaśnie pana zapłaci ? … A komorne … a utrzymanie domu ? … Dlatego , że jaśnie pan co kwartał ma ciekawość na Powązki , to gospodarz nasyła nam rejentów , a ja boję się , żebym z głodu nie umarł … Dobra służba ! …
|
||
— Zdaje mi się — rzekłem — że u nas znajdzie się taka właśnie lalka . I gdyby pani raczyła wstąpić do sklepu …
|
||
Wokulski śmiał się .
|
||
— Maleski , Patkiewicz i ten trzeci . Co nie miałbym pamiętać takich diabłów . Jowialne chłopaki !
|
||
— Nie , pani .
|
||
— Ah , ca ! … Piękny kraj … bogaty kraj … Naprzód , Lizetka ! … Więc pan jesteś Polak ? … Znam Polaków ! … Oto plac Opery , obywatelu , a oto Grand Hotel …
|
||
— Dobrze — odezwał się po chwili Wokulski . — Na narzędzia dostaniesz sześćset rubli . Wystarczy ? … A kiedy chcesz wracać ?
|
||
Ale baronowa była ostrożna , więc mizerny studencina nudził się . Przekładał opatrznościowego śledzia z jednej ręki do drugiej i zapewne dla zabicia czasu robił bardzo nieprzystojne miny do dziewcząt z paryskiej pralni .
|
||
— Kiedy nie wiem , co mam wyciąć ?
|
||
Trzeba jednak iść tam … ”
|
||
Pan Łęcki patrzy na zakrystiana z wielką pogardą ; kładzie nawet obie ręce w kieszenie spodni ( co jemu samemu wydaje się dziwnym ) i mówi :
|
||
„ A ja pana najlepiej zapamiętałam , kiedy pan w lecie był w tej kamienicy , gdzie mieszkałyśmy . I nie wiem dlaczego , zdawało mi się … ”
|
||
— Ruda żelazna — odparł Wokulski .
|
||
— Tak … tak ! …
|
||
Zaraz wówczas pomyślałem , że chłopak z tak otwartą głową , który kupuje książki i nie dba o dziewczęta , mógłby być dobrym politykiem ; więc jeszcze tego dnia zapoznałem się ze Stachem i od tej pory żyjemy ze sobą nie najgorzej …
|
||
Pewnego dnia otrzymał telegram z Zasławka wzywający go na pogrzeb prezesowej .
|
||
— Ty jeden niewiele . Ale kilkudziesięciu , kilkuset takich jak ty i ja … Czy wiesz , co możemy zrobić ? …
|
||
Złożyło się na to kilka okoliczności .
|
||
Około stołu zajętego przez komorników robi się mały zamęt ; wszyscy widzowie pchają się w tamtym kierunku . Stary Szlangbaum również zbliża się do stołu , a po drodze kiwa na zniszczonego Żydka i nieznacznie mruga na okazałego pana , z którym niedawno rozmawiał w cukierni .
|
||
— Bo ja chciałbym , proszę pana , akszamitny kołmirz .
|
||
— Nie płacz , Heluniu . Mimi będzie zdrowa i jeszcze ładniejsza — uspakajał ją Wokulski , wzruszony nie mniej od Helenki .
|
||
— Najokropniejsze jest to , że ci panowie wylewają oknem jakieś płyny …
|
||
— Aha ! … — szepnął Rzecki . — Domyślałem się tego .
|
||
Ale Oberman spojrzał na niego wilczym okiem i wyszedł milcząc . Służący w pierwszej chwili otworzył usta ze zdumienia , lecz ochłonąwszy pogroził za nim pięścią .
|
||
— Może choć od października zacznie pan płacić ?
|
||
— Jestem — rzekł zgarbiony hrabia i podał mu rękę .
|
||
— Więc bywaj zdrów , a przed ślubem wstąp do mnie . Ona będzie miała pięćset rubli posagu , no i co potrzeba na bieliznę i gospodarstwo .
|
||
— Cóż mnie to obchodzi — rzekł głucho Wokulski — jestem kupcem .
|
||
— Wasze kobiety są akurat tyle warte co i mężczyźni . Wokulski za dziesięć lat mógłby być milionerem i potęgą w tym kraju , ale ponieważ związał losy swoje z panną Łęcką , więc sprzedał sklep doskonale procentujący , rzuci spółkę , wcale nie gorszą od sklepu , a potem strwoni majątek . Albo ten Ochocki … Inny , na jego miejscu , już pracowałby nad oświetleniem elektrycznym , skoro udał mu się wynalazek . Tymczasem on hula po Warszawie z tą ładną panią Wąsowską , dla której więcej znaczy dobry tancerz aniżeli największy wynalazca .
|
||
— Aha !
|
||
— Ale je skądsiś bierze do siebie .
|
||
Sprawa po wielu tłomaczeniach i wyjaśnieniach naturalnie zatarła się ; ale stary od tej chwili zupełnie stracił humor i począł chudnąć . Pewnego zaś dnia usiadłszy na swym fotelu pod oknem już nie podniósł się z niego . Umarł oparty brodą na księdze handlowej , trzymając w ręce sznurek , którym poruszał kozaka .
|
||
— No — rzekłem — uspokój się , doktorze . Mam dla Stacha lekarstwo .
|
||
— I jakże się stało , że chcesz żenić się z nią ?
|
||
— Niewiele … drobiazg … parę tysięcy rubli …
|
||
— Mylisz się .
|
||
— Pan Wokulski to widać nie ma Boga w sercu , żeby sprzedać dom takiemu , co krzywdzi ludzi ! …
|
||
— Mówiłem , że Bonapart wypłynie i piwa im nawarzy ! Cała bieda w tym , że ja coś nie zdużam na nogi .
|
||
— Phy ! — odezwałeś się wtedy , Katz — i to ma być bitwa ? … Miałem się też czego bać …
|
||
Wydobyłem zegarek i podałem go Heli .
|
||
Od stóp wzgórza , na południe , aż gdzieś do krawędzi horyzontu , ciągnęła się równina , a na niej jakby rzeka białego dymu , szeroka na kilkaset kroków , długa — czy ja wiem — może na milę drogi .
|
||
Te ostrożności i ton , jakim je wypowiadano , przykro dotknęły Wokulskiego ; mimo to w oznaczonym terminie poszedł do hotelu .
|
||
— O tak … Ale tu trzeba mieć własną maszynę i mieszkanie , i wszystko … Kto tego nie ma , musi iść w służbę .
|
||
— Coraz bardziej przekonywam się , Belu , że pieniądze nie dają szczęścia . Ten Wokulski zrobił świetną jak dla niego karierę , lecz — cóż stąd ? … Już nie pracuje w sklepie , ale nudzi się w Łazienkach . Uważałaś , jaką on ma znudzoną minę ?
|
||
— Mnie , widzisz pan , powiedziała żona , która dowiedziała się o tym od pani Kolerowej …
|
||
— Nie niepokój się pan — przerwałem mu . — Stach , to jest pan Wokulski , zapewne umorzy pański dług do października , a następnie zawrze z panem nowy układ .
|
||
XX . Pamiętnik starego subiekta
|
||
— No i wyobraź sobie — zawołał pan Łęcki — co za fatalizm ! … Konsylium zabroniło mi jechać do Paryża i pod karą śmierci kazało wynosić się na wieś . Na honor , nie wiem nawet , gdzie uciec przed tymi upałami . Ale i na ciebie także działają , bo jesteś zmieniony … Prawda , jakie to gorące mieszkanie ? …
|
||
— Oj , do licha … — szepnąłem . — To zły znak …
|
||
Wyjąwszy rodzin mających dorosłe córki tudzież wdów i panien na wydaniu , które zdają się być odważniejszymi od węgierskiej piechoty , biedny mój Stach nie cieszy się sympatią . Nic dziwnego — oburzył przeciw sobie wszystkich fabrykantów jedwabnych i bawełnianych , a także kupców , którzy sprzedają ich towary .
|
||
— Ach , Boże ! … — krzyknęła znowu pani baronowa zataczając się .
|
||
Tu Wokulski dosięgnął najwyższego punktu samokrytyki : poznał niedorzeczność swego położenia i postanowił wydobyć się .
|
||
— Głupiutkie są te panny — zaczęła po chwili prezesowa . — Im się zdaje , że jak złapie która bogatego męża , a poza nim przystojnego kochanka , to już wypełni sobie życie … Głupiutkie . Ani wiedzą , że wnet sprzykrzy się stary mąż i pusty kochanek i że prędzej czy później każda zechce poznać prawdziwego człowieka . A jeżeli się taki trafi , na jej nieszczęście , co ona mu da ? … Czy wdzięki , które sprzedała , czy serce zaszargane z takimi oto Starskimi ? …
|
||
Panna Izabela cofnęła się .
|
||
— Nie upieram się przy marszałku , więc baron …
|
||
Po odejściu Suzina Wokulski przymknął oczy i usiłował zasnąć . Może nie tyle zasnąć , ile odpędzić od siebie jakąś myśl natrętną , przed którą uciekł z Warszawy . Przez pewien czas zdawało mu się , że jej nie ma , że została tam i że dopiero szuka go stroskana , tułając się od Krakowskiego Przedmieścia do Alei Ujazdowskiej .
|
||
Panna Izabela wzruszyła ramionami .
|
||
— Ach , dobry panie Rzecki , jak możesz o to pytać ? … W swoim domu zniżył nam komorne , wydobył Helenkę z takiej hańby , dał jej posadę na siedemdziesiąt pięć rubli , Heluni przysłał tyle zabawek …
|
||
Weszli na drugie piętro do salonu urządzonego równie bogato jak inne w tym hotelu . Większą jego część już zapełniali widzowie starzy i młodzi , kobiety i mężczyźni , ubrani elegancko i bardzo zajęci profesorem Palmierim , który właśnie kończył krótką prelekcję o magnetyzmie . Był to mężczyzna średnich lat , zawiędły , brunet , z rozczochraną brodą i wyrazistymi oczyma . Otaczało go parę przystojnych kobiet i kilku młodych mężczyzn o twarzach mizernych i apatycznych .
|
||
— Dlatego nie powinieneś pić — przerwał Ignacy . — Za wiele mówisz … może więcej , aniżelibyś chciał — dodał z naciskiem .
|
||
— Czy nie moglibyśmy prosić pana Ochockiego , ażeby lejce oddał stangretowi ? — rzekła wdówka .
|
||
— Dziś mam znacznie więcej , ale wydaję bardzo mało .
|
||
— Gut Morgen , meine Kinder ! Der Kaffee ist schon fertig …
|
||
— Więc posłuchaj — mówił Geist . — Tak zwana ludzkość , mniej więcej na dziesięć tysięcy wołów , baranów , tygrysów i gadów , mających człowiecze formy , posiada ledwie jednego prawdziwego człowieka . Tak było zawsze , nawet w epoce krzemiennej . Na taką tedy ludzkość w biegu wieków spadały rozmaite wynalazki . Brąz , żelazo , proch , igła magnesowa , druk , machiny parowe i telegrafy elektryczne dostawały się bez żadnego wyboru w ręce geniuszów i idiotów , ludzi szlachetnych i zbrodniarzy … A jaki tego rezultat ? … Oto ten , że głupota i występek dostając coraz potężniejsze narzędzia mnożyły się i umacniały , zamiast stopniowo ginąć . Ja — ciągnął dalej Geist — nie chcę powtarzać tego błędu i jeżeli znajdę ostatecznie metal lżejszy od powietrza , oddam go tylko prawdziwym ludziom . Niech oni raz zaopatrzą się w broń na swój wyłączny użytek ; niechaj ich rasa mnoży się i rośnie w potęgę , a zwierzęta i potwory w ludzkiej postaci niechaj z wolna wyginą . Jeżeli Anglicy mieli prawo wypędzić wilków ze swej wyspy , istotny człowiek ma prawo wypędzić z ziemi przynajmniej tygrysy ucharakteryzowane na ludzi …
|
||
— Pół roku temu — odparł rozdrażniony Szuman — słyszałeś pan protesty przeciw starym porządkom , a dziś słyszysz nowy program . Człowiek nie jest ostrygą , która tak przyrasta do swojej skały , że dopiero trzeba ją nożem odrywać . Człowiek patrzy dokoła siebie , myśli , sądzi i w rezultacie odpycha dawne złudzenia przekonawszy się , że są złudzeniami … Ale pan tego nie pojmujesz ani Wokulski … Wszyscy bankrutujecie , wszyscy … Całe szczęście , że wasze miejsca zajmują świeże siły .
|
||
— A dlaczego kupił mój serwis i srebra ?
|
||
Tajemnica była jeszcze tak zachowywaną , że kiedy panna Izabela poszła z wizytą do ciotki , zastała hrabinę i prezesową naradzające się nad pogodzeniem państwa Krzeszowskich za pomocą owej klaczy .
|
||
— Znawcy mówią , że pierwsza miłość jest najgorsza — szepnął Wokulski .
|
||
„ Czemu ja się wracam ? — szeptał . — Dlaczego nie idę do Geista do roboty ? … ”
|
||
„ Niech raz te łyki oduczą się wyzywać nas … ” — mówił sobie baron .
|
||
Wstał , wyjrzał przez okno i z uśmiechem przypatrywał się ludziom , którzy gdzieś biegli , kłaniali się sobie , asystowali damom . Przypatrywał się ich gwałtownym ruchom , wielkiemu zainteresowaniu , bezświadomej szarmanterii mężczyzn , automatycznej kokieterii kobiet , obojętnym minom dorożkarzy , męce ich koni i nie mógł oprzeć się uwadze , że całe to życie , pełne niepokoju i udręczeń , jest kapitalnym głupstwem .
|
||
Serwis i srebra familii Łęckich były już sprzedane i nawet jubiler odniósł panu Tomaszowi pieniądze , strąciwszy dla siebie sto kilkadziesiąt rubli składowego i za pośrednictwo . Mimo to hrabina Karolowa nie przestała kochać panny Izabeli ; owszem — jej energia i poświęcenie , okazane przy sprzedaży pamiątek , zbudziły w sercu starej damy nowe źródło uczuć rodzinnych . Nie tylko uprosiła pannę Izabelę o przyjęcie pięknego kostiumu , nie tylko co dzień bywała u niej albo ją wzywała do siebie , ale jeszcze ( co było dowodem niesłychanej łaski ) na całą Wielką Środę ofiarowała jej swój powóz .
|
||
— Zupełnie serio . Nie chcę absolutnie żadnych układów i proszę o ostre warunki .
|
||
— Do pana Mraczewskiego nie mam żadnej pretensji , nawet tej , ażeby do mnie wracał .
|
||
Książę we własnym pałacu , na pierwszym piętrze , zajmował ogromne mieszkanie . Część jego , złożona z gabinetu pana , biblioteki i fajczarni , była miejscem męskich zebrań , na których książę przedstawiał swoje lub cudze projekta dotyczące spraw publicznych . Zdarzało się to po kilka razy w roku . Ostatnia nawet sesja wiosenna była poświęcona kwestii statków śrubowych na Wiśle , przy czym bardzo wyraźnie zarysowały się trzy stronnictwa . Pierwsze , złożone z księcia i jego osobistych przyjaciół , koniecznie domagało się śrubowców , drugie zaś , mieszczańskie , uznając w zasadzie piękność projektu , uważało go jednak za przedwczesny i nie chciało dać na ten cel pieniędzy . Trzecie stronnictwo składało się tylko z dwu osób : pewnego technika , który twierdził , że śrubowce nie mogą pływać po Wiśle , i pewnego głuchego magnata , który na wszystkie odezwy , skierowane do jego kieszeni , stale odpowiadał :
|
||
„ Jeżeli poezja zatruła twoje życie , to któż zatruł ją samą ? I dlaczego Mickiewicz , zamiast śmiać się i swawolić jak francuscy pieśniarze , umiał tylko tęsknić i rozpaczać ?
|
||
Znikomość — jego dzieła gońcem ,
|
||
Około siódmej sklep już stanowczo wyludnił się , subiekci rozmawiali , Wokulski wciąż rachował . Wtem znowu usłyszał nieznośny głos Mraczewskiego , który mówił aroganckim tonem :
|
||
— Nie robię ich dla Rossiego …
|
||
— Choć raz przed śmiercią , ale na kilka miesięcy — mówił kolegom , którzy nie wiadomo dlaczego uśmiechali się z tych projektów .
|
||
— Jutro ma przyjść do Mincla z odzieniem i bielizną — odrzekł pan Domański . — Nie do fortecy A – u … , A – u … tylko do Ham – ham czy Cham … bo nawet nie wiem …
|
||
— Nieszczęśliwa miłość budzi daleko więcej interesu — szepnęła raz panna Rzeżuchowska do pani Wąsowskiej .
|
||
Światło w przedpokoju nieco oprzytomnia pannę Izabelę . Uśmiecha się .
|
||
Z czego wnoszę , że Stach musi być grubo zaawansowany w stosunkach z nihilistami .
|
||
Żyd wzdycha , z zatłuszczonej portmonetki wydobywa najbardziej podarty papierek i wyprostowawszy go kładzie na marmurowym stole . Następnie wstaje i leniwie opuszcza ciemny pokoik , a pan Ignacy przez dziurkę gazety poznaje w nim starego Szlangbauma .
|
||
— A kobieta , panie Palmieri , może zamagnetyzować człowieka ?
|
||
Co za straszne położenie ! … Już miesiąc zadłużają się u swego lokaja , a od dziesięciu dni jej ojciec na swoje drobne wydatki wygrywa pieniądze w karty … Wygrać można ; panowie wygrywają tysiące , ale — nie na opędzenie pierwszych potrzeb , i przecież — nie od kupców . Ach , gdyby można , upadłaby ojcu do nóg i błagała go , ażeby nie grywał z tymi ludźmi , a przynajmniej nie teraz , kiedy ich stan majątkowy jest tak ciężki . Za kilka dni , gdy odbierze pieniądze za swój serwis , sama wręczy ojcu paręset rubli prosząc , ażeby je przegrał do tego pana Wokulskiego , ażeby wynagrodził go hojniej , niż ona wynagrodzi Mikołaja za zaciągnięte długi .
|
||
— Co pan robisz ? — zawołał Palmieri do medium — wszakże to asafetyda …
|
||
Wokulski podał mu sto franków .
|
||
Powóz … angielszczyzna … przeszło dwieście rubli na jedną kwestę ! … I to robię ja , który tym pogardzam … Właściwie jednak — na cóż będę wydawał pieniądze , jeżeli nie na zapewnienie sobie szczęścia ? Co mnie obchodzą jakieś teorie oszczędności , gdy czuję ból w sercu ? … ”
|
||
— Panie — zawołał rządca — on to nic . On mówi , że nie zapłaci , no i nie płaci ; ale tamci dwaj nic nie mówią i także nie płacą . To są , panie Rzecki , nadzwyczajni lokatorowie ! … Oni jedni nigdy nie robią mi zawodu .
|
||
— Ach , pani dobrodziejko — mówi — ja już tyle nabiegałem się w sprawie tej licytacji , że choćby dzisiaj należy mi się spoczynek . W dodatku mam za kilka minut urzędówkę o zabójstwo … Widzi pani te piękne damy ? … Wszystkie idą słuchać mojej obrony … Efektowna sprawa ! …
|
||
Wtedy zaczęła sobie rejestrować doznane wrażenia .
|
||
— Miniatura … — powtórzyła . — A wieszże , kto ją malował ? … I nicże więcej nie zostało ?
|
||
— Gospodarza ? … W tej chwili ja tu jestem gospodarzem i wcale sobie nie przypominam , ażebym mianował plenipotentem tego pana …
|
||
Sędzia zaczął pisać . Siedzący w drugiej ławce ( maglarz oczywiście ) odezwał się do damy czerwonej na twarzy :
|
||
— A Grossmutter jak się ma ?
|
||
Po przeglądzie drobiu , prezesowa obejrzała obory i stajnie , gdzie parobcy , po większej części ludzie dojrzałego wieku , składali jej raporta . Tu o mało nie zdarzył się wypadek . Ze stajni bowiem nagle wybiegło spore źrebię i rzuciło się na prezesową przednimi nogami jak pies , który staje na dwu łapach . Szczęściem , Ochocki pohamował figlarne zwierzę , a prezesowa dała mu zwykłą porcję cukru …
|
||
Ten cynizm oburzył mnie .
|
||
Pan Szastalski nie miał kapitałów w spółce ani posady przy kolei . Ale ponieważ dwaj jego przyjaciele , panowie Niwiński i Malborg , mieli do Wokulskiego pretensję , więc i on miał do Wokulskiego pretensję , którą formułował wzdychając obok panny Izabeli i mówiąc :
|
||
— A co , już zatęskniła pani do towarzystwa ludzi z dobrymi manierami — odezwał się Starski . — Niech pani spróbuje , może dam się przeprosić .
|
||
II . Rządy starego subiekta
|
||
— Żadnych przeprosin .
|
||
Przed rokiem w jednej z takich chwil zobaczył pannę Izabelę Wokulski . Odtąd serce jego nie zaznało spokoju .
|
||
Jednego dnia baronowa zapytała panią Stawską : czy zna Wokulskiego . Lecz choć odebrała odpowiedź , że pani Helena zna go bardzo mało , zaczęła mówić :
|
||
— Mówiłam , że się tak skończy — upewniała mnie staruszka — ale pan to nie miałeś wiary …
|
||
— Prędzej , panie , prędzej ! — wołała ściągając lejce koniowi , który kręcił się wokoło i przysiadał na zadzie . — Za bramą ruszamy galopem … Avanti , Savoya ! …
|
||
— Dystyngowany człowiek , ale nieprzyjemny — mówił baron — antypatia mojej narzeczonej . Tak działa jej na nerwy , że biedaczka traci humor w jego towarzystwie . I nie dziwię się , bo to są wprost przeciwne natury : ona poważna — on letkiewicz , ona uczuciowa , nawet sentymentalna — on cynik .
|
||
— Panie ! — zawołała z komiczną pokorą składając ręce — proszę o sztukę perkalu dla moich sierot … Widzi pan , jak nauczyłam się przymawiać o jałmużnę ?
|
||
Wtedy ( rzecz nie do uwierzenia ! ) palą się u niego dniem i nocą światła , a w mieszkaniu słychać głosy wielu mężczyzn , czasami nawet i kobiet …
|
||
Nawet zgon Franca , który w roku 1856 zmarł na karbunkuł , nie obszedł się bez awantury . W ciągu trzech ostatnich dni obaj bracia po dwa razy wyklęli się i wydziedziczyli w sposób bardzo uroczysty . Mimo to Franc cały majątek zapisał Janowi , a Jan przez kilka tygodni chorował z żalu po bracie i — połowę odziedziczonej fortuny ( około dwudziestu tysięcy złotych ) przekazał jakimś trzem sierotkom , którymi nadto opiekował się do końca życia .
|
||
— Bywaj zdrów , Michale .
|
||
— Czy * tek * ? … Bardzo żałuję barona , ale pańskie prawa są lepsze .
|
||
— Zaprosiła go gospodyni — odparł książę .
|
||
— Jenerał … — zaczął .
|
||
Pożegnałem doktora pełen otuchy . Kocham , bo kocham panią Helenę , ale dla niego … wyrzeknę się jej .
|
||
Nie śmiałem zrobić prezentu pojmując , że matce przyjemniej będzie , jeżeli sama przyczyni się do radości dziecka .
|
||
Ha ! trudno … Posyłam tedy do odprasowania mój kapelusz , płacę dwa złote , na wszelki wypadek biorę do kieszeni krócicę i maszeruję gdzieś aż za kościół Aleksandra .
|
||
Wokulski znajdował się niekiedy w tych towarzystwach , widział lornetki dam skierowane na Szastalskiego i pannę Izabelę , nawet słyszał uwagi , które brzęczały mu około uszu jak osy , ale nic nie rozumiał . Nim wreszcie nikt się nie zajmował , odkąd dowiedziano się , że jest poważnym konkurentem .
|
||
— A owacje dla Rossiego to nie ciężar ? — spytał pan Ignacy .
|
||
— Stach … to jest … pan Wokulski kupuje dom ?
|
||
— Nigdy nie myślałem — rzekł — ażebyś pan zajmował się podobnymi kwestiami .
|
||
Po upływie trzech lat takiego życia , któremu zresztą nie można było nic zarzucić , poznałem , że stalowy ten człowiek zaczyna się giąć w aksamitnych objęciach jejmości . Pobladł , pochylił się , zarzucił swoje uczone książki , a wziął się do czytania gazet i każdą chwilę wolną przepędzał ze mną na rozmowie o polityce . Czasami opuszczał sklep przed ósmą i zabrawszy jejmość szedł z nią do teatru albo z wizytą , a nareszcie — zaprowadził u siebie przyjęcia wieczorne , na których zbierały się damy , stare jak grzech śmiertelny , i panowie , już pobierający emeryturę i grający w wista .
|
||
Rzecki był zdumiony .
|
||
Gdy już położyła się do łóżka i zaczęła usypiać , nagle przyszła jej nowa myśl :
|
||
Uuu … widzę , że mi się rozhulała starowina , więc żeby ją pohamować na punkcie dżumy , napomknąłem znowu o procesie , na co ta kochana pani odpowiedziała mi długim wywodem o hańbie ścigającej jej rodzinę , o możliwym uwięzieniu pani Stawskiej , o tym , że się rozlutował samowar …
|
||
— Znasz ją pan przecie . Ta piękna , co to ma córeczkę … Co to się tak podobała panu …
|
||
Geist przeciągnął ręką po głowie .
|
||
— Wielmożny pan na dłuższy interes ?
|
||
— Zmądrzałam — odpowiedziała pani Meliton .
|
||
— Nie domyśla się pan ? — zapytał z całą swobodą przyjemny młody człowiek nieznacznie mrugając okiem , bo jeszcze nie był pewnym swego . — Nie domyśla się drogi pan ? … To ten poczciwy Szlangbaum …
|
||
Od tej pory nie mogła ukryć zakłopotania , ile razy wymawiano przy niej to nazwisko ; czuła jakiś żal , nie wiedziała jednak , czy do niego , czy do siebie ? Ale najprędzej do siebie , gdyż pani Stawska nigdy do nikogo nie czuła żalu ; a wreszcie — cóż on temu winien , że ona jest taka zabawna i bez powodu wstydzi się ? …
|
||
Teraz ja ukłoniłem się .
|
||
— I ja tak samo zrobiłem — odezwał się stłumionym głosem Wokulski .
|
||
Wieczorem wpadł do niego Ochocki .
|
||
— Proszę pana , tu panowie wysiadają … Pan baron już pije herbatę .
|
||
W środku kolacji zły czy dobry duch skierował oczy pani Misiewiczowej na » Kurier « .
|
||
Mocno uścisnął mu rękę i wyszedł . Wokulski przyznawał w duszy , że ten oryginał , udający marionetkę , ma jednak dużo sympatycznych przymiotów .
|
||
„ Co znaczy ta karta , papo ? … ” — zapytuje ojca .
|
||
— Dziś przyjechałem — odpowiada Wokulski , uspokojony widokiem jego pełnej , czerwonej twarzy bez zarostu .
|
||
— Ja myślę — odparła hrabina . — Pan jeszcze zostaje , panie Wokulski ?
|
||
— Mogę kupić , czemu nie — szepnął Żyd .
|
||
„ Kark skręci — mówią baby . — Jezus Maria ! ratuj duszę jego … ” Maruszewicz , jako człowiek nerwowy , uciekł do pani Krzeszowskiej , a tymczasem krzesełko z Patkiewiczem zatrzymuje się na wysokości drugiego piętra , przy oknie baronowej .
|
||
W parę minut wszedł Wokulski .
|
||
— To źle , Stachu . Pięćdziesiąt tysięcy rubli to majątek ; szkoda go stracić … Jeżeli dowiedzą się , że wypuściłeś z rąk taką sposobność …
|
||
— Prawda , jaki ładny dzień ? W mieście upał , tu przyjemny chłód . Bardzo lubię Łazienki o tej godzinie : mało osób , więc każdy może znaleźć kącik wyłącznie dla siebie . Pan lubi samotność ?
|
||
— Zapewne — rzekł Wokulski po namyśle .
|
||
— Lalka stukła się , panie …
|
||
— Cóż Suzin ? … — cicho spytał naprawdę zmieszany pan Ignacy .
|
||
— Cóż , podoba ci się , Heluniu , pani baronowa ?
|
||
„ Nie ma kwestii , że Geist za pomocą magnetyzmu oszukał mnie co do owych metali . Lecz … kto magnetyzował mnie wówczas , kiedy oszalałem dla tej kobiety ? … ”
|
||
Pocałował ją w rękę i wyszedł zamyślony .
|
||
— Ci kupcy to jednak honorowi ludzie .
|
||
— Pan cudzoziemiec ? … Niech pan będzie ostrożny ze znajomościami w Paryżu …
|
||
Wokulski , nasz adwokat i ja uplacowaliśmy się w pierwszej ławce , obok jegomości z rozerwanym paltotem i podbitym okiem , na którego brzydko spoglądał jeden z obecnych rewirowych .
|
||
„ Wokulski jest to człowiek ogromnie zręczny i energiczny ! Gdybym miał takiego plenipotenta ( tu westchnął ) , nie pozbyłbym się majątku … No , już stało się : za to dziś go mam … Z kamienicy zostanie mi czterdzieści , nie — pięćdziesiąt , a może i sześćdziesiąt tysięcy rubli … Nie , nie przesadzajmy , niech pięćdziesiąt tysięcy , no — niechby tylko czterdzieści tysięcy … Dam mu to , on będzie mi płacił z osiem tysięcy rubli rocznie , resztę zaś ( jeżeli interes pójdzie w jego rękach , jak się spodziewam ) , resztę procentów — każę kapitalizować … Za pięć , sześć lat suma podwoi się , a już za dziesięć — może wzrosnąć w czwórnasób … Bo to w operacjach handlowych pieniądze szalenie się mnożą … Ale co ja mówię ! … Wokulski , jeżeli jest naprawdę genialnym kupcem , powinien mieć i z pewnością ma sto za sto . A w takim razie spojrzę mu w oczy i powiem bez ogródki : » Dawaj ty innym , mój dobrodzieju , piętnaście albo dwadzieścia procent rocznie , ale nie mnie , który się na tym rozumiem . I on , naturalnie , zobaczywszy , z kim ma do czynienia , zmięknie od razu i może nawet wykaże taki dochód , o jakim mi się nie śniło … ”
|
||
Na cudnej twarzy pani Heleny ukazał się rumieniec podobny do listka bladej róży na śniegu . Boska kobieta ! … O , dlaczegóż ja nie jestem Wokulskim … Dopieroż bym …
|
||
— Nie gniewasz się , stary ?
|
||
— A gdzie pan Jan ? — pytałem chłopca .
|
||
— Jakież są ?
|
||
— Oho ! pan Julian znowu wkracza do nas jako triumfator — rzekła wdówka .
|
||
„ Czy mi to nie zapowiada , że on będzie miał sławę Kopernika , a ja — szczęście ? … A budujże sobie machiny latające , tylko zostaw mi swoją kuzynkę ! … — Cóż znowu za przesądy ? … — opamiętał się po chwili . — Ja i przesądy ! … ”
|
||
Dobrowolnie odcięty od natury i ludzi , utopiony w wartkim , ale ciasnym wirze sklepowych interesów , czuł coraz mocniej potrzebę wymiany myśli . A ponieważ jednym nie ufał , inni go nie chcieli słuchać , a Wokulskiego nie było , więc rozmawiał sam z sobą i — w największym sekrecie pisywał pamiętnik .
|
||
Podobnie gwałtownych uczuć nie spotkała jeszcze nigdy . On naprawdę musiał ją pokochać od pierwszego wejrzenia , szalenie , na śmierć . Czy jej wreszcie nie szepnął ( co nawet zmusiło ją do opuszczenia stolika ) , że bez namysłu oddałby życie za kilka dni spędzonych z nią razem .
|
||
— Dlaczego , Belciu , do Wokulskiego ? — zapytała trochę zdziwiona panna Florentyna .
|
||
— Ja ! …
|
||
„ Oryginalne miasto ! ” — mruknął Wokulski .
|
||
Osłupiałem … I nagle w tym osłupieniu przyszła mi najgenialniejsza myśl pod słońcem .
|
||
Tu właśnie była pora wypowiedzieć moją mowę . Jakoż zacząłem :
|
||
Pani Stawska , bardzo zmieszana , odpowiedziała baronowej , że w żaden sposób nie może mówić o tym z Wokulskim .
|
||
Nareszcie nie mogłem wytrzymać i — w grudniu 1851 roku przejechawszy wzdłuż Galicję stanąłem na komorze w Tomaszowie . Jedna mnie tylko myśl trapiła :
|
||
Na drugi dzień był u niej Rzecki ; przyszedł z miną zakłopotaną , a gdy mu wszystko opowiedziała , wyszedł złamany .
|
||
Ktoś obcy mógłby myśleć , że bywam u pani Stawskiej za często . Ja jednak po dojrzałej rozwadze doszedłem do przekonania , żem bywał za rzadko . W jej mieszkaniu miałem przecie doskonały punkt obserwacyjny na całą kamienicę , no i przy tym byłem życzliwie przyjmowany . Pani Misiewiczowa ( zacna matka pani Heleny ) , ile razy przyszedłem , witała mnie otwartymi rękoma , mała Helunia wskakiwała mi na kolana , a sama pani Stawska ożywiała się na mój widok i mówiła , że w tych godzinach , które u niej przepędzam , zapomina o swoich kłopotach ! …
|
||
— Dobranoc , Belu — rzekła . — Może teraz masz rację …
|
||
— Dlatego namawiałem cię , ażebyś u mnie pracował — odparł Geist . — Jak widzisz , łatwo tu o wypadek … Chodźmy na górę …
|
||
— No , przynajmniej nie w tej chwili — zakończył pan Niwiński .
|
||
Innym razem opowiedział jej dziwaczną historię :
|
||
— A ty co na to ?
|
||
Wokulski szedł do swego mieszkania i myślał :
|
||
— No — i wojny nie ma . W naszym sklepie ruch jak na odpuście , do naszych składów zwożą i wywożą towary jak do młyna , a pieniądze płyną do kas nie gorzej od plew . Kto by Stasia nie znał , powiedziałby , że to genialny kupiec ; ale że ja go znam , więc coraz częściej pytam się : na co to wszystko ? … Warum hast du denn das getan ? …
|
||
— Nade wszystko niech panowie strzegą się tej baronowej … która już czeka w czytelni , a ma niby to przyjść dopiero o trzeciej … Przysięgnę , to Niemka … Jestem przecie Alzatczyk ! …
|
||
— Tak , szósty … siódmy .
|
||
— W każdym razie kupiec …
|
||
— Jaśnie pani — rzekł — jest teraz w spiżarni . Może panowie pozwolą do siebie .
|
||
— Naturalnie , zapewneś pomyślał o interesach … na wypadek …
|
||
„ Dziwna rzecz , jak mnie to wszystko mało obchodzi ” — rzekł do siebie . Potem myślał o tych kilkunastu ludziach , którym już daje zajęcie , i o tych kilkudziesięciu , którzy od pierwszego maja mieli dostać u niego zajęcie , o tych setkach , dla których w ciągu roku miał stworzyć nowe źródła pracy , i o tych tysiącach , którzy dzięki jego tanim towarom mogliby sobie poprawić nędzny byt — i — czuł , że ci wszyscy ludzie i ich rodziny nic go w tej chwili nie interesują .
|
||
— Dajże spokój … Wracają ! … — przerwał jej pan Tomasz .
|
||
— Moja droga , skądże znowu przychodzi ci do głowy ten … Wokulski ? …
|
||
Stopniowo sklep zapełniał się po największej części służącymi i ubogo odzianymi jejmościami . Wtedy Franc Mincel krzywił się najwięcej : otwierał i zamykał szuflady , obwijał towar w tutki z szarej bibuły , wbiegał na drabinkę , znowu zwijał , robiąc to wszystko z żałosną miną człowieka , któremu nie pozwalają ziewnąć . W końcu zbierało się takie mnóstwo interesantów , że i Jan Mincel , i ja musieliśmy pomagać Francowi w sprzedaży .
|
||
— Zatrzymaj pan powóz .
|
||
— Nie doczekamy tego .
|
||
— Czego chcesz ? — niecierpliwie zapytał go Wokulski wychylając głowę spomiędzy drzwi .
|
||
— Kupiec galanteryjny , sprzedaje portmonetki — nalegał brunet .
|
||
— Jezus ! Maria ! … — jęknął Rzecki zrywając się z łóżka .
|
||
— To w sąsiedztwie cioci ?
|
||
— Co to jest nie można ! — oburzył się Palmieri . — Nie można od razu , gdyż nie jesteś pan * medium * . Ale można by z pana zrobić medium , jeżeli nie w kilka miesięcy , to w kilka lat .
|
||
Baron przyjął go bardzo życzliwie , choć nie ukrywał zdziwienia spostrzegłszy , że były sekundant jego przeciwnika jest mocno rozdrażniony .
|
||
Głupi był koncept . Przygryzłem jednak usta i odparłem :
|
||
— Muszę naradzać się z niektórymi . A co do naszych — dodał patrząc w oczy córce — zapewniam cię , że gdy usłyszą , kto u mnie bywa , ani jednego nie zabraknie w salonie .
|
||
— Dlaczego on nie ma bycz mój ?
|
||
— Pąsowa kurtka w tyle …
|
||
— A bodajże cię ! … O tamtych na śmierć zapomniałem …
|
||
Wsiadł , pojechali .
|
||
— No , a jakże tobie poszło ? — zapytał Rzecki już zwykłym tonem .
|
||
— Lalkę tę kupiłam w sklepie pana Wokulskiego …
|
||
— Czy jednak pomyślałeś , że gdy twój sklep przejdzie w ich ręce , kilkudziesięciu Żydów zyska popłatną pracę , a kilkudziesięciu naszych ludzi straci ją ?
|
||
— I dobrze wam ?
|
||
— To samo dostaniemy gdzie indziej .
|
||
Ocknął się i roześmiał .
|
||
— Ja i Wokulski ? … — powtarza panna Florentyna . Tym razem zdziwienie jej jest tak szczere , że wątpić nie można .
|
||
— Wariat ! wariat ! … — mruknął radca . — Podaj no , Józiu , piwa . Która to ? …
|
||
— Za cóż chciałby mnie , nas niepokoić ?
|
||
— Proszę pana — ciągnęła staruszka — jeżeli mamy mówić szczerze , to mnie nie tyle chodzi … To jest … nie wierzę , ażeby Ludwik żył . Kto przez dwa lata nie pisze …
|
||
— Hum ! … Hum ! … — wtrącił głos męski .
|
||
— Dziesięć tysięcy rubli — ciągnął Wokulski — jest to fundament dobrobytu dla dwudziestu rodzin co najmniej …
|
||
— Widać swój … Żyd by tak nie dzwonił …
|
||
— Cóż ?
|
||
Spojrzeliśmy sobie obaj w oczy . Wyznaję , że byłem trochę zdziwiony naszym koleżeństwem … Wirski spostrzegł to i dodał z uśmiechem :
|
||
W tej chwili żółtawy , za wczesny motyl przeleciał mu nad głową w stronę miasta .
|
||
— A ! … — zawołał — to jasne … Kula w pistolet , a zamek w szczękę … Pistolet zdezelowany ; bardzo interesujący strzał …
|
||
Albo weźmy takie głupstwo jak powóz ? … Gdybym miał powóz , mógłbym ją teraz odesłać do domu z ciotką , i znowu zawiązałby się między nami jeden węzeł … Tak , powóz przyda mi się w każdym razie . Przysporzy z tysiąc rubli wydatków na rok , ale cóż zrobię ? Muszę być gotowym na wszystkich punktach .
|
||
„ Głupcy ! — mruknął Wokulski . — Nie mają co powtarzać , tylko takie błazeństwa . ”
|
||
— I ja — odparł Wokulski .
|
||
— Za dużo wiesz — odparła — ale nie wszystko . Już od dwu tygodni , może od dziesięciu dni widzę , że ojciec miewa po kilkanaście rubli …
|
||
Potem gościa prowadzi do okna mrugając powiekami .
|
||
Dziwny ten pociąg wydał się jej samej niebezpiecznym i nawet śmiesznym . Przemogła się więc i poszła dalej ; lecz po paru minutach — wróciła . Znowu cofnęła się , przejrzała inne klatki , starała się o czym innym myśleć . Na próżno . Wróciła się i choć tygrys już nie spał , tylko mrucząc lizał swoje straszliwe łapy , panna Izabela podbiegła do klatki , wsunęła rękę i — drżąca i blada — dotknęła tygrysiego ucha .
|
||
— Ja mówię — odparł . — Cóż w tym dziwnego ? Czyliż to samo prawo nie stosuje się do mnie , do ciebie , do nas wszystkich ? … Za dużo płakałem nad sobą , ażebym się miał rozczulać nad Turcją .
|
||
— Marysiu ! … Marysiu , chodź do nas …
|
||
Powóz odjechał ku miastu . Wokulski zmieszał się z przechodniami i poszedł w stronę Ujazdowskiego placu . Szedł z wolna i przypatrywał się jadącym . Wielu spomiędzy nich znał osobiście . Oto rymarz , który dostarcza mu wyrobów skórzanych , jedzie na spacer z żoną , grubą jak beczka cukru , i wcale ładną córką , z którą chciano go swatać . Oto syn rzeźnika , który do sklepu , niegdyś Hopfera , dostarczał wędlin . Oto bogaty cieśla z liczną rodziną . Wdowa po dystylatorze , również mająca duży majątek i również gotowa oddać rękę Wokulskiemu . Tu garbarz , tam dwaj subiekci bławatni , dalej krawiec męski , mularz , jubiler , piekarz — a oto — jego współzawodnik , kupiec galanteryjny , w zwykłej dorożce .
|
||
Kiedy dziś myślę o tych rzeczach , zdaje mi się , że jeszcze przed urodzeniem naznaczone mi było zejść się z panią . Gdyby mój biedny stryj nie kochał się za młodu i nie umarł osamotniony , ja dziś nie znajdowałbym się w tym miejscu . I nie jestże to dziwne , że ja sam , zamiast bawić się kobietami , jak robią inni , unikałem ich dotychczas i prawie świadomie czekałem na jedną , na panią …
|
||
— Proś do sali — rzekł Wokulski .
|
||
Gdy Wokulski kupił dom , w którym mieszkała , i gdy Rzecki za jego wiedzą zniżył im komorne , pani Stawska ( lubo jej wszyscy tłomaczyli , że bogaty właściciel nie tylko może , ale nawet ma obowiązek zniżać komorne ) poczuła dla Wokulskiego wdzięczność . Stopniowo wdzięczność zamieniła się w podziw , gdy począł bywać u nich Rzecki i opowiadać mnóstwo szczegółów z życia swojego Stacha .
|
||
— Nie będę nic mówić , bo mnie już i rozmowa z panem męczy . Ach , ten świat daje nam same zawody ! … Kiedy kładziemy pierwszą suknię z trenem , kiedy idziemy na pierwszy bal , kiedy pierwszy raz kochamy — zdaje się nam , że otóż jest coś nowego … Lecz po chwili przekonywamy się , że to już było albo że to jest — nic …
|
||
— Zatem — mówię dalej — nieodwołalnie postanowiłem ożenić Stacha w tym jeszcze roku , nawet przed świętym Janem .
|
||
Jejmość chwilę przypatrywała mi się z niedowierzaniem , nareszcie rzekła :
|
||
Był ubrany w nowy tużurek i świeży kapelusz , w ręku trzymał laseczkę ze srebrną końską nogą . Miał minę spokojną , ale pod tymi pozorami wierny sługa dostrzegł mocne wzruszenie . Już w przedpokoju binokle dwa razy spadły baronowi , a lewa powieka drgała mu bez porównania częściej aniżeli przed pojedynkiem albo nawet przy sztosie .
|
||
— Najmniejszego .
|
||
Wokulski przekładał nogę na nogę , ale wciąż milczał .
|
||
Już mi w głowie szumiało , więc zapytałem :
|
||
— Pan Wokulski — rzekłem powstając z krzesła — nie okradł nikogo … Dorobił się majątku pracą i oszczędnością …
|
||
Po powrocie Wokulskiego z Paryża stary subiekt częściej odwiedzał panią Stawską i robił przed nią coraz poufniejsze zwierzenia . Mówił , rozumie się , pod największym sekretem , że Wokulski jest zakochany w pannie Łęckiej i że on , Rzecki , wcale tego nie pochwala .
|
||
„ Alboż nie jest kobietą ? ”
|
||
Ach , mogłaby pani spełnić uczynek miłosierny i jednym słowem zakończyć — nie wiem … moje cierpienia czy przywidzenia … Wszak zna pani to zdanie , że najgorsza pewność jest lepsza od niepewności …
|
||
„ Panie Wokulski ! Wybacz , że nie nazywam cię szanownym , ale trudno dawać taki tytuł człowiekowi , od którego już wszyscy odwracają się ze wstrętem . Nieszczęsny człowieku ! Jeszcze nie zrehabilitowałeś się ze swych dawniejszych występków , a już hańbisz się nowymi . Dziś o niczym więcej nie mówi całe miasto , tylko o twoich odwiedzinach u kobiety tak źle prowadzącej się jak Stawska . Już nie tylko miewasz z nią schadzki na mieście , nie tylko zakradasz się do niej po nocach , co by jeszcze dowodziło , żeś niezupełnie wstyd zatracił , ale nawet odwiedzasz ją w biały dzień , wobec służby , młodzieży i uczciwych mieszkańców tej skompromitowanej kamienicy .
|
||
— Rozumiem , ale nic z tego — odezwała się pięknym kontraltem dama w pąsowej sukni . — Narzeczeni pojadą z nami , a do powozu niech siądą , jeżeli chcą , pan Ochocki z panem Starskim .
|
||
— Jak zwykle — odparł inkasent .
|
||
— Niekiedy trzeba wybaczyć trzech albo czterech ! … — odezwał się ze śmiechem siedzący obok niego Francuz .
|
||
— Jak się ta kobieta kompromituje — szepnął nasz adwokat . — Włóczy się po sądach , bierze takiego szubrawca na doradcę …
|
||
— Jak to z kucharzem ?
|
||
W kosztownym pudełku znajdował się istotnie ząb owinięty w bibułkę .
|
||
Młody człowiek prędko opuścił sklep zapomniawszy nawet zwrócić Rzeckiemu rubla wziętego na dorożkę . Gdy zaś znalazł się na ulicy , odetchnął i począł myśleć :
|
||
— Właśnie ja dlatego dzisiaj przychodzę już trzeci raz . A jutro przyjdą inni i ja znów będę czekał …
|
||
— Dochodów ? …
|
||
„ Pewnie znowu jakiś zatarg z policją ” — pomyślałem .
|
||
Spośród tej młodzieży wyróżniał się niejaki pan Leon , chłopak jeszcze młody ( nie miał nawet dwudziestu lat ) , piękny , a mądry … a zapalczywy ! … Ten jakby był moim pomocnikiem w politycznej edukacji Wokulskiego : kiedy bowiem ja opowiadałem o Napoleonie i wielkim posłannictwie Bonapartych , pan Leon mówił o Mazzinim , Garibaldim i im podobnych znakomitościach . A jak on umiał podnosić ducha ! …
|
||
„ Rok temu miałam toż samo widzenie — rzekła do siebie panna Izabela . — Co to znaczy ? … ”
|
||
— Jak jabłko , które już spada .
|
||
Nad wieczorem posłał służącego do sklepu po Obermana . Siwy inkasent przybiegł natychmiast , z trwogą pytając się w duszy : czy Wokulski nie rozmyślił się i nie każe mu zwrócić zgubionych pieniędzy ? …
|
||
Ten stan chroniczny , męczący nad wszelki wyraz , lada okoliczność rozdmuchiwała w burzę . Drzewo znajomej formy , jakiś obdarty pagórek , kolor obłoku , przelot ptaka , nawet powiew wiatru bez żadnego zresztą powodu budził we mnie tak szaloną rozpacz , że uciekałem od ludzi . Szukałem ustroni tak pustej , gdzie bym mógł upaść na ziemię i nie podsłuchany przez nikogo , wyć z bólu jak pies .
|
||
Wokulski zeskoczył z konia .
|
||
— No , żegnam pana … — rzekł Wokulski otwierając drzwi .
|
||
— Żadnego — rzekł Ochocki . — Ludzie o skoncentrowanych uczuciach wówczas tylko są niebezpieczni , jeżeli nie mają rezerw …
|
||
A potem dodał :
|
||
„ Dla kogo te szafiry ? ” — myślał Wokulski . Chciał poprawić się na siedzeniu , ale poczuł , że nie może podnieść ręki ani wyprostować nóg .
|
||
W pierwszym salonie ukazanie się Wokulskiego zrobiło pewną sensację .
|
||
Tu dostał lekkiego kaszlu .
|
||
— „ Na każdym miejscu i o każdej dobie , gdziem z tobą płakał , gdziem z tobą się bawił , zawsze i wszędzie będę ja przy tobie , bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił … ”
|
||
( Spotkał taką w szesnaście lat później i dalibóg , że nie ma się czym cieszyć ! … )
|
||
Mijają ludzkie pokolenia
|
||
— Phi ! może i ja bym się ożenił z jejmością , bo nie ma mnie kto smarować — mruknął pan Raczek , ciężko schylając się do ziemi , ażeby wypukać popiół z fajki . Ciotka rozpłakała się , a wtedy odezwał się pan Domański :
|
||
— Przepraszam — odezwał się Wokulski — ale nie chodzi tu o spółkę dobroczynną , tylko o spółkę zapewniającą zyski .
|
||
W teatrze trafił się panu Ignacemu cały szereg niespodzianek .
|
||
— Już szósta ? … Jak ten czas leci ! … Wariat ! wariat ! — mruczał radca Węgrowicz .
|
||
Zrobiło mu się przykro ; oparł głowę na rękach i przymknąwszy oczy marzył dalej :
|
||
I posłała Wokulskiemu piorunujące wejrzenie .
|
||
Rzecki otworzył biurko , wydobył księgę i podsunął fotel . Wokulski usiadł i rzuciwszy okiem na listę , wyszukał w niej jedno nazwisko .
|
||
— Musimy czekać na konie — prawił baron . — Całe szczęście , że o drugiej w nocy pchnąłem depeszę o pańskim przyjeździe . Bo onegdaj także wysłałem do prezesowej depeszę z Warszawy , ale mówi mi zawiadowca , żem się omylił i zamówiłem konie na jutro . Szczęście , panie , żem telegrafował dziś z drogi . O trzeciej posłali stąd sztafetę , o szóstej prezesowa odebrała telegram , o ósmej najpóźniej wysłano konie . Poczekamy jeszcze z godzinę , ale za to lepiej pozna pan okolicę . Bardzo , panie , ładna miejscowość .
|
||
— Wybacz , doktór , ale … czy pan nie żartujesz ze mnie ? … Pół roku temu słyszałem od pana coś zupełnie innego …
|
||
Wokulski wyprostował się i przeciągnął . Jego surowa twarz nabrała dziwnie rzewnego wyrazu .
|
||
W tym czasie umarł Jaś Mincel . Wdowa pogrzebała go po chrześcijańsku , przez tydzień nie wychodziła ze swych pokojów , a po tygodniu zawołała mnie na konferencję .
|
||
— Naturalnie — prawił dalej Ochocki — ani słówka nie wspomniałem o tym mojej ciotce , która , ile razy bodaj wpina mi jakąś szpilkę w odzienie , ma zwyczaj powtarzać : „ Kochany Julku , staraj się podobać Izabeli , bo to żona akurat dla ciebie … Mądra i piękna ; ona jedna wyleczyłaby cię z twoich przywidzeń … ” A ja myślę : co to za żona dla mnie ? … Gdyby chociaż mogła być moim pomocnikiem , jeszcze pół biedy … Ale gdzieżby ona dla laboratorium mogła opuścić salon ! … Ma rację , to jej właściwe otoczenie ; ptak potrzebuje powietrza , ryba wody … Ach , jaki piękny wieczór ! … — dodał po chwili . — Jestem dziś podniecony jak rzadko . Ale … co panu jest , panie Wokulski ? …
|
||
— Po co ?
|
||
— Jedno z dwojga , obywatelu : albo dopiero dziś przyjechaliście , albo jesteście po dobrym śniadaniu ? …
|
||
— Cóż to za sklep budują ? — spytała panny Florentyny .
|
||
Jak żyję , nie słyszałem nic równego . Młodzieniec ten dowodził mi przytaczając nazwiska ludzi , podobno bardzo mądrych , że wszyscy kapitaliści to złodzieje , że ziemia powinna należeć do tych , którzy ją uprawiają , że fabryki , kopalnie i maszyny powinny być własnością ogółu , że nie ma wcale Boga ani duszy , którą wymyślili księża , aby wyłudzać od ludzi dziesięcinę . Mówił dalej , że jak zrobią rewolucję ( on z trzema „ prykaszczykami ” ) , to od tej pory wszyscy będziemy pracowali tylko po osiem godzin , a przez resztę czasu będziemy się bawili , mimo to zaś każdy będzie miał emeryturę na starość i darmo pogrzeb . Wreszcie zakończył , że dopiero wówczas nastanie raj na ziemi , kiedy wszystko będzie wspólne : ziemia , budynki , maszyny , a nawet żony .
|
||
— Człowiek niekiedy głupieje , ale też niekiedy odzyskuje rozum … Bóg ci zapłać , mój stary !
|
||
— A , jesteś ? … — rzekł do Wokulskiego odwracając głowę . — Nałóż sobie fajkę , jeżeli chcesz , i kładź się na kanapie , jeżeli się zmieścisz .
|
||
— A kto wykupił jego weksle ?
|
||
— Wasza jest mniej obrzydliwa ? — spytała pani Wąsowska .
|
||
Z podobnego zjazdu skorzystał książę , ażeby zbliżyć Wokulskiego z ziemiaństwem .
|
||
— Marysia ! … Marysia ! …
|
||
— Mówił mi o tym Rzecki i pozwoli pani , że postaram się o sprawdzenie tej wiadomości …
|
||
— Sprawdzimy to — odpowiedział Wokulski i spokojnie zanotował w katalogu adres .
|
||
— Tak , to niepospolity człowiek — rzekł Wokulski . — Któż jeszcze bawi u prezesowej ? …
|
||
— Ja myślę — odparł bez wahania — że wklepałeś się w jakąś grubą awanturę … z której nie wyjdziesz cały … Chyba że cofniesz się w porę , na co zresztą masz dosyć rozumu .
|
||
— Do licha ! — krzyknął — tyle miałem z panem do pogadania … Ale cóż , pan ciągle okładałeś się babami , a teraz wyjeżdżasz …
|
||
— Tak ? … I cóż ty na to ?
|
||
Wszedł na schodki wiodące na trybuny sędziów i oglądał się na wszystkie strony . Na próżno . Gdy schodził stamtąd , zatamowali mu drogę dwaj tyłem stojący panowie , z których jeden , wysoki , z wszelkimi cechami sportsmena , mówił podniesionym głosem :
|
||
Rzecki rozłożył ręce .
|
||
— Do widzenia ! — szepnęła z akcentem w głosie .
|
||
Otóż po wizycie tego adwokata tknęło mnie złe przeczucie . Postanowiłem dziś jeszcze odwiedzić panią Stawską i ostrzec ją , ażeby się miała na baczności przed baronową . Nade wszystko zaś , ażeby jak najrzadziej siadała w oknie .
|
||
— W roku 1859 — prawił eks-obywatel — byłem o dziewiętnaście lat młodszy niż dziś i miałem z dziesięć tysięcy rubli rocznie … Na owe czasy ! panie Rzecki … Co prawda , brało się nie tylko procent , ale i coś z kapitału . Więc , jak przyszło uwłaszczenie …
|
||
Nie , ja stanowczo nie mam szczęścia ! … Oto i teraz . Myślałem , że osioł Maruszewicz zbałamuci baronowę … Dopieroż miałbym spokój w domu ! … Jaka byłaby ona pobłażliwa na moje drobne grzechy … Ale i cóż ? … Baronowa ani myśli mi się sprzeniewierzyć , a tego błazna czekają roty aresztanckie … Proszę cię , wsadź go tam koniecznie , bo jego łotrostwa nawet mnie już zaczynają nudzić .
|
||
— Weź te pieniądze — mówił — na drogę i jeżeli masz jechać , to jedź … Dałbym ci więcej , ale może i na mnie przyjść pora … Zresztą trzeba zostawić coś babie , żeby sobie w razie wypadku znalazła drugiego męża …
|
||
Panna Izabela w milczeniu ucałowała ręce ciotki . W tej chwili była tak piękna , że hrabina schwyciwszy ją w objęcia pociągnęła do lustra i śmiejąc się rzekła :
|
||
„ Muszę jednak przyznać , że jest to bardzo dobry człowiek — rzekła w sobie . — Rossi nie byłby tak zadowolony z Warszawy , gdyby nie troskliwość Wokulskiego . No , ależ moim opiekunem , nawet w razie nieszczęścia , nie będzie … Co do majątku , owszem , niech nim rządzi ; ale opiekunem ! … Ojciec musi być ogromnie osłabiony , jeżeli wpadł na podobną kombinację … ”
|
||
— Czy może pan mnie szuka ? — pyta sędziwy Żyd , bystro patrząc mu w oczy .
|
||
— Odbudowałeś się ? Masz warsztat ?
|
||
— A gdybym poprosiła za tym młodym człowiekiem ? …
|
||
— A teraz przejdziesz się po mieście ?
|
||
— Zresztą tobie powiem , tylko nie zdradź tajemnicy przed ojcem — prosi kuzynka .
|
||
Panna Izabela była zakłopotana : dawno już nie doznała takiego zamętu uczuć jak w tej chwili . Przez myśl przebiegały jej zdania : „ kupił serwis ” — „ przegrywał umyślnie w karty do ojca ” — „ znieważył mnie ” , a potem : „ kocha mnie ” — „ kupił konia wyścigowego ” — „ pojedynkował się ” — „ jadał baraninę z lordami w najwyższych towarzystwach … ” Pogarda , gniew , podziw , sympatia kolejno potrącały jej duszę jak krople gęsto padającego deszczu ; na dnie zaś tej burzy nurtowała potrzeba zwierzenia się komuś ze swych kłopotów codziennych i ze swych rozmaitych powątpiewań , i ze swej tragicznej miłości do wielkiego aktora .
|
||
Postawiono ich na mecie . Baron był ciągle zakłopotany niepewnością , co zrobić z kupczykiem , i ostatecznie zdecydował się przestrzelić mu rękę . Na twarzy Wokulskiego malowała się tak dzika zajadłość , że zdumiony hrabia – Anglik pomyślał :
|
||
— Baron Krzeszowski — ciągnął hrabia — którego klacz nabył pan , zresztą najzupełniej prawidłowo — * tek * — ośmiela się najuprzejmiej prosić pana o ustąpienie mu jej . Cena nie stanowi nic … Baron porobił duże zakłady … Proponuje tysiąc dwieście rubli .
|
||
Już nawet zapomniałem o szkaradnym procesie pani Krzeszowskiej przeciw tej niewinnej , tej czystej , tej cudnej pani Stawskiej , kiedy jakoś w końcu stycznia , spadły na nas dwa gromy : wieść o tym , że w Wietlance wybuchła dżuma , i awizacje z sądu do Wokulskiego i do mnie na jutro . Mnie nogi pocierpły i tak mi to cierpnięcie szło od pięt do kolan , później do żołądka , celując oczywiście w stronę serca . Myślę : „ Dżuma albo paraliż ? … ” Ale że Wokulski przyjął awizacje bardzo obojętnie , więc i ja nabrałem otuchy .
|
||
— Owszem ; pożyczyłem jej nawet tysiąc dwieście rubli .
|
||
— Ach , więc tak ? … Zapewne , że dla kupca jest to najwygodniej . Adieu .
|
||
W tej chwili Palmieri dmuchnął mu w oczy i młodzian obudził się ze strumieniami łez na policzkach , wśród oklasków i śmiechu obecnych .
|
||
— No — mówię — niech mnie diabli wezmą , jeżeliś ty nie Wokulski …
|
||
— Bo oni są parchy . Ale ich system jest wielki : on triumfuje , kiedy wasz bankrutuje .
|
||
— Niepodobna ! — mruknął . — Stach nie jest aż tak głupi …
|
||
Nienawidzieć się wolno — dodała z gorzkim uśmiechem — kraść , zabijać … wszystko , wszystko wolno , tylko nie wolno kochać … Ach , moja mamo , jeżeli ja nie mam racji , więc dlaczegóż Jezus Chrystus nie mówił ludziom : bądźcie rozsądni , tylko — kochajcie się ?
|
||
Ładnych rzeczy dowiaduję się na wstępie !
|
||
Wrócił do siebie .
|
||
— Trzeba wytoczyć proces , tek …
|
||
— A , i kuzynek jest tutaj ! — rzekła panna Izabela podając mu rękę — czegóż taki smutny ?
|
||
„ We mnie jest dwu ludzi — mówił — jeden zupełnie rozsądny , drugi wariat . Który zaś zwycięży ? … Ach , o to się już nie troszczę . Ale co zrobię , jeżeli wygra ten mądry ? … Cóż to za okropna rzecz posiadając wielki kapitał uczuć złożyć go samicy innego gatunku : krowie , gęsi albo czemuś jeszcze gorszemu ? … Cóż to za upokorzenie śmiać się z triumfów jakiegoś byka albo gąsiora , a jednocześnie płakać nad własnym sercem , tak boleśnie rozdartym , tak haniebnie podeptanym ? … Czy warto żyć dalej w podobnych warunkach ? ”
|
||
— Wiem , że mało ma pan czasu — odezwał się gość , lekko kłaniając się . — Mój interes jest krótki . Paryż , miasto wspaniałe pod każdym względem : czy chodzi o zabawę , czy o naukę ; ale potrzebuje wytrawnego przewodnika . Ponieważ znam wszystkie muzea , galerie , teatry , kluby , monumenta , instytucje rządowe i prywatne , słowem wszystko … więc jeżeli pan życzy sobie …
|
||
Zdaje mu się , że zakratowane okna i szare ściany , połyskujące wilgocią , a obwieszone kajdanami , nierównie lepiej odpowiadałyby sali , w której skazują ludzi na wieczne lub doczesne więzienia .
|
||
„ Tu chyba nie chodzi ani o klacz , ani o potrącenie na wyścigach ! … ”
|
||
„ Z nami tak nie będzie ! … ” — pomyślała , głęboko wzruszona .
|
||
— Nie mam przesądu co do kupców — ciągnął dalej hrabia — ale ten Wokulski , który zajmował się dostawą w czasie wojny i zrobił na niej majątek …
|
||
Chciał roześmiać się , ale znowu wpadał w moc obłędu . I znowu wydawało mu się , że takie jak jego życie warto złożyć u nóg takiej jak panna Izabela kobiety .
|
||
Wbiegł pan Szulc , młody blondyn , odziany również w granatową kurtkę , lecz jeszcze wyższe buty i obciślejsze spodnie . Z wojskowym ukłonem wziął do ręki symbol dyrektorskiej władzy i zanim Wokulski opuścił maneż , przekonał się , że Szulc mimo młodego wieku energiczniej włada batem aniżeli sam dyrektor . Drugi bowiem pan aż syknął , a czwarty rozpoczął formalną kłótnię .
|
||
Panna Izabela milczała , ojciec prawił dalej :
|
||
„ Ładnie bym się zarekomendował adwokatowi ! — myślał schodząc ze schodów . — Jednego dnia namawiam ludzi , aby mi powierzyli kapitały , a drugiego kupuję kota w worku . Naturalnie , że od razu skompromitowałbym albo siebie , albo … pannę Izabelę . ”
|
||
Rzecki pozieleniał z gniewu .
|
||
— Mianowicie ? … — przerwał mu Wokulski .
|
||
— Dlaczego ?
|
||
— Więc … nieprzyjemnym — poprawiła się panna Izabela .
|
||
Wokulski mimo woli potrząsnął głową .
|
||
— Nie podobają się panu ? — spytał nagle baron spostrzegłszy , że jego towarzysz nie odpowiada .
|
||
Dojechali do lasu , za nimi dwie służące w bryczce . Panie wzięły do rąk koszyki .
|
||
„ Głupstwo ! głupstwo ! … — szepnął chodząc po pokoju . — Jest tu przecie jej wielbiciel , pan Starski , z którym umawiali się , że wesoło przepędzą wakacje … Pamiętam te spojrzenia , ach … ”
|
||
„ Te kobiety , które zdają się tak gorąco szukać Boga , bywają niekiedy nieszczęśliwymi istotami , których serce wzburzyła namiętność . Idą do kościoła , ażeby tam wielbić mężczyznę ” — mówił opat Jouve .
|
||
— Powiesz mu pan ? … — oburzyła się pani Wąsowska .
|
||
— Za dziewięćdziesiąt tysięcy rubli ? …
|
||
— Meteorologii ? … — powtórzyła pani Wąsowska .
|
||
— Rozumiem wszystko , wielmożny panie — odparł Wysocki , znowu całując go w rękę .
|
||
A ci kochani pracownicy , za których ujada się Wokulski ! … Co oni na niego wygadują , jak nazywają go wyzyskiwaczem ( NB. w naszym interesie są największe pensje i gratyfikacje ! ) , a jak jedni pod drugimi kopią doły …
|
||
Słychać , że Andrassy zażądał sześćdziesięciu milionów guldenów na nieprzewidziane wydatki . Więc i Austria zbroi się , a tymczasem Staś pisze mi , że — nie będzie wojny . Ponieważ nigdy nie był fanfaronem , więc chyba być musi bardzo wtajemniczonym w politykę ; a w takim razie siedzi w Bułgarii nie przez miłość do handlu .
|
||
„ Cieszę się , kuzynko , że triumfują twoi wielbiciele … Przykro mi tylko , że na mój koszt … ”
|
||
— Zuch baba , co ? … — zapytał Wokulski spostrzegłszy , żem już skończył czytanie .
|
||
— Zawsze ten sam ! — szepnął Ignacy .
|
||
— Zrobi się .
|
||
— Jak to , już dzień ? — spytał zdziwiony .
|
||
Pewnego dnia , kiedy pan Łęcki był trochę niezdrów , a panna Izabela czytała w swoim gabinecie , dano jej znać , że w salonie czeka pani Wąsowska . Panna Izabela natychmiast wybiegła tam i zastała , oprócz pani Wąsowskiej , kuzynka Ochockiego , który był bardzo zachmurzony .
|
||
— Już cię korci . A nauczyłeś się czego ?
|
||
W korytarzu wagonowym słychać było kroki i rozmowę ; drzwi przedziału znowu usunęły się i ukazał się nadkonduktor , a obok niego bardzo szczupły pan , z malutkimi wąsikami szpakowatymi , jeszcze mniejszą bródką prawie siwą i dobrze siwiejącą głową .
|
||
— Zaraz mnie pan zrozumiesz — prawił doktór gorączkując się coraz mocniej . — Weź pan rodzinę Łęckich , co oni robili ? Trwonili majątki : trwonił dziad , ojciec i syn , któremu w rezultacie zostało trzydzieści tysięcy ocalonych przez Wokulskiego i — piękna córka dla dopełnienia niedoborów .
|
||
— Zrobić to odkrycie było łatwo , nawet dla ludzi … mniej wprawnych ode mnie ( zdaje się , że mu troszkę dogryzłem ) . Ale ja lubię być ostrożny w przypuszczeniach , panie Szuman … Zresztą , nie sądziłem , ażeby mogła wyrabiać z człowiekiem podobne hece rzecz tak zwyczajna jak miłość .
|
||
— Jeżeli jeszcze jeden dzień będziesz pan w takim humorze jak dzisiaj , pozawracasz głowy wszystkim paniom .
|
||
— Świadectwo dostanie pan dobre — odparł Wokulski . — Pan Rzecki wypłaci panu pensję za następny kwartał , wreszcie — za pięć miesięcy … A powód jest ten , że ja i pan nie pasujemy do siebie … Zupełnie nie pasujemy . — Mój Ignacy , zrób z panem Mraczewskim rachunek do pierwszego października .
|
||
— Niech pan da ryżu …
|
||
— Cóż to za kobieta ?
|
||
Zdawało mu się , że każda taka rzecz jest chora albo zraniona , że skarży się : „ Patrz , jak cierpię … ” , i że tylko on słyszy i rozumie jej skargi . A ta szczególna zdolność odczuwania cudzego bólu urodziła się w nim dopiero dziś , przed godziną .
|
||
— Tek . W każdym razie pan Wokulski jest dobrym kupcem i naszą spółkę poprowadzi …
|
||
Machnęła ręką .
|
||
Wyciągnął do mnie rękę i odparł :
|
||
O kilkadziesiąt kroków dalej widzi : Rue Poissonniere , która mu przypomina jakąś sprawę kryminalną , a potem cały szereg krótkich uliczek wychodzących naprzeciw teatru „ Gymnase ” .
|
||
Kwitną prześliczne dwie róże .
|
||
— Oho ! …
|
||
Pokazał mu metalową kulkę ciemnej barwy .
|
||
— Dałbym dziesięć rubli , żeby Wokulski wygrał … Utarłby nosa hrabiom …
|
||
Główna uroczystość , czyli obiad , odbyła się w wielkiej sali Hotelu Europejskiego . Salę ubrano w kwiaty , ustawiono ogromne stoły w podkowę , sprowadzono muzykę i o szóstej wieczór zebrało się przeszło sto pięćdziesiąt osób . Kogo bo tam nie było ! … Głównie kupcy i fabrykanci z Warszawy , z prowincji , z Moskwy , ba , nawet z Wiednia i z Paryża . Znalazło się też dwu hrabiów , jeden książę i sporo szlachty . O trunkach nie wspominam , gdyż naprawdę nie wiem , czego było więcej : listków na roślinach zdobiących salę czy butelek .
|
||
— Koń złamał nogę — odparł wesoło jeden z przechodniów , który miał fiołkowy szalik na szyi i trzymał ręce w kieszeniach .
|
||
— Teraz rozumiesz pan , na jakiej pochyłości może znaleźć się człowiek ? … — spytał Szuman . — Już drugi dzień truje się , że go jakiś książę nie zaprosił na bal ! … On , ten nasz kochany , ten nasz podziwiany Stach …
|
||
Na drugi dzień zjawia się właścicielka paryskiej pralni . Ma aksamitną salopę , dużo godności w ruchach i jeszcze więcej stanowczości w fizjognomii . Siada w sklepie na fotelu i ogląda się , jakby miała zamiar kupić parę japońskich wazonów , a następnie zaczyna :
|
||
— I dlatego , że znam , żałuję tych , którzy muszą mu ulegać — zakończył Wokulski . — Jest to chyba największe nieszczęście w życiu .
|
||
— Chcę … bronić nazwiska , które oboje nosimy . Chcę … nakazać w tym domu szacunek dla baronowej Krzeszowskiej . Chcę zakończyć procesy i dać pani opiekę … Dla dopięcia tego celu zmuszony jestem prosić panią o gościnność . Gdy zaś ureguluję stosunki …
|
||
— Co mi tam honor — mówi jegomość z łajdacką fizjognomią . — Da pani dziesięć rubli zadatku ?
|
||
— Nie , ale żeby człowiek uchem ruszał . To artysta ! …
|
||
Silny rumieniec wystąpił na twarz panny Izabeli .
|
||
— Ależ czekać nie mogliśmy , skoro kamienicę puszczono na licytację …
|
||
Tym razem odezwało się bliżej i dalej kilkanaście armat ; każdy strzał można było odróżnić .
|
||
Po czterogodzinnym oczekiwaniu wróciła do domu oburzona . Mimo jednak gniewu wzięła do rąk egzemplarz Romea i Julii i przeglądając go myślała :
|
||
Wokulski rzucił się na krześle ; przez chwilę obaj milczeli .
|
||
— Zasławek ! … — krzyknął Ochocki i zamachnął batem do ogromnego wystrzału , który mu się jednak nie udał , ponieważ bicz niezbyt szczęśliwie rzucony w tył , zaplątał się między parasolki dam i kapelusze panów .
|
||
Wokulski przypatruje się jej i myśli :
|
||
Tym razem i Wokulski zarumienił się .
|
||
— Ale kto panu powiedział ?
|
||
— Gniewasz się pan ?
|
||
— Cóżeś tam robił ?
|
||
Złoty , kochany Stach ! …
|
||
— Przepreszem pana hrabiego …
|
||
W nawie , u konfesjonału , u drzwi kaplicy grobowej widać było zgięte postacie klęczących . Niektórzy czołgali się do krucyfiksu na podłodze i ucałowawszy go kładli na tacy drobne pieniądze wydobyte z chustki do nosa .
|
||
— Mój kuzynie — mówił — myślę , że nie zdajesz sobie należycie sprawy z kwestii rodów . Cóż to są wielkie rody ? Są nimi takie , których przodkowie byli hetmanami , senatorami , wojewodami , czyli po dzisiejszemu : marszałkami , członkami izby wyższej lub prefektami departamentów . No — a przecie takich panów znamy , nic w nich nadzwyczajnego … Jedzą , piją , grają w karty , umizgają się do kobiet , zaciągają długi — jak reszta śmiertelników , od których są niekiedy głupsi .
|
||
— A Mikołaj ?
|
||
— Więc nie było nikogo ? … — odparłem . — A skądże , u licha , pchły , które mnie oblazły ?
|
||
— Tak . Ty , pani Meliton i ten … zabawny bohater … Wokulski …
|
||
— Brawo ! … niech żyje książę ! … — zawołano przy akompaniamencie łoskotu nóg i krzeseł .
|
||
Po trzecie — mały Lulu jeszcze w tym roku zostanie cesarzem Francuzów pod imieniem Napoleona IV , zbije Niemców na bryndzę i zrobi sprawiedliwość na całym świecie , co mi jeszcze przepowiadał śp. mój ojciec .
|
||
— Merkwürdig ! Der Kafjee war ja immer gut und zu Mittag hat er sich doch immer vollgegessen … Warum hat er denn das getan ?
|
||
— Straszna masa wojsk ! — szepnąłem . — Gdzie się to pomieści ! …
|
||
VI . Pod jednym dachem
|
||
— Proszę łaski pana , ludzie z prowincji nie patrzą na nogi , ino na butelkę . Jak dojrzy butelkę i kieliszek , to już nie chybi , ale trafi prosto do Szmula .
|
||
Zobaczycie , co jeszcze zrobi Napoleonek IV , który po cichu uczy się sztuki wojennej u Anglików ! Ale o to mniejsza . W tej bowiem pisaninie chcę mówić nie o Bonapartym , ale o sobie , ażeby wiedziano , jakim sposobem tworzyli się dobrzy subiekci i choć nie uczeni , ale rozsądni politycy . Do takiego interesu nie trzeba akademii , lecz przykładu — w domu i w sklepie .
|
||
— Co to ? … — zawołała wzruszonym głosem . — Ach , to ty , Leonie … Gdzie pan ? …
|
||
— Na kiedy jaśnie pani rozkaże ? — spytał służący .
|
||
— Dokąd idziesz ?
|
||
— Tobie coś jest , Stachu ? … Powiedz , co ci jest . Z góry wiem , że nie pomogę , ale widzisz … Zgryzota jest jak trucizna : dobrze ją wypluć …
|
||
Zabierała się do odejścia , ale zatrzymał ją Wokulski .
|
||
Sklep jego był już zamknięty , ale przez otwory okiennic wyglądało światło .
|
||
— Nazwisko ? … — powtórzyła baronowa .
|
||
W parę miesięcy po śmierci ojca pan Raczek i pan Domański wraz z ciotką Zuzanną zebrali się na radę : co ze mną począć ? Pan Domański chciał mnie zabrać do swoich biur i powoli wypromować na urzędnika ; ciotka zalecała rzemiosło , a pan Raczek zieleniarstwo . Lecz gdy zapytano mnie : do czego mam ochotę ? odpowiedziałem , że do sklepu .
|
||
— Niezgorzej , wielmożny panie . Siedzi , dziękować Bogu i wielmożnemu panu , w Skierniewicach , ma grunt , najął parobka i tera z niego wielki pan . Za parę lat jeszcze ziemi dokupi , bo stołuje się u niego jeden dróżnik i stróż , i dwa smarowniki . Nawet mu tera kolej pensji dodała …
|
||
Dopiero gdy podjechał powóz i pan Tomasz usadowiwszy damy i siebie zawołał : „ Ruszaj ! ” , w Wokulskim znikło uczucie niesmaku , a ocknął się żal po pannie Izabeli .
|
||
„ Więc nic … nic ! … ”
|
||
„ W rezultacie mógłbym między nich wszystkich wejść w kapeluszu na głowie ” — rzekł do siebie .
|
||
— Pójdziesz mi ty ! … — wrzasnął baron i pochwyciwszy kamasz rzucił nim za cofającym się kamerdynerem . Kamasz trafił w ścianę i o mało nie zwalił brązowego posążka Sobieskiego .
|
||
— Mój słyszał i zapamięta — odparł ojciec mrugając okiem w moją stronę .
|
||
— Jestem gotów — mówił Wokulski — natychmiast wyliczyć fabryki , w których cała administracja i wszyscy lepiej płatni robotnicy są Niemcami , których kapitał jest niemiecki , a rada zarządzająca rezyduje w Niemczech ; gdzie nareszcie robotnik nasz nie ma możności ukształcić się wyżej w swoim fachu , ale jest parobkiem źle płatnym , źle traktowanym i na dobitkę germanizowanym …
|
||
— Proszę pani — odpowiadam — jest to towar , którego się pozbywamy , więc możemy go odstąpić bardzo tanio . Zaraz pójdę do pryncypała …
|
||
— Kursa jednak spadają , a przed chwilą czytałem , że flota angielska wpłynęła na Dardanele .
|
||
Była blisko siódma , kiedy w stronie południowo – zachodniej huknął strzał armatni . Po szeregach przeleciał szmer :
|
||
„ Ależ to straszny człowiek , papo ! ”
|
||
— Stachu …
|
||
Upłynęło pół godziny , godzina , dwie — należało wracać do domu , a Wokulski nie przychodził ; nareszcie panie wsiadły do karety : hrabina zimna jak zwykle , prezesowa nieco roztargniona , a panna Izabela rozgniewana . Oburzenie nie zmniejszyło się , gdy wieczorem ojciec powiedział jej , że od południa był na sesji u księcia , gdzie Wokulski przedstawił projekt olbrzymiej spółki handlowej i w zblazowanych magnatach obudził formalny zapał .
|
||
„ Zdaje mi się , że umrę u jej nóg … — mówił sobie . — No i co z tego ? … Umrę patrząc na nią i może przez całą wieczność będę ją widział . Któż wie , czy życie przyszłe nie zamyka się w ostatnim uczuciu człowieka ? … ”
|
||
Wrócił do hotelu rozmarzony koniakiem i zasnął w ubraniu . A gdy obudził się o ósmej rano , pierwszą jego myślą było :
|
||
— Pan — rzekł dyrektor do Wokulskiego — przyjmuje klacz barona ze wszelkimi przynależnościami : siodłami , derami , i tam dalej ? …
|
||
Zresztą możesz Pan sprawić Beli małą przyjemność . Baron Krzeszowski przyciśnięty potrzebą sprzedał własnej żonie swoją ulubioną klacz , która w tych dniach ma się ścigać i na którą wiele rachował . O ile znam stosunki , Bela byłaby szczerze kontenta , gdyby ani baron , ani jego żona nie posiadali tej klaczy w dniu wyścigów . Baron byłby zawstydzony , że sprzedał klacz , a baronowa zrozpaczona , gdyby klacz wygrawszy komu innemu przyniosła zysk . Bardzo subtelne są te wielkoświatowe komeraże , ale spróbuj je Pan zużytkować . Okazja zaś nastręcza się , gdyż , o ilem słyszała , niejaki Maruszewicz , przyjaciel obojga Krzeszowskich , ma Panu zaproponować kupno tej klaczy . Pamiętaj Pan , że kobiety są niewolnicami tylko tych , którzy potrafią je mocno trzymać i dogadzać ich kaprysom .
|
||
— A niech diabli wezmą ! — wrzasnął doktór . — Czy nie spostrzegłeś , panie Ignacy , że jeżeli mężczyzna pod względem duchowym jest muchą , to kobieta jest jeszcze gorszą muchą , gdyż pozbawioną łap i skrzydeł . Wychowanie , tradycja , a może nawet dziedziczność , pod pozorem zrobienia jej istotą wyższą , robią z niej istotę potworną . I ten próżnujący dziwoląg , ze skrzywionymi stopami , ze ściśniętym tułowiem , czczym mózgiem , ma jeszcze obowiązek wychowywać przyszłe pokolenia ludzkości ! … Cóż więc im zaszczepią ? … Czy dzieci uczą się pracować na chleb ? … Nie , uczą się ładnie trzymać nóż i widelec . Czy uczą się poznawać ludzi , z którymi kiedyś żyć im przyjdzie ? … Nie , uczą się im podobać za pomocą stosownych min i ukłonów . Czy uczą się realnych faktów , decydujących o naszym szczęściu i nieszczęściu ? … Nie , uczą się zamykać oczy na fakty , a marzyć o ideałach . Nasza miękkość w życiu , nasza niepraktyczność , lenistwo , fagasostwo i te straszne pęta głupoty , które od wieków gniotą ludzkość , są rezultatem pedagogiki stworzonej przez kobiety . A nasze znowu kobiety są owocem klerykalno – feudalno – poetyckiej teorii miłości , która jest obelgą dla higieny i zdrowego rozsądku …
|
||
— Co innego małżeństwa polityczne , a co innego małżeństwa dla pieniędzy z człowiekiem , którego się nie kocha — odpowiedziała prezesowa patrząc w ziemię i bębniąc palcami po stole . — To gwałt zadany najświętszym uczuciom .
|
||
Drugi , jeszcze ciekawszy list pochodził od owej baronowej … która od trzeciej miała czekać na schadzkę w czytelni .
|
||
W październiku , jakoś w tym czasie , kiedy Matejko skończył malować bitwę grunwaldzką ( duży to obraz i okazały , i tylko nie trzeba go pokazywać żołnierzom , którzy przyjmowali udział w bitwach ) , wpada do sklepu Maruszewicz , ten przyjaciel pani baronowej Krzeszowskiej . Widzę — magnat całą gębą ! Na brzuchu , a raczej w tym samym miejscu , gdzie ludzie mają brzuch , złota dewizka gruba na pół palca , a długa — że choć psy na niej ciągnij . W krawacie brylantowa spinka , na rękach nowe rękawiczki , na nogach nowe buty , na całym ciele ( mizerne to ciało , pożal się Boże ! ) nowy garnitur . Przy tym mina , jakby jednej nitki nie miał na kredyt , tylko wszystko za gotówkę . ( Później Klejn , który mieszka w tym samym domu , objaśnił mnie , że Maruszewicz grywa w karty i że od pewnego czasu szczęście mu służy . )
|
||
Zwołać sesję , zachęcić do przedsiębiorstwa i cierpieć , wciąż cierpieć nad nieszczęśliwym krajem , oto jego zdaniem były obowiązki obywatela . Gdyby go jednak spytano , czy zasadził kiedy drzewo , którego cień ochroniłby ludzi i ziemię od spiekoty ? albo czy kiedy usunął z drogi kamień raniący koniom kopyta ? — byłby szczerze zdziwiony .
|
||
„ Jak to , on nie czekał ? — mówiła do siebie panna Izabela — chyba jest chory … ”
|
||
Po chwili wszedł furman . Był przyzwoicie ubrany , miał czerstwą cerę i wesołe spojrzenie . Zbliżył się do łóżka i ucałował Wokulskiemu ręce .
|
||
— Więc nikt nie zdecyduje się na próbę ? ! … — krzyknął pan Leon załamując ręce .
|
||
„ Zobaczymy , co będzie jutro . A nuż będzie deszcz albo która z pań zachoruje ? ”
|
||
— O ! bardzo prosimy panów — rzekł hrabia .
|
||
— Nie , dłużników .
|
||
— I na to zgoda — rzekł pan Tomasz tonem wielkiej serdeczności . — Wszystkie zaś zyski — dodał z lekkim akcentem — wszystkie zyski wyższe nad dwadzieścia procent , proszę cię , ażebyś nie dawał mi ich do ręki , choćbym … błagał , rozumiesz ? … ale żebyś dołączał do kapitału . Niech rośnie , prawda ? …
|
||
— Ładne , miłe , lubią was wszystkich prowadzić za nos , a kochają się tylko o tyle , o ile robi im to przyjemność . Na miłość dramatyczną nie zgodzi się żadna , a przynajmniej nie każda … Musiałaby pierwej znudzić się miłostkami , a następnie znaleźć dramatycznego kochanka .
|
||
Pobiegł do żelaznej szafy , otworzył ją w sposób bardzo skomplikowany i po kolei począł wydobywać sztabki metalu cięższego od platyny , lżejszego od wody , to znowu przezroczystego … Wokulski oglądał je , ważył , ogrzewał , kuł , przepuszczał przez nie prąd elektryczny , ciął nożycami . Na próbach tych zeszło mu parę godzin ; w rezultacie jednak przekonał się , że przynajmniej pod względem fizycznym ma do czynienia z autentycznymi metalami .
|
||
„ Nieszczęście ! — myślał . — Dlaczego ten Stach nie jedzie darmo do Paryża i jeszcze zniechęca do siebie Suzina ? … Jaki zły duch spętał go z tymi Łęckimi … Czyżby ? … Eh ! przecie on aż tak głupim nie jest … A swoją drogą , szkoda tej podróży i dziesięciu tysięcy rubli … Mój Boże ! jak się to ludzie zmieniają … ”
|
||
Ktoś podał mu palto . Wokulski wyszedł na ulicę zatoczywszy się jak pijany .
|
||
Jednego wieczora , zaraz po ósmej , poszedłem do tych pań . Pani Stawska swoim zwyczajem w ostatnim pokoju odrabiała lekcje z jakimiś panienkami , a pani Misiewiczowa z Helunią … znowu swoim zwyczajem siedziały w oknie . Nie rozumiem , co mogły widzieć po nocy , ale że ich wszyscy widzieli , to pewne . Nawet przysiągłbym , że pani baronowa w jednym ze swoich nie oświetlonych okien siedzi z lornetą i penetruje pierwsze piętro , bo rolety jak zwykle nie były zasunięte .
|
||
Dopiero w lutym roku 1848 , kiedy Ludwik Napoleon już był w Paryżu , ukazał mi się jednej nocy nieboszczyk ojciec , tak jak widziałem go w trumnie . Surdut zapięty pod szyję , kolczyk w uchu , wąs wyszwarcowany ( zrobił mu to pan Domański , ażeby ojciec byle jako nie wystąpił na boskim sądzie ) . Stanął we drzwiach mojej izdebki we front i rzekł tylko te słowa :
|
||
— Mojej narzeczonej — odparł baron tonem zdziwienia . — Sądziłem , że prezesowa wspomniała panu o naszym szczęściu rodzinnym …
|
||
— Przesąd ? … nie powiem — rzekł Wokulski . — Jest to tylko przeniesienie zwyczaju z warunków , gdzie on jest stosowny , do warunków , gdzie nim nie jest .
|
||
Tymczasem Marianna , uchyliwszy drzwi zaczepione na łańcuch , zobaczyła w sieni jakiegoś bardzo dystyngowanego jegomościa z jedwabnym parasolem i ręczną walizką . Za jegomościem , który pomimo starannie ogolonych wąsów i bujnych faworytów wyglądał nieco na kamerdynera , stali tragarze z kuframi i tłomokami .
|
||
— Za pozwoleniem — rzekła biorąc konia za uzdę . — Czy nie myślisz pan , że mówię w ten sposób o pańskiej miłości , ażeby sama wydać się za pana ? … Milczysz pan … Otóż mówmy serio . Była chwila , żeś mi się pan podobał ; była i — już przeszła . Ale choćby nie przeszła , choćbym miała umrzeć z miłości dla pana , co zapewne nie nastąpi , bo nie straciłam jeszcze ani snu , ani apetytu , nie oddałabym się panu , słyszysz pan … choćbyś mi się u nóg włóczył . Nie mogłabym żyć z człowiekiem , który tak kochał inną kobietę , jak pan to robisz . Jestem za dumna . Wierzy mi pan ?
|
||
Nowy strumień wody lunął z trzeciego piętra i zatamował jej mowę . Zarazem wychylił się stamtąd młody człowiek z czarnym zarostem i zobaczywszy cofającą się fizjognomię pani Krzeszowskiej zawołał pięknym basem :
|
||
Za co dostawał kubek kawy z trzema bułkami .
|
||
Z kwadrans upłynął , zanim upakowano rzeczy w powozie . Nareszcie Wokulski i baron usiedli , furman w piaskowej liberii machnął batem w powietrzu i para dzielnych siwych koni ruszyła wolnym kłusem .
|
||
— Wokulski — odpowiada panna Florentyna .
|
||
Ale stary chemik tym razem nie odgadł myśli Wokulskiego ; przypatrzył mu się pochmurnie i rzekł :
|
||
Co postanowić ? … jakie przyjąć konsekwencje ? … o tym nie wspomniała hrabina .
|
||
— Na cóż baronowa pożycza od pana te dziesięć tysięcy , panie Szlangbaum ? — rzekł Wokulski .
|
||
Prawie w tym samym czasie hrabina mówiła do panny Izabeli :
|
||
Rajtszula składała się z dwu połączonych ze sobą budynków , tworzących jedną całość w formie szlify . W części okrągłej mieścił się maneż , w prostokątnej stajnie .
|
||
„ Muszą zdrowe plotki krążyć o mnie ! … ” — pomyślał patrząc na stertę papierów .
|
||
„ Ja wiem — szlochała — że on już nie ma ani grosza , że za mieszkanie nie płaci i nawet ze swoim lokajem jada na kredyt . Mimo to , wszystko mu zapomnę i popłacę długi , byle nawrócił się i sprowadził do domu . Bez mężczyzny nie mogę rządzić takim domem … umrę tu w ciągu roku … ”
|
||
— A tamci co robią ?
|
||
Czujności pryncypała i jego biegłości w używaniu sarniej nogi doświadczyłem zaraz na trzeci dzień po wejściu do sklepu .
|
||
— Bo muszę być dzisiaj w teatrze — odpowiedział Wokulski .
|
||
— Tak , Stanisław . Był porucznikiem , a później kapitanem w siódmym pułku liniowym …
|
||
— Cha ! cha ! cha ! — śmieje się pan Ignacy . — Staś we własnej osobie … Staś z wojny ! … Cóż to , dopiero teraz przypomniałeś sobie , że masz sklep i przyjaciół ? — dodaje , mocno uderzając go w łopatkę . — Niech mię diabli wezmą , jeżeli nie jesteś podobny do żołnierza albo marynarza , ale nigdy do kupca … Przez osiem miesięcy nie był w sklepie ! … Co za pierś … co za łeb …
|
||
— Zmów pierwej paciorek .
|
||
— O , głupi jesteś , nie nudź mnie … Każ zreperować , choć nie wiem co …
|
||
— Ja nie wytoczę … Nie jestem prokuratorem , który ma obowiązek ścigać fałszerzy . Zresztą nie chcę dawać inicjatywy do gubienia jakiegoś zapewne biedaka , który zabija się pracą nad naśladowaniem cudzych podpisów … Czekam więc , ażeby Goldcygier wystąpił z akcją , a dopiero wówczas nikogo nie oskarżając przyznam , że to nie mój podpis .
|
||
— Milcz , błaźnie ! … — wybełkotał baron . — Jedź mi zaraz do pani baronowej i powiedz kucharce , że jestem ciężko ranny …
|
||
„ Ten szlachcic — myślę — jest albo nieboszczykiem , alko kiprem ? … Bo żaden inny człowiek nie będzie pachniał stęchlizną … ”
|
||
— Niech je pani rzuci raz na zawsze . To licha praca i niepopłatna . Niech się pani weźmie do handlu .
|
||
— Oho ! … ho ! … — zawołano w szeregu .
|
||
Panna Izabela zwróciła się do niego z uśmiechem :
|
||
— Jak tam pięknie , ciociu , w tamtych alejach ! — zawołała zbliżając się panna Izabela . — My z ciocią nigdy nie bywamy w tamtej stronie . Łazienki tylko wtedy są przyjemne , kiedy można chodzić po nich szybko i daleko .
|
||
— Nie gardzi pan nami ? … — spytała zdławionym głosem .
|
||
„ Więc my naprawdę nie możemy obejść się bez tego człowieka ? … — mówiła w duszy . — No , jeżeli ma nasze pieniądze , to naturalnie musi spłacać nasze długi … ”
|
||
— Niech robią , jak im wygodniej — odparł Wokulski . — Ja na nich nie zyskam ani jednego rubla .
|
||
— Dlaczego pielęgnował ? …
|
||
Pan Łęcki zapomniawszy o etykiecie pochyla się do zakrystiana i szepcze mu :
|
||
Wszystko to mówił akcentując ważniejsze wyrazy , ściskał Wokulskiego za rękę i obserwował go spod oka .
|
||
— Nie mam dukatów — odparłem .
|
||
W każdym razie sądziłam , że pan jest człowiek zimny , rachunkowy , który chodząc po lesie taksuje drzewo , a na niebo nie patrzy , bo to nie daje procentu . Tymczasem cóż widzę ? … Marzyciela , średniowiecznego trubadura , który wymyka się do lasu , ażeby wzdychać i wypatrywać zeszłotygodniowe ślady jej stóp ! Wiernego rycerza , który kocha na życie i śmierć jedną kobietę , a innym robi impertynencje . Ach , panie Wokulski , jakie to zabawne … jakie to niedzisiejsze ! …
|
||
— Zapewne tonem osoby chorej na nerwy . Za to nie możesz mieć do niej żalu .
|
||
— Ale owszem ! … Zacznijże się nareszcie mną opiekować , bo dotychczas …
|
||
— Choćby co miesiąc . Co pan chce — dodała wzruszając ramionami — to miłość wieku pary i elektryczności .
|
||
— Najmocniej przepraszam , że niepokoję pana ! — rzekł baron chwiejąc się z powodu ruchu pociągu . — Najmocniej … Nie ośmieliłbym się przerywać samotności , gdyby nie to , że chcę zapytać : czy pan nie jedzie do naszej czcigodnej prezesowej , która pana już od tygodnia oczekuje ?
|
||
— No , daj spokój , Maruszewicz — uspokajał go baron . — Kocham cię , ale przecie wszyscy wiedzą , że jesteś hultaj .
|
||
Trzydzieści tysięcy rubli znaczą tyle , co sześćdziesiąt drobnych warsztatów albo sklepików , z których żyją całe rodziny . I to ja mam byt ich zniszczyć , wyssać z nich ludzkie dusze i wypędzić na ten śmietnik ? …
|
||
— Śmierci naszej . Amen — dokończyła dziewczynka . — A z czego robią się sztuczne ptaszki ?
|
||
— Nie tylko moja — odpowiedział Szlangbaum . — U nas , panie , niby u Żydów , jak się młodzi zejdą , to oni nie zajmują się , jak u państwo , tańcami , komplementami , ubiorami , głupstwami , ale oni albo robią rachunki , albo oglądają uczone książki , jeden przed drugim zdaje egzamin albo rozwiązują sobie szarady , rebusy , szachowe zadanie . U nas ciągle jest zajęty rozum i dlatego Żydzi mają rozum , i dlatego , niech się pan nie obrazi , oni cały świat zawojują . U państwa wszystko się robi przez te sercowe gorączke i przez wojne , a u nas tylko przez mądrość i cierpliwość .
|
||
„ Czyżem ja aż tak nikczemny ! ”
|
||
— Rozumie się … Ale ta dobra krew musi być ciągle odświeżana , gdyż inaczej prędko się psuje — odpowiedział Ochocki . — No , ale dobranoc panu . Zobaczę , co mówi aneroid , gdyż barona łamie po kościach i jutro możemy mieć słotę .
|
||
Przekonany w ten sposób , że na bryce nie było nikogo oprócz mnie , sam jeden , rozumie się , zapłaciłem za całą podróż , co tak rozczuliło furmana , że wypytawszy się , gdzie będę mieszkał , obiecał mi przywozić co dwa tygodnie tytuń przemycany .
|
||
— Cha ! cha ! cha ! … — zaśmiała się baronowa . — Ta lalka kosztuje piętnaście …
|
||
— Prowadź !
|
||
Cały dzień upłynął mi marnie ; nawet parę razy omyliłem się w rachunkach . Wtem , kiedym już myślał o zamknięciu sklepu , zjawił się Stach . Zdawało mi się , że przez parę tych dni schudł . Obojętnie przywitał się z naszymi panami i zaczął przewracać w biurku .
|
||
Kiedy zwierzył się z kłopotu przed muzykiem , ten naprzód szeroko otworzył oczy , potem zmarszczył brwi , w końcu zaś , po długim namyśle , odparł :
|
||
— Doskonale ! A ta sześcienna klatka ze stalowego drutu ile waży ? — spytał Geist podając ją Wokulskiemu .
|
||
„ Wszystko jedno ! ” — mruczał .
|
||
Kiedym zakomunikował Wokulskiemu moje podejrzenia co do „ prykaszczyków ” — Stach tylko uśmiechnął się i odparł :
|
||
— Czyś słyszał co o niej ? — głucho spytał Wokulski .
|
||
Drugi granat pękł nad naszymi głowami i jedna z jego skorup padła Kratochwiłowi pod nogi . Pobladł , ale śmiał się .
|
||
— Tak … za półtorej godziny . Prawda , Belu , że nie posiedzimy tu dłużej ?
|
||
„ Cóż to znowu ? … ” — myśli spostrzegłszy na lewo ogromny budynek , niepodobny do żadnego z tych , jakie znał dotychczas . Jest to olbrzymi prostokąt z kamienia , a w nim brama z półkolistym sklepieniem . Oczywiście brama , która stoi na przecięciu się dwu ulic . Obok niej budka , gdzie zatrzymują się omnibusy ; prawie naprzeciw kawiarnia i chodnik oddzielony od środka ulicy krótką , żelazną balustradą .
|
||
Krótko mówiąc : przez całą drogę planowana wzgarda dla Wokulskiego całkiem zniknęła wobec mieszaniny takich uczuć , jak lekki gniew , lekkie zadowolenie i lekka obawa . W tej chwili Wokulski przedstawiał się pannie Izabeli inaczej niż dotychczas . Nie był to już jakiś tam kupiec galanteryjny , ale człowiek , który wracał z Paryża , miał ogromny majątek i stosunki , którym zachwycał się baron , którego kokietowała Wąsowska …
|
||
— O , nie rób pan ceremonii — rzekł Wokulski .
|
||
— Mam się czego unosić ! — odparł młody człowiek huśtając się coraz mocniej w stronę podwórka . — Społeczeństwo , jeżeli nie zabiło mnie przy urodzeniu , jeżeli każe mi się uczyć i zdawać kilkanaście egzaminów , zobowiązało się tym samym , że mi da pracę ubezpieczającą mój byt … Tymczasem albo nie daje mi pracy , albo oszukuje mnie na wynagrodzeniu … Jeżeli więc społeczność względem mnie nie dotrzymuje umowy , z jakiej racji żąda , abym ja jej dotrzymywał względem niego . Zresztą co tu gadać , z zasady nie płacę komornego , i basta . Tym bardziej że obecny właściciel domu nie budował tego domu ; nie wypalał cegieł , nie rozrabiał wapna , nie murował , nie narażał się na skręcenie karku . Przyszedł z pieniędzmi , może ukradzionymi , zapłacił innemu , który może także okradł kogo , i na tej zasadzie chce mnie zrobić swoim niewolnikiem . Kpiny ze zdrowego rozsądku !
|
||
Wpada tedy mój elegant do sklepu w kapeluszu na głowie , z hebanową laseczką w ręku i rozejrzawszy się niespokojnie ( on bo ma jakieś niepewne spojrzenie ) , pyta :
|
||
— Właśnie dopiero w tych dniach miałem przyjemność zbliżyć się z nim .
|
||
— Byłem . Panna Małgorzata powiedziała , że dobrze .
|
||
Traf zdarzył , iż po kilku latach żona umarła zostawiając mu dość spory majątek . Pochowawszy ją , Wokulski odsunął się nieco od sklepu , a znowu zbliżył się do książek . I może z galanteryjnego kupca zostałby na dobre uczonym przyrodnikiem , gdyby znalazłszy się raz w teatrze nie zobaczył panny Izabeli .
|
||
— Ja ? … spisek ? … — powtarza panna Florentyna , przyciskając rękoma piersi . — Nie rozumiem cię , Belu …
|
||
— Nie , nie i … nie ! … Nie chcę żadnych listów od tej nieznośnej baby … Pewnie znowu jakaś szykana , bo ona nic innego nie pisuje … Proszę cię , Floro , natychmiast odeszlij ten list i … albo zresztą zobacz , co pisze … Ostatni raz przyjmę jej bazgraninę …
|
||
W tej chwili koń jego wyrzucił głową i zarżał ; odpowiedziało mu w głębi lasu inne rżenie i tętent . Niebawem na końcu ścieżki pokazała się amazonka , w której Wokulski poznał panią Wąsowską .
|
||
— Wyborna wiadomość ! — zawołała witając się z nim niezwykle gorąco . — Czy wie pan , że przyjechał ten znakomity skrzypek Molinari …
|
||
— Oczywiście , chora kobieta — mruknął Maleski .
|
||
Już za trzecią wizytą pani Małgorzata przyjęła nas w szlafroczku ( był to bardzo ładny szlafroczek , obszyty koronkami ) , a na czwartą ja wcale nie zostałem zaproszony , tylko Stach . Nie wiem , dalibóg , o czym gadali . To przecie jest pewne , że Stach wracał do domu coraz więcej znudzony , narzekając , że mu baba czas zabiera , a znowu pani Małgorzata tłomaczyła mężowi , że ten Wokulski jest bardzo głupi i że niemało jeszcze musi napracować się , nim go wyswata .
|
||
W przedpokoju adwokata zastał paru obdartych Żydków i starą kobietę w chustce na głowie . Przez otwarte drzwi na lewo widać było szafy zapełnione aktami , trzech dependentów szybko piszących i kilku gości z waszecia , z których jeden miał fizjognomię kryminalną , a reszta bardzo znudzone .
|
||
Uniosła się na siodle i uważnie patrzyła w stronę błękitnego lasu , który było widać daleko na wschodzie . Aleja skończyła się ; jechali polem , na którym zieleniły się grusze i szarzały sterty .
|
||
— Prześliczna ! — mówi Stawska — ale naprawdę musi być bardzo droga …
|
||
— O , Anglicy nigdy nie łamią form — broniła się panna Florentyna .
|
||
Wokulski zamyślił się .
|
||
Po hucznym weselu , na którym ( nie wiem nawet skąd ) znalazło się mnóstwo przyjaciół Wokulskiego ( a jedli , bestie ! … a pili zdrowie państwa młodych — garncami ! … ) , Stach sprowadził się na górę , do swojej żony . O ile pamiętam , za całą garderobę miał cztery paki książek i naukowych instrumentów , a z mebli — chyba tylko cybuch i pudło na kapelusz .
|
||
— Sądzę , że nie omyliłem się ? — spytał gość .
|
||
Awantura — ciągnął Szuman , precz chodząc po pokoju i trąc sobie głowę . — Dopóki panna Izabela była bez grosza i bez konkurenta , pies do nich nie zaglądał . Ale gdy znalazł się Wokulski , bogaty , z wielką reputacją i stosunkami , które nawet przeceniają , dokoła panny Łęckiej zgromadził się taki rój więcej lub mniej głupich , wyniszczonych i ładnych kawalerów , że przecisnąć się między nimi nie można . A każdy wzdycha , przewraca oczy , szepcze tkliwe półsłówka , czule za rączkę ściska w tańcu …
|
||
— Drudzy , że … drudzy , że chcesz zrobić szwindel …
|
||
„ Może chory ? ” — szepnął .
|
||
— I nieszczęścia , których warto uniknąć w ten sposób — odpowiedział Wokulski .
|
||
Ja na przykład znam Stare Miasto od dziecka i zawsze wydawało mi się , że jest ono tylko ciasne i brudne . Dopiero kiedy pokazano mi jako osobliwość rysunek jednego z domów staromiejskich ( i to jeszcze w „ Tygodniku Ilustrowanym ” , z opisem ! ) , nagle spostrzegłem , że Stare Miasto jest piękne … Od tej pory chodzę tam przynajmniej raz na tydzień i nie tylko odkrywam coraz nowe osobliwości , ale jeszcze dziwię się , żem ich nie zauważył dawniej .
|
||
Nie śmiałem ust otworzyć , a staruszka odpocząwszy prawiła :
|
||
Zaraz po Bożym Narodzeniu zainstalowałem panią Stawską w sklepie Milerowej , która przyjęła nową kasjerkę bardzo serdecznie i przez pół godziny tłomaczyła mi , jaki ten Wokulski jest szlachetny , mądry , przystojny … Jak to on sklep uratował od bankructwa , a ją i dzieci od nędzy , i jak by to było dobrze , gdyby się taki człowiek ożenił .
|
||
— W Chinach , w Japonii , a nade wszystko w Europie .
|
||
— Ale za dziewięćdziesiąt tysięcy rubli , nie taniej — wtrącił Wokulski — i przez li-cy-ta-cję … — dodał z naciskiem .
|
||
— Po obiedzie wstąpię do Fukiera , a na noc wrócę do ciebie — odpowiedział .
|
||
Wyrazy te zastanowiły mnie w przykry sposób . Spojrzałem na Stacha z uwagą i ogarnęło mnie zdziwienie . Nigdy bym nie sądził , ażeby człowiek niby to zdrów , a w każdym razie nie raniony , mógł zmienić się tak w przeciągu kilku godzin . Pobladł , oczy zapadły , prawie zdziczał …
|
||
Wokulski wstał z krzesła i zamyślony począł chodzić po numerze ; Geist nie spuszczał z niego oka .
|
||
— Ach , to pan — odparł baron przypatrując mu się .
|
||
Pan Łęcki kilka razy porachował stos nowych sturublówek i podpisał dokument . Odłożywszy zaś pióro rzekł :
|
||
— Tam też pojedzie — odparł Wokulski . — Moje uszanowanie paniom — dodał kłaniając się .
|
||
Podała mu rękę i poszli oboje do fotelu prezesowej .
|
||
— Proszę nie całować w tę rękę …
|
||
— Sto osiemdziesiąt rubli dopłacam ! — szlochał rządca .
|
||
— Tak ! Zresztą powiem ci wszystko . Swoją rozmowę zakończyła słowami , które dziwnie mnie poruszyły … „ Wspomnisz sobie moje słowa , Kaziu , że tak będzie , bo umierający widzą jaśniej … ”
|
||
— Stój ! … Pal ! …
|
||
— Rzeczy tych nie sprzedam tutaj , lecz za granicą . Tam … dadzą mi wyższą cenę — dodał spostrzegłszy w jej oczach zapytanie .
|
||
— Kto mi daje mieszkanie ? ! … — wrzasnął młody człowiek siadając na oknie i huśtając się w tył , jakby miał zamiar rzucić się z trzeciego piętra . — Ja sam zająłem to mieszkanie i będę w nim dopóty , dopóki mnie nie wyrzucą . Umowy ! … paradni są z tymi umowami … Jeżeli społeczeństwo chce , ażebym mu płacił za mieszkanie , to niechaj samo płaci mi tyle za korepetycje , żeby z nich wystarczyło na komorne … Paradni są ! … Ja za trzy godziny lekcyj co dzień mam piętnaście rubli na miesiąc , za jedzenie biorą ode mnie dziewięć rubli , za pranie i usługę trzy … A mundur , a wpis ? … I jeszcze chcą , żebym za mieszkanie płacił . Wyrzućcie mnie na ulicę — mówił zirytowany — niech mnie złapie hycel i da pałą w łeb … Do tego macie prawo , ale nie do uwag i wymówek …
|
||
— Skąd pan to wie ? … — spytał Ochockiego .
|
||
— Więc tacy są moi konkurenci ? … — szepnęła panna Izabela .
|
||
— Kończę , panie * Siuzę * — mówił dalej . — Porobiłem wielkie odkrycia w chemii , stworzyłem nową naukę , wynalazłem nieznane materiały przemysłowe , o których ledwie śmiano marzyć przede mną . Ale … brakuje mi jeszcze kilku niezmiernie ważnych faktów , a już nie mam pieniędzy . Cztery fortuny utopiłem w moich badaniach , zużyłem kilkunastu ludzi ; dziś zaś potrzebuję nowej fortuny i nowych ludzi …
|
||
— Muszę już jechać . Ciocia pisała jeszcze we środę , ażeby wracać , ale prezesowa nie pokazała mi listu , zatrzymała mnie . Dopiero kiedy wczoraj przybył umyślny posłaniec …
|
||
Tymczasem Wokulski , zamiast namawiać go , przyszedł raz około szóstej do sklepu , a zastawszy Rzeckiego nad rachunkami — rzekł :
|
||
Godzina dziesiąta rano , nowa stacja . Pociąg staje pod dachem ; hałas , krzyk , bieganina . Wokulskiego napada od razu trzech Francuzów ofiarujących mu usługi . Nagle ktoś chwyta go za ramię .
|
||
Dorożkarz przypatruje mu się chwilę , wreszcie mówi :
|
||
Panna Izabela znowu poczęła patrzeć na swój pokój , który wydał się jej popielatym , na czarne gałązki , które chwiały się za oknem , na parę wróbli świergoczących może o budowie gniazda , na niebo , które stało się jednolicie szarym , bez żadnej jaśniejszej prążki . W jej pamięci znowu odżyła sprawa kwesty i nowej toalety , ale obie wydały się jej tak małymi , tak prawie śmiesznymi , że myśląc o nich nieznacznie wzruszyła ramionami .
|
||
— A pani ?
|
||
— O , mój panie — przerwała zarumieniona wdowa — mówisz tak , jakbyś był prokuratorem sądu ostatecznego . Ja także odpowiem jak pan Wokulski : czy wiesz , dlaczegom to zrobiła ? …
|
||
— Więc mów za mną : Zdrowaś Maria …
|
||
— Czy i dlatego mój ojciec nie wie , że srebra te są w pańskim ręku ? — rzekła ironicznie .
|
||
— Mój drogi , dziś Rossi gra Makbeta , siądź z łaski swej w pierwszym rzędzie krzeseł ( masz tu bilet ) i po trzecim akcie podaj mu to album …
|
||
I z prac tych , które wszczął pod słońcem ? …
|
||
— Proszę cię , Belu — upominała ją ciotka — tego nie rób . Ja właśnie chcę wam zaproponować , ażebyście u mnie spędzili tę resztkę lata . I musisz to zrobić , choćby ze względu na Starskiego . Pojmujesz , że młody chłopak na wsi będzie się nudził , będzie marzył . Możecie widywać się co dzień , a w takich warunkach najłatwiej będzie przywiązać go , a nawet … zobowiązać …
|
||
— Pięć do sześciu ? … — powtórzył Wokulski . — Oni trzej tyle mają u pana ? …
|
||
Ranek znowu zeszedł mu na łapaniu ryb z panną Felicją i Ochockim . Gdy zaś o pierwszej wszyscy zebrali się na śniadanie , pani Wąsowska odezwała się :
|
||
Wokulski nic nie odpowiedział . Usiadł do swej księgi i udawał , że rachuje , ale naprawdę nie robił nic , nie miał siły . Przypomniał sobie tylko swoje niedawne marzenia o uszczęśliwieniu ludzkości i osądził , że musi być mocno zdenerwowany .
|
||
— Tak jest .
|
||
— Tek ! — odezwał się hrabia . — Nie sądzę jednak , ażebyś pan w podobnej sytuacji rujnował się na rejentów .
|
||
— W takim razie pan Ochocki …
|
||
— Niechże jaśnie pani nie robi skandalu przy służbie ! … — zgromił ją Leon . — Wszystkie te rzeczy jaśnie pan powinien mieć w domu …
|
||
— Otóż , że człowiek pańskiego fachu , bardzo zresztą szanownego , tak dobrze strzela … Gdzie moje binokle ? … Ach , są … Panie Wokulski , proszę o słówko na osobności …
|
||
— Znam tego Litwina , nazywa się baronowa Krzeszowska …
|
||
— Męża ?
|
||
— Modliłaś się i płakałaś . Czy mogę wiedzieć , z jakiego powodu ?
|
||
Lodowata ściana , jaka utworzyła się między nami , pękła .
|
||
— Frant ! … — szepnął wskazując na drzwi .
|
||
— Podlec ! — mruknął Wokulski dosyć głośno .
|
||
— Herr Gott ! — Panie Boże ! — zawołał stary podoficer — jak nasi strzelają … Bem komenderuje czy diabeł …
|
||
— Obraził pan Felcię — rzekła panna Izabela . — To nie godzi się … ona jest panu tak życzliwa .
|
||
— Ale bo to poczciwy chłopak … Z jakich on mnie sytuacji nie wyprowadza ! … ile daje mi dowodów nieledwie psiego przywiązania ! …
|
||
— Romantyk ! … romantyk ! … — powtarzał adwokat z uśmiechem .
|
||
„ Co za głupstwo ! — myślał . — Choćby nawet i ona , więc cóż z tego ? … Jest taką samą kobietą jak pani Wąsowska , panna Felicja , panna Ewelina … A ja znowu nie jestem takim jak baron … ”
|
||
Tej samej nocy , jak każdej zresztą innej nocy , baron grał w karty . Maruszewicz , który również był w klubie , przypominał mu o dwunastej , o pierwszej i o drugiej , ażeby szedł spać , gdyż z rana zbudzi go o siódmej ; roztargniony baron odpowiadał : „ Zaraz ! zaraz ! … ” , ale przesiedział do trzeciej , o której to godzinie odezwał się jeden z jego partnerów :
|
||
— Niech pani nie spieszy się z przebaczeniem , bo ono może podnieść moje nadzieje …
|
||
— Ale gniady idzie …
|
||
Ochocki zamyślił się i patrzył przed siebie nie wiadomo na co … Parę razy zdawało się , że chce wyskoczyć z breka i że go drażni towarzystwo , w którym też zapanowała cisza .
|
||
Pani Wąsowska rzuciła się na poduszkach powozu .
|
||
— Ale pani to zrobiła i babcia to zrobiła , i my wszyscy to samo zrobimy — mówił z ironicznym chłodem Starski . — Wyjąwszy , rozumie się , pana Wokulskiego , który ma akurat tyle pieniędzy , ile ich potrzeba dla pofolgowania uczuciom …
|
||
„ Filut ! … — pomyślał pan Tomasz . — Sam ma ze sto procentów , a mnie daje dwadzieścia … ”
|
||
Na dworcu Kolei Wiedeńskiej złapał nas doktór Szuman .
|
||
— Anglicy uważają to prawie za obrazę … — wydeklamowała panna Florentyna .
|
||
— Tere – fere — przerwał doktór . — Już ja na tych godach nie będę .
|
||
Na końcu alei ukazała się panna Felicja .
|
||
P. S. Jeżeli mego zęba nie wyrzucisz za okno , przyszlij mi go na powrót , abym mógł ofiarować go mojej niezapomnianej małżonce . Będzie miała martwić się czym przez kilka dni , co podobno biedaczce jest zalecone przez doktorów . Ten zaś pan Wokulski jest bardzo miłym i dystyngowanym człowiekiem i wyznaję , że serdecznie go polubiłem , choć mi taką zrobił krzywdę . ”
|
||
Wydobył wino i schował je na powrót , potem rozłożył na stole szynkę i kilka bułek . Ręce i powieki drżały mu i sporo czasu upłynęło , nim o tyle się uspokoił , że zgromadził na jeden punkt poprzednio wyliczone zapasy . Dopiero kieliszek wina przywrócił mu silnie zachwianą równowagę moralną .
|
||
Doktór wzruszył ramionami i patrzył na drugą stronę dorożki ; pan Ignacy ze swoją wieczną polityką wydawał mu się nieznośnym .
|
||
— Wybornie . Otóż spadł tu na mnie jeszcze jeden sklep z jego właścicielką , wdową . Ponieważ prawie cały kapitał należy do mnie , więc w interesie tym muszę mieć kogoś ze swej ręki ; wolałbym zaś kobietę ze względu na właścicielkę sklepu . Czy więc przyjmie pani miejsce kasjerki z płacą … tymczasem siedemdziesięciu pięciu rubli na miesiąc ?
|
||
— Najuczciwsza kobieta — odparł . — Młode to , piękne i pracuje na cały dom … Bo emerytura jej matki ledwie starczy na komorne …
|
||
— Proszę pana — przerwałem mu — wolimy złożyć jakąś sumę wprost na pańskie ręce , o ile naturalnie interes dojdzie do skutku .
|
||
Dziś zbudziło się w niej podobnego rodzaju pragnienie .
|
||
— Ale gdzież w tym prześladowanie Żydów ? — spytał Wokulski .
|
||
— I dlaczegóż to stajesz pan nad grobem ? — spytał Wokulski .
|
||
— Mogę panom oddać usługę … ważną usługę … Pani baronowa bardzo polega na moim zdaniu i … jeżeli ja …
|
||
Dobry ten człowiek miał jedną wadę , oto — nienawidził Napoleona . Sam nigdy o nim nie wspominał , lecz na dźwięk nazwiska Bonapartego dostawał jakby ataku wścieklizny ; siniał na twarzy , pluł i wrzeszczał : szelma ! szpitzbub ! rozbójnik ! …
|
||
Toteż mając lat osiemnaście , panna Izabela tyranizowała mężczyzn chłodem . Kiedy Wiktor Emanuel raz pocałował ją w rękę , uprosiła ojca , że tego samego dnia wyjechali z Rzymu . W Paryżu oświadczył się jej pewien bogaty hrabia francuski ; odpowiedziała mu , że jest Polką i za cudzoziemca nie wyjdzie . Podolskiego magnata odepchnęła zdaniem , że odda swoją rękę tylko temu , kogo pokocha , a na co się jeszcze nie zanosi , a oświadczyny jakiegoś amerykańskiego milionera zbyła wybuchem śmiechu .
|
||
Istotnie , weszła do pokoju dziewczynka bardzo mizerna , w brązowej sukience i brudnych pończoszkach . Usiadła na krześle przy drzwiach i wpatrywała się we mnie wzrokiem o tyle podejrzliwym , o ile smutnym . Nigdy bym doprawdy nie sądził , że na stare lata wezmą mnie za złodzieja …
|
||
— Więc możemy zobaczyć tragedię — zakończył Szuman . Wypił szklankę herbaty z cytryną i poszedł do siebie .
|
||
Wokulski zerwał się zmieszany , posadził gościa na fotelu ; znakomity adwokat ostrożnie położył swoją rękę na stole i szybko pocierając sobie jednym palcem kark rzekł półgłosem :
|
||
Ale od połowy kwietnia pani baronowa złagodniała .
|
||
— Mamo , ja już spać chcę — odezwała się Helunia .
|
||
Znowu długa pauza i ukazała się w salonie kobieta tak piękna i dystyngowana , że Wokulski mimo woli powstał z fotelu . Mogła mieć około czterdziestu lat ; wzrost okazały , rysy bardzo regularne , postawa wielkiej damy .
|
||
Mimo woli porównywał drobny wzrost stojących pod kościołem pobożnych z olbrzymimi rozmiarami świętego budynku i przyszła mu myśl szczególna . Że jak kiedyś na ziemi pracowały potężne siły dźwigając z płaskiego lądu łańcuchy gór , tak kiedyś w ludzkości istniała inna niezmierna siła , która wydźwignęła tego rodzaju budowle . Patrząc na podobne gmachy można by sądzić , że w głębi naszej planety mieszkali olbrzymowie , którzy wydzierając się gdzieś w górę , podważali skorupę ziemską i zostawiali ślady tych ruchów w formie imponujących jaskiń .
|
||
Za moich czasów pryncypał był ojcem i nauczycielem praktykantów i najczujniejszym sługą sklepu ; jego matka lub żona były gospodyniami , a wszyscy członkowie rodziny pracownikami . Dziś pryncypał bierze tylko dochody z handlu , najczęściej nie zna go i najwięcej troszczy się o to , ażeby jego dzieci nie zostały kupcami . Nie mówię tu o Stasiu Wokulskim , który ma szersze zamiary , tylko myślę w ogólności , że kupiec powinien siedzieć w sklepie i wyrabiać sobie ludzi , jeżeli chce mieć porządnych .
|
||
— Gdzie tu gabinet jaśnie pana ? …
|
||
Gdy wsiedli do powozu , odwrócił się bokiem do pani Wąsowskiej i spoglądając na ulicę zaczął :
|
||
— Zwariowaliście , pijaki ! — krzyknęła ciotka chwytając pana Raczka za ramię .
|
||
To już młodych ludzi ostatecznie zdetonowało ; więc poszli do domu bardzo rozgniewani na siebie i każdy inną stroną ulicy .
|
||
— Kiedy Bóg da , panie — odparł Węgiełek .
|
||
Otóż książę , pomimo rozmaitych słabości , był z gruntu uczciwym człowiekiem . W sądzie o ludziach nie polegał na własnym upodobaniu , ale zasięgał opinii .
|
||
Wokulski pożegnał go bardzo obojętnym ruchem głowy .
|
||
I opowiedziałem mu wszystko , co wiem o pani Stawskiej , dodając :
|
||
Książę wszedł .
|
||
Wspomnienie o tak niezawodnym środku ucieczki uspokoiło go . Stopniowo pogrążał się w jakimś uroczystym nastroju ; zdawało mu się , że nadchodzi moment , w którym powinien zrobić rachunek sumienia czy też ogólny bilans życia .
|
||
Gadu , gadu , przesiedzieliśmy do pierwszej w nocy . Machalski przenocował u mnie , a o szóstej rano znowu poleciał do Lesisza .
|
||
— Naturalnie — wtrąciła panna Izabela — przecież nawet wierną służbę dopuszczamy do niejakiej poufałości .
|
||
— Toteż porzucił je — zakończyła niedbale panna Izabela .
|
||
Wydobył z kieszeni dwa arkusze i jeden z nich podał Krzeszowskiemu . Baron rzucił okiem i zawołał :
|
||
Wydobyłem kieskę grubą i ciężką . Wuj Raczek wziął ją do ręki i wzdychając odliczył piętnaście półimperiałów .
|
||
— Pani hrabina — rzekł trochę żartobliwie Wokulski — chce mnie pozbawić zasługi w życiu przyszłym , chwaląc postępki , które zresztą mogłem spełniać w widokach zysku .
|
||
— Co pan rozkaże ? — odezwał się wreszcie Wokulski .
|
||
Około pierwszej przyszedł Wokulski . Lecz nim usiadł do kantorka , otworzyły się drzwi i zwykłym wahającym się krokiem wbiegł pan Krzeszowski zadając sobie wiele trudu nad osadzeniem binokli na nosie .
|
||
Zwrócili się od Pomarańczarni z powrotem .
|
||
Suivons les papillons diapres .
|
||
Do tacy podeszła młoda , uróżowana dziewczyna . Położyła srebrną czterdziestówkę , ale nie śmiała dotknąć krzyża . Klęczący obok z niechęcią patrzyli na jej aksamitny kaftanik i jaskrawy kapelusz . Ale gdy Chrystus szepnął : „ Kto z was jest bez grzechu , niech rzuci na nią kamieniem ” , padła na posadzkę i ucałowała jego nogi jak niegdyś Maria Magdalena .
|
||
— Więc to ten łotr Maruszewicz ? … Ależ honorem ręczę , że oddał mi tylko sześćset rubli i jeszcze dużo mówił o interesowności pana Wokulskiego …
|
||
— Która tu jest zdrowa ! — rzekła pani Wąsowska , pogardliwie obwodząc wzrokiem towarzystwo . — Podaj mi pan rękę i idźmy do salonu .
|
||
„ Raz nareszcie muszę zamknąć te głupie rachunki … ”
|
||
— Że też nigdy u pana dobrodzieja nie spostrzegłem ani śladu kobiety : przychodzę przecież w rozmaitych godzinach …
|
||
Wydobył ze stolika klucz i wyszli . W sieni wionął na nich mokry śnieg . Rzecki otworzył drzwi sklepu i zapalił kilka lamp .
|
||
„ Przypuśćmy … ”
|
||
— Bardzo proszę — odparła hrabina . — Macie tu panowie wolny stolik … Ja opuszczę was na chwilę …
|
||
Dziś kontent jestem z siebie i choćbym nie chciał , muszę przyznać , że mam metternichowską głowę . Jak to ja wpadłem na myśl zakochania Stacha w pani Helenie , jak ja to wszystko ułożyłem , ażeby im nie przeszkadzano ! …
|
||
Drzwi skrzyp … Patrzę , stoi na progu jakaś brodata bestia , w paltocie z foczej skóry , odwróconej włosem na wierzch .
|
||
Wokulski słuchał przechwałek Mraczewskiego bez ruchu . Doświadczał wrażenia , jakby mu na głowę i na piersi spadały ciężary .
|
||
„ No i cóż pan na to ? ” — woła Maruszewicz .
|
||
— Ty , papo ?
|
||
O jego istnieniu wiedziała panna Izabela i nawet lubiła mu się przypatrywać z okna karety , wagonu albo z własnego mieszkania . W takich ramach i z takiej odległości wydawał on się jej malowniczym i nawet sympatycznym . Widywała rolników powoli orzących ziemię — duże fury ciągnione przez chudą szkapę — roznosicieli owoców i jarzyn — starca , który tłukł kamienie na szosie — posłańców idących gdzieś z pośpiechem — ładne i natrętne kwiaciarki — rodzinę złożoną z ojca , bardzo otyłej matki i czworga dzieci , parami trzymających się za ręce — eleganta niższej sfery , który jechał dorożką i rozpierał się w sposób bardzo zabawny — czasem pogrzeb . I mówiła sobie , że tamten świat , choć niższy , jest ładny ; jest nawet ładniejszy od obrazów rodzajowych , gdyż porusza się i zmienia co chwilę .
|
||
Pewnego dnia , w pierwszej połowie czerwca , pani Meliton dała znać Wokulskiemu , że jutro w południe panna Izabela będzie na spacerze z hrabiną i — z prezesową . Drobny ten wypadek mógł mieć pierwszorzędne znaczenie .
|
||
Dzień następny , pełen znaczenia dla Wokulskiego , nie odznaczył się żadną osobliwością ani w Warszawie , ani w naturze . Tu i owdzie na ulicy kłębił się kurz wzniecony miotłami stróżów , dorożki pędziły bez pamięci albo zatrzymywały się bez powodu , a nieskończony potok przechodniów ciągnął się w jedną i drugą stronę chyba po to , ażeby utrzymywać ruch w mieście . Niekiedy pod ścianą domów przesuwali się ludzie obdarci , skuleni , z rękami wbitymi w rękawy , jakby to był nie czerwiec , ale styczeń . Czasem na środku ulicy przewinął się chłopski wózek napełniony blaszanymi konwiami , a powożony przez zuchowatą babę w granatowym kaftanie i czerwonej chustce na głowie .
|
||
— Tylko , pani baronowo , bez żadnych pogróżek ! — odpowiada adwokat .
|
||
Szlangbaumowi opadły ręce . Piechotą wrócił do sklepu Wokulskiego , przy okazji po raz setny z rzędu wyklął swego syna za to , że nazywa się Henrykiem , chodzi w surducie i jada trefne potrawy , a nareszcie poszedł żalić się przed panem Ignacym .
|
||
Zauważyłem , że wiwaty nic go nie obchodzą . Nie rozchmurzył się nawet , choć jeden z mówców ( musiał być literat , bo gadał dużo i bez sensu ) powiedział , nie wiem , w swoim czy w Wokulskiego imieniu , że … jest to najpiękniejszy dzień jego życia .
|
||
— On sam — odpowiada jegomość w foczej skórze .
|
||
Zatrwożony Wokulski zdjął mu krawat i rozpiął koszulę . Potem zlał ręcznik wodą kolońską , którą znalazł na biurku Rzeckiego , i z synowską troskliwością wytarł choremu kark , twarz i głowę .
|
||
Ostatnie wyrazy uderzyły Wokulskiego . On przecież zdobywał pannę Izabelę mądrością i cierpliwością … Jakaś otucha wstąpiła mu w serce , przestał wahać się i nagle rzekł :
|
||
— Proszę — rzekł uroczyście hrabia – Anglik — ażeby przeciwnicy podali sobie ręce .
|
||
Powiem nawet , że między nią a mieszkającymi nad nią studentami wytworzył się pewien rodzaj sportu , polegający na tym , że ona wyjrzawszy przez lufcik starała się jak najprędzej cofnąć głowę , a oni usiłowali wylewać na nią wodę jak najczęściej i w jak największych ilościach .
|
||
— A gdyby mi się podobało rzucić dla niej cały majątek w błoto , to co ? …
|
||
— Ale żeby miliony ludzi , pracujących przez kilka wieków i nie wiedzących jeden o drugim , wytworzyło jakąś logiczną całość , jest to wprost niepodobne . ”
|
||
— Jesteśmy — dodała jeszcze ciszej — jesteśmy winne panom za lipiec …
|
||
W tym czasie od panny Izabeli odsunęli się prawie wszyscy .
|
||
— Więc dla rozgłosu ofiarował tysiąc rubli na ochronę ?
|
||
— Jeszcze nie …
|
||
„ Boże miłosierny ! potrzebne też to panu takie figle ? ”
|
||
— Więc my , papo , już nie pojedziemy do Paryża …
|
||
Major odwrócił się do nas na koniu i uśmiechnął się pod szpakowatym wąsem . Zrozumiałem , co to znaczy , usłyszawszy całą gamę strzałów , jakby kto zagrał na organach .
|
||
Pan Ignacy biegnie na górę i wpada do jednej sali . Uderza go tłum starozakonnych , słuchających z największym skupieniem jakiejś mowy . Rzecki poznaje , że w tej chwili toczy się tu sprawa przed sądem , że przemawia prokurator i że chodzi o grube oszustwo . W sali jest duszno ; mowę prokuratora tłumi nieco hałas dorożek . Sędziowie wyglądają , jakby drzemali , adwokat ziewa , oskarżony ma minę , jakby chciał oszukać sąd najwyższej instancji , starozakonni przypatrują mu się ze współczuciem , a oskarżenia słuchają z uwagą . Niektórzy przy każdym silniejszym zarzucie prokuratora krzywią się i syczą : „ aj-waj ! … ”
|
||
Żyd szeroko otworzył oczy .
|
||
— Dlatego , proszę pani , że handel opiera się nie na zyskach spodziewanych , ale na ciągłym obrocie gotówki .
|
||
Wysoko nad sobą , na trzecim piętrze , Wokulski usłyszał silny bas męski , który mówił :
|
||
Słuchając tego pani Misiewiczowa kilka razy odwołała się do pomocy chustki … Pani Stawska była spokojniejsza , tylko parę łez stoczyło się jej po twarzy . Aby ukryć wzruszenie , zwróciła się z uśmiechem do córeczki i rzekła półgłosem :
|
||
I pomyśleć , że prawie każda z nich musi przejść podobną szkołę , zanim pozna ludzi . Przedtem , choćby się jej trafiał najszlachetniejszy , nie oceni go . Wybierze starego bogacza albo śmiałego hultaja , w ich towarzystwie zmarnuje życie , a dopiero kiedyś chce się odrodzić … Zwykle za późno i na próżno ! …
|
||
Helunia , choć rozmawialiśmy zniżonym głosem , usłyszała widać , że mówimy o lalce , i wybiegła z drugiego pokoju z błyszczącymi oczyma . Ażeby zwrócić jej uwagę na inny przedmiot , spytałem :
|
||
— No , co tam — rzekł . — Jakiż to interes miałeś pan do mnie ?
|
||
Szliśmy przez ulicę nie mówiąc do siebie . Stach przygryzał wargi , a mnie już wówczas przyszło na myśl , że to wydobywanie się z piwnicy jest symbolem jego życia , które upłynęło na wydzieraniu się ze sklepu Hopfera w szerszy świat .
|
||
A w jakim celu zajmuje się furmanem Wysockim albo jego bratem , dróżnikiem z kolei żelaznej ? Po co kilku biednym czeladnikom założył warsztaty ? Po co opiekuje się nawet nierządnicą , która choć mieszka u magdalenek , mocno szkodzi jego reputacji ? …
|
||
— Termin , jeżeli można , jutro przed południem …
|
||
— Straszna ! … straszna cyfra ! — szepnął książę . — Czy nie widzisz pan w niej istotnego niebezpieczeństwa dla naszych fabryk ?
|
||
Wokulski podniósł głowę trochę wyżej i zobaczył , że jego operator nosi złote spinki przy bardzo brudnych mankietach .
|
||
W sieni domu , w którym mieszkała , był kramik antykwariusza . Wokulski rozmawiając ze szwajcarem mimo woli rzucił okiem na książki i z radosnym zdziwieniem spostrzegł egzemplarz poezji Mickiewicza , tej edycji , którą czytał jeszcze jako subiekt Hopfera . Na widok wytartych okładek i spłowiałego papieru cała młodość stanęła mu przed oczyma .
|
||
Pani Misiewiczowa umilkła , przerażona wybuchem , którego nigdy nie oczekiwała . Zdawało się , że niebo spada jej na głowę , kiedy z ust tej gołębicy bryzgnęły zdania , jakich dotychczas nie słyszała , nie czytała , jakie jej samej nie przeszły przez myśl , nawet kiedy była w tyfusie .
|
||
I otóż znowu zboczyłem od przedmiotu : miałem pisać o Wokulskim , a piszę o Minclach . Gdybym nie czuł się tak rześkim , jak jestem , mógłbym posądzić się o gadulstwo zapowiadające bliską starość .
|
||
— Twego imiennika .
|
||
„ Wszystko jedno ! ” — mruknął i zaczął :
|
||
„ Sprzedam sklep — myślał — wycofam moje kapitały i osiądę w Paryżu . Nie będę zawadzał tym , którzy mnie nie chcą … Będę tu zwiedzał muzea , może wezmę się do jakiej specjalnej nauki i życie upłynie mi , jeżeli nie w szczęściu , to przynajmniej bez boleści … ”
|
||
Ale Wokulski już nie słuchał ; szedł w stronę Wisły myśląc :
|
||
— Chyba nie zechce pan twierdzić , że galerie Lurwru stworzyła Konwencja albo przedsiębiercy artykułów paryskich ?
|
||
— Molinari ? … — powtórzył Wokulski . — Ach , tak , widziałem go w Paryżu .
|
||
Spojrzałem na sklep — prawie taki jak na Podwalu ; na drzwiach blaszany pałasz i bęben ( może ten sam , który widziałem w dzieciństwie ! ) — w oknie talerze , koń i skaczący kozak … Ktoś uchylił drzwi i zobaczyłem w głębi zawieszone u sufitu : farby w pęcherzach , korki w siatce , nawet wypchanego krokodyla .
|
||
— Nie bierz pan tego , co mówię , w jakimś hańbiącym znaczeniu — pośpieszył objaśnić baron . — Pan Wokulski nie zrobił nic podłego , tylko … takie małe świństewko , które może uchodzić w handlu , ale nie w towarzystwie …
|
||
— Ani myślę .
|
||
— Ale bo jak ona na mnie patrzyła , to ach ! … — westchnął Mraczewski , jedną rękę kładąc na piersi , drugą podkręcając wąsika . — Jestem pewny — mówił — że za parę dni otrzymam wonny bilecik . Potem — pierwsza schadzka , potem : „ dla pana łamię zasady , w jakich mnie wychowano ” , a potem : „ czy nie gardzisz mną ? ” Chwila wcześniej jest bardzo rozkoszną , ale w chwilę później człowiek jest tak zakłopotany …
|
||
Później przyszło mu na myśl : na co to on strwonił siły i życie ? …
|
||
Znowu wrócił do włosów i mikroskopu .
|
||
— Dobrze … dobrze … Więc może byś na pewien czas podstawił kogo zamiast siebie . W razie ostatecznym nawet ja pożyczę ci firmy , a o zabezpieczenie własności nie ma kłopotu . Najważniejsza rzecz — nie zniechęcać ludzi , którzy już są . Arystokracja , raz zasmakowawszy w interesach publicznych , może do nich przylgnie , a za rok , za pół roku pan staniesz się i nominalnym właścicielem kamienicy . Cóż , zgoda ?
|
||
Ledwie Wokulski zdążył jako tako ogarnąć się , wszedł pan Łęcki , a za nim woźny sklepowy . Pan Tomasz miał oczy krwią nabiegłe i sine plamy na policzkach . Rzucił się na fotel i oparłszy głowę na tylnej krawędzi , ciężko dyszał . Woźny stał w progu z zakłopotaną miną i przebierając palcami po metalowych guzikach swojej liberii czekał na rozkazy .
|
||
Skończył golić , umył Wokulskiemu twarz i owinąwszy go w strój podobny do śmiertelnej koszuli delikwentów , mówił dalej :
|
||
— Pan będziesz zdrów za moją krzywdę … — odparła z gniewem kumoszka .
|
||
Na lewo od nas huk wzmagał się : pojedynczych strzałów już nie można było odróżnić . Nagle krzyknięto w przednich szeregach :
|
||
— Cóż , nie żeni się pan Wokulski ?
|
||
Poskrobał się w głowę .
|
||
— O ! bo Grossmutter myśli tylko o kawie i o obiedzie — oburzył się Jan .
|
||
— Pan wie , że ja zawsze daję dymisję wielbicielom , którzy mnie nudzą . No , ale siadajmy , moi państwo . Narzeczeni naprzód . Fela obok Ewelinki .
|
||
— Masz rację — rzekła prezesowa .
|
||
— A następnie spiszemy akcik , mocą którego pan S. Szlangbaum zaciąga od wielmożnego S. Wokulskiego dług w kwocie dziewięćdziesięciu tysięcy rubli i takowy zabezpiecza na nowo nabytej przez siebie kamienicy . Gdyby zaś pan S. Szlangbaum do dnia 1 stycznia 1879 roku powyższej sumy nie zwrócił …
|
||
Wokulskiemu błysnęły oczy . Położył bułkę i oparł się o poręcz kanapy .
|
||
— Prawie . Chcesz zobaczyć ? … Tu jest porcelana . Zwracam ci uwagę …
|
||
— Bardzo naturalnie — odpowiedział Palmieri spoglądając na zegarek .
|
||
— Jakże się pani czuje ?
|
||
Kto wie , czy nie był on mimowolnym twórcą uwielbień , które ją ze wszech stron otaczały ? …
|
||
— Raczy książę spocząć ? …
|
||
„ Więc do tego doszedłem ? … Niebezpieczny rywal … rozbite nerwy … Zdaje mi się , że już dziś mógłbym napisać ostatni akt tej komedii ! … ”
|
||
Przed paroma laty , właśnie w Paryżu , Rossi był ideałem panny Izabeli ; kochała się w nim , i nawet nie kryła swych uczuć , o ile , rozumie się , było to możliwym dla panienki jej stanowiska . Znakomity artysta wiedział o tym , bywał co dzień w domu hrabiny , grał i deklamował wszystko , co mu kazała panna Izabela , a wyjeżdżając do Ameryki ofiarował jej włoski egzemplarz Romea i Julii z dedykacją : „ Mdła mucha więcej ma mocy , czci i szczęścia aniżeli Romeo … ” .
|
||
„ Jestem piramidalnie głupi ” — pomyślał .
|
||
— Ta wasza lalka , od pani Krzeszowskiej ? …
|
||
— Tylko zyskam — odparł Wokulski i pożegnał mecenasa i Szlangbauma .
|
||
Zastanów się więc , póki czas . Nie gub swej duszy i majątku i nie zatruwaj spokoju zacnej damie , która w nieutulonym żalu po stracie córki tę jedną ma dziś pociechę , że może przesiadywać w pokoju , gdzie nieszczęśliwe dziecię oddało Bogu ducha . Upamiętaj się , zaklinam cię — życzliwa … ”
|
||
Wokulski otrząsnął się .
|
||
— Ach , ciotka ! … — oburzył się pan Tomasz . — Ona zawsze mówi to , co mogłoby mnie zmartwić albo poniżyć . Sześćdziesiąt tysięcy daje Krzeszowska , która utopiłaby nas w łyżce wody … mieszczanka ! … Ale rozumie się , ciotka jej potakuje , bo tu chodzi o mój dom , o moje stanowisko …
|
||
„ Dlaczego nie mam wrócić ? … ” — szepnął .
|
||
— Fiu ! … A z czego żyłeś ?
|
||
Wówczas pani Stawska wyznała przed samą sobą , że ten człowiek obchodzi ją i że jest jej równie drogim jak Helunia i matka .
|
||
Czy wobec podobnych przyjęć mogłem nie bywać często ? Dalibóg , myślę , że bywałem za rzadko i że gdybym miał więcej rycerskich usposobień , powinienem był tam siedzieć od rana do wieczora . Niechby się nawet pani Stawska ubierała przy mnie . Cóż by mi to szkodziło ?
|
||
W dusznym i ciemnym jak wędlarnia pokoju , gdzie mi flaki podano , siedziało ze sześciu jegomościów przy jednym stole . Byli to ludzie spasieni i dobrze odziani ; zapewne kupcy , obywatele miejscy , a może i fabrykanci . Każdy wyglądał tak na trzy do pięciu tysięcy rubli rocznego dochodu .
|
||
Bądź jak bądź , pod wpływem nieostrożnego słówka pani z de Ginsów Upadalskiej , w pannie Izabeli poczęła wytwarzać się zmiana na korzyść Wokulskiego . Z uwagą przysłuchiwała się rozmowom panów odwiedzających jej ojca , i w rezultacie spostrzegła , że każdy z nich ma albo kapitalik , który chce umieścić u Wokulskiego , „ bodajby na piętnaście procent ” , albo kuzyna , któremu chce wyrobić posadę , albo pragnie poznać się z Wokulskim dla jakichś innych celów . Co się zaś tyczy dam , te albo również chciały kogoś protegować , albo miały córki na wydaniu i nawet nie taiły się , że pragną odbić Wokulskiego pannie Izabeli , albo , o ile nie były zbyt dojrzałymi , rade były uszczęśliwić go same .
|
||
— Za pozwoleniem — przerwał jej Wokulski . — Położenie pań jest niewątpliwie przykre , ale nie widzę powodu do desperacji . Za parę tygodni sprawa wyjaśni się , a dopiero wtedy będzie mogła rozpaczać , ale nie żadna z pań , tylko ta wariatka baronowa . Jak się masz , Heluniu — dodał całując dziewczynkę .
|
||
Nie była już nauczycielką , ale rekomendowała nauczycielki ; nie myślała o zamążpójściu , ale swatała młode pary ; nikomu nie oddawała swego serca , ale we własnym mieszkaniu ułatwiała schadzki zakochanym . Że zaś każdy i za wszystko musiał jej płacić , więc miała trochę pieniędzy i z nich żyła .
|
||
— Nie masz pojęcia , co ja wycierpiałem , oddalony od wszystkich , niepewny , czy już kogo zobaczę , tak strasznie samotny . Bo widzisz , najgorszą samotnością nie jest ta , która otacza człowieka , ale ta pustka w nim samym , kiedy z kraju nie wyniósł ani cieplejszego spojrzenia , ani serdecznego słówka , ani nawet iskry nadziei …
|
||
— Czego pan chce ?
|
||
— Nie rozumiem — rzekł pan Ignacy , obojętnie rzucając list na stół . — Dla przyjemności podróżowania z panną Łęcką , a choćby radzenia nad prezentami dla … dla jej ulubieńców nie rzuca się w błoto pięćdziesięciu tysięcy … jeżeli nie więcej …
|
||
Punkt o jedynastej był w gabinecie mecenasa , gdzie już zastał starego Szlangbauma . Mimo woli zauważył , że siwy Żyd bardzo poważnie wygląda na tle brązowych sprzętów i obić i że mecenasowi jest bardzo do twarzy w pantoflach z brązowego safianu .
|
||
— Po drugie , widzi pan , że ona się puszczała , to przez nieszczęście , źli ludzie ją skrzywdzili i temu ona nie winna . Ale żeby ona teraz nade mną chorym płakała , a do wielmożnego pana chodziła , to już byłaby taka szelma jak wściekły pies , co to tylko zabić , ażeby ludzi nie kąsał .
|
||
— Pan ma słabość do tego Maruszewicza ? — spytał hrabia .
|
||
— Nie radzę ani odradzam . Masz rozum , wiesz , jakie jest położenie , więc sama musisz coś postanowić i przyjąć konsekwencje .
|
||
— Musiała panu mówić , że arystokracja pielęgnuje nauki i sztuki , że jest mistrzynią dobrych obyczajów , a jej stanowisko celem , do którego dążą demokraci , i tym sposobem uszlachetniają się … Ciągle słyszę te argumenta ; uszami już mi się wylewają .
|
||
— Ty coś wiesz , Florciu ! … Proszę cię , powiedz ! … — błaga ją panna Izabela . Jej oczy napełniają się łzami .
|
||
— Wariat to on jest — odparł — ale jeszcze za moich studenckich czasów był wielkim chemikiem . No i porobił jakieś wynalazki , ma nawet podobno kilka dziwnych okazów , ale …
|
||
I natychmiast kilku gości powtórzyło ostatnią strofę :
|
||
— Co robisz , wariacie ? ! … — zawołałem odbijając mu karabin .
|
||
— Pamięta pani — rzekłem do pani Misiewiczowej — jak ja dawno zwracałem uwagę na te rolety ? … Gdyby były zasłonięte , pani Krzeszowska nie mogłaby śledzić , co się dzieje w mieszkaniu pań .
|
||
Wieczorem pan Ignacy sprowadziwszy pistolety wstąpił do Wokulskiego . Zastał go samotnego przy herbacie . Rzecki nalał sobie herbaty i odezwał się :
|
||
— Pamiętam ( dawne to dzieje ! ) , siedziałem w jednej izbie z jakimś frantem , który był dziwnie szczery . Opowiadał mi niestworzone rzeczy o swojej rodzinie , o swoich stosunkach , o swoich wielkich czynach , a potem — bardzo uważnie słuchał moich dziejów . No — i dobrze z nich skorzystał …
|
||
Innym razem pan Leon wyrzucał nam brak ducha poświęcenia .
|
||
Zeszedł na salę , uścisnął za rękę panią Stawską i dodał :
|
||
Widząc , że wszyscy na niego patrzą i o nim mówią , Wokulski zmieszał się . Ażeby jednak pokazać obecnym , że ta osobliwa popularność nic go nie obchodzi , wypił jeden po drugim dwa kieliszki wina stojące na stoliku i wtedy spostrzegł , że jeden kieliszek , z winem węgierskim , należał do jenerała , a drugi , z czerwonym , do biskupa .
|
||
— Na wyści … ? … A cóżeś ty robił na wyścigach ? …
|
||
— Ale im płaci się za to — odpowiedziała figlarnie patrząc mu w oczy .
|
||
„ Jużci , ten ma , czego pragnął . Ja , ledwiem zbliżył się do źródła , widzę , że nie tylko ono znikło , ale nawet wysychają moje pragnienia . Pomimo to mnie zazdroszczą , a nad nim każą się litować . Co za potworne nieporozumienie ! ”
|
||
— Już są ? … — powtórzył pan Ignacy przedrzeźniając go . — Już są ! … Nie życzę ci , abyś potrzebował kiedy wystawiać na próbę ich współczucia …
|
||
— Jeżeli tedy , kochany panie Stanisławie , nie chcesz zmarnować tak pięknie rozpoczętej sprawy , więc już nie brnij dalej . A nade wszystko — nie kupuj kamienicy Łęckich . Bo gdy włożysz w nią dziewięćdziesiąt tysięcy rubli , daruj , ale spółka rozwieje się jak dym z fajki . Ludzie widząc , że umieszczasz duży kapitał na sześć lub siedem procent , stracą wiarę do owych procentów , jakieś im obiecywał , a nawet … Pojmujesz … Gotowi podejrzywać …
|
||
— Zapewne dlatego , ażeby je z zyskiem sprzedać — odpowiedziała panna Florentyna . — W Anglii za podobne rzeczy dobrze płacą .
|
||
Memu Patkiewiczowi nie trzeba było dwa razy powtarzać . Zaczyna tedy pukać do okna baronowej tak , że sam Maruszewicz nie tylko mu otworzył lufcik , ale jeszcze własnoręcznie wciągnął chłopa do pokoju .
|
||
— Nareszcie ! … — powiedziałeś do mnie .
|
||
— Wokulski jest nieporównany ! — rzekł śmiejąc się Pan Tomasz . — Szturmem zdobył Joasię , która nie tylko nie będzie mi wymawiała wspólnika , lecz nawet gotowa o niego walczyć ze mną .
|
||
— Profesor Geist .
|
||
Wtedy zdało się jej , że z wyżyn szczęśliwego Olimpu zstąpiła do beznadziejnej otchłani Wulkana , gdzie cyklopowie kują pioruny mogące zdruzgotać sam Olimp . Przyszły jej na myśl legendy o zbuntowanych olbrzymach , o końcu tego pięknego świata , w którym przebywała , i pierwszy raz w życiu ją , boginię , przed którą gięli się marszałkowie i senatorzy , zdjęła trwoga .
|
||
Wówczas przyszło mi na myśl , że tak daleko jestem od domu , że dziś ostatnim między mną i wami łącznikiem są tylko te gwiazdy , że w tej chwili u was może nikt nie patrzy na nie , nikt o mnie nie pamięta , nikt ! … Uczułem jakby wewnętrzne rozdarcie i wtedy dopiero przekonałem się , jak głęboką mam ranę w duszy .
|
||
— Owszem .
|
||
Spojrzała na niego zalękniona .
|
||
— Drobiazg , prawie nic … Jakieś pięć do sześciu tysięcy rubli …
|
||
— Z wdzięcznością przyjmuję obietnicę — odparł Wokulski . — Nie wpłynie to jednak na termin wyjazdu państwa do Paryża , ponieważ zależy on tylko od ich woli .
|
||
Istotnie , była to kamienica Łęckich .
|
||
Szczęśliwa byłaby kobieta , z którą by on się ożenił ( mam nawet dla niego partię … ) ; ale on się chyba nie ożeni . Jakieś dzikie myśli snują mu się po głowie , ale nie o małżeństwie , niestety ! … . Ile to już poważnych osób przychodziło do naszego sklepu niby za sprawunkami , a naprawdę w swaty do Stasia i — wszystko na nic .
|
||
— Porzucasz mistrza ? — spytała ją pani Wąsowska .
|
||
W tej chwili tuż obok konfesjonału stanęła , a potem uklękła osoba młoda , ubrana bardzo starannie , z małą dziewczynką .
|
||
— Idź do domu , a jutro bądź w sklepie — odparł Wokulski .
|
||
— No , jakże ? … Gdyby pani Stawska nie kupiła u nas lalki , nie byłoby procesu , Stach nie wzruszyłby się losem pani Heleny , pani Helena nie pokochałaby go , a więc i nie pobraliby się … Bo , ściśle rzeczy biorąc , jeżeli w Stachu zbudziło się jakieś gorętsze uczucie dla pani Stawskiej , to dopiero od owego procesu .
|
||
— Jak on się wydobywa … Pysznie się wydobywa ! … — zawołał drugi stołownik .
|
||
— A , to pani Wąsowska . Ciekawym , czy jest i moja narzeczona ? … — dodał ciszej .
|
||
Klepie go po wypukłej piersi , ściska za prawą i za lewą rękę , a nareszcie oparłszy na jego ostrzyżonej głowie swoją dłoń wykonywa nią taki ruch , jakby mu chciał maść wetrzeć w okolicę ciemienia .
|
||
Wokulski potrząsnął głową .
|
||
… Wokulski ocknął się z tych dawnych wspomnień .
|
||
Wokulski rzucił trzy franki dorożkarzowi , pędem wbiegł do bramy , a z niej na trzecie piętro . Ledwie stanął przed swoim numerem , już ukazał się uśmiechnięty służący i oddał mu bilet Suzina i pakiet listów .
|
||
Uderzył się ręką w czoło i porzuciwszy ćwiczenia angielskie wydobył archiwum swoich korespondencyj prywatnych . Była to safianowa okładka , gdzie podług dat umieszczał nadchodzące listy , których spis znajdował się na początku .
|
||
Nagabany adwokat ucieka tak szybko , że jego spodnie wydają się jeszcze bardziej wytłoczonymi na kolanach , aniżeli są w istocie . Baronowa chce za nim biec , lecz w tej chwili pada w objęcia jakiegoś jegomości , który używa bardzo szafirowych okularów i ma fizjognomię zakrystiana .
|
||
Szkoda tylko , że prawie w tej samej chwili w jej czcicielu odezwał się pyszny dorobkiewicz , który na kwestyjną tacę rzucił rulon półimperiałów . Ach , jakież to było kupieckie ! … I jak on nic nie rozumie po angielsku , nie ma wyobrażenia o języku , który jest modnym ! …
|
||
— Chciałaś powiedzieć : nie poznajesz mnie , prawda ? … Dziwi cię to , że twój los mógłbym powierzyć kupcowi ? … Ale widzisz … kiedy w nieszczęściu jedni sprzysięgli się przeciw nam , inni opuścili nas , on pospieszył z pomocą , a może mi nawet życie uratował … My , apoplektycy , niekiedy bardzo blisko ocieramy się o śmierć … Więc gdy mnie cucił , pomyślałem , kto by się tobą uczciwie zaopiekował ? Bo nie Joasia ani Hortensja , ani nikt … Tylko majętne sieroty znajdują opiekunów …
|
||
— Wiesz , przyjechał tu pan Wokulski … Ach , gdybyś wiedziała , co to za człowiek ! … Ale wolę ci nic nie mówić , bo i ty jeszcze pomyślisz , że jestem nim zajęta … No i wyobraź sobie : pani Wąsowska kazała mu jechać ze sobą na spacer , sam na sam … Gdybyś wiedziała , jak się biedak rumienił ! … A ja za nią . Bo i ja chodziłam z nim na ryby , ale tylko tu , do sadzawki , i jeszcze był z nami pan Julian . Ale żebym miała tylko z nim jechać konno ? … Za nic w świecie ! … wolałabym umrzeć …
|
||
Właśnie przechodzili mimo sztachet , za którymi na dziedzińcu folwarcznym stał powóz , ten sam , którym przyjechała panna Izabela . Nawet około dyszla furman układał zaprzęgi . Ale na Wokulskim ani wiadomość , ani przygotowania do wyjazdu nie zrobiły tym razem wrażenia .
|
||
Teraz panna Izabela spuściła oczy , zmieszana w wysokim stopniu .
|
||
Stach podnosił się , wydostawał nową butelkę z kredensu , nalewał wino w osiem kieliszków i obchodził stoły , przypatrując się , jak panowie grają w wista .
|
||
— Więc sami powiedzcie — mówiła wzruszonym głosem prezesowa — czy godzi się pojedynkować o taką drobnostkę ? Wszyscy przecież wiemy , że Krzeszowski jest roztargniony i półgłówek … Najlepszy dowód w tym , co nam nagadał …
|
||
Już zrównaliśmy się z walczącą kolumną i widzieliśmy pustą przestrzeń między dymem naszej i austriackiej piechoty , kiedy spoza niej wynurzył się długi szereg białych mundurów . Szereg podnosił się i zniżał co sekundę , a jego nogi migały raz po razu , jak na paradzie . Stanął . Nad nim błysnęła taśma stali , pochyliła się i — zobaczyłem ze sto wycelowanych do nas karabinów , lśniących jak igły w papierku . Potem zadymiło się , zgrzytnęło jak łańcuch po żelaznej sztabie , a nad nami i około nas przeleciał wicher pocisków .
|
||
„ Podle mi dotychczas życie schodziło — mówił sobie . — Byłem egoistą . Ochocki — oto wspaniała dusza : chce przypiąć skrzydła ludzkości i dla tej idei zapomina o własnym szczęściu . Sława , naturalnie , jest głupstwem , ale praca dla pomyślności ogółu — to grunt … — A potem dodał z uśmiechem : — Ta kobieta już zrobiła ze mnie bogacza i człowieka z reputacją , lecz jeżeli uprze się , zrobi ze mnie — czy ja wiem co ? … Chyba świętego męczennika , który swoją pracę , nawet życie odda dla dobra innych … Naturalnie , że oddam , gdy ona tego zechce ! … ”
|
||
— A na jaką pan liczy pensję ?
|
||
I duch się ich już nie szamota
|
||
— Kupiec ! … Także mi mów ! … — zawołał pan Tomasz . — Dzięki tobie przekonałem się , że wyraz kupiec jest dziś synonimem wielkoduszności , delikatności , bohaterstwa … Zacny ! …
|
||
Kiedy mi to powtórzyła prezesowa , wbiegłem do pokoju panny Eweliny i nie powiedziawszy ani słówka upadłem jej do nóg … Teraz w Warszawie zrobiłem testament , a w nim mianowałem ją jedyną i wyłączną spadkobierczynią , choćbym umarł przed ślubem . Cała moja rodzina przez całe życie nie dała mi tyle szczęścia , ile to dziecko w ciągu kilku tygodni . A co będzie później ! … Co będzie później , panie Wokulski ? … Nikomu nie zadałbym podobnego pytania — zakończył baron , mocno targając go za rękę . — No , dobranoc …
|
||
— Ja , rządca .
|
||
Nawet głos jej się zmienił . Wokulski pilnie przypatrywał się jej , nareszcie rzekł :
|
||
Wróciłem do domu z bólem głowy , wściekając się na cały świat . Budziłem się kilka razy w ciągu nocy , a po każdym zaśnięciu śniło mi się , że Żydzi naprawdę sklep nasz kupili i że ja , aby nie umrzeć z głodu , chodziłem po podwórzach z katarynką , na której był napis : „ Ulitujcie się nad biednym , starym oficerem węgierskim ! ”
|
||
— Znajdzie młodych .
|
||
W dzień balu u księcia ani Stach , ani Szlangbaum nie byli w sklepie .
|
||
Bądź co bądź panna Izabela nie doznała przykrej niespodzianki usłyszawszy pewnego dnia od prezesowej , że pojedzie z nią i hrabiną do Łazienek i — że zatrzyma Wokulskiego .
|
||
Trzecia faza . Zobaczyła Wokulskiego w salonie ciotki w pierwszy dzień Wielkiejnocy i spostrzegła , że on o całą głowę przerasta towarzystwo . Najarystokratyczniejsi ludzie ubiegali się o znajomość z nim , a on , ten brutalny parweniusz , odrzynał się od nich jak ogień od dymu . Chodził niezręcznie , ale śmiało , jakby salon ten był jego niezaprzeczoną własnością , i posępnie słuchał komplimentów , którymi go zasypywano . Potem wezwała go do siebie najczcigodniejsza z matron , prezesowa , i po kilku minutach rozmowy z nim rzewnie zapłakała … Czyżby ten z czerwonymi rękoma parweniusz ? …
|
||
— Dlaczegóż być nie miał , skoro go zaproszono — odparła panna Florentyna .
|
||
— Yung na przodzie …
|
||
— To co ? … — powtórzył Wokulski .
|
||
— Znowu silny wyraz .
|
||
— Hę ! hę ! hę ! … — zaczął śmiać się adwokat . — Któż by inaczej robił , szanowny panie Wokulski ?
|
||
— Już siódma ? … Jak ten czas leci , jak ten czas leci …
|
||
— Zapłacę z największą przyjemnością — odparł Wokulski i myślał : „ Czy klacz wygra ? … czy go panna Izabela kiedy pokocha ? czy się coś nie stanie ? … A jeżeli klacz złamie nogę ! … ” .
|
||
— Cóż to , czy i pana ogarnia antysemityzm ?
|
||
Zasyłam ci tysiące pocałunków .
|
||
— Masz pan rację — potwierdził doktór — ale cóż stąd ? … Machina parowa przecież nie młynek do kawy , to wielka machina ; ale gdy w niej zardzewieją kółka , stanie się gratem bezużytecznym i nawet niebezpiecznym . Otóż w Wokulskim jest podobne kółko , które rdzewieje i psuje się …
|
||
— Jak pan dobrodziej ma węgierskie dukaty , to ja kupię . Ja rzetelnie zapłacę , bo mnie potrzeba dla córki , co po Pańskim Nowym Roku wychodzi za mąż …
|
||
— Nie ożeniłeś się jeszcze ? — zapytał go .
|
||
„ Więc to tak ? … O , żebyś zdechł , mój kochanku , musisz ożenić się z panią Stawską . ”
|
||
— Oto są — odpowiedział już weselej młody człowiek wydobywając paczkę papierów z bocznej kieszeni surduta .
|
||
Pół roku leżała w szpitalu , w osobnym gabinecie , samotna i zapomniana przez swoje pupilki , ich rodziców i hrabiów , którym oddawała serce . Był czas do rozmyślań . Toteż gdy wyszła stamtąd chuda , stara , z posiwiałymi i przerzedzonymi włosami , znowu zaczęto mówić powszechnie , że choroba zmieniła ją do niepoznania .
|
||
— Mamo , czego ten pan kazał mamie tu przyjść ? … Ja coś powiem do uszka : pewnie mama była niegrzeczna i teraz będzie stać w kącie …
|
||
Każdy z tych ludzi przez pewien czas zaprzątał tajemne myśli panny Izabeli , każdemu poświęcała najcichsze westchnienia rozumiejąc , że dla tych czy innych powodów kochać go nie może i — każdy z nich za sprawą bóstwa ukazywał się w jego postaci , w półrzeczywistych marzeniach . A od tych widzeń oczy panny Izabeli przybrały nowy wyraz — jakiegoś nadziemskiego zamyślenia . Niekiedy spoglądały one gdzieś ponad ludzi i poza świat ; a gdy jeszcze jej popielate włosy na czole ułożyły się tak dziwnie , jakby je rozwiał tajemniczy podmuch , patrzącym zdawało się , że widzą anioła albo świętą .
|
||
— Napisz do mnie list na dzień przed przybyciem . Prawie ciągle siedzę w domu ocierając kurze z moich retort ! …
|
||
Minęli i ten pokój i weszli na schody .
|
||
Najciekawszych jednak wiadomości dostarczyły księciu zakonnice . Był jakiś furman w Warszawie i jego brat dróżnik na Kolei Warszawsko – Wiedeńskiej , którzy błogosławili Wokulskiego . Byli jacyś studenci , którzy głośno opowiadali , że Wokulski daje im stypendia ; byli rzemieślnicy , którzy zawdzięczali mu warsztaty , byli kramarze , którym Wokulski pomógł do założenia sklepów .
|
||
— Pani Stawska — rzekł — już nie jest u Milerowej … trochę chora … Mówi coś o wyjeździe z Warszawy … Może byś tam wstąpił ? …
|
||
— Mam zgłosić się czy czekać na pańskie wezwanie ? — spytał gość .
|
||
— Panny „ w tym wieku ” umieją być interesujące — odezwała się na cały głos pani z de Ginsów Upadalska do pani z Fertalskich Wywrotnickiej .
|
||
Szuman zaczął bić się po głowie .
|
||
Skrzydłowe bataliony oddalały się od nas coraz bardziej ; wreszcie prawy zniknął za wzgórzami , a lewy o paręset sążni od nas dał nurka w szeroki parów i tylko kiedy niekiedy błysnęła fala jego bagnetów . Podzieli się gdzieś huzarzy i armaty , i ciągnąca z tyłu rezerwa , i został sam nasz batalion , schodzący z jednego wzgórza , ażeby wejść na drugie , jeszcze wyższe . Tylko od czasu do czasu z frontu , od tyłu albo z boków przyleciał jakiś jeździec z kartką albo z ustnym poleceniem od majora . Prawdziwy cud , że od tylu poleceń nie zamąciło mu się we łbie !
|
||
— „ Co to jest ? … Co pan tu robisz , panie Szpigelman ? …
|
||
— Ano pisze mi teraz z Lyonu , że Ludwik Stawski żyje i mieszka w Algierze , tylko pod nazwiskiem Ernesta Waltera . Podobno handluje winem . Przed rokiem ktoś go widział .
|
||
Na próżno przekonywałem go — ciągnął odpocząwszy adwokat — że przecież wyścigi są takim dobrym interesem jak każdy inny , a nawet lepszym , gdyż w ciągu kilku dni na ośmiuset rublach zarobiłeś pan trzysta ; ale hrabia od razu zamknął mi usta :
|
||
Był to chłop , właściciel chaty . Podniósł mnie z grochowin i wskazując w stronę Katza mówił przerażony :
|
||
— Bo mi narzeczona umarła — odpowiedział doktór pochyliwszy się na tył fotelu i patrząc w sufit . — Więc zrobiłem , com mógł : otrułem się chloroformem . Było to na prowincji . Ale Bóg zesłał dobrego kolegę , który wysadził drzwi i uratował mnie . Najpodlejszy rodzaj miłosierdzia ! … Ja zapłaciłem za drzwi zepsute , a kolega odziedziczył moją praktykę ogłosiwszy , żem wariat …
|
||
— Niechże się pani uspokoi ! … — łagodnie reflektował ją Maruszewicz .
|
||
Wokulski odwrócił się i nagle zobaczył na ziemi swój własny cień . Potem przypomniał sobie , że ten cień chodzi przed nim , za nim albo obok niego zawsze i wszędzie , jak myśl o tamtej kobiecie chodziła za nim wszędzie i zawsze , na jawie i we śnie , mieszając się do wszystkich jego celów , planów i czynów .
|
||
— Dochodzi * dziewiąta * … — odparł ze szczególnym naciskiem pan Ignacy .
|
||
Obejrzał się po gabinecie . Grupa szlachty gardzącej magnatami dała mu brawo .
|
||
— Przepraszam ! … Doprawdy nie miałem zamiaru … Ale sądzę , że moja przyjaźń dla czcigodnej prezesowej , która , panie , tak …
|
||
— Z wizytą i z interesem — * tek * ! … Czy wolno ? …
|
||
— Ach , Boże , co mówią …
|
||
— Sto , do stu dziesięciu tysięcy rubli … Cokolwiek jednakże dostanę , tobie oddam , panie Stanisławie .
|
||
W jesieni , w roku 1870 ( właśnie wróciłem od Jasia Mincla , który już leżał w łóżku ) , siedzę sobie w moim pokoju po wieczornej herbacie , nagle ktoś puka do drzwi .
|
||
— Oto jest kamień — rzekł Wokulski .
|
||
Wtem spojrzał na bok i zrobiło mu się zimno … Zobaczył pannę Łęcką bardziej odurzoną i roznamiętnioną od innych . Nie wierzył własnym oczom .
|
||
— Już … Teraz pan zabierze głos ? …
|
||
W saloniku matka pani Stawskiej , jak zwykle , robiła pończochę ; zobaczywszy nas uniosła się nieco z fotelu i zdziwiona przypatrywała się Wokulskiemu .
|
||
„ Ciekawym — rzekł do siebie po chwili — w jakim celu tak znacząco zaprasza mnie prezesowa ? A może to panna Izabela ? … ”
|
||
— A ja Izabelkę , a potem … Wąsowską .
|
||
Rumieniec gniewu wystąpił na twarz panny Izabeli .
|
||
— Dziewięćdziesiąt tysięcy rubli po raz … trzeci ! … — powtarza komornik i uderza małym młotkiem o zielone sukno .
|
||
Pomimo znajomości , trwającej ledwie kilka godzin , Molinari żywo zainteresował pannę Izabelę .
|
||
Dzięki nawet tym opowiadaniom nabrała dużego wstrętu do małżeństwa i lekkiej wzgardy dla mężczyzn .
|
||
— Dla mnie niech pani sobie nie zadaje tego trudu .
|
||
Baron podniósł się z fotelu .
|
||
„ Jeżeli ona nie jest aniołem , to ja jestem psem ! … ” — pomyślał Wokulski .
|
||
„ Chwilowa apatia , wyczerpanie , brak wrażeń … Za dużo myślę o interesach ” — mówił .
|
||
Na widok świateł i ulicznego ruchu odzyskał wesołość ; nawet uśmiechał się i szeptał :
|
||
— Człowieku , człowieku ! … — zawołała Felcia . — Ta pani z wami nie rozmawia … Ta pani mówi , że jesteście ordynarni .
|
||
— Nie ; ta kamienica ma dla mnie większą wartość aniżeli spółka z panami całego świata .
|
||
VI . W jaki sposób nowi ludzie ukazują się nad starymi horyzontami
|
||
„ To i lepiej ! ” — mruczy .
|
||
— Szanowny pan — ciągnął baron — już skończył swoją misję . Winszuję ! … — dodał ściskając go za rękę . — Od pierwszego , panie , rzutu oka uczułem dla pana szacunek i sympatię , która teraz zamienia się w prawdziwą cześć … Tak , panie . Nasze usuwanie się od politycznego życia zrobiło nam wiele szkody . Pan pierwszy złamałeś nierozsądną zasadę abstynencji i za to , panie , cześć … Musimy się przecie interesować sprawami państwa , w którym znajdują się nasze majątki , gdzie leży nasza przyszłość …
|
||
„ Nie myśl , panie Stanisławie — kończyła — że zapraszam cię z powodu twoich świeżych awansów , dla pochwalenia się znajomością z tobą . Tak czasem bywa , ale nie u mnie . Chcę tylko , ażebyś odpoczął po swych ciężkich trudach , a może i rozerwał się w moim domu , gdzie oprócz gospodyni , starej nudziarki , znajdziesz jeszcze towarzystwo młodych i ładnych kobiet . ”
|
||
— Masz ! … masz ! … Zobaczymy , jak ono będzie wyglądało w razie potrzeby . Dobranoc , dobranoc … — mówił stary subiekt , z hałasem chowając księgi .
|
||
Zachodziło słońce , a na niebie pokazały się chmury , kiedy Starski kazał służbie sprzątnąć naczynia , kosze i dywan , a paniom zaproponował powrót .
|
||
— Widzę , że zaczynasz znać się na cyfrach .
|
||
— I co , pani ?
|
||
Co mnie jednak dziwi najmocniej — prawiła — to okoliczność , że na podobnych lalkach nie poznają się mężczyźni . Dla żadnej kobiety , począwszy od Wąsowskiej , kończąc na mojej pokojówce , nie jest to sekret , że w Ewelinie nie zbudził się jeszcze ani rozum , ani serce ; wszystko w niej śpi … A tymczasem baron widzi w niej bóstwo i durzy się , biedak , że ona go kocha !
|
||
— Cóżeście państwo tak długo robili ? — pytał ze śmiechem Starski podając rękę pannie Izabeli , która przyjęła ją pośpiesznie .
|
||
— Zamelduj mnie pani baronowej — rzekł pan Krzeszowski nieco przytłumionym głosem .
|
||
— W roku 1849 i nieco później — wtrąciłem .
|
||
— W takim razie ośmielę się proponować … Przeciwnicy stają o dwadzieścia pięć kroków , idą naprzód po pięć kroków …
|
||
„ Co za głupstwo — myślał — robić się zależnym od jednej ludzkiej istoty ! Wszakże ja dla niej tylko pracowałem , o niej myślę , nią żyję . Co gorsze — dla niej porzuciłem Geista … No , ale cóż lepszego miałbym u Geista ? Byłbym tak samo zależny jak dziś , tylko zamiast pięknej kobiety panem moim byłby stary Niemiec . I tak samo pracowałbym , nawet ciężej ; z tą różnicą , że dziś pracuję dla mego szczęścia , a wówczas dla szczęścia innych , którzy tymczasem bawiliby się i kochaliby się na mój rachunek .
|
||
— Albożem narobił ich tak wiele ! …
|
||
— Domyśla się pan , z czym przychodzę ? — mówił baron . — Panie Wokulski , czy mam przeprosić pana za mimowolną krzywdę ? …
|
||
— Miejmy w Bogu ufność …
|
||
Tylko jego córka bywała u sędziwej hrabiny Karolowej i paru jej przyjaciółek , co znowu dało początek pogłosce , że pan Tomasz jeszcze posiada majątek i że zerwał z towarzystwem w części przez dziwactwo , w części dla poznania rzeczywistych przyjaciół i wybrania córce męża , który by ją kochał dla niej samej , nie dla posagu .
|
||
W chwili gdy Wokulski z Maruszewiczem weszli tam , odbywała się lekcja konnej jazdy . Czterech panów i jedna dama jeździli , koń za koniem , wzdłuż ścian maneżu ; na środku stał dyrektor zakładu , mężczyzna z miną wojskową , w granatowej kurtce , białych obcisłych spodniach i wysokich butach z ostrogami . Był to pan Miller ; komenderował jeźdźcami pomagając sobie w tej czynności długim batem , którym od czasu do czasu podcinał źle manewrującego konia , przy czym krzywił się jeździec . Wokulski zauważył naprędce , że jeden z panów , który jeździł bez strzemion , trzymając prawą rękę za plecami , ma minę łobuza , że drugi z nich pragnie zająć na koniu stanowisko środkujące między szyją a zadem , a czwarty wygląda tak , jakby w każdej chwili usiłował zsiąść z konia i już do końca życia nie ćwiczyć się w ekwitacji . Tylko dama w amazonce jeździła śmiało i zręcznie , co Wokulskiemu nasunęło myśl , że na świecie nie ma dla kobiet pozycji ani niewygodnej , ani niebezpiecznej .
|
||
Ponieważ nie znałem tych panów , a zapewne i oni mnie , nie mogę więc posądzić ich o umyślną szykanę . Proszę jednak wyobrazić sobie , co za traf , że właśnie gdym wszedł do pokoju , rozmawiali o Wokulskim . Kto mówił , z przyczyny dymu nie widziałem ; wreszcie nie śmiałem podnieść oczu od talerza .
|
||
— Moja pani , cóż mi pani wiecznie robi jakieś awantury ! — oburzył się Ochocki . — Właśnie , że ja będę powoził .
|
||
— Panie — rzekł słodkim głosem . — Widzę , że z panem muszę grać w otwarte karty … Więc powiem od razu …
|
||
Wokulskiemu , kiedy znalazł się z nią sam na sam , krew uderzyła do głowy . Wzburzenie spotęgowało się , gdy spostrzegł , że panna Izabela patrzy na niego jakimś dziwnym wzrokiem , jakby go chciała przeniknąć do dna i przykuć do siebie . To już nie była ta panna Izabela z kwesty wielkotygodniowej ani nawet z wyścigów ; to była osoba rozumna i czująca , która ma go o coś serio zapytać i chce mu coś szczerego powiedzieć .
|
||
Miałby z owych lekcyj nie najgorsze dochody , gdyby od czasu do czasu nie odwiedzał go ojciec , który zmienił się tylko o tyle , że nosił tabaczkowy surdut zamiast piaskowego , a swoje papiery obwijał w chustkę niebieską . Zresztą został taki sam jak wówczas , kiedy go poznałem . Siadał przy stoliku syna , kładł na kolanach papiery i mówił głosem cichym i jednostajnym :
|
||
— Serwis i srebra nabyłem od jubilera . Sekretu z tego nie robię . Osób trzecich do sprawy nie mieszam , ponieważ to nie jest w zwyczajach handlowych .
|
||
— Powiedz mi — po raz pierwszy odezwał się Wokulski — za cóż to ja mam dostać pięćdziesiąt tysięcy ? …
|
||
— Nie .
|
||
— Wiesz , co mówią ? … Że sklep sprzedajesz ? …
|
||
Wokulski podał bilet i został sam . W sali były sprzęty kryte amarantowym utrechtem jak w wagonach pierwszej klasy — kilka ozdobnych szaf z pięknie oprawnymi książkami , które tak wyglądały , jakby ich nigdy nie czytano — na stole zaś parę ilustracji i albumów , które zdaje się , oglądali wszyscy . W jednym rogu sali stał gipsowy posąg bogini Temidy z mosiężnymi wagami i brudnymi kolanami .
|
||
Zatrzymał się . Uderzył go szczególny wyraz twarzy panny Izabeli , która patrzyła na niego z lekkim zdziwieniem , jakby widziała go pierwszy raz w życiu .
|
||
— I tak pan zjechał z drogi , jak dziś wioząc nas …
|
||
— Trzeba raz zerwać z tym kramarstwem — odezwał się po chwili . — Interes żaden , a wymagania ogromne .
|
||
— A jeżeli jest inaczej ? — zapytała panna Florentyna , ciągle bawiąc się obszyciem swego stanika .
|
||
— Otóż Wokulski był wtedy u Hopfera subiektem i miał już ze dwadzieścia parę lat .
|
||
— Właśnie do niej jadę . Witam pana barona . Niechże pan siądzie .
|
||
( Jużci , ma rację ! Cóż to , jemu nie wolno żenić się , z kim by chciał , nawet z panią Stawską ? … Że też nie zorientowałem się i bez potrzeby zrobiłem awanturę temu Szprocinie . )
|
||
— Trzeba by , moja Marysiu , założyć świeże firanki , bo mam przeczucie , że nieszczęśliwy nasz pan nawróci się …
|
||
No i wrócił do handlu , a wtedy zawołano , że się sprzedał i żyje na łasce żony , z pracy Minclów .
|
||
Nagle od strony kuchni doleciało nas niepokojące syczenie . Jejmość w kaftaniku wybiegła szepcząc po drodze :
|
||
Tym szerzej koło żałobne roztoczy ,
|
||
— Ale ma tu przyjaciół — zawołała baronowa . — I gdybym nie znała pana , przypuszczałabym , że pośredniczysz mu w tych bezeceństwach .
|
||
Jeżeli dzień udał się dobrze , pan Ignacy był kontent . Wówczas przed snem czytał historię konsulatu i cesarstwa albo wycinki z gazet opisujących wojnę włoską z roku 1859 , albo też , co trafiało się rzadziej , wydobywał spod łóżka gitarę i grał na niej Marsza Rakoczego przyśpiewując wątpliwej wartości tenorem .
|
||
— Co ? może sądzisz pan , że pochlebiam ci dla wytumanienia kilku franków ? … Jutro będę jeszcze raz u pana i przekonam cię , jak w tej chwili jesteś niesprawiedliwy i głupi …
|
||
Wyszli . W pierwszą parę pani Wąsowska z panną Izabelą , za nimi Wokulski , dalej baron z narzeczoną , a na końcu panna Felicja z Ochockim , który rozrzucał rękoma i prawił :
|
||
— Nie , pani . Ja myślę , że tak jak pani wyglądały kobiety święte .
|
||
— A , panie mecenasie — mówi drżącym głosem — tak się nie godzi ! …
|
||
— Dwieście pięćdziesiąt tysięcy rubli , z tego dużą część w złocie — rzekł dobitnie . — A ponieważ kazałem zakupić banknoty , które po zawarciu pokoju sprzedam , więc będę miał przeszło trzysta tysięcy rubli …
|
||
Wokulski cicho gwiżdżąc zasadził kapelusz i oparłszy rękę na ramieniu starego przyjaciela , odparł :
|
||
— A gdybyś pan je nawet przypiął , to co ? … — spytał Wokulski .
|
||
W zamian za moją skruchę , droga Pani , racz wyrobić u W-go Wokulskiego ( który nie wiem , za co gniewa się na mnie ) , ażeby mi prolongował kontrakt na dalsze lata i nie wypędzał przesadnymi żądaniami z domu , gdzie moja jedyna córka skończyła życie . Należy to jednak robić ostrożnie , gdyż W-ny Wokulski z niewiadomych mi powodów nie życzy sobie , ażeby o jego nabytku mówiono . Nie tylko , zamiast sam kupić kamienicę ( jak uczciwy człowiek ) , podstawił lichwiarza Szlangbauma , ale jeszcze , ażeby nadpłacić dwadzieścia tysięcy rubli nad moją sumę , sprowadził do sądu fałszywych licytantów . Dlaczego tak tajemniczo postępuje ? lepiej niż ja musicie Wy wiedzieć , drodzy Państwo , którzy podobno umieściliście u niego swój kapitalik . Mały on jest , ale przy łasce bożej ( która tak oczywiście czuwa nad Wami ) i znanej obrotności W-go Wokulskiego przyniesie zapewne procent , który wynagrodzi Państwu gorycze ich dotychczasowego położenia . Polecając siebie sercu drogiej Pani , a nasze obustronne stosunki niezawodnej sprawiedliwości boskiej , pozostaję zawsze wierną , choć pogardzaną ich kuzynką i uniżoną sługą .
|
||
— Więc przypuszczasz , żeby się ośmielił …
|
||
— Przepraszam pana … może ja co złego powiedziałem ? … Ale u nas , panie , to tacy panowie nie bywają … Podobno bywali dawnymi czasy … Nawet ojciec nieboszczyk gadał , że sam widział takiego pana , co wziął z Zasławia sierotę i zrobił z niej wielką panią , a jegomości zostawił tyle pieniędzy , że z nich wybudowali nową dzwonnicę …
|
||
— Jeszcze jak ! — prawił radca . — Patrz pan jednakże , co to znaczy szczęście . Półtora roku temu baba objadła się czegoś i umarła , a Wokulski po czteroletniej katordze został wolny jak ptaszek , z zasobnym sklepem i trzydziestu tysiącami rubli w gotowiźnie , na którą pracowały dwa pokolenia Minclów .
|
||
Wciąż pakując i zbierając różne graty wyszedł do sali . Upłynęła minuta — nie wracał ; dwie … nie wraca … Spojrzałem przez uchylone drzwi i zobaczyłem , że stoi oparty o poręcz krzesła patrząc bezmyślnie w okno .
|
||
Na dziedzińcu awantura . Baby ( ile , że niejedna mocno interesowała się zdrowiem Patkiewicza ) zaczynają wrzeszczeć , stójkowi osłupieli , a komornik zupełnie stracił głowę .
|
||
III . Widziadło
|
||
Wokulski obejrzał się . „ Przywidzenie chorej wyobraźni . ” Jednocześnie przy czwartym stole , w głębi kościoła , spostrzegł hrabinę Karolową i pannę Izabelę . Obie również siedziały nad tacą z pieniędzmi i trzymały w rękach książki , zapewne do nabożeństwa . Za krzesłem hrabiny stał służący w czarnej liberii .
|
||
„ Na co mam już czekać ? … czego dowiem się ? … Jeżeli Geist jest ordynarnym oszustem i jeżeli można kochać się w łopatce do węgli , jak ja w * niej * , to cóż mi jeszcze pozostaje ? … ”
|
||
— Nigdy tak dobrze nie bawiłam się w Warszawie jak tego roku .
|
||
— Ta bardzo mi się podoba . Wiesz … ja ją wezmę , bo moja już na nic …
|
||
— Poczekaj . Jest ktoś , który chciałby ci dopomóc , więc nie spiesz się i odpowiadaj szczerze …
|
||
Już wówczas przyszło jej na myśl , ale tylko na chwilę , że Wokulski musi być bardzo nieszczęśliwy i że miałby wielką zasługę ten , kto by wydobył go z sideł kokietki .
|
||
Przy bramie wiodącej tam zobaczył bosego , przewiązanego sznurami tragarza , który pił wodę prosto z wodotrysku ; zachlapał się od stóp do głów , ale miał bardzo zadowoloną minę i śmiejące się oczy .
|
||
Mówiąc tak , przesuwał szafiry przed oczyma Wokulskiego , przy migotliwym blasku świecy .
|
||
Ojciec zamyślił się .
|
||
Czasami w tej ucieczce przed samym sobą doganiała mnie noc . Wtedy spoza krzaków , zwalonych pni i rozpadlin wychodziły naprzeciw mnie jakieś szare cienie i smutnie kiwały głowami o wyblakłych oczach . A wszystkie szelesty liści , daleki turkot wozów , szmery wód zlewały się w jeden głos żałosny , który mnie pytał : „ Przechodniu nasz , ach ! co się z tobą stało ? … ”
|
||
Dzwonek . Yung wygrał . Wysoki sportsmen wziął klacz za uzdę i zaprowadziwszy przed trybunę sędziów zawołał :
|
||
„ Ach , gdybym wiedział , że śmierć jest zapomnieniem … A jeżeli nie jest ? … Nie , w naturze nie ma miłosierdzia … Czy godzi się w nędzne ludzkie serce wlać bezmiar tęsknoty , a nie dać nawet tej pociechy , że śmierć jest nicością ? ”
|
||
— Dlaczego , ciociu ? …
|
||
Na świecie jest dużo niedowiarków i ja sam bywam czasami niedowiarkiem i wątpię o Opatrzności boskiej . Nieraz też , kiedy źle idą polityczne interesa albo kiedy patrzę na nędzę ludzką i na triumfy łajdaków ( jeżeli taki wyraz wolno wymawiać ) , nieraz myślę sobie :
|
||
— Czasem zdaje mi się , że wolałabym w grobie leżeć … — szepnęła panna Ewelina .
|
||
— Czy mam oddawać życie za tych gości , którzy mi wymyślają jak psu , czy za tych chłopców i subiektów , którzy drwią ze mnie ? — spytał Wokulski .
|
||
„ Jeżeli ja — mówił do siebie — przez zmarnowanie jednego wieczora narobiłem tyle zamętu w sklepie , to niby — jakiego zamętu w interesach narobi Stach , który marnuje dziś dnie i tygodnie na teatry włoskie , i zresztą — nawet nie wiem na co ? … ”
|
||
„ Kiedyż nareszcie wyjedziemy z tego miejsca ? … ”
|
||
Prezesowa tego dnia kazała podać wcześniej drugie śniadanie , a później obiad . Około wpół do pierwszej przed pałac zajechał brek i pani Wąsowska dała hasło do wsiadania .
|
||
— I cóż doktór na to wszystko ?
|
||
Stanął przede mną i schwyciwszy mnie za klapy surduta mówił zirytowanym głosem :
|
||
Praca nad szczęściem we wszystkich kierunkach — oto treść życia paryskiego . Tu przeciw zmęczeniu zaprowadzono tysiące powozów , przeciw nudzie setki teatrów i widowisk , przeciw niewiadomości setki muzeów , bibliotek i odczytów . Tu troszczą się nie tylko o człowieka , ale nawet o konia dając mu gładkie gościńce ; tu dbają nawet o drzewa , przenoszą je w specjalnych wozach na nowe miejsce pobytu , chronią żelaznymi koszami od szkodników , ułatwiają dopływ wilgoci , pielęgnują w razie choroby .
|
||
— Tak … dom był wart sto dwadzieścia tysięcy ! … — odzywa się całkiem nieoczekiwanie sprzymierzeniec w osobie jegomościa z łajdacką miną .
|
||
W pragnieniach — tęsknych a bezsilnych ..
|
||
Odbył się drugi wyścig , muzyka znowu zagrała . Wokulski pobiegł do trybuny , a spotkawszy Yunga , który z siodłem w ręku powracał w tej chwili od wagi , szepnął mu :
|
||
„ Cóż robić ? … Cóż robić , jeżeli go wybrała … Moje nieszczęście , żem ją poznał … ”
|
||
W gabinecie hrabiego-Anglika stał na środku stół przykryty zielonym suknem i otoczony czterema wysokimi krzesłami ; na stole leżały cztery arkusze papieru , cztery ołówki , dwa pióra i kałamarz tak wielkich rozmiarów , jakby był przeznaczony do sitzbadów .
|
||
— Nie , dziecko — odparł pan Tomasz prostując się . — My dopiero zaczniemy triumfować i bodaj czy nie tego boi się moja siostra i jej koteria . Oni tak głęboko zasnęli , że razi ich każdy objaw żywotności , każdy mój śmielszy krok — dodał jakby do siebie .
|
||
„ A po co ? … Może po to , ażeby znowu spotkać pannę Izabelę , znowu stracić energię ? … ”
|